escada, rozumiem. Też na wiele rzeczy muszę wyczarować czas z kapelusza, bo... no po prostu muszę. A on jakoś nie chce się wydłużać. Ale pomyśl sobie, ile już dałaś radę przejść - to naprawdę robi wrażenie. I niech to motywuje Cię dalej! Jeśli nie masz sił walczyć na 100%, nie rób sobie wyrzutów. Nie dopuść do wzrostu wagi, ale i nie tyraj się ponad normę, bo tylko się zniechęcisz. Trzymam kciuki, by kryzys szybko minął! :kwiatek:
2 śniadanie 300ml zupy Marwit krem z buraków i 100ml jogurtu pitnego 140 kcal głodna jestem, więc na obiad robię sobie puree z 3 ziemniaków, bo nie wydolę na samych jogurtach
Magda taki tryb życia jest ekstra, nie trzeba się motywować do ćwiczeń :p a tak na poważnie, jak jest cel, jest pasja i miłość do tego sportu, to te godziny są zupełnie normalne i potrzebne do normalnego funkcjonowania. Mnie już nosi jak mam przerwę od treningu dłuższą niż hmm 2/3 dni.
escada, ja się Twojemu organizmowi nie dziwię, że nie chce chudnąć. Przy takim trybie życia, takiej ilości stresu przy małej ilości snu musiałby być samobójcą. To wynika ze zwykłej logiki. Wiem, ak wygląda Twoja sytuacja, daltego ja też jestem zdania, że powinnaś trochę odpuścić. Jeśli chwilowo nie może to być ani praca, ani koń, to niech to będzie dieta. Nie można żyć na 100% na wszystkich frontach.
Escada, a jaką masz budowę? czy u Ciebie jest "albo będę szczupła laska, albo będę wyglądać źle"? bo dużo dziewczyn ma ciało na tyle fajne, że dodatkowe krągłości wyglądają ładnie. bardzo im zazdroszczę 😉
dzisiaj średnio. muszę w końcu ugotować sobie jakiś obiad, jutro podejmę próbę 😉
edit: czy jeśli chcę zbadać procent tłuszczu to dobrze patrzę, że to badanie muszę zrobić? Pomiary antropometryczne na analizatorze składu ciała bo do dietetyka nie chcę iść, więc poza wizytą 😉
wilczyk, pewnie, że to trzeba kochać, inaczej by się nie dało 🙂 tak czy inaczej podziwiam sportowców i wiem, że nie podołałabym 🙂 Choć fakt, że teraz jak się wspinam, to też nie daję rady bez tego 🙂 w normalnym tygodniu spędzam na ściance ok 10-12h, w zeszłym ze względu na kontuzję tylko 2h i... było ciężko. Ale od października będę mogła iść w razie czego na basen, maszyny (orbitreki, bieżnie itd), jogę czy cokolwiek. Choć wolałabym już się nie kontuzjować 🙂
Drugi dzień bez słodyczy! Jutro się nie obejdzie bez - już to wiem... W czwartek będzie znów bez!
madmaddie, ja ostatnio widziałam aktualne zdjęcie Escady z pieskiem i naprawdę moim zdaniem jest bardzo ok 🙂
escada, myślę, że to nie musi być takie zerojedynkowe - albo żyłujesz się z dietą, albo tyjesz od razu do stanu początkowego. Może po prostu postaraj się przeczekać ten trudny okres nie odchudzając się, tylko trzymając wagę? Niestety permanentny niedobór kalorii kończy się właśnie utratą energii życiowej i zmęczeniem, nie ma jak tego przeskoczyć. Uważam, że już masz się z czego cieszyć, wyglądasz dobrze i przy tak ogromnym buncie Twojego organizmu, a do tego tak intensywnym trybie życia może już nie ma sensu walczyć o ten "ideał"? 😉. Nikt nie powiedział, że jak sobie odpuścisz, to zaraz wrócisz do stanu, którego tak nie akceptowałaś. Nie tyje się w jedną noc, podobnie jak nie chudnie się z dnia na dzień - jeśli poczujesz, że odpuszczasz sobie za bardzo, to zawsze możesz zareagować 🙂. A do tego czasu - może dać sobie trochę spokoju? 🙂
Naprawdę przykro się czyta Twoje wpisy, bo strasznie Ci współczuję! 🙁
wskoczę na chwilę do wątku, bo mnie zaintrygowała jedna kwestia.
escada, na zdjęciach w Twojej galerii to Ty? Bo aż oczy przecieram ze zdumienia, nie wiem co to za laska, ale wygląda absolutnie fantastycznie! Apetycznie, atletycznie i absolutnie pociągająco!
Przystopuj trochę, bo nie ma co się maltretować kosztem szczęścia. Odetchnij trochę i spójrz na spokojnie w lustro. Czasem mam wrażenie, że dopóki się dojdzie do upragnionej wagi, postawionej sobie za cel na samym początku, to się nie docenia aktualnego wyglądu. A jak dla mnie to już cel osiągnęłaś 😜
Ja się staram przytyć, bo 52kg przy 170cm wzrostu to są same kości. No tyłek jedynie się uchował, chociaż! Jedyne co mi się podoba to fakt, że podczas pracy w Hiszpanii wyrobiłam się bardziej mięśniowo no i się trochę opaliłam. Ale typowo jeździecko, więc nogi mam białe jak grudniowy śnieg 😂 😵
Averis śpię po ok 7 godzin więc nie mało, ale odkad wstane rano to siadam tylko w samochodzie w drodze do stajni, aalbo na koniu. Tak to zawsze stoję albo laze. Bite 13 godzin. Kręgosłup siada na dwóch odcinkach.
Ja teraz i tak tylko utrzymuje efekty, nie chudne. Jak zacznę jeść więcej to przytyje i to błyskawicznie.
Madmaddie jestem grucha typowa, mam cchuda górę i wielkie uda, niestety nie proporcjonalne kraglosci 😉
Busch no wiem że ostatnio jestem przykra ale tak się czuje, że dotarlam do ściany.
Buyaka no ja. Ale to są zdjęcia po pierwsze dobre a po drugie jakieś 2 kg temu. Teraz jest nieco gorzej. Niestety jak pisałam tyje w mig kiedy przestaje jeść sensownie i regularnie. Byłam już na finiszu i robiąc stabilizację zrobiłam dwa kroki w tył. Teraz poprostu nie chce już utyc i tyle.
Jakos przetrwam, nie mam wyjścia. Teraz wchodzi mi jeszcze dodatkowa praca więc będę spać mniej. Od października będę pracować u siebie, robić zlecenia i remont u znajomych. I zwyczajnie boję się że jak się poloze to już nie wstane.
Od czego zależy, że ktoś ma/nie ma tendencji do tycia ? To jest kwestia metabolizmu, genów ?
Tak się zastanawiam, bo moja siostra ma podobnie co niektóre z Was - pilnuje sie z jedzeniem, sporo się rusza i wtedy wyglada ok. Ja jem z reguły zdrowo, ale uwielbiam pizze, makarony, sery żółte i ogólnie jem kiedy i co mam ochotę. Waga stoi w miejscu, niezależnie od tego ile i czy w ogóle się ruszam - miałam 6tyg kolano w stabilizatorze, ruchu tyle co chodzenia na uczelnię.. I nic, jak było 55kg dziesięć lat temu tak jest teraz 👀
Od czego zależy tempo metabolizmu, można mieć na to wpływ ?
kolebka metabolizm jest zależny od kilku czynników, np. od gospodarki hormonalnej, od enzymów. Można go przyśpieszyć lub "nadrobić" - ćwiczeniami, jadłospisem.
escada, 7 godzin snu przy tak intensywnej pracy to jest mało. Nie dziwię się w ogóle, że organizm nie daje rady. Abstrachując od diety. Dawniej miałaś więcej siły, bo też może zwyczajnie mniej lat tak pracowałaś. A teraz ciało mówi pas. I będzie mówić coraz głośniej.
U mnie pierwszy od długiego czasu gorszy dzień. Tzn też wcale nie tak tragicznie, ale uciekł mi stały rytm. A wiecie dlaczego? Bo miałam dziś bardzo pozytywny nastrój, rozkojarzyłam się i zwyczajnie zapomniałam o jedzeniu. 😁 Kalorycznie wyjdzie trochę za mało, bo chyba do 1200 nie dobiję. Ale na obiad zjadłam pyszną doradę, z odrobiną frytek (odsączanych z tłuszczu, więc kaloryczność być może przesadzona w wyliczeniach), z sałatką z pomidorków koktajlowych. A później się wyluzowałam, zajęłam sprawami domowymi i zabiegami dla siebie i dopiero teraz się ocknęłam, że nic nie zjadłam o 18. 😉 Trudno więc, ale już nie nadrobię bo na noc nie będę się napychać.
Tylko z tą kostką, a właściwie ze ścięgnem coś nie tak... 🙁 W poniedziałek zrobiłam mały "trening". Po nastu minutach kręcenia na rowerku zaczęła mi drętwieć stopa. Dałam radę dojechać do 25 minut tylko. Potruchtałam 15 minut, w stabilizatorze, na dywanie, w butach sportowych. Nie było idealnie ale bez ostrego bólu. Później jeszcze jakieś brzuszki, przysiady, taka seria ogólnorozwojowa. No i niestety wczoraj po południu miałam nagle dziwny "atak" mocnego bólu, a dzisiaj też pobolewa. 🙁 Jutro mam ostatni zaległy zabieg rehabilitacyjny i w przyszłym tygodniu na kontrolę do chirurga. Wkurza mnie to straszliwie!
Może... Tylko ja tak średnio-pływająca. Niby się nie topię, ale na głębszą wodę nie chodzę. A przy moim wzroście 158cm to wiesz... 😉 Pływałam raz w te wakacje, miesiąc po skręceniu i wtedy machanie nogą momentami bolało. 🙁 Mnie boli to coś od przodu, od zewnątrz, w środku "na zgięciu" pomiędzy stopą a kostką - chyba to prostownik długi palców. I czasem w drugim miejscu, tuż za kostką, od dołu. Achilles mniej, właściwie w ogóle.
Ascaia, rozciągasz i ćwiczysz kostkę? Ja się bujam z nadwyrężeniem (podobnym do skręcenia) nadgarstka - drugi raz w ciągu miesiąca, tym razem gorszym. Rozciągam pomału i ćwiczę rękę.
Odwyku od słodyczy były dwa dni, dziś planowana przerwa, jutro podobnie. Od piątku dalsza część odwyku.
Zaczynam kolejny dzień. Chyba jednak coś tam chudnę. W jeansach jakby ciut luźniej, choć nadal nie wchodzę w te,w które chcę wchodzić. Niech moc będzie ze mną!