udorka, Twój kolega albo jest kiepskim informatykiem, albo jest niezaradny życiowo. Nie znam informatyka, który miałby mniej niż 3000zł na rękę. Ale są i tacy, co ponad 10tyś wyciągają.
Tania, mam takie same myśli jak czytam/oglądam lament nad wielodzietnymi, którzy tak biedują. Stać mnie będzie na 1 to będzie 1, stać na więcej, to niech będzie więcej.
Faza, niestety absolwenci naszych uczelni wychodzą z wiedzą teoretyczną, często nikomu nie potrzebną. Niestety przykra prawda. Przychodzi dziewczyna 25-26 lat do biura, nie potrafi się odnaleźć. Pyta: to co ja mam teraz robić? Ok. Można tak przez tydzień, ale dłużej? Moja mama ma od kilku lat stażystów u siebie. Z tego co opowiada jeden na kilkunastu nadaje się do czegoś starają się zatrzymać taką osobę na etacie. Reszta się obija zwyczajnie. Z moich obserwacji wynika, że najlepiej na rynku pracy odnaleźli się Ci, którzy zaczynali pracę w czasie studiów. Mało tego, często zmieniali kierunek na związany z pracą, bo okazywało się, że jakaś oceanografia chleba nie da, a ekonomia już tak.
_Gaga, nie myślałaś tak zwyczajnie nad zmianą pracy? Poszukać czegoś innego, lepiej płatnego?
bera oczywiście, że czynnie szukam pracy, ale niestety w tzw okolicy pracy zwyczajnie nie ma, przynajmniej lepszej od aktualnie wykonywanej (bo praca to się zawsze znajdzie w Netto na kasie na przykład). Biorę też pod uwagę fakt rozbudowanego socjalu tu, gdzie aktualnie pracuję, oraz korzystnych godzin pracy (7-15), co pozwala dorabiać popołudniami. Przy korzyści in plus na 200-300 zł i mniej korzystnym socjalu oraz godzinach pracy - zmiana mi się niestety zwyczajnie nie opłaca... a lepszych propozycji na tę chwilę nie znalazłam :-( Walczę też u siebie o podwyżkę (TFU TFU) która zatkałaby chociaż kawałek dziury budżetowej :-) i jestem coraz bliżej sukcesu (bardzo TFU TFU TFU TFU)
I ja i ja!😉 no wlasnie, obok czynnikow tzw finansowych jest jeszcze socjal🙂 czyli np. ja zarabiam stosunkowo niewiele, ale do pracy jezdze za pol ceny, mam doplaty do kultury i rekreacji, takze nawet na kino znajdzie sie pieniazek bo polowe zwroci mi firma🙂 i jakos leci🙂
Masz wiele racji, sama niejednokrotnie zatrudniałam, stażystów , praktykantów ale...nie wszystcy się obijja ,niektórzy naprawdę chcą pracowac ale zwyczajnie nie ma dla nich pracy. Jest bezrobocie i wsród ludzi mjących praktyki to sory ale ewentualny pracodawca wybierze kogos z praktyka a nie absolwenta tylko po stażu. Nie wszędzie, nie na kazdym kierunku można jedcoczesnie pracowa i studiowac, tymbardziej gdy studiujesz np dwa kierunki i uczysz ię np jezykó obcych.
Faza, pytanie tylko czy te 2 kierunki i 3 języki dadzą Ci chleb? Właśnie w tym sęk teraz. Znam kilka osób po dobrych studiach, czasem dwóch kierunkach. I nie maja pracy. Albo inaczej: ta która jest nie odpowiada ich kwalifikacjom, bo "biedronka" odpada. Wielu moich znajomych po LO zaczęło pracę i studia dziennie/zaocznie/wieczorowo. Ci mają pracę, czasem lepszą czasem gorszą. Mimo 30-stki na karku nadal studiują, robią kursy. Mają lepszą pozycję na rynku, bo prócz szkół, często podobnych do tych dziennych mają jeszcze 10 lat stażu pracy = doświadczenia. Im bieda tak w oczy nie zagląda.
Czytając ten wątek zastanawiam czy mam zacząć przepraszać, że żyję 😉 Mam raptem wykształcenie średnie (rok studiów na kierunku bankowości - zrezygnowałam, bo stwierdziłam, że w mieście nie wytrzymam), kupiłam 3 lata temu 20 ha gospodarstwo. Żeby było śmieszniej kredyt wzięłam mieszkaniowy - comiesięczna rata to 1000 zł. Mam własnych 9 koni (10 niebawem dojedzie), obecnie konie nie zarabiają na siebie. Oprócz tego 5 koni w pensjonacie - powiedzmy dochód pokrywa koszty utrzymania (nie mówię o ewentualnym leczeniu, sprzęcie itp) 5 moich koni. Zajmuję się tylko końmi i gospodarstwem. Miesięczne koszty utrzymania wynoszą sporo (pewnie koło 2500-3000). Zostaje mi na stopniowe powolne remonty (narazie zrobiona stajnia). Chyba cieszę się, że mieszkam na wsi 🙂 - pracuję czasem 2 czasem i 18 godzin dziennie i nikt mi nie mówi co mam robić.
Dobra, rezygnuję ze swoich abstrakcyjnych przykładów, bo znowu nie jestem rozumiana. 😂
_Gaga, Bo przykłady skrajności mam po prostu w zanadrzu. Mieszkam w małej miejscowości skąd wyjechało sporo znajomych mniejszych i większych, z czego spora część wyjechała, jak mówisz, "bez myślenia" tylko dlatego, że znajomi, którzy wyjechali wcześniej naopowiadali cudów. Mój ojciec pochodzi z wsi zabitej dechami, z której większość młodzieży uciekła gdziekolwiek, byleby tam nie zostać. Tam to dopiero nic nie ma.... Zero pracy, zero kasy, rolnictwo też już nie bardzo, same ugory i pijaczkowie-emeryci. Ludzie stamtąd wyjechali do Warszawy i oczom się nadziwić nie umieli warszawskiej "wielkiej cywilizacji" 😲 "Ode mnie" część wyjechała za granicę, bo nie mogła znaleźć pracy na miejscu albo dlatego, że nie podobała jej się płaca na obecnym stanowisku pracy, bo wiecznie było "za biednie", (ale w niektórych przypadkach jakoś tak nikt nie pomyślał, żeby wcześniej chociaż szkołę skończy czy maturę napisać). I ta część wróciła z niczym. Albo tam została i prowadzi sobie życie od pierwszego do pierwszego. Jest to lepsza alternatywa niż "od pierwszego do pierwszego" w Polsce? Nie wiem, nie byłam. Wspominałam już rodzinkę mieszkającą za granicą której się dobrze żyje. Ok, fajnie. Wspomnę jeszcze jednego znajomego, który za granicą pokończył studia i też mu się dobrze żyje i ok, życzę mu jak najlepiej, ale.... straszny człowiek się z niego zrobił. Kiedy przyjeżdża w odwiedziny, czuć na kilometr, że ma wszystkich za nic, za nieudaczników, non stop rozprawia jakie to Wielkie Perspektywy czekają człowieka "na Zachodzie". Wszędzie wtrąca angielskie zwroty i później "przeprasza", że "on nie chciał". Miałam ochotę czasem rzucić w niego kulą bilardową. Wiesz, po takich przykładach świetlanego "życia za granicą" odechciewa się tej "zagranicy" definitywnie.
Skoro z Twoim wykształceniem miałabyś większe możliwości za granicą... to dlaczego nie jedziesz? 🙂 Skoro jest możliwość. 🙂 Sprzedać konie, zlikwidować pensjonat, ojcu "odpalać" z pensji za granicą... No żyć, nie umierać. Tylko, żeby to wszystko było "takie proste". Ano właśnie, posiadanie koni skreśla wakacje, wyjazdy etc i nawet nie chodzi o kwestie finansowe, moim zdaniem, ale o czas. Gdybyś nie miała stajni ani żadnych koni zyskałabyś przede wszystkim więcej wolnego czasu, mniej zmartwień, życie stałoby się prostsze.... Tylko który miłośnik i pasjonat koni taki jak Ty by się na to zgodził? 🙂
I żeby nie było - nie jestem panienką z willi na Florydzie która jeździ maybachem. Wiem co to znaczy oszczędzanie, pracowanie, niewychodzenie do kina, niewyjeżdżanie na wakacje do ciepłych krajów, noszenie ciuchów do momentu aż się rozwalą/spadną/nie będzie czego cerować. Stałam przed decyzją sprzedaży konia. Ale... nie jest źle. Czasem tylko "kłuje" w środku, kiedy spotykam się ze starymi znajomymi i oni pokazują zdjęcia np. z Egiptu, Tunezji czy innych Karaibów, aaale.... wracam potem do domu i kłucie się kończy.
Skoro z Twoim wykształceniem miałabyś większe możliwości za granicą... to dlaczego nie jedziesz? 🙂 Skoro jest możliwość. 🙂 Sprzedać konie, zlikwidować pensjonat, ojcu "odpalać" z pensji za granicą... No żyć, nie umierać. Dlatego że od nagłej śmierci mamy ojciec jest sam jak palec - nie ma na miejscu nikogo poza mną. Wiele razy pisałam: rodzina jest dla mnie ważniejsza od pieniędzy, nie konie (z którymi miałabym co zrobić), nie miejsce zamieszkania, a rodzina... jedyna jaką posiadam... Ano właśnie, posiadanie koni skreśla wakacje, wyjazdy etc i nawet nie chodzi o kwestie finansowe, moim zdaniem, ale o czas. Gdybyś nie miała stajni ani żadnych koni zyskałabyś przede wszystkim więcej wolnego czasu, mniej zmartwień, życie stałoby się prostsze.... Tylko który miłośnik i pasjonat koni taki jak Ty by się na to zgodził? 🙂 W czasie, kiedy lepiej zarabiałam - lub inaczej - ceny były inne a zarabiałam tak samo - miałam czas na 10 dniowy wypad na greckie wyspy... Zyskanie wolnego czasu po sprzedaży koni wiązałoby się z brakiem możliwości dorabiania na nich - mniej zmartwień? - raczej nie - bo zupełnie nie byłoby z czego żyć...Miłość miłością, ale konie są jednym ze źródeł mojego utrzymania aktualnie – rezygnacja z tego byłaby skrajną głupotą... nie jest to jedynie kwestia uczuć ale i praktycznej - finansowej strony codzienności
Co do osób mieszkających za granicą – jak wszędzie – i tu są wszelkiego rodzaju skrajności, ale nie oceniałabym na ich podstawie wszystkich wyjeżdżających „za chlebem”… Mój pociotny-bratanek mieszka w Irlandii od kilku lat. Wyjechał z tzw. pierwszą „falą” i jest mu tam dobrze – wracać nie zamierza. Pracuje na dobrym stanowisku, stać go na wakacje na Kubie, czy wypad na Seszele. Wizytując Polskę jest normalnym Polakiem – nie wtrąca anglizmów wszelakich, nie mądrzy się i nie gwiazdorzy… Także można, wystarczy chcieć ;-)
Istnieje jeszcze opcja "weź ojca za granicę razem ze sobą" 😉 Zaznaczam - to zdanie oraz moje wcześniejsze pytanie "dlaczego nie jedziesz" napisałam tak trochę przekornie. Gdyby to się tak dało "rzucić wszystko i jechać", to świat byłby za prosty. Choć i tak ciągle jest większa możliwość niż kilkanaście ładnych lat temu.
Ach, dorabianie. Wcześniejszą wypowiedź zrozumiałam jako fakt, że konie same na siebie zarabiają, a się nie dokładają. Ok, rozumiem.
Tym, którzy wyjechali właśnie "z pierwszą falą" powiodło się najlepiej. W końcu pionierzy. I nie mówię, że nie można 😀iabeł: i że nie da się być normalnym Polakiem za granicą. Tylko jakoś ciągle było mi dane spotykać tych "nienormalnych". Najwidoczniej tak musiało być.
Konie się dokładają poza tym moi jeźdźcy by się zapłakali ;-) mi jest dobrze, chciałabym aby było lepiej, ale i znam ludzi, któzy mają gorzej a "na zachód" mnie nie ciągnie ;-) mimo wszystko... chociaż jedną z opcji, którą rozpatruje jezt zakup domu w Niemczech, ale to juztemat na zupełnie inne rozważania
Sankaritarina czuje sie niejako wywolana przez Ciebie do tablicy (pewnie pare innych osob tez, ale jakos sie nie odzywaja) przez Twoja wizje emigracji.
Ja tam swojej decyzji nie zaluje i wracanie mi nie w glowie.W watku emigracyjnym pisalam, ze moj maz inzynier nie mial szans na rozwijanie sie w swojej dziedzinie w PL, bo takowa po prostu raczkuje, jesli w ogole mozna mowic o jej istnieniu. Ja takze nie mialabym szansy na robienie tego, co robie w takim zakresie, jak robie. Stac nas na samochod, na kupno wlasnego domu jeszcze nie, ale pewnie sie to za pare lat stanie i na szereg innych rzeczy, o ktorych na starcie w PL moglibysmy pomarzyc.
Tylko nie pieniadze sa najwazniejsze..Najwazniejszy jest spokoj ducha, fajni ludzie w okolo, mozliwosc spedzenia gdzies w swiecie cudownych wakacji i pare innych rzeczy. Nie stalismy sie "zlymi" ludzmi przez to, co posiadamy!! Ciesze sie, ze moge pojsc do sklepu i kupic same ekologiczne jedzenie nie patrzac specjalnie na rachunek.
Tylko na to musielismy sobie oboje z mezem bardzo zapracowac (ja jeszcze jestem w trakcie tego "procesu"🙂 ) i cieszymy sie z perspektyw na normalne, spokojne zycie.
PS Zabieranie ojca (patrz Gaga) ze soba, to jakis absurdalny pomysl. Jest takie powiedzenie, ze starych drzew sie nie przesadza, ale to mozna zrozumiec dopiero, gdy ma sie do czynienia z rzeczywista sytuacja.
PS Zabieranie ojca (patrz Gaga) ze soba, to jakis absurdalny pomysl. Jest takie powiedzenie, ze starych drzew sie nie przesadza, ale to mozna zrozumiec dopiero, gdy ma sie do czynienia z rzeczywista sytuacja.
To tylko jeden aspekt problemu z emigracja. Drugi jest taki, ze emigrant bardzo rzadko ma poczucie, ze jest u siebie. Nawet jezeli finansowo jest lepiej za granica ludzie wracaja, bo wola miec SWOJE miejsce na swiecie, zyc wsrod SWOICH i przestac byc tymi obcymi. Dlatego takie wazne jest zeby tutaj bylo dobrze, zeby Polacy mieli swoj kraj, w ktorym da sie zyc normalnie i wyjazd jest kwestia wyboru, a nie koniecznosci.
bobek popieram pelnym sercem. Chcialabym nie musiec wyjezdzac, albo inaczej, chcialabym moc kiedys wrocic do znanych rzeczy (na starosc😉 ). Kwestia tego, ze pewnie bede bardzo tesknic za tym, co mam tutaj. To, co odczuwam, to separacja od rodziny, od takich zwyklych sytuacji.
W ogole sobie nie wyobrazam starszego czlowieka, ktory nagle rzucony jest w zupelnie obce srodowisko. Fakt, sa typy ludzi "odkrywcow", ale ilez takich chodzi na tym swiecie..
_Gaga Fakt, podejrzewam, że Twoi jeźdźcy [i chyba pensjonariusze też?] by się zapłakali. 😉 W świetle tego co opowiadałaś o własnej stajni oraz patrząc na zdjęcia Twoich koni, sama bym się zapisała na listę oczekujących na boks, jeśli byłaby taka możliwość. 😉 Swoją drogą, podziwiam i gratuluję tak dobrego prowadzenia interesu końskiego. Sporo wielkich, "końskich" miejsc upada, zostaje niewykorzystanych, niszczeje, pensjonaty się likwidują, budynki są wystawiane na sprzedaż, a wydawałoby się, że właściciele takich miejsc śpią na dolarach.
Pandurska, Punkt widzenia, jak widać na przykładach wielu, zależy od punktu siedzenia. To raz. A dwa- nie da się przekonać ludzi do swoich racji w świetle innego punktu siedzenia. 😉
Mam nadzieję, że nikt inny nie poczuł się wywołany do tablicy, bo nie miałam tego na celu.
Ale... wracając do dyskusji.... Ja nie miałam zamiaru _Gagi przekonywać do czegokolwiek, a już na pewno nie do zabierania ojca wbrew jego woli z jego własnego domu. Powiedziałam tylko, że jest opcja, a nie, zrób to. Czy tylko ja widzę różnicę między nazwaniem jakiejś sytuacji, a nakłanianiem do wykonania czegoś? 🤔 I bardzo proszę o nieinsynuowanie jakobym kompletnie nie rozumiała co to znaczy "zaproponować" starszemu człowiekowi wychowanemu w jednym miejscu, przywiązanemu do tego miejsca, dobrze się czującemu w tym miejscu, przeprowadzenie się nagle do innego miejsca, które byłoby wywróceniem życia tego człowieka o 180 stopni. Powtarzam - możliwość jest. W teorii.
Nie żyjemy w kraju, w którym potrzeba mieć wizę, żeby wyjechać za granicę. Nie siedzimy w więzieniu. Nie prowadzimy otwartej wojny. Nie jesteśmy objęci kwarantanną, nie szaleje u nas dżuma, syfilis czy inne ustrojstwo. Nie mamy granic, nie potrzeba paszportów. Nie musimy mieć żadnych specjalnych rządowych pozwoleń na opuszczenie własnego kraju, tylko możemy po prostu wyjechać i pobyć w innym kraju. Zamieszkać w nim. Tu jedynie dochodzi kwestia urzędowa i papierkowa w danym kraju, ale generalnie nie jest to tak awykonalne jak jeszcze "niedawno".
więc.... w świetle mojego upierdliwego wywodu: TAK, sama możliwość JEST. 😀iabeł: A jakie będą jej konsekwencje, czy tak można i co w ogóle z tego wyjdzie to przecież odrębny temat...
Też zgadzam się z tym co mówi Bobek, odnośnie tego swojego miejsca.
Właśnie zadzwoniła do mnie zbolałym głosem znajoma. Mąż zrobił scenę . I tu następuje długi opis jak się pieklił i jaki to drań. Pytam o co była scena. Otóż o (zdaniem znajomej) -głupstwo. Bo zrobiła debet. Na wspólnym koncie. Na konto łożył ów "drań" zasuwając fizycznie za granicą. W upale dźwigając. W wieku blisko 60 lat. A pani się pieniądze sypały ze ściany /z bankomatu/. I okropnie się zdzwiła, kiedy spytałam jak, do cholery, 56 letnia baba może korzystać z konta, nie wiedząc ILE tam jest kasy. I rzuciła słuchawką.
Akurat na topie temat. Fragment artykułu: "Ubóstwem najbardziej zagrożone są rodziny, których członkowie pozostają bez pracy. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy w końcu sierpnia 2011 r. wyniosła 1 mln 855 tys. osób. Z badania Diagnoza Społeczna 2009 „Warunki i jakość życia Polaków” wynika, że wśród bezrobotnych zarejestrowanych sporą grupę stanowią osoby pozornie bezrobotne, czyli takie, które nie są zainteresowane pracą lub pracują na czarno. Wśród tych pierwszych najwięcej jest kobiet, które za główną przyczynę nieposzukiwania pracy podają opiekę nad dziećmi oraz inne obowiązki domowe np. opieka nad niepełnosprawnymi lub starszymi członkami rodziny. Mężczyźni pracy nie poszukują głównie dlatego, że stracili wiarę w jej znalezienie lub mają kłopoty zdrowotne. Spora grupa mężczyzn nie chce stracić otrzymywanych świadczeń społecznych lub po prostu pracy nie poszukuje z powodu lenistwa. Do tych ostatnich należy Wojtek, 27-letni mieszkaniec jednej z wielkopolskich wsi. Po ukończeniu zawodówki nie podjął żadnej pracy zarobkowej, nawet na czarno. I chociaż ofert nie brakowało, Wojtek nie spędził w pracy ani jednego dnia. – Nie będę pracował za śmieszne pieniądze, tyrał cały dzień na budowie albo w jakiejś fabryce – twierdzi. Nikt nie zarzucałby mu lenistwa, gdyby nie fakt, że na utrzymaniu ma żonę i dwójkę dzieci. Trzecie jest w drodze. – Sama podjęłabym pracę, gdyby nie ciąża. Wojtek postawił sprawę jasno, do pracy nie pójdzie, bo mu się nie chce pracować. Żyjemy tylko z zasiłków – mówi Katarzyna, 24-letnia żona Wojtka. – Moi rodzice nam nie pomogą, Wojtka też nie, sami ledwo wiążą koniec z końcem. Ja szkoły nie skończyłam, bo w wieku 17 lat zaszłam w ciążę. Dwa lata później pobraliśmy się. Wojtek obiecywał, że znajdzie pracę, ale na obietnicach się kończyło. Ja trochę dorabiałam jako fryzjerka, strzygłam ludzi w domach, ale nie mam ani wykształcenia, ani praktyki, by pójść do jakiegoś zakładu, poza tym dziecko jest już w drodze… Gdyby nie sąsiedzi i pomoc w szkole, dzieci nie miałyby nawet co zjeść – żali się Kasia. Sąsiedzi dają dzieciom zabawki, ubrania, pomagają jak mogą, czasem kupią coś do jedzenia. Najstarsze może liczyć na obiady w szkole. – Najgorsze jest to, że Wojtek coraz częściej sięga po alkohol, a nam nie starcza nawet na jedzenie. Sama nie wiem już co robić. Zaczynam myśleć o rozwodzie, bo będę mogła przynajmniej ubiegać się o alimenty. Wszyscy mi to doradzają, mówią, że przyszłości z takim mężem mieć nie będę – smuci się Katarzyna."
przykre to co napisałas. No cóz rzeczywistosc!!! Choc bywa i inaczej a np tak . Oboje skonczyli studia, On mechanikę precyzyją a ona polonistykę. Oboje szukają pracy w zawodzie i...i guzik. Pomimo niezliczonych wsyłanych cv, pomimo tysiąca rozmó kwalifikacyjnych ..słyszą - brak doswiadczenia. Zasiłek dla bezrobotnych - nie nalezy się , bo nigdzie nie przepracowali wymaganego roku, opieka społeczna mówi ,że ma rodziny w ciezszej sytuacji. Finał. On pracuje na czarno na stacji benzynowej a ona za 100 zł miesiecznie w sklepie obuwniczym. Kurcze . Fajne i Ktos powie. Mają pracę. No to ja pytam na cholere te studia za nasze podatki. Płacimy my wszystcy na to aby ludzie konczyli (mieli prawo) do studiów i co...? Za pare lat to z tego goscia będzie d.. a nie mechanik precyzyjny bo nie pracując w zawodzie , nie mając forsy na doszkalanie to raczej fachowiec to on bedzie marny. Jaka przyszłosc czeka tych i im podobnych ludzi?
Faza, tak jest świat urządzony, że ludzi potrzeba w różnych zawodach. Skoro nie ma pracy w ich zawodzie, to nie ma potrzeby takich fachowców. Wyobraź sobie co by było, gdyby wszystkie panie były np. pielęgniarkami a panowie mechanikami? Kto by piekł chleb, kto byłby sędzią ect.? Tak się nie da. Patrzymy oczami na kraje zachodnie. Ale niewielu się zastanawia, że tam ludzie zmieniają zawód średnio co kilka lat. Pomijając lekarzy czy prawników. Ale reszta? Mam ciocię tam. Tu weterynarz. Mieszka około 20 lat w Kanadzie. Była już pokojówką, recepcjonistką, przeszła kilka stanowisk w firmie farmaceutycznej. Teraz pracuje w laboratorium. Jestem zootechnikiem. Ile pracowałam ściśle w zawodzie? Koło 2 lat łącznie. Zaczynałam od banku. Bo tam była praca akurat. Jeśli nie ma się doświadczenia warto szukać czegokolwiek, aby obeznać się "z czym to się je". Ja rozumiem, że człowiek który kończy studia z pasji chciałby pracować w zawodzie, za godziwą płacę, rozwijać się itd. Ale jeśli na rynku jest więcej chętnych na posadę niż wakatów to trzeba obrać inny kierunek. Ważne jest też jak się człowiek przygotuje do rozmowy kwalifikacyjnej. Ale o tym więcej w wątku o pracy.
Fazo ja skończyłam 2 kierunki studiów: inżynierię materiałową i marketing i zarządzanie w czasach, kiedy nie studiowało się na 2 kierunkach (wymagania na dziennych były zdecydowanie wyższe niz aktualnie) a moją pierwszą pracą była... sprzedaż "cegieł" czyli praca sprzedawcy w hurtowni budowlanej... Ważyłam gwoździe, wydawałam butle z gazem - słowem super zajęcie dla magistra inżyniera posługującego się biegle angielskim i włoskim... Tyle, że pracy w zawodzie szukałam miesiąc, po czym poszukałam czegokolwiek za jakiekolwiek pieniądze. I chociaż na początku było ciężko - zdobyłam doświadczenie i kontakty, nauczyłam się obliczać projekty budowalne i potem to juz poszło... Dziś pewnie poszłabym choćby do KFC byle mieć ubezpieczenie i jakiś wpis w CV poza szkołą... niestety taka jest polska rzeczywistość Dodam ponadto, że moje studia podstawowe, czyli inżynieria i specjalność przetwórstwo tworzyw sztucznych (z dużym naciskiem na chemię organiczną) to aktualnie jedynie papier... inzynier ze mnie jak z czegośtam trąbka... jak zaczęłam jako sprzedawca, tak jestem szefem handlowców... a na prawdę byłam dobra na studiach i kręciło mnie to i co ? i nic... Moim zdaniem lepiej pracować gdziekolwiek (chocby w tym wspomnianym KFC) niż siedzieć i narzekać, że pracy nie ma... jakaś tam zawsze się znajdzie
Mnie też zastanawia w koncepcji ewentualnej przyszłej biedy temat brania różnego sprzętu na raty, albo wycieczki na kredyt. Wychodzę z założenia, że jeżeli nie stać mnie na kupno czegoś za gotówkę, to widocznie mnie na to nie stać (pomijam domy czy samochody, bo pewnie 80% społeczeństwa by w kartonach mieszkało). Nie rozumiem tego absolutnie. Kredyt łatwo dostać, tylko co potem. Nie stać mne na plazmę 1900 cali, to kupuję mniejszą, nie stać mnie na Bali, to jadę do Iwonicza.
Edit - ja po studiach pracowałam we Wrocławiu w swoim zawodzie za 800 zł! Bo taka praca była. Myślicie, że mi jest łatwo zielonkę po studiach za 1500 pensji podstawowej (+ mieszkanie, jeżeli ktoś "spoza"😉 znaleźć? Oni za darmo teraz pracować przecież nie będą 🙄
pokemon, zgadzam się w pełni. Nie bardzo rozumiem branie kredytów na przyjemności. Choć rozumiem czasem AGD czy RTV. Choć nie tyle wymianę gadżetów co potrzebę. Np mojej babci łatwiej było płacić raty przez 12 m-cy za telewizor niż kupić jednorazowo. A stary się zepsuł. To samo dotyczy pralek, lodówek. Sprzęt potrzebny jednak. Ja teraz nie bardzo mam gotówkę na lodówkę a obecna niestety siada, efektem czego wyrzuciliśmy 2 dni temu ponad kilo piersi z kurczaka. Czyli kilka obiadów. Jak tak dalej pójdzie to będę zmuszona kupić jakąś na raty, bo nie stać mnie na wyrzucanie jedzenia.
Mi jest łątwiej kupić sprzęt AGD/RTV na raty niż za gotówkę. Łatwiej mi płacić 100 - 200 zł/mc przez kilka miesięcy, niż wyciągnać "z kapelusza" nagle 2-3 tyś... Nie wiem zatem co złego w kupowaniu na raty?? 😲 Zepsuł mi się TV - to co miałam zbierać rok na nowy płacąc tak, czy siak za kablówkę (wziętą w promocji na 2 lata)? Zepsuła się kuchenka - strasznie stara - miałam zbierać kilka miesięcy i gotować... ee... w czajniku???
Ja kupiłam TV 42" i nie wiem co w tym złego?? ale na wycieczkę do Egiptu rzeczywiscie rozsądniej pozbierać, a jak kogoś nie stać - to się nie jedzie i tyle...
pokemon, nie wiem jakie szczypiory do ciebie przychodziły, ale mój mąż prosto po studiach poszedł do pracy za 800zł. Połowę z tego płacił za wynajem dachu nad głową. Nigdy nie wyszliśmy z założenia, że "się należy". Jak ktoś chce się uczyć to będzie to robił nawet za marne pieniądze, a jak nie- niech spada na bambus. Rynek i tak to zweryfikuje. Inna sprawa, że zdecydowaliśmy, że tylko on będzie pracował w zawodzie, bo nie mielibyśmy za co przeżyć. Więc ja siedzę w Wawie i tak czy siak robię to co lubię (totalnie bez związku z wyuczonym zawodem) a on na drugim końcu Polski realizuje się weterynaryjnie. Problem tkwi w tym, że nie wiem jak długo jesteśmy w stanie wytrzymać taki stan rzeczy, bo normalna sytuacja to to nie jest.