To ja nie powielę. Brakuje mi takiego sennego (wedle obecnych dni) życia. Pochodzę z miasteczka, które dawniej było maleńkie. Cyrk i Wesołe Miasteczko pojawiało się raz w roku i było to wielkie przeżycie. Zimą mieszkańcy szli na sanki na górkę w parku a nie jechali na lodowiec do Austrii. Parkowy staw zamarzał i jeździło się na łyżwach przykręcanych do butów. Figurówki pojawiły się później. Latem obowiązkowy był niedzielny spacer. Też do parku, gdzie pływały foki lub do ZOO. Nie do hipermarketu jak teraz.
Ja to czasem myślę, że ja żyłam przed wojną. Tak mi się miesza jakoś. Wspominam na przykład, obowiązkowe przebieranie mnie kiedy mama miała wrócić z pracy. Gosposia myła mi paszczę, zaplatała na nowo warkoczyki (obowiązkowe wtedy!) ,wplatała kokardy- też obowiązkowe. Granatowe lub białe. I ubierała mi fartuszek. Też obowiązkowy. Przed przyjściem rodziców, do południa mogłam latać bez niego. Latem podkolanówki. Na niedzielę i święta białe. I magiczne coś jeszcze- ścinki materiałów, jakie dawała mi pani krawcowa na ubranka dla lalek. Wprawdzie umiałam tylko zrobić dwie dziurki na rodzaj kamizelki, ale i tak było to cudowne.
Mi baaardzo brakuje sokow z syfonu sprzedawanych na ulicach w szklankach i andrutow Z bajek pies pankracy, mis uszatek i filmy z cyklu " w starym kinie"
Mi baaardzo brakuje sokow z syfonu sprzedawanych na ulicach w szklankach i andrutow Z bajek pies pankracy, mis uszatek i filmy z cyklu " w starym kinie"
Z saturatora. Nie z syfonu. Syfony z gazowaną wodą, takie już gotowe były-szklane. Na wymianę. Potem się pojawił HIT-naboje do autosyfonu. Też się je w sklepie wymieniało na nabite. Pani miała taka jakby wagę-szalkę- kładła i dobrze nabity turlał się w dół.
A ja tak jak Moon i Averis niesamowicie tęsknię do starych książek i bajek dla dzieci, które uczyły i bawiły 😁 A nie do tych 3D robionych na jedno kopyto, które nie niosą w sobie żadnego przesłania 🙄 A i z poczuciem humoru tak sobie średnio 🤔 Czy ktoś tu jeszcze pamięta "Reksia"? Albo "WIlk i Zając"?
Jeszcze o wodzie i syfonach. Najlepsze było to, że uczciwie pisano- woda gazowana czyli zwykła z bąbelkami, i woda mineralna-czyli ze zdrowotnego źródła. W moim przypadku Nałęczowianka. Nie było bajeru, że każda plastikowa butla zawiera coś dobrego dla zdrowia.
@Taniu Ale kto by kiedyś pomyślał, że woda ma... termin przydatności do spożycia! 🤔 Kiedyś się kupowało "gruźliczankę" (czy jak to się tam w waszych stronach nazywało) i wszyscy żyli! 🏇 Z jednej szklanki się piło 😀
Za gruźliczanką to ja akurat nie tęsknię. Jakoś się brzyydziłam zawsze. Może dlatego, że ja pamiętam jeszcze ..... spluwaczki. Serio. Obrzydliwe . I rozsiewało gruźlicę właśnie. Z chorób pamiętam właśnie okropny kaszel sąsiada gruźlika i ofiary Heinego Medina. Straszliwie pokręcone. Mnie już szczepiono.
No fakt, saturator i to jeszcze byly podlaczone do kranowki. Syfon na naboje mam jeszcze w domu gdzies schowany i caly zakurzony. Duzo jest fajnych rzeczy z tamtych lat. Relaxy, ktore mama nam kupowala na kartki, pamietam jak wiekszosc sasiadow miala taka sama szafe.... Tatko jak byl na morzu w pracy, to sam nie jadal cytrusow i innych rarytasow, zeby przywiezc dla nas. Pol podworka sie schodzilo, zeby napic sie soku, albo zjesc gume donald, zakupiona w Pewexie.
Pamiętam jak wczoraj zakupy w pewexie z moim Dziadkiem. Wrócił właśnie ze Stanów, i dostałam dwa zestawy lego. A tęsknię... Za bajkami disneya, choć ostatnio jak oglądałam, to główne bohaterki zupełnie inaczej odbieram niż w dzieciństwie 🤔 Brakuje mi siedzenia na ławce przed blokiem ze znajomymi - latem, za wypadami "na działki"...
Woda gazowana z saturatora. Z sokiem lub bez. Mówiło się "gruźliczanka" bo szklnki były szklane, wielorazowego użycia. W saturatorze była taka opcja mycia ich, ale niedbały sprzedawca niestarannie to robił. No i woda do mycia zimna była. I skasowano to ustrojstwo jako jedno ze źródeł zakażania się ludzi gruźlicą.
Podłączam się z termoforkiem (albo termozwierzakiem, bo mój nowy ma pokrowiec w kształcie hipopotama). Nie wyobrażam sobie nocy bez niego + koty + książka. A do tego duży kubek gorącego kakao z bitą śmietaną...
Ja kochałam bajki: ,,Reksio", ,,Krecik", ,,Gumisie".z książek:,,Pipi Pończoszankę", ,,Psa, który jeździł koleją", ,,Ten obcy", ,,Baśnie braci Grimm", ,,Plastusiowy pamiętnik", ,,Karolcia"... Wiele, wiele książek z dzieciństwa! A ze słodkości: żelki Haribo, czekoladowe monety w złotych pazłotkach i pampuchy babci 😜 Wariatka ze mnie
To ja znów inaczej pamiętam kakao. Tylko w niedzielę. W tygodniu kawa zbożowa z mlekiem. Albo mleko. (FUJ!) Kakao było w niedzielę. I strasznie cieszyło. W ogóle jadło się mniej i skromniej. Piątek obowiązkowo postny. Będziecie się dziwić, ale kurczak był rzadkością. Na niedzielny obiad . Latem. Z mizerią. I taki chudy, nie nadmuchany brojler. Starczał na 5 osób. I to nie dlatego, że w moim domu brakowało mięsa. Okres przedkartkowy jeszcze. Mięsa jadło się poprostu mniej. Schabowy też był na niedzielnym stole.
Oj tak, piatek postny, zazwyczaj ryba z kapusta kiszona i ziemniakami w smietanie, albo sadzone z mizeria. W niedziele kosciol, pozniej obiad z 2 dan i masa ciastek z cukierni.
Tak! Ciastka z cukierni. Mrrr.... W takiej paczce zawiązanej szpagatem. Ale u mnie nie było masy tylko ciastko na osobę. A ze spraw religijnych to ja z Gosposią odmawiałam modlitwę na Anioł Pański. Klęczałyśmy a dzwony w miasteczku biły. Dziś to by Gosposię posadzili za narzucanie mi światopoglądu. 😂
A ja straszliwie tęsknię za czasami podstawówki. Za lekcjami rosyjskiego, zabawami na huśtawce z przyjaciółką, chodzeniem do pracy z moją mamą- sprzątała u takich jednych bogatych ludzi którzy mieli córkę niewiele młodszą ode mnie, godzinami bawiłam się z nią lub w jej pokoju. Pamiętam też pierwszą wizytę w kinie i ukochany do dziś film "Książę Egiptu" 😍 No i niezapomniane obozy pionierskie w najróżniejszych częściach polski i wyjazdy z harcerzami nad morze.
Ale sie rozmarzylam...... Kiedys jakos bylo lepiej, byl nakaz pracy, kazdy mial pieniadze (fakt, ze w sklepach pustki), ale jakos sie zylo. Na ulicach zaporozce, trabanty i lady. Czlowiek wychodzil z pomoca do innych.....
A tez barwilyscie gumy do zucia rysikiem z kredek? O i jeszcze moja ulubiona gra w globus i grzybek
Tania to ściśle związane z religią, w której się wychowywałam- moja mama byłą Świadkiem Jehowy 😉 I co roku w wakacje organizowane były 2 tygodniowe obozy, wyjeżdżało się w najróżniejsze miejsca(góry, morze, mazury), nocowało w namiotach(lub w zorganizowanym domowo noclegu, co kto wolał), ogólnie fajne były. Moja "podróż" z tą religią się już skończyła, ale wspomnienia pozostały.
Tania to ściśle związane z religią, w której się wychowywałam- moja mama byłą Świadkiem Jehowy 😉 I co roku w wakacje organizowane były 2 tygodniowe obozy, wyjeżdżało się w najróżniejsze miejsca(góry, morze, mazury), nocowało w namiotach(lub w zorganizowanym domowo noclegu, co kto wolał), ogólnie fajne były. Moja "podróż" z tą religią się już skończyła, ale wspomnienia pozostały.
O widzisz. To nie wiedziałam. Mnie się z Artekiem skojarzyło. 😉 http://pl.wikipedia.org/wiki/Artek A lekcje rosyjskiego i ja lubiłam. Pani dawała nam Wiesiołyje Kartinki a potem Murziłkę. Takie gazety. Miesięczniki chyba? No i tam były adresy i można było pisać listy do przyjaciół z ZSRR. 😉 Ja wiem, że to śmiesznie dziś wygląda. I za złem ustroju tamtego nie tęsknię. Jednak paradoksalnie jakos świat był poukładany wtedy. Może, w małym miasteczku to był ład przedwojenny? Było wiadomo kto jest Doktorem, Sędzią, Panią Profesor , Księdzem Proboszczem. Był lokalny chuligan, zabijaka. No, jakoś to tak spokojniej było.
Na deser było prince polo. I były dwa rodzaje cienkie i grube wafelki. I nie było tak obrzydliwie słodkie, jak to obecne. I zjadało się jednego wafelka (czsem prosiłam o dwa, obiecując, że na drugi dzień nie będę jadła). Później, jak już weszła ta słodka receptura, to były dobre piernikowe. Jak jechaliśmy z Dziadkiem na działkę, to na pętli kupowaliśmy po jednym dla siebie. Później zabrakło i tego smaku i przede wszystkim Dziadka...
Pamietam jeszcze miesieczniki czy tygodniki mis i swierszczyk. To byla zabawa, w misiu zawsz cos bylo do wycynania. A z przykrych wspomnien to szkolny dentysta.....jakas masakra i fluoryzacja zebow. Do tej pory pamietam smak tej pasty....fuj
Oj Taniu, przypomniałaś dzieciństwo Pomarańcze - Święta. Do dziś jak czuję zapach pomarańczy to przed oczami staje choinka Mambinka - pamiętacie? Taka gąbka silnie słodka Gra w gumę (taką zwykłą, do gaci) Podchody i gra w kamienia (rysowało się kółko na piachu, dzieliło na ilość graczy i kopało kamień. Kogo dotknął lub wyleciał za pole, to się "ścinało" jego pole na np. 3 stopy)
Komórek nie było.... i jakoś wszyscy wiedzieli gdzie dzieciaki są. I nie było tyle dzieci otyłych. No bo jak, skoro non stop się latało. A teraz? A i nasz hit podwórkowy: plastikowe buty na obcasiku, takie ażurowe. W obcasy wkładało się kamienie by stukały 😂 😵 No i hit ze spacerów: napój w woreczku ze słomką, takim zwykłym woreczku