Już od jakiegoś czasu zastanawia mnie to, do czego ten kraj zmierza. Wszyscy wiemy, co dzieje się na scenie politycznej, jaki wpływ ma Kościół na polskie prawo, wiemy o bezsensownych ustawach, systemie NFZ, kultura umiera... można by długo wymieniać 🤔 Co MY możemy zmienić w kraju jako jednostki? Czy w ogóle możemy COŚ zmienić?
A mnie trochę denerwuje takie wieszanie psów. Nie jestem rąbniętą patriotką, która biega po mieście z flagą na 11 listopada, 3 maja, 1 marca, 2 maja, 1 września i jeszcze w rocznicę katastrofy smoleńskiej, ale.... nie wiem co ma kraj do tego, że ludzie są durni, a co za tym idzie: ustroje, politycy, feministki i sądownictwo. I jeszcze masa innych rzeczy z ludzi wypływających. Warto byłoby się zastanowić "co z tym światem" w ogóle. Kraj jak kraj - każdy ma ziemię, łąki, lasy i durnych ludzi.
Kultura [ a co za tym idzie - świadomość przynależności narodowej 😎, spuścizny kulturowej etc] umiera wszędzie. Świat jest nastawiony na konsumpcjonizm. Nikogo nie obchodzi nic, oprócz czubka własnego nosa. Ludziom się nie chce, a więc - nie uczą się, nie pracują, bądź wybierają zawody kompletnie nieprzyszłościowe, a że są przy tej filozofii "nie chce mi się", to do roboty też nie pójdą, tylko wolą siedzieć i narzekać, że "ooo, kraj do d". Jasne, że płace w niektórych zawodach są śmieszne. Jasne, że niektórzy oszczędzają 10 lat, żeby pojechać na wakacje. Jasne, że z tego kraju pomału robi się jakiś azyl dla bogatych, ale.... to wina rządzących.