Mieszkam w mieście od urodzenia. W blokowisku jakich wiele. Tak naprawdę młoda osoba na blokowiskach nie ma co robić ( chyba że chlać czy ćpać ) Do kina wychodziłam od święta. Na dyskotekach byłam może ze 3 razy w życiu.
Mieszkam w mieście od urodzenia. W blokowisku jakich wiele. Tak naprawdę młoda osoba na blokowiskach nie ma co robić ( chyba że chlać czy ćpać ) Do kina wychodziłam od święta. Na dyskotekach byłam może ze 3 razy w życiu. Przewinęlo się sporo domówek zawsze z opcją nocowania. Do szkoły która miałam pod nosem nie chodziłam. Zawsze ciągnęło mnie na wieś ( najlepsza opcja to wieczorna herbatka i poranna kawa na ganku ) To z minusów bycia mieszczuchem
Plusy są takie Blisko do szpitali, przychodni, aptek Grupa znajomych którzy pomogą o każdej porze dnia i nocy Jak się nudzę to zakładam papucie jadę 6 pięter wyżej i jestem u znajomej na kawce.
Też tak miałam w poprzednim mieszkaniu i teraz tego mi strasznie brakuje!!
U nas nie ma takich relacji z sasiadami. Mnie to troche cieszy, bo nie jestem typem mocno spolecznym. Ale owszem, nasze 'dzien dobry' z sasiadami jest takie, ze jak sie cos dzieje, to spokojnie mozna zapukac i poprosic o pomoc i sie ja otrzyma.
Wychowalam sie w blokowiskach i ani nie cpalam ani nie chlalam. W ogole nie wiem skad taki wniosek..
Dokładnie, też wychowałam się w bloku. Może nie w blokowisku, bo w starej przedwojennej kamienicy na Mokotowie, ale ani ja ani moje siostry nie chlałyśmy/nie ćpałyśmy i ogólnie wyrosłyśmy na dość porządne osoby 😁
edit: chociaż to były trochę inne czasy niż teraz...to fakt.
Mieszkałam w blokowisku. Pasowało mi to bardzo. Mieszkam w domku wewnątrz miasta- NAJLEPSZA opcja. Wiem, jak wygląda życie w domu dalej od miasta- lipa. Koleżanki z dziećmi tak mieszkają i narzekają. Może jeśli matka nie pracuje, jest ok. Ale kiedy oboje rodzice pracują, a dzieci trzeba wozić - przedszkole, szkoła, korki, zajęcia pozaszkolne. Do tego dochodzie jeżdżenie po zakupy, do babć, do pracy- zaczynają się problemy. Najlepsza opcja- domek w mieście. Kolejna- moim zdaniem- bloki. Bloki i blokowiska też są różne. Zależy jakie mamy osiedle, gdzie położone, jak obszerne mamy mieszkanie w tym bloku, kogo mamy za sąsiadów. Dom poza miastem- tak, ale tylko wtedy kiedy jedna osoba nie pracuje i ma czas na dom i dzieci.
Czasy inne, ale teraz dzieciaki maja zdecydowanie wiecej mozliwosci kreatywnego spedzania czasu, maja wiekszy dostep do sportu, nauki czegokolwiek chca, u nas byl tylko SKS w szkole, reszta w ramach pomyslowosci dzieci na dworze. Dostep do narkotykow tez byl, niezaleznie od miejsca zamieszkania. Moi znajomi mieszkajacy z domkach palili skrety i probowali amfy, wiec moglabym powiedziec, ze mieszkajacy w domkach mieli latwiejszy dostep do dragow, bo mieli wyzszy status spoleczny (ich rodzice mieli) 😉
Wiecie, że jak sobie teraz tak myślę...ja gdybym chciała spróbować narkotyków w wieku szkolnym to nie miałabym pojęcia do kogo się zwrócić. Serio. Gdzieś się słyszało, że ktoś, coś ale nie wiedziałabym jak do tej osoby dotrzeć. Teraz pewnie łatwiej.
Tania, dokladnie tak. Teraz wszedzie wiejskie trendy, bycie eko etc. Ale to akurat fajny trend.
Muffinka, serio..? Ja zawsze wiedzialam kto w szkole diluje dragami..jesli mialabym zapotrzebowanie, to bez problemu mialabym mozliwosc kupienia. Tylko mnie nigdy nie ciagnelo do takich atrakcji, mimo, ze z bloku bylam 😁
Tak. To fajny trend. Mnie się zawsze podobało, jak Holendrzy z taką dumą mówili o swoim wiejskim pochodzeniu z dziada pradziada. U nas to jest nieco inaczej od strony historycznej. Ale chyba już nikt tego nie pamięta. Oby trend się utrzymał, bo nieraz w stajni widzę jak "mieszczuchy" garną się do koni i wakacyjnie. do prac polowych a panny wiejskie, przywiezione starym BMW kroczą na obcasach i się do koni nie zbliżają. Niedawno usłyszałam: -Pani Aniu, u nas na wsi to tylko pani umie konia zaprzęgać. 😉
zen Serio! Miałyśmy z koleżankami podejrzenia co do jednego kolegi z klasy (w liceum) ale pewności nie miałam i nie wiedziałabym skąd wziąć. Być może gdybym chciała to znalazłabym dojście. Ale ja zawsze inna byłam - nie piłam, nie ćpałam, nie paliłam, nie imprezowałam za bardzo, nie szlajałam się, nie wagarowałam. Chciałam się napić - ok, pierwszy raz zakręciło mi się w głowie od alkoholu jak wypiłam z rodzicami w domu!!!. Nie chciałam iść do szkoły bo coś tam - ok, mówiłam rodzicom i zostawałam w domu. Oni woleli taki układ niż to żebym szlajała się po mieście. Koleżanki miałam z tej samej "gliny" co ja więc też nigdy w tzw złe towarzystwo nie wpadłam.
Wiecie, że jak sobie teraz tak myślę...ja gdybym chciała spróbować narkotyków w wieku szkolnym to nie miałabym pojęcia do kogo się zwrócić. Serio. Gdzieś się słyszało, że ktoś, coś ale nie wiedziałabym jak do tej osoby dotrzeć. Teraz pewnie łatwiej.
Do nas dojeżdżali, dopóki dyrekcja nie została zaalarmowana przez nauczycieli i paru uczniów. Złapali ich raz z policją, więc później ślad po nich zaginął, chociaż gdyby się uparli to mogliby w lesie koczować i czekać na okazję. Aczkolwiek i poza terenem szkoły grono pedagogiczne reagowało zatem zapewne i to nie skończyłoby się dla nich za dobrze. Obecnie jest klika osób, które rozprowadzają, ale każdy dba o swój teren. Mój brat wpadł kiedyś w ich towarzystwo, bo od swojego znajomego brał i sprzedawał innym, a przecież rejon nie należał do niego. Dostał parę razy, groźby słowne usłyszał i stwierdził, że gra nie warta świeczki i rzucił to cholerstwo. I była to decyzja najrozsądniejsza, z uwzględnieniem jego dobra.
Wystarczy się rozejrzeć i wiedzieć do kogo zagadać. Mogłabym, co 5 minut wskazywać inną osobę znającą się na rzeczy, która byłaby w stanie towar załatwić. Jednakże nadal przodują papierosy jak i alkohol.
[quote author=aszhar link=topic=88788.msg1888171#msg1888171 date=1380483747] Mieszkam w mieście od urodzenia. W blokowisku jakich wiele. Tak naprawdę młoda osoba na blokowiskach nie ma co robić ( chyba że chlać czy ćpać ) Do kina wychodziłam od święta. Na dyskotekach byłam może ze 3 razy w życiu.
Ehm, ale o jakim mieście mówisz? O Białobrzegach?
[/quote]
Nie od urodzenia mieszkam w Warszawie na Stegnach. W Białobrzegach mam sobie kawałek ziemi i chatkę na kurzej stopce ( niestety jak na razie chatka tylko do mieszkania w lato )
zen za czasów mojej młodości znajomi spotykali się przed blokiem na browara, wódkę, dragi. Bo nie było nic innego sensownego do roboty. Na szczęście z "pseudo znajomych" szybko zrezygnowałam. Poznałam ludzi zafascynowanych RPG graliśmy sesje , byly wypady na konwenty itp. Poza tym miałam konie ( w latach 90 miałam konie pod blokiem wystarczyło przejść przez ulicę )
Grupa ludzi których znam od przedszkola stoczyła się na dno. Nadal mieszkają tu na Stegnach ale ciągle łażą albo naćpani albo zachlani.
Jeszcze dużym + jest to że jak idę sobie wieczorem zakamarkami osiedla co 2 parszywą gębę znam 😀 i na tym osiedlu czuje sie bezpiecznie
Taniu - no na "mojej" wsi ja baba z miasta jest jedyną osobą która ma zwierzęta większe niż kura i zbiera siano :/. A co do atrakcji: jestem z bloku w dużym mieście i zawsze zazdrościłam dzieciakom na wsi že mają tyle atrakcji 😉). Lasy, rzeka, domki na drzewach, wtedy jeszcze konie, krowy, owce, indyki... Ale ja dziwna jestem. A serio: kreatywność można pobudzać u dziecka wszędzie, nawet nie wiem czy na wsi gdzie cisza, gdzie można tyle obserwować a potem malować, opisywać, kleić nie bardziej. Miasto to kakofonia, często przebodźcowanie. Wolałabym żeby dzieciak wyklejał z lišci cudeńka niž siedział w multiplexie. Ale ja z innego czasu jestem...
Przepraszam za brak edycji. Ad. Śmiesznostka: ja jestem dziecko z bloku i to z Bałut (dla niewtajemniczonych Bałuty to była dość szemrana okolica 😉, zresztą jest chyba nadal) i bawią mnie strasznie chłopcy z Rudy i okolic, ktorzy bloki widzieli z samochodu pewnie jakich blokersów z siebie robią. No brzuch mnie boli. Ot, takie šmieszne poplątanie.
Ja jestem z Bałut (taka okolica "spod czarnej gwiazdy"😉. Teraz mieszkamy w kamienicy, może kiedyś przeniesiemy się do bloku, większego mieszkania..jednak odkąd pamiętam chciałam mieszkać na wsi. A skoro to końskie forum to i dodam, że z mojego miejsca zamieszkania mam kiepski dojazd do jakiejkolwiek stajni, wszędzie daleko.