To ja zapytam z drugiej strony - jak, będąc rodzicem, odradzic dziecku konia, aby nie było tragedii życiowej i aby nie wpadało na głupie pomysły (bo widzimy, że wiele dzieci odreagowuje poprzez wirtualne stajenki, wirtualne osobowości z wyimaginowanymi końmi) Jak to rozegrac, aby nie było zbyt dużego uszczerbku na... nie wiem, zdrowiu? psychice dziecka?
ikarina, Ja Cię zgłoszę do moderatora, bo to jest nie na temat! 😁
A tak poważnie mówiąc, to sama jestem ciekawa ilu jest wśród nas rodziców dorosłych już dzieci, którzy znają temat z własnego doświadczenia. Mój dzieć jest za malutki, żebym mogła cokolwiek powiedzieć z autopsji... ale zdaje mi się, że doskonale znam temat, jako instruktor pracujący całe życie w rekreacji i często wzywany do pomocy w przypadkach dla mnie standardowych - po kupnie konika okazuje się, że konik wchodzi na głowę. 😉 Wiadomo, że rodzice "niekoniarze" się tu nie wypowiedzą. Rodzice "koniarze" i tak konie mają, lub są z nimi związani na tyle, że dziecko jeździ - przy okazji. I większość rodziców związanych z końmi chce, żeby jeździło i dziecko. A mnie konkretnie interesuje to, czy jest taki przypadek jak ja - dziecko mogłoby jeździć przy okazji i prawie za darmo (skoro ja i tak to robię)... a ja jestem z założenia i zdecydowanie na "nie".
Smok10, Ale Ty cały czas patrzysz przez pryzmat SPORTU i startów w zawodach. Tak jakbyś nie przyjmował do wiadomości, że konia można mieć w kameralnej, leśniej stajence, jeździć tylko na przyzwoitym (albo i nieprzyzwoitym) rekreacyjnym poziomie, na własnym podwórku, do lasu na spacer i nigdy w niczym nie startować. Mówisz trochę nie na temat, na co z resztą Szanowna Pani Moderator zwróciła Ci uwagę.
Czy koń/konie które miałeś/masz dla swojego dziecka/dzieci... od początku były przeznaczone do sportu, z założeniem, że będą starty w zawodach? Czy znasz z autopsji prośby dziecka o kupno własnego konia? Czy i dlaczego im uległeś? Co byś poradził 15-sto latce, która nie śpi po nocach i łzy wylewa, bo marzy o własnym koniu, a rodzice są na "nie"?
Mi się zdaje, że dziecko, którego rodzice nie mają pojęcia o koniach, ma trochę większe szanse na namówienie, bo może nawciskać kitów, że to niewiele kosztuje i wszystko zrobi samo. 😉 A im większe pojęcie o pojęciu u rodziców (którzy są na "nie"😉, tym szanse na namówienie mniejsze.
Skupmy się na temacie tego wątku: Jak przekonać rodziców do kupna konia ?
Odradzanie już było... i jest nie na temat. 😎
Każdy pisze o tym co go interesuje i na czym się zna. Poza tym posiadanie konia rekreacyjnego nie zwalnia właściciela tego konia z nauki umiejętności jazdy konnej i jej stałego doskonalenia. Takie mam zdanie ,i tyle .
1 )Na pierwsze pytanie odpowiadam ,NIE ! Miało nauczyć się dobrze i bezpiecznie jeździć konno. Tak dobrze żeby nie stała mu się krzywda. Takie były założenia 2 ) Tak ,ale nie miałem z tym problemu . 3 ) Nadarzyła się okazja . A dziecko posiadało własną kasę . 4 ) Bo nie lubię hamować czyich inwencji ,zwłaszcza jak widzę że ktoś jest zdeterminowany . 5 ) Nic . Rodziców się nie wybiera ,rodziców się ma . Ja mam takie zdanie a kto inny inne i trzeba uszanować czyjąś decyzję . Poza tym każdy ma inną sytuację ,zarówno materialną jak i czasową , bywa też inne rodzeństwo które ma potrzeby , poza tym mało jest rodziców którzy angażują się bezgranicznie w to co robią ich dzieci. Myślą że jak zapłacą za dobrą szkołę i kupią fajne ciuchy to już wszystko . Przeważnie po to żeby się od nich odczepiły ! poza tym to praca na pełen etat za który jeszcze trzeba wydać ogromną kasę zamiast zarobić, a ludzie są wygodni , wolą pojechać na wczasy ,kupić samochód , pójść na imprezę , robić tysiące tematów i wydawać na własne przyjemności a nie dziecka . Kupią dziecku rower na komunie ,wydadzą 500 zł i mają się czym chwalić . na konia 500 zł to chyba nie wiem na co ,a w sporcie to chyba dniówka , a nawet nie cała . Daleki jestem do namawiania rodziców na kupno konia dla 15 latki bo to wymaga wielu poświęceń ,a nie każdy tego chce . Miesięczny pensjonat ,to rata za kredyt hipoteczny ,albo za samochód ,a gdzie reszta ??? Ja z perspektywy rodzica ,powiem że nie mam pojęcia , mnie nikt nie namawiał . 🤣 A o koniach miałem pojęcie z westernów 😀
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 24 kwietnia 2014 21:32
ikarina, może wytłumaczyć, że lepiej na początku te pieniądze wkładać w swój rozwój jeździecki, żeby nam się jeździło przyjemniej i zwierzowi było lepiej z ogarniętym właścicielem i w wykształcenie, żeby można było w przyszłości (taka bajka) pracować i zarabiać na utrzymanie konia. Dzierżawa, nawet na czas wakacji też byłaby niezłym wyjściem do pokazania dziecku z czym to się je, że czasem własny koń jest równoznaczny z brakiem pieniędzy na trenera i brakiem czasu dla znajomych.
Czy takie wirtualne stajenki są złe? Kto się nie bawił w sklep/ stajnie itp.? Tylko kiedyś nie było dostępu do komputerów, internetu, a konie trzeba było wycinać z papieru :p
Smok10, Tak po cichu, to jestem ciekawa ile lat ma Twoje dziecko lub dzieci. Bo Twoje podejście, ze tego co piszesz, mi się podoba. W wątku "dzieciowym" byś się osiągnięciami pochwalił! 😉
Najpierw stworzyć profil psychologiczny ,połączyć wątki , zebrać dane i mamy gościa na tacy . 🤣 🤣 🤣 Sherlocku ,nu , nu , nie ze mną te numery 😉 Z resztą ,ja w ogóle nie wiem czy mam dziecko , czy tylko mieszkam z kumpelą którą znam od dziecka 🤣 🤣 🤣
A nieprawda, bo moderator-ojciec-wawrek też bywa i użytkownik-ojciec-wrotki też bywa i ojciec dziecka mego-użytkownik-perszeron też bywa. Ja rozumiem, że możesz mieć powody, dla których wolisz zachować anonimowość. Ale chociaż na temat mów! 😉
Czy takie wirtualne stajenki są złe? Kto się nie bawił w sklep/ stajnie itp.? Tylko kiedyś nie było dostępu do komputerów, internetu, a konie trzeba było wycinać z papieru :p
Oczywiście, że nie, o ile ktoś to robi tak po prostu dla zabawy, dla jaj. Ja podałam przykład, bo bardziej mi chodziło o taką chorobliwą ucieczkę w świat fantazji. Czasami widujemy takie dzieciaki - ujeżdżają psy, na forach internetowych podają się za inną osobę, wymyślając całą serię kłamstw. To nie jest dobre na dłuższą metę
Wiem, że dużo winy w takim zachowaniu są problemy w relacji dziecko-rodzic, ale w normalnej rodzinie dzieciak też może chwilowo "sfiksowac", bo jego marzenie nie może się spełnic.
U nas jest tak, że dzieci doskonale orientują się w stanie rodzinnej kasy. I w kosztach utrzymania konia - a i "zabawy" w starty. I w wymogach czasowych. Nie nalegają na to, co niemożliwe. Owszem, jękną sobie jak Smok10 za hipopotamem 🤣 Owszem, najmłodszemu musiałam wyjaśnić, że własny kuc nie oznacza, że będzie się nim jeździć do szkoły, na boisko ani parkować pod sklepem 😁. Jednak wolałabym, żeby było nas stać. Żeby mogły mieć własne konie (ta dwójka, którą to kręci).
Córka przyjaciela miała kiedyś kręćka "za końmi". Tak w wieku 14-16. Przyjaciel pogłówkował - przecież jesteśmy "my". I młoda w wakacje miewała solidny dokształt na porządnych koniach, mieszkała u nas, robiła za "baby-siter" w ramach rewanżu. I dobrze, że konia nie kupili, bo za 2 lata młoda była już w Anglii, a potem w x miejscach w Europie. A gdy napatrzyła się na "brytyjskie" użytkowanie koni (ikarina 😉) - to jej wywietrzały z głowy dokładnie. Transakcje finansowe np. też mogą zapewniać thrill 😀
Trochę mnie dziwi postawa rodziców "pytającej". Bo gdy dziecko przejawia oznaki jakiejś pasji, to wypadałoby umożliwić jakiś stopień jej realizacji, szkolenia - na miarę możliwości. Trochę pilotować początki. Ale nie znamy powodów. Sama długo nie rozumiałam, dlaczego moją mamę wysztywnia na temat "konie". Aż kiedyś mamie zebrało się na zwierzenia. Że konie kochała (do zaprzęgu). Że potrafiła wyszukać i wyrwać perełkę u handlarza, odżywić itd. A potem - była wojna i jej ukochany kary (a co!) ogier - został zarekwirowany. A potem - przekładała siano nad stajnią - i zarwał się drewniany strop i spadła między kopyta spanikowanych koni 🙁 Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć -gdy/jeśli się rozmawia.
Julie, sądzę, że jako mama "Wolę żeby nie jeździł" sama znasz odpowiedź na pytanie "dlaczego rodzic się nie zgadza?". I to chyba najlepiej z nas wszystkich 😉
Ja... nie wiem co kierowało moją matką. może wrodzone sknerstwo? Bo nie miala takiej sytuacji, żeby jednak nie wyłożyć tych 200 zł/mies, żebym mogła w szkółce jeżdzić (wtedy były takie ceny 😉 ). A jednak... nie wykładała. Bo po co, skoro miałam takie parcie, że machałam widłami, robiłam wylewki, jeździłam na sianokosy, żeby tylko przewiezc się w terenie raz na kiedyś. Z jednej strony-mam żal. Bo mogłabym jezdzić dużo lepiej a nie tylko jak samouk terenowy. Z drugiej strony... nauczyłam się przez tą sytuację bardzo wiele, bo poznałam świat koński poza samą jazdą, co nie byłoby możliwe, gdybym miała karnecik w szkółce...
Tak sobie wspominam. W moim przypadku, to chyba rodzice nie przypuszczali, że mnie tak stajnia wciągnie. Poszłam raz, drugi i zostałam do dziś. Ale ja byłam "niewidzialnym dzieckiem" i ogólnie nikt nie wiedział/nie zastanawiał się co mi w głowie siedzi. No i w tamtych czasach nie było kwestii finansowej. Klub był za darmo. Uczyłam się dobrze. Nie interesowałam się chodzeniem na tańce ani wodzeniem z chłopcami. Zawsze było wiadomo gdzie jestem. Potrzebowałam najwyżej kolejnej pary spodni jak się stare wydarły. Jak spadłam, czy zdychałam z przepracowania to lizałam rany w kącie i nikomu o tym nie mówiłam. No i wybór kierunku studiów był jakby naturalny. Same korzyści. Teraz są inne czasy. Z kasą bywa trudno. Wydatki. Podróżowanie samopas do stajni może nie być bezpieczne. Konsekwencje kontuzji też straszą. A na temat: gdybym miała przekonać rodziców poprosiłabym kogoś dorosłego o wstawiennictwo. Jakiegoś już przekonanego rodzica. I w wakacje bym się starała jako wolontariusz gdzieś zaczepić. I udowodnić, że traktuję sprawę poważnie. No i oczywiście machałbym świadectwem z paskiem.
W latach 70-tych to ja mogłam mieć marzenia i..nic z tego nie wynikało. Rodziców nie było stac nawet na wykupienie mi lekcji jazdy konnej . Jej ile sie prosiłam o tzw wczasy w siodle i nic.Miałam wczasy ale..kolonie z zakładów pracy, bo były dotowane. Jakże ja ich nie znosiłam. Aby pojezdzic choć troche to jezdziłam do pewnej stajni na obrzeżach Warszawy. Dwoma autobusami i ładne pare km piechotą. Sprzątałam boksy, czysciłam konie i w zamian mogłam sobie pojezdzic. O żadnym instruktorze nie było nawet mowy. Potem czasem jezdziłam do dziadka na wsi, tam na oklep mogłam sobie pojezdzic na dziadkowych zimnokrwistych kobyłach, mogłam tez pojezdzic furmanką. Ot tyle ale dla mnie to było aż tyle. Nie mając po drodze żadnego instruktora, nie miałam pojęcia o dosiadzie, prawidłowym trzymaniu wodzy (eh moje wodze u dziadka to zwykły kawałak sznurka parcianego) i napewno biedny kon był zszarpany a równowagę łapało się samemu na zasadzie spadłam to wsiadłam jeszcze raz az wreszcie nie spadałam. Ot i tyle. Mając takie "pseudo lekcje" chciałam aby moja corka uczyła sie od początku prawidlowo u dobrego instruktora , w dobrym osrodku. Ale nigdy nie myslałam (dopoki nie sprawdziałam jak sobie radzi) o kupnie konia dla niej.
[quote author=Tania link=topic=20303.msg2077105#msg2077105 date=1398405426] No i wybór kierunku studiów był jakby naturalny. Same korzyści.
Możesz to rozwinąć ??? [/quote] Rodzice oboje lekarze weterynarii. Ja zerkałam trochę w stronę humanistyczną, co im się nie podobało. Poszłam w kierunku biol-chem, bo łatwiej było mi się tego uczyć (mało czasu-stajnia). No i weterynaria bo łatwiejsze niż medycyna ( z tego samego powodu). Trochę ściemniałam, że będąc w stajni mam "kontakt z przyszłym zawodem". Pracę na olimpiadę napisałam o koniach. I tak już zostało.
U mnie to było tak, że moja mama pochodzi ze wsi i jej ojciec i dziadek posiadali takie typowe "Maćki" do wozu. Tak więc - na jeździectwie się nie znała, ale wiedziała to i owo na temat utrzymania konia, że to potrzebuje siana, słomy, jakiegoś padoku, że to czasami choruje, że codziennie trzeba wstac i oporządzic, itp, itd (mój dziadek i pradziadek nie traktowali koni, tak, jak typowy "wieśniak", co bije i pęta konie, mieli szlacheckie korzenie i traktowali konie naprawdę na wysokim poziomie). Wiedziała, że konie to ciężka robota. Moi rodzice zarabiali przez dłuższy moment bardzo dobre pieniądze, jak najbardziej ich było stac na konia. Nigdy nie miałam mimo to własnego zwierza. Zdarzały się epizody, że miałam jazdy codziennie, dzierżawiłam konia, jeździłam codziennie konia dla kogoś, ale nigdy nie zdecydowali się, abym miała coś własnego. Kiedy zapytałam się mamy "dlaczego", to odpowiedziała, że raz, że nie wiedziała, jak długo będzie nam dobrze szło z finansami, a dwa - stwierdziła, że gdybyśmy mieli sprzedac konia, to by mi było smutno 😵 Dla mnie wielka szkoda, bo przecież dzierżawiłam konia oraz zajmowałam się koniem dla kogoś i wiedziałam, z czym to się je. Owszem, smutno by mi było, gdyby w razie trudnej sytuacji miała konia sprzedac, ale... przynajmniej bym wiedziała, że moje marzenie życia się raz, kiedyś spełniło i miałabym piękne wspomnienia. Podjęłabym później zupełnie inne decyzje w życiu, uniknęłabym wiele problematycznych sytuacji.
A to w sumie ciekawe ,myślałem że napiszesz że poszłaś na hodowlę koni albo studia jeździeckie 😉
Wiadomo że za komuny ,każdy z nas miał troszkę pod górkę . Dlatego chcemy żeby następne pokolenie miało lepiej. Z drugiej strony pomoc w realizacji to nie jest podawanie wszystkiego na tacy. Jak widzisz inwencję to chętniej pomagasz. 😉
A to w sumie ciekawe ,myślałem że napiszesz że poszłaś na hodowlę koni albo studia jeździeckie 😉
Wiadomo że za komuny ,każdy z nas miał troszkę pod górkę . Dlatego chcemy żeby następne pokolenie miało lepiej. Z drugiej strony pomoc w realizacji to nie jest podawanie wszystkiego na tacy. Jak widzisz inwencję to chętniej pomagasz. 😉
Na szczęście w tamtych czasach nie było takich kierunków. A ja byłam zawsze bardzo praktyczna i pewnie i tak bym ich nie wybrała gdyby były. Z inwencją to prawda. Dlatego na miejscu młodych bym się starała udowodnić, że zainteresowania są na serio. Nie histeryzowaniem i szantażem tylko pracą. Z postów wynika, ze znaczna większość dyskutantów szła tą drogą do celu i doszła.
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 25 kwietnia 2014 07:52
A tak trochę dla śmiechu powiem, że to ja aktualnie wybijam tacie z głowy konia 😉 Zaczęło mu się marzyć, żeby sobie emeryt po ogródku człapał. W sumie wiata - jest, trawa- jest, ale miejsca trochę mało no i byłby jeden koń- trochę kiepsko.
Bardzo wielu młodych którzy rozpoczynali starty na początku 2000 ( czyli tzw pokolenie kucykowców ) bardzo ładnie pokazało się w sporcie . Teraz troszkę poznikali z wyczynu ,ale w większości jest to podyktowane trudnymi studiami . Większość poszła na trudne kierunki , nie związane z końmi . W miarę możliwości trenują troszkę mniej startują ,ale z tego co wiem nikt specjalnie nie zamierza zrezygnować z koni , tyle że teraz jest czas żeby zadbać o przyszłość ,a potem się zobaczy. Jeździectwo można uprawiać przez długie lata a patrząc na naszą forumową koleżankę można odnieść sukces w pracy zawodowej a potem przełożyć ten sukces na konie i jeździectwo. Coraz więcej młodych ludzi myśli racjonalnie ,a takim warto pomagać . Problem w rodzicach żeby wierzyli we własne dzieci i wspierali je , nawet wtedy kiedy chcą mieć konia czy hipopotama . 🤣 🤣 🤣
Byłam na tyle przytomnym dzieckiem, że zdawałam sobie sprawę z finansowych ograniczeń mojej rodziny - mama opłacała mi karnety w JLKSie przez 2-3 lata, potem na jazdę konną "zarabiałam" sama sprzątaniem stajni, czyszczeniem koni czy oprowadzankami. Stare czasy. Jedna lonża kosztowała równowartość 2-3 gałek lodów.
Za to pamiętam świetny artykuł w KP (z lat 90.tych?) pt. "Tato, kup mi konia", w którym ojciec przekonuje innych rodziców, że nieraz zakup rumaka dla ukochanej córki w wieku nastu lat jest najlepszą inwestycją w jej rozwój, dojrzewanie i naukę.
No właśnie. Inne czasy. Mnie też kusi, żeby się powymądrzać jak to dobrze jazda konna robi na wychowanie. Bo wtedy tak było. Jednak teraz to tak do końca nie wiem. Czy, przy skromnych finansach, wysłanie nastolatki w świat wypasionych ubranek, czapraczków, zamożnych ludzi tak jej dobrze zrobi? Hm... nie wiem, wątpię. Widzę oczami wyobraźni takiego Kopciuszka, co dziobie resztki i lata z miotłą.
Taak,ja jak miałam dwa kierunki (politologia i prawo,z czego politologia to był chyba jakiś lapsus w mózgu,żeby pójść) to naiwnie myślałam,że będę mogła startować 😁 o naiwności
Jednak teraz to tak do końca nie wiem. Czy, przy skromnych finansach, wysłanie nastolatki w świat wypasionych ubranek, czapraczków, zamożnych ludzi tak jej dobrze zrobi? Hm... nie wiem, wątpię. Widzę oczami wyobraźni takiego Kopciuszka, co dziobie resztki i lata z miotłą.
ale... nie wszędzie tak jest. Są przydomówki, gdzie liczą się konie a nie kolor szmatki. Potrzeba posiadania często bierze się z zazdrości czy chęci lansu. A jeśli na nikim w stajni kolorowy czaprak nie zrobi wrażenia, to... nie będzie potrzeby. Kiedyś nie było takiego wyboru. Człowiek jeździł w czystym, kolorowym, ale metki miał w nosie, bo i metek nie było. A przez większość lat używałam kocy czy czapraków szytych własno- i mamoręcznie. I... nikogo to nie ruszało. A ciągle takich miejsc jest wiele, gdzie biedniejszy nie poczuje się jak kopciuszek.
Tania, serio widzisz dookoła ten świat szmatek i drogich ciuszków? Bo ja stoję z koniem w jednej z lepszych stajni we Wro i nie widzę tego. Ludzie jak mają w coś inwestować kasę to raczej w trening, główne fundusze idą na suplementy, masaże itp dla konia. A czapraczki, ciuszki itp są jakoś tak mało ważne. Nie wiem czy ja mam takie szczęście ale serio mam dookoła siebie właśnie takich ludzi. Owszem, czasem ktoś uwielbia szmatki dla konia kupować ale i tak podstawą jest trening, zdrowie, pasze itp. I uważam, że tak, sporo się takie dziecko może nauczyć - jeśli tylko będzie chciało. I to nie jest aż taki głupi sport. Ale może to faktycznie zależy od ludzi, miejsca. U nas mało dzieciaków ogólnie. A rewii mody chyba nigdy nie było 😉
No właśnie. Inne czasy. Mnie też kusi, żeby się powymądrzać jak to dobrze jazda konna robi na wychowanie. Bo wtedy tak było. Jednak teraz to tak do końca nie wiem. Czy, przy skromnych finansach, wysłanie nastolatki w świat wypasionych ubranek, czapraczków, zamożnych ludzi tak jej dobrze zrobi? Hm... nie wiem, wątpię. Widzę oczami wyobraźni takiego Kopciuszka, co dziobie resztki i lata z miotłą.
Tutaj Taniu bardzo się mylisz. Świat wypasionych ubranek to nie jest świat profesjonalny. ( te dzieciaki naprawdę wiedziały po co tam są ) Ja może przytaczam czasy tzw.Boomu kucykowego ,ale to były czasy gdzie zazdrośćić mogli co najwyżej umiejętności i zajmowanych wysokich miejsc a nie wypasionych czapraczków. Jeszcze gorzej bo jak za kolorowymi czapraczkami szły ogony na listach to tylko wzbudzało śmiech i kpiny. Kup se jeszcze bardzie kolorowy czapraczek to będziesz się wyróżniać na końcu . 😀 😀 😀 Oczywiście ja piszę o sporcie a ty pewnie masz na myśli dziewczynki w stajniach które licytują się na ilość czapraczków ,ale na profesjonalnych dzieciakach w sporcie nie robiło to wrażenia . A co najwyżej motywowało żeby pokazać że czapraczki nie skaczą a sędziowie od ujeżdżenia nie są wrażliwi na metki z drogiego sklepu tylko oceniają to co pokarzesz na czworoboku. 😉
P.S Trener też potrafił przysrać takiemu co chciał się wyrózniać czpraczkami czy drogimi gadżetami a efekt jego pracy był mizerny ,albo tak go przećwiczył że ten czapraczek wyglądał jak zmięta szmata 🤣 🤣 🤣
Tania, serio widzisz dookoła ten świat szmatek i drogich ciuszków? (...)
No nie wiem. Ja mam w sumie wąską perspektywę. Widzę trzy ośrodki na krzyż. Daleko od szosy. Dzieci są dowożone autami przez rodziców. No takie "zaopiekowane". Mają niezłe buty, kaski. Wiele z nich ma swoje konie z dobrym sprzętem.Trenera dla siebie i konia. Korzystają z restauracji. Nocują w hotelu czasami.Nikt nie zadziera nosa, jest miło i sympatycznie. Ale jednak jest to środowisko ludzi no...niebiednych. Nie wiem jak by się tu czuł ktoś całkiem skromny finansowo. Tak w głębi duszy jak by się czuł. Może te czapraczki niepotrzebnie wymieniłam, bo podgrzały moją wypowiedź. U nas "na wsi" ich nie ma. Nie upieram się, że mam rację. Tylko taki przekonywany rodzic może tak pomyśleć ? Że dziecko źle się będzie czuło? Może ma w głowie stereotyp jakiś? p.s O! Mam argument na TAK! Najpiękniejsze koszule, jakie widziałam na zawodach west, to były te uszyte i wyhaftowane przez Mamę zawodniczki.