Forum towarzyskie »

Zazdrość

,
Moja druga polowa na szczęście nie robi cyrków. Wiem, że jest zazdrosny, ale to chyba taka "zdrowa" zazdrość. Spokojnie mogę spotykać się z kim chcę, gdzie chcę i jak często mam ochotę (druga sprawa, że dość często spotykamy sie z innymi razem). On zna moich znajomych.
A czym się objawia? Hmm... czasem jakiś żart, czasem podpytuje. Może trochę bada grunt czy przypadkiem jakiś tam kolega nie ma ze mną zbyt dobrych relacji 😉

Ja swojego czasu byłam gorsza. Wyraźnie pokazywalam, jeśli byłam o kogoś zazdrosna. Mówiłam wprost, albo rzucałam jakimiś durnowatymi tekstami. Na szczęście udało mi sie ogarnąć 🙂
Na pierwsze pytanie: nie. Czyli na drugie nie odpowiadam.
Czyli cieszyc sie, czy raczej nie bardzo 😉?
A ja bym chyba miala problem z akceptowaniem takich spotkan...
O cholera 😁 Czytanie ze zrozumieniem mi zakulało :P
Jeszcze raz. T. nie robi mi problemów o spotkania. Ale wiem, że jest trochę zazdrosny. Jakby On miał sie spotykać sam na sam, to... sama nie wiem. Mimo tego, że sie ogarnęłam, to jednak nie wiem 😁
Dworcika, nic Ci nie zakulalo, ja tam wszystko zrozumialam z Twojej wypowiedzi 🙂.
Bo ja piszę zrozumiale 😁 Ale objawiania zazdrości nie połączyłam z tym, że T. mialby mieć coś przeciwko z moimi spotkaniami z kolegami. Pochrzaniłam sobie post TomkaJ 🙂
Zazdrość w związku jest do przyjęcia (w granicach rozsądku). Ja się spotykam z zazdrością wśród przyjaciół. Głównie u tych płci męskiej, ciekawe zjawisko. Normalnie jesteśmy w relacjach typowo przyjacielskich, ale jak spotykam się z innymi facetami to tak jakby przechodzimy na zasady jakie panują w związku. Padają pytania z kim byłaś, gdzie byłaś, o której wróciłaś, jaki on jest, itp. Czasami porównuje takiego delikwenta do siebie, wyśmiewa go lub szufladkuje  😉 Wydaje mi się, że jest to po prostu troska, ale bywa niezręcznie i niekiedy wyprowadza mnie to z równowagi.
,
Przerabiałam kiedyś, za małolata,  chorobliwą zazdrość.
Mój chłopak 1) kłócił się ze mną o każe 2 cm spódnicy ( że ma być dłuższa o te 2 cm, nie pozwalał mi skrócić sukienki na imprezę do połowy uda, mogła być lekko tylko nad kolano) 2) czepiał się kiedy zatańczyłam z kimś ( o wolnych w ogóle nie mogło być mowy) 3) nie mógł do mnie do domu przyjść żaden kolega, w ogóle jakoś tak potraciłam swoich kolegów będąc z nim 4) nie było mowy, żebym poszła gdzieś na imprezę sama 5)
Nie wiem po co ja z nim byłam.  😲  🤔wirek:

Obecny partner ( mąż) nie ma z zazdrością problemów. Nigdy nie mówi, że coś mu nie pasuje. Znam go na tyle dobrze, że wiem kiedy może się poczuć zazdrosny, ale on nie da tego po sobie poznać. Praktycznie uczucia zazdrości nie okazuje wcale. Po iluś tam dniach, przy winie, wyciągnę z niego wyznanie, że "no...był wtedy zazdrosny". I tyle. I tak mi pasuje !!

Ja jestem z natury zazdrośnik okrutny, ale ponieważ mąż ma takie podejście jakie ma, też chcę zachowywać się na poziomie. Ma chłop znajome i spotyka się z nimi beze mnie. Żyję.  😉 Jedyne co, to kontroluję je ( czasami spotykamy się wszyscy wspólnie, poza tym mąż dużo mi opowiada), żeby się babom w głowie nie poprzewracało. Jednej się właśnie przewróciło i zaczęło jej się wydawać, że mąż na nią leci. ( sam mi zaczął opowiadać o jej coraz dziwniejszym zachowaniu) Podczas wspólnych spotkań zaczęła mnie traktować, jak się nachlała, z niejaką wyższością, próbując mi pokazać, że mój mąż ją lubi. No....powaliło babę i tyle. Z tą zabroniłam mu się spotykać, argumentując, że "leci na niego". Zrozumiał i przyznał mi rację i przyrzedził spotkania i ochłodził atmosferę. Z resztą koleżanek nie ma problemu.
Poza tym...dużo mi daje fakt, że kiedy spytam jak przebiegało spotkanie, co tam u Kasi słychać, to mąż mi szczerze, dużo opowiada. To powoduje, że czuję się spokojniejsza. Gdyby zbywał mnie półsłówkami, moja zazdrość by mnie mocno dręczyła.

Tłumaczę sobie, że jeśli zechce mnie zdradzić, to i tak mnie zdradzi. I moje zakazy, nakazy niczemu nie posłużą. Jedynym sposobem by odwieść partnera od zdrady jest bycie naprawdę OK. Jeśli będziemy naprawdę OK, i oprócz miłości (która przecież ewoluuje wraz z kolejnymi latami) będzie także PRZYJAŹŃ, szacunek, to nie jest tak łatwo zdradzić. Człowiek wie, że zbyt wiele by stracił. I najnormalniej w świecie nie warto. ( chociaż fakt, że sporo tu jeszcze zależy od charakteru człowieka. Są ludzie bardziej skłonni do zdrad niż my)

Nie ma miłości bez zazdrości, ale z tym uczuciem należy walczyć, bo moim zdaniem ono tylko niszczy. Pokazuje, że nie mamy zaufania do partnera !! A to nie świadczy dobrze o nas, o partnerze, o związku.
Moim zdaniem zazdrość w związkach jest normalna i poniekąd - zdrowa - o ile jak piszesz Tomku - ma swoje granice. Niezdrowa zazdrość jest wynikiem braku zaufania, lub/i niskiej samooceny zazdrośnika... Mój ex potrafił mi wypomnieć nawet rozmowę z kolegą przez telefon (przy nim), a każdy wyjazd na zawody podsumowywał tym, że "tam pełno facetów i ja już wiem co ty tam wyprawiasz"  😲 Skończyło się na tym, że rozmawiałam przez telefon tylko poza domem aby nie było awantur  😡  ale i wiem, że mój telefon dziwnym trafem był sprawdzany co jakiś czas i był to jeden z powodów rozpadu związku...  🤔wirek:
Ale z drugiej strony sama również jestem zazdrosna, aczkolwiek wydaje mi się, że w granicach normy... W zyciu nie przyszłoby mi do głowy sprawdzać czyiś telefon, czy wydzwaniać co 5 min teoretycznie sprawdzając czy parner nie ma jakiegoś "nieakcteptowalnego" towarzystwa ;-) A że mam już trochę lat i wiele przeszłam - wiem, że okazja czyni złodzieja. Jak ktoś chce zdradzić - zrobi to bez względu na wszystko...
zazdrosc byla glowna przyczyna rozpadu jednego mojego zwiazku. facet byl chorobliwie zazdrosny, absurdalnie wrecz. stracilam w tym czasie wiekszosc znajomych, bo sila rzeczy podporzadkowywalam sie tej paranoi. tak wiec swiat byl pelen moich wyimaginowanych kochankow, pozniejszy powrot ze stajni konczyl sie awantura. ja nie moglam nigdzie wyjsc, z nikim sie spotkac. kiedys wrocilam ze stajni pozno, zaimprezowalysmy z dziewczynami. on doskonale wiedzial, ze sa w tym towarzystwie same laski. wrocilam, robie sobie tosta. "ten facet z ktorym spedzilas cala noc, cie nie nakarmil?" pamietam to jak dzis 😉 co ciekawe, on wychodzic mogl, i ja mialam to akceptowac. pozniej okazalo sie, ze jego zazdrosc wynikala z mierzenia wlasna miarka- jego spotkania mialy dosc dwuznaczny charakter 😉 zastanawiam sie, czy nie bylo to jakies zaburzenie osobowosci.
obecnie moge pojsc gdzie chce i z kim chce, wyjechac gdzies. mam normalne relacje i dobrze mi z tym. moj partner jest raczej domatorem, ja czasem lubie gdzies wyjsc. moge wyjsc bez problemu, wrocic malo trzezwa, a on sie jeszcze mna zajmie. i nie bedzie sobie wyobrazal nie wiadomo czego, zapyta czy dobrze sie bawilam. i juz. jego czasem woze do kumpla na cala noc, rano odbieram. nikt nikomu nie robi awantur 🙂
Patrzę na temat i pierwsze co mi przyszło do głowy "co to się w Orzeszu na Zazdrości stało?!" 😉

Ale, tak bardziej w temacie....:
Znajoma spotkała takiego typa. Strasznie nam się przez to rozluźniły kontakty, bo przy całej gamy absurdów o jakie czepiał się ten facet, byłam również ja. 🤔wirek: Zasugerował znajomej, żeby się ze mną nie spotykała, bo ja na pewno przyprowadzę tam jakiegoś kolegę. o_O No ludzie...
Oprócz tego dziewczyna miała zakaz witania się poprzez przytulenie - mogła jedynie podać rękę; miała zakaz wychodzenia na imprezy bez niego (i to nie tylko jakieś koncerty czy imprezy w klubie, ale... jakiekolwiek wyjścia); a nie daj B. kiedy na gadu-gadu jakiś facet jej wysłał wiadomość w momencie kiedy On tam był. Na szczęście, związek się zakończył. Facet musiał mieć chyba niesamowite kompleksy, żeby się o takie pierdoły czepiać. No i oczywiście, ON wychodzić mógł, wszędzie. Ona miała siedzieć w domu i pokornie czekać.

Ogólnie uważam, że dobrze jest być trochę zazdrosnym. Świadczy o tym, że partnerowi zależy. Ale w sytuacji kiedy to naprawdę potrzebne, że tak powiem. Bezsensem jest
1) wypisywanie czy wydzwanianie co 5 minut, kiedy On/Ona jest na jakiejś imprezie bez partnera albo na piwie z kumplami/pogaduchach z koleżankami i wypytywanie "kiedy wrócisz/kto tam jest" etc. 
2) sprawdzanie telefonów, poczt, fejsbuków i innych takich
3) robienie ogromnych awantur o byle co - a że wróciła 30 minut później, że gadała z jakimś chłopem 10 minut, że polazłąaz jakimś chłopem po szkole do sklepu, że poszła do knajpy, gdzie jest pełno chłopów, a że rozmawiał przez telefon z jakąś babą, a że wypił jedno piwo za dużo i NA PEWNO coś tam narobił, że gadał z jakąś blondyną na przystanku... No kurde, paranoi dostać można. Myślę, że każdy powinien się odezwać w sytuacji kiedy coś mu się nie podoba, żeby też nie było tak, że jedna strona sobie robi co chce, flirtuje z 10 innymi, a druga święcie wierzy, że nic się nie dzieje. Po to mamy jadaczki, język i głos, żeby spokojnie rozmawiać.
Zazdrość to jest coś takiego co powinno trzymać się w mocno zakręconym "słoiku".
I nigdy go nie otwierać. Ja otworzymy, wylezie jak miliard robaków.
I rozpełznie się i po nas i po tej drugiej osobie i po całym życiu.
Zamknąć, wyłapać się nie da.
Zawsze trafiam na zazdrośników okrutnych, ale chyba wyćwiczyłam już sobie mechanizmy obronne. O ile w pierwszym związku wyeliminowałam wszystkie elementy zazdrości (czyt. straciłam znajomych), o tyle później nie pozwoliłam na to i olewam. Poprzedniego partnera udało mi się po około roku nauczyć, że nie ma o co się spinać i nawet jeśli był zazdrosny to dobrze to ukrywał. Obecny jest niereformowalny, spala się tym. Po każdym spotkaniu z kolegą są jakieś komentarze. Albo udaję, że nie słyszę albo potwierdzam te głupoty które wymyśla. Jak dojdzie do pikantnych szczegółów "kto komu co" sam wybucha śmiechem i mu przechodzi. Na szczęście nie inwigiluje, nie grzebie w telefonie itp. To byłoby przekroczenie granic dla mnie i koniec związku.
Sama byłam zazdrosna tylko o jednego faceta, ale starałam się trzymać te uczucie na wodzy. Zazdrość jednak nie była do końca bezpodstawna, bo pewna aktorka upatrzyła sobie mojego chłopa i wydzwaniała do niego z różnymi propozycjami współpracy. Spotykali się po knajpach, żeby "porozmawiać". Kiedy wymyśliła, że ma być jej kierowcą i ochroniarzem powiedziałam dość. Nie będzie mój chłop po bankietach za jakąś lalunią latał i pijaną do domu odnosił. Kiedy spotkał się z nią ostatni raz by powiedzieć, że nic z tego nie będzie sprytnie podrzuciła mu w aucie pod pokrowce na tapicerkę swój dowód, klucz elektroniczny do hotelu i coś tam jeszcze. Potem dzwoniła "czy nie zgubiła". Szukaliśmy dobrą godzinę tych rzeczy, ale nikomu z nas nie przyszło do głowy, że dokumenty wypadając z kieszeni mogą zawędrować pod pokrowce. Znalazły się pół roku później przy sprzedaży auta 😉. Po tym incydencie przestał od niej odbierać telefony i dała sobie spokój.
O obecnego nie jestem zazdrosna. Zresztą podchodzę do tego zgodnie z zasadą "jak kocha to nie zdradzi, a jak nie kocha to niech spier...."
W zazdrosci najbardziej boli brak zaufania. Poki wszystko odbywa sie w zartach albo na zasadzie "ufam ci ale tej lafiryndzie co sie tak na ciebie gapi powyrywam wszystkie klaki" 😉 to wszystko ok. Jak sie pojawi bezpodstawne oskarzenie, na powaznie, to jest juz bardzo zle.

Jest jeszcze zazdrosc, kiedy sie do tej zazdrosci daje powody. Kolega narzekal, ze jego dziewczyna jest o niego potwornie zazdrosna. Czasami robil jej o to awantury w towarzystwie. Np ze ona sie zlosci o smsa od jakiejs kolezanki. Udalo mi sie po czasie poznac takze jej punkt widzenia. No i wtedy mi szczeka opadla (w rzeczywistosci wkurzyla sie, nie o to ze dostal smsa ale ze sklamal ze jest od kogos innego). Wyszlo na jaw, ze koles od dluzszego czasu zachowuje sie baaaardzo dwuznacznie wobec tej kolezanki, z ktora zreszta cos go kiedys laczylo i bardzo nie fair wobec swojej dziewczyny. Biorac pod uwage sytuacje (to byl jej pierwszy w zyciu facet, ona mlodsza o 8 lat, z obcego kraju, nie zna jezyka, nie ma do kogo geby otworzyc bo wszyscy znajomi to jego znajomi o wyrobionej o niej opinii, on ja utrzymuje - ona nie ma jeszcze zawodu (rzucila wszystko i przyjechala do niego), a w zwiazku jest bardzo bardzo zle) to przestalam sie dziwic, ze ona jest zazdrosna.

Wynika z tego, ze czasami ktos swoim zachowaniem swiadomie (niektorzy sie w ten sposob dowartosciowuja) albo nieswiadomie moze powodowac zazdrosc u partnera. Warto to wziac pod uwage.
bobek, nigdy nie dałam facetowi powodu do zazdrości. To jest po prostu typ człowieka. Jak tłumaczę na spokojnie to przyznaje mi rację i mówi, że faktycznie nic złego nie robię. Ale ta brzydka cecha daje o sobie znać ciągle. Nawet jak jadę do pracy to się mnie pyta czy mam na sobie stringi czy bokserki. Tak jak to by miało znaczenie co mam pod spodniami 😉.
Myślę, że duże znaczeni ma to, czy partner sam kiedyś zdradził.
[quote author=Tomek_J link=topic=76423.msg1210617#msg1210617 date=1323067198]
[quote author=tulipan ]Zazdrość w związku jest do przyjęcia (w granicach rozsądku). [/quote]

No właśnie, ponoć - jak śpiewa pani Villas - "nie ma miłości bez zazdrości". No ale gdzie leży granica zdrowej zazdrości, a gdzie zaczyna się zazdrość chorobliwa, lub wręcz chora ?

[/quote]

Dla mnie granicą jest uczucie komfortu/dyskomfortu.
Jeżeli mój partner okazuje zazdrość w normalny sposób - podpytuje, zażartuje sobie (czasem zdarza się, że w żartach gada, że łączy mnie z kolegą więcej niż powinno, ale wiem, że to żart!), to ok.
Ale jeśli zaczynam czuć się jakoś ograniczana tą zazdrością, to dla mnie granica przekroczona. Nie ma mowy o żadnym ograniczaniu wyjść (co innego powiedzenie, że chciałby iść ze mną, albo, że chciałby spędzić ze mną dany czas, a co innego próby odwodzenia mnie od wyjścia czy wręcz fochów o takowe), sprawdzaniu telefonu, komputera, pamiętnika itp.
Na szczęście nie mamy z tym problemów.

Kiedyś "przerabiałam" chlopaka, ktory miał kuku z zazdrością. Fochy o jakiekolwiek wyjścia bez niego, "zabawa" moim telefonem (cóż to mogła być za zabawa w epoce telefonów, które nawet kolorowego wyświetlacza nie miały? 😉 ) itd. Miarka przebrała się, kiedy w trakcie wakacyjnego wyjazdu do znajomych, którzy są dla mnie jak rodzina (niespełna 30km od miasta, w ktorym mieszkamy) po 5 dniach był foch, że nie wracam teraz tylko za 2 dni (od początku mowa była o tygodniowym wyjeździe... znajomi mają konie, z którymi w tamtym czasie miałam baaardzo ograniczony dostęp). I teksty: "bo dla ciebie konie są ważniejsze niż ja", "w ogóle o mnie nie myślisz", "pewnie się tam świetnie bawisz beze mnie", "pewnie same imprezy z nowymi kolegami" i hit - "a co ja mam tu bez ciebie robić to nie pomyślałaś?" 😁
Dwa dni później wrócilam na 2 dni, żeby się lepiej spakować i pojechałam do znajomych na kolejne 1,5 mies. 🙂

Jak po latach o tym myślę, to mam nadzieję, że K. się zmienił i ogarnął swoją zazdrość. Bo to naprawdę fajny chłopak, czas, kiedy był tylko kumplem świetnie wspominam.

bera7, pytanie o majtki też znam 😁 Zawsze odpowiadam, że najładniejsze jakie tylko posiadam, bo przeciez P. będzie w pracy 😉 Ale T. jest o P. spokojny. Nieco może zazdrosny, ale to tak raczej... hmm... po prostu - bo to inny facet, z którym sporo czasu spędzam i tyle. Na wszelki wypadek nie ma co się całkowicie wyciszać.
Dworcika, ja zawsze na pytanie "jakie majtki "odpowiadam  "czyste" 😉
Są takie dwa powiedzenia, powiedzmy, ludowe:
1. Nie ma miłości bez zazdrości
2. Kto kocha ten ufa.
I ja zawsze tym drugim się kierowałam.
A Wy?
Moj byly maz byl cholernie zazdrosny i staral sie ograniczac moje kontakty z plcia przeciwna do minimum! Moj ex tez byl zazdrosny chociaz mowil ze nie jest  🙄 Moj obecny jest zazdrosny ale stara sie nie pokazywac po sobie (chociaz mu czasem ciezko to wychodzi  😉) Zreszta mamy wspolnych znajomych i on dobrze wie ze z nikim nie bylam bardzo dlugo wiec w zasadzie nie ma byc o co zazdrosny  😉
Ja zazwyczaj rano w majtkach po domu ganiam, więc On wie jakie. Pyta raczej zaczepnie dlaczego takie, a nie bezszwowe bokserki. No to przecież jest oczywiste, że bokserek pokazywać nie chcę! 😁

Swoją drogą kiedyś T. przyeszdł do mnie do pracy. Obok stoiska, na którym pracuję stoi stoisko z piwami, a w nim ruda, ładna koleżanka. Ja miałam klientów, więc T. poszedl pogadać z E. Jak u mnie był luz, zawołałam Go, na co usłyszałam "nie widzisz, że podrywam?". Od tego się zaczęło na dobre - żarty zrobiły się bardzo oficjalne i  ja "na złość T. podrywam P.". Sprawa jest otwarta, dzięki czemu ostatnio na imprezie, na której byliśmy we 3 (nie było E., ale była druga koleżanka z tamtego stoiska, którą T. zna) mogłam spokojnie gadać z P. i mój facet co najwyżej sobie z tego zażartował, ale bez żalu czy zazdrości zostawił mnie, kiedy szedl do domu (na drugi dzien pracowal). Wiedział, że mam z kim wrócić i nie musi się o NIC martwić.

Edit.
Są takie dwa powiedzenia, powiedzmy, ludowe:
1. Nie ma miłości bez zazdrości
2. Kto kocha ten ufa.
I ja zawsze tym drugim się kierowałam.
A Wy?


Ktoś chyba już o tym wspomniał (bera7?) - o T. jestem zazdrosna. Bo nie ma miłości bez zazdrości, nie jest mi obojętny. Ale ufam Mu. Moja zazdrość bierze sie stąd, że nie ufam tym babom dookoła 😁 Niech sobie coniektóre za dużo nie wyobrażają.
bera7, ja nie do Ciebie tylko ogolnie. Znam tez przypadki takie jak mowisz, zazdrosc bez powodu ze strony partnera ale skoro wszyscy o tym piszecie to ja sie wstrzymalam 🙂 No i chcialam pokazac ze nie zawsze to co slyszeliscie od uciemiezonego przez zazdrosnice kumpla, jest cala prawda. Ja sie dalam raz naciac i potem tego zalowalam. Dziewczyna okazala sie zlota, a slowa tego kolesia traktuje teraz tak: podziel przez dwa i odejmij. Sprawdza sie 🙂

Taniu ja sie kieruje oboma naraz 🙂

edit: aaa no i jest jeszcze jeden rodzaj zazdrosci, ktory nie dotyczy spraw mesko-damskich. Chodzi o czas i okazywanie uwagi. Na poczatku wpolnego mieszkania mialam na tym tle po prostu obsesje, ciagle mi bylo malo wspolnie spedzonego czasu bo wczesniej widywalismy sie raz na 1-2 miesiace, on zas mieszkal zawsze sam i nie bardzo mogl ogarnac nagle ograniczenie wlasnej przestrzeni zyciowej. Wesolusko wtedy bylo  😎 Na szczescie przeszlo mi po paru miesiacach 😉 Czy zazdrosc o np gry komputerowe tez sie liczy?
ooooo, tekst o majtkach tez znam. myslalam, ze to ja trafilam na tak szurniety egzemplarz, a sie okazuje, ze to czeste... zawsze jak mialam stringi a nie bokserki, awantury byly wieksze. wlasciwie awantury zaczynaly sie do kontroli rodzaju gatek 😉
edit. skaczace literki 😉
Tania-Kocham i ufam. Ale nie bezgranicznie. Przeszkadza mi w tym bezgranicznym ufaniu zdrowy rozsądek, który nakazuje bacznie obserwować co się dzieje.
-Jeśli kocham i aktualnie w moim związku wszystko jest OK, jestem pewna wierności.
-Jeśli kocham, ale w moim związku jest przeciągająca się burza ( bo za dużo czasu siedzę w necie, bo chodzę podminowana i parskam zamiast odpowiadać, bo nie mam ochoty na seks, bo warczę, bo mam masę problemów w pracy i chcąc nie chcąc wyładowuję je w domu- i taka sytuacja się przeciąga, a dodatkowo zaogni się ostrą kłótnią z mężem o coś ważnego), i kiedy wówczas mąż wychodzi z koleżanką na spotkanie, a za 4 dni wychodzi na nie znowu, to mimo tego, że kocham i teoretycznie niby ufam, zaczynam obserwować co się dzieje. Bo widzę, bo myślę, bo analizuję. Bo wiem, że jak sie chłop na imprezie spije dokumentnie, a ze mną ma na pieńsku od dłuższego czasu, to...może być różnie. Może nie zaraz seks, ale coś tam...... cholera wie......
I zamiast robić awantury, zastanawiam się nad sobą i zwykle dochodzę do wniosku, że pora popracować nad swoim zachowaniem.  😡 Bo w moim związku, to ja jestem tą osobą z trudniejszym charakterem.

Tak więc kochanie bezgraniczne moim zdaniem nie jest równoznaczne z bezgranicznym zaufaniem.
Pytanie ktoś może zadać, czy to jest kochanie bezgraniczne?  😉
Nie wiem jak to się mierzy. Wiem, że kocham, moim zdaniem bezgranicznie, bo bardziej chyba już bym nie umiała.
zazdrość? A Kto jej nie odczuwa? Czasem nad tym panujemy a czasem wymyka sie z pod kontroli. Gdy wierzymy partnerowi , gdy mamy zaufanie staramy sie trzymac "zazdrosc w garsci" jednak czasem nie zawsze sie to udaje.
Zazdrośc o partnera z czasem mija, z czasem nawiązujemy nić spokoju ,porozumienia i jest spoko.
Jestem ze swoim męzem już ponad 27 lat , na szczęscie żadne z nas nigdy nie było chorobliwie zazdrosne.
Uff... u mnie na szczęście to jest raczej "kontrola gatek" niż kontrola gatek. Tak samo jak tekst z mojej strony, kiedy T. idzie do pracy bardziej "odstawiony" niż zwykle - "A. będzie kolo ciebie siedzieć, żeś sie tak wystroił?", z tym, że zawsze jest to okraszone żartobliwym tonem.

Ja raczej "wiem", że T. fizycznie by mnie nie zdradził. Raczej, bo to to, o czym pisze Tunrida - nie ufam bezgranicznie, ręki sobie odciąć nie dam przecież. Ale ufam, w granicach rozsądku. Z tym, że jak sie pokłócimy, a On dyskutuje ze swoją przyjaciółką, to mnie się w środku jakiś agresor wymierzony w Nią załącza (chociaż zasadniczo Ją lubię 😁 ) - bo może On Jej powie, pożali się, a Ona będzie Go pocieszać? Oh! Niedopuszczalne, żeby Go "obca" baba pocieszała! 😁
I tak, jestem hipokrytką, bo przeciez też mam przyjaciół, z czego tylko jeden z nich jest Oną.
zazdrość? A Kto jej nie odczuwa? Czasem nad tym panujemy a czasem wymyka sie z pod kontroli. Gdy wierzymy partnerowi , gdy mamy zaufanie staramy sie trzymac "zazdrosc w garsci" jednak czasem nie zawsze sie to udaje.

Właśnie o tym wcześniej pisałam. O takim "słoiku".
Każdy go ma. Tylko jak się go otworzy to się wszystko wymyka z rąk.
Sami się nakręcamy. wyszukujemy powody, tracimy dystans.
Źle wspominam zazdrość. Ma żółte oczy.
Teraz wyrosłam chyba.
Wiek średni (hm...) ma swoje zalety.
Mam chyba szczęście, zazdrość w moim związku (ponad 17 letnim) jest, ale taka "zdrowa". Mamy swoje towarzystwa i towarzystwo wspólne, ja nie znoszę wody moja Żona uwielbia i co roku wyjeżdża na rejsy "bez mnie", tak jak ja na swoje urlopowe włóczęgi konne bez niej i jest ok. wychodzimy z założenia, ze jak się chce zdradzić to nawet przy najlepszej kontroli da radę, to lepiej sobie ufać i cieszyć się związkiem.
Mam kolegę, który miał zonę tak zazdrosną, że skali brak. Codzienne awantury o wyimaginowane kochanki skończyły sie tak, że najpierw sobie znalazł kochankę, a potem się rozwiódł. Stwierdził, że jak ma zbierać oper za niewinność to przynajmniej niech ma coś z życia, tłumaczenie ciut pokrętne, ale teraz w małżeństwie z nową zoną (eks-kochanką) jest szczęśliwy (przynajmniej tak twierdzi)
Kiedyś ufałam bardziej, ale facet za którego rękę bym dała niestety połasił się na skok w bok i dziś bym ręki nie miała. Dlatego dziś nie ufam do końca nikomu. Natomiast nie zaprzątam sobie tym głowy, nie układam w głowie czarnych scenariuszy.
1) jak nie zdradzi to super
2) jak zdradzi, ale się nie dowiem, dalej mam głowę spokojną
3) jak zdradzi i się dowiem, bez żalu pokażę drzwi.

Co do wyjść, to żadne z nas nie chodzi na do klubów itp. Może to już kwestia wieku, ale ni czujemy potrzeb. Jeśli raz na jakiś czas przyjdzie ochota poszaleć, to raczej pójdziemy razem. Imprezujemy w gronie wspólnych znajomych więc nie ma mowy, o tym, że czego oczy nie widzą... Każde z nas zachowuje pewne granice w zabawie ze wspólnymi znajomymi, które obojgu pasują. Np. tańce ok, ale nie siadamy znajomym na kolana😉
Spotkania ze znajomymi obojga płci oczywiście są, mój facet zwykle coś po gada sobie, ale nie robi już żadnych scen. Choć raz mu się zdarzyło narobić mi kaszany, kiedy nocował u nas kolega, o czym P był uprzedzony wcześniej i był w tym czasie w domu.
Ja się zastanawiam, czy jeżeli w ogóle się nie zazdrości, to czy się jeszcze tego kogoś kocha?
Ja nie jestem w ogóle zazdrosna. Jak Łukasz gdzieś wyjeżdża na wyjazdy integracyjne  😁 , czy na jakieś imprezy firmowe, to potem się pytam w żartach ile zaliczył. I nie interesuje mnie, co tam robił, pytam się tylko, czy było fajnie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się