Forum konie »

Jazda za prace- uklady i obowiązki

Pracowałam za jazdy w sumie trochę ponad trzy lata. Cudów nie było, ale nie było też najgorzej - ok. 20 koni z czego większość prywatnych. Rano wypuszczenie towarzystwa na pastwiska (rano karmił stajenny), potem ogarnięcie koni na poranne jazdy - kiedy wyszły sprzątanie boksów - cześć słoma, część trociny, rozdzielenie siana, przygotowanie południowego karmienia, sprzątanie po sprzątaniu - wtedy zwykle konie wracały z jazdy, wiadomo rozebrać, ew. wypuścić, posprzątać. Potem teoretycznie trochę wolnego czasu, kiedy któraś jeśli miała konia do dyspozycji mogła przeznaczyć na jazdę, ale zazwyczaj dostawałyśmy jakieś wesołe zadanie z gatunku mycie poideł/ścian/okien/czyszczenie ujeżdżalni...itd - byłyśmydosyć zgrane, jak któraś miała akurat konia to pozostałe odwalały za nią i tak cyklicznie na zmianę. Potem typowo, przygotowanie jazd, jakieś tam obowiązki stajenne, sprowadzenie koni, wieczorne karmienie, posprzątanie stajni, dziedzińca i socjali... Różnie bywało - jak trzeba było to skuwałam lód wokół stajni, nosiłam drewno czy wory z owsem, plewiłam pastwisko, przerzucałam siano, biegałam przy koniach (specyficzna metoda prowadzenia jazd) - szło się przyzwyczaić. Jak zdrowie się pogorszyło to dałam sobie spokój. Nie wiem czy dzisiaj bym do tego wróciła - mam masę świetnych wspomnień, poznałam fajnych ludzi, ale nie wiem czy chciałabym znów tak zaiwaniać...
DeJotka, Mam tak samo, swietne wspomnienia, ale nie wiem czy chcialabym jeszcze raz tak, patrzac na to wszystko z perspektywy czasu 😉
kurcze za takie arunki jakie dawała darolga to dałabym się pokroić 🙂
ja przez ostatnie 2 lata też pomagałam w stajni wzamian za jazdy. Niestety tylko w wakacje, bo normalnie studiuję.
Ale pytanie do Was które też tak jeździły: gdzie szukałyście ogłoszeń? Czy pracowałycie gdzieś u znajomych?
Ja ogłaszałam się na jednym z portali jeździeckich i O ZGROZO dostałam bardzo wiele dziwnych maili typu: "przyjedź na stację X (szukałam pracy w całej Polsce) my Cię odbierzemy i zawieziemy do stajni" ale kiedy prosiłam o nazwę stajni, adres czy chociaż nr tel to kontakt nagle się urywał.. albo dostawałam wtedy odp "to nowa stajnia nie mamy strony, przyjedź na  miesce my Cię dowieziemy na miejsce".  Więc niestety bardzo trzeba uważać i być mega ostrożnym...
ja szukalam na www.stadniny.pl, szukalam tez wszystkich stajni w swoim wojewodztwie i bezposrednio do nich pisalam, czy moze nie potrzebuja kogos do pomocy 😉
grzesiek- wyobraź sobie, że u nas też ciężko o pomoc konkretnej osoby. Bo sama szukałam- jazda do bólu, bo pomocą była właśnie jazda+przyszykowanie sobie konia i ewentualne wyczyszczenie innego, jeśli ktoś by miał ochotę. No nikogo z jakimiś umiejętnościami. Nie wymagałam żadnej odznaki, ważne dla mnie było dobre trzymanie się na koniu i nie zrobienie koniowi krzywdy, takie wożenie tyłka.
Najpierw jedna bardzo prosiła - po kilku miesiącach powiedziała " no wody do baku nie leję" - ok miała płacone. Ale, że nie zgadzałam się z nią- podzieliłyśmy między siebie konie. Efekt był taki, że "jej" konie w ogóle pod siodłem nie chodziły. Ale to nie mój biznes. Nadal miałam trzy konie pod siodło i pasowałoby mi, żeby ktoś chociaż do jednego przyjeżdżał. Miejscowość z idealnym dojazdem z miasta, godziny do ustalenia, wici rozpuszczone i co? Nic.
Panienkom zależy tylko na pomaganiu w stajniach, gdzie jest doborowe towarzystwo.

W takiej stajni "z towarzystwem" też pracowałam i miałam pomocnice. Te, które na to zasługiwały wynagradzałam też finansowo z mojej puli pieniędzy. Wydawało mi się ok, że jak ktoś się stara to dostanie kasę na bilety, loda, colę, ot taki bonus. Bo jeździły i tak sporo.
Do stajni o której pisałam na początku w końcu znalazłam pomoc- co prawda nie umiała wiele, ale szybko się uczyła i byłam zadowolona zarówno z jej pomocy jak i jazdy.
marysia550 jakie województwo? Chyba nie można już mieć mniejszych oczekiwań od osoby mającej pomagać niż Ty  🤣 a że do baku wody nie leje... cóż, normalnie musiała by i nalać do baku i zapłacić za jazdę.
vanille- świętokrzyskie. No właśnie ja nie wiem, czego ona oczekuje, bo na jeździe jak się okazało też jej bardzo nie zależy. I nikt jej nie prosił. Na miejscu właściciela bym jej podziękowała w momencie tego stwierdzenia.
Teraz "moje" konie są przeniesione w inne miejsce, dużo gorzej juz będzie choćby ze względu na dojazd, konie chwilowo bardzo wystane. Nawet nie próbuję nikogo szukać. Boję się niejasnych sytuacji.
marysia550, nie rozumiem, Ty jej oddalas czesc swoich koni ?
do opieki naturalnie. Konie nie są moje z punktu prawnego.
marysia550 może w końcu pojawi się się jakiś pasjonat. Tego Ci życzę!  🙂 Mi się udało znaleźć  stajnię, gdzie jeżdżę za pracę i bardzo mi tam dobrze, ale jakbyś była z małopolski to też bym raz na jakiś czas chętnie wpadła  🏇  jestem konnym fanatykiem i najchętniej tylko jeździłabym po stajniach  🤔wirek: Niestety trzeba też kiedyś studiować  🙄
Ja też próbowałam szukać jakiejś stajni czy osoby, u której mogłabym pomagać w zamian za jazdy - skutki tego były dość marne 🤣
A że jestem niepełnoletnia i nie mogę jeździć samochodem, jestem skazana na MPK. A MPK nie wszędzie jeździ...
Ja jestem tą stroną dającą możliwość jazdy, za pracę. Nie mogę narzekać, ale łatwo nie jest znaleźć pomoc.
Wydaje mi się, że u mnie układ jest dość korzystny. Praca i jazda za każde kilka godzinek (ok.5-6) Nie przez 15 min, ale przynajmniej godzinę i więcej. Praca nie jest ciężka, nie wymagam biegania ponad siły, raczej pracy we własnym tempie, konie stoją na trocinach, więc boksy łatwo się sprząta, w godzinkę wolnym tempem człowiek ogarnia wszystko włącznie z sianem i zamiataniem. Czyszczenie koni, sprzętu. Dojazd do stajni wydawałoby się idealny nawet dla niezmotoryzowanych, bo nawet z Trójmiasta (a po drodze Reda, Rumia, Puck) pociąg (30 min) i pks, busy kursują co godzinkę i częściej.  Z przystanku 10 min na piechotkę, a jednak po ogłoszeniach znalazłam 2 osoby. Jedna spędziła u mnie parę miesięcy, które miło wspominam, druga była tylko raz i nie miałam ochoty przedłużać tej znajomości.
Mam małą przydomową stajenkę, ale już dorobiłam się nawet własnej halki, ogrodzonego lonżownika i maneżu. Nie wymagam pełnoletności, doświadczenia, bo mogę przeszkolić, wymagam tylko chęci, miłości do koni i delikatności. Wydawałoby się, ze ludzie powinni walić drzwiami i oknami 😉
Nie wiem co się porobiło z dzisiejszą młodzieża. Za czasów, kiedy to ja jeździłam w takim układzie, całymi dniami siedziało się w stajni, robiło się to, co akurat było potrzebne, od czyszczenia boksów, przez układanie słomy, karmienie, szykowanie koni, byleby tyłek choć odrobinę powozić i po takim dniu człowiek cieszył się, że mógł cały dzień spędzać czas w towarzystwie koni, zajmować się nimi, nie tylko jeździć. Nie siedziało się całymi dniami przed kompem z komórką w ręku.
Ach, wychodzi na to, że ja jakaś przedpotopowa jestem.

Dwa razy zajmowałam się końmi "za free".
Raz z całkowitego przypadku. Koleżanka powiedziała mi, że niedaleko są dwa konie w pewnym gospodarstwie. Poszłam, zagadałam do właściciela i zgodził się na to żebym opiekowała się końmi. Szczególnie przywiązałam się do jednej kobyły. Tak naprawdę nie miałam żadnych obowiązków. Jeździłam, czyściłam itp. Tak jakby to był mój koń. Trwało to 5 lat, aż pewnego dnia dowiedziałam się przez sms, że klacz została sprzedana do handlarza... Nigdy w życiu tak się nie zawiodłam. Tym bardziej, że właściciel ode mnie na pewno by więcej wyciągnął niż od handlarza, a ja bym zrobiła wszystko żeby ją kupić.

Drugi raz był dość dziwny. Nie mam pojęcia czemu pewnego dnia odbieram e-mail a tam wiadomość typu "Czy jestem chętna opiekować się 3-letnim ogierem". Oczywiście odezwałam się. Warunki były takie: wybieram stajnię, tam mi właścicielka konia przywiezie, w pełni go utrzymuje, a ja tylko mam się nim zajmować jak własnym. Zgodziłam się i było to ciekawe doświadczenie 🙂
Ja też należę do tego typu układów i nie narzekam, a raczej nie mam prawa narzekać. Należę do "nowszego pokolenia", jednak niektóre opinie "starszego" są dosyć uszczypliwe, przynajmniej ja je tak odczuwam. Np. ta, gdzie wizyta w stajni w tygodniu jest niemożliwa z braku samoorganizacji przy innych zajęciach. Z domu do stajni najkrótszą drogą mam 15km. Jednak muszę jeździć okrężnie, bo ztm jeździ tak a nie inaczej. Zajmuje mi to ok.1,5h z samego domu, a gdyby doliczyć do tego najszybszą drogę szkoła->dom->stajnia to zajęłoby mi to ok.3,5 h  😂  . Również proponujący owe układy nie są w porządku. Pracując w jednej stajni miałam wmiatać resztki siana, słomy z pokruszoną farbą, która leciała ze ścian koniom do boksów, nawet jeśli miały napis "nie wmiatać" to i tak instruktorka kazała mi to robić. Z racji, że widziałam jak konie reagują na tego typu syf wolałam wymieść to na dwór niż zwierzakowi w "dywan". Za to czasem zgarniałam nagany i po pewnym czasie wylano mnie.
merciful ciekawy ten drugi przypadek 😀
W jednej stajni jeździłam za pracę: czyszczenie i siodłanie koni na jazdy klientom, grabienie na kopy zielonkę w upały, ścielenie boksów (sprzątali chłopacy i pracownik), karmienie koni (rzadko, bo najczęściej po łąkach hasały), zagrabienie ziemi przed stajnią, czasem mycie bryczki (dopóki nie została zdemolowana) i zganianie koni do stajni lub wypuszczanie z niej koni. (na początku były 22 konie, potem 12) Różnie było z jazdą, bo czasem trzeba się było naharować, żeby raz na 2 tygodnie wsiąść, a czasem przychodziło się i tylko szykowało sobie konia do jazdy.
W drugiej stajni (przy szkole) również za pracę: ścielenie boksów (boksy sprzątał pracownik), czasem karmienie wieczorne (jak dłużej się zabawiło w stajni), korowanie drągów na ogrodzenie (łopatą!), zrzucanie z przyczepy słomy/siana i noszenie oraz układanie w paszarni, zamiatanie stajni, równanie hali i placu do jazdy (koniem z oponą, co zostało, to łopatą/grabiami), wybieranie większych kamieni na drugim placu do jazdy, wybieranie kamieni na hali, zamiatanie pajęczyn w stajni i na hali, sprowadzanie/wyprowadzanie koni (wyprowadzanie, gdy pracownik nawalił- wtedy zwalniano nas z zajęć w szkole). Czasem awaryjnie coś przy koniu: zrobienie zastrzyków, sprawdzanie kikuta pępowiny, bo problem był z zatamowaniem krwawienia i podstawianie źrebaka do strzyka. (pod koniec mojej kariery były 23 konie) Ale jeździło się 1-2 razy w tygodniu+ na zajęciach (1-2 razy w tygodniu), czyli łącznie do 4 godzin jazdy, z czego czasem było to wożenie tyłka, wdrażanie konia do pracy, trochę ujeżdżenia i baaardzo rzadko skoki.
Oprócz tego, odkąd znajoma ma konie, chodzę do niej. Najczęściej potrzebuje osoby, która by jej towarzyszyła podczas jazdy, bo jeden z koni szaleje, jak straci drugiego z pola widzenia. No i jestem dostępna praktycznie na każdy telefon (przez studia moja dyspozycyjność  ogranicza się do co drugiego weekendu). Malowałam słupki od ogrodzenia, taras w stajni, omiatałam pajęczyny w stajni i sprzątałam boksy i karmiłam konie. Ale co to za praca? To tylko 2 konie... A jazdy- jak wyjdzie. Gdy znajoma chce wsiąść, to wsiądę, ale chętnie polonżuję konie. Jazda nie jest najważniejsza. No i czasem parę groszy się dorobi, jak coś konkretnego wpadnie do roboty.
No ja tez pamietam jak sie w stajni cały dzień siedziało i przy koniach pracowało. Powiem szczerze że ja byłam szczęśliwa, mozna było zrobić cos przydatnego i pozytecznego a przy okazji z końmi pobyc i pojeździć. Ile to pracy domowych się w siodlarni odrabiało albo na schodach. Inna sprawa że u nas to i były dzięki 3 osobom to i seks afery...I burza była taka że przez głupote innych póxniej wszystkie pozostałe osoby cierpiały.
asds- Właśnie- dużo radości sprawiało samo przebywanie z końmi. I obrzucanie się słomą, zabawa w chowanego po niedokończonej części hotelowej w stajni, siedzenie na ławce przed stajnią, ganianie koni... Cały dzień w stajni się siedziało i było fajnie.
U nas było popularne picie alkoholu, zwłaszcza piwa i palenie papierosów. Tylko ja taka byłam, że odmawiałam... Ale fakt faktem pierwszy raz tam spróbowałam alkoholu i fajek.
Pod koniec ponoć niektórzy palili zioło, ale osobiście tego nie widziałam (koleżanka, która praktycznie ciągle tam siedziała opowiadała mi o tym).
Najwięcej ,,towarzystwa", co to nic nie robiła i  część z nich się końmi nie interesowała kompletnie, przybywała podczas nieobecności właścicieli stajni (czyli często). Wtedy były różne odpały. Ponoć komuś związano nogi skórzaną lonżą i i powieszono z komina do zrzucania siana i słomy ze strychu  🤔wirek: Ale koleżance w to jakoś średnio uwierzyłam  😉
W sumie tęsknię za atmosferą, jaka panowała w tamtej stajni (poza pewnymi osobami, które nic nie robiły).

edit:
Jazda konno za pracę to była moja jedyna możliwość, żeby móc konno jeździć. Dzięki takiej okazji, dużo osób z mojej miejscowości miało możliwość spróbowania jazdy konnej. Tym bardziej, że stajnia była gdzieś 4 km od mojej miejscowości, więc nie było problemu z dotarciem na miejsce.
Ja sie tez czasem dziwie ze tak zwane "młodsze pokolenie" postrzega te same obowiązki których ja nawet nie zauwazam (np porozlewanie wody do boksów/ na padok, nakarmienie, pozamiatanie) jako ciężką pracę. Zanim się zabiorą do pracy tez trwa to 3x dłuzej niz powinno.
Ja na takim układzie mam: nakarmienie, rozdanie siana/wody, pozamiatanie, ruszenie 3-4 koni, wieczorem to samo z karmieniem, poprawienie boksów, czasem zostaje sama ze stajnią wiec puszczanie/zamkniecie + zrobienie boksów/scielenie. Praca ok 3 dni w tyg, bo mam studia 200 km dalej. Jestem mega zadowolona, ale to dlatego ze mam przy sobie normalnych ludzi i normalne konie.
Ja w najgoprszym wypadku ojezdzałam 15km w jedna stronę rowerem i z powrotem. Do stajni musiałąm sobie sama skombinowac czajnik czy piecyk na zimę.

Najbliższa stajnię miałam 6 km od domu i dojeżdzałam rowerem lub autobusem ZTM. Kupa roboty była to fakt -do obrzadzenia było 12 koni, ale za to najwięcje nauczyłam się właśnie przy pracy z nimi. spędziłąm tam dośc długi okres czasu bo ok. 5 lat. Do przodu troche poszłam z jazda, pierwszy wstrząs mózgu tam zaliczyłam podczas treningu skokowego  z instruktorem z fantazją...No a potem były seks afery i zrobiło się burzliwie. Po jednej takiej własnie akcji gdzie zwrócono uwagę na nierówne traktowanie nas co do podziału obowiązków pracy przy koniach m.in..Czy tez nierówne  🤔 traktowanie koni którymi sie opiekował każdy z nas... I tak np. moja podopieczną wzieto do przejażdzki bryczką cxzego efektem był zkrwawiacy kłąb. Po ok. 2 tygodniach mojego zaleczenia tego, przmywania i smarowania propolisem, p. P miał do mnie pretensje że go z randevous z nastoletnią kochanką wyciągnełam do pracy (prowadzenie lekcji jazdy dla osoby bardziej zaawansowanej), no i przychodze następnego dnia i co widze? Koń cały brudny, w zlepach od potu i z na nowo rozwalonym kłębem....

Niestety mi oprócz dobrych wspomnień praca w stajni za jazdy otworzyła też oczy na niestety i inne aspekty tego swiata....
Patt, smutne to co piszesz. Ja się tylko zastanawiam, dlaczego pozwoliłaś bezczelnie się wykorzystywać przez ROK? Ciężka praca, no ok, ale odzywki o Twoim ciele oraz w brzydki sposób powiedziane, że się obijasz.. Dlaczego pozwalałaś na coś takiego przez tak długo?
Rozumiem miłość do koni, pasję, ale to było bezpośrednie zagrożenie życia. Piszesz, że pielęgnowałaś agresywne konie, masz problemy z oddychaniem a ciągle narażałaś się na jeszcze większe. Dawałaś się wykorzystywać po prostu. A za to mogłaś co najwyżej zniszczyć sobie zdrowie psychiczne i fizyczne.




patt140 - koszmar. Jak dla mnie praca w zamian za jazdę powinna jednak obracać się w temacie konia. Sprzątanie po nim, czyszczenie go, mycie sprzętu, z którego korzysta. Ale mycie aut? Nie mówiąc o oporządzaniu całej reszty zwierząt... aż ciężko uwierzyć, że poszłaś na coś takiego choć z drugiej strony jestem w stanie to zrozumieć. Mimo wszystko kontakt z końmi i nadzieja, że może będzie lepiej. A potem rutyna i myślenie, że tak ma być. Dopiero jak się wyjdzie z takiego zaklętego kręgu to człowiek puka się w głowę jaki był głupi. Dobrze, że to już za Tobą a to czego się w związku z tą sytuacją nauczyłaś to Twoje. Mimo wszystko takie doświadczenia też się przydają.
Swoją drogą jak widać dla niektórych to bardzo dobry biznes. Siła robocza tańsza niż w Chinach, zwykle w młodym wieku więc często brakuje odwagi, żeby się postawić... a ostatecznie w ramach 'zapłaty' da się konia do pojeżdżenia na 20 minut (albo i nie). Interes życia.



patt140 straszne jest to, o czym piszesz... Ktoś bezczelnie wykorzystywał Twoją naiwność... Przykre to bardzo. Ja całe szczęście nigdy nie trafiłam na takich ludzi. W zamian za jazdę pracowałam w 3 miejscach, w jednym tylko były krowy. I nigdy w tym miejscu nie miałam nieprzyjemności.

Edit: Dopiska słowa.



Dokładnie. Wmawianie sobie, że tak musi być i dam radę. Sprzeciwiłam się dopiero po roku. Idealnie mówi vanille Dopiero jak się wyjdzie z takiego zaklętego kręgu to człowiek puka się w głowę jaki był głupi. Dobrze, że to już za Tobą a to czego się w związku z tą sytuacją nauczyłaś to Twoje. Mimo wszystko takie doświadczenia też się przydają. Nigdy więcej  😉
Wrzuce się na wątek. - jestem z tego pokolenia "bardzo nowszego", bo początku gimnazjalnego.
3 lata, w każde wakacje, zapi*rdalalam do stajni którą była najbliżej mojego domu - ot, taka hodowla huculkow. Mieszkałam sobie z dwoma dziewczynami w przyczepie, zgrane nawet całkiem byłyśmy. Rano się wstawalo, konie karmilysmy owsem tylko chodzace w rekreacji, kryjacego ogiera i klacze ciężarne, reszta dostawała górę siana. Potem grzalysmy z taczkami na pastwiska, żeby młodym i zrebakom siana dać, trzeba było się trochę marchwi i buraków nadzwigac. Powrót do stajni, poscielic koniom, pójść ściągnąć bele słomy załadować na traktor, rozładować, zamieść stajnię, druga stajnię i podwórze. Potem psy, kury, koza, świnie śniadanie dostać musiały. Po śniadaniu zawsze przyjeżdżały dzieci na polkolonie, które koni ubrać nie umiały, trzeba było za nie wszystko zrobić, jak dzieci poszły jeździć wyczyścić wszystkie mlodziki, wylonzowac, rozsiodlac konie dzieciom, ubrać sobie konie - czyli tą najgorszą partie, niedawno zajezdzona albo zdziczalą.
Po jakze fascynującej jeździe obiad, druga jazda dzieci, konie do stajni, zaczynały się dodatkowe prace, np. malowanie płotu, naprawienie czegoś, budowanie stanowisk dla klaczy...
Pod wieczór karmienie, sprzątanie, zamiatanie, zamykanie całej imprezy i lulu.
Więc "moje" pokolenie takie leniwie nie jest. Jak chcemy, to potrafimy.
PS. Nie szuka ktoś na wakacje pomocy w stajni? Jeśli ktoś coś wie, na private 😉 Wybitnie maluje płoty i tłumaczę dzieciom co to jest nachrapnik 😀
a skad jestes ?
Hellgirl, ostatnio w necie się rozglądałam i jest pare propozycji pracy na wakacje i w większości w zamian za jazdę, koło szczecina w tanowie można sie załapać jako pomocnik instruktora właśnie w zamian za jazdy , ale najwiecej ofert widziałam nad morzem i na śląsku.
casines ja się też w necie nałogowo rozglądam, ale albo to bez noclegu, albo trzeba wcześniej na kilka dni przyjechać żeby się zapoznać, a w tym przypadku to ZAWSZE drugi koniec kraju, i milion problemów, a majówka tylko jedna, bo weekendy nikomu nie pasują. Więc szukam stajni, gdzie nawet jakby chcieli mnie zobaczyć wcześniej, to żeby chociaż było warto przejechać nawet na drugi kraniec kraju  😉

EDIT: Do Tanowa już dzwoniłam 🙂
Hellgirl,  a ile masz lat?
Jakiś czas temu trochę sam pomagałem w stajni właścicielce.  Układ był taki że  za  powyrzucanie obornika koniom  plus pościelenie   ogarnięcie stajni i terenu wokół etc  mogliśmy w zamian za to pojechać w teren na koniach.  Frajda  była fajna i to motywowało  do dalszej pracy.

Co do układów to lepiej określić  warunki na samym początku żeby nie było niedomówień.
bardzo sie cieszę, bo udało mi się fajną dziewczynę znalezc na cały sierpień, żeby do nas wpadła. dla mnie komfort bo mimo, że obowiązków malutko, to nie muszę się zrywać rankiem nakarmić konie, czy wieczorem padnięta jeszcze sie bawić z bobkami po jednym koniu, a fajnie, bo będę miała do kogo gębę otworzyć a i koń sie porusza. 
głównym "wymogiem" jest samodzielność, będę mała malucha czerwcowego na głowie i nie będę mogła być przy każdym czyszczeniu, siodłaniu czy jezdzie, więc potrzebuję człowieka, który sam sobie poradzi, zorganizuje czas i nie będę musiała nad nim sterczeć 😉

Dziewczyna brzmi logicznie, wydaje się naprawdę sympatyczna. powiem szczerze, że się doczekać aż nie mogę 😉 jeszcze przydałby mi się ktoś na lipiec, nawet czerwiec chętnie. myślicie, że jeszcze da się kogoś znalezc?
Isabelle na pewno ktoś się znajdzie, tylu chętnych na wakacje że szok, a tak w ogóle to na przykład ja taka nawet chętna jestem 😀
Hellgirl,  pewnie, że są chętni. ale niestety nie mogę zaoferować całodobowej opieki nad osobą, która jeszcze nie kłusuje. mogę pomóc, ale nie będę zaiwaniać z małym szkrabem pod pachą, żeby sprawdzić czy się nie pozabijały z kobyłką 😉
No niestety, tutaj zasada "nie umiesz-nie pchaj się" nie obowiązuje, no po prostu życie, do nas też kiedyś przyjechała taka mała dziunia, której matka powiedziała, że dziecko skacze, galopuje, na zawody jeździ, ale w wakacje tamta stajnia ma obozy i spróbowały u nas. Oczywiście nie ma po co nie wierzyć, więc wsadziłyśmy qniareczkę na najlepszego kucyka w stajni, posłuszny jak baranek, ale poskakać potrafi, jeszcze jak matka była.
Stępuje, stępuje(nawet nie spadła :lol🙂 ale zakłusować już nie umiała bez bata.
Matka powiedziała, że to dlatego, że się wstydzi, ale umie czyścić koniki.
Właścicielka stajni dała dziewczynce zostać z litości dla matki.
Życie po prostu
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się