Odkopuje temat, przegladajac internet trafilam na "piekielnych" na bardzo przykra historie dotyczaca kolejnego wypadku z udzialem konia na drodze. Historia o wezwaniu karetki do wypadku i dzialan, a raczej ich braku, zeby pomoc rannemu zwierzeciu.
I tu objawia się piekielność naszego społeczeństwa i - co za tym idzie - formalizacja pewnych działań... Tak ciężko ranny koń wymaga pomocy jedynie w postaci skrócenia cierpień. Policjanci mają broń, ale nie mogą jej użyć w takim wypadku. Weterynarz, nawet, jak już przyjedzie, nie podejmie drastycznych działań na miejscu. Bo ostatnio głośno było o sytuacji, w której ulżył zwierzęciu na ulicy, a potem media nagłośniły to do rozmiarów afery Watergate - że nie użył parawanów, więc jakieś dziecko mogło to widzieć i doznać urazu na całe życie... A my? Mamy na pokładzie kilogram leków przeciwbólowych. Większość narkotycznych. Tylko podanie jakiegokolwiek z nich powoduje, że celem rozliczenia trzeba podać pesel pacjenta... W tym wypadku niemożliwy do uzyskania. Toteż wróciliśmy do bazy zniesmaczeni. Po pierwsze samym wezwaniem - był to pierwszy raz, kiedy pojechałem do konia... Po wtóre - tym, że ze względów formalnych nie można ulżyć w cierpieniu zwierzęciu w sposób logiczny, tylko trzeba czekać, żeby nie wywołać urazu psychicznego u świadków. Którego to urazu, oczywiście, widok miotającego się rannego konia nie wywoła...
Pogrubienie moje. Brak mi slow. Tak oto na skutek rozdmuchanej afery nie mozna skrocic agonii zwierzecia z powodow formalnych, bo moze ktos zobaczy za duzo i dostanie traumy. Co sie porobilo z naszym spoleczenstwem, jezeli ludzie nie moga patrzec na szybkie usmiercenie konia w stanie agonalnym, a zostawienie zwierzenia, zeby konalo w bolu juz nikogo nie bulwersuje?
Dziś w radiu Zet mówili, że jakiś koń poturbował grupę kolarzy, wiadomo coś dokładniej na ten temat (niestety nie usłyszałam gdzie), mówili, że kolaże przejeżdżali obok wozu, koń się spłoszył, stanął dęba i wpadł na ludzi (nie wiem jak to mozliwe ale tak mówili)
Dziś w radiu Zet mówili, że jakiś koń poturbował grupę kolarzy, wiadomo coś dokładniej na ten temat (niestety nie usłyszałam gdzie), mówili, że kolaże przejeżdżali obok wozu, koń się spłoszył, stanął dęba i wpadł na ludzi (nie wiem jak to mozliwe ale tak mówili)
Eh... szkoda koni bo były naprawdę świetne...takiej pary zaprzęgowców można było tylko pozazdrościć :C Zdjęcia wyglądają masakrycznie... Powożąca w nie najlepszym stanie ;c
Ja miałam wypadek ze swoja klaczą zimnokrwistą. To było we wrześniu 2011r. Pojechałam w teren z 2 znajomymi na koniach. No i na polnej drodze podjeżdżałyśmy pod stromą górkę. Za górką było słychać że jakiś idiota szaleje samochodem. Moja to słyszała, ale nie wiedziała gdzie i zaczęła się rozglądać. Jechałyśmy koń za koniem (ja byłam ostatnia). Po prawej miałyśmy gęsty lasek z dużą górką a po lewej pole. I moja chyba dla własnego bezpieczeństwa chciała przejść na te pole, zrobiła to tak szybko że ja nie zdążyłam zareagować, a w trakcie przechodzenia nadjechał samochód zza górki. Zdążyłam pomyśleć "przypie***** w nas", no i stało się. Leże w trawie, nie mogę oddychać, podniosłam głowę i patrze gdzie koń, dostała takiego szoku że zaczęła uciekać ale szybko ją znajome złapały. On się zatrzymał, zaczął panikować, podszedł do mnie i powiedział: "Możesz wstać"? a ja powiedziałam: "nie mogę, bo nawet nie mogę oddechu złapać". Koleś spanikował gdy się dowiedział że wzywamy policję i uciekł. Pasażerka samochodu na widok uderzonego i lecącego konia nawet nie zareagowała. Poczekaliśmy na policję, spisali, porobili zdjęcia, itd. Przetransportowaliśmy konia do stajni trajlerem, dobrze że nie było daleko. Wezwaliśmy weta. Miała tak rozszarpaną tylną nogę że trzeba było każdy mięsień, każdy prążek mięśnia do 'kupy' składać, miała 33 szwy zewnętrzne no i jeszcze w środku były. 2 m-ce stała w boksie. Potem zaczęła wychodzić na pastwisko (na 3 nogach, bo ją bolała tamta i nie chciała jej stawiać), ale nie chciała za długo, zaraz chciała wracać, gdzie ona kocha być na pastwisku i zawsze schodziła ostatnia. Ogólnie po 3 miesiącach od wypadku zaczęłyśmy robić małe spacerki, z czasem dłuższe, z przerwami. Potem już trochę zaczęła biegać (z własnej chęci, nie z przymusu). Nawet galopem i brykać 🙂 ale kulała, zaraz ją uspokajałam do stępa bo się bałam o nią. Zabrałam ją ze stajni gdzie stała, do stajni chłopaka na wieczne łąki. Ma już dożywocie. Okazało się później że ma zerwane ścięgno, dlatego jak stoi to trzyma nogę w górze, bo ją boli. Gówniarza (sprawcę wypadku) złapali tydzień po wypadku, młody chłopak, dostał mandat 1000 zł i się na tyle skończyło, a jego ubezpieczenie pokryło koszty szycia, leczenia. Ja miałam tylko bark stłuczony.
Dzisiaj kolejne dwa konie nie przeżyły spotkania z samochodem 🙁 Zawoziliśmy dzieci do babci, auto przed nami wjechało w stojący na awaryjnych samochód na poboczu. Po chwili okazało się, że chwilę wcześniej wybiegły prosto pod niego dwa kucyki. Samochód skasowany, a kucyki nie przeżyły 🙁 Całe szczęście kierowcy nic się nie stało. Zastanawia mnie tylko dlaczego nie wyciągnął trójkąta? Może wtedy ten drugi samochód by w niego nie uderzył? Jechaliśmy pod słońce i chyba go nie zauważył 👀 Z tego co mówili ludzie z domów przy drodze kuce nie pierwszy raz uciekły właścicielowi 🙁
W zasadzie powinniśmy zrobić jakiś najazd na forum motoryzacyjne. Bo tu, u nas, każdy wie co i jak. W weekend znów nas mijał jakiś baran, który MUSIAŁ ryknąć silnikiem i przyśpieszyć. Droga przez pola, widać konie z daleka, zatem przyśpieszanie celowe. Podjechałam na parking i grzecznie wyjaśniałam, że spłoszony koń w dwukółce to średnio zabawne. W siodle to jeszcze pal licho, chociaż niemiłe. No i dowiedziałam się od pana, że jeśli nie umiem to niech nie jeżdżę. Niewiele mogłam powiedzieć bo okoliczna ludność juz dawno powyrywała znaki o ograniczeniu prędkości i rozmontowała progi zwalniające. Przyznam, że z trudem powstrzymałam się od wytrzaskania pana po głowie palcatem. To, co? Robimy desant na jakieś forum dla kierowców? http://www.forumkierowcow.pl/showthread.php?t=35111 O! Nawet znalazłam od ręki o koniu.
Odpukać, ostatnio nic podobnego mi się nie zdarzyło. Nawet w lesie ustępują mi z drogi, czekając jak ich minę. To miłe, zważywszy na fakt, że jednak sporadycznie zdarzają się jakieś głąby, które muszą na ten gaz nadepnąć.
[quote author=Być. link=topic=8594.msg1525407#msg1525407 date=1347879749] Odpukać, ostatnio nic podobnego mi się nie zdarzyło. Nawet w lesie ustępują mi z drogi, czekając jak ich minę. To miłe, zważywszy na fakt, że jednak sporadycznie zdarzają się jakieś głąby, które muszą na ten gaz nadepnąć. [/quote] U nas na wsi z daleka poznasz kto jedzie. Koniarz nie tylko zwolni, ale jeszcze się ukłoni, pomacha albo odkręci szybę i pogada. A buraczysko już z daleka brum brum robi i przy samych koniach gaz i fontanna spod kół. Ten "mój" interlokutor był dorosły, z wyglądu dobrze sytuowany i z rodziną. I nie koniarz. Burak zwyczajny. Nasze konie są przyzwyczajone do aut, nawet do śmigłowca, ale takie incydenty nie robią im dobrze.
bylam kilka dni na rajdzie (wierzchem) w niemczech. no i sie glupia przyzwyczailam. ze auta albo zatrzymują się i czekają aż przejedziesz albo jak nie ma gdzie zhjechać, jak jezdziec macha zeby wymijać to omijają szerokim łukiem, zwalniając bardzo. tak samo motocykliści - nawet ci na terenówkach w lesie(na "ich" ścieżce) - wiedzieli ze konie mogą sie bać, my zjechalismy na pobocze, poprosilismy o przejechanie wolno, ale oni zsiedli i przeprowadzili motory (po potwornym piachu!) ladny kawal przed nas i dopierow wsiedli. no i wróciłam do polski, odprowadzając konie do swojej stajni musialam kawalek poboczem jechać, juz zapomnialam co mi zgotowali kierowcy w "tamtą" strone - rozkletane ciężarówy i busy mknące 120 przez wieś itd..., i sobie jedziemy, duzy koń i dziecko na kucu, obie w kamizelkach odblaskowych. gna auto, macham żeby zwolnił.... smiggg - zero zwolnienia, z metr od mojej nogi, jedzie naprzeciwko jakiś żuk z żelastwem - prawie na srodek ulicy wyjechalam i daje sygnał żeby zwolnić - prawie we mnie wjechał bo przeciez trzeba środkiem jechać i jeszcze coś macha grozi ;/ i tak każdy po kolei ...jeszcze grupa tych co macha i sie cieszy...podjeżdzając pod sam zad albo bok, trąbiac.. bo przecież tak sie koniki wita - on trabi a koń rży 🤔wirek:
naprawdę dużo wypadków nie jest winą koniarzy - czy tych jadących czy z powodu nie dopilnowania koni. to wina kierowców, że nie zachowują zasad bezpieczeństwa. jadąc w pobliżu wioski, lasu, pola - trzeba uwazac, bo są i dzikie zwierzaki które pod koła wyskakują... plus wiejskie zwierzęta, ludzie, dzieci...
to często nie brak dobrej woli, tylko wlasnie neiwiedza...bo przy wiejskich grubasach zwalniać nei trzeba bylo (jak i auta jechaly wolniej, a i słuchac je bylo dawno). nikt nie uczy jak przy koniu się zachowywac, bo to jeszcze nei jest popularne aż tak... przecież niedawno dopiero na kursach pierwszej pomocy zaczeli uczyć (i to jak beznadziejnie ;/ )
[quote author=Być. link=topic=8594.msg1525407#msg1525407 date=1347879749] Odpukać, ostatnio nic podobnego mi się nie zdarzyło. Nawet w lesie ustępują mi z drogi, czekając jak ich minę. To miłe, zważywszy na fakt, że jednak sporadycznie zdarzają się jakieś głąby, które muszą na ten gaz nadepnąć.
U nas na wsi z daleka poznasz kto jedzie. Koniarz nie tylko zwolni, ale jeszcze się ukłoni, pomacha albo odkręci szybę i pogada. A buraczysko już z daleka brum brum robi i przy samych koniach gaz i fontanna spod kół. Ten "mój" interlokutor był dorosły, z wyglądu dobrze sytuowany i z rodziną. I nie koniarz. Burak zwyczajny. Nasze konie są przyzwyczajone do aut, nawet do śmigłowca, ale takie incydenty nie robią im dobrze. [/quote] Takie incydenty to mi ciśnienie podnoszą, bo faktem jest, że koń na samochód odczulony, ale nigdy nie wiesz jak zareaguje, w końcu to nieprzewidywalne zwierzę, które czasem jednak odskoczy bądź się spłoszy. Najgorsze jest to, kiedy za zadem ktoś gazuje i jest ten dźwięk, moja siwa zaczyna się niepokoić, a ja obrazem się o 180 stopni na siodle, by zabić gościa spojrzeniem, bo zazwyczaj jednak to facet.
horse_art, ja tak samo sie przyzwyczailam do kultury w Anglii. Kiedys pojechalam tutaj w teren ze znajomym, jedziemy przez srodek miasteczka, a tu nagle kolega krzyczy do mnie, ze "szybko, zjedzmy do tej alejki, ale to biegiem!!!" Ja zdezorientowana zrobilam, co mi kazal, a potem sie spytalam, co sie stalo. Okazalo, sie, ze nadjezdzal tir z jakimis obcojezycznymi napisami, a kolega spanikowal, bo pare miesiecy temu jakis Litwin, czy Polak jak mu nie zatrabil w terenie (a pojechal na swiezym mlodziaku), tak sytuacja skonczyla sie na OIOMie. Nasz wspolny teren byl jednym z pierwszych po tym, jak doszedl do siebie. Tak wiec od tamtej pory, jak jezdzi konno i widzi kierowcow nie-Anglikow to ucieka 🤔 w Anglii to nawet ambulans, policja, czy straz pozarna wylacza syreny przy koniach (zdarzylo sie to nie raz, nie dwa i nie dziesiec)
Chociaz, zeby nie mowic, ze zawsze i wszedzie na Zachodzie jest tak rozowo - ostatnio pojechalam z kolezanka. Jej kon wystraszyl sie ciezarowki, ktora chciala nas wyprzedzic. Wyjechala przed maske, a kierowca zamiast zatrzymac, czy zwolnic, to jeszcze ja gonil 🤔wirek: Na szczescie kolezanki, ma ona bardzo niewyparzona gebe i mimo, ze kon akurat brykal i wywijal wygibasy, zdolala sie odworcic i wykrzyczec: STOOOP F**** STOOOP! STOOOOP YOU C***! Kierowca sie w koncu zatrzymal 🤣 I badz tu czlowieku kulturalny.
o ja w podobnie delikatnych słowach nauczyłam zachowania przy koniach pracownika mojego ojca, ktory(pracownik) opowiadał jak to jezdzą motorem po ściezkach końskich i plosza te konie. ze tak fajnie miedzy drzewami lataja albo spadaja, cudowna zabawa" - troszkę ehem... pojechalam, sadze ze juz tak nei zrobi. podobnie jak gosc ktory tam mnie probowal sploszyć, ale zle trafil bo kon przyzwyczajony do silnikow a ja wkurzona... mial chlopak pecha -mial otwarty kask. pewnei blalo jak dostal batem i wylozyl sie na tym swoim cudzie. strasznie mi bylo przykro 😎 przejechanie po lakierze czymś ostrym (lub nastrasznie - np przejechanie batem) jak taki za blisko przejeżdża - też działa ;]
a znajoma poradzila sobie na swojej lokalnej drodze tak (jezdzie tam z dziecmi w tereny a gnoje też sobie upodobali rozrywke płoszenie)- kłady zostaly wyeliminowane za pomocą liny (ew. dech lub kopów), a najbardizej zlosliwy kierowca auta, po tym jak go wyciągnela przez okno z auta (siedzac na koniu) i stłukła +wyzwała- teraz grzecznie się zatrzymuje, mówi dzień dobry i czeka az zastęp przejedzie.... nie uwierzylabym gdybym nie widziala co babka potrafi 😉
eh, ale czy trzeba się do takich metod posuwac? czy naprawde ludzie nei mają wyobraźni czy specjalnie chcą nam - dorosłym, dzieciom, zwierzakom zrobić krzywde?
Brak wyobraźni. Gdyby wsadzić takiego delikwenta na konia i go spłoszyć, tak aby ten puścił seryjkę z krzyże, tyłka i jeszcze z czterech nóżek to by zaraz odechciało się straszyć konia.
Bo w Polsce panuje totalny laicyzm jezdziecki. Naoglada sie holota westernow, gdzie kauboje urzadzaja rodeo dla funu i im sie wydaje, ze jazda na sploszonym koniu jest cool :/
Mnie najbardziej wkurzają "motorzyści" (motocyklistami ich przez szacunek dla ostatnich nie nazwę), którzy na swoich ryczących maszynach mijają konie prawie ocierając się o nie dodając jeszcze gazu. Zawsze mam ochotę strzelić strzemieniem w takiego, ale się powstrzymuję. Najgorzej jak młodziaka ma się pod tyłkiem. chociaż ostatnio w kwestii samochodów, jechałem do znajomych i cos mnie tknęło żeby wziąć mojego bojowego Dragona (ostrzelany w rekonstrukcjach i pokazach, nie boi sie prawie niczego), żeby do nich dojechać ostani kilometr musiałem przebyć główna drogą (powiatowa), jadę sobie spokojnie, nagle podjechało bmw i gnoje wrzucili Dragonowi petarde pod kopyta (jak bym wziął 4 latkę jak chciałem wcześniej bo lajtowo, chyba by mnie z asfaltu zdrapywali), ten sie popatrzył tylko. Gnoje mieli tak zawiedzione miny że ech, a potem gorzej mieli bo numery zapamietałem a znajomy to policjant 🏇
melechow, gratuluje 👍 trzeba uczyc gnojkow, jak sie zachowywac. Ja mialam mniej szczescia - tez bylam ofiara petardy, kon wbiegl na asfaltowke, zima byla, to slisko, cale szczescie, ze wczesnie rano bylo i jedyny samochod, jaki jechal wprost na mnie to byl sasiad rowniez zakochany w koniach. Dal rade zatrzymac pojazd (choc, jak pozniej mi opowiadal, to pelno w gaciach mial, bo na nieobsypanej drodze hamulce nie chcialy dzialac) Gdyby mnie wtedy nie zwlokl z tego asfaltu i nie zatrzymal ruchu to nie wiem, co to by bylo, jakby jakis tir by mnie nie przejechal, to hipotermia by mnie dopadla :/
Już miałem młodą wyczyszczoną, kiedy coś w środku powiedziało mi weź Dragona, inaczej leżał bym na asfalcie albo sam albo z kobyłą. Ot anioł stróż pilnował.
no wlasnie.... poprostu większość nei zdaje sobei sprawy. część wie, że to chamskie, robią sobie zabawe, ale nie ma swiadomości ze moze zrobić krzywde. jak powiesz, ze grozi taka a taka kontuzcja, może sie stac to i to, dodasz przyklad, zapytasz czy swoje dziecko tez by na to naraził, czy chcialby zeby ktos je tak zabił dla zabawy/przez głupotę (lub tym "pozytywnym wystarczy poprostu wyjasnić ze tak nei mozna bo...) ...odrazu zmieniają zdanie. oni nie wiedzą, że to nie jest jak na filmach, to nie jest fajne, śmeiszne i nie kończy się happy endem ... a gnoi którzy wiedzą... no cóż, pomoże tylko im krzywde zrobić ;] - kopa w motor/gościa zasadzić nie trudno...jak tym batem w szpare kasku albo w szyje trafic ;] ganianie z kijem/batem za gnojkami pieszo ktorzy rzucają kamieniami, petardami itp - tez mam zaliczone...
kiedyś jezdziłam bryczką, nadmorska meijscowość turysyczna , też gnojki petardami zaczęły rzucac. dobrze, że kobyła podobnie jak twoj melechow miala to gdzieś... bo jakby taka tona miesni (wielka zimm) ruszyła z powozem to sporo poszkodowanych by bylo...
Bo w Polsce panuje totalny laicyzm jezdziecki. Naoglada sie holota westernow, gdzie kauboje urzadzaja rodeo dla funu i im sie wydaje, ze jazda na sploszonym koniu jest cool :/
To zaraz, by im się ślepia otworzyły jakby sami spróbowali. 😉
Dzisiaj znowuż z koniem na spacerze, ale w ręku. Wszyscy zwolnili, nawet się zatrzymali. Pozytywnie jak zwykle, a siwa jak to ma już w zwyczaju, samochody ma w tyłku. Tylko jedno nie daje mi spokoju... Facet wyprzedzając nas, ubzdurał sobie, że im szybciej nas wyminie tym mniej stresu, szkoda tylko, że zagazował obok konia, który na jego szczęście jest odczulony na takie rzecz.
[quote author=Być. link=topic=8594.msg1525843#msg1525843 date=1347906844] Tylko jedno nie daje mi spokoju... Facet wyprzedzając nas, ubzdurał sobie, że im szybciej nas wyminie tym mniej stresu, szkoda tylko, że zagazował obok konia, który na jego szczęście jest odczulony na takie rzecz. [/quote]
bo tak ludzie myślą! mi tez ktoś kiedyś (i to kilka razy) - chyba nawet własny ojciec 🙇 jak zwalniałam/kazałam zwolnić przy zaprzęgu zaczął mi klarowac, że nie wolno zwalniac tylko trzeba normalnie albo szybciej przejechac to się mnie będzie koń bał .... 🤦 wiadomo...cześć przesadza w 2 strone i jadą za samym zadem, obok (za blisko do tego) kuuupe czasu ..to też przeszkadza.... eh, to nawet jak widac nie kwestia zlej woli tylko tego końskiego laicyzmu własnie
bo np: kiedyś sobie jedziemy drogą, na jakieś pokazy długaśny zastęp, z przodu policja z tyłu żandarmeria , no i wlasnie ja jechalam ostatnia, na jakimś zdziczałym koniu wziętym ze stadniny, balo sie to to same faktu że idzie, caplowalo ciągle i fukało , a oni jeszcze mi w zad wjeżdzali ( no prosze! odleglosc metr-2?;/) mahania zeby sie odsuneli nie rozumieli raczej ... no chyba że na chwile, mieli w końcu rozkaz jechać "za" czyli jak za autem w korku ;]. ale podjechałam w koncu, wyjasnilam w czym rzecz - ze nie chcą chyba, ze nie rozkaz mieć konia na masce/szybie /twarzy no i jechali potem w większej odległości 🙂
na mastra i kontr mastra musza iść najpewniejsze konie, jak jeżdżę kawalerię i robie szyk po jednemu to ostatni koń jest pewny tak jak mój Dragon, niestety właśnie przez brak odpowiedzialności, ale to tez my standardy kształtujemy i nie wolno na koniec dawać "trzęsidupy" tylko konia tak pewnego jak czołowy
horse_art i właśnie to mnie wkurza, bo zamiast konia wyprzedzić wolniejszym tempem to w pewnym momencie on gazuje, a tu nie chodzi o prędkość, a o dźwięk. Jeżeli by przejechał z niskim warkotem silnika to ok, ale on nagle podnosi ten warkot i koń w tym momencie się płoszy. Dlatego zastanawia mnie, dlaczego nie mogą zrozumieć tak prostej rzeczy? Nagły dźwięk = wypłoszenie.
mechelow - masz absolutną racje ! tu dali najpewniejszego jezdzcca ;] - durne ustawianie bylo, pod towarzystwo bardziej i wygląd eh ;] grupa tych przyzwyczajonych szla przodem, potem mieszani, konie wzięte ze stadniny, a mnie na koniec, zapominając że mam obcego konia jako kontr, bo mialm doświadczenie i najlepiej panowałam nad dostanym dzikusem , który do tego bał się obcych z tyłu, inne gorzej sie zachowywaly (najpierw ćwiczyliśmy na placu...to były jaja dopiero... ). teraz jak jade rajdy to często też zamykam stawke - jako wlasnie na niebojącym się koniu (albo panując nad bojącym) i z doświadczeniem co robić, jak zwalniac auta, zasłaniać te płoszące itd ale wtedy...i porażka ustawienia panów ułanów, ja mialam malo do gadania jako mloda dupa wśród wszystkowiedzących panów, ale i brak przeszkolenia (nawet wasnei wyjaśnienia) tych w autach... dobrze ze konie dość szybko (chyba z szoku) się uspokoiły i szły spokojnie patrząc na reszte... a nie skopały tego auta (probnie zmienialismy się a tym koncu, ja chociaż nie bałam się odwracać i odsyłać auta, bo baly sie te też przedemną) no i oczywiście jak jakiś kierowca z tyłu się wkurzył jechaniem bez mozliwości wyprzedzenia (bo konwoju przez wladze" eskortowanego nie wolno) to wlasnie robił nam za zadami wrrrr!!!! i pełnym gazem ;] tu tez błąd, dowodzącyh i konwojujących, bo co jakiś czas powinniśmy ich puszczać, a nie ludzie parenaście km jechali godzinami za nami ;/
Być - albo nagle zza zadu wyprzedzają, albo jak tylko zad miną to sru! jakby koń sie ploszył tylko jak ma to coś na wys. głowy ;] ostatnio np prosiłam o pauze przy wywince aż przejade - poczekali aż przejade, ale tylko minelam odrazu warkot... bo przed wiadomo ze sie przestraszy, ale za już straszne nie jest eh.... teraz prosze " przerwijcie i poczekajcie aż dojade do zakrętu" 🙂
Raz, a było to już dawno, myślałam że jednej kobiecie wybije zęby. Nie dość, że jechała za koniem to jeszcze za nim gazowała, a moja siwa zaczęła łbem rzucać, bo nie dość, że chciała widzieć to auto, to jeszcze zaczęła mi się niepotrzebnie denerwować. Ja tą kobietę przepuściłam, bo przecież nie będziemy się obie stresować, a gdyby mój koń zechciał zadami rzucić to wylądowałby nogami na masce samochodu.
Parę razy wyciągałam rękę na znak "stop", nie było osoby, która by się nie dostosowała. Jak widzę, że nie mam, gdzie zjechać na bok, albo wiem, że jakiś samochód jedzie i nie ominę tego bez kombinowania, zatrzymuje to auto i przejeżdżam, ale zawsze dziękuję kierowcy.
To może i ja dołącze, wyjechałam w teren na ruchomą drogę ( koń na którym jechałam na szczęście był przyzwyczajony ) słysze, że jedzie coś z bardzo głośnego i szybkiego, no to wyciągnełam moje łapsko, żeby łaskawie zwolnił to zamiast dać po hamulcach rozpędzonym " wiejsko pimpniętym " autem to jeszcze noge do dechy przycisnął :/
Edit: No i gdyby koń nie był przyzwyczajony, ciężko by sie to skończyło :/
i genralnie też tak robie i zwykle reagują .... jak uczylam mlodego chodzić w bryczce to też zatrzymywalam, zjedzalam , dawalam znak stop lub zwolnij i albo stawali albo omijali szeroko, chyba widzieli że kucyk z kolorową bryczką i że akcja na pokladzie, że nowość (w końcu droga dla "samych swoich" ) więc uważali, jak juz sie przyzwyczail prosze tylko o zwolnienie tylko jak widze ze zapier....lają.
tyllko autobus nei ma funkcji zwalniania, niby zawodowy kierowca powinien wiedzieć, do tego jezdzi przez wiochy... a niedawno tak nam "smigną" ze prawie się o niego otarliśmy (bo po co omijać zjechać na 2 pas? jak ktoś stoi na wąskim poboczu?) a mlody - pierwszy teren kn, wkleił się w płot (na szczescie był ten płot)
ale to ostatnio na tej głownej to było przegięcie - dawalam stop, wyjezdzalam na droge...., machałam, kamizelka ubrana, nic nikt zero reakcji! a do tego widzieli przeciez, ze ze mną jest dziecko na kucu 🤔 (kuc akurat ma tak wysoki poziom tumiwisizmu, że nie ma opcji spłoszenia, przyzwyczajone oba bardzo do aut wszelakich, ale ...oni tego nie wiedzieli ...
dla mnie to już stwarzanie zagrożenia dla życia i zdrowia z pełną premedytacją. karalne niby to jest...zeby jeszcze dało się ścignąc ;/
moze zaczniemy debili spisywac i zglaszac na policje co? my jeździmy przecież zgodnie z przepisami...
U mnie kierowcy autobusów mnie znają, więc zwolnią. Żaden jeszcze nie wywinął mi jakiegoś numeru, a do autobusów mam szacunek, bo to pierdzi z rury i wiem, że czasem w takim momencie, że koń się jednak tego spłoszy. Także nie miałam jeszcze sytuacji, co by mnie autobus z równowagi wyprowadził.