Forum towarzyskie »

Dzikie zwierzęta w mieście

Od rana u nas w Opolu po mieście biega 7 jeleni. Przepłynęły nawet rzekę, jeden zderzył się z ... radiowozem i niestety został uśpiony. Nikt nie wie, skąd się wzięły.

Z rok temu po Opolszczyźnie biegała puma...

Co o tym myślicie? Czy w Waszych miastach często zdarzają się podobne sytuacje? Kogo wzywać w takiej sytuacji? Jakie służby zawiadamiać?

Czy weterynarz, który przyjechał zająć się sprawą musi mieć jakieś specjalistyczne uprawnienia? Do "naszych" jeleni przyjechał wet z Wrocławia.



http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,10972330,Jelenie_grasuja_po_Opolu_.html
Biedne, pewnie są oszalałe ze strachu.
No niestety 🙁 A jeszcze przez aktualizowane wieści na portalach internetowych pewnie wiele ludzi biega za nimi z aparatami :/
Niestety, odkąd leśne biedaki nie mają gdzie mieszkać "pałętają się" po okolicy. To my włazimy na ich teren, nie one na nasz.
Pomijam pumę.
Nigdy nie potwierdzono wiarygodnie obecności pumy. Chociaż bardzo się starano.
W Poznaniu błąkała się po osiedlu (skraj miasta, blisko lasu) sarna. Ktoś to zgłaszał do TOZ-u, po trzech tygodniach znaleziono ją martwą na tym samym osiedlu.
Straszne, bo było to zgłaszane, i nikt nie zareagował...
Poniżej link do artykułu:

http://m.gloswielkopolski.pl/f/s3lyo/p3m2c/artykul.html?synd=235190

http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/poznan-sarna-dogorywala-w-meczarniach-przez-25-dni_215899.html
W Warszawie czasami pałętają się łosie. Przychodzą wzdłuż Wisły, zdarzyło się, że aż do centrum. Tego, co objawił się w Ursusie zastrzelono, mimo że spokojnie obgryzał drzewka ;/.
Mnie też kiedyś wyszły dwa łosie na drogę przed samochód, jeszcze w Wawie, ale już blisko Kampinosu, więc raczej się nie liczy.
Jakieś trzy lata temu, na wisłostradzie potrącono sarenkę, ale podejrzewam, że to sarenka, która mieszkała w łazienkach- wiele by wyjaśniało.
W grudniu widziałam sarenkę z podrosniętym dzieciem przy dużym skrzyżowaniu na obrzeżach miasta- też niby nic, bo lasek blisko, ale zwierzaki niczym nieskrępowane podchodziły do drogi i pożywiały się.
Dziki rok, czy dwa lata temu w zimie paradowały ulicami Legionowa pod oknami dziadków, aż strach było wyjść 😉. Podobno w jakimś nadmorskim mieście regularnie przychodzą dziki oswojone przez dokarmiaczy. Ja dzika spotkałam przy Wiśle, na szczęście przestraszył się bardziej niż ja, ale był wielki i dzieliły nas maksymalnie 3 metry!

Z ciekawych przypadków, był jeszcze ten, gdy w Przemyślu (?) pojawiła się niedźwiedzica i zjadała owoce z drzew. Złapano ją i wywieziono w las, ale wróciła, nad wyraz łagodna. Prawdopodobnie uciekła z jakiegoś zoo lub cyrku zza wschodniej granicy i przyszła do nas. Zajął się nią tymczasowo leśniczy, ludzie przynosili jej gruszki w miodzie i chcieli, żeby została, ale niestety powyginała pręty i tak małego wybiegu. Zdaje się, że trafiła do zoo we Wrocku.
No dobra, miś nie był całkiem dziki, ale historyjka ciekawa.
Z bardziej ezgotycznych mogę przytoczyć, co opowiadał mi znajomy Kenijczyk- otóż do miasta kiedyś wbiegł gepard i biegał opustoszałymi ulicami, bo ludzie się pochowali, aż znalazł wyjście 🤣 normalne miasto, nie jakaś wiocha z glinianymi chatkami.


Też mnie zadziwia, po co te jelenie weszły do miasta. Zgadzam się z pokemon, on były pierwsze, ale chyba jednak powinny czuć strach, coś musiało się wydarzyć że go pokonały i weszły do miasta...
Może podobnie do warszawskich zwierzaków szły brzegiem rzeki i coś się im pomyliło... Jeszcze taka ilość- czy jelenie samce chodzą w ogóle w stadkach? Teraz biedne nie wiedzą jak wrócić i mogą sobie i ludziom zrobić krzywdę, mam nadzieję, że szybko je złapią.
Cieciorka brak żarcia, brak terenów do żerowania, coraz więcej domów w lasach i "autostrady".
Jeszcze parę miesięcy temu wokół mojego domu hasały stada saren. Odkąd budują autostradę parę kilometrów dalej już ich nie ma. Gdzie poszły? Pewnie wyżerają komuś ogródek, skoro nie mogą się dostać na pola, na których żerowały do tej pory.
U nas ostatnio na najbardziej ruchliwej ulicy w mieście był łoś.
A parę lat temu w środku miasta, z rzeki wyszła sarna i pobiegła do Media Markt. Nie udało się jej złapać. Tą sarnę na własne oczy widziałam i nie mogłam uwierzyć, że przepłynęła Brdę.
pokemon, wiesz może, czy jeleni trzymają się razem? w sensie samce? czy tylko podrostki?
pewnie masz rację, potrzeba je zmusza, muszą jeść i w końcu przyzwyczajają się do nas i naszych wynalazków.
shagyaaa, do mediamartk- do środka? nie udało się jej złapać, ale zwiała, zginęła, czy została w tym mediamarktcie?
cieciorka, te dziki "oswojone" to od lat po Krynicy Morskiej biegają.
Stracha miałam jak szłam z terierami, że nas napadną  😁
Wojenka, nie wiem skąd, ale uwielbiam ten filmik:

dlaczego mnie uczono zawsze, żeby od dzika trzymać się z daleka, zwłaszcza jak ma młode? 🤣

o, jeszcze ten już kiedyś wstawiałam


edit:
krynica morska- rzeczywiście nieźle to wygląda :P


co prawda w lesie, ale panowie zachowali rozsądek przynajmniej


mniej więcej w tym miejscu widziałam zabitego przez samochód łosia


miasto





tu nawet bóbr 🙂

a ten to chory/oswojony/głodny?



puma była fajna, chyba nawet dwie były. może następna będzie czupakabra.
Właśnie odebrałam telefon: zaprzyjaźniony myśliwy raportuje,że na ulicy miasta leży martwy dzik.
I on boi się, że ktoś 120 kg mięsa zwinie a tam np. włośnica.
No to wydzwaniam i pytam co i jak.
I jest PROCEDURA. Trzeba ustalić czy dzik leży na miejskim czy nie daj Boże na prywatnym.
Jak na prywatnym to trzeba powiadomić pisemnie (sic!) właściciela działki, żeby sam sprzątnął.
Jak nie odpowie /bo np. nie żyje/ to dopiero wtedy miasto ma posprzątać.
I jeszcze dywagują czy ich w ogóle to dotyczy, bo przepisy mówią o zwierzakach udomowionych.
Ogólnie cały wysiłek urzędników idzie w to-jak nie zrobić.
A trup leży. I mój myśliwy się martwi. Bo powiadomił , zgłaszał i NIC.
I ja przeszłam tę samą drogę co on i też NIC.
Za chwilę trup zniknie a niebadana dziczyzna trafi do obrotu.
Tania, opolska puma była prawdziwa, były zdjęcia i nawet własciel kocurków się pojawił (ponoć zwiały z Czech).

Wczoraj jednego z tych jeleni zabrano do kliniki pod Wrocławiem, ale weterynarz stwierdził, że nawet jeśli mu pomogą, to jego szanse są mizerne, bo jako dzikie zwierzę, bojące się ludzi, trudno go będzie leczyc.
Malopolska była zmyślona. Puma.
Tania, jak dla mnie tel.  na policję i z informacją, że zawiadamiacie media. I do miasta - że zawiadamiacie media. To działa lepiej niż cokolwiek innego. Zaraz się znajdzie sposób.
epk- a mediach Ci z miasta powiedzą, że droga była powiatowa, a Ci z powiatu stwierdzą, że to sprawa nadleśnictwa itp itd
Ale w jakim my żyjemy kraju?
Są służby, procedury a media mają porządek robić?
Kurczę....
bo u nas istnieje SPYCHOLOGIA
a gdzie dobro tych zwierząt, kurcze? Dla mnie to nie wazne, czyja droga, ważne, że zwierzakowi trzeba pomóc. Ale niestety, potem nikt nie patrzy na to, ze ktoś zadziałał, tylko dostaje po dupie od przełożonych, że teraz nie bedą mogli rozliczyć kosztów tej pomocy bo nie mają tego zapisanego w ustawie...
No niestety tak to jest.
A patrzcie:
Uprzejmie informuję, że zgodnie z informacją otrzymaną od służb weterynaryjnych Republiki Czeskiej w okresie od 20 stycznia do 26 lutego 2012 r. na terytorium tego państwa kopytne zwierzęta łowne zostaną poddane leczeniu produktami leczniczymi weterynaryjnymi zawierającymi w swym składzie:
 iwermektynę, o okresach karencji wynoszących:
 28 dni - dla zwierząt jeleniowatych (w tym danieli), muflonów oraz kozic,
 14 dni – dla dzików;
 rafoksanid oraz mebendazol, o okresach karencji wynoszących:
 28 dni - dla zwierząt jeleniowatych, w tym danieli i jeleni szlachetnych,
 60 dni - dla kozic i muflonów.
Przedmiotowy okres, w którym zwierzęta będą poddawane leczeniu, został wybrany, biorąc pod uwagę sezony polowań na kopytne zwierzęta łowne w Republice Czeskiej. Podczas tego okresu na terytorium wyżej wymienionego kraju niedozwolone jest wprowadzanie na rynek upolowanych dzików w celu konsumpcji przez człowieka.

Czesi odrobaczają dzikie zwierzaki.
No i bardzo dobrze, nie sądzę, aby u nas ktoś to robił. No, chyba, że się mylę.
cieciorka, biegała na parkingu, do środka raczej nie weszła, ale nie mogła się wydostać przez barierki okalające parking. Nikt nie potrafił pomóc, przełączali nas co chwila z policji, straży miejskiej do cetrum zarządzania kryzysowego i tak w kółko. Nie mogliśmy czekać akurat na pomoc, ale z tego co wiem wróciła się sarenka do Brdy, biedaczysko było okropnie zdenerwowane.
Ja nie zgadzam się, że dobrze z tym odrobaczaniem. To ogromna ingerencja w naturę.
Oczywiście firmy farmaceutyczne piją szampana. Jednak zwierzak dziki powinien takim zostać.
Odgrzebuję, bo o czymś pomyślałam:
-dzikie koty w mieście. Takie DZIKIE całkiem. Nieudomowione.
Mnie się zdaje, że ich odławianie, sterylizowanie i puszczanie na wolność nie jest dobre.
Żyją sobie, mnożą się, łapią myszy. Są częścią miejskiego ekosystemu. A człowiek tam ingeruje, bo śmierdzi w bramie, bo "pomaga". Faktycznie pomaga? Nie lepiej zimą podkarmić, okienko do piwnicy otworzyć?
Mam jakoś wątpliwości ostatnio, czy te akcje sterylizowania, polowania są na pewno słuszne.
Co myślicie?
p.s
Nie rzucajcie mi się do gardła. Chcę tylko porozmawiać. Mam wątpliwości.
Myślę, że wyginięcie takiego dzikusa nam nie grozi, dlatego też ja popieram sterylizację dzikusów. Ale oczywiście przy jednoczesnym zadbaniu o te zwierzaki właśnie dokarmianiem i stworzeniem im schronienia w razie niepogody.
Nie Ty jedna, przecież po sterylce mogą się pojawić jakieś powikłania, są problemy z tyciem kotów, etc...
Ja będę budować domki🙂
Tania, każdy kij ma dwa końce
Z jednej strony koty są niezbędną częścią ekosystemu miasta. Bez nich utolnęlibysmy w gryzoniach (i dżumie 😉 ). Z drugiej rzeczywiście śmierdzą okrutnie. Ograniczanie ich liczebności z pewnością ma sens, bo są miejsca w któych jest tych kotów zwyczajnie za dużo. Totalne "wytępienie" sensu nie ma.

Thymos po sterylce dzikich kocurów nie ma problemu z tyciem... dzikusy w przeciwieństwie do domowych kotów - mają ruch i nie tyją.
Kastracja kocura to w miarę "lekki" zabieg, ale sterylizacja to już poważna operacja.
Domowa kotka dochodzi do siebie, pilnuje się, ubranka zakłada, kołnierz, podaje leki.
Chucha i dmucha. A taka dzika kotka? Raz, że szok po złapaniu a potem.... siup! na śmietnik?
Taki prawdziwie dziki kot to się potwornie boi po złapaniu. Jak lis czy zając. Umiera ze strachu.
Potem ciężki zabieg.... I na śmietnik. Na zimno.  🙁
Tania, ale dzikie kotki sterylizuje się inaczej. Z malutkim cięciem na boku. Nie wiem jak teraz ale jeszcze kilka lat temu właśnie nie kastrowało się (usunięcie wszystkiego z macicą) a sterylizowało się. Nacięcie boczne miało 2-3cm i po założeniu szwów (rozpuszczalnych) wypuszczało się kotkę po 1-2 dniach pobytu w klatce.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się