Właśnie. Jak pojmujecie sukces? Mam coraz więcej "niejasności". OK - wygrana w totka sukcesem nie jest. Sukces zależy od własnej pracy/wysiłku/zamierzeń, prawda? A może być sukces - przypadkiem? No i - czy sukces musi mieć wymiar finansowy? (bo coraz mocniej tak mi się wydaje, że gdy nie przekłada się na lepsze życie - to pic na wodę...) Co jest/było dla Was sukcesem? Nasunęło mi się przy lekturze wątku sumującego rok - jak różnie ludzie oceniają wydarzenia w życiu. Ciekawa jestem bardzo tych różnych oglądów.
Według mnie sukces to osiągnięcie założonego celu w wyniku właśnie własnej pracy i wysiłku. Sukces jest subiektywny i względny, w zależności od sytuacji każdego z nas. Sukces absolutnie nie kojarzy mi się finansowo. Dla mnie sukcesem w ostatnich miesiącach było pojechanie na własnym koniu w teren. Być może wielu z Was wyda się to śmieszne, ale tylko ja wiem, ile musiałam w sobie pokonać, żeby to zrobić i to nie w sposób "szybko i byle przeżyć i jak najszybciej zsiąść", ale z pełnym przekonaniem i odrzuceniem wszystkiego, co było wcześniej. Niestety do bardziej spektakularnych sukcesów jeszcze w życiu nie doszłam 😉
Sukces może mieć różne wymiary, ale dla mnie wiąże się z włożeniem w coś pracy, serca itp. Sukcesem może być postęp w pracy z koniem, wypracowanie jakiegoś elementu. Sukcesem może być pierwsze w życiu ciasto albo wygrana z rakiem. Sukcesy mogą być małe i duże. Dla mnie sukces to samozadowolenie z czegoś nad czym pracowałam. Nie koniecznie sukces musi mieć wymiar materialny. Chyba że ktoś za cel postawi sobie właśnie zarobienie kasy.
ogurek, 😍 rewir, - o to to właśnie. Chodzi o tę satysfakcję. Co jest w stanie ją dać? Własna ocena sytuacji? Uznanie innych? Coś bardziej wymiernego?
Pytam - bo o ile klęski przeżywam potężnie (ale dzielnie), to z sukcesami (niby obiektywnie patrząc) mam kłopot. Ogólnie też mnie to ostatnio bardzo zainteresowało. Ktoś z rodziny właśnie dostał Medal. I co? I satysfakcja minimalna, bo kwestie finansowe są dotkliwe a z tym medalem nic konkretnego się nie wiąże ("chlebowy" to on może i kiedyś był 🤔). A "wygrać z rakiem" ? Sukces? Własna "zasługa"? "Realizacja planów"? 🙄 Osobiście wydaje mi się, że do odczuwania satysfakcji ważne jest to, czy są pozytywne "skutki" sukcesu, czy zauważalnie zmienia coś w życiu na lepsze. A jeśli tego nie ma - to można to "coś" co osiągnęliśmy uznać za sukces? Może sukces to nadal jest? Tylko satysfakcji - brak?
Istnieją za to sukcesy. Po prostu. Dla każdego takie sukcesy są zupełnie inne. Każdy sobie sam definiuje co to znaczy "sukces". Przynajmniej jakoś powinien. I nie sądzę, żeby miał tylko wymiar finansowy. I że sukces musi być Wielki. To taki pusty frazes dobry do gazet: "Osiągnęła sukces!", "Być dyrektorem, znaczy osiągnąć sukces" czy, nie wiem, "Wygrała z rakiem. Duży sukces". Oczywiście, że to są sukcesy, jak najbardziej, tylko, że inne też mogą istnieć.
[quote="halo"]Co jest w stanie ją dać?[/quote] Poczucie, że to co się robi ma jakiś sens? Że robimy coś zgodnie ze sobą? Że możemy potem sami sobie powiedzieć "O! zrobiłam/zrobiłem to dobrze, jestem z siebie zadowolony". Może tak? Choć nie wiem czy to nie naiwność smarkatego człowieka, ale nawet jeśli - lubię tak przedstawiać sobie sprawy. 🙂
Ale sukces może być finansowy. Ewidentnie. I będzie sukcesem finansowym, nawet jeśli nie postępowaliśmy w zgodzie se sobą, albo jeśli uważamy, że nie daliśmy z siebie wszystkiego lub nie jesteśmy z siebie w pełni zadowoleni, nie? Taki np nieżyjący już założyciel Apple- osiągnął ewidentnie sukces finansowy. A czy był z siebie dumny i zadowolony? Mógł nie być z jakichś tam powodów. A sukces osiągnął.
Nie no, jasne, może być finansowy, jak najbardziej. Mnie tylko chodziło o to, że czasami się definiuje, iż sukces można osiągnąć tylko finansowy. Pytanie czy z każdego sukcesu trzeba być zadowolonym i w pełni usatysfakcjonowanym...? No bo, przykładowo, można osiągnąć sukces finansowy = zrobić karierę, ale kosztem życia osobistego. Choć zastanawiam się czy ten model nie jest jakimś zabiegiem "kulturalnym", "socjologicznym", żeby się ludziom lepiej żyło, bo... bogaci mają łatwiej. Zawsze. Mają większe szanse na znalezienie tego życia osobistego przez kasę właśnie. A czy to będzie zgodnie ze sobą, prawdziwie i tak jak powinno być? Nie wiadomo.
halo, przeżywanie sukcesu to raczej nie kwestia ustalenia prawidłowej definicji, a wewnętrznych relacji ze sobą samym, własnymi wymaganiami wobec siebie. Jeżeli wymagasz od siebie wiele, a ja tak robię, to sukces rozumiany jako realizacja założonych celów w zaplanowany sposób odbierana jest osobiście raczej jako oczywista konsekwencja, niż sytuacja wyjątkowa i wymagająca celebracji.. No i od razu pojawiają się kolejne cele, i kolejne - trudno spocząć na laurach, kiedy tyle jest do zrobienia. 😉
Sukcesem nazywam spełnione marzenia...i utrzymanie tych marzeń aby nigdy nie popłynęły gdzieś siną w dal... Sukces to zakończenie życiowej walki... tak aby wynik był dla nas satysfakcjonujący. Dla mnie sukcesem zakończyło się marzenie o zamieszkaniu na wsi, posiadaniu dwóch koni, jeżdżeniu pod okiem trenera,... spokojnym galopowaniu 🙂 Nie było łatwo... ale wystarczyło pociągnac szczesliwe sznurki a reszta poleciałą już lawinowo.
Nalle, właśnie - oczywista konsekwencja, więc nad czym deliberować. Tylko - traci się sporo radości. Wraz z "ubywającą" radością stopniowo spada motywacja. Po co się trudzić, jeśli to nic pozytywnego (w emocjach) nie daje? Na pewno nie jest to kwestia kilku miesięcy czy nawet lat - ale po kilkunastu latach? Więc warto dbać, żeby wszystko nad czym pracujemy jakoś "się przekładało". Bo może powstać wrażenie "ocknięcia się z ręką w nocniku". Nawet, jeśli to tylko wrażenie (bo "lista" obiektywnych i subiektywnych sukcesów jest) to wrażenie jest paskudne. Podobne wrażenie: "rzucanie pereł przed wieprze".
Zabawne, właśnie się zorientowałam, że mowa o wszystkim co wiąże się... z kartą Tarota 🙂 6 Denarów, wprost i odwrotnie. A jeśli tak, to do satysfakcji bardzo będą ważne proporcje: ile wysiłku, jaki efekt. Umiar.
Tak, "najprostszy" sukces to mieć jakiś kłopot, jakąś trudność - i sobie z tym dobrze i skutecznie poradzić. Ale to nie wyczerpuje tematu. Szczególnie trudno jest, gdy stawiamy sobie jakieś cele długoterminowe. I w trakcie ich realizacji, a czasem po osiągnięciu 🙂 - okazuje się, że cały kierunek był mylny, jakby "obok". A dużo może nas zwieść, gdy planujemy. Tzw. okoliczności. Naciski innych. Własny komfort. Setki rzeczy. Ech, gdyby tak zawsze dobrze rozpoznawać, czego naprawdę chcemy... Ale kto powiedział, że życie ma być pasmem sukcesów? Błądzenie i przegrane bywają cenne.
I jeszcze - w innym wątku nerechta napisała: "trzeba naprawdę i szczerze pokochać SIEBIE i to jest już największy życiowy sukces!"
halo, w 2003 roku założyłam sobie plan 10 letni. Mamy koniec 2011 a mi pozostała 1 rzecz do ,,wykonania''. Dla mnie to sukces, choć było wiele razy blisko i znów szczęście się oddalało i spadałam na dno. To wszystko przez co udało się przejść walcząc z przeciwnościami ja nazywam sukcesem.
Sukcesem dla każdego człowieka powinno być to, że na starość obejrzy się za siebie, powie, że niczego w życiu nie żałuje, że czuje się spełniony, szczęśliwy i może teraz spokojnie umrzeć 😉
tajnaa ciekawa wypowiedź. Pytanie tylko jak ty pojmujesz sukces. Wygrana w totka może być napędem do osiągnięcia celu i... sukcesu w przyszłości, nie uważasz? Poza tym ja mam jakieś dziwne uczucie, że gdy bardziej wgłębimy się w temat, to sukces, który definiujemy w tym wątku, mógłby na dłuższy okres czasu być bardziej satysfakcjonujący niż wygrana w totka (z którą, notabene, większość wygrywających nie ma pojęcia co zrobić i popada w obłęd).
Atea, e tam - całkiem możliwe, że "ten dzień" u Ciebie już był i nawet nie zauważyłaś. Przy Twojej pogodzie ducha - to tylko rzucać się w Życie!
No właśnie, halo, nie sądzę, że ten dzień już nadszedł. Co ciekawe - niczego więcej mi w życiu już nie brakuje 😉 To powinno się chyba nieco pokrywać: odniesienie sukcesu w innych dziedzinach życia i pokochanie siebie. Ale pracuję nad tym każdego dnia i teraz, w okresie świątecznym, czuję, że jestem coraz bliżej. Chociaż prawdopodobnie zajmie mi to dużo czasu to sam fakt, że nad tym pracuję jest bardzo ekscytujący. To dobry znak, że coś się ruszyło: już nie tylko siebie nie lubię. Codziennie analizuję co mogę zrobić, by przed zaśnięciem stwierdzić "nie byłaś dzisiaj taka zła, mogłabym cię polubić!". To chyba jest pewien sukces 😁
dla mnie sukces nie opiera sie w ogóle na sytuacji finansowej...
sukces to wstawać co rano z uśmiechem, sukces to mieć czas dla przyjaciół sukcesem jest pokonywanie problemów sukcesem jest dążenie do celu i realizacja marzeń
znam wiele osób, które odniosły "sukces"... ten medialny-widoczny, finansowy... które są mega samotne... bo na szczycie - stoi sie samemu - i nie ma kto trzymać za rękę - więc tak łątwo spaść i jest rzesza klakierów i poklepywaczy po plecach - którzy z radością kopną Cie w d. jak Ci sie noga podwinie
Atea, jak cię czytam, to nie mogę uwierzyć, że masz te 19 (?) lat 🙂 Bardzo dojrzale i mądrze się wypowiadasz, lubię cie czytać 🙂
A dla mnie sukces sam w sobie jest coraz mniej ważny. Zaczęłam sobie odpuszczać różne rzeczy i ściganie się z własnym cieniem. Dla mnie sukcesem będzie, jeśli za 50-60 lat powiem sobie, że miałam naprawdę szczęśliwe życie 🙂
Sukcesem dla każdego człowieka powinno być to, że na starość obejrzy się za siebie, powie, że niczego w życiu nie żałuje, że czuje się spełniony, szczęśliwy i może teraz spokojnie umrzeć 😉
Sukcesem to jest tak powiedzieć na każdym etapie życia 🙂 Bo wiesz na starość to człowiek wiele zapomina, wiele ubarwia itd 😀
Sukces - realizacja planów + zadowolenie z tego co i jak się zrobiło. Brak poczucia, ze zrobiło się to czyimiś/czegoś kosztem i to nam uwiera.
sukces zawodowy- utrzymanie firmy w momencie najwiekszego w naszym przemysle kryzysu.A teraz idziemy już pełna parą. Sukces prywatny - 28 lat z tym samym facetem 🤣 i wspaniała cora porazka- przegrana walka z chorobą Soni
A najwazniejszy sukces to ,to ,że cały czas udaje mi się życ wg porady mojego Ojca. "Pracuj i żyj tak abyś codzien mogła na siebie patrzyc w lustro." przykład- zatrudniłam na okres probny w naszej firemce pewną osobe z tego forum (chciałam jej pomóc, szukała pracy) umowe miała do konca grudnia tego roku i...nie dawno spytała sie co zamierzam dalej bo jest.. w ciązy. Przemyslałam sprawę na spoko, no kurcze nie zostawię na lodzie dziewczyny w ciązy, przedłuże z nią umowę o pracę do czasu porodu, przynajmniej bedzie miala maciecieżynski płacony. Inaczej nie potrafię i...nie mogłabym spojrzec na siebie w lustro.
Z okazji swiąt życzę Wam wszystkim samych sukcesów, bez wzgledu na to , co dla niektórych oznacza to slowo.
Ja też paru rzeczy bym nie zrobiła ale zauważyłam, że z upływem czasu jakoś zaciera się to "żałowanie" że coś się zrobiło. Każda rzecz wpływa na sytuację teraźniejszą, nawet te negatywne wydarzenia.
Chciałam radośnie przed Świętami powiedzieć, że sobie poukładałam 💃 (w głowie). A miałam dłuugi... tzw. "kryzys wartości"? I Wasze wpisy też mi pomogły. :kwiatek: "Przypomniałam" sobie o co mi zawsze w życiu chodziło, nadal chodzi i nadal chodzić będzie. O rozwój i ciekawą "wędrówkę". Pogubiłam się, bo "inni" myślą/postępują/wybierają inaczej - no i "inne" odnoszą korzyści (i straty przecież). Nie da się dążyć do czegoś, na czym zupełnie człowiekowi nie zależy. Przypomniałam sobie, że niekoniecznie trzeba zmieniać drogę - do Sukcesu wystarczy tylko co nieco uładzić, wyprostować, nie błądzić w kółko. Zobaczyć co się będzie działo. Ulga po zniknięciu szarpaniny wewnętrznej - potężna. I planów mnóstwo.
Dla mnie sukces to zdobycie takiego kolejnego "stopnia" w życiu, gdy wiem, że się starałam, walczyłam z sobą, z przeciwnościami i się udało. I wydaje mi się, że może się to przekładać na kwestie finansowe. W końcu uczciwe zdobycie zawodu/wykształcenie też bym nazwała sukcesem w życiu. Czasami jednak ma się też dużo farta, a mniej własnej pracy się włożyło i wtedy ten 'sukces' już tak bardzo nie cieszy. Największy sukces dla mnie jest wtedy, gdy za parę dni/lat nie będę żałowała tego, czego dokonałam, a przede wszystkim w jaki sposób to osiągnęłam.
Sukces... Może przezwyciężenie swoich słabości? Wiara w to, że można robić to, co się zamarzy? Postępowanie według własnych wartości, schematów, wytycznych, a nie powielanie innych czy uleganie wpływom. Chyba jednym z moich większych sukcesów było to, że <co prawda po porządnym kopie, ale zawsze..> przejrzałam na oczy, uwolniłam się z dość zamkniętej relacji i dzięki temu mam teraz Gadzinę, którego nie oddałabym za żadne pieniądze 😉 Sukcesem było też, jakiś temu, przezwyciężenie jeździeckiego kryzysu, a przede wszystkim- stanięcie do walki. By potem mogło okazać się, że dużą ilością pracy, włożonego serca i czasu naprawdę można dużo osiągnąć z koniem. Mniejszy sukces, nazwijmy to 'zawodowy', to jestem z siebie zadowolona pod tym względem, że mając 19 lat, będąc studentką, praktycznie sama utrzymuję 2 konie <no dobra, 1,5 konia 😁 >, samochód, płacę za treningi i inne duperele wraz z moimi zachciankami, mam czas 2 konie pojeździć, wcisnąć między dom, uczelnię a stajnie przygotowania do ponownego napisania matury, różnorodne prace, i przede wszystkim staram się mieć zawsze czas dla przyjaciół 😉
Są rzeczy, z których nie jestem w swoim życiu zadowolona, ale staram się je zmienić. Ale jest też mnóstwo rzeczy, które zrobiłam, i NIE ŻAŁUJĘ, a efektami staram się wręcz rozkoszować.. 😉
O to to! Cenne przypomnienie, że o własną radość i frajdę trzeba ciut zadbać - przynajmniej dać sobie prawo się cieszyć i chwalić. Mrr... rozkoszować się. Zapamiętam sobie. :kwiatek: