Relacja z kłopotów i z postępów. Ciąg dalszy.
Wsiadanie - ciągle kłopot. Domyślam się, że jeźdźcy bywali wrzucani na dwulatka 😫. Niestety, nie mam jak na razie ustawić czegoś do wsiadania (stajenne schodki "wcięło", nie mam gdzie przechować czegoś "swojego"😉, a że wsiadanie z ziemi jest dużym obciążeniem, to do nieruchomości zmierzam z wolna. Aktualnie rusza krok - dwa do przodu. A były i młynki i próby dębowania i cofania i próby kłusa 😀iabeł: Planuję też przyzwyczaić do wsiadania z prawej. Bardzo to będzie uzasadnione, bo lewa zadnia za bardzo pod kłodę podchodzi i trzeba będzie spróbować to skorygować. Wsiadanie ma do tego sporo.
Co "zastałam" pod siodłem? Konia poruszającego się w trzech chodach, z mocno ograniczoną "kierownicą". Jeżdżonego na wewnętrznej wodzy, przechodzącego do kłusa na szturchnięcie nogą (żeby nie nazwać tego kopem :marze🙂, rozpędzającego się do galopu. Czyli - klasyka 🙁. W dodatku - ciężkiego do "upchania". Tak, tak - xx po torach, którego nie da się "rozbujać". 🤔wirek:
Skupiłam się na prowadzeniu na zewnętrznej i podstawowych przejściach w górę, szczególnie na zagalopowaniach. Praca długo wyłącznie w półsiadzie i kłusie anglezowanym. Dopiero teraz, po dwóch miesiącach, zaczynam siadać w pełny siad w galopie, a ćwiczebnego kłusa to w sumie wyjdzie z 5/10 min na tydzień 🙂 - praktycznie tylko do zagalopowania, przez dwa takty.
Koń ogarniał się bardzo szybko. Na szczęście jest dobrze ustawiony na rytm, raczej nie przyspiesza ani nie zwalnia. Wyjątek: oczywiście łuki, szczególnie w kierunku "od stajni". Stan aktualny: w kłusie OK, w galopie: konieczne okazały się kalosze, bo ścigał się okrutnie - dlatego zwalniał.
Na dziś: zagalopowania ok, zmiany nogi z przejściem do kłusa - też. Zaczynamy zagalopowania na prostej. Ustępowanie zadu już po kilka metrów w kłusie. Łopatką do wewnątrz - po kilka metrów w stępie, tylko na prawo (celowo, prawa "gorsza"😉. Duża przewaga pracy na prawo - słabsza prawa zadnia była wyraźnie wyczuwalna.
Żucie wędzidła - na razie, niestety, chwilami przesadne 🙁 - zgrzyta, gdy schodzi nisko. Na razie się nie przejmuję, bo ogólnie objawy niezadowolenia maleją i maleją. Chodzi na pełnej, nierdzewnej, pojedynczej oliwce. Do "ptysia w buzi" jeszcze kawałek drogi.
Próbowaliśmy pierwsze zagalopowania ze stępa, pierwsze zakłusowania ze stój. Na dziś najważniejsze jest "odchodzenie od łydki", zdecydowane wydłużanie wykroku. Że jest kłopot w kłusie - to rozumiem (skoro koń był rozpędzany do galopu), ale że ciężko jest "dodać" w galopie? No nic - w miarę odzyskiwania błysku w oku i wzrostu tendencji do przytulności - opory w ruchu maleją i maleją 💃
Mam jeszcze do opisania przebieg "ogarniania" psychicznego i wdrażanie do skoków.
Jeszcze w kwestii "organizacyjnej". Dostałam propozycję, żeby w pierwszym poście umieścić "urodziny" i nazwy koni. Jest sens? musiałbym skompletować PM.
No i bohater opowieści:


Co słychać u waszych?
A! plany czempionatowe raczej nie wypalą. Zwyczajnie nie stać mnie na częste i dalekie wyjazdy na zawody. A młody już powinien iść jakieś L ujeżdżenie, już przymierzać się do LL w skokach 🤔 Wszystkiego na treningach nie da się zrobić.