Forum towarzyskie »

Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

No to faktycznie, Uważaj na siebie :kwiatek:
PonPon, mam czekoladowe, moim zdaniem najlepsze 🙂

U mnie dzisiaj krem z pieczarek i chyba znow pobiegam 💃
Dziękuję  :kwiatek:

Trochę się załamałam. Myślałam, że wszystkie problemy zdrowotne już są zażegnane..
tunrida, nigdzie nie napisałam, że białko z nabiału jest ZŁE. Białko roślinne jest zazwyczaj bardziej wartościowe, lepiej się przyswaja i szybciej trawi, a do tego jest go więcej, jest labilne w przeciwieństwie do zwierzęcego. Białko zwierzęce w nadmiarze dużo szybciej powoduje zakwaszenie, zanieczyszczenie, co jest przyczyną złej przemiany materii, obciąża nerki i wątrobę również bardziej niż roślinne. Jakieś ostatnie obserwacje lekarzy teraz pokazują, że podobno nadmiar zwierzęcego ma duży związek z zachorowaniem na raka i choroby serca.
Białka zwierzęce nie mają błonnika, mała różnorodność powoduje gnicie w jelitach.

Ale to tak o, o nadmiarze, teoretycznie, badawczo i dietetycznie, wiadomo, że umiar jest najważniejszy. Jednak warto stawiać na roślinne źródła białka. Ale i tak jak ktoś nie jest zainteresowany, to nic go nie przekona 😉
Salto, watroba nie lubi wysilku (skrot myslowy, mam nadzieje, ze wiesz o co mi chodzi),  abstrahujac juz od samego bolu - bo akurat watroba nie boli. Cwicz rozwaznie  :kwiatek:
Byłam dzisiaj w tesco, z rana. Nie wytrzymałam. Kupiłam Push-upa. Niby D 80 ale  na to nakładam sportowy. Nie było niczego innego co by mi trzymało cycki jako tako.
Miseczka  jest trochę za duża, szczególnie na górze.. Ale ważne że  w miarę trzyma dół. Już mnie szlag trafia z tymi biustem. 😤
A ja dzisiaj 10 km na bieżni🙂 Mamy dzień fitnessu i tzw. maraton dla dzieci. Za każdy przebiegnięty kilometr Fitnes klub płaci 1 euro na fundację, dla dzieci🙂
Nie wiedziałaś, że bieganie może sprawiać tyle radości  💃
Solusiek gdzie takie fajne akcje? Pobiegłabym! 😀
CzarownicaSa mieszkam w Niemczech, dokładnie w Stuttgarcie🙂 Dzisiaj w naszym fitness klubie mamy święto fitnessu🙂 Zresztą ciągle są różne akcje 😉
Nigdy bym nie pomyślała, że sprawi mi to tyle radości🙂
Dziewczyny, co zabrać i jak się zabrać za chodzenie na 'siłkę'? Chodzi mi po głowie bywanie w takowym miejscu, by w warunkach bezwietrznych, ciepłych i bezdeszczowych pobiegać i porobić inne ćwiczenia. Ale... nigdy nie byłam i się nieco krępuję 😉 Co zabrać, oprócz butów i stroju? Ręcznik na sam pobyt na siłce i wodę do picia? Od razu się kierować do przyrządów, jest na nich napisane co i jak? Czy koniecznie szukać pomocy u obsługi? (nie lubię chyba...)
Chodziłam twardo na basen, ale wyskoczyły mi jakieś wstrętne potówki(?) pod 1(!) pachą, więc robię przerwę niestety. Jogę uskuteczniam, ale  to za mało.
Torba z ubraniem na przebranie, wygodne buty, zapas wody, ręcznik, gumka do włosów, kosmetyki do umycia się (jeśli zamierzasz korzystać z prysznica na siłowni), drugi ręcznik, suszarka do włosów. Opcjonalnie kosmetyki do makijażu, jak się wybierasz na siłkę przed pracą.

Na urządzeniach są obrazki pokazujące jak ćwiczyć (nie na wszystkich jednak). Najlepiej jednak zapytać kogoś, albo podpatrzeć jak ktoś ćwiczy, gdzie się przekłada obciążenie etc. Przede wszystkim zabrać ze sobą PLAN na to, co chcesz zrobić, żeby potem nie stać jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić :kwiatek:
Dziś z aktywności tylko koń. Miałam iść na siłkę, ale teściowa wylądowała w szpitalu na kardiologii. Właśnie wróciłam od niej. Uprzedzam pytania- będzie żyć.  Nic okropnego jej nie jest- migotanie przedsionków do umiarawiania kardiowersją.

Suszarka, kosmetyki...  😉 O nie.  🙂 Ja w wersji minimalistycznej biorę strój, buty i wodę. Suszarka jest u nas wspólna. A myję się w domu.
Zabieram sportową torbę, a w niej ciuchy na zmianę (stanik, koszulka, spodenki), buty, duża woda niegazowana, ręcznik do ocierania potu i pulsometr/pulsomierz 🙂

Już mam zakwasy w plecach po dzisiejszej siłowni... 30 minut pobiegałam na bieżni, później 3 serie po 15 powtórzeń na maszynie na nogi/pośladki, następnie 3 serie po 10 powtórzeń na maszynie na brzuch, 15 minut rowerka i 3 serie po 10 powtórzeń na sprzęcie przypominającym wioślarza (na plecy i ramiona). Pomachałam też trochę ciężarkami. I już czuję plecy...
ja na siłkę zabieram buty, ciuchy na zmianę, w tym skarpetki, biustonosz (ćwiczę w sportowym), woda, ręcznik, szczotka

pod prysznicami jest mydło i szampon, w szatni są stanowiska z lustrami i suszarkami, jest deska do prasowania i żelazko. No i solarium, więc zabieram olejek do opalania, bo wykupuję sobie zawsze karnety na solarium. Czasami biorę drobne na koktajl białkowy.
Dodatkami jest darmowa kawa parzona 🙂
W wersji nie minimalistycznej też biorę więcej. Stanik na zmianę to podstawa.  🙂 Nawet mogę go chyba śmiało zapisać do wersji minimalistycznej.  🙂
Ascaia, kilo od bulki? Eeee, nie wierze. Mysle, ze to problem z zatrzymaniem wody :kwiatek:

Też obstawiam zatrzymanie wody albo spowolnienie metabolizmu i co w związku z tym "bagaż" w jelitach. Ale to jest sprzężone ze zjedzeniem pieczywa wieczorem. To jest powtarzająca się reguła. Najmniejszy fragment mączystych węglowodanów w porze kolacji - +1kg nastepnego dnia. Choćbym była po maratonie zumby, całym dniu głodowania, itd.

U mnie dzisiaj źle, źle, bardzo źle.  😕 😕 😕
Przekłada się to na jedzenie i na aktywność - ćwiczyć dzisiaj raczej nie będę. To akurat nie taka tragedia, bo po wczoraj należy mi się dzień wolny. Ale dopiero ledwo wcisnęłam w siebie kawałek indyka po 9 godzinach bez jedzenia.
Dla mnie szczotka do wlosow, zapasowa gumka do wlosow, ciuchy na zmiane, woda i recznik to minimum.

Pobiegalam sobie 3 kilometry, zjadlam galaretke, wypilam jakas miksture z l-karnityna i witaminami. Na kolacje bialko i tyle. Moooze jeszcze pilke wyciagne, Legia zaczela grac, to przy okazji moze cos machne.
Jestem beznadziejna i tyle. I nigdy nie pozbędę się tej pokrywy tułowiowej.  😵
Drugi dzień wolnego i drugi dzień jak zwykle w weekend.
Możecie po mnie jechać jak po łysej kobyle. Przyjmuję na klatę bez najmniejszego tłumaczenia się.
A jutro nadal wolne.  🤔 Chyba powinnam na weekendy mieszkać w pracy.
tunrida, nie żartuj, powiedz chociaż, że głodna byłaś.

Ja zrobiłam jedną serię swojego zestawu na brzuch (6 ćwiczeń, 15 powtórzeń) i cóż, kręci mi się w głowie, więc na tym kończę..
nie byłam  😡 po prostu jestem beznadziejna
Porywam się na coś, do czego nie jestem stworzona, czego nie mam w swojej naturze, coś co jest wbrew moim przyzwyczajeniom- jednak, caly czas.
Tyle miesięcy zdrowszego jedzenia, nowych nawyków....sratata.... nawyki....haha.  Nie ma się co oszukiwać. Jak się 37 lat żarło i żyło myśląc o żarciu, to ciężko w ciągu 1 roku się zmienić.

Nie no. Nie poddam się, bo nie chcę już NIGDY być grubą, ale taki dni jak wczoraj czy dziś, pokazują mi jaka jestem naprawdę. Nie zmieniłam się. Po prostu się trzymam. Ale nie zmieniłam się.  Nadal kubki smakowe mną rządzą i jakieś zaburzenia w mózgu powodujące, że wpierd***** bo tego nie można nazwać kulturalnie jedzeniem.
tunrida, kurde, no nie brzmi to jakoś wiesz, no normalnie. Hmm, widziałam ostatnio kilka książek o psychologicznych podłożach jedzenia, o jedzeniu kompulsywnym etc. Może w jakiejś literaturze znajdziesz coś, co pomoże Ci zapanować nad tym? Całkiem serio mówię, sama niespecjalnie dowierzam psychologicznym poradnikom, ale kurczę, może jednak ktoś już coś na to poradził..?
tunrida - witaj w klubie, właśnie pochłonęłam trochę ciastek, czipsy, żelki
mamy miły wieczorek w gronie najbliższych... taaa a ja jak zawsze w weekend nawalam.

Się nieco orientuję w zaburzeniach kompulsywnych. A nawet więcej niż nieco.  😉 To nie to.
Poza tym, to nie jest spowodowane zaburzeniami, które trzeba by psychologicznie jakoś rozwalać. Jedyne podejście psychologiczne, które mogłoby tu mieć sens, to poznawczo- behawioralne. Czyli najprościej wyjaśniając- nauka co robić jak się TO zbliża.
Ale ja to wiem. Ja to wszystko wiem. I nawet wiem, co mogłabym robić. Tylko weź to i zastosuj.  🤔 Może jednak spróbuję? Spiszę sobie na kartce wszystkie pomysł, które mi przyjdą do głowy. Już widzę jeden. Wyjść natychmiast z domu i przebiec się tam i z powrotem. I wrócić. I powinno być ok.
Wkurzę się, to autentycznie pospisuję to wszystko.
Teraz jestem obżarta i pełna zapału ponownie do walki. No...zdechnąć idzie a nie to ogarnąć.  😵
Jutro wypróbuję. Cokolwiek bym wieczorem nie robiła, po prostu wyjdę i się przebiegnę. Zobaczę czy zadziała.
Mi moja pani trener coach kiedyś zadała kilka celnych pytań jak rozmawiałyśmy o moim sposobie na radzenie sobie z problemami. Omawiałyśmy (właściwie ja mówiłam) o jednym i rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- No dobrze pani Marto, to co pani robi w sytuacji stresowej?
- Wychodzę z domu.
- Po co?
- Hmm, żeby się rozładować, rozładować napięcie, wychodzę, biegam, ewentualnie idę na siłownię, ogólnie aktywność fizyczna mi pomaga.
- I to rozwiązuje problem?
- Tak.
- Mhm. A w jaki sposób?
- Eeee, yyyy, nooo, eeee, hmm. No mam jaśniejszą głowę żeby myśleć co robić.
- Czyli aktywność fizyczna rozwiązała problem?
- Nie.

I tak sobie wtedy pomyślałam, że kurde, no mam trzy dychy na karku a jakaś obca baba musi mi palcem wytykać, że ucieczka od problemów to nie rozwiązanie, a przecież ja w teorii wiem, że ucieczką niczego nie załatwię. Dziwny jednak jest człowiek 😵

tunrida, zrób coś koniecznie, jeśli chcesz coś zrobić, bo ja uważam, że wyglądasz naprawdę super i bym się nie czepiała tego obżerania się. Ale jeśli czujesz, że chcesz iść dalej, chcesz jeszcze lepszy efekt, no to nie może tak to wyglądać. Ale to już wiesz. Tak w sumie to zobacz, dajesz z siebie ogrom na siłowni, dbasz o dietę, Twój trener daje z siebie dla Ciebie wiele, dietetyczka też, i po co? Żebyś się w weekend nawpieprzała? Trochę to nie fair wobec waszego trio :kwiatek:

Twój trener daje z siebie dla Ciebie wiele, dietetyczka też, i po co? Żebyś się w weekend nawpieprzała? Trochę to nie fair wobec waszego trio :kwiatek:


No !!!! Wstyd mi! Szkoda, że po czasie. Mi przebiegnięcie się pozwoliłoby przetrzymać moment " żreć, żreć, żreć"
Wiesz kiedy jest mi dobrze? Kiedy jestem w pracy. Mam swoje posiłki, mam co nieco jak mnie przyciśnie. I się tego trzymam.
Problem zaczyna się wieczorem w weekendy. Nic nie robimy konstruktywnego. Siedzimy w domu i leniuchujemy. dziecko je chipsy. Mąż smaży kurczaka, warzywa na olbrzymiej ilości tłuszczu, które są pyszne. Przynosi z dołu ciasto od teściowej- na kremie, z ananasem i wiórkami kokosowymi. W domu leżą lizaki, są w szafce muffinki czekoladowe, Knopfersy, leżą żelki. Jest suszona kiełbasa surową która uwielbiam. Otacza mnie MASA RZECZY które uwielbiam. I oni wszyscy to jedzą. To tak jak Jara mieszka z facetem, który rozkłada wokół niej słodycze. Chodzisz, potykasz się o nie, a nie możesz zjeść.
I w pewnym momencie coś pęka.
To nie są problemy psychiczne, stresy, zmartwienia, kłopoty, nie wyjaśnione sprawy z dzieciństwa, z pracy, ze związku itd itp. Kurde...to nie to.
To jest po prostu pazerność. I przyzwyczajenie do żarcia wieczorem, przy filmie, przy telewizji.
Więc aby to skończyć, powinnam: nie mieć tego w domu ( niemożliwe) nie oglądać  filmów z rodziną która w tym czasie je (?)
Moje wyjście? Wybiec z domu i wrócić za 15 minut zmęczona. Jak się tak przebiegnę, to chyba raczej nie zjem. Muszę sprawdzić.
Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcia na wieczór, żeby tak nie siedzieć i nie patrzeć na to jedzenie. Do konia zacznę jeździć późnymi wieczorami? Trochę za późno. Jak poćwiczę, to po 2 godzinach jestem mega głodna. Czymś się muszę zająć. Nie wiem....sprzątać zacznę? Zrobię sobie godzinny wieczór piękności w łazience? Siądę i spiszę wszystkie pomysły, jakie mi przyjdą do głowy. Od tych najgłupszych, po najmądrzejsze.
I zacznę je wdrażać.
Wymyśl coś, musi się udać! Jedz warzywa z dipem jak oni jedzą coś swojego, przecież dwóch godzin nie będą jeść w kółko chipsów..? Współczuję Ci, serio..jesteś i tak dzielna, że jakoś się w pozostałe dni trzymasz, jakbym miała w domu poupychane swoje ukochane zapychacze, to na bank bym je zjadła. Jak teraz, siedzę, jednym okiem oglądam Barcelonę i jestem niemal pewna, że gdyby były chrupki czy chipsy w domu, to pewnie bym nie wytrzymała, też lubię chrupać i oglądać. A tak siedzę z herbatą i zastanawiam się kiedy mi minie ból głowy, który mnie dopadł po ćwiczeniach..

tunrida, po raz kolejny - przybij piątkę! U mnie to bezmyślne jedzenie związane jest z siedzeniem w domu. W pracy, w stajni, prowadząc samochód - mogę nie jeść kilka, a nawet kilkanaście godzin i nie czuję głodu. W domu zaczynam mieć "smaki". To nie jest tak naprawdę głód, tylko małe ochotki na coś mniamniusiego.
Niestety czasem (rzadko, ale jednak) zajadam też stres. No i dzisiaj jest ten dzień. Może pod względem ilości kalorii nie jest tragicznie, ale jakość i forma była beznadziejna. Przez tę kłótnię najpierw nie jadłam 9 godzin, później wmusiłam jakieś kawalątko indyka mniejsze od mojej pięści. Ale po godzinie coś pękło i musiałam słodkie - zjadłam kromkę chleba z nutellą i jogurtem naturalnym. A teraz znowu nie chce mi się jeść za to wypiłam kieliszek mojej urodzinowej nalewki kawowej. Po drodze wypiłam też kubek herbaty wspomagającej odchudzanie BioActive La Karnita, a teraz piję czerwoną. O dupę potłuc taki system! Poćwiczyć nie poćwiczę, bo nie mam gdzie. Chyba, że się zmobilizuję do potruchtania. Chociaż jestem świeżo po kąpieli, więc...
Wiesz co? Ja tam podziwiam Jarę. Ona to dopiero ma harcore.  :kwiatek:
Wymyślę.....tylko kurde CZEMU taka jestem harda i pełna zapału dopiero PO tym żarciu.
Ja też podziwiam Jarę, jej Hubert je takie pyszności, które ja uwielbiam! Jakby mój chłop tak przy mnie jadł, to kurde, nie byłoby szans na dietę, na bank nie.

tunrida, wydrukuj sobie swój ostatni post i popatrz na niego jak Cię znowu najdzie na żarcie :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się