No wiesz... jak mogłeś 😁
Tak po prawdzie to nie wiem... 😡 Usprawiedliwię się brakiem "kilku" godzin snu do wypełnienia mojego zwyczajowego limitu i weekendowym żyłowaniem mózgu na turnieju - to wystarczyło, by mi się wyłączył obwód odpowiedzialny za deklinację.
Cholera, gdybym był seksistą, to życie byłoby prostsze - mógłbym twierdzić, że to próba komplementu była. 😉
A jeśli chodzi o użycie siły - może moralnie śmierć to śmierć, a "Zło to zło. Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte (...), jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale." Ale perspektywa się zmienia, gdy celuje w Ciebie pewien niemiły pan grożąc, że jeśli nie dostanie miliona w niskich nominałach, to pożegnasz się z tym padołem łez. Wtedy nagle się okazuje, że moralny kręgosłup ludzi w zasadzie jest wątły i wygrywa niemoralny pragmatyzm, który bardzo się cieszy widząc ciało porywacza z czerwoną kropką na środku czoła.
Trudno stwierdzić, czy wobec tego moralna ocena odebrania życia komuś się zmienia - podejmę się tego tematu jak trochę lepiej go przetrawię. Niemniej: w tej chwili, odkładając na bok filozoficzne rozważania na temat imperatywów moralności, nie mam nic przeciwko zabijaniu drani, którzy chcą zabić mnie. Pojawiają się oczywiście różne dodatkowe okoliczności, czyli w którym miejscu postawić granicę, po której zabicie kogoś jest złe bez względu na okoliczności, innymi słowy - jak bardzo musi nabroić oprawca, by zasługiwał na natychmiastową dekapitację chociażby tępym nożem. Ale, dostrzegłszy wszystkie okoliczności towarzyszące mojemu fotograficznemu dodatkowi do wypowiedzi, stwierdzam że w tym momencie porywaczowi się należało. Mnie odrzuca irracjonalne wykluczanie przemocy z grona narzędzi służących rozwiązywaniu ekstremalnych sytuacji i chowanie się za frazesami: "Przemoc jest zła", "Przemoc niczego nie rozwiązuje", "Ludzkie życie jest święte" itd. I traktowanie sytuacji, w której dojdzie do jej użycia jako czegoś patologicznego, czego trzeba unikać za
wszelką cenę - nawet kosztem zwiększonego ryzyka dla osób postronnych.
Niemożebnie mnie bawi pisanie o "tragedii" kiedy policjant zastrzeli szaleńca, czy agresywnego przestępcę. Albo kiedy ktoś broniąc majątku, zdrowia czy nawet życia osób mu bliskich wyśle niemilca na łono Abrahama. Gdy załoga atakowanego statku, zamiast polewać piratów woda z armatek, wezwie ochronę, a ta użyje broni przeciwko tym "miłym, sympatycznym tubylcom na ich ślicznych łódeczkach". Bo to wszystko wina kolonializmu! 😁 Albo gdy robi się "wielkie halo" z faktu używania w wojsku manekinów wypełnionych imitacją krwi (to akurat przykład nie z naszego podwórka), zamiast politycznie poprawnych okrąglutkich tarcz niczym nieprzypominających człowieka.
O, albo jeszcze lepsza sytuacja - wojna na Bałkanach, Srebrnica, masakry Serbów na terenach spornych z Chorwacją... Oświecona Europa pomalowała sobie czołgi i wozy opancerzone na biało, dała "swoim" chłopcom oczoj***e niebieskie hełmy i dalej - utrzymujcie porządek, ale broń boże nie strzelajcie! W Rwandzie to samo - doszło do masakry Belgów, bo przecież
nie można używać broni. Krwawy konflikt w Sierra Leone zakończyła dopiero interwencja najemników, którym zapłacono za posprzątanie burdelu - i zajęło im to dwa tygodnie. Ciekawie to wygląda w kontekście wieloletniego pobytu w tym krwawym piekle "niebieskich hełmów".
I tak dalej, bo przykładów można by podać mnóstwo...
Szczerze mówiąc, to rzygać mi się chce tym całym pacyfizmem, miłością do otaczającego nas świata, tolerancją, czy oczekiwaniem, że będę szanował kogoś, bo urodził się homo sapiens, a nie jeżozwierzem, tudzież żuczkiem gnojarkiem.
Bodajże na Gildii znalazłem kiedyś fajną obrazkową ripostę na różne hipisowskie mantry: 😁