Trzeba tę odznakę już mieć. Toporzysko robi następny we wrześniu, możesz się już zapisać. Na razie chyba nikt inny (ale mogę się mylić). Koń powinien być na poziomie minimum P w ujeżdżeniu i L w skokach, chociaż na egzaminie końcowym jakichś kosmicznych wymagań nie ma (ustępowanie od łydki, kontrgalop, chody pośrednie), w skokach parkur niekoniecznie ma te 100 cm, ale trzeba go pojechać dobrze technicznie. Sama musisz ocenić czy twój koń sprosta wymaganiom.
kffiatuszek, terminy kursów i egzaminów pojawiają się niestety na www pzj-tu mniej więcej z miesięcznym wyprzedzeniem. pisałam też maile do nich w tej sprawie, ale nie otrzymałam odpowiedzi. a co do koni - to wg tematyki kursu na ISP - konie do owego egzaminu mają być przygotowane na poz. min kl P (sic!) 🙂
chodzi mi o konie, które udostępnia organizator,a z moich doświadczeń korzystania z koni organizatorów szkoleń to teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką
Oooo, to jest szczera prawda! Narzeczony próbował takiego jednego konia udostępnianego przez organizatora - zwierzak nie miał zielonego pojęcia co to jest ustępowanie od łydki (nawet w stępie, a przecież na egzaminie wymagają też ustępowań w kłusie), a przeskoczenie na nim stacjonatki ok. 70-80cm było nielada wyzwaniem, bo na kilka foule przed przeszkodą zabetonował się w pysku i wyrwał ile fabryka dała... Nic tylko zdawać 🙄
eksakli....z drugiej strony nie stać mnie na ciągnięcie mojego osobistego na drugi koniec Polski, więc jestem skazana na te "użyczane" 🙂 ja raz korzystałam na kursie i egzaminie z koni, które chodzą w zaprzęgu ( i nie takim profi, tylko wożą tyle ludzi ile wlezie na wóz) - więc domyślcie się jak się fajowo zdawało 😉
Testów nie, ale Twoje pytanie przypomniało mi, że mam zachomikowane gdzieś własnoręcznie wykonane kolorowanki - jeżeli macie jakieś młodsze grupy, myślę, że mogą się Wam przydać - jak chcecie zeskanuję i je tutaj wrzucę.
Na maila wyślę osobno, a tutaj wrzucam w linkach. W domyśle do niektórych były dopisane zadania, np. na planszy maści i odmiany kuzynka (bo to dla niej robiłam) miała pokolorować zgodnie z podpisem gniadego, kasztana etc. Jest jedna plansza dla oznaczenia części ciała konia, jedna dla opisania sprzętu i jeden ludzik w ubraniu jeździeckim 😉 Teraz były skanowane i trasowane na szybko, poskładane do kupy tworzy to całą książeczkę - no, ale to już jak kto wydrukuje.
Co prawda niektóre rysunki bardziej przypominają potwora z bagien niż konia, ale wierzę w dziecięcą wyobraźnię 😁
Drodzy instruktorzy, czy miał ktoś z Was taką przypadłość, że nagle zaczęliście mieć dość wszystkiego ? Chodzi mi o to, że przychodzi ktoś na jazdę, a Wy macie ochotę go odesłać w....., pogryźć i w ogóle. Albo zaczynacie bać się prowadzenia jazd, bo ktoś postronny straszy konie, klijenci spadają jak gruszki. Przychodzą osoby zmuszane do jazdy konnej, lub takie, które robi minimalne postępy, nie chcą współpracować, nei wykazują chociażby chęci rozwoju. Czujecie w końcu złość, frustrację, niechęć, organizm zaczyna reagować hmmm dziwnie. Ech chyba jakieś wypalenie mnie dopadło. Zawsze lubiłam prowadzić jazdy, ale od jakiegoś czasu dosłownie sie zmuszam do tego - staram się oczywiście nie okazywać tych moich złych emocji , ale nie zawsze sie to udaje. Jak sobie z czymś takim radzić ? Dłuższy urlop ? Całkiem zrezygnować ?
Neila, ja mam zasade - nie ucze osób, które się do tego "nie nadają" - w tym sensie, że sie boją, przychodzą bo mama/koleżnaka/kuzynka, nie czerpią z tego radości. Odsyłam takich, bo nie mam możliwości pracować z klientami jeden na jednego (być może w takiej sytacji by się osoba przemogła i lęk by znikł).
Ja ostatnio czuję lekkie "wypalenie" , nie zmuszam sie, ale jakoś straciłam nowe pomysły na jazdę. Nie chce mi się nosić tych drągów czy wymyślać nie wiadomo jakich nowych ćwiczeń.
Drażnią mnie też czasem dzieciaki, ktore ucze (tzw. marudy), ale staram sie im tego nie pokazywać.
A przy okazji - macie jakąś recepte co odpowiadać dzieciom niezadowolonym z przydzielonego konia? Ja staram sie przydzielać adekwatnie do umiejętności oraz wzrostu (wyboru szalonego nie mam, tylko 7 koni). Dwa z koni rekreacyjnych to ulubieńcy wszystkich - każdy chce na nich jeździć, a na pozostałych mniej lub wcale. Jeśli się ktoś nie dogaduje ewidentnie z jakimś koniem, to mu go nie przydzielam. Staram się też przydzielać konie sprawiedliwie, taż żeby każdy miał możliwość pojeździć na wszystkich. Ale co powiedzieć dziecku, ktore marudzi, że dostało konia, ktorego nie lubi i chciałoby jeździć tylko na X lub Y? Bo mi ręce opadają...
mów, że dobry jeździec powinien potrafić jezdzic na każdym koniu lub że jeśli teraz się pomęczysz na trudniejszym koniu to na kolejnym za kilka jazd pójdzie Ci dużo łatwiej 🙂 Ja tak zawsze mówię i działa 😀
Neila , ja mówię podobnie jak zelka . Powtarzam też , że każdy koń uczy czegoś , czego na innym się nie nauczysz , albo będzie to trwało bardzo długo . Poza tym jeźdźców trzeba umiejętnie ''wychować'' , określić zasady , wprowadzić pewną dyscyplinę . Czyli tak jak pisze opolanka , każdy jeździ na każdym , oczywiście jeśli umiejętności pozwalają . A na skrajne przypadki jakoś tak działam , że albo się dostosują , albo przestają przychodzić . I cieszy mnie to , szkoda nerwów . Co do wypalenia , to ja mam dwa kryzysy w roku . Pierwszy po zimie , kiedy znów trzeba zacząć , a drugi po wakacjach z przepracowania . Teraz , mimo innych problemów , jestem wyluzowana , jeśli chodzi o prowadzenie jazd . Zresztą już dawno odpuściłam sobie takie parcie na nauczenie wszystkich i wszystkiego , choćby nie wiem co . Mam podejście baaardzo zindywidualizowane , na luzie i to przede wszystkim jeździec musi pokazać mi , że bardzo mu zależy . Ja staram się otwierać przed nim pewne drzwi , pokazać co tam jest , a reszta zależy od niego . Nic na siłę . Przyznam się też , że nie lubię prowadzić jazd dzieciom poniżej , powiedzmy , 12-tego roku . W pojedynczych przypadkach jest ok. , dziecko jest na tyle poważne i myślące , że się fajnie dogadujemy . Ale jak przychodzi takie , które ma pstro w głowie i w co drugim zdaniu mówi o słodkich konikach , to mnie mdli . A jeszcze apropo dzieci niezadowolonych z przydzielonego konia (choć rzadko się to zdarza), to robię też tak , że w różnych momentach przed jazdą , czy w trakcie , opowiadam coś o koniach , pewnych sytuacjach i staram się podkreślić plusy danego konia , bo przecież każdy koń je ma . Po prostu działam na wyobraźnie . Tyle , że mam pewien komfort , bo koni do rekreacji u nas pięć (albo i cztery ) , w tym jeden dla początkujących raczej nie bardzo , a nie wywożących jest sztuk jeden , no może dwa i czasem kombinuję jak koń pod górkę . I często się cieszymy , że koń w ogóle jest ,a na marudzenie nie ma chętnych 😉
Dziękuję dziewczyny. Tak na dobrą sprawę to robię własnie tak, jak opisujecie. Tylko kurka no.... mam (nie)szczęście uczyć osoby zajmujące wysokie stanowiska, sponsorów, lub dzieci takich osób i tutaj dochodzi też nacisk szefostwa. Dzieci poniżej 12 roku życia u nas się nie przyjmuje i generalnie zasada jest taka, że muszą to już być osoby potrafiące galopować. Konie rekreacyjne są hmmmm ... no jakby to ode mnie zależało, one nie chodziłyby w szkółce (sztuk 4). Tylko od czasu do czasu mam przysyłanych takich "ważniaków" na lonżę i wtedy jest lekka panika, bo trzeba zwierza zmęczyć, by ten nei miał siły wywinąć jakiegoś numeru. To tak nie powinno wyglądać. Mam też świadomość bezsensowności prowadzenia takiej lonży - skupiam się głównie na koniu, by szybko reagować i ważniak mi nie fiknął. Nawet jeśli taka osoba jakoś tam sobie zaczyna radzić, to nie ma szans by pozwolić jej na samodzielną jazdę. Wkurza mnei też takie podejście tych osób, że oni każą, to koń musi wykonać. Nie na zasadzie, że ta osoba stara się stosować do moich wskazówek, powtarza, jak coś nie wyjdzie i rozumie, że to nauka i nei wszystko ładnie wychodzi za pierwszym razem (takich ludzi szanuję), tylko "ten koń jest głupi, bo tego nie robi". I tu już moje ciśnienie wzrasta gwałtownie. Frustruje mnie też mocno, kiedy jestem mieszana z błotem np za to, że śmiem wziąć urlop, albo jestem chora , czy mam dużo innej pracy (nie pracuję tu wyłącznie jako instruktor ) i jazdy odwołuję, lub są one w terminach wygodnych dla mnie. No nic, wyżaliłam się trochę 😉 Teraz idzie zima, to jazd będzie mniej, prominenci powyjeżdżają na narty 😉 A może coś się do wiosny zmieni.
Jak ktoś mi marudzi, że nie chce konia, którego przydzielam, to po prostu tłumaczę, że każdy zwierz jest inny i aby być dobrym jeźdźcem, to trzeba poznać jak najwięcej koni 😉 I skutkuje.
Ale generalnie powiem Wam, że ileś tam lat temu było jakoś inaczej. Ludzie tak bardziej z pasją podchodzili do koni, chłonęli wiedzę, czytali o koniach dużo. Teraz takich szukać ze świeczką.
bo teraz pprzychodzi dzecko i chcebyc wygodne, chce pokazac ze potrafi cos zrobic, czyli generalnie na koniu, ktry robi wszystko pod wszystkimi. wiekszosci dzieciakow nie chce sie popracowac, bo po co jak mozna dostac konia, ktory robi wszystko... Co do wazniakow... tak... jazdy firmowe, prezesi itp, znam ten bolale zawsze trafialam na przyjaznych ludzi, zawsze wiecej gadania i miliardy cwiczen dotknij ucha, ogona itp, bo szkoda mi czasu i zaangazowania na osobe, ktora jeden raz przyszla na max 20 min lonzy. Co do dzieci... pracowalam w miejscu, gdzie zaden organizator nie robil obozu tylko ludzie z calej polski przywozili dzieciaki bezposrednio do gospodarstwa a byli to naprawde ludzie z wyzyn i szczerze to wieksza uwage zwracalam na dzieci, ktore chcialy sie czegos nauczyc niz na te co chcialy tylko tylek powozic. Czesto wracalam dzieciaki z placu na lonze co nie bylo fajne ale czasami trzeba. Znany jest mi takze bol dzieci (jezdze 3 lata 2 razy w tyg) niestety tylko w zastepie i takie dziecko nie potrafi nic samemu zrobi i jest ryk. oBOZ ZESZLOROCZNY na poczatku masakra mote z 34 dzieci 4 potrafila jezdzic sama a cala reszta nie wiedziala ze kon moze chodzic sam a nie tylko w zastepie.... Ale co stajnia to inne zasady itp.
A przy okazji - macie jakąś recepte co odpowiadać dzieciom niezadowolonym z przydzielonego konia?
Chwalić jeżdżących na trudniejszych koniach i motywować, mówiąc że na Wergisiu to" każdy głupi" umie jeździć (oczywiście niekoniecznie dosłownie takimi słowami 😉 ) ale to żadna sztuka, bo prawie niczego się w tej sposób nie uczy... a na Heksie jazda jest w prawdzie trudniejsza, ale to jest koń dla lepszych, bardziej ambitnych jeźdźców... Spróbować obrócić sytuację tak, żeby jazda na trudniejszym koniu była wyróżnieniem dla lepszych. Wjechać na ambicję. Po prostu często to podkreślać, zwłaszcza na koniec jazdy, że "bardzo dobrze sobie poradziłaś/eś i dzięki temu szybciej staniesz się miszczem" 😉 Nie ulegać marudzeniu! Jeśli można sobie pozwolić na żarty, to wtrącić czasem, że Wergiś to koń dla mięczaków, a Heksa tylko dla prawdziwych twardzieli! 😉
Wiecie co... czasem też trzeba spojrzeć na konie z drugiej strony, od strony płacąco-jeżdżących. Rzeczywiście, kiedys było inaczej. Nie marudziło się, posłusznie siodłało sie przydzielonego konia, a instruktor byl niepodwazalnym autorytetem i trzeba było słuchać. Ale ja pamiętam, że instruktor wsiadał na konie , pracował z nimi, sadzał bardziej zaawansowanych ,wyłączał konie na tydzień ,dwa ,żeby je naprawić. I ja prowadząc jazdy w ośrodku obojętnie gdzie- młode podjeżdzałam, stare przygotowywałam z powrotem kondycyjnie, jak były kłopoty również wsiadałam, pokazywałam, ustawiałam do pionu albo chociażby przelonżowałam przed jazdą.
Narzekaniu i zmienianiu koni mówię stanowcze NIE ,ale staram się, żeby wszystkie konie były przyjemne do jazdy. Bo co to za przyjemnośc jeździć na koniu , który będzie przeciągał lub nie reaguje na pomoce. Naszym zadaniem jest nie tylko przekazać wiedzę teortetyczną, naszym zadaniem jest również stałe podnoszenie umiejętności jeźdzców, ale żeby je podnosić, to i koń musi coś umieć, a nie że co tydzień jeździec walczy z tym samym.
No właśnie staram się tak robić, ale nie wiem, czy przynosi pożądany skutek. Chociaż dziewczyny przychodzą, więc chyba tak 😉
A macie jakieś rady jak wytłumaczyc ladowanie na właściwą nogę? i jak "widzieć" czy na dobra nogę się galopuje?
To już raczej kwestia wyczucia, mówię jak zagalopować na właściwą nogę, na początkowych jazdach gdy ktoś zagalopuje źle po prostu mu mówię, że zła noga, że zmieniamy, jak zmieniamy, później to kwestia wyczucia. Cyba tez nie potrafię wytlumaczyc jak widzieć czy na dobrą nogę się galopuje.... 😡
Przecież widać silnie wysuwającą się do przodu łopatkę wiodącej nogi. A jeśli koń krzyżuje - jeźdźcem rzuca. Tak czy siak - z układem nóg w galopie trzeba podopiecznych zapoznać.
Owszem, tlumaczymy jak ma wszystko wyglądać tylko w praktyce pierwsze galopy to rzucanie jezdzem w siodle, podkurczanie nóg przez jeźdzca, wieszanie sie na wodzach, nie raz panika i miliard emocji, także jeździec przez pierwszych kilka lekcji galopu oswaja się z nowych chodem, stara się nie spaść itp więc tacy jeźdzcy na pewno nie dadzą rady popatrzec na łopatke, poza tym pierwsze galopy hmm... dzieciaczek nie potrafi ladnie zebrac konia popodstawiac skrocic klus i dopiero potem zagalopować, najpierw to wychodzi przez rozpedzanie, czyli najpierw konik sobie śmiga zanim go jezdziec zwolni. Ale poźniej owszem dany jezdziec jak się przyzwyczai to zadnym problemem nie jest dla niego spojrzenie jak koniu stawia nogi 🙂
Owszem, tlumaczymy jak ma wszystko wyglądać tylko w praktyce pierwsze galopy to rzucanie jezdzem w siodle, podkurczanie nóg przez jeźdzca, wieszanie sie na wodzach, nie raz panika i miliard emocji, także jeździec przez pierwszych kilka lekcji galopu oswaja się z nowych chodem, stara się nie spaść
Pierwsze galopy powinny być na lonży bez wodzy🙂 tak długo aż się ktoś oswoi. W galopie na lonży też można robić ćwiczenia np. "licz głośno kiedy koń nogi stawia", "spójrz, która noga pierwsza", "podnieś ręce do boku/ do góry". Ja jestem ofiarą "nadambitnych/leniwych" instruktorów🙁 i nie dane mi było podstaw na lonży opanować.
Oj tam. Nawet ostatnio (zastępowałam koleżankę) przyszło mi zrobić pierwsze galopy dla 2 osób ("swoich" zapoznaję z galopem na lonży, jeździec stępo-kłusowy "spuszczony z lonży" nie ma prawa pogubić się, gdy jednak koń zagalopuje). Wzięłam dziewczyny na koło, wytłumaczyłam zagalopowanie i pilnowałam - jedna dojeżdżała na ogon drugiej i zmiana. Galop na obie ręce. Jedną szybko pokonały (ale radośnie) emocje, drugą po chwili "wypuściłam" na plac ze wszystkimi - tak dobrze jej poszło. Równocześnie jeden koń uparcie fałszował, jeździec nie miał pojęcia o "stronności" galopu. Wystarczyło efektowne machanie swoją ręką 😀, przypomnienie układu pomocy, przypilnowanie, żeby zagalopowanie było przed/w/po łuku - i sprawa załatwiona.
Na zapoznanie się z układem nóg w galopie polecam pogalopować na własnych nogach , pokazać uczniom i kazać im pogalopować tak samo . Przy okazji może być śmiesznie 🤣
Dzieciom marudzącym na konie mówię, że ja tu rządzę i dzisiaj masz tego i koniec kropka. Za to na następną, albo dwie jazdy później daję ulubionego-jako nagrodę za jazdę na nieulubionym.
Nawet długo jeżdżącym dzieciom i dorosłym często proponuję lonżę. I nie miałam jeszcze sytuacji, żeby po lonży ktokolwiek byłby nie zadowolony. Chociaż na początku zawsze jest marudzenie, że na lonży to on już nie będzie jeździł.
Przyszły do mnie ostatnio dwie siostry. Dzieci małe-7 i 9 lat-zero dyscypliny, kłócące się ze sobą i ze mną. Ja im "idź umyj wędzidło" a one mi "nie!" i do mamy, która nic nie zrobiła. Po godzinie tego typu reakcji, ma każdą moją prośbę (np. ja: "teraz pojedziemy kłusem", d: "nieeee!Ja chcę galopem"😉 nie wytrzymałam i wybuchłam, nawrzeszczałam i powiedziałam, że jak się nie ogarną to następnym razem nie wsiądą na konia. Mama nic nie powiedziała, za to postronny rodzic zwyzywał mnie od kaprali. Co robicie z takimi dziećmi? Z przerażeniem czekam na przyszły weekend...
hmmm... stanowczo powiedzieć nie, bądź nie będziesz galopować, ponieważ nie potrafisz jeździć kłusem, bądź jeśli się nie uspokoisz to zsiądziesz z konia. Nie lubię takich sytuacji i szczerze to nie spotkałam się osobiście z czymś takim ale moim zdaniem czasami trzeba być stanowczym, bo to Ty jesteś instruktorem, masz być autorytetem i przede wszystkim to Ty odpowiadasz za te osoby, ew wrzucić je w zastep i olać niech jadą w zastępie za kimś, a prowadzić jazdę tym co chcą słuchać i słuchają oraz więcej tych ludzi na jazdę nie brać.