Forum konie »

Konie achał-tekińskie

(jeśli nawet będą nieco masywne, to i takie są potrzebne, może któryś spodoba się forumowej Eli Pe?),

no ale masz pamięć - co się komu podoba a co nie 🙂
Mnie się tam Altia podoba. I to chyba najbardziej ze wszystkich młodych z tej stawki. Zdjęcia nie powiedzą całej prawdy, ale... 😎. Rodowodowo tez nie powala na kolana, ale papier ma ciekawy, zróżnicowany - interesująco wygląda zwłaszcza strona matki.

A tu taki fajny ogierasek po Azamacie:


I jak tu nie kochać tych koni? 😉
Bardziej od budowy podoba mi sie jego masc i skarpetki 🍴 piekny😉
Pare fotek żeby się zachwycic ;DDD
przeglądam ten wątek, nie znam się na rasie, ale z tej strony co jkobus podał to zdecydowanie najbardziej mi się podoba Chiva Tarki, chyba najbardziej pasuje mi do wzorca achałteka, Penelope śliczna ale niestety mi osobiście nie bardzo przypomina tą rasę... wydaje się być mocna, za mało suchości...
a i jakbym miała fundusze to może bym się Chibva Tarką poważnie zainteresowała 😉 choć do naszego stada xx jakby doszedł taki achałtek jeszcze suchszej budowy to by nas ludzie zjedli że głodzimy konie, mimo że na pastwisku nawet siano leży zdeptane  😉 piękne te konie, ale przy mentalności i świadomości naszego społeczeństwa hodowla tej rasy to bardzo ciężkie wyzwanie...


mocne są słowa tyczące się mentalności i świadomości... dywagowałabym
mój co prawda tylko po tatusiu achał-tekiniec, aczkolwiek tak naprawdę...interesuje Cię co ludzie myślą na temat Twojego konia? mnie osobiście to ryra.
Dopiero jak zastanawiasz się nad biznesem, to faktycznie, może to być przeszkodą. Ale...zawsze chętny się znajdzie. Może z ceną trzeba będzie spuścić, bo nie sądzę aby na początku achały sprzedawały się w kosmicznych cenach.
[quote author=_kate link=topic=135.msg268546#msg268546 date=1244145739]
Może z ceną trzeba będzie spuścić, bo nie sądzę aby na początku achały sprzedawały się w kosmicznych cenach.
[/quote]

Chyba na odwrót? Dopóki rynek się nie nasyci, ceny są w zasadzie stałe i wysokie (albo jeszcze wyższe). Fakt, że po sąsiedzku, w Czechach, trafiają się ceny okazyjne dowodzi, że tam już nasycenie rynku jest bliskie. Inna sprawa, że to bardzo osobliwa transakcja jest i ceny nie byłyby takie niskie, gdyby żona pana Hofmana nie uparła się sprzedawać całego stada w pęczku: za Pellię czy Penelopę dostałaby wtedy pewnie tyle co nic, ale pozostałe konie znalazłyby wcześniej czy później nabywców za "standardowe" 8 do 10 tysięcy (ogiery więcej).

Prawdę powiedziawszy wisi mi, co będą o moich koniach mówić sąsiedzi. I tak na początek będę musiał ze dwóch na przydrożnej wierzbie powiesieć, żeby nie próbowali kraść i niszczyć (próbowali mi ostatnio zwinąć koparkę - nie zauważyli tylko, że obok nocuje mój ojciec, stary komandos, który ich pogonił...). Nie wyobrażam też sobie hasła "achałtekiniec pod każdą strzechą". Gdyby te konie nagle stały się popularne i liczne, to przestałyby być elitarne, to chyba jasne, prawda? Dlatego też nie widzę sensu mnożyć ich bez liku - co prawda, i tak jest to bardzo trudne i na taki kryzys nadprodukcji jak przy arabach nie ma szans (arabska, niemal 100% plenność jest tu raczej nieosiągalna; w Jejsku to było zaledwie ok. 60%, w Stawropolu w tym roku poroniło 26 matek z powodu herpeswirusa, a u mnie na razie skuteczność krycia 0,000: tyle, że coraz bardziej im się to podoba...). Żeby było śmieszniej, mam już kolejkę kupców na nie-spłodzone nawet źrebięta: Petra sama chciałaby coś po Germesie, a z Kanady przyszło mi zamówienie na syna Germesa i Osman-Guli. Przy czym najprawdopodobniej, jeśli w ogóle którakolwiek z krasawic wreszcie uzna, że dość zabawy i zaciąży, to źrebię, jeśli się takowego dochowa, nie będzie na sprzedaż...
no niestety ja taka odporna psychicznie nie jestem i podnoszę mi ciśnienie tacy ludzie, gdzie człowiek nic poza dobrem tych koni w głowie nie ma 😉 dla mnie to jest męczące, aczkolwiek ze swojej ukochanej rasy nie zrezygnuje...

a mam pytanie jak ze zdrowiem tych koni? w sumie powinny cechować się mocnym zdrowiem, jak to jkobus wygląda u Ciebie? 
Nie narzekam. Oczywiście okres adaptacyjny, mniej więcej przez rok po przyjeździe z Rosji trzeba po prostu przetrwać. To jednak była bardzo drastyczna zmiana klimatu: Melemahmal i Melesugun urodziły się na wysokości ok. 1000 m n.p.m. a Osman Guli dosłownie na brzegu morza, ale wszystkie trzy nie były przez to uodpornione na owady: szczególnie gzy siały spustoszenie, dziewczyny chodziły opuchnięte, dostawały jakichś wysypek, itp. W sumie jednak, nic poważnego. Raz, podobno, Melesugun kolkowała, ale nie jestem do końca przekonany czy to prawda była, bo nigdy potem żadne przypadłości jelitowe się jej nie czepiały, podobnie jak żadnej z koleżanek. Melesugun miewała także (okresowo) problemy ze strzałkami, ale to też nic poważnego. Nie licząc porodu Melemahmal oraz wypadków (Melemahmal na torze, Melesugun - prawdopodobnie - w trakcie treningu), to lekarze nie mieli z nimi wiele do czynienia. Urodzona w Polsce Margire, mimo trudnych początków (przyszła na świat naćpana, a potem spędziła dwa miesiące z matką w klinice, gdzie mimo najlepszych chęci nie można jej było zapewnić niezbędnego ruchu), co najmniej od czasu przestawienia do Krasnego, czyli już dwa lata, jest absolutnym okazem zdrowia.

Generalnie, to one twarde są i goi się na nich wszystko jak na psie. Najlepszym dowodem jest pochwa Melemahmal. Już pisałem, że podczas sekcji tylko po tym, że znaleziono pozostałości jednego ze szwów, który się jeszcze w całości nie wchłonął, lekarka z Brna zorientowała się, że klacz miała w przeszłości plastykę krocza. O tym, jak rozległa była to rana, dowiedziała się ode mnie.
no to miałeś z nimi sporo przejść, a pytam nie bez powodu, nie ukrywam że zastanawialiśmy się ze znajomym nad klaczą  achałtekińską już jakiś czas temu, po przybyciu ślicznej klaczy u Donii, pokazała że są to osiągalne myśli, tylko zastanawiam się czy dała by radę u nas, my  swoje konie już w okresie wiosny lata i wczesnej jesieni, poza ulewnymi dniami, trzymamy konie na całodobowym wybiegu, zastanawiam się jakby sobie  klacz tej rasy dała rade w takich warunkach, nasze konie pełnej krwi dają sobie radę świetnie, mimo że słyną podobno z delikatności, niemniej jednak co innego koń urodzony w kraju...

Donia a jak Twoja piękność??
W ogóle nie rozumiem na czym polega problem? Utrzymanie pastwiskowe jest najlepszą możliwą formą chowu koni i stanowczo najlepiej im odpowiada. Dziewczynki w Krasnem od maja do października też były (Margire dalej jest) całą dobę na padoku. Teraz, jak się przeprowadzę do Boskiej Woli, to też stajni tam jeszcze nie ma, będzie dobrze jak uda mi się do tego czasu bodaj jakąś wiatę skonstruować - ale jakoś zupełnie mnie to nie stresuje...
piękne te konie, ale przy mentalności i świadomości naszego społeczeństwa hodowla tej rasy to bardzo ciężkie wyzwanie...


Przy całej mojej sympatii dla rasy zgadzam się w 100%.
Obok konia achał-teka nie da się przejść obojętnie i wiele osób się nimi zachwyca - ale to trochę sytuacja analogiczna jak na psich wystawach. Ludzie zachwycają się chartami saluki, zbiegowisko i najwięcej fotografów amatorów tłoczy się wokół wielkich, pokrytych dredami komondorów, ale prawie każda rodzina chce mieć labradora. I to takie właśnie - typowe i w 100% psie psiska są w czołówce popularnych ras.

Planowanie "biznesu" hodowlanego zaczynałabym od określenia targetu. Komu chcemy sprzedawać te konie? Będą drogie, więc nie każdemu. Sportowcom? Niekoniecznie (nawet w rajdach są popularne araby, co więcej, można bez problemu wybierać w ich dużej populacji i umiarkowaną kwotę kupić dobrego użytkowo konia). Bogatym amatorom? Już prędzej. Tyle, że wydaje mi się, że taki amator bez ograniczeń finansowych, a z założeniem zakupu "wyróżniającego się urodą, ciekawego konia" będzie raczej oscylował w kierunku ras hiszpańskich, albo fryzów. Primo - uroda "łatwiejsza", secundo - charakter, szczególnie lusitano, pre - doskonały dla amatora, to są konie łatwe, pełne energii, ale mocno bezproblemowe, tertio - użytkowość. Nie czuję bluesa, żeby na achał-teka posadzić pana prezesa z brzuszkiem, hożą dziewoję, albo kupić takiego konia dla dziecka - ok, na pewno się da, ale patrzę z punktu widzenia takiego potencjalnego klienta, jak właśnie prezes z brzuszkiem (kawał chłopa), hoża dziewoja, czy rodzice dziecka.
W zasadzie główny target, jaki mi się widzi na tą rasę, to bardzo zamożni ludzie, którzy będą kupować po części też prestiż i modę - a nie tylko konia "dla siebie". Tylko, żeby sprzedawać prestiż, trzeba mieć prestiż - czyli mieć pieniądze, żeby stworzyć i wypromować właśnie elitarność hodowli. Ktoś, kto dysponuje naprawdę dużymi pieniędzmi i któremu zamarzą się achał-teki, wybierze najstarszą, najbardziej utytułowaną, najsłynniejszą, z najdoskonalszymi liniami hodowlę, albo kupi konie na prestiżowej aukcji (nawiasem mówiąc - nawet chcąc zaprezentować konie na takiej aukcji trzeba by sporo zainwestować, przygotować konie, zawieźć je w potrzebne miejsce etc. etc.).

Powiem tak - rozumiem pasję, ale jeśli to wszystko ma być rentowne, to imho nie będzie łatwo...

jkobus, piszesz, że masz zamówienia na źrebaka, ale równocześnie najbliższy przychówek nie będzie na sprzedaż. Czyli przez najbliższe dwa lata "produktu" (czyli źrebaków, nie obrażajcie się za określenie, ale chcę trochę wytłumaczyć popyt / podaż). Piszesz o nasyceniu czeskiego rynku końmi tej rasy - to nasycenie będzie teraz szybko postępowało, dziś świat jest mały, co to za problem kupować konia z Czech? Sytuacja może się niesamowicie zmienić. Jeszcze 2-3 lata temu źrebię fryzyjskie w Polsce kosztowało 40ci i więcej tysięcy złotych, i była to mocno unikatowa oferta - w tej chwili dorosłego konia tej rasy można kupić za połowę tej ceny. Żebym nie była gołosłowna - opieram się na danych z Końskich Targów, które mam obok na biurku...
Nie boisz się jacku, że za 2 lata może okazać się, że będziesz musiał osadzać swoją "firmę" w zupełnie innych realiach?

Nie chcę siać defetyzmu, ale widzę w tym wątku polemikę z prawie każdym głosem rozsądku w kwestiach rynkowych 😉

Podobają mi się konie achał-tekińskie, z przyjemnością oglądam zdjęcia, ale też znam realia hodowli koni w Polsce, obserwuję coraz więcej ogłoszeń z achał-tekami sprzedaż i jako praktykująca biznes-łoman nie wierzę w istnienie niszy rynkowej, która ma tylko i wyłącznie plusy  :kwiatek:

Kończąc mój nudy wywód wrzucę trochę fotek - to wszystko są konie na sprzedaż z Czech (bynajmniej nie achał-tekińska strona, zwykła strona sprzedaży koni)

Alnissa (Alachrat/Salamandra)


Elista (1100 Taran/Eneke 17)



Alisa (Atlair/Elista)


Alsona (1054 Gylkujruk/Ajta)




Na marginesie - jak już bym była duża i nieprzyzwoicie zamożna, to bym kupiła takiego konia, żeby mu robić zdjęcia 🙂 Ale koniecznie cremello! 🙂
jkobus
życzę powodzenia i zadzwonię jak Barki pójdzie na zasłużoną emeryturę, bo również lubuję się w tej rasie. Aczkolwiek ja nie zakładam, że będzie popyt na achał-teki, że będą popularne wśród ludzi. Wtedy rynek się nie nasyci, bo nie będzie czuł głodu  😉
może się mylę, nie wiem, tak mi się wydaje.
Trudno jest teraz sprzedać jakiegokolwiek konia, ogłoszenia wiszą miesiącami, a achały mają raczej złą opinię- nie skaczę, nerwusy- więc ujeżdzenie też nie jest aż tak łatwe itp. Opinie te są niesprawiedliwe, moim zdaniem, ale są.
Ja niestety jestem wspomnianą hożą dziewoją 😉 więc achał-teki to dla mnie za małe konie, ale są piękne i jak będę już kiedyś bardzo bogata, to będę trzymała kilka w ogródku i je podziwiała 🙂
Na starej Volcie temat ten był już obszernie dyskutowany. Koniec końców przyznałem się wtedy Galutce, że żadnego biznes planu nie mam, a hodowcą koni tej rasy stałem się na skutek nader skomplikowanego zbiegu okoliczności, jednym słowem: przypadkiem. Nie będę teraz udawał, że jest inaczej. Niech się pan Mazur (czy jak mu tam) martwi, jak te konie sprzedać, jeśli planuje je dla zarobku hodować.

Dla mnie jest to obowiązek moralny (bo skoro jestem opiekunem kilku zwierząt tak rzadkiej i cennej rasy, to przecież nie mogę pozwolić im zejść bezpotomnie, ze względu na nie i ze względu na szacunek wobec tych tysięcy lat ciężkiej pracy, jakie w ich wyhodowanie zostały włożone) oraz przyjemność. Ani mi w głowie żyć z hodowli koni, achałtekińskich, czy jakichkolwiek innych.

Prawdę pisząc, nie znam nikogo, kto byłby w stanie wyżyć z samej tylko hodowli. Jakiejkolwiek rasy. No, może pewien handlarz z Wieliszewa, który przechwalał się, że już milion euro na wywozie koni do Dojczlandii zarobił i zwykłe "grubasy", tyle że bułane, próbował jako achałtekińce sprzedać...

Napisałem o "zapotrzebowaniu" na jeszcze nawet nie spłodzone źrebięta bo raz, że to śmieszne, a dwa - dowodzi, że zarówno moje konie, jak i decyzje hodowlane, które podejmuję, budzą dość pozytywne emocje u innych, bardziej doświadczonych skądinąd hodowców - a tak naprawdę, to wzbudzają w nich dzikie żądze, skoro takie propozycje formułują.

W związku z powyższym, zupełnie mnie nie interesuje kwestia rynku zbytu. Bo nie mam nic do zbycia, a jeśli kiedyś będę miał - Bóg pomoże...

Natomiast skoro mowa o "Końskim Targu", to zauważcie proszę, że ostatnio nie ma numeru, abym czegoś tam nie zamieścił - i zapas tekstów, które już im posłałem, do końca tego roku na pewno wystarczy. Będzie jeszcze wiele o koniach achałtekińskich i o hodowli koni w ogóle. M.in. z badań które przeprowadziłem wynika, że ta "mentalność i świadomość" o której była tu mowa, jest bardzo świeżej daty. Do połowy XIX wieku właściwie nie było czegoś takiego jak chłopska hodowla koni (dlaczego, o tym będzie mowa w artykule "Konie carów"😉. Hodowla koni pogrubionych, przeznaczonych zasadniczo na mięso - to dopiero lata 60. i 70. XX wieku! Podobnie jak - światowa - moda na konie ras jeszcze niedawno uważanych za typowo pociągowe: hanowery, holsztyny czy oldenburgi.

Z kolei niczym nie uzasadnione przekonanie, że "Polacy zawsze kochali się w arabach" to mit z połowy XIX wieku. Taki uboczny skutek wielkiej ideologicznej wojny, jaka się wtedy rozgrywała w środowisku koniarzy, z których jedni popierali modernizację na wzór zachodni - z księgami stadnymi, wyścigami i innymi próbami dzielności, ze świadomym dobieraniem par do kojarzeń itd. - a inni, próbując się tej modzie przeciwstawić, bici bez litości w każdej próbie, na jaką się zgodzili (importowane lub pierwsze krajowej hodowli folbluty wygrywały wtedy nawet i rajdy na ponad 100 km - przy czym większość krajowej konkurencji padała na początku dystansu, bezskutecznie próbując dotrzymać anglikom tempa...), wymyślili sobie ideał "krwi orientalnej", a nigdzie w kraju nie mogąc go znaleźć, bo był z gruntu fałszywy i żadnego związku z rzeczywistością nie miał, musieli jechać do Aleppo czy Kairu, żeby cokolwiek do tego ideału zbliżonego sprowadzić. Równie dobrze mogliby pojechać do Merwu czy Aszchabadu i wtedy to - nieliczni i wyśmiewani "arabiarze" musieliby się dzisiaj przebijać ze swoją ukochaną, a nikomu nie znaną rasą. Nie pojechali, bo po pierwsze, od Napoleona przez wojnę o niepodległość Grecji aż po różne kolonialne eskapady, Bliski Wschód był o wiele bardziej modny od Azji Środkowej, a po drugie - Aleppo i Kair były zwyczajnie o wiele łatwiej dostępne.
Ciekawe rzeczy piszesz, nie wiedziałam o tym. Bardzo lubię zresztą czytać Twoje artykuły 🙂 Jak dla mnie achał-tekińce i araby mają sporo wspólnego jeśli chodzi o wygląd czy charakter, czy mają jakieś wspólne korzenie, czy to tylko jakieś podobieństwo klimatu/stylu hodowli?
Jedna linia achalow -araba- wywodzi sie podobno od przedstawiciela tej wlasnie rasy.
Doma Gazela sie ma dobrze , jak zwykle nic nie robi tylko przegania inne konie, i pasie sie beztrosko na trawce😉 poza tym we wtorek bedzie badana i okaze sie czy jest zrebna.Trzymac kciuki 😀
Niestety, nie jest tak, że od imienia, zresztą chyba bardzo przypadkowo nadanego, bierze się historia całego spokrewnienia ras. Arab - to tylko imie konia achałtekińskiego. Nie ma nic wspólnego z rasą koni arabskich. Mając tak piękną klacz jak Melegezel - trzymam kciuki za badanie, zaźreb się - warto również zainwesować czas w uczenie się historii.
hm, ja wiem...miałam "faze" na fryzy- mają chyba jakąś badrziej popularną prezencję. kojarzą się z filmami, królami, potęgą. dziś nie bardzo mi podchodzą- może się przejadły, moze poprostu gust mi się zmienił.
achałtekińce- nie ukrywam, ze fanką tej rasy zdecydowanie nie jestem (ale swoja droga kary z odmianami, bardzo fajny), ale i tak wydaje mi się, że są trudniejsze do zaakceptowania przez europejskie oko, dlatego ich popularyzacja nie przebiegnie tak szybko- może się mylę.
fakt, że ceny fryzów śledziłam i spadły baardzo szybko i różnica jest duża, znam także ludzi, którzy przed ładnymi paru laty już marzyli o achałach, i ciągle się zastanawiam, czy im nie wysłać linku do strony z końmi- czy pojawi się jakieś "oficjalne" ogłoszenie sprzedaży?
jak dla mnie achaly sa duzo bardziej efektowne do fryzow. fryz to dla mnie kon niewiadomo do czego- jego pokroj nie jest ani pokrojem konia wierzchowego, ani zaprzegowego, takie niewiadomo co... chyba tylko czworka, pioropusze na leb i karawan ciagnac. achaly chociaz rowniez o nietypowym pokroju, swoja smukla sylwetka i szlachetnymi lebkami sugeruja, ze jest w tych koniach iskra, takie cos... co nie wiem jak nazwac  😉
Dla mnie najbardziej fascynującym faktem, jest to, że obcując z tekińcem, możesz zobaczyć, dotknąć, dosiąść praktycznie to samo zwierzę, jakie żyło kilka tysięcy lat temu. Zresztą widać to w moim podpisie: "To meet an Akhal-Teke is to touch a piece of ancient history...". To jest jakaś niesamowita magia i tajemnica.

Achał-tekińce są rasą czystą, nie wywodzą się od arabów. Możliwe natomiast, że konie turkmeńskie miały wpływ na rasę arabską.

Pelhan (kilka chyba już tutaj było):










Z czystej ciekawosci- Pelhan chodzi jeszcze pod siodlem?
Dahlia 🤔trzałka: z tego co mi wiadomo istnieja spory czy zalozycielem jednej z lini nie byl kon rasy arabskiej, mozliwe ze sie myle, ale tu moze wypowie sie Jacek, bo w tej kwestii jest dla mnie autorytetem 😉
Donia Aleksandra, ty tez mogłabys pamietac o edycji 🙂
Dahlia, mam zgoła odmienne zdanie, ale nie będę się powtarzać. jesli cię to interesuje- przejżyj wątek 😉
W tej chwili nie chodzi pod siodłem, nie ma kto na nim jeździć.

Nie mylisz araba z folblutem? Jedna linia wywodzi się od ogiera Fortingbrass xx - linia og. Ak Belek.
Nie jest ze mna jeszcze tak zle zeby oo z xx pomylic...ale puscmy w niepamiec widocznie mialam zle informacje.
Nie chodzi mi o to, że nie rozróżniasz oo od xx - spoko, nawet bym Cię o to nie podejrzewała. 😉 Myślałam tylko, że mylisz rasę założyciela tej linii.
Przypadkiem wiem, że Dahlia śledzi wątek od początku. Poza tym, na pewno przeczytała wszystkie moje artykuły  😡

Kwestię domniemanego pokrewieństwa koni achałtekińskich (czy raczej ich do żadnych ksiąg nie wpisanych przodków, bo o żadnym założycielu linii achałtekińskiej rasy arabskiej mowy być nie może!) poruszyłem w zakończeniu artykułu "Koń wschodni - czyli jaki?", który, jak kto nie czytał w "KT", wisi też sobie na mojej stronie w dziale "artykuły z prasy końskiej".

Na temat pochodzenia przodków współczesnych koni achałtekińskich (nie może być mowy o "koniach achałtekińskich" jako takich przed rokiem 1881, czyli przed rosyjskim podbojem oazy Achał) są dwie sprzeczne teorie.

Badacze najpierw rosyjscy, a potem radzieccy rozwinęli teorię, którą można nazwać "teorią ostatniej kropli". Do zapoznania się na przykład tutaj: http://www.kdvorik.ru/kks/index.php3?mag=105:8:1987&a=484[/url]. Niejaka Raja Kirsh, skądinąd osoba z całą pewnością nie do końca zrównoważona (można się od niej dowiedzieć, że ludzie nie urodzeni w krajach demokratycznych - uwaga! Was, drogie dzieci to chyba już nie dotyczy..? - nie mają prawa głosu na jej forum internetowym...), wymyśliła teorię przeciwstawną, którą można by nazwać "teorią kolonialnej dywersji". Do poczytania tutaj: [url=[[a]]http://www.akhalteke.info" target="_blank" rel="ugc">www.akhalteke.info.

W wielkim skrócie: "teoria ostatniej kropli", której wielkim propagatorem był Włodzimierz Szamborant, najsłynniejszy hodowca koni achałtekińskich XX wieku, a obecnie mój przyjaciel Aleksander Stiepanowicz Klimuk twierdzi, że konie achałtekińskie są bezpośrednimi potomkami koni starożytnych Massagetów i świętych "koni nizajskich" Persów. Jako takie, wcale, lub prawie wcale nie były spokrewnione z innymi końmi hodowanymi przez Turkmenów (jak konie jomudzkie, jabu, goklan i kilkanaście innych "grup rasowych"😉, zawsze były rasą elitarną i bardzo nieliczną.

"Teoria kolonialnej dywersji", opierając się po części na dość dobrej wiedzy z zakresu genetyki populacji, a po części na tzw. "zoologicznym antykomunizmie" twierdzi, że wszystkie konie hodowane przez Turkmenów do 1881 roku były ze sobą blisko spokrewnione i nawet, jeśli pochodziły od koni Massagetów i Persów (co, przy założeniu, że była to szersza i bardziej zróżnicowana populacja niż tylko jeden, nader elitarny szczep, jest swoją drogą dużo łatwiejsze do wyjaśnienia), to nie można ich nazwać przodkami dzisiejszych koni achałtekińskich. Konie achałtekińskie od początku do końca wymyślili kolonizujący Turkmenię Rosjanie, którzy odebrali Turkmenom (w latach 20. XX wieku) dość przypadkowy zbiór koni różnych grup rasowych, po czym złośliwie skrzyżowali je z fulblutami, aby pozbawić tychże Turkmenów wojennych koni, a dać w zamian ogłupiającą rozrywkę w postaci krótkodystansowych wyścigów płaskich.

Obie te teorie mam za szalone. Nie sposób udowodnić nieprzerwanej ciągłości hodowli jednej tylko, wąskiej i elitarnej grupy koni zwłaszcza, jeśli ich hodowcami mieli być przez 4 tysiące lat niepiśmienni koczownicy, mówiący językami należącymi do całkiem różnych rodzin językowych (Massageci i Persowie to Indoeuropejczycy, jak my, a Turkmeni to przecież Turcy, mówiący językiem aglutynacyjnym, nie tylko różnym, ale na całkiem innych zasadach opartym), wyznający całkiem różne religie i mający odmienne afiliacje nie tylko państwowe (te, na stepie, nie mają większego znaczenia), ale przede wszystkim rodowe. To byłoby pasmo nieprzerwanych cudów. Nota bene kusi mnie, żeby w oparciu o tę teorię napisać opasłą powieść przygodową - do niczego więcej się to nie nadaje.

Z drugiej strony, choć Sowieci do różnych świństw byli zdolni, nie wierzę też w jakiś państwowy spisek obliczony na skażenie czystości krwi turkmeńskich koni. Ktoś, kto nie urodził się w kraju socjalistycznym nie jest w stanie docenić, jaką rolę w jego funkcjonowaniu odgrywała pospolita... głupota! Faktem jest, że w latach 20. XX wieku Sowieci skonfiskowali na całym terenie swojego imperium jakieś 20 - 25 milionów koni odebranych poprzednim, prywatnym właścicielom. Połowę udało im się zagłodzić i zabić z braku należytej opieki w ciągu 2 - 3 lat... Rasa achałtekińska miała niewyobrażalne niemal szczęście, że w ogóle przetrwała - ktoś zdążył się zorientować, że jest to cenne dobro nim było za późno... Przed 1928 roku istniało z pewnością KILKADZIESIĄT ciekawych ras koni, po których czasem nawet nazwy do nas nie dotarły - zostały zagłodzone, wycieńczone pragnieniem i pracą ponad siły, a na ostatek zjedzone podczas Wielkiego Głodu. Część pozabijali ich dawni właściciele nim zostały im odebrane - co też można zrozumieć.

Moim zdaniem, konie będące przodkami dzisiejszych koni achałtekińskich hodowano na terenie obecnej Turkmenii (oraz na Wyżynie Irańskiej i w okolicach) co najmniej od końca III tysiąclecia p.n.e. Najprawdopodobniej udomowili je lub wytworzyli (krzyżując miejscowe dzikie konie tzw. Typu III z końmi leśnymi, udomowionymi pareset lat wcześniej na terenie Ukrainy) przechodzący przez Azję Środkową Ariowie, którzy w ciągu II tysiąclecia p.n.e. konno obrabowali, zgwałcili, spalili i zbeszcześcili cały ówczesny cywilizowany świat, tj. Egipt, Mezopotamię i Indie. Od tej pory konie te, różniące się między sobą typem i sposobem utrzymania, były nieprzerwanie hodowane przez wszystkie ludy Azji Środkowej, przy czym wcale nie musiała między nimi istnieć jakaś pokojowa i nieprzerwana ciągłość hodowli i doświadczeń jeździeckich. Po prostu, te akurat konie były najlepiej przystosowane do miejscowych warunków, a z uwagi na potrzeby wojenne każdy kolejny lud, który nimi władał, wcześniej czy później z tego materiału, który udało mu się zrabować lub odziedziczyć, dohodowywał się takich samych elitarnych koni wojennych - toczka w toczkę podobnych do dzisiejszych koni achałtekińskich.

Nie ma na to żadnych dowodów, ale przynajmniej nie potrzeba cudów ani spisków, żeby tę teorię uzasadnić.

Jak widać, na konie arabskie nie ma tu miejsca. Nie uważam, żeby konie turkmeńskie mogły pochodzić od koni arabskich (świadectwa pisane temu przeczą, o wiele wcześniej jest mowa o koniach w Azji Środkowej niż na Półwyspie Arabskim...), ani też odwrotnie, aby konie arabskie mogły pochodzić od koni turkmeńskich. Natomiast z całą pewnością istniało wcześniej mnóstwo ich krzyżówek. Które nie przetrwały do naszych czasów.

Warto przy tym pamiętać, iż pojęcie "rasa" pojawiło się po raz pierwszy w języku francuskim w roku 1684 (w odniesieniu do ludzi), a do praktyki hodowlanej przeszło na przełomie XVIII i XIX wieku. Stąd mówienie o "rasach" w ścisłym sensie tego słowa wcześniej - nie ma wielkiego sensu. Nie było koni arabskich przed rokiem 1800, kiedy to Kajetan Burski zaczął je w Aleppo dla swoich mocodawców wyszukiwać. Nie było koni achałtekińskich przed rokiem 1881, kiedy to Rosjanie zaczęli je tak nazywać i wzorzec rasowy sobie wymyślili...
przechodzący przez Azję Środkową Ariowie, którzy w ciągu II tysiąclecia p.n.e. konno obrabowali, zgwałcili, spalili i zbeszcześcili cały ówczesny cywilizowany świat, tj. Egipt, Mezopotamię i Indie.


Z całym szacunkiem dla Twojej wiedzy Jacku, ale na orientalistyce nikt się nie bawi w fenomenologię Ariów. Nie twierdzę, że mam obszerną i ugruntowaną wiedzą na ich temat, ale nie ukrywam że Indie i kraje post-perskie to mój docelowy obszar specjalizacji i jakoś do tej pory wszelkie głosy na ich temat są wątłe i bardzo odmienne tudzież bliższe obaleniu teorii ich wielkich podbojów...
no i jak można mówić o bezczeszczeniu skoro domniemani Ariowie tworzyli elity na terenach sobie podporządkowanych i kontynuowali lub wręcz dyktowali swoisty ład?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się