Forum towarzyskie »

Bieda?

Faza, jak bardzo przyciśnie to się da. Najlepszy przykład to mój chłop, który ostatnie 3 lata żyje bez kablówki i z telefonem na kartę, ładowanym za 10zł miesięcznie. A wydawało mu się to niemożliwe.
Niestety najłatwiej się wchodzi na poziom wyżej. Poziom niżej przychodzi trudno. A gdy trzeba zejść kilka poziomów wydaje się to tragedją.
Wszystko fajnie, ale ( i to taka ogolna mysl, do nikogo, do..rzadu moze ), ja rozumiem, ze moze powinnam nie myslec o nowym kawalku ogrodzenia, o tym, o tamtym, ale dlaczego sie pytam? Przeciez pracuje, zarabiam, a jakos tak zaczyna wystarczac tylko na zycie, a tak nie bylo. No dobra: dzieci sie dochowalam, ale przeciez to dobrze dla narodu, nie 😉 ? A za kare mam mniej kasy. U nas jest po prostu ciezko. Na poprzedniej stronie fajhna opowiesc o Niemcach-mam tez kontakty w Szkopii i te same spostrzezenia, uwazam, ze kazda nasza pani domu stanu sredniego moglaby robic w Dojczland za mimistra finansow i niezle by na tym wyszli 😉.
Faza, jak bardzo przyciśnie to się da. Najlepszy przykład to mój chłop, który ostatnie 3 lata żyje bez kablówki i z telefonem na kartę, ładowanym za 10zł miesięcznie. A wydawało mu się to niemożliwe.

To prawda jakby zabrakło na chleb to napewno daloby się radę zacisnąc pasa. Ale ja  mam w domu dwojkę "rozkapryszonych" tzn moejgo męza i mamę. Przyzwyczaiłam ich do tego ,że wszystko co chca mają i za nic nie potrafię ich przekonac ,że są inne czasy.Pokiwają głową a i owszem zgodzą się a następnego dnia mam telefon ,że trzeba kupic to i tamto,że trzeba w tym miesiącu oswietlic ujezdzalnie. Mama koniecznie musi naprawic proteze, musi isc do swojego fryzjera i kosmetyczki a mój mąz zniszczyl 10 -te okulary. 😤 i tak co chwila.
Dopuki pracuje, dopuki jakos muszę nadązac za tymi wydatkami.
Faza
nie daj sie "doić" ;-) maż niech płąci ze swoich, a mama z emerytury na fryzjera odłoży
- jak rozpuściłąś - tak masz  😉

co do "biedy"
faktycznie obecne rozpasanie powala...
starsze pokolenia pamiętają - w sklepach nie było NIC, kupowało sie niezbędne produkty typu: jajka, mąka, chleb, mleko itd.
teraz rozpasanie - jogurciki, cukiereczki, ciasteczka, pierdyliard niepotrzebnych rzeczy...
kiedyś jeden turecki sweter i jedne kozaki na zimę - teraz wystarczy wejsć w wątek "anonimowi zakupoholicy" - kolejna bluzeczka, paseczek  😉 piąta para kozaków...

wydaje mi się, ze marketingowo wmówiono nam wiele rzeczy - moda itd. konsumpcja typu MUSZE TO MIEĆ...
na dodatek jako "naród", który długo, długo nie miał - zachłysnęliśmy sie tym "dobrobytem"


Faza
nie daj sie "doić" ;-) maż niech płąci ze swoich, a mama z emerytury na fryzjera odłoży
- jak rozpuściłąś - tak masz  😉



he, he,he niby z czego mama ma emeryturę, mąz jeszcze gorzej bo marną rentę. Nie moge powiedziec oddają na swoje utrzyamnie tylko...,że przy ich potrzebach to kropla w morzu.
Fryzjer, kosmetyczka - dla mnie to niestety science fiction. Już nawet basen odpuściłam, a szalenie kocham pływać (szczególnie zimą, kiedy ruchu mimo wszystko mniej). Nawet do kina nie chadzam - czasem oszczędzę na teatr... Oświetlenie ujeżdżalni??  😲  przecież znam litery na czworoboku  😂
Rzczywiście Fazo - mówimy o zupełnie innych "poziomach" biedy  😁
Mam ze 4 swetry, 2 pary jeansów które trzymają się jeszcze na pasku (i 2 pary które wiszą - muszę je w końću sprzedać), ze 6 par butów (wszystkich) - nie licząc oficerek i sztybletów... Czy wystarczy? Musi... Fryzjer??!! - mam nożyczki w domu i lustro ;-)

Ale jest i plus ustwicznego ubożenia: dla mnie to kolejny minus do rozmiaru - bez diety i wyrzeczeń i kolejna dziurka w pasku ;-)
Edit: niedługo wejdę w ciuchy z podstawówki ;-)
Edit 2: ale wiecie co jest najważniejsze w tym wszystkim - pogoda ducha... Bo żaden pieniądz nie da zdowia, przyjaciół, rodziny, czy po prostu uśmiechu
Jak człowiek nie-bogaty - to ciężko - ale na prawdę można się uśmiechać  😅
wydaje mi się, ze marketingowo wmówiono nam wiele rzeczy - moda itd. konsumpcja typu MUSZE TO MIEĆ...
na dodatek jako "naród", który długo, długo nie miał - zachłysnęliśmy sie tym "dobrobytem"

To prawda, ludzie bywaja strasznie rozrzutni. Zapewne ciagle wierza, ze "nalezy" im sie ratunek w razie wtopy. Jak ci co sie budowali na terenach zalewowych.

Co do biedy, ta bywa "dziedziczna". Znam miasteczko na dolnym slasku, gdzie po wojnie przesiedlono kresowiakow, wystawiono im tam piekna fabryke win prostych i jak to w PRLu, wszyscy uznali, ze to co sie w fabryce produkuje jest wspolne wiec win prostych w domach nigdy nie brakowalo. Takoz i "pracy" bo w PRLu kazdy musial "pracowac". Fabryka juz dzisiaj nie istnieje, nie ma w okolicach zadnych innych zakladow pracy wiec jak sie wjedzie na rynek, dajmy na to w srode o 11, to stoja se ludziska pod sklepami i piwka pija, drugie juz ponoc pokolenia. Zakladu pewno nikt tam nie wybuduje, bo ludzie do pracy niezdatni. Nikt nie wie jak jej szukac, nikt nie wie rozniez po co? Przeciez rodzice opierdzielali sie w zakladzie non-stop na bani - dlaczego my mielibysmy zyc inaczej? Do biedy sie juz przywyczaili i jakos sobie tak egzystuja. Znajomi ktorzy sie tam przeprowadzili z wawy probowali kogos wynajac do jakichs tam prac przy domu ale sie nie powiodlo i sprowadzaja sobie teraz robotnikow gdzies z dalszych wiosek.
Inny przyklad. Moj brat mial kiedys przyjemnosc prowadzic szkolenia aktywizujace bezrobotnych w jakims mniejszym miescie, w jakiejs tam grupie zawodowej. Na symulowanej rozmowie kwalifikacyjnej delikwent mowi potencjalnemu pracodawcy, ze chetnie sie podejmie pracy ale nie ma jak dojechac ze swojej wioski. Moj brat mowi, ze nie moze tak powiedziec pracodawcy i zeby wymyslil jakis sposob transportu. A on mowi ze nie wie jak. Busy? Pociagi? - Nie ma. Jakis wlasny srodek transportu? - Nie ma pieniedzy. Sasiad nie dojezdza codziennie do pracy, nie moglby cie podrzucic? -No moze moglby.... Bylo tam znacznie wiecej przykladow, zupelnej biernosci i oczekiwania, ze ktos pomoze. Szukali na zajeciach ogloszen w internecie ale jak znalezli to nikt nie byl zainteresowany nawet przepisaniem numeru tel. Dopiero jak dostali nakaz prowadzacego przepisali. Nie wiadomo czy ktokolwiek zadzwonil.

Z drugiej strony znam przyklady jak ktos bardzo chce pracowac ale z tym tez ciezko. Np dziewczyna zatrudnia sie w osrodku wypoczynkowym na stanowisku recepcja/marketing/tlumacz/organizator wszystkiego. Na rozmowie kwalifikacyjnej wszystko cacy: takie i takie pieniadze, wolny co drugi weekend zgodnie z grafikiem studiow zaocznych, wolne zgodnie z prawem pracy. W praktyce stopniowo coraz gorzej: praca 12/12, jak nie przyjdziesz w weekend nie dostaniesz wyplaty, L4 ci sie nie nalezy, za to i za to ci sie nie nalezy, a dlaczego bo firma nie ma piniedzy, chcesz idz se szukaj innej pracy, na twoje miejsce mam 10 innych, a innej pracy oczywiscie nie ma... Zreszta jak pracujesz 12/12 w stresie, plus dojazdy to nie masz juz wiele energii.
I drugi z tego samego miasta, chlopak tez student zaoczny zatrudnil sie na stacji benzynowej, a zatrudniajacy zaczal go robic w ciula na kase i to nie jakos tak po cichu, jak kazdy porzadny kombinator tylko bezczelnie w zywe oczy. Wyjasnienie bylo proste, wlasciciel mial jakies mega plecy w inspekcji pracy i nie bal sie skarg. Chlopak jednak znalazl dojscia, do jakiegos wyzszego szczebla i tam do na niego doniosl. Jeszcze nie wiem jak to sie skonczylo. Gosc jest znany w okolicy.
Tacy pracodawcy dzialaja w ten sposob systemowo latami. Jak sie pracownik kapnie, ze nic z tej pracy nie bedzie to odchodzi ale straty juz poniosl, wlasciciel juz zarobil, a w takich rejonach zawsze znajdzie sie na jego miejsce ktos niezorientowany albo zdesperowany.
Dodofon, zgadzam się. Wchodząc do sklepu "z kasą" zwykle wychodziłam z koszyczkiem towaru za 100zł minimum. Takie pierdoły. Potem nauczyliśmy się spisywać na kartce i nie kupować oczami. Czasem jakiś mały bonusik jako "nagroda". Jakieś winko czy łosoś (ja) słodycze (chłop). Wcześniej wpadało się do sklepu i kupowało na zasadzie "to spróbujemy", to "może się przyda". Do dziś mam masę śmieci, których nie używam tak naprawdę. Takie zbędne gadżety.
Znam kogoś, kto musi żyć z renty. Dawniej 700,00 zł dziś może już 1000,00.
I sprawę wyżywienia rozwiązywał tak:
- gołąbki : kapusta, kilo mięsa, kilo ryżu, 30 dkg pieczarek.
Wychodziła masa gołąbków. Pakowane po dwa trafiały do zamrażarki.
I starczały na dwa tygodnie. Z resztek kapusty - paczki makaronu -łazanki.
I do zamrażarki. Do tego jeszcze takie klopsy -też pakowane w małe paczki.
Na śniadania i kolacje -chleb, dżem, jajka, mleko.
Wychodziło 200,00 złotych na miesiąc. Za resztę można było szaleć.
Brakowało na leki, ale leki nie są potrzebne, bo trwanie w chorobie to warunek otrzymywania renty.
To jest-BIEDA.
wydaje mi się, ze marketingowo wmówiono nam wiele rzeczy - moda itd. konsumpcja typu MUSZE TO MIEĆ...
na dodatek jako "naród", który długo, długo nie miał - zachłysnęliśmy sie tym "dobrobytem"


niby tak, ale trzeba pamiętać że koszty tych pierdół są obecnie niewspółmiernie niskie...

Bo w dawnych czasach dżinsy z Pewexu (a tylko takie się liczyły a nie jakieś nędzne pseudodżinsy polskie) czy z Rembertowa (to taki bazar pod Warszawą gdzie za złote polskie /oczywiście kwoty wiadomo że megawysokie/ się kupowało zachodnie ciuchy) czy z komisu (to takie miejsce gdzie ludzie przywożący z zagranicy dobra luksusowe  w tym ciuchy lub je dostający w paczkach od rodziny z zagranicy  je wystawiali na sprzedaż) kosztowały ok 20 dol. co było równowartością średniej miesięcznej pensji.
To fakt, za 1000 zł nie dałabym rady  😡 tyle niestety płacę czynszu (980 zł)
i fakt - to jest bieda... O sobie zawsze myślę - jestem nie-bogata , ale i nie biedna
Mam i utrzymuję 2 konie i tatę (znaczy że mu pomagam) i samochód (paliwo sic!) i jakoś daję radę chociaz mam co miesiąc niewiele więcej, niż dwukrotność czynszu...

Coraz częściej tez myślę o ssprzedazy mieszkania... Obiecałam mamie (śp) że go nie sprzedam, ale jest strasznie drogie w utrzymaniu i szczerze ciężko mi z tym (finansowo - że drogie i psychicznie, że złamię dane mamie słowo)...
Zupełnie jak bera7na co dzień nie czuję się biedna. Mam na rachunki, jedzenie, paliwo, czasem ciuch jakiś.
Gorzej jak przychodzi czas na wakacje... wtedy się zaczyna kombinowanie.

_Gaga, mama pewnie nie chciałaby żebyś się męczyła. Jeśli to rozwiązałoby problem, to
ja na Twoim miejscu zamieniłabym mieszkanie na ekonomiczniejsze w utrzymaniu.
ElaPe, w tamtych czasach się zdobywało pewne rzeczy. Ja pamiętam, że wtedy kasa była, tylko nie było co kupić za nią.

_Gaga, a nie da rady wynająć? Mieszkania się nie pozbywasz, nie masz opłat i jeszcze jakiś grosik skapnie.
Ja totalnie nie rozumiem narzekania na biedę wielu osób. Tym bardziej wybałuszam oczy,kiedy od innych dowiaduję się,że jestem ubogim marginesem społecznym. Jest nas w rodzinie siedmioro,kredyt na dom do spłacenia, czesne w szkole brata,opłaty za przedszkole za dwójkę najmłodszych braci,a utrzymać to trzeba z pensji nauczycielki,kierowcy busa i alimentów. Pomimo tego,że w domu się nie przelewało nigdy,nie uważałam się za osobę biedną,moja mama jest tak pomysłową osobą,że zawsze udawało się wszystko wiązać. Przyzwyczaiłam się,że nigdy nie mam dużo kasy,ciuchów mam niezbędne minimum,bo nie widze potrzeby wydawania kasy na nowe,skoro mam w czym chodzić, jak potrzebuję gdzieś pojechać/zaszaleć/whatever to potrafię zarobić na własne potrzeby. Kiedy stało się jasne,że rodzice nie dadzą rady opłacać mi jazdy konnej to zaczęłam pracować żeby jeździć, na cały sprzęt jeździecki też zarobiłam sama.
Można mieć bardzo mało kasy,ale nadrabiać pomysłowością i zaradnością,można też siedzieć na tyłku i narzekać że źle,kwestia podejścia. A jak słysze rówieśniczki (18 lat),narzekające na "biedę" bo "starzy" nie płaca za wszystkiekolejne zachcianki to mnie krew zalewa.
DeJotka, z ciekawości - jak planujesz rozwiązać kwestię studiów?
Półki mieszkałam z rodzicami też na nic nie narzekałam 😉
I moje dzieci pewnie też nie będą. Kiedy człowiek ma dzieci wypruje sobie żyły żeby nic im nie brakowało - kosztem siebie, chociaż moja córka - Bogu dzięki! jest zupełnie niewymagająca, a wymarzonym prezentem nie jest jakaś super nowa reklamowana na mini-mini lalka ( chociaż mówi, że chciałaby, ale rozumie, że ma już zabawki i kolejnej nie trzeba ) ale... jajko z niespodzianką 😉

Każdy zarabia tyle ile może, sukcesem jest cieszenie się z małych rzeczy ( chociaż te większe też by się chciało, oj chciało ).
Jak Was czytam to sie wydaje sobie bogata 🙂
Wynajmujemy z TŻtem mieszkanie (1000 zl miesiecznie z rachunkami), utrzymujemy samochód, 2 koty.
Studia magisterskie oplacilam z kredytu studenckiego, oboje pracujemy na caly etat.
Konia nie mam bo mnie nie stac i pewnie dlugo nie bedzie, o ile wcale.
To samo z dziecmi.
Zyjemy w miare przyjemnie, bo i czasem do kina pojdziemy, czasem do restauracji, kasy na jedzenie starcza, na ciuchy, udaje sie troche co miesiac oszczednosci odlozyc, a to tv na raty kupic, a tu pralke.
Gdybym nie wydawala na pierdoly to pewnie i na jakies fajne wakacje daloby rade odlozyc. a tak to ciezko, bo zawsze wydatków po drodze mnóstwo (zwlaszcza samochód)

Chociaz to jest takie zycie od dziesiatego do dziesiatego, zarabiamy przyzwoicie choc niewiele.
Bo czy srednio 2000 zl miesiecznie to majatek? I tak i nie.

Ale dzieci nie planuje. Nie dałabysmy rady finansowo. Tzn pewnie bysmy dali ale musielibysmy scibolic na wszystkim. A nie chcemy.

Biedna nie bylam nigdy bo mam zaradnych, oszczednych rodziców, a sama nigdy dwóch rąk nie mialam i pracowac zaczelam jak miala 16 lat.
Latwo powiedziec ze biedy nie ma, kiedy mieszka sie w duzym miescie. Wystarczyloby jednak wysunac nos poza rogatki miasta. Wokol Nowego Sacza sa ludzie zyjacy z 450 zl emerytury, tacy, ktorzy jeszcze (XXI wiek !) maja krowe, ktora rodzi cielaki (mieso), daje mleko, drewno z lasu zwiezie i pola zaora. Kto z piszacych o braku biedy widzial 85 latka prowadzacego plug za krowami w jarzmach? Bo ja widze. Sasiad moj.
Moze on tak z glupoty? Bo sie nie uczyl? A jak sie mial uczyc jak tu do miasta jeszcze 30 lat temu baby chodzily (!) rodzic. To tak ok 10 km zadupia. Moja sasiadka np nie doszla ani do szpitala ani do telefonu. Dobrze ze do chalup doszla, bo byla zima, snieg do pasa a chlop gdzies do pracy pojechal. I w takich warunkach faktycznie, same przyszle menedzery rosna  🤔wirek:
Moi sasiedzi maja swoje jajka, chleb pieka sami, sami robia wedliny. Nie z milosci do zdrowej zywnosci ale dlatego ze nie stac ich na kupowanie.
W USA za poziom ubóstwa uważa się równowartość poniżej 65.000,- PLN rocznie na czteroosobową rodzinę. W Polsce średni dochód rodziny czteroosobowej to ok. 57.000,- PLN rocznie.
(wg GUS: http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_wz_sytuacja_gosp_dom_2010.pdf )

W Polsce w pierwszej grupie kwintylowej (najniższe dochody, dane za 2010):
- 14% nie ma w domu ciepłej wody bieżącej
- 13% nie ma łazienki
- 11% nie ma ustępu
- 30% nie ma centralnego ogrzewania
Nie mam ciepłej wody bieżącej, ba nie mam żadnej wody bieżącej. Nie mam Łazienki ani WC. Nie mam centralnego. Wychodzi na to, że powinnam iść po zapomogę.
Akurat to centralne ogrzewanie mie nie przekonuje, gdyz znam wielu ludzi, ktorzy z wyboru wstawiaja do swoich domow TYLKO piece..

Ale z tym ubostwem to fakt..Moj Maz inzynier zarabiajacy b. fajnie, ja pracuje na pol etatu i tutaj w Niemczech zyjemy wlasnie na granicy ubostwa  😎 choc niczego nam nie brakuje i na wiele mozemy sobie pozwolic. Co kraj, to inny punkt odniesienia.

_Gaga, a nie da rady wynająć? Mieszkania się nie pozbywasz, nie masz opłat i jeszcze jakiś grosik skapnie.


No niby dałoby radę, ale co wtedy mam ze sobą zrobić??  😲
_Gaga, wydawało mi się, ze masz stajnię. Jest tam dom?
DeJotka, z ciekawości - jak planujesz rozwiązać kwestię studiów?

Mam rodzinę w Krakowie więc mieszkać będzie gdzie,a jeżeli nie dostanę się na dzienne to pójdę na rok do jakiejkolwiek pracy (naprawdę jakiejkolwiek,mogę rozwozić pizzę,wywalać gnój ze stajni,whatever) powtórzę maturę i spróbuję znowu.Jeżeli studia faktycznie nie bedą mi dane to poszukam dodatkowych kwalifikacji zawodowych i jakoś sobie w życiu poradzę,taką mam przynajmniej nadzieję 😉
[quote author=_Gaga link=topic=1638.msg1154836#msg1154836 date=1318353673]

_Gaga, a nie da rady wynająć? Mieszkania się nie pozbywasz, nie masz opłat i jeszcze jakiś grosik skapnie.


No niby dałoby radę, ale co wtedy mam ze sobą zrobić??  😲
[/quote]

czyli mieszkasz w tym mieszkaniu, a może masz jakiś 'wolny' pokój gdzie mogłabyś wynająć i chwilkę przebidować z jakimś lotatorem np studentką
Mam rodzinę w Krakowie więc mieszkać będzie gdzie

No tak, to już daje jakieś "otwarcie".
Zapytałam, bo poważnie obawiam się, że pomysłowość wiązania końca z końcem już nie wystarcza, gdy dzieciom czas na studia.
Ogólnie - to wydawać pieniądze zawsze jest na co, szczególnie przy kilkorgu dzieciach, gorzej z możliwościami zarobienia tychże. Ów wspomniany "spadek płacy realnej" odczuwamy dotkliwie, w zestawieniu ogromnym wzrostem cen produktów niezbędnych do życia. A jest jesień - czas najtańszej żywności. Nieco ratuje sytuację "chińszczyzna" - tak np. możliwość kupienia butów za 10 PLN. W naszej wsi (o ile to jeszcze wieś) sporo rodzin dorabiało zbieraniem jagód i grzybów. Jak na złość - w tym roku jagód było mało, a z grzybów tylko kurki.
niecałe 20 lat temu umarła Agata, służąca u brata mojego dziadka...całe życie pracowała u tej rodziny tylko za to, że miała gdzie mieszkać i co jeść-mimo całego słusznego narzekania na cwaniaczków od "Polski w budowie", nie uważam , że wiem cokolwiek o biedzie w dzisiejszej Polsce.
_Gaga, wydawało mi się, ze masz stajnię. Jest tam dom?

Jest - mieszka tam mój ojciec... po śmierci mamy z zupełnie innych powodów wprowadziłam się do niego i nie był to za dobry pomysł, mało się nie pozabijaliśmy ;-) wróciłam do siebie po ok 5 miesiącach (uff!!)

Nie umiem mieszkać z kimś obcym :-( mieszkała u mnie luzaczka jakiś czas - było ok, ale ktoś zupełnie obcy ... brr
Póki daję radę - jakoś się utrzymuję ... Od niedawna sama, jeszcze 4 miesiące temu będąc w związku nie miałam tego problemu (koszty były na pół)... Aktualnie kupno mniejszego, tańszego w utrzymaniu rezczywiscie byłoby chyba najrozsądniejszym wyjściem... Na razie prostuję inne sprawy w życiu - ale i na mieszkanie może przyść czas...
Teraz mało kogo stać  na utrzymanie takiej Agaty, w związku z czym wszystkie potencjalne muszą sobie radzić inaczej.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się