Forum towarzyskie »

Pomagać? Nie pomagać?

Mnie jakiś czas temu zaczepiła starsza pani pod apteką- chciała, żebym dołożyła jej jakąś śmieszną sumę pieniędzy (chyba 2 czy 3 zł) do leków. Zgodziłam się, ale pod warunkiem, ze wejdzie ze mną do apteki- okazało się, że chciała wykupić tylko jeden lek, bo na wszystkie nie miała pieniędzy 🙁 Kupiłam jej wszystko, co miała na recepcie, wcale jakoś dużo nie wydałam, a kobieta się rozpłakała..sama miałam łzy w oczach, że w ogóle taka masakra sie może dziać. Leki miała typowo na serce przepisane. Zresztą farmaceuta mi mówił, że ta babcia często przychodzi i bierze leki 'na zeszyt', wybiera te najbardziej niezbędne..do dzisiaj jak sobie przypominam ją w czapce, kurtce, jak ściskała 10zł w ręce, to mi normalnie gula w gardle rośnie 😕

Ja tak się czuję, jak widzę takie właśnie starowinki w spożywczym. Kupują jeden chleb, mąkę, 5 jajek i ściskają te 10 zł w dłoni, jakby to był cały ich majątek na tydzień czy dwa.
Nie powinno tak być kur... mać. Nie powinno.
A ja zwykle daje jak ktos mi powie, ze na tanie wino zbiera
Jego wybor czy woli sie upic i byc glodny czy nie
A wole uczciwe postawienie sprawy niz "zbieram na jedzenie" a jak jedzenie dostanie to za rogiem wywali


matko, w życiu bym nie dała komuś kto na wino zbiera. Niech idzie do roboty, jak chce się napić a nie żebrze. No proszę was...

Zresztą ja generalnie nie daję na ulicy. Chyba że ktoś prosi mnie konkretnie o jedzenie, ale to się prawie nie zdarza (ale pamietam jak jadłam kiedyś jakiegoś gyrosa czy coś w tym stylu i jakis bezdomny się strasznie zachłannie na mnie patrzył, aż mi się dziwnie zrobiło... przemknęło mi przez myśl, że pewnie zaraz mnie ukatrupi  😁 heh no co noc była... w każdym razie okazało się, że był głodny, dałam mu więc tego napoczętego gyrosa i połknął go w 3 sekundy, więc raczej rzeczywiście był głodny.  Jest też u mnie koło osiedla taki bezdomny, który nieraz bawi się z moim psem, jak akurat go mijamy, facet jest ok, nigdy go na przykład  nie widziałam z alkoholem. Jak jest mróz to czasem dzwoni po ludziach na osiedlu i prosi żeby mu zrobić herbaty do termosa i dać zupy do słoika - i z jednej strony uważam, że powinien pójść do przytułku, gdzie by go nakarmiono, z drugiej strony - mimo wszystko traktuję go jako osobę, którą znam więc nie odmówię mu jedzenia czy picia. Ale obcemu żebrzącemu bym nie zrobiła herbaty, bo bym się bała, mieszkam w dzielnicy gdzie co chwila są napady i grabieże, za dużo się nasłuchałam apelów policji, żeby komuś nieznajomemu drzwi otworzyć. Zresztą mnie kiedyś napadnięto z mojej naiwnej głupoty, wiec teraz jestem mądrzejsza. mieliśmy tez napad na sklep osiedlowy z bronią w ręku - naprawdę  😁 czasem się czuje jak na Dzikim Zachodzie!).
Zresztą ja generalnie nie daję na ulicy.


Sorry, ale tym razem ja oplułam monitor 😀
Haha. No faktycznie  🤣

Ten wątek to jakieś zło 😀iabeł:

Tak trochę z innej beczki: Stałam kiedyś w tramwaju przodem do drzwi z ipodem na uszach i widzę kątem oka, że podchodzi do mnie facet i wyciąga rękę. Mówię: Nie mam nic. On dalej na mnie patrzy i wyciąga rękę, więc mówię głośniej: nie mam, już mówiłam! I "odganiam" go ręką.  Nagle widzę, że ludzie w tramwaju się śmieją, więc zdejmuję słuchawki a tu... kanar a nie żebrak prosi o bilet 😀 Ale wstyd, o matko...




o nieeee  😁
mega się uśmiałam  😁
U mnie pod sklepem swego czasu też stała kobieta ok 60tki i o kasę prosiła. Ja się nie zlitowałam i nie dałam. Kilka dni tam siedziała na ławeczce przed sklepem i wyciągała kasę. Któregoś dnia idąc do sklepu widzę, że siedzi na ławce, a obok niej reklamówka browarów i fajki droższe niż ja palę  🙄 przechodzę obok i ona do mnie z tekstem "da pani 2 zł"  🤔

Codziennie rano pod tym samym sklepem stoi koleś, 40stki to on nawet nie ma i wyłudza kasę. Nie pracuje, czas na marznięcie pod sklepem ma, a do tego albo złośliwy albo na łeb chory. Któregoś dnia zaczepił moją koleżankę z pracy i mówi do niej "ładnie pani wygląda", ta odpowidziała "dziękuję", a on do niej "trzeba ładnie wyglądać jak się na ulicy pracuje"  :/ za mną też kilka epitetów poleciało zupełnie bez powodu, bo nigdy nie zaczepił nas o kasę. Wchodząc/Wychodząc często słyszałam mamrotanie za sobą, jakby mnie bluzgał za to, że sama z siebie nie podbiłam do niego i nie dałam mu kasy. Raz niestety odwróciłam się i rzuciłam wiązankę. Od tamtej pory jak widział mnie zbliżającą się do sklepu to usuwa się w cień  🙄
a najgorsze jest to, że często ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy - starzy, schorowani, samotni - to sobie cichusko siedza, kupują byle co, cicho, skromnie, czasem bez słowa skargi, a czasem to jeszcze innym gotowi pomóc, chocby tej zupy dać. wtedy to mnie dopiero ściska i szlag mnie trafia, że tak niewiele mogę dla nich zrobić. ( a i państwo szanowne, a i często dzieci "kochane" w d... staruszkow mają)
Zaś bezczelne lumpy (patrz opisane powyżej np.) kase od ludi wyciagają. Nie mówiąc o hitach, gdy rodzina niby z pomocy MOPS-u żyje, a jak przyhcodzi pracownik opieki sprawdzic, to szybciutko odkręcaja antenę satelitarna i telewizir stary wyciągaja na miejsce nowego (fakt autentyczny).
Ooo, to rowniez znam, zacisz miala jedna taka-"wiesz, powiem, ze dvd babci, tv babci" ( u babci mieszkali), "a reszte sie pochowa, bo kumnpeli siora pracuje w mopsie i powie, kiedy bedzie nalot" I bardzo byla z siebie dumna, wyliczala, ze na buty dali, na opal dali, na wszystko daja, rzucala ironicznie" no biedna jestem to mi sie nalezy"-problem w tym, ze bieda polegala na tym, ze jej maz pracowal w szaro-czarnej strefie...siana jak lodu, ale oczywsicie na papierze cinko. Ja nie wiem, czy urzednicy sa slepi 🙁?
Urzędnicy nie mają może dowodów.
Zapewne, i wiem, ze to wina prawa, ale powiedzcie, jak to jest, ze WSZYSCY wiedza skad kasa, nikt sie z tym nie kryje, jedynie dla administracji wyglada to inaczej i krzyuwdzi innych, naprawde potrzebujacych.

A w temacie: pomagac. I juz. A jezeli ktos od nas pomoc wyludzi, jest zlym czlowiekiem, to wierze, ze za to zaplaci. Oczywiscie nie neguje sprawdzania, uwiarygodniania, choc sama kieruje sie tylko wyczuciem, a jak mowie: kto oszukuje, zeruje na ludzkiej dobroci mam nadzieje, ze bedzie osadzony, tu czy TAM. 
wiesz co usłyszała znajoma od swego szefa, gdy zaczęła jojczyć na ową rodzinę (że oszukują, że wyłudzają): a co sie martwisz? twoja kasa? 👀
dla mnie szokująca odpowiedź.
czyli jak państwowa (czyli nasza, z naszych podatków), to można szastać.
a na ludzi chorych, starych, naprawdę biednych, to nie ma.  🤔
Ooo, to rowniez znam, zacisz miala jedna taka-"wiesz, powiem, ze dvd babci, tv babci" ( u babci mieszkali), "a reszte sie pochowa, bo kumnpeli siora pracuje w mopsie i powie, kiedy bedzie nalot" I bardzo byla z siebie dumna, wyliczala, ze na buty dali, na opal dali, na wszystko daja, rzucala ironicznie" no biedna jestem to mi sie nalezy"-problem w tym, ze bieda polegala na tym, ze jej maz pracowal w szaro-czarnej strefie...siana jak lodu, ale oczywsicie na papierze cinko. Ja nie wiem, czy urzednicy sa slepi 🙁?


Kiedyś byłam świadkiem rozmowy dwóch koleżanek, co to ich mężowie włąśnie zarabiają krocie, acz nieoficjalnie:
-Jutro muszę iść do mopsu.
-To po coś se te wielgachne tipsiory zrobiła. Przynajmniej w tej bluzce od versace nie idź.
-A pierd***, mogłam na szmatach kupić przeca.

A emeryt nie dostanie pomocy, bo mu dochód o 1 zł limit przekracza.
mój tato dobra dusza, dał kiedyś takiej co po domach chodzi parę groszy... teraz nawiedza nas regularnie dokładnie dwa razy w tyg, w środę i sobotę i zawsze coś użebrze od taty, bo jak mnie widzi w drzwiach to zwiewa...
co do datków kasa czy jedzenie, jedzenie... lecz i miałam taki przypadek że spakowałam konserwę, pasztet, kilka bułek, jakis makaron i potem z psem idę i patrzę a w kuble na chodniku moja reklamówka i w niej jedzenie, od tej pory nie otwieram, nie daję.
i przykład zza płotu, sąsiadka starowinka, dwóch synów za kołnierz nie wylewających i wnuk non stop zalany w trupa lub na prochach, i ona prosi mnie o pożyczkę bo do pierwszego nie ma, bo musi dać synom na cygary, odpowiedziałam jej że dla jej synów na cygary nie mam, jej pomogę im nie... matczyna miłość? jeden z nich ma rentę, drugi naprawia sprzęt rtv, pieniądze są tylko o nie zadbać a nie przepić... degeneracja
Moi rodzice płacili kiedyś za chleb i mleko dla takiej bardzo biednej rodziny z gromadką dziatek (jak szłam na studia, to dzieci była 11, przy czym 2 najstarsze córki już miały swoje dodatkowe dzieci) i mężem alkoholikiem- żona przychodziła do sklepu i dostawała codziennie bochenek chleba i mleko, z tym, że nie wiedziała, kto płacił. Na początku było normalnie, ale potem sami byliśmy świadkami, jak przyszła i powiedziała: ja po to, co mi się należy  😁
Ale to tylko jeden przykład, bo są też tacy, co chociaż kwiatków ładnych przyniosą w podzięce.
Ja pomagam głównie zwierzętom w sprawdzonym stowarzyszeniu wychodząc z założenia, że ludzie prędzej pomogą człowiekowi w potrzebie niż zwierzęciu, ale zawsze też kupuję od babulinek kwiatki- one mają parę groszy, a ja mam chwilę uciechy dla oczu  😎
Ja sobie własnie coś przypomniałam apropos pomagania bezdomnym. Moja babcia, która niestety już nie żyje, zawsze wydawała mi się mega skąpa, zresztą ogólnie w rodzinie za taką uchodziła. Dużo gadała na ludzi, miała kłótliwy charakter, wydawało się, że wyłudza pieniądze od synów, pomimo że miała sporo swoich.

Po jej śmierci okazało się, że w rzeczywistości pomagała finansowo(i nie tylko)różnym biednym, potrzebującym ludziom, o czym nikt poza ludźmi z jej parafii nie miał pojęcia. To była moja babcia, którą czy tak ją uwielbiałam, jednak mimo wszystko zrobiło mi się głupio, że nieraz ją w myślach osądzałam, a okazała sie być trochę inną osobą, niż myślałam... ale rzadko się zdarza by ktos pomagał i nie wspominał o tym naokoło, zazwyczaj jednak ludzie szukają uznania w oczach innych za to co robią.
Ja zawsze mam taki dylemat, jak w tytule.
Znam bardzo chorą, starą Panią. Pani ma trzy koty i dużego psa.
Nie radzi sobie i ze sobą i ze swym zwierzyńcem.
Propozycję znalezienia domów dla zwierząt odrzuca.
Znam ją od dawna, ale nie jestem jakąś bliską osobą.
A raczej, inaczej- jestem jedną z nielicznych, jaka jej została.
Nie jestem w stanie odpowiedzialnie wziąć jej pod stałą opiekę. No nie jestem.
Mam na głowie innych podopiecznych.
Jednak, źle mi z myślą, że nic nie robię.
I co?
Jakieś rady? Jakiś krakowski wolontariusz ?
Potrzebny byłby ktoś z centrum miasta, z prawem jazdy , amator spacerów z psem .
No Anioł Stróż potrzebny od zaraz.
a zgłoszenie takiej osoby do MOPSu nie wchodzi w grę?
a zgłoszenie takiej osoby do MOPSu nie wchodzi w grę?

No nie. Nie miałabym odwagi.
To było zimą. Przyszła do nas pewna kobieta, widać po niej było, że za dobrze jej się nie powodzi. Miała tylko termos w ręku, jednakże za dobrze to on nie wyglądał, a w środku coś rosło jak nie gorzej. Mama wzięła termos, umyła bardzo dokładnie, ciepłego picia jej nalała i trochę pieniędzy do ręki dała. Pani podziękowała i poszła dalej, dziękując za pomoc. Innym razem mama jechała samochodem i widzi starszą parę jak z tobołkami do lasu idą. Ich z domu wyrzuciła matka kobiety, więc chcieli pod krzakiem się przespać i przemyśleć sprawę całą. Od paru miesięcy pomieszkują w starym domu mojej babci. Prace dorywczą mają, płacą tylko za rachunki. Innych dodatkowych opłat nie mają, a dom odżył i się trzyma, przynajmniej użytkowany jeszcze. Chociaż ostatnio problem z nim jest, bo o mojej rodzinie takie głupoty już zaczynają wygadywać, że aż głowa boli. A mojego kuzyna, już niedługo właściciela domu to nawet wpuścić nie chcą, a i ugościć nie łaska.  😵  Paranoja jakaś. Tata poszedł, powiedział parę mocnych słów. Na swoim nie są, pilnować się muszą, a jak jeszcze w tyłku mało to żegnamy.
Mnie ostatnio nachodzą przykre refleksje w stosunku do potrzebujących..

Kilka dni temu nasz sąsiad, wygląda na przyzwoicie zarabiającego, głosił wszem i wobec jacy to my wszyscy jesteśmy frajerzy, że płacimy naszym dzieciom za wyżywienie w szkole, bo przecież wystarczy 'se załatwić' odpowiednie papiery i ma się dofinansowanie posiłków dla dzieci z gminy 🤔
Czasami nie pomogę i nawet ciężko mi wyjaśnić dlaczego. A czasami pomagam. Różne zmienne mają na to wpływ komu pomagam, a komu nie. I czasami nawet ciężko by mi było wyjaśnić czemu podejmuję takie w nie inne decyzje.
Nie raz w tyłek oberwałam ( nie zapomnę pewnej naszej forumowej koleżanki, której pomagałam) i zawsze się mężowi zarzekam płacząc mu w rękaw, że "to ostatni raz". Po czym przychodzi chwila, moment, że nagle znów pomagam.
Chyba nie umiem się totalnie odciąć na czyjeś potrzeby. Zwłaszcza jeśli wiem, że niewielkim kosztem mogę pomóc. Chyba nie umiem być inna. Mimo wszystko.
Bo jednak poczucie, że robi się w życiu coś dobrego dla kogoś, wynagradza te sytuacje, kiedy obrywamy w tyłek niesłusznie.
Czasem sobie tłumaczę, że przecież mnie to 20 czy 30 zł nie zbawia, że mogę wspomóc chociaż taką kwotą, ale jak posłucham takich idiotów jak mój sąsiad, to..no to wszystko mi opada 🙁
zen, przypomina mi to pobieranie stypendium socjalnego przez osoby które załatwiły sobie "papierek"... Rodzice źle nie zarabiają, te osoby nie garną się do podjęcia jakiejś pracy (bo im się nie chce) a socjalne biorą bo niby ciężko...
Mi się zrobiło kiedyś strasznie żal dziewczyny którą poznałam na uczelni. Nie mogła dostać ani akademika (a z tego co pamiętam była chyba z okolic Rzeszowa) ani stypendium. Widać było że się stara bo łapała się każdej pracy jaką jej zaproponowali żeby opłacać wynajmowany pokój i za coś żyć.
Czemu nie dostała stypendium ani miejsca w DS pomimo tego że ledwo wiązała koniec z końcem? Bo ojciec pojechał do pracy w UK żeby jakoś dawali radę się utrzymać i nie miała jak udowodnić jego dochodów... Z tego co pamiętam jej mama była bezrobotna.

Nie znoszę czegoś takiego. Pomoc nie trafiła do tych którzy jej na prawdę potrzebują tylko do jakiejś cwanej p**dy która umie się zakręcić i załatwić odpowiedni papierek.
Nigdy nie pomagam ludziom. Finansowo. Tylko zwierzętom. Z drugiej strony zwierze nie ma konta, wpłaca się komuś tą kasę, powierza innemu człowiekowi. Też potrafią uciec z kasą, psy głodzić.
Nigdy nie wiadomo kto nas będzie chciał w konia zrobić albo w którym momencie ktoś poczuje kase i mu się odwidzi.
tunrida, rozumiem Cie...
jako ze w pracy czasem podejmowac musze wybory, kto mowi prawde, kto naprawde potrzebuje. Albo komu nalezy przestac pomagac, bo zaczyna sie przychodzenie jak do sklepu po zakupy, a checi podjecia samodzielnego wysilku coraz mniej. Na szczescie czesto takie zrobienie kilka razy zakupow wystarczy, zeby (przy rownoczesnym wsparciu np psychologicznym, czy pomocy w poszukiwaniu pracy) przetrwac najtrudniejszy czas i podniesc sie. A wyobrazam sobie, jak upokarzajace jest proszenie o pomoc... Przyznanie sie do tego, ze sie nie daje rady.
Moze niektorym by sie podobala taka zabawa w cesarza/boga, ale dla mnie do ciezka sprawa za kazdym razem. Trudne to wybory, bo odpowiedzialnosc ogromna (i wyrzuty sumienia tez, bo jak moge starsza pania podejrzewac o to, czy tamto, przeciez ona naprawde moze potrzebowac..), ale kazdemu na wszystko tez dac nie mozemy, bo duzo tego nie mamy.
Dlatego tez piniendzorow nie rozdajemy. Najwyzej kupujemy jedzenie, pampersy, leki, czy przybory do szkoly.
Kase daja OPSy.

Czemu nie dostała stypendium ani miejsca w DS pomimo tego że ledwo wiązała koniec z końcem? Bo ojciec pojechał do pracy w UK żeby jakoś dawali radę się utrzymać i nie miała jak udowodnić jego dochodów... Z tego co pamiętam jej mama była bezrobotna.




To dziwne, bo u nas takie osoby są ewidencjonowane jako "przychód 0" bo nie ma dochodów - znaczy rodzice nie pracują - i dostają najwyższe stypendium.
Właśnie cwani tak to rozwiązują, że mama nie pracuje, ojciec za granicą grubą kasę trzepie (mieszkają w dużym domu z ogrodem, żyć nie umierać!)

Podam swój przykład sprzed jakiegoś czasu:

Mama na emeryturze, ojciec z długami (wyrolował wspólnik!) komornik 3/4 zabiera, zostawiając minimum socjalne. Ja ani akademika ani stypendium - bo przecież to że zabiera się nie liczy, ważny jest papier. Po czym uwaga uwaga - uczelnia nie daje mi prawa do stypendium motywacyjnego 1000 zł ponieważ pracuję (na uczelni tejże zresztą) na umowę zlecenie za 200(!) zł miesięcznie i mi się NIE NALEŻY bo jestem aktywna zawodowo.

I to jest sprawiedliwość.

Jak złożyłam zaświadczenie, że nie mieszkam z rodzicami, tylko z narzeczonym i prowadzę gospodarstwo domowe osobno, to nikogo to nie interesowało, bo jak nie wyjdę za mąż to liczą się rodzice (nawet jak masz meldunek gdzie indziej)- oto polska właśnie.

EDIT: ach zapomniałam, że z checi na te 1000 zł postanowiłam porzucić pracę (co było logiczne) ale NIE bo liczy się sprawozdanie z zeszłego roku- więc koło się zamyka.
Zamrucz, no widzisz ona nie dostała ani stypendium ani miejsca w DS bo czegoś brakowało w papierkologii. Może później jej się coś udało załatwić. Poznałam ją na poprzednim kierunku na którym studiowałam raptem pół roku i nie utrzymuje kontaktu z tamtymi ludźmi więc nie wiem jak się sytuacja rozwinęła.
Tak czy inaczej cwaniakowanie po to żeby dostać pomoc która nie jest potrzebna strasznie mnie wkurza.

A co do Twojej próby wzięcia stypendium to ja miałam podobnie ale z kredytem studenckim (chciałam go wziąć żeby odciążyć rodziców, dodatkowo dorabiam sobie korepetycjami). Nie dostałam bo na papierze przychód na osobę jest za duży... 😵


Odkopuję. Mamy akurat dwa wątki z prośbą o pomoc. Naśmieciłam w jednym, trudno. W drugim pytania pozostały bez odpowiedzi.
Odpuściłam, bo konie faktycznie zabiedzone.
Co myślicie o pomaganiu ? Pogadamy?
Moim zdaniem pomagać warto zawsze wtedy, gdy sprawa jest jasna i jednoznaczna: pożar, wypadek, choroba... Pomagać tak, aby "dać wędkę, nie rybę"
Odbiór zwierząt to często temat kontrowersyjny. Łatwo zrobić szum, czasami wychodzi, że sprawa wcale nie jest tak prosta i jasna jak podaje (t)fundacja (głośne na forum odebranie koni strzeszynopitekowi). Re-volta wiele razy pomagała - bardzo - sprzętem, kasą, dobrym słowem, pomocą jakąkolwiek (fizyczną choćby). Wiele pomocowych wątków kończyło się dobrze (np. odbudowa stajni w Brzózkach), ale i były takie, które zniechęciły do jakiejkolwiek formy pomocy (P. Sławek i Mafia). Wypośrodkować się tego nie da - bo jak? Warto jednak pytać o szczegóły aby po raz kolejny ktoś nas nie naciągnął na piękne oczy i brudną sierść koni...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się