agniecha930, Ty powinnaś płacić - a kon miałby dopasowane siodło. to jest normalność. epk, ona powinna płacić - i wszystko, Ty - utrzymywać konia w kondycji pozwalającej na bezpieczne użytkowanie.
Po prostu ta wszechobecna partyzantka może do szału doprowadzić, tyle z niej bierze się zła i bałaganu.
Ktoś dobrze to określiłaś. Od tamtej pory ze znajomymi w żadne biznesy nie wchodzę i dobrze mi z tym.
Zgadzam się z halo. Jeśli chcemy rozwoju tego sportu w naszym kraju to musimy zacząć od siebie. To jest biznes jak każdy inny i trzeba to sobie uświadomić.
Tak jezdzenie cudzych koni jest troche chore... Ale jak juz niektórzy zwrocili uwage, realia mamy jakie mamy, czesto do wyboru jest tylko osrodek ze szkółką gdzie nawet płacąc za to (i teoretycznie sie szkoląc) mozna pozostac w tym samym punkcie przez 10 lat... I co wtedy, nie jezdzic? (zakładam tu sytuacje ze nie stac nas/rodziców na konia i trenera) Moze i tak a moze i nie, indywidualna decyzja. Teoretycznie, jesli mnie nie stac, nie powinnam. Po rozpadzie osrodka w którym trenowałam, miałam wybór wrocic do szkółki lub nie jezdzic wcale. I przed tym i po tym były cudze konie, jako jedyna opcja do przyjecia. Nie uwazam zeby to było zbyt zdrowe, boje sie przywiązania do konia, lub takiego obrotu sprawy ze nagle przyjacielski układ pomiedzy mna a włascicielem zaczyna sie sypac (wypadek konia, szkody wyrządzone przez konia, itp. kiedy nie wiadomo kto odpowiada a ja teoretycznie nie musze brac odpowiedzialnosci jesli nie jest to z mojej winy). Jest milion sytuacji, kiedy moze zrobic się troche 'nie halo' .. (sorry halo 🤣 ) To jest wszystko takie "śliskie", chocby nie wiem jak fajnie ustaliło sie ustną umowe. Z tego samego powodu raczej nigdy nie skakałam na dzierzawionych koniach od prywatnych wlascicieli (zreszta po co-samopas...) Często przygnębiał fakt ze ładuje sie energie i czas a jednak to wszystko nie idzie w swojego konia. Mi to wiele razy odbierało motywacje w ogole do ruszania tych koni.. Ale to moja decyzja, nikt przeciez nie zmusza. Teraz troche inaczej podchodze do tego, nauczyłam sie nie przywiazywac zanadto i wyciagac z tego ewidentną i czesto jedyną korzysc - moge uczyc się od róznych koni. Jezdziłam kilkanascie prywatnych koni, na krótszą lub troche dłuzszą mete. I nie chce sobie wyobrazac jak wyglądałoby moje jezdziectwo gdybym przez te wszystkie lata siedziała tylko w szkołce, nie poczuła innych koni, innego ruchu, reakcji. Te pierwsze miśki, w zamierzchłych czasach spooooro przyjęły na klate ucząc mnie. Fakt, uczenie sie jedynie od konia (wtedy z instruktorem zadko) dobre nie jest. Mam sporo takich błędów dosiadu, których juz pewnie nie odrobie nigdy. Ale mam teraz o wiele lepsze 'czucie', lepsze reakcje na sytuacje i potrafie cos z koniem wypracowac. Teraz sporo koni wpada mi w rece, zeby je poruszac, zeby czegos nauczyc. Moja decyzja czy chce z tego korzystac A opcje brania kasy za to co robie widze dwie - albo komus zalezy zeby kon sie poruszał i ten ktos zna mój poziom jazdy i to mu odpowiada i za to chce płacic -ok. Albo ja podniose swój poziom do tego stopnia, zeby miec pewnosc ze kazdy dany mi do jazdy kon bedzie progresował(zawsze, nie z przypadku, nie dlatego ze mi 'podpasował' i sie dogadujemy)- i bede z czystym sumeiniem brac kase i sie reklamowac. A za bycie "przynies, wynies, pozamiataj, poczysc, poruszaj konie" jak najbardziej biore pieniądze.
Ktoś dobrze to określiłaś. Od tamtej pory ze znajomymi w żadne biznesy nie wchodzę i dobrze mi z tym.
Zgadzam się z halo. Jeśli chcemy rozwoju tego sportu w naszym kraju to musimy zacząć od siebie. To jest biznes jak każdy inny i trzeba to sobie uświadomić.
Przydalaby sie taka szkola bereitrow i czolowi jezdzcy, ktorzy by sie zdeklarowali prowadzic stajnie, w ktorej adepci na jezdzcow ta wiedze zdobyc mogli. 😉
anja Nie wyobrażam sobie takiego układu bez umowy. Mam konia pod opieką praktycznie 24 na dobe. Nie chce odpowiadać za coś co zrobi sobie koń pod moja nieobecnośc, a poza tym włascielka sama powiedziała ze jesli np. koniowi cos sie stanie w trakcie mojego uzytwkowania, nie daj boże złamie noge , to liczy sie z takimi wypadkami i kosztów ewentualnej operacji czy eutanazji nie pokrywam ja. Oczywiscie teraz wiem ze gdyby sie cos stało to na pewno dołoze do leczenia. Zreszta jesli dzieja sie rózne dziwne rzeczy np. koń sobie głowe rozwali czy noge, to kupuje leki itp za własne pieniadze, nie biegam z kazda bzdura do niej, bo sadze ze za to co zrobiła dla mnie ja tez moge samodzielnie zapłacic.
To samo sie tyczy siodła, czy ogłowia. Kupiłam siodło bardziej pod Jej konia niz pod siebie. O ochraniaczach itp nie wspomne. Po prostu wydaje mi sie ze i tak juz duzo mam z jej strony i moge chociaz tak jej podziekować. A ona sama jest bardzo równą kobitką , wiec licze na to ze nigdy z jej strony nie bedzie jakichś dziwnych akcji.
smarcik, przykro mi - zapewnianie koniom ruchu to też jest praca. Każdy, kto "pojeżdża" cudzego konia bo ten "nie ma czasu" - odbiera pracę luzakowi 😕
halo ale nie mając pieniędzy na własnego konia, wolałabyś jeździć za darmo na cudzym czy płacić za szkółkę? w zacofanej części Polski, w której mam zaszczyt mieszkać (i bardzo ją lubię, mimo wszystko) spotkałam się z dwoma rodzajami osób nazywanych "luzakami"- pierwszy to po prostu po koleżeńsku wyjazdy na zawody żeby pomóc z koniem, występować go itp, a drugi to np osoby jeżdżące u pana Wierzchowskiego, które mają możliwość rozwoju pod okien świetnie znającego się na rzeczy człowieka i jazdy na dobrych koniach, ale na to trzeba sobie zasłużyć, a nie WYMAGAĆ, żeby jeszcze Ci płacono.
Możliwych skutków zniknięcia "darmochy" jest kilka. Właśnie potrzeba szkolenia - jak napisała Anka itp. Z pewnością spadłoby pogłowie koni. Nie trzeba już by było "szczególnie świadomego" hodowcy. Każdy! 3 razy by się zastanowił, zanim pokryłby beleco beleczym, gdyby był na 100 pewien, że albo sam się narobi, albo musi konkretną kasę zapłacić. Może nawet "rekreacja" miałaby inne oblicze, gdyby było nieodwołalne: "płacę i wymagam". smarcik, ja za darmo to mogę siąść na Hubertusa 😀 (ale - dopiero całkiem niedawno uzyskałam 100% jasność na ten temat).
w końcu wątek dla mnie 😉 Jeżdze Grote koleżance jeszcze z czasów Gimnazjum, potem kontakt sie urwał i przy tym jak powstała NK na nowo sie odnalazłysmy. Koleżanka przeniosła Grote do stajni w ktorej trzymałm wtedy Zaira, z czystej przyjemnosci i nadmiaru wolnego czasu zaproponowalam pomoc w opiece nad koniem bo wiedziałam ze A. juz nie jezdzi, nie ma tez czasu na konia ale kocha ja za bardzo zeby sprzedac ja. Potem losy potoczyly sie jak sie potoczyly, ciaza, sprzedaz Zaira... Wiedziałam że nie bedzie mnie stac na utrzymanie konia, czy dzierzawe a juz tym bardziej przy malym dziecku nie bede miala na to czasu. Zagadałam z A. czy w zamaian za opieke nad Grocia moge na niej pojezdzic. Taki układ miedzy nami trwa juz 5 miesiecy i mysle ze dla nas obu i dla konia jest to komfortowa sytuacja. Wiem ze kon na sprzedaz nie jest jednak caly czas licze sie z tym ze Aga zmieni zdanie, bedzie musila ja wydzierzawic czy sama wroci do jezdziectwa. Ciesze sie ze mam taka mozliwosc ze w koncu stać mnie na treningi z trenerem bo nie musze martwic sie o utrzymanie. Grota jest trudnym koniem i duzo wynosze z pracy z nia, pozatym mam mozliwosc obienia tego co kocham obcowania z konmi, nikt do nikogo nie ma pretensji bo poprostu uklad pasuje calej nasze j 3. Wczesniej kon stal przez 5 lat na padokach i nie robil nic
agniecha930, "nothing personal" ale właśnie to jest chora sytuacja - uczeń szkoli konia.
Kontynuuję luźną grę wyobraźni: załóżmy, że chciałabym otworzyć porządną szkołę jeździecką. Kto mi do niej przyjdzie (i zapłaci)? Przecież "u wujka Mietka" jeździ za darmo a ile się uczy 💃
Wiem, że tak nie powinno być. Ale nauczyłam się na prawdę dużo przez ten czas. Ale unikasz pytania? Kto komu miałby płacić w tej sytuacji? Właściciel szukał kogoś, kto pojeździ mu konia. Ja się zgodziłam, jeżdżę pod okiem dobrego instruktora, mogę jeździć częściej, bo mniej płacę, mam możliwość wyjazdów na zawody, rozwijam się..
to gdzie wg Was mają jeździć osoby, które nie mają swojego konia? szkoły nie ma i w najbliższym czasie pewnie nie będzie, pozostaje im rekreacja, która w większości jest na marnym poziomie? jak wyjeździć te dupogodziny, żeby się czegoś nauczyć? osoby, które jeżdżą na cudzych koniach też korzystają przecież z pomocy trenerów - czy może to przywilej osób mających swoje konie?
Ktoś, a płaciłabyś na ochotnika za dzierżawę, gdybyś mogła jeździć za darmo? i czym się różni płacenie za pensjonat od płacenia komuś do ręki za możliwość jazdy?
Można także kupić - 🙂. Ja wiem, że trochę to brutalnie przedstawiamy - ale konie to nie przywilej. Jak Cię nie stać na kupno samochodu to jeździsz autobusem i nie masz pretensji do świata, że ma Ci ktoś bezpłatnie pożyczać ten samochód i jeszcze lać do niego benzynę. To w sumie jak odejmiemy emocje sytuacja identyczna.
Wymiana barterowa to też jest forma zapłaty. 1. Ja uczę kogoś jeździć na swoim koniu a ten ktoś odpracowuje to w stajni 2. Koleżanka nie ma czasu jeździć ani zajmować się swoim koniem, dziewczynka robi to za darmo. To jest tak samo jakby dziewczynka płaciła za jazdę na koniu X a właścicielka konia X płaciła za opiekę i ruszanie zwierzaka - to nie jest za darmo
agniecha930, Ty powinnaś płacić za szkolenie na doświadczonym koniu, właściciel powinien płacić fachowcowi za szkolenie młodego. Niestety, "robiąc" konie człowiek zdobywa doświadczenia, ale jednocześnie uczy się przebrzydłych manier. Opłata za "robienie konia" zawiera w sobie (powinna!) rekompensatę za utratę... hmm... jak tu określić? "elegancji" jeździeckiej? Na naszych parkurach pełno "matadorów", którzy od dziecka "szkolili konie". I to widać. Mało kto ma talent Fillisa, żeby z takiego układu skorzystać (zresztą - nawet Fillisowi-dziecku chyba płacono, nie? przynajmniej go utrzymywano). Na forum też sporo. Nie dziwię się, że to co piszę może się nie podobać. Ale to chłodna logika.
Na samym początku trzeba się pozbyć emocji bo to przeszkadza w rzeczowej dyskusji. Popieram epk w tym kontrowersyjnym stwierdzeniu. Jeździectwo to obrzydliwie drogi sport i przez to nie dla wszystkich. Ja nie rozumiem trochę rozumowania niektórych. Jak się chce jeździć sportowo to własny koń jest potrzebny i trener, czyli kasa. Jak się chce jeździć rekreacyjnie to wystarczy szkółka i trochę pieniędzy. Ja nie lubię półśrodków.
Masz swojego konia, więc stać Cię na to, żeby nie lubić półśrodków. Nie każdy chce i może być sportowcem, ale rekreacja też może być dużo sensowniejsza niż kręcenie się w kółko w szkółce. Od czegoś trzeba zacząć
inny przykład: właściciel ledwo kłusuje, ale kocha konia. kocha i płaci za utrzymanie, weta, kowala. beraiter zajmuje się całą resztą: od zajazdki surowizny począwszy, po utrzymanie już podszkolonego konia w stanie umożliwiającym właścicielowi na bezpieczną przejażdżkę stępokłusem w dowolnie wybranym dniu (w praktyce np. raz na miesiąc) czyli realnie: beraiter regularnie rusza konia i odrabia błędy właściciela. pomaga rozwiązywać problemy, które właściciel napotyka na ziemi i na koniu, szkoli właściciela w zakresie bezpiecznej obsługi i jazdy rekreacyjnej.
w zamian w sezonie ma konia do dyspozycji nieodpłatnie do swoich celów zarobkowych. w okresie wakacyjnym koń zatem pracuje, jest na wyjazdach - co jest na rękę właścicielowi, bo on wakacje poświęca na wyjazdy zagraniczne itp.
trudno dociec kto tu najwięcej korzysta, ale wszyscy zadowoleni
epk, ale marudziła byś, gdyby Ci ktoś pożyczał samochód i lał do niego paliwo? tulipan, czyli znów wychodzi, że to sport dla ludzi z kasą? Jeśli nie masz luźnych kilku tysięcy na koncie, to nei masz co myśleć o dalszym rozwoju? No wybacz, ale coś mi się tu nie zgadza. Moja koleżanka jeździła w takim układzie konia zrobionego na P-N ujeżdżeniowo (właściciel przyjeżdżał raz na pół roku zapłacić za pensjonat, ona się zajmowała wszystkim, koń był jak jej-tyle, że nie płaciła). Jeździła z naszym instruktorem (uprawnienia instruktora spotru). Tyle, że po pół roku, bez podania przyczyny, właściciel zabrał jej konia z pod tyłka, który znów stał tylko na padoku, nawet nikt go nie wyczyścił (no, ale takie jego prawo..). Ale, gdyby miała więcej czasu, nie doszła by do tego P-N w ujeżdżeniu? Koń profesor właściwie. Miała nie skorzystać i jeździć na rekreantach? Piszecie teraz takie rzeczy, może dlatego, że macie swoje konie i możliwości. Ale postawcie się na miejscu kogoś, kto nie ma kasy, a chce się wybić poza rekreację.. Nie wierzę i nigdy nie uwierzę, że byście nie skorzystali.
Forta, układy wzajemnych przysług są i będą. Barter - też cenny i potrzebny. Ale takie sytuacje nie mogą być "defaultowe" - bo wszystko leży i kwiczy!
Sama korzystałam z bezpłatnej jazdy. Np. jako wolontariusz w Zakładzie Treningowym. Owszem, sporo osób mocno poduczyło się jeździć. Ale: 1. później Trener 3 lata! pozbawiał mnie chorych nawyków (i nie wiem, czy mu się do końca udało 🙁 ) 2. Gdyby nie my "mróweczki" do roboty, może już wtedy ktoś stwierdziłby. że 210+ ogierów rocznie! w PL to chora sprawa - bo nie ma komu tego obrobić? 3. Wolałabym, jeśli już, mieć formalny certyfikat takiej praktyki, także z oceną umiejętności, "wad i zalet" jako jeźdźca.
Obecnie "korzystam" z barteru. Ja - prowadzę czasem trening, moja córka czasem ma jazdę. Niby niewiele, przy przyjaznych układach, ale wiem, że trzeba być czujnym: bez dokładnego określenia co/kto/komu/ile/do kiedy/za co - szalenie łatwo o nieporozumienia. Czego nikomu nie życzę. Szczerze radzę - dookreślajcie dokładnie o co komu chodzi, choćby w umowie ustnej (ale - przy świadkach). Po co później psuć krew?
Co potem? Potem praca i zarobienie na swojego kopytnego na przykład. A poza tym, nie każdy ma ambicje na zawody. Wspomniana koleżanka akurat nie miała.
Dlatego dla mnie jest ważne określenie sobie celu. Ja wybrałam sobie taki sport a nie inny. Jeżeli ktoś chce jeździć bez wkładu finansowego to ja nie mam pretensji, ale nie można mieć wielkich roszczeń potem. Nie można 'objeżdżać' właścicieli za brak serca i zabieranie koni. Komuś sprawia przyjemność szkolenie się ? To dobrze, ale dla mnie na dłuższą metę to nie działa. Zawsze pojawiają się ambicje, a w takim układzie przychodzi tylko rozczarowanie.