pamirowa, jestem na świeżo w miarę z niebieską trasą. Rzeczywiście ten kawałek od Kotła zamknięty, ale dobrze oznaczona wersja zimowa. My z uwagi na psy wchodziliśmy tylko od Wanga do Strzechy i myślę, że taką traskę to na spokojnie zrobicie, jak będziecie mieć nadal siły i sprzyjające warunki, to zawsze można pójść dalej. U mnie pogoda była na tyle super, że wjechała sama termo na górę, lekka hybryda bez paneli i kurtka plus legginsy. Psów też nie ubierałam (a byłam z dogiem, więc była obawa, że będzie jej zimno). Czarną wychodziłam dawno temu w lecie, wtedy też mi się nie wydawała hardcorowa, ale zrezygnowaliśmy ze schodzenia nią, bo jeden ludź z mojej ekipy stwierdził, że nie podoła ze schodzeniem tamtędy w zimie (taki chodzący dużo ale powoli). Acha, trasa jest miejscami mocno wyślizgana, raczki mogą się miejscami przydać.
szam my już po wyprawie 🙂 Zdecydowaliśmy się na wejście szlakiem czarnym jednak, bo zdecydowanie krótszy. I mimo, że było całkiem sporo śniegu, to trasa jak na zimowe warunki nie była zła. Owszem, szlak szedł prawie cały czas pod górę, ale nie jakoś mocno. Mieliśmy zarówno raczki, jak i kijki, no i jednak to bardzo wiele ułatwiło. Nie wyobrażam sobie wchodzić bez raków i bez kijków, bo było by dwa razy trudniej. Nasz pies krótkołapek też dał radę, nawet mu wodoodpornej pelerynki nie zakładałam, bo jak założyłam mu na chwilę, to szedł nieszczęśliwy. Nie było widać żeby było mu zimno, czy niekomfortowo. Doszliśmy prawie do Domu Śląskiego, na samą Śnieżkę już nie wchodziliśmy, bo raz, że to już by było za dużo fizycznie, a dwa, ta łatwiejsza trasa idąca na około jest zamykana w styczniu, a z psem, po tych schodach, kamieniach i łańcuchach przy tłumie zimą sobie nie wyobrażaliśmy wchodzić.
Czarnym nie schodziliśmy, mimo że taki był plan, ale byliśmy z synem męża i tyle marudzenia ile nasłuchaliśmy się po drodze, to była masakra. Więc zjechaliśmy z Kopy wyciągiem na sam dół... z psem. Na szczęście, nasz pies jest mały i spokojny.
Następnego dnia szliśmy niebieskim do Schroniska Samotni. I faktycznie, ten szlak jest łagodny i przyjemny. Ale raczki też na tym szlaku się przydały. Ogólnie, z tego co zaobserwowałam, to rośnie świadomość i odpowiedzialność wśród ludzi, większość ludzi miała raki na nogach. Ale był też Pan, co radośnie pomykał zamkniętym szlakiem... z dzieckiem. Szlakiem, który jest zimą zamykany ze względu na zagrożenie lawinowe, gdzie idzie się wąską ścieżką zboczem. Jak się do tego doda większą ilość śniegu, to wystarczy jeden niewłaściwy krok i leci się w dół zbocza. Ludzie aż przystawali i dziwili się co Ci ludzie tam robią, a jedni to nawet sprawdzali czy tam w ogóle idzie jakikolwiek szlak...
Już planujemy kolejną wyprawę wiosną, albo jesienią, taką nie zimową i chcemy wrócić w Karkonosze znowu 🙂 Ale tym razem już tylko we trójkę: ja, mąż i pies. Nie będziemy na siłę ciągnąć syna, skoro jak widać, gór nie lubi.
Dobry 🙂
Po górach śmigam już dłuższy czas, teraz też mieszkam w Beskidzie. Zazwyczaj robię trasy w przedziale 20-30km, choć ostatnio też maluszki po 10km, jako ze wychodze spod domu i moge ogarnac w popoludnie. Przez te parę lat miałam zwykły basicowy plecak z decathlon za jakieś 5 dyszek i generalnie jest okej. Taki ło https://www.decathlon.pl/p/plecak-turystyczny-quechua-arpenaz-nh100-30-litrow/_/R-p-301675
Ale wiadomo, wentylacja to nie jest top level, załadowany też nie rozklada ciężaru jakoś ekstra, natomiast dolegliwości większych nie miałam. Pożyczałam ostatnio dużo lepszy turystyczny i prawie płakałam z bólu pleców, pewnie dlatego że był męski.
I teraz pytanie - czy warto inwestować w droższe plecaki damskie? Czy wydanie 4 stów więcej jakoś znacząco poprawi moje życie? Czy jeśli ten obecny jest całkiem w porządku, to zostawić temat? Myślę o tym z przerwami już dłuższy czas 😅
Mam ten sam dylemat. Chodzę z typowo militarno-wojskowym plecakiem 40 l. niezależnie od warunków i dystansu.
Nad nowym zakupem zdecydowanie przemawia do mnie:
- siatka dystansująca na plecach; mniejsze, bardziej dopasowane i anatomiczne plecy (o zgrozo jak cieknie po plecach pot)
- pas biodrowy z kieszonkami na zamek (brakuje mi tego a często cykam szybkie foty)
- szlufki na kijki trekkingowe
- rozłożenie ciężaru
- troki, troczki i wiele możliwości przyczepienia czegokolwiek na zewnątrz
@madmaddie
Zainwestowałabym w nowy, tym bardziej, że do gór masz tak blisko, że możesz być tam codziennie. Obawiałabym się na dłuższą metę ukrytych kontuzji chodząc z byle czym 🙂
Ja, w sumie trochę przypadkiem, kupiłam plecak, który pokochałam po pierwszym wspólnym wypadzie w góry. Ale za diabła nie pamiętam co on za jeden, zerknę w domu i dopiszę.
Przez cały weekend praktycznie go nie czułam - świetnie rozkłada ciężar. Spróbuję go namierzyć w necie, nazwy nie znam, bo to secondhandowa zdobycz za 15zł 🙈
Dworcika, jakbyś mogła sprawdzić co to za plecak to byłabym wdzięczna 🙂 wybieram się niedługo w Tatry, ale jestem nowicjuszem, więc taka informacja na pewno będzie mocno pomocna 🙂
Jasne, jak tylko dotrę do domu do go spróbuję namierzyć. Ma jakieś wszywki z hasłem "Viking", ale po tym nie mogę go odszukać w necie, spróbuję po zdjęciach.
Nie Viking tylko Norrona 😜 Ale logo z jakimiś wikingiem mają. Google nie zna tego modelu, co mam. Sądząc po źródle, to może być jakiś przedpotopowy model.
Strzałka zaznaczyłam element, na który nie zwróciłam uwagi jak go kupowałam, a okazał się kluczowy dla komfortu noszenia. Mam problemy z barkiem od przeszło 20 lat. Do tego zwyrodnienie kręgosłupa w odcinku szyjnym. Wszystko razem powoduje niekontrolowane spinanie obręczy barkowej i towarzyszący temu ból. Jakiekolwiek obciążanie tej strony kończy się większym napięciem. A ten plecak mocno to ograniczył. Szelki pracują razem z ruchem ciała przez to, że są przeplecione u góry. Idąc z tym plecakiem po całym dniu nie czułam bólu 😳 Tak jakby mój bark nie miał tej potrzeby napinania się ze względu na dodatkowe obciążenie. Drugi też na luzie. Więc się zakochałam 😉