Forum towarzyskie »

Dom Spokojnej Starości "Jesień Re Volty"

O, pamiętam jeszcze takie długie, kręcone, chrupiące, podobne konsystencją do bezów tylko zdecydowanie twardsze cukierki, które mi babcia z odpustów z Zamojskiego kilka razy przywiozła. Normalnie smak dzieciństwa, ona na to chyba szczypawki(?) czy jakoś tak mówiła. Jej, co ja bym dała, żeby ich znó spróbować 😍
CzarownicaSa- czasem na odpuście można takie znaleźć- staram się choć jeden kupić 😉
No i tam były adresy i można było pisać listy do przyjaciół z ZSRR.  😉

Pisało się, pamiętam. Oni w szkole uczyli się angielskiego, a my "ruskiego".
Ja miałam głupią panią z ruskiego.
Były też wymiany międzyszkolne z uczniami z ZSRR i NRD.

Poranki niedzielne w kinie z ojcem.
I oranżada od "Czarnego", czyli takie czerwone, słodkie i gazowane. Kolejka po naboje do syfonu.
Piękny wątek Taniu :kwiatek:

A ja tęsknię za długimi spacerami z tatą, zawsze w porach późno wieczornych, zawsze mnie targał po 2-3 godziny i opowiadał, opowiadał.... Tęsknię za łyżwami nad własnym stawem, że co roku mróz był tak silny i trzymał całą zimę, nie tak jak teraz, sztuczne lodowiska wszędzie. Tęsknię za tymi wszystkimi wojażami, zawsze tata mnie wszędzie ciągał, w każdą pogodę, dzięki temu byłam zahartowana i nigdy nie chorowałam, w przeciwieństwie do tego co się dzieje teraz  😕
Tęsknię za jedzeniem, takim normalny, smacznym, nieskomplikowanym. Ah jak ja bym chciała, żeby mi mama robiła śniadania, obiady, kolacje jakie to było dobre wszystko! No i za moim pokojem też tęsknię, za łóżkiem, za moimi pierdołami, za spaniem z psem, za czytaniem książek w łóżku.
Chyba mnie dorosłość dopadła, kurde a było kiedyś tak fajnie, bezproblemowo, spokojnie, o nic nie trzeba się było martwić.
Dementek żartujesz? 😀 A u Ciebie są odpusty? Nie jestem katoliczką, więc szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia, kiedy to jest i gdzie :/

edit: O, za moim zaskrońcem jeszcze tęsknię. Miało się tą fantazję, żeby węża pod łóżkiem trzymać... 😵
Czarownicasa, też lubiłam te lizako-cukierki.
Do czasu kiedy brat mi powiedział, że ci rosjanie(bo u nas łównie oni to sprzedawali) tak naprawdę je na ślinę zlepiają i formują różnorazkie wężyki z nich.
A większość pań sprzedających swoją aparycją nie urzekały  😉

od tamtej pory nawet na nie patrzę  😁
U nas to się szczypki nazywa i mozna to kupić na odpustach i festynach.
Bajki-grajki na adapterze Bambino, mam kilka do słuchania w aucie, po podobno wyszły na CD, plejada polskich aktorów czytała i śpiewała w nich. Honor i zasady w stosunkach "między nami facetami", jak była "solówka" to wiadomo było, że nikt na plecy nie skoczy i nie skopie bez względu na wynik starcia.
Obozy harcerskie, bez podziału na ZHP i ZHR, gdzie instruktorami byli jeszcze przedwojenni harcerze, ksiażki o Tomku Wilmowskim, Sindbad w niedzielę, Wigry 3 i ogólny spokój i bezpieczeństwo, ganiało się do zmroku i rodzice nie umierali ze strachu, że coś sie stało.
melechow właśnie! Szczypki! Kurczę, muszę tego w mojej okolicy poszukać!
A ja tesknie za bieganiem na boso po wsi. Moja babcia mieszkała w miejscowości, gdzie przez lata nawet żadnego asfaltu nie było. Wiele domów nie miało nawet kanalizacji i trzeba było z wiaderkiem biec do pompy w środku wsi. Wszędzie były konie, krowy, kury, kaczki. Jak się chciało jeść zupę, to trzeba było samemu warzywa wyrywać. Sklep owszem, był, ale trzeba było na piechte iść 3 km, natomiast autobus przyjeżdżał co drugi dzień, czasami rzadziej, bo nie mógł przedostać się przez błoto. Jako dziecko byłam zaprzegana do różnego rodzaju prac i było to normalne, nikt się nie wymadrzal bezstresowym wychowaniem. Razem z kuzynem robiliśmy zawody, kto więcej drewna zaniesie, jak ktoś nie utrzymał ciężaru do końca trasy (tzn. Kuchni) to był ciamajda. W kuchni był prawdziwy piec (babcia ma go nadal do dziś) i żeśmy sobie jednocześnie piekli na nim ciasteczka i jednocześnie nad nim suszyli pranie 🙂

Pamiętam, ze czekolada Wedla nie miała kiedyś takiego cukrowego smaku, była wysmienita. Tak samo były kiedyś płatki Pacyfik, które jadłam ze smakiem na śniadanie. Obie firmy zostały wykupione przez Nestle, które schrzanilo wszystko zupełnie.
Ciepło z węglowego pieca w kuchni mojej babci. Były potem inne piece węglowe, ale taki już nigdy.
izydorex, dokładnie! To ciepło było takie wyraźnie inne 🙂
wakacje, na które się tłukło na bogato dużym fiatem, z pokrowcami w ciapki i bardzo długą anteną, potem matka nabyła czerwoną strzałę-poloneza, gdzie trzeba było krzyczeć, żeby się porozumieć. jechało sie cały dzień, zawsze w "dołku" pod Włocławkiem płaciło mandat. i potem 3 miesiące wakacji albo z dziadkami albo  z matką. 4-5 km do plaży, brak bieżącej wody, mirabelki. i dzieciaki z sąsiedztwa, zaznajomione, bo te same letniki u pani gospodarz od lat. nikt nie marudził, że daleko. do sklepu też 5 km. dziadek z kaszorkiem łowiący bursztyn, ja szczyl wybierająca z wodorostów małe bursztynki. i potem flądra którą dziadek złowił z kutra ze znajomymi rybakami, i jagody, takie wielkie, które zbierał wiadrami o poranku.

15 lat w Kątach Rybackich nie byłam. a to taka nadmorska wspaniała wieś, i droga nad morze, znana od lat. chyba bałabym się, że dotarła tam cywilizacja i zburzyła wspomnienia.

uroniłam łezkę. chyba najpiękniejsze wspomnienia. dziękuję.
OOO mirabelki to moje wspomnienie z najcudowniejszych dziecięcych lat - wakacji na wsi.
I ku mojej radości rok temu przeprowadziłam się na wieś a wkoło - pełno mirabelek 🙂
Ale marudzicie , teraz mam chęć na blok czekoladowy  😜  Fajnie było by zobaczyć koziołka matołka  🏇 
Ja znowuż od wielu lat nieprzerwanie ciągle wspominam  i tęsknie  z moją drużyną piłki ręcznej. Za tymi wrednymi, ambitnymi babami które dawały sobie konkretny wycisk na boisku.
Kiedyś to był cały mój świat- Przez 9 lat 3-4 razy w tygodniu spotykałyśmy się na treningach aby grać . Dochodziły do tego mecze, sparingi.
Ciężko było się pogodzić z tym że każda poszła w inną stronę, drużyna się rozpadła,trener poszedł na emeryturę. Nagle po tylu latach skończyło się coś co miało dla dzieciaka sens. Trzeba było dorosnąć, zmierzyć się z życiem, iść dalej
Do dzisiaj mam swoją klubową koszulkę , pikę do gry i nakolanniki. Do dzisiaj śnią mi się też  rozgrywki.
Ile ja bym dała aby spotkać się w starym składzie, aby móc znowu pobiegać po boisku, porzucać bramki, poskakać do gwiazd. 🙁
Serce boli i łza się kręci na same wspomnienia.
Oj wakacje na wsi i podróże na ową wieś naszym maluchem w którego mieściliśmy się całą szóstką (z babcią), z psem, kanarkiem i chomikiem. I tylko w tego naszego "rozepchanego" malucha sie tak mieściliśmy. I dziwne akrobacje które się robiło na tylnym siedzeniu kiedy łapała nas policja 😉
I wieś...mleko prosto od krowy jeszcze z pianką, ciepłe ziemniaki z parownika dla świń. Całe dnie na polach podczas żniw. I pilnowanie krów podczas przepraw na łąki na drugą stonę Pilicy 😉
I czekanie godzinami pod sklepem aż przywiozą pieczywo świeże - takie duże okrągłe bochenki chleba. I jeszcze ciepłe pajdy jedzone z cukrem.
Fajne były te nasze wakacje na działce na wsi.

Szkoda że ciężko teraz byłoby zafundować takie wakacje moim dzieciom.
Ja to jeszcze wspominam miło czasy, kiedy nie było telefonów komórkowych.
I kiedy pisało się listy. Mam wiele do dziś.
Taki list to było coś.
Ha! Pisałam wiele listów, prawie non stop. Mój rekord do przyjaciólki to list z wakacji który miał 37 stron 😉 Ma go do dziś (tak samo jak ja wszystkie listy od niej).
OOO mirabelki to moje wspomnienie z najcudowniejszych dziecięcych lat - wakacji na wsi.



Moje z lat podstawówki w blokowisku - całe boisko szkolne było obsadzone mirabelkami i jak tylko pojawiły się zielone śliweczki, chłopcy je natychmiast zrywali na potęgę i rzucali w nas 😀

Bary mleczne jeszcze są, chociaż w nich nie bywam ze względu na zmianę diety, ale sentyment pozostał. Tata nie lubił "kluchów", więc jak tylko wyjechał w delegację, szłyśmy z mamą na pierogi, kopytka lub inne delikatesy.

Lody Calypso to klasyk, a pamiętacie pepsi w takich szklanych butelkach bez etykietek? Na weselach przeważnie były... 😉
Rzucanie przez Dziadka monet w sreberku (folii spożywczej) przez okno, gdy chciałam iść z koleżankami na lody. 'Tak żeby babcia nie widziała' 😁
Zbiórki surowców wtórnych. Takie akcje, że się chodziło po osiedlu, pukało do domów i ludzie dawali stare gazety, złom.
Jak ja to lubiłam! Brałam do kompanii dwu najsilniejszych chłopaków z klasy i wygrywaliśmy.
ElaPe, muszę się odnieść! Co prawda Twój post był na 1 stronie wątku, ale jak zobaczyłam "Konika Garbuska" to aż mi się ciepło na sercu zrobiło.
Czytałam tę baśń tyyyyle razy, moja najukochańsza, najpiękniejsza!
W rodzinie mieliśmy jeden egzemplarz i on krążył po wszystkich dzieciach. Ja dostałam od siostry ciotecznej, teraz do niej wrócił. A w zasadzie nie do niej, tylko do jej córy, a mojej chrześnicy 😀
Książka jest traktowana niemal jak "relikwia" 😁
Wystawanie pod oknem i 'maaamoooo! pic!' , 'moje' psy na podworku, wlasne, choc nie mogly wchodzic do domu, to dostawaly malutka dyspense jak bylam chora i mogly wpadac sie przywitac (mieszkalismy z dziadkami w bloku).

'O psie ktory jezdzil koleja'- czyli pierwsza przeplakana lektura. Film o oswojonej wydrze, ktora ktos w koncu zabil - pierszy przeplakany i 'tatusiu, dlaczego?' - tak sie dowiedzialam, ze filmy nie sa naprawde, ze to fikcja. Mialam 4 lata, zapamietalam na zawsze.

Kluski z cukrem, chleb z cukrem, kogel mogel... Paczka fumfli na podworku, bandy i bazy, patyki i kamyki, szkielka i piasek. Do tego guma, trzepak i skakanka. Moje dziecinstwo. Tak strasznie mi zal, ze moje dziecko bedzie mialo inaczej. Chcac nie chcac. Nie chcac raczej.

'O psie ktory jezdzil koleja'- czyli pierwsza przeplakana lektura.



A nic nie mów.... wyłam jak durna kiedy Lampo zginął.
Do ulubionych książek (oprócz wymienionych przez Was) to jeszcze "Kukuryku na ręczniku" i seria "Poczytaj mi mamo".
Ja to młode pokolenie jestem wiec starych czasów nie pamiętam. Ale przez to że moi rodzice są starsi niż przeciętnie moich rówieśników dużo sie nasłuchałam 😉 Ale pamiętam czasy spotykania sie na ulicy chodzenia na łąki niedaleko naszych domów urządzanie sobie tam lekko wyimaginowanych "kanciap". Skakanie po rowie na naszej ulicy który już nie istnieje aby nie wpaść do wody. I mirabelki z drzewa nad rowem których zawsze sie brzydziłam bo było pełno ugniłych które spadły. Chodzenie z mamą na rynek po welurowe leginsy i dzwony z różnymi nadrukami. I ubrania "od ruskich" w które zawsze zapatrzała mnie moja babcia. PRL'owskie meblościanki które jeszcze parę lat temu miałam w pokoju. "Dzieci z bullerbyn" "Złota kula" "Czarka" czytane przez mamę "do poduszki, "Proszę słonia" "Przygoidy gąski Balbinki" które mam jeszcze powinny leżeć gdzieś w szafkach na Video a nie na płycie 😉
Pomyśleć jak ten świat sie zmienił chociaż ja rocznik 96...

A może ktoś mi powie jak się nazywa(ła), kto pamięta 😉 taka zabawa se sznurkiem był sznurek i różne figury z niego się układało w rekach, brało się go od drugiej osoby i powstawały "wanienki" "pajączki" itd. chce się człowiekowi zachciewa wziąć sznurek/tasiemkę i pobawić sie!
Żartujecie, że znacie Lampo ?
Och! Jak ja ryczałam strasznie. Strasznie. Aż się mój Ojciec martwił, że mi dał tę książkę.

Zabawę ze sznurkiem, naturalnie znam. I syna nauczyłam.
Tania, toz to lektura obwiazkowa byla! W 2 klasie szkoly podstawowej. IMO- za wczesnie na 'wyciszkacze lez'. Lampo uratowal dziecko, super, ale go przejechalo! Choc ja mam w pamieci jeszcze scene, jak przyciely go drzwi pociagu i pasazerowie ciagneli za hamulec bezpieczenstwa. Dla mnie to juz bylo za wiele!
I ja tak strasznie płakałam za Lampo, to była trauma jak on po to dziecko na te tory...
Brakuje mi sielskich wiejskich czasów, czas jakoś tak wolniej uciekał, nikt nigdzie tak nie gonił, wszystko miało swój naturalny rytm.
Brakuje mi widoku krów, koni na polach. Strasznie brakuje mi czasów kiedy dziadek pozwalał mi trzymać koniec lejc jak jechaliśmy w pole  (strasznie wtedy byłam dumna z tego), jak prowadziłam mu konie przy orce, jak zwoziliśmy snopki zbóż z pola w drabiniastym wozie, a potem młóciliśmy na maszynie jak w "Sami swoi"  😉.

W ogóle bardzo brakuje mi dziadka, jego opowieści, podziwiałam u Niego miłość do ziemi, pracy na roli.
Brakuje mi tych długich wieczorów jak babcie i mamy robiły piórnie, a mężczyźni grali w karty, a ja często z nimi  😜.

Tęsknie za czasami, kiedy z dzieciakami ze wsi, letnimi wieczorami graliśmy w dwa ognie, w podchody, w gume, klasy,w chowanego, a zimą zjeżdżaliśmy z górki na workach wypełnionych słomą. W upalne dni kąpaliśmy sie w rzece Karasiówce i łapaliśmy kolki (takie malutkie rybki) i kijanki w durszlaki kuchenne.  😁

Czekolada Twardowska, napój Kaskada i oranżada w szklanych butelkach - pycha.
Ja tęsknię za moim podwórkiem. Teraz nie ma tam ani jednej huśtawki, powycinali drzewa a większość koleżanek albo ma dzieci i męża, albo razem z włosami utleniła sobie szare komórki... Jak po miasteczku chodziło się od rana do nocy i nikomu nie stała się krzywda. I zapach piekarni i pyszne tosty ze 'Słoneczka', które miało takie metalowe rurkowe krzesła.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się