Ja po sprzedaży pierwszej klaczy też się sentymentów wyzbyłam bo wiem że czasami są rzeczy ważniejsze. Umowa kupna-sprzedaży w dwóch egzemplarzach, w moim przypadku kupujący przyjechali z wetem który potwierdził, że koń jest zdrowy i nie kuleje wystawiając na to odpowiedni świstek. I dobrze bo za tydzień miałam telefon, że konia chcą zwrócić bo koń kuleje.
Ja zawsze przed sprzedażą proszę weta o świstek - dla mnie, dla pewności, choć nigdy się jeszcze nie przydał. Do tego zachęcam kupujących by brali własnego weta. No i odpowiednio spisana umowa rzecz jasna...
Jeśli chodzi o dawanie na próbę - nie daję. Boję się i już, a ludzie są przecież różni. Skąd mam wiedzieć, że nie będą pół dnia skakać, a potem powiedzą, że miał "ruszone" ścięgna czy coś tam? Żadna umowa mnie nie zabezpieczy przed "przeeksploatowaniem" konia, a nie każdy kupujący konia na próbę użytkować będzie rozsądnie.
Raz jeden miałam klienta, który właściwie był zdecydowany, ale się bał. Raz, że o zdrowie, a dwa czy nie wyniesie córki z parkuru. Zgodziłam się wówczas na próbę, ale pojechałam razem z koniem i cały okres "testowania" go byłam w pobliżu i choć to uciążliwe, to czasami ma swój sens. Dobrą metodą uważam jest także zaproszenie potencjalnego kupca na próbę do siebie - niech ma konia tydzień, dwa na wyłączność, piluje karmienia, padokuje jak chce - niech traktuje jak własnego. Ale w razie w, koń zawsze jest na oku. Tyle, że trzeba mieć (u siebie lub w pobliżu) bazę noclegową. Oczywiście piszę to jako hodowca sprzedający kilka koni w roku, a nie osoba majaca jednego na pensjonacie.
Jak od strony emocjonalnej - zawsze jest ciężko! I jakoś nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Cieszą mnie narodziny źrebaka, pierwsze spacery, potem pierwsze jazdy i zawody - mimo iż wiem, że niedługo się rozstaniemy. Nie potrafię się nie przywiązywać! Jeszcze inaczej jest jak się ma jednego SWOJEGO konia, który wiemy, że nie będzie sprzedany - wówczas zawsze jest w kim mieć oparcie, ale najtrudniej jest gdy się sprzedaje tego na którym się najwięcej trenuje, wyjeżdża itd...
póki mnie naprawdę ostateczność nie zmusi, moje konie nigdzie się nie wybierają. za żadną kasę i za nic na świecie. jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, że muszę jednego czy nawet oba sprzedać, ale liczę, że to się nigdy nie zdarzy... i obym miała rację! poza tym jeszcze jest też kwestia tego, że nawet sprzedając w najbardziej zaufane ręce nie wiesz jak koń trafi. bo to, że teraz idzie w zaufane ręce nie znaczy, że tam skończy - i nie masz wpływu na to, gdzie zostanie sprzedany dalej.
od strony papierkowej (wiem, bo kupowałam za to 😉 ), spisujesz umowę, bierzesz kasę, dajesz konia. dobrze jest mieć papierki od weta, żeby uniknąć zamieszania.
Moim zdaniem większy sentyment do koni mają ludzie którzy kupują je dla siebie , do jazdy rekreacyjnej z jakimiś tam przygodami sportowymi małymi , bo wiadomo że ludzie którzy chcą się rozwijać muszą co jakiś czas zmieniać konie w ten sposób poszerzają swoje umiejętności (tak mi się przynajmniej wydaje)
Moim zdaniem sprzedając konia należy zrobić mu wszystkie możliwe badania , znam przypadki gdzie po sprzedaży okazywało się że wychodzą końskie wady zdrowotne o których właściciel nie wiedział lub też nie chciał powiedzieć , a dając komplet badań kupujący ma gwarancję że kupuje konia zdrowego.
Donia aleksandra, ogłoszenie umieszczaj, gdzie się da.😉 Jest pełno portali z ogłoszeniami. Heh, odnośnie rozwijania się.... kurde felek, przydałby mi się drugi koń i to profesor. Na jednego takiego się "czaję" i jak Bozia i kasa pozwoli, może i będę szczęśliwą posiadaczką dwóch kopytnych. Młodego jednak nie umiałabym sprzedać... Pierwszy koń, bardziej do kochania i samej radości przebywania z nim, rekreacji niż do jakiegoś ambitniejszego sportu, taka maskotka, której nigdy w życiu bym nie sprzedała... ale z drugiej strony fajnie byłoby zacząć się w końcu porządnie szkolić.... Ajej, czemu pieniądze nie rosną na drzewach?
DoNiA aLekSaNdRa w sytuacji kiedy klient targuje się ile może, a ja już więcej nie spuszczę to po prostu mówię, że to cena ostateczna i już się więcej nie targuje. Zdarzyło mi się raz że klient zrezygnował, reszta tylko próbowała jak najwięcej wydusić. Jasne klient nasz pan ale czasem klient dosłownie bierze te słowa do siebie.
Sprzedaż każdego konia (czy swojego czy trenera) to dla mnie zawsze przeżycie. Chociaż większość i tak potem spotykam czy to w ich stajniach czy na zawodach. Chociaż swojego pierwszego powiedziałam że nie sprzedam nigdy (chyba że będzie taki przymus).
a jakie mieliscie nieprzyjemne sytuacje z kupujacym?Ja np nie cierpie jak ktos chce sie na sile targowac, rozumiem pare stowek, ale czasem cena jest ostateczna i nie zchodzi sie zniej.Niestety trafil mi sie kupiec ktory ciagle pisze czy nie spuszcze z ceny konia i to 1000zl, jak dla mnie jesli ktos chce kupic konia to ma na to przeznaczona kase i na ogloszenia przekraczaje jego mozliwosci finansowe nie patrzy nawet. A z iinej strony: gdzie umieszczacie ogloszenia o sprzedazy swoich koni?bo ja chyba niestety musze znow umiescic, trafilam na starsznie niepowaznego klienta 🙄 mam pecha chyba jakiegos do przyciagania nie tych ludzi co trzeba;/
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. jakby były właściciel nie był na tyle miły, że naprawdę dużo spuścił mi z ceny (ponad tysiąc) to bym nie miała do tej pory konia. to co prawda wygladało trochę inaczej, bo ja nie stałam i sie nie targowałam, tylko jeździłam na tym koniu wcześniej kilka lat, cena była podana, rodzice mi powiedzieli ile kasy dostaję i nie było przeproś... i myślę, ze miałam dużo szczęścia, że tak się to zakończyło, ale on wiedział, że nei jestem w stanie mu więcej zapłacić, a że bardzo mi zalezy.
xx_0_xx, moze sie troche hamuj... nie wiesz co sie w zyciu Dodofon, dzieje, moze ma teraz na glowie wazniejsze rzeczy niz kon, nie nam to oceniac.
nie wiem co by mi się w życiu musiało zdarzyć zebym powidziała ze nawet na rzeź oddam konia... Po prostu bym go sprzedała czy oddała komuś w dobre ręce. A takie teksty wzbudzają tylko niepotrzebne emocje.
Dziewczyny, proszę nie off topować, jeśli Dodofon zechce, to z pewnością wyjaśni, co miała na myśli. Problemy Dodo nie są przedmiotem tego watku i proszę nie komentować , wyciagając może pochopne wnioski.
Do mnie ostatnio dzwonił kupiec. Pierwsze co się spytał to czy oddam konia za 3000zł (w ogłoszeniu cena 4.900 do neg) 🤔. Nic się nie spytał o konia tylko już od początku zaczął się "negocjować". To ja mu grzecznie odpowiadam ze owszem cena do negocjacji ale do takiej ceny nie zejdę i jeśli chce pogadać i negocjować to na początku zapraszam zobaczyć konia i wtedy możemy myśleć o negocjacji. Facet się zbulwersował strasznie i zaczął wręcz mi wrzeszczeć (albo miał nad wyraz donośny głos :icon_rolleyes🙂 do słuchawki że ostatnio kupił dwa taranty za 3000zł itp 🤔wirek: Co ma piernik do wiatraka ? Oczywiście podziękowałam panu i zakończyłam rozmowę. Po prostu padłam 😵, w życiu takiemu człowiekowi konia bym nie sprzedała.
Też miałam podobne historie z telefonami od potencjalnych zainteresowanych, a tfu Kiedyś to nawet nasłuchałam sie pretensji wielkich, ze dwulatka niezajeżdzona i zeby ją zajeździć to za tydzień odbiorą :/