To jest wykorzystywanie dzieci i młodzieży. Rozumiem, że po sobie trzeba posprzątać i konia na jazdę przygotować, ale wyręczanie się dziećmi ( no nie wiem- na ten czas zwolnili pracowników?) to jest przegięcie. Chyba, że masz ochotę na pracę i dorabiasz sobie na dodatkowe jazdy np. Wątpię, żeby organizator w karcie obozowej wyszczególnił jakie prace ma wykonywać obozowicz, a jeszcze bardziej wątpię żeby to ktoś zatwierdził.
Ja nie wierzę w to co czytam- począwszy od robienia sobie śniadania do wywalania gnoju na obozie. Co to obóz survivalowy czy wyzysk, czy obóz? No chyba ludziom się w głowach miesza i cały rok mogą gnój zbierać, wszak obozowicze wywiozą.
Wiele lat temu aby popłynąć latem w rejs jachtem musiałam: - jesienią uporządkować jacht po sezonie - zimą chodzić na szkolenia, basen itp. - wiosną - remontować 2 jachty (duży i mniejszy) : szlifowanie, malowanie, itp. - w rejsie KAŻDY miał obowiązek (zgodnie z wachtą): sterować, prowadzić nawigację (nie było GPS), gotować, sprzątać, myć pokład, itd itp... I nie był to obóz survivalowy, ba - wszyscy mieliśmy z tego spory fun
Podobnie podchodzę do tematu w kwestii jeździectwa... Pełna opieka nad koniem - od przejechania się z taczką, po karmienie, ścielenie, itp. dopiero uczy odpowiedzialności i pracy przy zwierzętach. Pokazuje też czym tak na prawdę jest jeździectwo - to nie tylko przyjemność, ale i obowiązek... Niejednokrotnie ludzie pytają się mnie skąd mam wiedzę hipologiczną - szczerze pisząc gdybym jedynie wsadzała tyłek w siodło nic ponadto nie robiąc (miałam wybór) dziś nie miałabym dziesiątej - ba - setnej części wiedzy, którą posiadam...
Z tym, że zdaję sobie sprawę, że młodsi ode mnie są na takie metody wychowawcze oburzeni... Pamiętam jak zbierałam szczękę z podłogi słysząc, jak syn znajomego oznajmia, że nie będzie pracował przy jachcie, skoro jak tato więcej zapłaci - może pływać bez tej pracy... Wiedzy którą się przy tym zdobędzie, oraz przyjaźni które mogą się wówczas nawiązać nikt już nie docenia... lepiej analogicznie godzinkę powozić tyłek w siodle i oddać to coś na czym się jeździło, niż popracować przy zwierzęciu/jachcie - szkoda czasu... przecież w tymże czasie można posiedzieć na FB...
ale jak ktoś jedzie na obóz wypocząć i pojeździć, a tu się okazuje, że trzeba zapierdzielać? Jak mam ochotę to robię, a jak nie to nie i już.
Ciężko obozowiczom dać godzinę jazdy konnej dziennie i nic ponadto do roboty... Co - mają pozostałe kilkanaście godzin TV oglądać? Wcale się nie dziwię organizatorom obozów, że starają się zagospodarować dzieciakom czas... A jeśli chcesz odpocząć i pojeździć - z pewnością są i tego typu obozy. Sądzę, że i takie, na których konia dostaniesz osiodłanego i takiego oddasz, a w siodło możesz spokojnie w białych bryczeskach i koszuli... tylko to już się nie będzie nazywało obóz jeździecki...
_Gaga, podejście miałam zawsze takie jak ty. Odkąd jednak dowiedziałam się, jak w pewnej stajni podchodzi się do wywalania gnoju przed obozami to mi minęło. A mianowicie - od czerwca zaczynają się obozy (ostatni tydzień). Od początku maja już nie ma wywalania gnoju - tylko dościelanie. W czerwcu zaczynają się obozy i zaczyna się wywalanie gnoju przez obozowiczów. Pierwszy turnus ma przerąbane. Wszystko sobie potem działa do końca sierpnia. Potem wrzesień się nie wywala a stajennego zatrudnia od października. I tak to sobie działa. Stajenny świetnie wie, że na koniec kwietnia dostaje ostatnią wypłatę i wraca dopiero w październiku. Taka sobie oszczędność, z którą właściciele stajni w ogóle się nie kryją. Stajennego mają tylko do wywalania gnoju, więc nie jest problem oszczędzić na nim w takim przypadku. A przez czas wakacji i obozów w ogóle mają luz, bo nic w stajni robić nie muszą. Tylko właściciel i organizator w jednym stoi i pilnuje. I podejrzewam, że niestety jest co najmniej w części stajni. Taki sposób na funkcjonowanie, na który się sporo ludzi nabiera. Idea pracy, odpowiedzialności itp - fajna. Ale korzystanie z frajerstwa to już przeginka.
Gaga- a kto mówi o oglądaniu tv. Przecież to są wakacje. Są inne zajęcia rekreacyjne- gry zespołowe, wycieczki, plażowanie, baseny, rajdy, konkursy, disco i wiele innych sposób na zajęcie młodzieży. Lata temu pracowałam jako instruktor na takich obozach- dzieciaki miały dwie godziny jazdy dziennie+opieka nad koniem ( czyszczenie, siodłanie, myjka, zabiegi pielęgnacyjne), ale tylko te które chciały to robić, godzinę grały w tenisa, jak była pogoda szli nad zalew, mieli w ciągu dwóch tygodni 3 wycieczki po okolicy, a resztę czasu planowali opiekunowie. Nikt się nie szwendał bez celu, nikt nie oglądał tv. Trzy posiłki, były kucharki, kelnerki, talerze tylko odnosili po sobie. A teraz to wychodzi mi na to, że osoba X organizuje sobie obóz a w zamian ma darmową siłę roboczą, konie ruszone, obóz pewnie nigdzie nie zgłoszony, dzieci albo wyrzucają gnój albo latają samopas, bo opiekun jest, a często organizator ma jakąś tam agro i wcale nie ma opiekuna, tylko sam go udaje
Co innego gdy jest wcześniej napisane, że będą prace stajenne takie jak jak wywalanie gnoju a co innego gdy dowiadujesz się o tym na obozie i nie przyjmują odmowy. Dodatkowo co innego jak jest do wywiezienia boks z kilkudniowym gnojem a co innego z gnojem (kilku)miesięcznym bo nie dość że jest go więcej to jest bardziej ubity i trudniejszy do wywalenia 🙄 A co do zapewniania rozrywki dzieciom to jest mnóstwo sposobów niedrogich i nie będących wyzyskiem (masz pracować bo tak mówię, nie obchodzi mnie że coś cie boli, młoda jesteś to możesz popracować). Są różne gry zespołowe, można wziąć dzieciaki grupą na spacer, podchody w lesie itp. Jakoś na obozach na których byłam nie było z tym większych problemów. No ale bardziej się opłaca zaprząc do roboty bo i dzieciaki zajęte i boksy wywalone 🙄
Miałam raz taką sytuację, że poprosiłam dzieci o pomoc. Raz. Była konieczność- leżało kilka ton owsa wysypanego przed stajnią i szło na deszcz- czym się dało dzieci ( nastolatki) pakowały w worki pod nadzorem wychowawców, a dalej już pracownicy sobie sami radzili. I to były osoby chętnie, nie był to rozkaz. Była to niezła rozrywka i właśnie uczenie odpowiedzialności a także poczucie wspólnoty
Ja też byłam kiedyś na obozie i też sprzątaliśmy w stajni wraz z wywalaniem gnoju, ale nie kosztem własnego zdrowia 🤔 Ja wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale jeśli właściciele stajni nie kryją się z tym, że na wakacje stajenny się zwalniany, bo przyjeżdżają dzieciaki, to po prostu jest to darmowa siła robocza w postaci nieletnich. Ok, niech obozowicze poznają co to znaczy praca, nawet ciężka ale w ramach rozsądku - coś wyrzucić, ale nie biegać z pełnymi taczkami po dziesięć razy...
Też mając lat ledwo naście, biegałam z taczkami czyszcząc boksy, ktore nie widziały wideł od dobrych pół roku/roku, bo bardzo chciałam pojeździć, a wtedy 20zł za koniki było sporym wydatkiem dla mojej mamy. Efekt taki, że mój kręgosłup do tej pory to wypomina. Warto? No warto, pojeździłam potem godzinę, kiedy masażysta postawił mi plecy na nogi ... 😉
To wywalanie gnoju jakoś modne się stało ostatnio. W szczenięcych latach też jeździłam za pracę, ale gnoju nie wywalałam. Owszem ścieliło się, karmiło, poiło, dbało o konie, ale pracownik był, a za pomoc była jazda.
Całe życie ciężko pracowałam fizycznie ... kręgosłup mam OK...
Pisząc o pracy przy koniach nie piszę o wyrzucaniu obornika z kilku miesięcy... i nadal widzę, że nie widzicie do czego dążę - moim zdaniem przy odpowiednim prowadzeniu - to wyrzucanie obornika, czyszczenie sprzętu czy pranie ogonów też czegoś uczy... i jest to wiedza nie do zdobycia podczas gry w tenisa czy leżeniu na plaży...
jakoś w ofertach obozów w katalogach, które oglądałam nie było punktu "wyrzucanie gnoju" "samodzielne przyrządzanie posiłków" - bo to wszystko jest niezgodne z prawem.
_Gaga, wszystko ok pod warunkiem że nikt nie rozkazuje ci tego robić podczas obozu za który zapłaciłaś. Co innego jazda za pracę (i tu może być wywalanie gnoju) a co innego gdy jedziesz sobie na obóz żeby wypocząć a tu sru- wywalaj gnój bo tak nam wyjdzie taniej niż zatrudnić stajennego, i nie ma że się źle czujesz, coś cie boli. A w ofercie było jedynie nauka i doskonalenie jazdy konnej. Ani słowa o pracach stajennych. W ofertach widziałam zapis "dla chętnych pomoc w stajni- przygotowywanie posiłków dla koni, ścielenie w boksach itp" ale dla chętnych. Wtedy to jest ok. Chcesz pomóc? Super, pokażemy ci jak praca w stajni wygląda "od kuchni", powiemy co jest do zrobienia- jeśli pomożesz to świetnie ALE nie będziemy cię zmuszać do wywalania gnoju jeśli powiesz że nie chcesz. A nie że damy stajennemu urlop już na miesiąc przed twoim przyjazdem a ty nam wysprzątasz boksy i jeszcze za to zapłacisz 😵
Uważam, że w ofercie obozu powinien być zapis czego można się spodziewać, wtedy każdy wybierze to, co mu odpowiada. Sama jeździłam na obozy harcerskie, na których były warty, mycie kibli, łazienek, pomoc w kuchni a nie na kolonie, które uważałam za nudne. Ale to był mój świadomy wybór. Do dziś z łezką w oku wspominam wszystkie przygody i "ciężkie prace". Przy koniach też pomagałam, poznałam pracę w stajni od kuchni i bardzo sobie cenię te doświadczenia 😉 Żałuję bardzo, że jak zaczęłam przyjmować dziewczyny do pomocy, to nie wpoiłam im zasady, że jazda jest ale za POMOC, którą jest nie tylko wyczyszczenie konia czy poprowadzenie go podczas hipoterapii (zajęcia prowadzę ja, osoba pomagająca prowadzi konia, który w zasadzie nie wymaga prowadzenia, bo idzie grzecznie sam). Wychowałam sobie taką jedną księżniczkę i bardzo tego żałuję. Żal mi się z nią rozstać, bo zna konie, fajnie jeździ i mieszka niedaleko, więc zawsze mogę poprosić, by podeszła rzucić siana jak mnie nie ma. Nigdy jednak nie wpadła sama od siebie na to żeby zebrać z padoku kilka kup, czy pozamiatać przed stajnią. Zawsze pyta: "czy mam jeszcze coś zrobić" ❗ Wrrr, doprowadza mnie to do szału i chyba sama zacznę pytać "czy mam Ci dać konia do jazdy??" Ostatnio zaczęła przychodzić jej koleżanka z klasy, więc moja "księżniczka" daje jej mniej przyjemne prace czy dzwoni przed jazdą "uprzedzić", że chce fajniejszego konia 😵 Kilka razy pokrzyżowałam jej plany i więc nie przychodzą już razem (konkurencji nie lubi) 😵 Moim największym błędem było właśnie "oszczędzanie dziecka" . Miała 11lat jak zaczęła u mnie jeździć, rok później już pomagała (żal mi było, bo wiedziałam, że w domu się nie przelewa), obecnie ma 14lat. Jakiś czas temu usłyszałam od jej mamy, że księżniczka jedzie na obóz dziennikarski, nie jeździecki, bo jeździecki ma u mnie 😵 No boli.... Dodam, że mam 5koni, sama sprzątam stajnię codziennie (trociny), obecnie konie spędzają całą dobę na dworze (poza dniami kiedy leje) więc pracy fizycznej dużo nie ma....padok po nocy też sprzątam codziennie... Fajnie by było wrócić z pracy do domu i zastać posprzątaną siodlarnię (przyczepka campingowa) czy wyczyszczony sprzęt...Dobrze, że oprócz księżniczki są jeszcze dwie inne dziewczyny 💃
jakoś w ofertach obozów w katalogach, które oglądałam nie było punktu "wyrzucanie gnoju" "samodzielne przyrządzanie posiłków" - bo to wszystko jest niezgodne z prawem.
Tak całkiem serio - dlaczego jest to niezgodne z prawem? Czy kiedy remontowałam jachty, myłam pokład czy gotowałam dla całej załogi - jako dzieciak - łamano moje prawa? 🤔
A to, że w ofercie obozu powinien być stosowny opis - dla mnie jest sprawą jasną... Przeraża mnie jednak fakt, że aktualnie jeźdźcy w 95% to opisane przez kasik "księżniczki" 🙁
Powiem Wam tak: zawsze bardzo lubiłam prace stajenne. Ludzie się pukali w głowę, jak słyszeli, że lubię sobie pomachać widłami, zamieść stajnię czy nasmarować sprzęt. Nawet nie wiem, czy bardziej wolę jeździć na koniu, czy po prostu "przebywać" z koniem na pastwisku, podczas czyszczenia. Bardzo lubię też zrobić "ładny, czysty i przytulny boks" i jak widzę takie świeżo pościelone własnymi rękami to aż mi serce rośnie 🙂 Ot lubię robotę przy koniach i tyle. Jakiś czas temu jeździłam za pracę, trwało to kilka lat. Poszłam tam jeździć, przykładałam rękę do prac stajennych i szef mi zaproponował, czy może nie chcę jeździć za pracę, skoro i tak tam siedzę po trzy, cztery dni w tygodniu i wszystko robię. Stać mnie było na jazdy, ale czemu sobie nie "dorobić"? Czyściłam i siodłałam konie, oprowadzałam dzieciaki, dbałam o sprzęt itd...no wiadomo co się w stajni robi, nie będę się rozpisywać, każdy tutaj wie. Gnój wywalałam od czasu do czasu "bo lubię", ale byli od tego inni panowie, więc nie musiałam. Koni 6. I tu ok, sama chciałam pracować więc pracowałam. Irytowały mnie laski, które koffają konie, wielce "pracują" (czyt. siedzą cały dzień w stajni) ale wędzidło umyć - fuj, bo poślinione. Kupę sprzątnąć? Niee, uciekniemy jak nikt nie będzie patrzył, wszak kupa śmierdzi. Szczotki umyć? Po co? Konia wyczesać na wiosnę gumowym zgrzebłem tak porządnie? A fuj, pełne usta sierści, lepiej tego nie robić. Jeśli ktoś idzie pracować to nie ma "księżniczkowania". Ale na obozie? No przepraszam, ale jakby mnie ktoś kazał na obozie robić "ponad siły" to bym go chyba pogoniła widłami. I powiem Wam szczerze, kiedyś kilka ofert obozów pominęłam, właśnie dlatego, że było w ogłoszeniu coś w stylu "o piątej rano lecimy do koni, potem śniadanie, potem jazda, potem lecimy sprzątać stajnię, obiad, robimy cośtam cośtam..." No ludzie, jak kogoś takie coś rajcuje, to proszę: jest napisane, że będzie robota, komuś to odpowiada, niech leci. Ale ja mam tak, że te dwa tygodnie w roku, zwłaszcza po ciężkiej sesji, chciałabym sobie najzwyczajniej odpocząć, zwłaszcza jak jest upał. Albo raz na jakiś czas powozić dupę na Koniu, jak cywilizowany człowiek, w porządnym, czystym ubraniu, a nie "ooo dobra, teraz jest godzina przerwy między jazdami dla klientów, ten koń jest wolny to rzucam widły i wskakuje na konia póki jest czas". No mam taką potrzebę i już. Dlatego trzeba rozróżnić jazdę za PRACĘ (najlepiej precyzyjnie określone obowiązki, bo np. znajoma plewiła szefowej ogródek w ramach "pracy"😉 a to, że jadę na obóz to MOGĘ ale NIE MUSZĘ pracować. Powinno być jasno opisane, czy obozowicze mają obowiązek pracy, czy nie. Dla mnie idealnie wygląda oferta z Pcim "Obozowicze będą miec możliwośc uczestniczenia w dyżurach stajennych oraz pielęgnacji koni. Czas przebywania w stajni nie będzie ograniczony." MOŻLIWOŚĆ, nie przymus 😉
Dla mnie cała sprawa rozbija się o nazewnictwo. Bo to, czego większość tutaj oczekuje, to kolonia/wczasy/wakacje w siodle - wtedy można sobie leżeć pół dnia d*pą do góry i wszystko (łącznie z osiodłanym koniem) dostać pod nos.
Obozy wywodzą się z tradycji harcerskiej i z założenia zakładają spartańskie warunki i konieczność wacht czy tam dyżurów w kuchni/w stajni etc.
Jako dzieciak jeździłam na takie obozy i nigdy, NIGDY nie miałam lepszych wakacji. Co z tego że bez prądu i pod namiotem, że trzeba było wstać rano żeby nakarmić konie, napoić je z wiader, posprzątać? Nie wiem, może czasy były inne ale mieliśmy wtedy poczucie jakiejś wspólnoty, konie były 'nasze' więc trzeba było o nie dbać. Dyżur przy stajni był teoretycznie jeden na turnus i robiony po dwie osoby, w praktyce zazwyczaj było nas co najmniej piątka, bo wiele osób przychodziło na ochotnika, nadprogramowo.
Wszystko, czego nauczyłam się na obozach czy na dyżurach w stajni przydaje mi się teraz, gdy prowadzę własną stajnię. Bo co z tego, że wiesz że w teorii zielonka może poleżeć do popołudnia, jak nie masz pojęcia jak wygląda i pachnie ta, która już się zaczęła zaparzać, a która jest jeszcze bezpieczna? Możesz znać w teorii nazwy i objawy wszystkich chorób ale co Ci z tego, jak nigdy nie widziałaś kolki czy nie mierzyłaś koniowi temperatury?
Za każdym razem jak zaczynałam pracę w nowej stajni czy gdy do nas wprowadzał się nowy koń, gdy po raz pierwszy kupowałam siano i pasze, gdy moje konie chorowały miałam ochotę postawić ołtarzyk i bić pokłony mojej 'obozowej' stajni za wiedzę, teoretyczną i praktyczną którą stamtąd wyniosłam.
Ja mam takie podejście jak Orzeszkowa,. Teraz juz nie jeżdże na obozy, bo jestem w mojej opinii za stara 😀 ale bardzo dobrze wspominam moje obozowe zajęcia. Mielismy inne atrakcje, były prowadzone zajęcia teoretyczne przygotowywujące do odznak, były podchody, były spacerki albo po prostu spanie synchroniczne na trawie 😀. Jakoś nie przyszło mi do głowy żeby narzekac na to że raz na 4 dni musze wstać o 5 i nakarmić konie razem z 3 innymi koleżankami. Albo wyrzucic trochę kupy z boksów (ile było zabawy przy tym hehe) czy tam pościelić. I czy ustawienie 20 talerzyków i 20 szklanek oraz pokrojenie ogórka to naprawdę zajęcia przewyższające przeciętnego 15-latka? Nie mówie tu o wywalaniu miesięcznego gnoju czy pracowaniu od rana do wieczora. To wyzysk. I jasna sprawa, że to musi być w ofercie zaznaczone, takie wachty. Może właśnie warto rozróżnić obóz jeździecki od wczasów w siodle...
No i otóż, co kto lubi. Dlatego warto rozróżnić od siebie te rzeczy. Rozumiem, że obóz = harcerskie warunki plus robota. Wczasy = lepsze warunki + praca jeśli ktoś chce? Serio pytam, żeby zamieszania nie narobić 😉 I oczywiście, ja też pamiętam, że "za dzieciaka" to się robiło takie rzeczy, których bym teraz nie zrobiła. Spało się i mieszkało w takich warunkach, na jakie teraz bym patrzyła jako "poniżej standardu". Teraz po prostu ma się nieco więcej lat niż naście 😉 i latanie o piątej rano do stajni, kiedy mam dwa tygodnie żeby się odespać mnie średnio satysfakcjonuje, kiedy oczywiście, kogoś innego może to cieszyć. Dlatego tak czy inaczej, niezależnie od nazewnictwa warunki powinny być opisane jasno i nie byłoby nieporozumień, że ktoś się chciał urobić po łokcie i nie mógł, a kto inny chciał odpocząć a patrzyli na niego jak na lenia.
Cricetidae, za moich czasach odznak na szczęście jeszcze nie było 😁
I dokładnie, jest różnica między wyzyskiem a zwykłą nauką roboty przy koniach. Połowa tych co teraz marudzą jak się dorobią własnego konia czy stajni albo pojadą do roboty za granicę będzie po rękach całować, że ich ktoś kiedyś nauczył, jak siano od słomy odróżnić 😉
Chainsy, wiadomo, inny wiek inne standardy. Teraz pewnie też niezawygodnie by mi się na kanadyjce spało 😉 Ale wychodzę z założenia że wszystkiego trzeba w życiu spróbować i żadna wiedza nie jest zbędna (przynajmniej jeśli chodzi o konie) bo nigdy nie wiesz, co ci się w późniejszym życiu przyda.
Zresztą, dla mnie ta cała dyskusja to wyznacznik dzisiejszych czasów - rośnie pokolenie jeźdźców które nie miało już szansy liznąć tego postharcerskego czy kawaleryjskiego drylu z prawdziwego zdarzenia, dla których jazda konna to usługa, a nie w pewnym sensie przywilej. Pewnie, że dalej można trafić na kogoś z prawdziwą pasją, komu nie straszna końska kupa, ale niektórym dzieciom to aż ma się ochotę iShity na głowach porozbijać 😉
w zeszłym roku zabrałam na 3tyg rajd konny dwie znajome: jedna lat 16, miłośniczka obozów "survivalowych", druga ok 40lat, wiedziała na co się pisze, bo była z nami rok wcześniej przez tydzień. I wiecie co?? Obie wymiękły, po 10dniach szwędania zaczęły się kłótnie, po 2tyg było już niemiło a po niespełna 3tyg dziewczyny zostawiły mnie i mojego chłopaka z 5końmi 😵 Dodam, że końmi zajmowałam się ja "bo ja wiedziałam ile dać jeść". Starsza szukała zawsze kwater, bo "chore korzonki", młodsza początkowo spała z nami (my zawsze przy koniach-czy to na ławce, karimacie, sianie, pod namiotem) potem uciekała do koleżanki. W tym roku- koniec- nikogo ze sobą nie bierzemy ❗ Nie będę niańczyć księżniczek, wystarczająco martwię się o konie podczas takich wyjazdów 😉
Coraz więcej teraz takich panienek. Ucząc się jeździć parę lat wstecz, byłam w tzw. "klubie" w pewnej stajni. Polegało to na tym, że płaciło się 240zł na rok co dawało możliwość wyjazdu na zawody jako luzak lub obserwator (podobno..) oraz tańsze jazdy (o całe 5zł)... 😵 i pracowało się oczywiście. Praca wyglądała różnie, z pewnością nie była ciężka, m. in. czyszczenie koni (około 20, w tym młodziaki i ogiery), pojenie wiadrami, zamiatanie stajni, robienie spacerków, przygotowywanie do jazd, wypuszczanie, lonżowanie. Lubiłam pracę przy koniach, więc chodziłam. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że właściciele siedzą na leżaczku w stroju i opalają się, a my tyramy w upale, dodatkowo płacąc sporą sumkę za rzekomy klub. Zmieniłam stajnię, gdzie z kolei brało się danego konia do opieki i nadzorowało jego stan zdrowia, ilość zapewnianego ruchu itp. Powiedzcie mi gdzie właściciel takiej stajni ma głowę, żeby pozwolić dzieciom (miałam chyba 14 lat wtedy, a były i 10latki) bez nadzoru (siedzieli sobie w budce, a jazdy nie były prowadzone, rzadko klientom - płacisz, bierzesz konia i jeździsz, a wołają jak masz koniec) zając się koniem. Było też robienie spacerków, prowadzenie jazd przez małolaty (dwa razy mi się zdarzyło prowadzić komuś znajomemu jazdę, ale klientów podawałam dalej, idiotyzm) czy malowanie płotów, poza tym karmienie, pojenie, czyszczenie etc. "Mój" hucułek był późno wykastrowany i nie brało się go do rekreacji, był puszczany sam bo atakował konie, przeciągał do trawy, zwiewał, kopał i gryzł, a nawet stawał dęba, zrzucanie też było normalne. Samo pozwolenie mi z nim pracować z biegiem czasu wydaje mi się durne (chociaż sama go chciałam, ciągnie mnie do takich bestii 🙂😉. Dało radę i zrobiłam z niego miśka, sam się zrobił no, na jeździe miałam go pod siebie (za trenera się nie uważam absolutnie, ale dało radę coś osiągnąć 😉), mało kto inny go jeździł. Trwało to dwa lata. Niestety do każdej innej osoby był taki jak zawsze (jak się zranił, musiałam robić opatrunek, bo komu innemu nie dał, a jak ktoś chciał wsiadać to musiałam go siodłać, bo innemu nie dał), a po drugie jak odeszłam (miałam dość właścicieli i porytych zasad), parę miesięcy później słyszałam jak tu komuś połamał rękę, tam znowu komuś rękę, innego pogryzł, a jeszcze kogoś kopnął. I gdzie tu sens pracy ze szkółkowym koniem, a odpowiedzialność właścicieli powalała. Jedna dziewczynka dostała kopytem w głowę, nie obyło się bez mnóstwa krwi i zadymy, a jednak małolaty dalej tam biegają pomagać, chociaż pomijając puszczanie, karmienie i czyszczenie, bo to fajne, nie kwapią się do roboty, no i jazdy za darmo by chciały. Potem znalazłam lepszą opcję - prywatne konie w stajni przydomowej, 3 i 4 latka, konie po przejściach, dużo problemów przy zwykłym czyszczeniu, siodłaniu, a jak wsiadłam to było dobrze, ale to było na naprawdę w porządku warunkach, jeździłam ze znajomą, tereny super ciekawe. Plac do jazdy nie był niesamowity, dziurawy, ale miło wspominam. Odeszłam z powodu właściciela, któremu się znudził konie i sprzedał, poza tym pił i nie był zbyt przyjemny. No i na koniec przeniosłam się tu gdzie jestem dalej i wynosić się nie zamierzam. Jest działka, koń, kucyk, plac do jazdy jako taki, tereny i super kontakt z właścicielem, któremu zależy tylko aby ktoś się końmi zajmował, karmić je karmi, sprzątane mają, a jak ktoś nie ma czasu to nie mam z tym problemu, tylko zaraz macham widłami. Jak czegoś potrzebuję, nie ma sprawy. Sama też nadzoruję sprawy kopytowe, zdrowotne, sprzętu itd. Nie mogę powiedzieć, że trenuję, ale sobie ambitniej jeżdżę i mam świadomość, że mi konia nikt nie zepsuje. Brakuje tylko towarzystwa innych osób z końmi i trenera 😉 Uważam, że pomoc w tych stajniach mimo jakichś problemów wiele mnie nauczyła, bez tego bałabym się teraz sama opiekować się tymi końmi. Na obozy też jeździłam i nikt nie kręcił nosem na sprzątanie trzech boksów na osobę, wstawanie o 5, czy pomaganie innego rodzaju, a nawet mi tego brakuje, takiej współpracy właśnie stajennej. Teraz niestety coraz gorzej. Pisało do mnie kilka osób czy nie znam kogoś u kogo mogą jeździć za darmo bo nie ma czasu dla konia, albo czy znam jakiś klub gdzie mogą zająć się jednym koniem. Okej są takie ogłoszenia także, ale jak mówię dziewczynie słuchaj znalazłam Ci fajną stajnię to zwykle jej nie pasuje dojazd, albo nie można jechać na zawody, albo o zgrozo chcą pełnoletnią, lub jeszcze trzeba coś zrobić w zamian typu pozamiatać czy pościelić - nie bo ona nie ma czasu.. 😵
jak ja czytam o tych "księżniczkach " to mi ręce opadają 😵 One właśnie psują opinie o nastolatkach , bo jak ktoś natrafi kilka takich to potem ma uprzedzenia. Ja jak miałam 10 lat to zaczęłam pomagać w stajni wraz z koleżanką (rok starsza) , na początku oczywiście pod jakimśtam nadzorem , ale wraz z upływem lat stawałyśmy się bardziej samodzielne i dużo dobrego to nam zrobiło bo nauczyłyśmy się podstawowych rzeczy ale i poznawałyśmy różne problemy tj kolka, gnicie strzałek , obserwowałyśmy kowala, weterynarza i bardzo dużo wiedzy przyswoiłyśmy. Teraz się przeniosłyśmy do mnie ( stajnia przydomowa na 6 koni) i umiemy wszystko przy nich same zrobić. Więc ja uważam że taka praca jest bardzo korzystna dopóki nie jest wykorzystywaniem 😉 Szukaliśmy ostatnio kogoś kto by chciał startować za darmo , opiekować się koniem , jeździć na nim i ... nic 🙁 U nas w okolicy b.ciężko o kogoś do pomocy. zielona stajnia gdyby nie to że mam koni, to bym z wielką chęcią skorzystała z takiej oferty.
Do mnie też ostatnio przyszła królewna taka z 14 lat mówiła ,że jest na wakacjach u babci , a babcia kasy nie ma. pytała czy mogła by pojeździć, bo widziała konie na padoku. Ja jazd nie prowadzę, to są moje zwierzątka 🙂 prosiła.... a ja miętki 😉 jestem. Trochę z nią rozmawiałem i strasznie "mądra" była, ale jak juz się zgodziłem to nie odmówię. Poprosiłem, przed jazdą wyczyść i wylonżuj konia. I wiecie co usłyszałem??? 😲 "Ja już wyrosłam z tego żeby jezdzić za pracę" Kur.... zapiał myślałem, że mnie coś trafi i chociaz to dziecko powiedziałem to wyp...j
Poprosiłem, przed jazdą wyczyść i wylonżuj konia. I wiecie co usłyszałem??? 😲 "Ja już wyrosłam z tego żeby jezdzić za pracę" Kur.... zapiał myślałem, że mnie coś trafi i chociaz to dziecko powiedziałem to wyp...j
🤣 oby to udzielne królewiątko cię nie oskarżyło jeszcze na dokładkę o bógwieco. Kopa w doopę na rozpęd takim bachorom
Jak tak czytam to wszystko to mnie szlag bierze 👿 jeju jak ja bym chciala popracowac za jazde. Jak na sierpien bylam umowiona tak pieknie noge sobie zlamalam. Dlatego apeluje: pomagajcie, pracujcie i wozcie swoje cztery litery, bo to wspaniale, a przynajmniej lepsze od mojej sytuacji i to jeszcze w wakacje 🤬
Słuchajcie czytam sobie wasze posty, też jestem teraz w sytuacji podobnej - potrzebuje osoby pomagającej własnie dałam ofertę na RV 😉 A powiedzcie mi orientujecie się na jakim portalu jeszcze możną taka ofertę pomocy za jazdy wstawiać? Jakieś najbardziej chodliwe? Może sami coś trafiliście?
Wiem z doświadczenia własnego, że najlepiej jak taka osoba sama przypadkiem się znajdzie - podejdzie, spyta czy może i jej zależy tak jak z resztą ja sama kiedyś szukałam i znalazłam po wielu trudach 😉 No ale niestety teraz nikogo takiego nie mam a nie jest mi łatwo samej ciągnąć ostatni rok magisterki, szkółkę (w tygodniu po 1-3h + weekend po 6-8h na dzień), jeżdżenie minimum dwóch młodych niedługo może więcej koni oraz wyjazdy na zawody co 2-3 tygodnie...
Na razie Ogłaszania na Facebooku między innymi z tego powodu staram się uniknąć 🙂 Ale dzięki 😉 Zawsze można zrobić przesiew i tak zawsze musi być okres próbny 😉
Na razie zdążyłam dodać oferty tu i na stadniny.pl.