ja przetworów nigdy nie robilam, ale z tego co pamiętam babcia zakrecała jakos nad ogniem a potem stały do góry nogami... ale moze sie tez kąpały? nie pamiętam, musze się zainteresować bo mam zamiar cos zawekowac na przyszła zime 🙂
cieciorka, Jarosz nie jest wege. Wege może zjeść jajka, mleko czy twaróg. A jarosz zupełnie rezygnuje z wszelakich przetworów i produktów zwierzęcych. Czyli je tylko roślinne.
Słyszałam już tyle teorii, że już nie wiem, które są prawdziwe 🤔wirek: Jaja to produkt zwierzęcy więc myśląc tokiem wege ci co je jedzą zaprzeczają sami sobie (czyli nie są wege :hihi🙂
Nt jarskiego żarcia google mało co konkretnego wypluwa.
Notarliana weganin to nie jarosz. To pojecie tak stare,ze nawet moja babcia go uzywa i w ogole ludzie starszej daty jako okreslenie dla ludzi, ktorzy wykluczaja ze swojej diety czerwone mieso, czyli jedza ryby, jaja itd.
Notarialna, to o czym piszesz to weganizm. jesli wyszukiwac dwuznacznosci w jezyku polskim to sporo jest tego. ja sie jednak wole trzymam jasnych znaczen. jest cos takiego jak produkty zwierzece i odzwierzece.
dalej utrzymuje ze jarskie=wege
zajrzyjcie do słownika, a nie do róznych interpretacji znajomych.
magda, dlaczego? wegetarianizm, w domyśle laktoowowegetarianizm zawiera jajka, wiec z tym się chyba nie kłócisz? jajka sa wege, rozumiem ze ty z nich rezygnujesz z jakiś względów. ja jeśli wroce do nabiału, a wróce kiedyś to właśnie do jajek, nie do mleka.
jajka jem i to chetnie.. miesa nie, oprocz jakichs zachcianek raz na jakis czas (po ktorych sie czesto zle czuje 😉 ) z ryb tez poki co nie zrezygnowalam.
kazdy uwaza jak chce i tyle 😉 mnie tylko smieszy nazywanie wege kogos kto je ryby 😉
ale masz racje. to nie dieta okresla mnie, tylko ja diete, ale jesli pelnych "warunkow" nie spelniam, to wege nie jestem, sorry. i to tez kwestia nazewnictwa. nie mozna idealizowac i mowic ze jajka sa niewege, bo wege sa, a ze ktos ich nie chce jesc to inna sprawa. jesli bedziemy stosowac wylacznie własna interpretacje nazw nigdy sie nie porozumiemy.
jajka dla mnei nie sa wege, bo z zalozenia powinny zawierac zarodek. zarodek=zycie=w przyszlosci zwierzak. a ze nie maja zarodkow itd itd to juz inna bajka, w ktora nie wnikam.
magda, Ale jajka ktore kupujemy są bezpłodne! Czyli nie zdatne do rozmnażania. A to białe przy żółtku to nie zarodek a białko, ktore utrzymuje żółtko w jednej pozycji!
Kura, która nawet hodowana w prywatnych gospodarstwach nie ma dostępu do koguta i tak się będzie niosła.
ale zarodek to nie zwierze, tak jak płód to nie dziecko 😉
nie mozesz powiedziec ze jajko nie jest wegetarianskie, bo niezależnie od ciebie jest. musimy sie trzymac terminogii i tyle. a jesli ktos ze wzgledow ideologicznych lub innych jaj nie je to inna historia.
ja np nie jem, generalizujac, ze wzgledu na fermy, nie zarodki 🙂 niby jajko ma potencje stac sie ptakiem, ale... marną. jajko to nie zwierze.
jajko nie może być bezpłodne, bo nie jest istotą żywą 😉 to przecież niezapłodniona komórka jajowa 😉 ja jem tylko te od wiejskich, "szczęśliwych" jak to mówię, kur i z takich też piekę 😉
Hehe, a u mnie z karpiami łatwo poszło 🙂 Jak tylko "skumałam", co się dzieje, tzn. zarejestrowałam kawałki tej samej rybki, którą karmiłam wieczorem okruszkami, rano w misce 🤔 to porozmawiałam sobie poważnie z moją mamą (a nie wiem ile miałam lat, ale jednocyfrowa byłam...) Doceniam to, że mnie posłuchała. Chyba sama miała ochotę na tę decyzję już wcześniej, a ja to tylko wsprałam. Jednym głosem ogłosiłyśmy reszcie rodziny, że więcej karpia w wannie nie będzie. Rytualny mord na święta 😲
Potem jeszcze był dwa razy - kupowany taki we w miarę dobrej kondycji (żeby miał szansę), transportowany w wiaderku z wodą, w dzień wigilii w wiadrze wystawiany na balkon (żeby się dostosował do temperatury) i potem chlust do jeziora. No pewnie zdechł i tak. Ale miał chociaż szansę. Nazywaliśmy to "akcja Nemo" :P
Co do jaroszy... w daniach "jarskich" w menu regularnie widzę pierogi z mięsem i przeróżne rzeczy ze smalcem i żelatyną - dochodzę do wniosku, że danie jarskie, to takie, w którym nie ma na wierzchu kawałka tkanki mięśniowej. Ryby się nie wliczają.
A ja nie jestem wegetarianką, jestem dziwadłem. Bo ssaka nie tknę, to dla mnie jak jedzenie człowieka. Ptaka też. Ale ryby czasem jadam, przynaję się bez bicia. Rzadko, ale jednak... Karpia nigdy. Sera żółtego nie zjem, od żelatyny, smalcu mnie odrzuca, bo to produkty "ssacze", jak mydełko z ludzi 😲 Może ktoś mi zarzuci niekonsekwencję, ale po swojemu jestem konsekwetna. Nie uważam się za najlepszą na świecie. Przyznaję - tak mi jest wygodnie, to tak robię. A dietę mam duuuużoooo tańszą niż mięsna dieta rodziny. Mama się śmieje, ze jak do niej przychodzę, to tak jakbym nic nie jadła - jakaś fasola, groch, trochę ryżu, ziemniak i zadowolona 😉 A najbardziej zadowolona z zup jestem, mogłabym tylko zupy jadać (na samych jarzynach oczywiście)... Kiedyś tak jadałam i wtedy się chyba najlepiej czułam 🙂 Przy okazji mogę się pośmiać, jak sobie czasem np. grochówkę do roboty zabieram, a koledzy wielkie oczy robią: jesz GROCHÓWKĘ? Przecież nie jadasz mięsa? (bez boczku to nie grochówka, prawda? :P) No i kolejne grzechy - suszonych półproduktów sojowych używam zapamiętale, podobnie jak mrożonek warzywnych. Może i to niepełnowartościowe, moze i wychładza organizm, ale nie ma jak wziąć sobie michę mrożonego zielonego groszku do kompa i jeść bez rozmrażania 😀iabeł: Lepsze niż cukierki!!! Nie odmówię sobie 😉 Za to pasztety sojowe, kiełbasy, parówki, bueee... można mnie tym straszyć. Podobnie jak oryginałami.
Jaja od szczęśliwych kur od naszych sąsiadów ze wsi rządzą 🙂 chciałabym jeszcze prawdziwe masło od szczęśliwej krowy. Chyba sobie muszę w tym celu krowę zakupić 🤔
A jeszcze jedno pytanie-ankieta od Was - zauważyłyście, ze pod "odstawieniu mięsa" spada ochota na słodycze? Myślałam, ze to niezwiązane (że ja mogę sobie czekolady odmówić bez problemu od jakiegoś czasu), ale mój ex po przejściu na wege miał to samo, przestał być pochłaniaczem czekolady. Potem potwierdziła moja siostra. Mama z racji dwóch niemięsnych w domu też mięsa je ostatnio mniej i czekolada w szufladce leży... a znikała błyskawicznie. Zbieg okoliczności, czy coś w tym jest?..
dea, coś w tym może być. W pewnym momencie musiałam przejść na jałową dietę. Gotowane potrawy, trochę drobiu i ryb, głównie warzywa i zupy. Zmniejszyła mi się ciągota do czekolady, którą wcześniej pochłaniałam. Za to nabrałam ochoty na biszkopty z serkiem, ciasteczka owsiane itp.
Czy to jest możliwe, żeby człowiek miał problem z trawieniem mleka i jajek w, powiedzmy, surowej formie czyli czyste mleko jako dodatek do kawy, jajka ugotowane czy jajecznica a nie miał problemów ze zjedzeniem jajka jako dodatku do ciasta?
abre, tak, bo białko poddane takiej bardziejszej obróbce mają bardziej "połamane" białka. U mnie działała zasada: mleko, jajka w jajecznicy > uczulenie, jajka wykorzystane w cieście, ser żółty, jogurt (czyli przetrawione przez małe organizmy) > bez uczulenia. Dopytywałam lekarza, usłyszałam wyjaśnienie o tych białkach.
Ja miałam podobne doświadczenie utraty apetytu na słodycze i inne głupie zapychacze, jak jadłam pilnując się zasad pięciu przemian. Jadłam wtedy mięso, choć niewiele. W każdym razie wydaje mi się, że może to staranność w dobieraniu tego, co się je, decyduje a może niekoniecznie składnik pt. mięso? Bezmięsny człowiek zwykle bardziej myśli o tym, co kładzie na talerzu, czy to wystarczające, czy wszystkie składniki są itd. Ja tam takie różne apetyty na głupoty widzę jako wołanie organizmu: "czegoś mi brak! nie wiem czego... czegoś! daj to, to i to, może trafimy."
Ja miałam zupełnie odwrotnie. Od kiedy przestałam jeść mięso, to strasznie wzrósł mi apetyt na słodycze. Teraz już się wszystko jakoś unormowało, bo porostu staram się jak najbardziej unikać wszelkich słodkości- ale nie powiem , że przychodzi mi to szczególnie łatwo.
A co do karpi to dea zazdroszczę Ci takiej wyrozumiałej mamy. Ja do teraz pamiętam, jak mając może 6-7 lat, zobaczyłam pierwszy raz w wannie karpia ( wcześniej nie wiem, ale chyba jeździliśmy do babci Na wigilię i karp już był " gotowy"😉. Mieszkał w wannie kilka dni- zaprzyjaźniłam się z nim, nazwałam go, karmiłam okruszkami. W dniu wigilii weszłam do kuchni i zastałam mojego karpia zmasakrowanego tasakiem i tatę z owym tasakiem w ręku. Wpadłam w taką histerię, że bardzo długo zajęło rodzinie uspokojenie mnie. Potem przez długi czas nie odzywałam się do taty. Bałam się , że to samo zrobi z moim psem albo szczurem( no bo skoro zabił jedno zwierzątko , to dlaczego nie miałby zabić następnego- nie widziałam różnicy między karpiem a szczurem). No ale niestety dla moich rodziców nie była to wystarczająca nauczka, karp długo jeszcze pojawiał się w naszej wannie, a ja byłam na wszystkie możliwe sposoby odciągana od łazienki, i wyprowadzana z domu kiedy miał się odbyć ten jakże świąteczny, radosny mord na karpiu. No ale w tym roku mam obiecane, że karpia nie będzie, jak również śledzi - rodzina będzie się w tym dniu ze mną solidaryzować. Ale długo musiałam tłumaczyć, pokazywać ulotki, czytać artykuły, żeby zrozumieli, ile cierpienia i strachu ludzie zadają karpią od później jesieni kiedy są wyławiane ze stawów do nieszczęsnej wigilii kiedyn odcina się im głowy, albo porostu dusi w foliowych reklamówkach. A to wszystko komponuje się z świątecznym nastrojem i pompatycznymi zapewnieniami , że święta są okresem miłości, dobroci i pokoju.
abre - coś w tym jest! Rodzina mi mówiła, że wybrzydzam, a ja odkąd pamiętam nie byłam w stanie zjeśc jajka w "stanie czystym" - gotowane na miękko/twardo albo jajecznica, bueee... Na Wielkanoc długo mnie namawiali, w końcu się poddali - macham im kawałkiem chleba w ramach "dzielenia się". A już omlet/naleśniki na przykład zjem bez problemu.
Mamę zdecydowanie doceniam. Jeszcze bardziej po tym, jak z siostrą i kumpelą pojechała z nami na rajd konny bo bieszczadach. Kumpela nie mogła wyjść z podziwu, że mama nie widzi nic przeciwko "telepaniu się po bezdrożach na grzbiecie jakiegoś zwierzaka, na dodatek spaniu bylegdzie" - twierdziła, że swojej matki w najśmielszych snach sobie nie wyobraża w takich okolicznościach.
A ojciec ostatnio mi powiedział, że czuje się winny, bo może gdyby nie ich wychowanie, to bym była "normalniejsza" 😲
👍 dla obojga za dawanie dzieciom głosu... i rybom też 😉 Jeśli kiedyś bedzie mi dane mieć własne dzieci, też będę słuchać, co mają do powiedzenia... nic z głowy nie spada w wyniku, gwarantuję 🙂
dea, nic tylko rodziców pozazdrościć 🙂 Ja ogólnie bez kontroli rodzicielskiej od liceum (bursa) i z szoku wyjść nie mogłam, że rodzice czegoś moim koleżankom na studiach zabraniają, wymuszają itp.
Czyli wygląda na to, że tych jaj po prostu nie trawię, jak mleka. Przyjdzie się z nimi, w tej swobodnej formie, pożegnać na zawsze. Mleko do kawy już zastąpiłam kokosowym i w dalszym ciągu namiętnie szukam migdałowego.
A co do bardziej świadomego odżywiania się - nie sposób się nie zgodzić. Nigdy wcześniej nie zwracałam tak bacznej uwagi na to co jem. Nigdy wcześniej tak nie marudziłam w restauracjach, nie przepytywałam kelnera. Gorzej, że gotowanie nagle stało się też dla mnie trudniejsze. Pięć do posiłków dziennie, ciągłe stanie nad garnkami. Doszło do tego, że robię potrawy jednogarnkowe i dojadam po kilka razy dziennie 😉
Kiedyś widziałam taki filmik na discovery czy czymś podobnym - planowali zrobić jakies badania na ośmiornicy/kałamarnicy, takim potworze z mackami 😉 Odłowili ją i wrzucili do nie za dużego akwarium, kamera była ustawiona na to akwarium, nie pamiętam dlaczego, ale nie zajęli się nią od razu. Bydlę spróbowało odpłynąć, bardzo szybko rypnęło w ściankę. Odwróciło się, znów włączyło napęd - ścianka. Zatrzymało się, rozczapierzyło macki, zaczęło "macać", wymacało krawędź akwarium, podciągnęło się, wylazło na pokład i zsunęło się do morza.
ja też widziałam! owoce morzem pachnące też czują, dla mnie to jednak zwierzęta. ale nawet gdy jadłam mieso zastanawiałam sie jak można cos takiego w ogole zbliżyć do ust.
Krewetki też są owocami morza, a nie wyglądają tak źle. Dzisiaj siedziałam z kumpelą w wooku i skusiłam się na makaron sojowy z owocami morza (kalmary, krewetki, małże) Niebo w gębie!
szepcik właśnie chciałam napisać to co ty odnośnie wypowiedzi Notarialnej- ale stwierdziłam, że zaraz zostanę zaatakowana , że się czepiam. W podobny sposób często zachowują się niektórzy moi znajomi i rodzina, co mnie mega irytuje- " Mmm zobacz jaka pyszna szyneczka, na pewno masz na nią ochotę, taka pachnąca istne niebo w gębie "
Odporność na takie "zaczepki" przyszła mi dość szybko 😉 Ale tutaj wątek ma konkretny tytuł 😉 przychodzą tu ludziki podzielić się przepisami, doświadczeniem, inny pytają co i jak, ale żeby zachwalać smak potraw mięsnych... 😎 To nie tak, że nam one nigdy nie smakowały - ale tak, że my mieliśmy na tyle silnej woli, żeby z nich zrezygnować z pewnych powodów.
spożyłam właśnie ostatnią porcję zamrożonych jagód z lata 🙁
przy okazji poszukiwań foremek znalazł się taki mini mikser (wygląda jak mała trzepaczka na drucie). otworzyłam wiec mleko sojowe i okazało sie, ze tym tez sie spienic da! bede wiec robiła kawe latte. wspomożecie wskazówkami? sama piłam coś takiego dwa razy tylko, nie mam ekspresu.