Forum konie »

jak pracować z koniem, który mocno przeżywa wpuszczanie nowych koni do stada?

Niedawno wydzierżawiłam konia. Przyjechał 27 sierpnia. Przez miesiąc wszystko było ok. Nic się nie działo. Konisko szczęśliwe. Po ok miesiącu do stajni przyszedł nowy koń, wpuszczenie go do stada spowodowało, że mój koń dostał świra i wydaje mu się, że człowiek go gania (chyba tak jak konie w celu zdominowania) i ucieka od ludzi. Musi być sprowadzany luzem za innym koniem, bo nie da do siebie podejść. Początkowo myślałam, że może coś się wydarzyło w stajni, ale nie on po prostu przeżywa ustawianie hierarchii w stadzie. Na jakiś czas wypuszczałam go na pastwisko z 2ką starszych koni, które zawołane przychodziły. Nauczył się od nich, że jak człowiek woła to nie trzeba uciekać. Już było ok. Mogłam wchodzić do niego na pastwisko (to zbiorcze gdzie jest ok 15koni) i zabierać go na jazdę bez najmniejszego problemu. Teraz w piątek przyjechały dwa nowe konie i sytuacja się powtarza. Wchodzę do niego wczoraj i już po jego postawię widzę, że ma zamiar uciekać, podchodzę, a on dyla. Nie ucieka daleko. Krąży wokół mnie, tak jakby był na lonży. Poszłam do stajni po jabłka. Odgoniłam te konie, które są agresywne, zostawiłam źrebaka i wałaszka - bardzo spokojnego. Moje zwierze po jakiejś chwili zainteresowało się i podeszło. Gryzł jabłko na wyciągniętej szyi i uciekał. Za którymś razem wyluzował i korzystając z okazji, że nie jest napięty przypięłam uwiąz, zaczął się cofać, ewidentnie chciał uciekać, ale widząc, że mam go na lince, odpuścił i poszedł za mną tak jakby nigdy nic. Mogę przy nim zrobić wszystko. Przy czyszczeniu misiek, na jeździe spokojny, posłuszny. Nie radzi sobie tylko w stadzie.
Po pracy wypuściłam go z powrotem do stada, poszłam do stajni po cukierki, starałam się z nim pracować w ten sposób, by dawać mu cukierka i odchodzić, by do mnie podszedł, by podążał za mną. Chodziłam z nim tak po pastwisku, potem odprowadził mnie do bramki (już bez cukierków).
Nie wiem czy będę musiała go odblokowywać po każdym dołączaniu nowego konia do stada czy też jemu to minie - dodam, że koń ma 15lat, przez ostatnie lata życia raczej mało wychodził. Głównie spędzał czas w boksie.

Jak sobie z tym poradzić? Zabranie go wczoraj z pastwiska zajęło mi ok 25min. Czy ktoś z Was spotkał się z takim zachowaniem? Jak mogę mu pomóc?
"Jak sobie z tym poradzić?"
Robić swoje. Cierpliwie i systematycznie.  🙂
A najlepiej niech koń nie kojarzy że ty to koniec pastwiska. Złap go czasem na padoku, poodprowadzaj, znowu wypuść i złap i dopiero weź, niech nie kojarzy twojego przyjścia jako koniec padoku.

[quote="koral"]koń ma 15lat, przez ostatnie lata życia raczej mało wychodził. Głównie spędzał czas w boksie. [/quote]
Ja bym się tutaj dopatrywała powodu. Mało wychodził = wyszedł = stwierdził, że na dworze jest fajnie i nie da się tak łatwo z dworu wziąć. On nie ma problemu. 😉
Z resztą, mój koń przez chwilę reagował identycznie. Stajenni łapali go w trójkę.
Ja bym zostawiła cukierki, żeby mnie koń nie kojarzył tylko z żarciem, się uzbroiła w cierpliwość i tak długo za koniem łaziła, aż mu się odechce uciekać. No i- konsekwentnie. Zabrać, przejść się chwilę i wypuścić na padok spowrotem to też dobry pomysł.
Mnie się też zdaje,że koń się nie rwie do pracy i woli zostać z kolesiami.
Na pewno nie należy zaczynać akcji, z góry przegranych.
To znaczy latać za nim a potem rezygnować.
Nasze stare kobyły też za nic w świecie nie zejdą rano z wybiegu .
Dlatego zostawiam je w stajni kiedy planuję poranną  jazdę.
Albo zbieram je po południu.
No nie ma rady. Raz się przeleciałam po województwie za nimi i mnie wyśmiały.
Żeby uratować honor teraz odwiedzam je i nie zabieram tylko poklepię, pogadam.
to ja naiwnie myślałam, że on taki biedny, że przeżywa, a on taki cwany, że mnie wykiwał 🙂 tak teraz myślę, że może dopuszczanie nowych powoduje, że chłopaki się ganiają, jest impreza i jest ciekawie, i wówczas on tym bardziej nie chce zejść.
największy problem i tak ma stajenny, bo u nas konie sprowadzane są w reku. Zatem zgarnięcie klaczy i wałachów zajmuje mu ok godziny. Moja sztuka idzie sobie luzem obok innego konia, bo podejść do siebie nie da, nawet jak widzi, że stado schodzi.
Nad tym prowadzeniem to trzeba pracować. Bo może zwiać i sobie coś zrobić.
Nie wiem dlaczego, ale akurat takie nieposłuszeństwa się trudno "odrabia".
Moja znajoma z pół roku się męczyła po wystraszeniu jej konia na wybiegu.
Tak trochę przesadziłam, że naszych nie ściągnę. Raz mi zwiały bo chciałam je rano od trawy oderwać.
Najczęściej moja Tania dobra dusza idzie jak cielę a Treserowa małpa ją buntuje.
Jak Tanię zawiążę to i tamta wzdycha i się podstawia.
Co to znaczy, że nie daje do siebie podejść??

A tak generalnie, nigdy nie staraj się złapać konia, w ogóle nie myśl i nie mów nawet tymi kategoriami. Zachęć by zwrócił na Ciebie uwagę i by podszedł ale nie łap! Skradając i się i łapiąc uczysz go uciekać i stosować uniki. U nas w stajni jest kilka koni, które bez klopotu sprowadzam z pastwiksa. Podchodzę do nich lub one do mnie, pogłaszcze, przywitam się, zapnę uwiąz i sprowadzam. Nigdy nie chowam uwiązu nawet. A ich właściciel za tymi samymi sztukami biega z widerkiem owsa po pastwisku, jak chce je sprowadzić 🙂
Cejloniara to jest tak jak piszesz, ale nie zawsze.
Czasem koń ma jakiś problem i wtedy jest trudniej.
Idziesz, zwieje i zaczyna się kłopot. Bo ani odpuścić ani złapać.
Dlatego radzę : przeanalizować przyczyny i działać wedle planu.
Nie łapię go, nie skradam się; raczej warunkuje go jedzeniem - podejdź to dostaniesz coś dobrego. Nie jestem w stanie teraz sprawdzić czy sobotnie poczynania przyniosły jakiś efekt, bo nie mogę pojechać do niego aż do jutra wieczorem. To nie jest też kwestia mnie i mojej energii przy wchodzeniu na pastwisko, bo on jak już złapie fazę to od każdego ucieka. Może też źle to nazywam uciekaniem, on po prostu stosuje technikę unikania. Nie są to dzikie zrywy to galopu, tylko sobie stępem odchodzi, czasem jak jestem za blisko to wolnym kłusem odbiegnie na kilka metrów, ale praktycznie cały czas po okręgu - tak jakby był na lonży.

To jest naprawdę super koń, byłby idealny, gdyby nie to sprowadzanie z pastwiska.
Ja znam taki przypadek i wiem co masz na myśli.
Moja znajoma latała za swoim koniem jak opętana.
A koń grzeczny a znajoma -doświadczony jeździec.
Coś tam konia wypłoszyło i się zaczął problem.
Teraz już jest dobrze.
Popatrz uważnie na inne konie, może tam jest jakiś inny prowodyr?
Taniu oczywiście 🙂 Dlatego napisałam "generalnie", bo opis dla mnie jest za skromny w tej sytuacji, niejasny.

koral, a jak już podejdzie do jedzenia (bo nie do Ciebie) to nie robisz "łaps" za kantar albo "ciap" podpięty uwiąz jak nie widzi? Z Twojego ostatniego wpisu wynika, że koń się z Tobą bawi w "załp mnie".
To jest taka cieniutka granica.
Czy się zabawiać czy brać konia za łeb i prowadzić do roboty bez ceregieli.
wygląda to tak, podchodzi do żarcia i gryzie sobie jabłko. Obserwuje jego ciało, widzę kiedy jest napięty, nic nie robię, czekam aż wyluzuje. Kiedy zauważę, że stoi spokojnie, podnoszę prawą rękę i przypinam uwiąz. On zachował się tak, jakbym go totalnie zaskoczyła, ale nie wiem czy on to widział czy nie. Jest dość wysoki, więc rękę musiałam unieść, co oczywiście nie jest jednoznaczne z tym, że to widział. Myślę, że mógł to odebrać jako "cap". Jednak to zdarzenie miało miejsce tylko raz - właśnie w sobotę. Poprzednim razem jak nie dawał się złapać wypuściłam go z 17 i 19letnim koniem, które przychodziły na zawołanie. Nie podchodziłam nawet do swojego, po prostu poszłam do stajni otworzyłam 3 boksy, wrzuciłam po marchewce do żłoba (żeby mi się towarzystwo nie rozlazło) i poszłam po konie. Wzięłam staruszki, mój człap człap za nimi. Każdy poszedł do swojego boksu, staruszki po zjedzeniu marchwi odprowadziłam z powrotem na pastwisko, mojego wyciągnęłam z boksu na jazdę. Grzeczny jak anioł. Ta metoda poskutkowała i po 2 takich razach, kiedy przychodziłam sam już podchodził. Potem wrócił na duże pastwisko do wszystkich koni. Było ok. Zabierałam go bez najmniejszego problemu. W sobotę znów zabawa. Nawet nie spodziewałam się, że tak będzie, więc tym bardziej szłam pewnie po niego, dopiero na ostatnich metrach zobaczyłam, że będzie zwiewał.

Do tej pory myślałam, że to jakiś aspołeczny typ, który pozbawiony padokowania nie potrafi odnaleźć się w stadzie. Kiedy inne konie go przeganiają to ucieka, nie walczy, nie szczurzy się, nie sprawdza swoich możliwości, nie próbuje zdobywać stada. Ma ekipę 2 kolesi, z która trzyma się na uboczu. Nawet ten spokojny walaszek, którego zostawiłam chciał go przeganiać od jabłek.

Jest też u nas jeden koń, który atakował konie kiedy ktoś do nich podchodził, ale mnie się to nie zdarzyło, być może stajennemu, a on nie połączył faktów. Szczerze przyznaje, że nie wiem gdzie szukać przyczyny.
Nie śpiesz się. Daj czas sobie i koniowi. Buduj autorytet. Poza wybiegiem.
Poprawi się.
No i poobserwuj inne konie. Czasem jest taki zły duch z boku.
Może próbuj jego brać i puszczać. Zawsze się skutecznie godzi w szefa.
dzięki dziewczyny za wszystkie pomysły 🙂 będę wprowadzała w życie i czekała na efekty 🙂 jutro pewnie zastanę go w boksie, ale następnym razem zrezygnuje z jazdy i spraktykuję metodę przypinania, prowadzenia i puszczania.

Mój mąż się śmieje, że on mi sugeruje, że za mało czasu z nim spędzam i że w ten sposób przedłuża moje wizyty u niego 🙂 no nic, staram się nie tracić nadziei 🙂
To minie. Trochę sprytem, trochę pracą, trochę czasem.
Minie. Powodzenia.
p.s
jak nie minie kupisz lasso.  😉
wygląda to tak, podchodzi do żarcia i gryzie sobie jabłko. Obserwuje jego ciało, widzę kiedy jest napięty, nic nie robię, czekam aż wyluzuje. Kiedy zauważę, że stoi spokojnie, podnoszę prawą rękę i przypinam uwiąz. On zachował się tak, jakbym go totalnie zaskoczyła, ale nie wiem czy on to widział czy nie. Jest dość wysoki, więc rękę musiałam unieść, co oczywiście nie jest jednoznaczne z tym, że to widział. Myślę, że mógł to odebrać jako "cap".


I może tu tkwi mały szczegół. Może wyciągasz rękę od razu w kierunku jego głowy jak już czujesz "że to jest ten moment"?
A zrób inaczej i poświęć na to kilka sesji!
Zamiast wyciągać rękę w kierunku głowy, zapinać uwiąz i zabierać, spróbuj tylko go wygłaskać i wydrapać po grzbiecie/kłębie/szyi... i odejdź kilka kroków.
Poczekaj aż znowu zechce się zbliżyć, pogłaszcz, podrap i odejdź kilka kroków. A może nawet podejdź do jakiegoś innego konia, pogłaszcz go i odejdź. Udawaj, że "wcale tu nie przyszłam po Ciebie, tylko tak sobie chodzę i głaszczę wszystkich". Pokaż mu, że nie każde zbliżenie się oznacza "cap". On Cię na pewno będzie obserwował. Zrób to w zwolnionym tempie, udawaj że wcale Ci się nie spieszy (nawet jeśli tak jest) i nigdzie nie idziemy.
Pośpiech jest naszym wrogiem.
Mam w stajni podopiecznego, który nienawidzi, gdy za szybko się zbliżamy do jego głowy. Daje do siebie podejść, ale odwraca się zadem. Wtedy musi się odbyć ceremonia drapania go po zadzie, grzbiecie, szyi i dopiero można zapiąć uwiąz. Niegdyś ludzie za nim biegali po całym padoku (co tylko potęgowało niechęć), a tu się okazało, że od dupy strony trzeba go podchodzić i od tego czasu nie ma problemu  😁
Oczywiście nie zrobiłabym takiego manewru z kompletnie nieznanym koniem, bo zastanawiałabym się czy może kopnąć, ale w tym przypadku wiem, że on nie kopnie, tylko tak się droczy 😉
Trzeba wyraźnie podkreślić, żeby nie próbować zachodzić konia od tyłu, gdyby to czytali jacyś początkujący. Aladin to jedyny taki znany mi przypadek i to tylko przykład.
No to ja podzielę się taką małą dygresją jeśli chodzi o zmiany w stadzie...

Jak zaczynałem prowadzić stajnie, miałem jednego swojego konia i jednego w pensjonacie.
Jak to zwykle bywa, koleje losu są różne, na tym miejscu pensjonatowym przewinęło się parę koni.
Z każdym z nich moja kobyłka - Gota (na początku miała pół roku) się bardzo szybko zaprzyjaźniała.
Potem doszły nowe miejsca pensjonatowe, ja dokupiłem 2 konie, Gota była już 3-letnią klaczką i
nadal do nowych koni podchodziła bardzo przyjaźnie. Ale widać było też po niej, że nie bez śladu
znosiła rozstania z końmi, które się przenosiły.
Pewnego dnia właścicielka jednego z koni w pensjonacie zdecydowała się zacząć prowadzić swoją stajnie
i wyjechała wraz ze swoim lubianym przez chyba wszystkie konie i ludzi wałaszkiem.
Od tego czasu moja Gota przestała zawierać przyjaźnie z przychodzącymi końmi.
Jej stadem są 2 pozostałe moje konie i tylko oni są dla niej ważni, resztę toleruje, ale nie darzy ich takim przywiązaniem, jak dotychczas. W ogóle od tego czasu stała się bardziej nerwowa w obecności koni, nauczyła się też zgrzytać na nie zębami itd.

Jaki z tego morał? Chyba żaden szczególny, ale korzystając z okazji pisze ten OT to po to, żeby uświadomić ludziom, którzy zmieniają stajnie jak rękawiczki i przenoszą swojego konia z miejsca w miejsce, że nie robią tego bez konsekwencji dla swojego podopiecznego...

Pozdrawiam wszystkich! 😉
Myślisz, że Gota po kolejnym odejściu kolegi ze stada, pomyślała sobie:
"O nie! Koniec tego, nie warto się przywiązywać, bo potem rozstania bolą. Od dziś nie zawieram znajomości!" 😉  😁

Mi się wydaje, że bardziej chodzi o to, że z wiekiem konie są co raz wyżej w hierarchii stada i co raz mniej potrzebują "podlizywać się" do innych.
Wszystkie źrebaki są "przyjazne" w stosunku do starszych koni, żadem nie rodzi się dominującym, zimnym draniem, tylko ewentualnie staje się nim z czasem i nabywanym doświadczeniem.

Ale jedno jest pewne: Konie  rozpoznają się nawzajem i niektóre mocno do siebie się przywiązują.
Wiem po moim Śniegu. Strasznie emocjonalnie reaguje na każde nowe towarzystwo i w nowej stajni zawsze strasznie się jara na widok konia, który przypomina mu tego z którym się "przyjaźnił" poprzednio.
W stajni Y kochał siwą klacz, w stajni Y od razu zakochał się w jedynej siwej klaczy, w stajni Z na początku latał za wszystkimi siwymi końmi i jakby sprawdzał "czy to ty"  😉
Myślisz, że Gota po kolejnym odejściu kolegi ze stada, pomyślała sobie:
"O nie! Koniec tego, nie warto się przywiązywać, bo potem rozstania bolą. Od dziś nie zawieram znajomości!" 😉  😁


Hehe, koń to nie człowiek 😉 chociaż niejedna osoba mi już powiedziała, że Gota to uczłowieczony koń 😉

A tak serio... Konie potrzebują stada, gdyż one daje im poczucie bezpieczeństwa.
Poprzez częste zmienianie stada Gota nauczyła się doskonale dawać sobie rady sama,
lub wyłącznie z tą 2ką "swoich" koni i inne konie nie są jej potrzebne.
Do tego jest na tyle dominująca, że na inne konie specjalnie nie musi zwracać uwagi

I poniekąd jest to zgodne z tym, co piszesz poniżej. Brak stabilnego stada nauczyło ją radzić sobie bez niego i stać się zimnym draniem 😉

Gdyby była człowiekiem, powiedziałbym, że ciągłe rozstania nauczyły ją cynizmu 😉

Mi się wydaje, że bardziej chodzi o to, że z wiekiem konie są co raz wyżej w hierarchii stada i co raz mniej potrzebują "podlizywać się" do innych.
Wszystkie źrebaki są "przyjazne" w stosunku do starszych koni, żadem nie rodzi się dominującym, zimnym draniem, tylko ewentualnie staje się nim z czasem i nabywanym doświadczeniem.

Ale jedno jest pewne: Konie  rozpoznają się nawzajem i niektóre mocno do siebie się przywiązują.
Wiem po moim Śniegu. Strasznie emocjonalnie reaguje na każde nowe towarzystwo i w nowej stajni zawsze strasznie się jara na widok konia, który przypomina mu tego z którym się "przyjaźnił" poprzednio.
W stajni Y kochał siwą klacz, w stajni Y od razu zakochał się w jedynej siwej klaczy, w stajni Z na początku latał za wszystkimi siwymi końmi i jakby sprawdzał "czy to ty"  😉


Zaraz mi się przypomniała ostatnie Otwarcie sezonu w Katowicach. Na inne konie nie reagowała, ale jak zobaczyła łaciatego, to zaczęła rżeć, dopiero jak podszedł bliżej to zobaczyła, że to obcy koń i przestała. 😉

A abstrahując od tego przypadku, więzi emocjonalne pomiędzy końmi są ciekawym obiektem obserwacji...


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się