Forum konie »

stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Kolejny raz-nie chce w ogóle nogi podnieść. Przeszłam do następnego kopyta,
pierwszy błąd
a kiedy już spróbuję bardziej zdecydowanie zadziałać po prostu kopie.

aha, po prostu kopie. I co ty na to?
skibonify poproś kogoś innego, żeby spróbował wyczyścić kopyta Twojego konia. Jeśli tej osobie się uda masz pewność, że problem tkwi w Twoim nastawieniu i tak jak napisała ElaPe - za dużo myślisz  😉
Podepnę się do tego wątku, choć wszyscy wypowiadają się raczej na temat problemów przy jeździe. Mój problem jest całkowicie innej natury. Chodzi o taką banalną czynność, jaką jest podnoszenie nóg. Do jakiegoś czasu koń nigdy, przenigdy nie sprawiał przy tym problemów. Był spokojny przy czyszczeniu i rozczyszczaniu, kopytka ładnie podawał, pozwalał sobie wyczyścić, czasami tylko musiał odkładał nogę na ziemię, żeby sobie odpocząć.
Problem zaczął się pewnego dnia. Byłam umówiona na wspólny wyjazd w teren i mocno spóźniona. Szybkie czyszczenie, siodło już przyniesione, wszystko fajnie. Koń wyczuwa, kiedy się śpieszę, nie lubi tego i najczęściej wtedy lubi po prostu dokuczyć, taki już ma charakter. Czasami pokręci się przy siodłaniu, innym razem przy wsiadaniu... Akurat czyściłam mu kopyta. Z pierwszym poszło bezproblemowo, szybko złapałam drugie a tu psikus. Podniósł nogę, ale zdecydowanie się wyrwał i tupnął. Spróbowałam drugi raz-to samo. Kolejny raz-nie chce w ogóle nogi podnieść. Przeszłam do następnego kopyta, wyczyściłam pozostałe dwa i wróciłam do tego niewyczyszczonego. Kolejna próba, tym razem koń się wierci i ucieka. W tle dzwoni telefon, koń kręci ósemki a ja latam za nim i próbuję po prostu podnieść mu tę nogę. Dużo słońca, dużo nerwów i parę niewybrednych wyzwisk pod jego adresem podniesionym tonem... Nie miałam już czasu, po prostu osiodłałam go i pojechałam.


Śpieszyłaś się=byłaś zdenerwowana, koniowi się udzieliło i też zaczął fiksować, dorobiłaś sobie do tego ideologię i teraz podchodzisz z nastawieniem że 'ojeju, problem, na pewno coś mu jest z psychiką', a przynajmniej na to z opisu wygląda.
Koń zobaczyl, ze nie musi jej podnoscic bo mu odpuszczasz. Ja bym probowala do skutku ma dac i koniec. A jak kopnie w twoja strone to stajesz przy lopatce i dajesz kopa jemu. miałam problem z klacza z ktora sie za bardzo piescilam, po malutku smyram kazda nozka itd i klacz zeby odwlec sama jazde nie chciala dawac nog, a zadnie podciagala az pod brzuch jakby chciala kopnac. Stwierdzilam, ze ja tam siegac nie bede. Teraz podchodze do zadnich nog poprostu chwytam mocno noge bez zadnego "smyrania" itp i mam problem z glowy.
zadziwia mnie jak bardzo ludzie personalizuja zwierzeta... warto pamietac ze to jest TYLKO ZWIERZE. nie przypisujmy im calej gamy ludzkich odczuc i zachowan wyjasniajac tym wlasne bledy...
Chodzi o to, że jego "kopanie" to nie jest zwykłe wymachiwanie nóżką, ale kopiąc celuje we mnie. Szczerze mówiąc to tak, boję się, że mnie mi coś zrobi. Parę tygodni temu prowadziłam go na lonży i dostałam z zadu w rękę, którą zasłoniłam sobie głowę. Dlatego też odrobinę mogę panikować, kiedy widzę kopyto lecące w moją stronę. Bałam się, że próbując na siłę jeszcze pogorszę sprawę, ale wychodzi na to, że warto spróbować. Jeśli mi się nie uda, to znajdę kogoś kto jest bardziej zdecydowany i silniejszy(jestem raczej drobnej postury i niestety zbyt wielką siłą w rękach nie dysponuję).
Jeśli mi się nie uda, to znajdę kogoś kto jest bardziej zdecydowany i silniejszy

Przykro mi Cię pozbawiać złudzeń, ale już Ci się nie udało - a przynajmniej tak wynika z Twoich wpisów.
Im szybciej tego kogoś znajdziesz, tym lepiej.

Gdyby był z tym problem, to przypomnę, że historia tego forum zna wiele przypadków gdy początkujący z powodzeniem prosili o pomoc życzliwych doświadczonych revoltowiczów mieszkających w pobliżu.
halo dzięki za obszerne, przydatne wyjaśnienia - przydały się! Przyjemnie mi powiedzieć, że niezauważalnie zrobiłam dziś swoje i pierwszy raz od 2 tygodni NIE BYŁO próby buntu! Maleńki, maleńki kroczek w przód. Konisko bardzo przyjemne do pracy, 3/4 jazdy zużyłam na rozluźnianie go i ustępowania w 3 chodach, ale finalnie, na sam koniec, zrobił 2 przepiękne i równiutkie ciągi, i na tym oczywiście skończyłam. Jestem tak zachwycona tym małym postępem, że wszystkie dawne sukcesy typu "zrobiłam lotne co 3 tempa" przy tym bledną  😍
Staram się robić te ustępowania w każdym miejscu ujeżdżalni, na razie nie załapał jeszcze, że to jest to, przez co przekracza wielokrotnie linię środkową - jest tak zajęty "robieniem dołem", że opuszczony luźno do niskiego ustawienia łeb nie podnosi się zupełnie i nie zwraca uwagi na pozycję na czworoboku.
Wiem, że to jeszcze dużo pracy przed nami, ale na dzisiaj muszę powiedzieć, że jestem odrobinkę, ostrożnie szczęśliwa 🙂

Cejloniara psychologicznie jest dużo racji w tym co mówisz i dziękuję za konstruktywne słowa, niemniej jedną rzecz muszę wyjaśnić: docisnąć w moim słowniku znaczy - mocniej zadziałać łydką. Nie biłam go, nie kopałam ani nic. Tylko mocniejsza łydka. Zaś co do spięcia w momencie, kiedy wiem, że coś się może stać - to na pewno. Teraz walczę z tym, robiąc elementy, które ćwiczę, dosłownie wszędzie. 😉

Dziewczyny, dziękuję  :kwiatek:
Jeżeli widzicie nadal jakieś wady/usterki w moim myśleniu, czekam na konstruktywną krytykę, bo po dzisiejszej jeździe wiem, że czasem rada rzucona z zewnątrz daje najwięcej dobrego. Ja też będę się odzywała, jak wygląda dalsza praca z Muskatem.
skibonify popros kogos stanowczego, nie bojacego sie koni o pomoc, bo niestety kon wyczuje twoj lek. Jeszcze ci sie krzywda stanie skro koń potrafi cie kopnac. Poszukaj kogos z doswiadczeniem.
skibonify pierwszym błędem było już to, że pozwalałaś koniowi "odkładać nogę jak był zmęczony." Koń nie ma prawa sam zabrać nogi, jeżeli widzisz że czyszczenie/struganie/smarowanie się przedłuża to Ty możesz koniowi odłożyć nogę i za chwilę podnieść ją znowu. Poza tym nie rozumiem jak można dać się tak własnemu (jakiemukolwiek?) koniowi zastraszyć - dla mnie pierwszą reakcją na coś takiego byłby kop, albo przynajmniej solidy plaszczak. Ten kopniak w rękę to od tego samego konia?

Poza tym koń nie "dokucza Ci specjalnie" - staje się nerwowy bo Ty się denerwujesz, spieszysz etc. Można pewne rzeczy przy koniach robić szybciej, gdy czasu mało, ale nigdy nie należy się spieszyć 😉
xxmalinaxx, absolutnie nie chodziło mi o kopanie, bicie itd. Czytam Cię już jakiś czas na forum i wiem, że takie akcje to raczej nie w Twoim stylu  :kwiatek: Agresja to nie jest koniecznie nie wiem jakie bicie, zwykłą łydkę można dać agresywnie a można konsekwentnie. A wszystko rozbija się o podejście i hmmm "stan ducha" jeźdźca. W tym "dociśnięciu" jest jakaś zawziętość. No wyobraź sobie tancerza, który z taką zawziętością i determinacją prowadzi partnerkę po parkiecie. No przecież rzucałby nią w prawo i lewo, jak szmaciankę. Jedna tancerka szybko by się poddała i zobojętniała na te wyczyny (i to takich koniach zauważyłam, że się mówi "jezdne" eh) a inna kopnie go w jaja, bo dość ma (takie to niedobre, krnąbrne).

W ogóle uważam, że można się nawet cieszyć, jak koń się buntuje, bo to znaczy, że chce się z nami komunikować i nie "obcięliśmy mu do końca języka". Jeżeli wyobrazimy sobie, że współpraca to lina, na której chcemy wieszać coraz większe ciężary to zwykle wieszając cokolwiek musimy wiedzieć ile ta lina wytrzyma. Problem, bo czasem lina jest "niewidzialna" i trzeba wyczuć. Jeszcze jednego dnia jest grubsza a innego cieńsza. Dlatego w tym wyczuwaniu taka ważna jest komunikacja i wsłuchiwanie się w konia. Bunt jest wtedy, gdy lina pęka.
Dlaczego uważam, że ważniejsze jest szukanie przyczyny buntu i tam działanie? Ponieważ karanie za bunty nie rozwiązuje problemu tylko "obcina koniowi język". Następnym razem, gdy będzie coś nie tak, nawet coś związanego z bólem np. pleców, koń się nie odezwie, będzie sobie w ciszy cierpiał a my będziemy się cieszyć złudzeniem harmonii. Oczywiście będzie pewnie jakieś szeptane sygnały wysyłał ale przecież nie każdy jest tak super wytrawnym jeźdźcem, by wszystko wyczuć i dostrzec. No i jak taki koń się w sobie zamknie i cierpi sobie w milczeniu (warto sobie poczytać przy okazji o wyuczonej bezradności) to bywa, że nastaje taki dzień, że ma już tego wszystkiego serdecznie dosyć. Jest nagły wybuch supernowej i zdziwiona mina jeźdźca "ale przecież do tej pory wszystko było ok". No nie było.
Cejloniara fajnie bardzo się czyta to, co piszesz, bo zdecydowanie jest to "coś więcej" niż rady z własnego podwórka 😉 Owszem, mea culpa, bo zawziętość była. Może dlatego, że mój koń należy do tych walczących, a ja mam stanowczo za mało siły, żeby poradzić sobie z tematem inaczej niż tylko na zasadzie "dogadania się". I wiem, że gdy pozwolę Muskatowi wejść sobie na głowę, to koniec ze współpracą i wynikami w sporcie czy w czymkolwiek. I może się jednak zagalopowałam.
Luz przyszedł dopiero teraz, bo mój Trener też mi zawsze powtarza, że mogę konia ukarać, stosownie do sytuacji, ale zawsze NA ZIMNO. Bez emocji, bez unoszenia się, spokojnie zrobić swoje i za chwilę nagrodzić za coś innego, co wykona poprawnie. Inna sprawa, że u Muskata granica pomiędzy uległością i współpracą a wyciszeniem, po którym może wystąpić wybuch, jest bardzo cieniutka. Czasem to jest jeden krok przy dołożonych pomocach. Jeden element.
Ważne, że ktoś - Wy, Trener - otwiera mi na to oczy i widzę, co mogę zmienić.

Efektem jest to, że dziś nadal był dzień bez wielkiego buntu. Nie dogadaliśmy się w jednej zmianie, ale zareagował dokładnie tak, jak chciałam żeby reagował na podobne sytuacje - uciekł do przodu, zamiast zatrzymać się i stanąć dęba. Poza tym było w porządku. Współpracował, choć był lekko "nabuzowany", bo on też trochę wrażliwiec jest, i jak chce bardzo się starać - żeby zostać nagrodzonym - potrafi zlać się potem z nerwów i dyszeć jak lokomotywa. Na szczęście, dzisiaj skończyliśmy przed tą "krytyczną fazą" i widzę, że powoli jest postęp w naturze.
Niedługo zacznę wracać do jazdy bez bata, z którym na ten moment się przeprosiłam. Normalnie jeżdżę bez, myślę, że to na dłuższą metę pozostanie bez zmian, gdy tylko poczuję, że Muskat jest już "stabilny".
dziękuję Dziewczęta za pomoc! moja klacz dzięki Waszym radom już nie chodzi przy wsiadaniu 🙂
No i ja mogę powiedzieć, że na razie problem dębowania mamy za sobą 😉 Choć nadal trzeba uważać, jest coraz stabilniej. Dzięki!  :kwiatek:
Chodzi o to, że jego "kopanie" to nie jest zwykłe wymachiwanie nóżką, ale kopiąc celuje we mnie. Szczerze mówiąc to tak, boję się, że mnie mi coś zrobi. Parę tygodni temu prowadziłam go na lonży i dostałam z zadu w rękę, którą zasłoniłam sobie głowę. Dlatego też odrobinę mogę panikować, kiedy widzę kopyto lecące w moją stronę. Bałam się, że próbując na siłę jeszcze pogorszę sprawę, ale wychodzi na to, że warto spróbować. Jeśli mi się nie uda, to znajdę kogoś kto jest bardziej zdecydowany i silniejszy(jestem raczej drobnej postury i niestety zbyt wielką siłą w rękach nie dysponuję).

Ty nie masz problemu z podnoszeniem końskich nóg. Masz problem z szacunkiem konia do Ciebie. Jak koń ogólnie zacznie Cię szanować, to nogi podniesiesz bezproblemowo. Nie próbowałabym "podnosić nóg siłą", bo faktycznie Cię zmasakruje... no, chyba że przez ten miesiąc coś się zmieniło i już sobie radzisz.
Witam ! Mam Haflingera Wałaszka jest to koń 9 letni ,który coś tam był jeżdżony skakał nawet tylko wydaje mi się że był niefajnie traktowany przez trenera. Stoi sam więc nie ma kontaktu z innymi końmi. Podczas jazdy powiem tak jest surowy znaczy nie czuły na łydkę i dosiad wiec idzie się zacmokać przy  nim by trochę się poruszał lecz gdy do ręki weźmie się palcat to po prostu nie idzie go zatrzymać nawet nie trzeba nic robić koń sam leci do przodu a gdy się go już dotknie palcatem dostaje szału strzela z zadu są próby baranów lecz idzie go opanować przed tym. Ale jazda nie polega przeciez żeby się z nim siłować. A gdy wyjdzie za teren okólnika to jest tak rozkojarzony nie wiec co się dzieje i nie wie co robic. Jest cały spięty choć wtedy dość czuły na wędzidło. Słyszałem że gdy tamten trener wyjeżdżał nim w teren to często wracał piechotą z lasu . Poradźcie coś bo naprawdę niewiem co z nim robić i nie powiem boję się troszkę wyjechać w teren nie chodzi o mnie ale o to że  jemu coś odbije i niewiadomo co zrobi . POMOCY  Pozdrawiam 😀
Jak z nim tak rozmawiasz, jak do nas piszesz, to się nie dziwię, że nie rozumie.
Co masz na myśli ?
a moj na pozor spokojny na spacerach ogier pokazal dzisiaj rozki 🙂 najpierw chcial mnie ugryzc - za co dostal, następnie stanął deba..
Jak z nim tak rozmawiasz, jak do nas piszesz, to się nie dziwię, że nie rozumie.


Co masz na myśli ?


Na przykład to, że jeśli z koniem komunikujesz się równie chaotycznie i niezrozumiale, jak z ludźmi na forum, to koń prędzej zwariuje, niż będzie prawidłowo odpowiadał.
Najprawdopodobniej koniem powinna zająć się doświadczona osoba, a odrabianie podstawowych problemów, takich jak brak reakcji na łydkę czy strach przed batem zajmie jej sporo czasu.

Kinia16322, a jest jakaś konkretna przyczyna, dla której Twój koń jest ogierem?
Nie ma zadnej, mial trafic do mnie jako walach a trafil jako ogier. Okazalo sie, ze jest spokojny, nie sprawia problemow, wiec zajelam sie jego kopytami. Chce go wykastrowac, ale teraz te muchy :/
Tylko nie mam pojecia skad jego zachowanie, to, ze byl sam ? ale chodzil juz sam. Stanal deba, bo zareagowalam na probe ugryzienia ? wychodza glupie zabawy z kolega 😀
Drodzy forumowicze 🙂
Postanowiłam poprosić o radę w tym wątku, ponieważ na forum jest wiele osób z wiedzą i doświadczeniem, a pomoc i rada z zewnątrz czasami przynosi bardzo dobre rezultaty 😉 ( uzyskałam tutaj naprawdę ogromną pomoc kiedy mój koń miał problemy zdrowotne).
Od razu piszę, że mniej więcej rozumiem i znam przyczynę moich problemów z koniem, natomiast trochę trudniej ze znalezieniem sensownego sposobu na poradzenie sobie z nimi.
Mój problem jest raczej psychologiczno- jeździecki 😉 I leży chyba bardziej po mojej stronie, ale do rzeczy:

Konisko to 8 letni wałach-  mieszanka lusitiano, małopolaka, a gdzieś dalej jeszcze dolewka andaluza ( i charakter ma właśnie taki "południowy"😉.
Generalnie koń jest bardzo przyjemny do jazdy i w obsłudze również nie mam z nim problemu.
Ale jeśli miałabym określić jego charakter- to typ raczej mocno dominujący, inteligentny, lubiący wykorzystywać każdą niepewność i nieporadność człowieka na swoją korzyść.
Jeśli wsiada na niego tzw.  "jeździecka ciota " 😉 to ma 99% szans na to, że koń szybko się jej pozbędzie z siodła, albo tak nastraszy, że sama się ewakuuje.
Tak samo w obsłudze- nie raz się zdarzyło, że wyrwał się osobie, która go prowadziła na kantarze i nie była wystarczająco pewna siebie, aby mój koń obdarzył go łaskawie szacunkiem.
Co ważne on nigdy nie działa w stanie tzw. histerii, pobudzenia kiedy koń nie panuje nad sobą.
Jego działania są zawsze pełne opanowania, jakby z góry przemyślane ( np. wyrywając się osobie, która go prowadzi nie robi tego w jakimś dzikim napadzie, tylko po prostu rusza sobie spokojnie kłusem i ciągnie, ciągnie aż człowieczek na drugim końcu sznurka wpadnie np. w otwarte drzwi od siodlarni, albo zostanie na ogrodzeniu).
Od razu uprzedzam, że ze mną tak nie próbuje postępować 😉

No ale musi być jakieś ale... jazda.
Można powiedzieć, że 7/8 na 10 jazd wypada naprawdę fajnie (koń luźny, wrażliwy na delikatne pomoce, chętnie idący do przodu, spokojny, niepłochliwy).
Ale pozostają te 2-3 jazdy które to potrafią skończyć się w najgorszym razie tym, że zsiadam z niego ze łzami w oczach totalnie pokonana.
Czasem zaczyna się już w boksie- widzę po nim, że jest podminowany, wkurzony (chociaż jeszcze posłuszny) czasem po pierwszym kłusie, czasem po galopie.
Zazwyczaj można to połączyć z konkretnymi czynnikami zewnętrznymi- kiedy dużo dzieje się w około (ludzie i konie wchodzą i wychodzą z ujeżdżalni, wyjeżdżają w teren, jakis koń w oddali jest lonżowany i tylko co jakiś czas wyłania się miedzy drzewami).
Ale niekoniecznie- czasem na maneżu jest totalny młyn- ludzie, konie, biegające wolno psy, wyskakujące nagle zza krzaka, a koń niczym anioł, skupiony na pracy.
Innym razem wsiadam sama (nikogo nawet nie ma w stajni)- a koń zachowuje się tak, że zsiadam z chęcią porzucenia jazdy konnej i zajęciem się grą w szachy.

Już tłumaczę o co chodzi:
Zaczyna się od problemów z koncentracją.
Koń jest rozkojarzony, napięty i zachowuje się tak jakby szukał sobie pretekstów żeby się spłoszyć ( koń, który w normalnej sytuacji nie boi się dosłownie niczego- ptaków wylatujących mu spod nóg z zarośli, mijających go tirów itd.).  Ale nie jest jak już wcześniej pisałam to stan histerii, takiej kiedy koń popada w totalny autyzm.

Czuje jaki jest sztywny i napięty, wystarczy lekki szum wiatru w liściach a on się płoszy.
Nie ma mowy o pracy, rozluźnieniu, ustawieniu się na pomoce- głowa do góry i patrzy na wszystko dookoła.
I wtedy następuje tzw. samonapędzająca się maszyna- on spięty i płochliwy -->ja coraz bardziej zdenerwowana i napięta --> on jeszcze bardziej niespokojny--> ja jeszcze bardziej nerwowa.
Znam ten proces i nie potrafię go przerwać.
Wkurzam się na niego, na siebie, że się  wkurzam zamiast przeczekać.
Próbuje różnych technik- albo totalnego ignorowania jego zachowania i jechania jakby nigdy nic  (chociaż ciężko to nazwać "jakby nigdy nic" kiedy moje ciało jest napięte, oddech szybszy itd.).
Zajmowania go różnorodnymi zadaniami - jeżdżenie wolt, serpentyn, drążków, robienie łopatek, ustępowania itd.
Tyle, że kiedy on jest w tym swoim stanie "podniecenia" to mam wrażenie, że jednocześnie uwstecznia się o kilka lat w umiejętnościach (ja pewnie też).
Koń, który w "normalnym" stanie reaguje na najsubtelniejsze pomoce, nagle ma problem z wykonaniem poprawnego zakrętu- a czasem wręcz w ogóle ze skręceniem ( delikatne pomoce łydkami, dosiadem i minimalne działanie wodzami, które wystarczają w normalnym trybie do wykonania nawet mega ciasnych zakrętów, są przez konia ignorowane).

Zachowuje się jakby stawał się głuchy na moje sygnały...
Zdarza mu się np. prawie wywalić na twarz przechodząc przez 3 drągi leżące na ziemi, bo nie zaszczyci ich swoją jaśnie pańska uwagą, gdyż musi wpatrywać się w samochód daleko na horyzoncie.

I wtedy mam ochotę po prostu zejść z niego i iść do stajni, ale myślę sobie, że nie mogę skończyć jazdy takim "złym akcentem" że spróbuję żeby wykonał chociaż najdrobniejszy element poprawnie (nie wiem przejechał koło w miarę skupiony i ustawiony).
Czasami się udaje, wtedy chwalę go i zsiadam, a czasami nie (wtedy właśnie kończy się to moją jeździecką depresją i chęcią przerzucenia się na szachy).

Próbuję metody na przeczekanie i uspokojenie go- lżejszy kontakt, stęp, danie mu czasu na "pogapienie się"- rzadko pomaga (owszem będzie sobie stępował, ale dynamicznym, nerwowym krokiem, z łbem podniesionym i obserwującym czy aby jakiś listek nie spadł z drzewa i czy można się już płoszyć).
Próbuję stanowczo egzekwować od niego polecenia- koń się wtedy już całkiem poważne wkur**, gryzie wędzidło, kuli uszy- a zdarzyło się nawet, że próbował się zatrzymać i wspiąć, albo walnąć z zadu (na szczęście próby bez sukcesu dla konia).

Może ktoś potrafi coś mi podpowiedzieć, ma jakąś swoją ciekawą metodę, która w takich sytuacjach działa?

Mam konsultacje z trenerami (skokowym i ujeżdżeniowym) tak 1-2 x w tygodniu (ostatnio z powodu nadszarpniętego budżetu rzadziej).  Ale co ciekawe wtedy koniowi zawsze wypada któraś z tych 7/8 na 10 jazd 😉
Ufff ale się rozpisałam, mam nadzieję, że komuś będzie się chciało przeczytać to wypracowanie i może coś doradzić.

Jest to dla mnie o tyle nieprzyjemne, bo wiem, że mam w tym problemie ogromny udział- swoimi nerwami, emocjami.
Czasami zsiadam z niego wściekła na siebie, że dałam się tak sprowokować i nie zapanowałam nad sobą, że go np. niepotrzebnie szarpnęłam na psyk  🤬
No ale wiem, że problem w dużej mierze leży we mnie, a nie potrafię zmienić swoich schematów działania ( jak widać dyplom magistra psychologii klinicznej mogę co najwyżej dać koniowi do przeczytania i liczyć, że może jakoś się tym faktem przejmie i przemyśli swoje zachowanie 😉 ).
Będę wdzięczna za każde sugestie, rady  :kwiatek:
A jakbyś zsiadła z niego jak tylko zauważysz pierwsze "syndromy" braku skupienia i przepracowała to z nim z ziemi? Nie w momencie wyraźnego już konfliktu ale uprzedzając ten konflikt? Ja często robię coś takiego z trudnymi końmi-jak widzę, że jest źle to zsiądę i najchętniej wtedy (o ile mam jakiś płot pod ręką) puszczę konia luzem, by uzyskać od niego skupienie i uległość w pracy z ziemi. Dopiero potem wsiądę i na ogół problemu w jeździe już nie ma.
a w terenie jak się zachowuje?
Ela w terenie jest raczej w porządku.
Jako drugi koń jest wręcz cudowny- można puścić wodze i mieć 100% pewność, że nawet wystrzał z armaty go nie wystraszy 🙂
I co bardzo fajne i przyjemne, koń przed nim  może ponieść dzikim galopem, a on od delikatnego "ściśnięcia kolanami" zwolni i pojedzie spokojnym stępem.
Natomiast kiedy idzie pierwszy już nie jest tak kolorowo- trochę się patrzy, czasem nie chce do czegoś dojechać  (np. do strumyka czy dziwnie wyglądających śmieci).
Ale spokojnie da się go przekonać.
Jak ma gorszy dzień to zdarzy mu się w terenie, kiedy idzie pierwszy zrobić awaryjne hamowanie z dynamicznego galopu bo np. zobaczył ciemną plamę na piachu.
Ale nie do końca wychodzą nam samotne tereny- owszem pójdzie (chociaż czasami zdarza mu się zatrzymywać i próbować się delkiatnie wspinać, kiedy odjeżdżamy od stajni), ale będzie raczej spięty, płochliwy, a ja mu wtedy nie ufam ( stresuje mnie fakt, że żeby dojechać do lasu muszę pokonać kawałek drogi asfaltowej przez wioskę, gdzie normalnie jeżdżą samochody, więc wizja, ze ja spadam a on sobie radośnie galopuje do stajni po tej drodze skutecznie mnie zniechęca do samotnych terenów).
Natomiast dużo chodzimy na samotne spacery w ręku do lasu i wtedy jest cudowny, spokojnie sobie idzie na luźnej lonży. Dlatego wiem, że jego zachowanie kiedy wyjeżdżamy samotnie w teren wierzchem to głównie wina mojego spinania się.

Edytuję, bo wcześniej nie zauważyłam odpowiedzi Magdy 🙂
Co masz konkretnie na myśli, pisząc o przepracowaniu problemu z ziemi?
Jeżeli chodzi o puszczenie konia luzem:
To po pierwsze gdybym w takiej sytuacji kiedy on jest pobudzony zsiadła i puściła go luzem to natychmiast by wyskoczył z ujeżdżalni i pobiegł sprawdzić osobiście, to co go tak interesowało podczas jazdy 😉
Po drugie to w większości przypadków raczej niewykonalne- bardzo rzadko jestem na ujeżdżalni sama.
A tak w ogóle (chociaż może się mylę) to wydaje mi się, że to trochę tak jakby nagradzać konia za brak skupienia i olewanie mnie- no bo w końcu rozsiodłanie go i puszczenie go luzem to jakaś forma nagrody.
Czasami stosuję to właśnie jako nagrodę za dobrą robotę- zsiadam, rozbieram  i puszczam go luzem.




Podzielam zdanie, że w sytuacji tych złych dni najbardziej pomoże praca z ziemi, po co masz przechodzić przez tą nerwówkę, zły dzień - lonża  😉
Przecież nie musisz rozbierać. Możesz zsiąść, powymagać czegoś z ziemi, a jak się skupi i zacznie odpowiadać, to wsiąść znowu - zrobić coś na tyle prostego, żeby dobrze odpowiedział i zakończyć na sukcesie. To co innego niż puszczenie totalnie "luzem".

Piszesz, że puszczony zapewne poszedłby sprawdzić co też go tak interesuje - to może idź tam z nim, sprawdźcie sobie to razem, a potem wróćcie do roboty??
kiedy tu problem nie w koniu, tylko w Tobie 🙂
kon owszem, patrzy na cwaniaka, ale zastanow sie, czemu z trenerem nie trafiasz na te 2-3 felerne jazdy?
bo Ty jestes spokojna, skupiona i masz podswiadoma pewnosc ze bedzie ok, bo przeciez jest trener wiec w razie czego jest pomoc 🙂

lonza moze pomoc o ile jestes pewna swojego lonzowania - czyli jak zejdziesz to kon dostanie wyrazny sygnal, ze wprawdzie zsiadlas, ale on dalej jest w pracy, po czym wsiadziesz znowu, chocby na chwile

puszczenia luzem tudziez innych czarodziejskich "zabaw" nie polecam
tez sadze ze to nagrodzenie konia za fochy

to może idź tam z nim, sprawdźcie sobie to razem, a potem wróćcie do roboty??

taaa, najpierw idz sprawdzic wszystkie krzaki w okolicy, potem kazdego psa, przechodzacych ludzi, a potem od nowa krzaki bo wiatr zaczal wiac, psy sie przeniosly i przyszli nowi ludzie
dluga jazda sie szykuje 😉
Dea ciekawy pomysł z tym, żeby pójść sprawdzić razem.
Muszę spróbować tyle, że nie wiem, czy wtedy cała jazda nie polegała by na tym, że chodzilibyśmy razem oglądać "strachy".
Gdyby to była jakaś konkretna rzecz, która go fascynuje i pobudza- ale ja mam wrażenie, że on jakby szuka sobie pretekstu i wystarczy bzdura żeby się spłoszył.
To płoszenie nie jest nawet takie ważne- nie robi tego na tyle niebezpiecznie żebym spadła czy coś. Tu chodzi raczej o brak koncentracji na tym co robimy, na usztywnianiu się, napinaniu, olewactwie moich poleceń.

ushia jasne od początku pisałam, że problem leży we mnie. Aczkolwiek myślę, że koń też się trochę do tego przyczynia swoim cwaniactwem 😉
Tak samo sobie właśnie myślałam, że jak jeżdżę z trenerem to jestem spokojna, bo w razie czego jakoś problem przepracujemy.
A chciałabym umieć działać kiedy jestem sama, radzić sobie z tym zachowaniem.
Jeśli chodzi o lonże- kilka razy zdarzyło mi się już w totalnej bezradności zsiąść z niego i wziąć go na lonże.
Tylko wiesz jak wtedy wygląda ta lonża- koń z odgiętym na zewnątrz kręgosłupem (bo przecież trzeba nieustannie obserwować otoczenie wokoło ujeżdżalni),  płoszący się co chwila i ruszający wtedy dzikim galopem, a ja wtedy boję się o jego nogi...

Zabawy z ziemi? Nie jestem szczególną zwolenniczką naturalnego jeździectwa (mam tu na myśli sznurkowe kantarki, karotki i inne cuda) chociaż ze swoim koniem bardzo lubię pracować przy pomocy klikera (z ziemi i z siodła).
Ale jak jest w tej fazie to totalnie ma mnie w dupie i nie jest w stanie nawet na chwilkę się na mnie skupić.
🤔 A jakby spróbować tak jak w szkoleniu psa- stanąć obok niego i za każde spojrzenie w moją stronę klikać i nagradzać ? Aż skupi dłużej na mnie uwagę i wtedy coś tam od niego wyegzekwować i odpuścić?
Tylko tutaj znowu pojawia się mój problem związany z rozdarciem między tradycyjną szkołą jazdy ( w której byłam wychowana odkąd pierwszy raz wsiadłam na konia, czyli już od ponad 18 lat) z szkoleniem pozytywnym ( jakie stosuje pracując z psami).
Jakby moja trenerka skokowa zobaczył mnie jak stoję koło konia z kliekerem, klikam i daje smakołyki to chyba by mnie nie wiem? zabiła śmiechem? rozjechała swoim koniem? Zapytała czy na zawody też będę zabierała kliker i zsiadała na parkurze i klikała jak koń będzie się bał muru, czy innej strasznej przeszkody?

No bo tak łopatologicznie, koń ma mnie w nosie na jeździe, płoszy się i olewa mnie i moje polecenia, a ja zsiadam i klikam za każdym razem jak na mnie spojrzy i daje smakołyki? Fajna sprawa dla konia.
Nie wiem, mam wątpliwości czy to nie jest nagroda- ok nie chcesz dzisiaj pracować, to sobie pokilkamy kiedy łaskawie obdarujesz mnie swą jaśnie pańską uwagą dostaniesz przysmak 😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się