Dzisiaj miałam w pracy przeboje 😀 Zawożę Amerykanów na lotnisko ,cofam i nagle TRACH! Walnęłam w drugie auto,którego nie widziałam (jechałam mercedesem sprinterem),bo mi się schował z tyłu,a w lusterkach go nie widziałam. Na to Amerykanie: jak coś to my nic nie widzieliśmy 😀 (ps.w sumie wina była też po stronie właściciela drugiego auta,bo nie powinien stać tam gdzie stał,nie będę wdawać się w szczegóły,ale nie mam z tego powodu żadnych nieprzyjemności). Potem miałam zawieźć pilotów na lotnisko (chyba Czesi albo Słowacy,bo rozumiałam co nieco) i ich zawiozłam Dodgem caravanem,z którego kiepsko się wysiada z ostatniego siedzenia. Starszy (koło 60) pilot właśnie tam usiadł i się wygramolić nie mógł. Drugi tam patrzy na niego z politowaniem i: ,,starosc ne radosc". Tak fajnie to powiedział,że musiałam się opanować by nie zacząć się śmiać 😀 No,a na koniec przyszli oni-rodzina Rosjan. Pan zamówił pokój dla 5-ciu osób i taki też mu dałam. Po 2 min przychodzi i mówi,że on takiego nie chciał,bo jego dziecko ma spać osobno. No dobra-rodzina 4 osób (rodzice,dziecko i babcia),więc jakby nie wyszło to mają wystarczająco łóżek,ale cóż-nasz klient,nasz pan. Sprawdzam jego kartkę z rezerwacją-pokój na 5 osób,ale on nie-takiego nie chce-zamawiał inny (wszystkie pokoje 5-cio osobowe są takie same). Dałam mu pokój 4-ro osobowy,bo tam nie ma małżeńskich łóżek tj.jest,ale można rozdzielić (może o to mu chodzi). Za 5 min wraca,że ten mu nie pasuje. Ok-to idę z nim i mu pokazuję kolejny pokój-nie,zły! Następny-taki sam jak tamten! Już tracę cierpliwość,ale ok-idziemy do 6-cio osobowego i jest! Taki właśnie chciał! Puenta? Chodziło mu o pokój z drugą,osobną sypialnią,bo ich córka już z nimi nie śpi (jakby tej jednej nocy nie mogła przespać w tym samym pokoju z rodzicami i babcią. Zadowolona,myślę-już mam spokój. Gdzie tam! Jeść się zachciało,a u nas tylko śniadanie serwujemy. Konwersacja: -Czy w pobliżu jest jakaś restauracja? -Tak,mamy pizzerię (daję ulotkę) -Daleko jest? -Jakieś 5 min piechotą -A nie,to mi się iść nie chce. Można zamówić do hotelu? -Oczywiście,proszę tylko wybrać co państwo chcecie to zadzwonię. -Chociaż nie,bo fajnie byłoby gdzieś wyjść. Busy z lotniska tu jeżdżą? -Niestety,ale nie. -Taksówki są? -Tak są i kosztują ok.1500 do Keflaviku -A to może autobusem, jest jakiś rozkład? -Już drukuję -A to nie,bo godzina mi nie pasuje. Na piechotę da się? -Da się,ale trochę się idzie i ciężko trochę będzie. -A te autobusy to gdzie stają? -Tu,tu i tu -Jednak pojadę taksówką,proszę mi zamówić
Dołączam do wątku, bo staram się o staż w stajni. Papiery złożone, staże są rozpatrywane raz w miesiącu i akurat w maju zostały rozpatrzone jeden dzień wcześniej niż zwykle i mój się nie załapał. Teraz muszę jakieś pismo sklecić, żeby poprosić o szybsze rozpatrzenie stażu. Dodatkowo tylko dla stażu musiałam się zarejestrować jako bezrobotna i bardzo mnie irytuje poczta od UP, które ciągle czegoś ode mnie chce: to szkolenie, to stawienie się w UP.
Koleżanka pracowała w Hewitt. 8h przed kompem, robotę którą miała robiła w 4, przez kolejne 4 się nudziła :-) wytrzymała tylko 3 miesiące, bo nie chcieli jej dać 3/4 etatu za te same pieniądze 😉
Moja sytuacja jest taka, że zarejestrowałam się jako bezrobotna tylko po to, żeby mieć możliwość podjęcia stażu na wakacje, żeby sobie zarobić jakieś pieniądze na studia i to jeszcze w stajni, w której aktualnie jestem na wolontariacie. Może dla niektórych szkolenie będzie przydatne, ale dla mnie to będzie jedynie strata czasu.
No tak, tylko babka w up nagadała mi,że ostatnio wysłali do tej firmy 7 osób na rozmowy i nikt się nie dostał, no i obawiam sie podchwytliwych pytań.
edit: staż na stanowisku sekretarki lub asystenta prezesa w NDG Medical
Teraz jest jaki etap, że w UP BEZ URAZY przychodzą kompletni debile. Serio. Urząd ma praktycznie cały rok zapotrzebowanie na stażystów, roboty zawsze jest dużo. Nie jest to oczywiście robota na stanowisku inspektora, bo na takie stanowiska są rozgrywane castingi. Zaczyna się od bzdur np wprowadzanie deklaracji podatkowych, wysyłanie korespondencji, dzielenie zwrotek, otwieranie poczty itp. Jak osoba się sprawdza, jest kumata to dostaje coraz to ważniejsze zadania. Co może skutkować tym, że zaoferują takiej osobie zlecenie. Po tym jakie ewenementy trafiają do nas teraz, jestem zdania, że jestem przedostatnim rzutem normalnych stażystów. Głupio to mówić i tak o kimś brzydki pisać, ale stażyści, którzy: -pracują wolno i nieefektywnie -nie potrafią obsłużyć zszywacza, pieczątki, nożyczek -niepotrafią zapamiętać po kilku miesiącach gdzie znajduje się sekretaria przy pokoju Naczelnika albo pokoje kierowników działów, do których chodzi się codziennie np z pocztą -nie zapamiętują rzeczy, które powtarza się kilkanaście razy dziennie -całymi dniami gadają przez telefon -z powodu narzuconych obowiązków chodzą do Naczelnika na skargę -albo dlatego, że kierownik działu po raz 3 w tygodniu nie chciał iść zwolnić 5h wcześniej też chodzą do Naczelnika -z każdego, byle powodu chodzą do Naczelnika -oczekują, że będą pełnić obowiązki inspektorów itp
Takich ludzi się nie chce. Ostatnio mieliśmy stażystkę pod 50tkę, która siedziała na miejscu inspektorki, która obecnie jest macierzyńskim. Ubierała się i zachowywała jakby była tam na służbie i uważała, że to co robi jest niegodne niej i ona żąda przeniesienia! Ona tu przyszła do wyższych celów, zamiast robić to tylko gadała. Teraz mamy inny ewenement, który również zachowuje się jak inspektorka. Potrafi przy ludziach rzucić "a Ty E swoim znajomym to umarzasz postępowania co nie?". Albo akcja z dzisiaj przychodzi chłopak, że urząd zajął mu konto bankowe. Dostał mandat w grudniu, zapłacił go w terminie, a urząd wojewódzki po 3 miesiącach wystawił tytuł. Inspektorka mu tłumaczy, że wszystko jest załatwione, wycofane. A ta stażystka siedzi i ryje w niebogłosy, rechocze się prawie turlając pod biurkiem. Chłopak patrzy jak na wariatkę, raz na nas, raz na nią. Wczoraj pytała mojego kolegi z pokoju czy startował w naborze do innego działu. On mówi, że tak, a ona przy ludziach (w sensie zobowiązanych) "miałeś odpowiedzi na test, co nie?"
JARA ostro macie z tą stażystka 🤔 Jeden staż mam za sobą, jako pracownik biurowy, i źle go wspominam. Większość czasu nic nie robiłam, zdarzyło się,że zastąpiłam sekretarkę przez kilka dni,a tak to robiłam jakieś duperele, najlepsze jest to,że w programie stażu miałam wypisane, co powinnam umieć na koniec, było tam między innymi księgowanie itp, a panie z z księgowości powiedziały,że one stażystów nie chcą,że nie maja czasu ich uczyć, a ja byłam zbyt nieśmiała,żeby im powiedzieć,że jeżeli deklarują sie do czegoś, powinni sie z tego wywiązać. Tkwiłam w pomieszczeniu przy sekretariacie, zajmując się byle czym, aby czas zleciał, kiedyś sekretarka wyskoczyła z tekstem,ze mogłaby mi pokazać jak coś tam się robi, ale boi się, że po ukończeniu stażu firma da mi prace,a ja wyrzucą , i znowu zabrakło mi asertywności,żeby sie obronić 😵 Sorki,że tak chaotycznie to opisałam :kwiatek:
Jakbyś zwróciłam uwagę, że nie robisz tego co w wymaganiach to by Ci powiedzieli jedno "jak nie pasuje to do urzędu pracy". Niestety. Stażyści są traktowani jako tania (bezpłatna) siła robocza.
Dokładnie ,na staż poszłam z jeszcze jedna dziewczyna, ona trafiła na spedycję, laska pokazywała jej, co i jak, a później wyleciała,i proszę, firma ma bezpłatnego pracownika. Wkurzała mnie okropna atmosfera w robocie, każdy na każdego burczał i dogryzał, kamień spadł mi z serca gdy zakończyłam mordęgę stażową.
Ja byłam na dwóch stażach. W urzędzie skarbowym, po którym up nie chciał mi przedłużyć stażu, a urząd nie mógł mnie zatrudnić. Drugi staż był w urzędzie wojewódzkim, gdzie również miałam wybrany piękny "kierunek" geodezja i nieruchomości, a archiwizowałam w orzecznictwie. Mimo wszystko czegoś się nauczyłam. Natomiast na pierwszym stażu najpierw wprowadzałam deklarację, później otwierałam pocztę (bo był termin składania pitów), a na sam koniec zajmowałam się już wysyłką korespondencji. Sprawdziłam się, byłam dobrym pracownikiem, który robił, wykazywał inicjatywę. Pół roku później potrzebowali pracownika i zatrudnili mnie. Pracuje do dziś, w innym dziale, za lepszą kasę, ale nadal na zlecenie. Ktoś mnie polecił i ktoś mnie zatrudnił. Mi się udało, wolę pracować na zlecenie, niż w ogóle. Lubię swoją robotę, wstaję codziennie i cieszę się, że idę do pracy mimo. Chorobowe jest udręką, bo myślę co w robocie, chętnie bym do niej poszła. A roboty ogrom, a terminy gonią. Mi się udało, ale dziesiątkom innych stażystów już nie. Są, popracują, pójdą dalej, przyjdą kolejni.
Szkoda, próbować zawsze warto... Kolega mówił, że płaca niższa, benefity mniejsze, no i że atmosfera gorsza. A w mojej firmie nic nie znalazłaś, jeśli chodzi o oferty?
Patrzyłam na stronie, ale w tej chwili nie ma żadnych ofert dla biura w Warszawie. Mi też jest szkoda dzisiejszego dnia, ale miałam sporo roboty, nie dałoby rady wyskoczyć w ciągu dnia na tą rozmowę. A urlopu też nie chciałam brać (z resztą u mnie w pracy nie jest mile widziane branie urlopu z dnia na dzień). Poza tym ciągle jednak mam w sobie taki strach i niepewność przed zmianami, biję się z myślami czy naprawdę tego chcę i potrzebuję. Czasem nie cierpię mojej pracy i mam ochotę rzucić wszystko i wyjść tak jak stoję, ale potem jak mi mija złość, nachodzi mnie refleksja, że przecież "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" i że w innej pracy niekoniecznie też czułabym się dobrze. Z jednej strony chcę zmian, a z drugiej się boję. 😉 U mnie w pracy płacą marnie, ale mam bezcenne poczucie bezpieczeństwa. Może jestem typem, który nie umie zaryzykować, postawić wszystkiego na jedną kartę i złożyć wymówienia i iść gdzie indziej. Trochę mnie to wkurza, bo mam wrażenie, że uciekają mi gdzieś nowe doświadczenia i możliwość nauki czegoś nowego. 🙄
Szkoda, próbować zawsze warto... Kolega mówił, że płaca niższa, benefity mniejsze, no i że atmosfera gorsza.
Taaaak... nie polecam AON Hewitt. Chociaż ashtray - weź pod uwagę, że Waw to nie to samo co Krk. Tam są inne biznesy. Ale w Krakowie jest beznadzieja - płace niskie, bonusy jakby w morde dostać. Też oczywiście zależy, do jakiego projektu się trafi - ale jak się źle trafi to jeszcze na dodatek można nie spać po nocy. Na szczęście tam nie pracuję - na nieszczęście bliska mi osoba miała tę (nie)przyjemność
Oj sorry Ashtray, nie wiem czemu ale założyłam, że jesteś z Krakowa 😉 ale jakby Ci to powiedzieć - przyjdzie moment, w którym będziesz pewna, że MUSISZ pracę zmienić. Ja też biadoliłam, potem tęskniłam za lotniskiem... a prawda jest taka, że teraz mogę zwiedzać inne lotniska 😜 bo od momentu zmiany pracy mogłam sobie finansowo pozwolić na dwie wycieczki zagraniczne 😉
motyl, a ja jak widzę na cv, że nie spełnia pracownik wymagań to go biorę za idiotę, który czytać nie potrafi. Jeśli np wymagane kryterium to język angielski w stopniu komunikatywnym, to po co mi pracownik, który mówi komunikatywnie w pięciu innych, a po angielsku akurat nie?
chyba wolałabym teraz szukać pracy niż pracownika. Koszmar. Jeden-fachowiec. Dostał umowę o pracę kilka dni temu. Dziś... ululał się i zasnął w pozycji embrionalnej pod samochodem. Drugi w sobotę prawie od nowa rozpoczął robotę z idiotycznego powodu i chłop mój musiał lecieć na złamanie karku spod gabinetu usg, żeby mu łopatologicznie wyjaśnić, że jest kretynem... Następny-cv takie, że zwala z krzesła, przyjechał na próbę tydzień temu w sobotę, ułamał kilka części i... uciekł, bo koszt naprawy jego "psujstwa" wyniósł kilka setek... teraz więcej magistrów niż zwykłych fachowców i nie można znalezc zadnego porządnego mechanika. Jak tak dalej pójdzie to dzień po porodzie będę siedzieć z dzieciem na cycu w biurze, a chłop będzie leżał ubabrany w oleju...
no bo widzisz motyl i Isabelle to chyba zalezy od tego JAKICH warunków nie spełniamy. jesli chodzi o jezyk to niezbyt da sie takie niedopowiedzenie przeskoczyć... ale jesli w wymaganiach jest napisane "ukonczony kurs taki czy owaki" a potencjalny chętny jeszcze nie ukończył kursu, ale jest w trakcie jego realizacji to dlaczego miałby nie spróbować...?
Jeśli w ogłoszeniu o pracę wymagana jest biegła znajomość angielskiego, ale stanowisko nie wymaga np. robienia tłumaczeń czy prezentacji po angielsku lub tym podobnych, to uważam, że warto próbować znająć angielski na poziomie dobrym lub bardzo dobrym.
motyl, a ja jak widzę na cv, że nie spełnia pracownik wymagań to go biorę za idiotę, który czytać nie potrafi. Jeśli np wymagane kryterium to język angielski w stopniu komunikatywnym, to po co mi pracownik, który mówi komunikatywnie w pięciu innych, a po angielsku akurat nie?
Oooo dokładnie! Zazwyczaj na 100 CV które dostaję, na dane stanowisko nadają się 3-4 osoby. A i tak moimi ulubieńcami są osoby masowo wysyłające CV na wszystkie możliwe ogłoszenia... Ja wiem, że o pracę teraz ciężko, ale żeby ta sama osoba była świetnym mechanikiem, sekretarką i szefem kuchni? 😉
ashtray, ale np stanowisko może wymagać kontaktów z klientami, gdzie język na poziomie dobrym to zbyt mało, dlatego pracodawca zaznacza, że potrzeba mu kogoś z językiem komunikatywnym, a nie napisze po co 😉
mery, masz rację. czasem jesteśmy w trakcie robienia uprawnień i można spróbować, mnie chodzilo o sytuację, w której na pewno nie spelniamy podstawowego kryterium, a pózniej ludzie się dziwią, że firma nie oddzwania 😉
ashtray ale skąd na etapie wysyłania CV wiesz czy angielski w stopniu komunikatywnym będzie niezbędny czy znajomość dobra wystarczy? Często w ogłoszeniach nie jest zaznaczone, że znajomość angielskiego jest wymagana do kontaktów z zagranicznymi klientami czy tłumaczenia tekstów. Przynajmniej ja z tak szczegółowymi ogłoszeniami się nie spotkałam. Zgodzę się, że czasem znajomość języka pojawia się na wyrost. Sklep z obuwiem czy odzieżą i jednym z wymagań jest komunikatywna znajomość języka angielskiego. Nie mieszkam przy granicy, obcokrajowcy zdarzają się pewnie od święta.