Się mi przypomniało - kiedyś wymyśliliśmy, że można by ubezpieczyć domek. Warunki polisy były obfite - "od pożaru, moru, ognia i wojny" (no, od wojny i moru to nie), w tym - od uderzenia pioruna. A "drobnym maczkiem" stało, że ubezpieczyciel nie odpowiada za szkody powstałe na skutek zjawisk atmosferycznych i klimatycznych o dużym nasileniu 😀 Oczywiście, za te "zawinione" też nie.
[quote author=Kurczak link=topic=84866.msg1430873#msg1430873 date=1339707439] Ja zawsze ubezpieczam się w Warcie. Jak na razie wszystko jest ok, choć na szczęście wypadku żadnego nie miałam, więc nie wiem jak by było z wypłaceniem odszkodowania.
Czy ktoś z Was orientuje się ile może kosztować ubezpieczenie na czas zawodów dwu dniowych?
ubezpieczenie NNW na 2 dni w warcie lub PZU to koszt ok 10zł, suma ubezpieczenia/gwarancyjna do 10 000zł
[/quote]
okazało się, że muszę się ubezpieczyć na 3 dni zawodów, i dziś od Pani z Warty usłyszałam, ze najkrótszy czas na jaki mogą mnie ubezpieczyć to miesiąc, jeśli macie namiar na jakiegokolwiek ubezpieczyciela, który ubezpieczy mnie na 3 dni, to bardzo proszę o PW :kwiatek:
Ano niestety. Przerabialiśmy na moim mężu. Na szczęście nie doznał aż takich obrażeń.
Całe szczęście zaczęłam od wizyty u prawnika. I dzięki temu dowiedziałam się co robić, żeby uzyskać odszkodowanie od firmy sprawcy wypadku. Dzięki poradom prawnika wiedziałam o co dbać i czego i gdzie się domagać. DOBRA dokumentacja to podstawa. Np- po wypadku 2 dni mąż leżał w łóżku, bo nie mógł chodzić. Był tylko na SOR-ze i mieliśmy ubogą w treść dokumentację z SOR-u ( jak to na SOR-ze bywa) i badania z SOR-u i skierowanie do ortopedy. Co powiedział prawnik? "Leży w łóżku? Błąd! MUSI dokuśtykać do ortopedy jeszcze dziś lub jutro. Jak dojdzie później, to ubezpieczyciel będzie podważał, że urazy mogły powstać PO wypadku. Mógł sobie spaść ze schodów 2 dni po wypadku, nie? MUSZĄ być opisane przez ortopedę jak najszybciej. A najlepiej, żeby na zaświadczeniu, czy w karcie poradnianej ortopeda zapisał wyraźnie, że urazy powstały na skutek wypadku komunikacyjnego który się odbył w dniu takim i takim". Wpadłybyście na to? Bo ja nie. I trzeba było ortopedę o to specjalnie prosić, bo normalnie by tylko pisał o urazach- bo jest od leczenia, a nie o przyczynie ich powstania, która dla niego nie miała najmniejszego znaczenia. A to wszystko jest ważne, by dostać odszkodowanie.
Głupie? Głupie. Ale dla firm ubezpieczeniowych ważne są papierki. Notatkę policyjną o wypadku mąż dostał od policji od ręki i osobiście zaniosłam ją prawnikowi. On ją kserował i wysyłał firmie. Wszystko robiłam osobiście.
Prawnik powiedział, że jeśli osoba poszkodowana sama występuje o odszkodowanie, to zawsze uzyska dużo mniej, niż gdy występuje prawnik. I patrząc na to, jak bardzo nam pomagał i jaki to potem miało wpływ na wysokość odszkodowania, to wszystkim radzę NIE BRAĆ się za to samemu. Niestety. Zwykły szary człowiek może zostać wykantowany równo. Mimo tego, że ma rację.
Ja bym była rozważna i ostrożna w takim czarnobiałym widzeniu sprawy. Nie znamy wielu informacji, towarzystwo obejmuje tajemnica ubezpieczeniowa (o czym niewiele osób wie, że taki twór w ogóle istnieje), więc wszystkiego nam powiedzieć zwyczajnie nie mogą. Może jest coś, o czym my nie wiemy.
A ja wiem, że firmy zwlekają jak mogą, utrudniają i zniechęcają. Pewno wiele osób zniechęcona piętrzącymi się przed nimi trudnościami rezygnuje z dalszej walki. I na to właśnie firmy liczą. Więc utrudniają i zwlekają. A ponieważ samemu naprawdę łatwo się sfrustrować, lepiej oddać sprawę komuś dla kogo jest to pracą.
Ja mam pozytywne doświadczenia jeśli chodzi o przykre zdarzenia i ubezpieczenie: zalanie budynku oraz szycie łuku brwiowego u przedszkolaka. Środki niewielkie bo niewielkie, ale wypłacane błyskawicznie i byłam wręcz popędzana telefonami co do dostarczenia dokumentacji. Dwóch różnych ubezpieczycieli. No ale to innego kalibru sprawy.
edit: zmieniłam opis z urazu głowy na szycie, bo dziwnie brzmiało
My mieliśmy złe doświadczenia z jakimś odłamem Hestii i z Benefią. Prawnik nam pokazywał jakie odszkodowanie dostała kobieta z powikłanym złamaniem nogi po wypadku komunikacyjnym. Występowała sama. Nie pamiętam, ale było o wiele mniej, niż to, co wywalczyliśmy przy stłuczeniu u męża. Ogólnie to było tak, że za dane uszkodzenie można dostać "od-do". Ona dostała dolną granicę, my górną. A wszystko to zależało po prostu od odpowiednio dobrze przygotowanej dokumentacji i odpowiedniego przeprowadzenia sprawy. Mam nauczkę. Kolejnym razem, jeśli cokolwiek się stanie- do prawnika od ubezpieczeń.
tunrida masz rację jesteś kolejną osobą, która to potwierdza. Mój kolega po śmiertelnym wypadku komunikacyjnym swojej mamy podał towarzystwo ubezpieczeniowe do sądu. Szczegółów sprawy nie znam (głupio było pytać) ale utkwiło mi w głowie to co powiedział "ludzie sami nie wiedzą jakie mają prawa i że warto jest powalczyć, a właśnie firmy ubezpieczeniowe na tym niejednokrotnie wygrywają, że ktoś odpuści".
Podobnie jest z ubezpieczeniami w szkołach. W podstawówce stłukłam rękę i dostałam chyba 120 zł odszkodowania. Gdy w gimnazjum miałam upadek z konia i skończyło się szyciem gęby, nie dostałam odszkodowania, bo ortodontka nie wystawiła mi oświadczenia- zdjęła mi szwy i wyszła z gabinetu zabiegowego. W technikum koleżankę podczas jazdy konnej kopnął koń i miała otwarte złamanie kości piszczelowej i strzałkowej. Miała wkręcane śruby. Ogólnie 1,5 roku zabawy. Dostała 100 zł odszkodowania.
Ja w 2010 roku spadłam z konia, złamałam obojczyk, miałam zespalany operacyjnie, miesiąc w gipsie, po pół roku znowu operacja, żeby wyciągnąć tą metalową blachę. Ile dostałam? 100 zł. 😜
A gdybyście od razu poszły do prawnika i poprowadziłby was za rękę, dostałybyście dużo razy więcej. Między tym co pierwotnie towarzystwo ubezpieczeniowe proponowało, a tym co wygrał prawnik była różnica OLBRZYMIA A to dlatego, że nie znamy się na tym, nie wiemy co tak naprawdę nam się należy i bierzemy co dają. I nie wiemy jak walczyć o swoje i jakich kart użyć. To przykre, że człowiek się uszkadza i musi UDOWADNIAĆ rzeczy oczywiste, żeby odzyskać to co teoretycznie prawnie mu się należy.
Raz w życiu nie dostałam z ubezpieczenia nic. Po kopniaku w ramię, które po 12 czy tam 13 latach nadal się odzywa, codziennie. Każdy inny uszczerbek na zdrowiu skończył się "rekompensatą finansową", poza jednym przypadkiem, zawsze tą z górnej granicy. Bez prawników. Raz się odwoływałam, kiedy chodziło o ubezpieczenie z NW (samochód). Wtedy miałam odszkodowanie z dwóch źródeł - swoje osobiste i to za samochód. Procentowo wyszło to tak, że ubezpieczyciel od auta policzył ponad połowę mniej. Po odwołaniu nieco dołożył, ale nadal było mniej niż ta druga firma. Tu już się nie kłóciłam dalej, ale i nie szło o wielkie stawki. Nie zależało mi tak bardzo.