Forum towarzyskie »

Macierzyństwo a jeżdziectwo

tunrida- podziwiam chęci ja jestem nerwus/choleryk i nie wiem czy wytrzymałabym nerwowo coś takiego 😜
Ja też mam w sobie dużo z choleryka. Ale w stosunku to dziecka pokłady cierpliwości są naprawdę dużo większe.
Wiesz kiedy nie wytrzymałam?  😉
Kiedy mi od długości alejki w metrach odjął ilość drzewek żeby policzyć w jakiej odległości rosną drzewka. Myślałam, że go zabiję na miejscu, bo AŻ TAK źle to z nim nie jest.  😉 Upośledzony do jasnej ciasnej nie jest. Załatwiłam mu korepetycje u spokojnej pani, która me cierpliwość wytłumaczyć, że od długości w metrach nijak się drzewek nie odejmie.
I przynosi z matematyki czwórki. Na piątkę pewno nigdy nie będzie umiał, nie łudzę się, ale solidną czwórkę może mieć.
Dobry jest natomiast  z angielskiego, ma jakiś talent do tego. Pan stwierdził, że miałby szóstkę, gdyby łaskawie jakieś ćwiczenia dodatkowe robił, o których nic mi nie powiedział.  Z ocen wychodziła mu elegancka 6-ka. W licznej klasie tylko 2 dzieci ma szóstki.

No i ok. Stać mnie na korki, mam pomoc męża, który również pomaga przy lekcjach i obowiązkach domowych. I mam wsparcie w teściowej, która zajmuje się gotowaniem. Więc na konie czas mam. 4 razy w tygodniu.
Ale gdybym nie miała kasy, nie miała czasu ( bo praca w dużym wymiarze godzin), nie miałabym co dzień gotowych obiadów, a chciałabym pracować z dzieckiem, żeby nie został głąbem, nieukiem i nie sklejał desek po szkole, to na konie NIE miałabym już tyle czasu. I już.

Więc teksty- że ZAWSZE się da pogodzić wydają mi się przesadne. I owszem.....gdybym nie miała tego co mam, to bycie z koniem odbywało by się kosztem syna.
tunrida- dziecko to nie śrubka numer 5, nie wszystkie są takie same. Pracuję wśród dzieci (dziennie około setki się przewija koło mnie) to, że Twoje dziecko siedziało na brzegu basenu wcale nie znaczy, że było nieszczęśliwe przecież. I wcale mnie nie dziwi, że skoro nie umie pływać nie chciał wejść na zjeżdżalnię- to się raczej zdrowy rozsądek nazywa.
Dla mnie to o tyle dziwne, że przecież każde małe jest z natury ciekawskie, wszędzie się pcha, chce zobaczyć/dotknąć/spróbować, a skoro nie chce to gdzieś musiało stać się coś, co go zamknęło.

Staram się nie przeginać. I np na wakacje na obóz pojechał zmuszony przez nas, prawie, że siłą. Po to by radził sobie sam.
No nie wiem, najpierw czytam coś takiego, a potem, że mu tam źle było i... W sumie się nie dziwię. Jakby chociaż z jakimś kumplem, czy jednym znajomym pojechał to raźniej, a tak wylądował w grupie dzieciaków, z którymi się jak widać średnio dogadywał (no zdarza się). To jakoś wcale się nie dziwię, że chciał wracać, też pewnie bym chciała, bo to żadna zabawa spędzać całe dnie z ludźmi, z którymi się nie lubisz.

Ja tam mogę od siebie powiedzieć, że współczuję dzieciakom mającym pierdyliard różnych wyjątkowo rozwijających w mniemaniu rodziców zajęć, które
tak naprawdę do niczego nie są potrzebne, a dzieci połowę z nich i tak nie specjalnie lubią.

I w zasadzie mogę tylko przyklasnąć Dodofon.
tunrida, ja też byłam taką życiową sierotą i też mama poświęcała dużo czasu na przekonanie mnie do życia i nauczenia odwagi- chociaż dużo też wspomagał tato  :kwiatek: Nie jestem przebojowa, bywam naiwna, nadal zmagam się z "lękami" i sama walczę ze sobą, by nie rezygnować z czegoś tylko dlatego, że jestem "dzika"  😁 , ale gdyby nie oni, nie poradziłabym sobie na tym świecie, nie ukończyłabym studiów i nie walczyłabym o swoje, jak mi bardzo zależy. I jeżeli moje dziecko też będzie gamoniowate, a ma duże na to szanse  😁 , to też będę wspomagać i wspierać na każdym kroku i przekonywać, że zjeżdżalnia jest fajna  😉 I raczej nie wydaje mi się, byśmy: moi rodzice, Ty albo ja- robili to z przymusu i z poświęceniem, bo tak trzeba, tylko ze zwykłej miłości do dziecka. I chyba też nie czułaś się, że poświęcasz siebie dla Twojego dziecka, prawda? Bo wprawdzie nie mogłaś od razu delektować się książką, ale za to, jak mały się rozjeździł, to miałaś czasu dla siebie aż zanadto  😀
W ogóle chyba trochę w tej dyskusji miesza słowo: poświęcenie. Bo IMO w żadnym związku nie chodzi o poświęcenie- czy to partnerskim, czy też z potomstwem. Jak nie pojadę na końską imprezę, bo mąż chciałby, bym pojechała z nim na zlot- to czy ja się poświęcam? Nie, bo wprawdzie ominie mnie impreza, na którą mam ochotę, ale za to spędzę z mężem miły czas, zrobię mu przyjemność, co zarazem sprawi mi przyjemność. Albo jak przychodzi zdołowany z pracy, a ja zamiast dokończyć ekstra-interesującą książkę, spędzam z nim czas na rozmowie i wspieram go w jego problemach- to jest poświęcenie? Wg mnie nie, poświęcenie by było, jakbym przestała w ogóle jeździć na końskie imprezy, bo muszę jeździć z nim na zloty. Podobnie z dzieckiem- odrabianie lekcji, wspieranie w pokonywaniu lęku itd. to też nie jest poświęcenie, tylko normalna sprawa. Zrezygnowanie całkowicie z pasji, bo dziecku nastoletniemu trzeba uprać/ugotować/posprzątać/pościelić łóżko/usługiwać przez 16 godzin na dobę- IMO poświęceniem już jest.
Co innego z niemowlakiem- on może wymagać zaangażowania przez całą dobę, bo takie jego prawo, bo jest zdany kompletnie na rodziców. I to też nie będzie poświęceniem, o ile matka nie musi się zajmować tym niemowlakiem kompletnie sama, a jeżeli musi i nie może wygospodarować nawet godziny dla siebie, to to już nie jest okej i nie z winy dziecka, tylko "czynnika dorosłego".
Innymi słowy- dla mnie na etapie niemowlęcym nie będzie poświęceniem zrezygnowanie z koni, ale już z możliwości spaceru z psami- tak. Tylko że tutaj winnym byłby mój mąż, który nie zapewniłby mi pomocy w opiece nad naszym w końcu dzieckiem. Na etapie dziecka w miarę samodzielnego (jako dopiero ciężarówka bez wcześniejszych doświadczeń z dziećmi nie wiem jeszcze, ile takie dziecko w miarę samodzielne ma lat- 2? 3?)- niemożliwość jazdy konnej byłaby już niedopuszczalna. I też winą obarczałabym męża, a nie dziecko.
ech, ciężko mi dziś jasno wyjaśnić, o co mi chodzi  😎
AleksandraAlicja- ja cię zrozumiałam bardzo dobrze. I mogę tylko przytaknąć wszystkiemu co napisałaś. Wszystkiemu!

Alveaner- wiemy, że ten obóz bez żadnego znajomego kolegi nie był najlepszym pomysłem. Ale staraliśmy się, naprawdę.  😉 Nie przemyśleliśmy jakoś wszystkiego do końca. Bywa. 😡 W końcu kiedy były zajęcia, bawił się dobrze. Problem się pojawiał kiedy wracał do pokoju. Nie dogadywał się z dwoma. Z jednym żył przyjacielsko- to tak na nasze wytłumaczenie. Ale wiem..masz rację. jak na pierwszy raz trzeba go było wysłać z kimś znajomym. W ogóle to była długa historia z tym obozem, ale to już zupełnie nie na temat.
Aha..i jeszcze coś. Mój się NIGDY nie pchał. nawet jak miał ileś tam miesięcy. Naprawdę. Chociaż...może właśnie wtedy popełniłam błąd. Bo często się mówiło- nie dotykaj, nie ruszaj, skaleczysz się itd itp. A on po prostu słuchał i nie dotykał. Nie biegał, nie macał, nie szukał, nie właził, nie sprawdzał, nie wpychał paluchów. Po prostu nie robił tego.  😲
a ja jestem za zajęciami poza szkolnymi, a już szczególnie za zajęciami ruchowymi. Warto zaszczepić w dziecku chęć ruchu i ogólną sprawność fizyczną. Moja uwielbia basen- na zajęcia zaczęła chodzić mając niespełna rok, oczywiście najpierw były to zajęcia pływania dla niemowląt z mamusią, teraz mam luzik, bo pływa w grupie. I powiem, że jestem dumna, bo ja tak pływać nie umiem- np 25metrów krytą żabką. I widzę, że ją to rajcuje. Ale miała propozycję przejścia do grupy sportowej- codziennie po dwie godziny i powiedziałyśmy razem : NIE.


tunrida- a wiesz, że moja też nie? nie miałam porysowanych ścian w domu ani nie popisała żadnej książki, żadnych palców w kontakcie, ani fasoli w nosie. Raz podczas uroczystości rodzinnej wyciągnęła z szafy moje majtki- a to był tylko raz.
zwłaszcza w tzw. wyższych sferach, lub rodzinach aspirujących, matka   zamienia się w kucharkę (bo dziecko nie będzie jadło przetworzonych świństw!!), praczkę, sprzątaczkę, służącą, nauczycielkę, kierowcę, trenera itd.  no bo trzeba uprawić ogródek, zrobić przetwory, wyprać, wyprasować, posprzątać w domu i dziecka pokoju (bo dziecko samo nie może, gdyż musi się uczyć), przygotować kanapki (z rzodkiewką wyrzeźbioną w myszkę miki i odpowiednio ułożoną sałatą), zawieźć/przywieźć do szkoły, odrobić lekcje, pojechać na chiński itd.



O to ja, to ja, to ja, muszę tylko sie zastanowić czy bliżej mi do tzw. wyższych sfer  😜 czy jednak rodzin aspirujących  🤔
Tymon rzeczywiście ma chiński, ale sam o to poprosił. W chwili obecnej jest to bardziej zabawa niż nauka. Szukamy ( bo to zawsze są nasze wspólne czyli moje i Tymka decyzje) jeszcze w miarę w pobliżu zajęć z klockami lego ( takie budowanie sterowanych robotów i pojazdów).

Myślę, że Dodofon napisała to co napisała i wydźwięk jest oczywisty. Każdy w tym kraju po 30 doskonale pamięta jak w przeciętnej, normalnej rodzinie rodzice zajmowali się dziećmi, rzeczywiście garnków z nimi nie lepili  😉.
Takie właśnie wożenie dziecka na takie czy siakie  zajęcia uczy go posiadania  pasji. I nie tylko pasji związanych z tymi  konkretnymi zajęciami, ale  przede wszystkim uczy  pasji życia.
Uczy dokonywania wyborów, kreatywności i otwierania się na to co nowe.

tunrida twój opis basenowy dla mnie nie wygląda na gamoniowatego chłopca, a raczej na zachowawczego i mającego trochę mało wiary w siebie. Przecież przynosi piątki i jest b. dobry z angielskiego. Piszesz:- jest jaki jest. Jak ty nie chcesz uwierzyć, to jak ma on to zrobić ?
Wiem co mówię bo mój młodszy był przez rok intensywnie rehabilitowany, teraz trochę odpuściliśmy. Ila ja sie nasłuchałam od dobrych znajomych i rodziny , te spojrzenia.
A teraz robi się z niego diabeł wcielony. 😀iabeł:
Także wcale nie mam  ani spokojnych, ani nie absorbujących dzieci  😉
Moje dziecko nijak nie ma czasu na rozwój innych zainteresowań.  🙁
Dwa razy w tygodniu korki z matmy ( błogosławię ten dzień kiedy go na nie zapisałam, nie muszę powstrzymywać się przed biciem go zeszytem po głowie. W ogóle matematyki z nim nie dotykam)
Dwa razy w tygodniu ma korki z polskiego ( bo ja już nie mam siły i czasu by to z nim robić. Poza tym coraz bardziej mi wygląda na  jakieś dys- ale na razie nie badam, karzę mu się uczyć)
Mąż jest dobry w odrobieniu z nim pracy domowej, przypilnowaniu. Ale nie w tłumaczeniu. Nie umie uczyć. Nawet z zakresu podstawówki.

Jeśli jego ulubionym zajęciem jest komp, nie mam sumienia zabierać mu go zupełnie.
Wraca ze szkoły około 13;00-14;00. Godzinę odpoczywa, je obiad. Na 16😲0 ma korki. O 17;00 wraca. Robimy lekcje, uczymy się ( jeśli jestem) i robi się 19😲0. Ma pozwolenie grać. Ma jeszcze obowiązek wypuścić gryzonie i pilnować ich podczas grania. Czasami się pobawi, czasami obejrzy bajkę czy film i idzie spać.
Nie wiem gdzie tam mu wcisnąć jakieś inne zajęcia.
Ciężkie życie dziecka z korepetycjami.  🙁
Chciał chodzić na karate czy na piłkę nożną ( choć nie widzimy go z mężem na zajęciach ruchowych..,.no ale.....chce to chce, jego wybór)
Jeśli już, to lepiej by go puścić na ten angielski. Niech się szkoli w tym, w czym może być bardzo dobry.
Ale znów nauka?  😵 Padnie nam  biedak.
Aż mi go czasami szkoda.  
demon, ja naprawdę moim wpisem nikogo z nas nie wytykam (chociaż Ty to już raczej wyższe sfery  😂 ), bo wszystko trzeba wypośrodkować. Moją mamę też mogłabym zaliczyć do tej grupy, bo uprawiała ogródek (ale jadałyśmy też przetworzone świństwa  🤣 ), woziła mnie do/ze szkoły i na angielski/niemiecki/karate/konie, ale nie była tylko matką- nie kroiła rzodkiewki w myszkę miki, nie sprzątała za mnie, nie odrabiała ze mną lekcji (ale już z moją siostrą- dyslektyczką jeszcze w gimnazjum czytała lektury) itd. za to jeździła 3 razy w tygodniu na jogę (no to już, jak ja byłam na studiach, ale moja siostra jeszcze w szkole!)- choćby się waliło i paliło, wyjeżdżała do znajomych na weekendy/na zjazdy/do rodziny/na szkolenia, nas zostawiając pod opieką taty (a raczej- tatę pod naszą opieką  😎 ) itp.
I naprawdę byłam gamoniowata, zakompleksiona, pozbawiona wiary w siebie- baa, nadal się śmieję, że nie dość, że jestem typem aspołecznym (mój mąż twierdzi, że jestem lekko autystyczna), nie znoszę załatwiać spraw, zwłaszcza problemowych, to jeszcze jestem ofiarą losu  😁 , ale moi rodzice ZAWSZE we mnie wierzyli, zwłaszcza wtedy, jak ja nie wierzyłam w siebie i dzięki m.in. takiemu wsparciu, jakie opisała tunrida na zjeżdżalni, udało mi się osiągnąć aż tyle i wyjść w miarę "na ludzi".
tunrida- dziecko to nie śrubka numer 5, nie wszystkie są takie same. Pracuję wśród dzieci (dziennie około setki się przewija koło mnie) to, że Twoje dziecko siedziało na brzegu basenu wcale nie znaczy, że było nieszczęśliwe przecież. I wcale mnie nie dziwi, że skoro nie umie pływać nie chciał wejść na zjeżdżalnię- to się raczej zdrowy rozsądek nazywa.


Dzieci i zdrowy rozsądek..to z jakimi dziećmi pracujesz??  😲

Moje dziecko się zraziło do lekcji pływania poprzez sposób prowadzenia i osobę która prowadziła, tak samo było z dentystą.
Dramka- zdrowy rozsądek to było do syna tunridy, a nie do dzieci, z którymi pracuję. Dzieci, z którymi pracują to są dzieci pozostawiane w szkole od 6.30 do 16.30 w większości.

tunrida- i tu sie mylisz- zapisz go na zajęcia ruchowe. Sama stwierdzasz, ze większość czasu spędza przy książkach i kompie- to po pierwsze. A po drugie- sprawność ruchowa wpływa na koordynację wzrokowo- ruchową, co ułatwia naukę. A poza tym wysiłek fizyczny = reset mózgu. I jeszcze jedna sprawa- warto skonsultować problemy w nauce ( tu mam na myśli podejrzenie dys) , bo jeśli zostaną one rozpoznane to jednocześnie dostaniecie wskazówki JAK się uczyć. Często tradycyjne sposoby nauczania powodują utrwalanie błędów.

I już się nie mądrzę.
Wiesz co? Wiem, że masz rację i powinnam się przejść. Sama o tym wiem, ale jakoś...nie wiem...odrzucam to, czy jak?

Jak już tak się wywnętrzam, to powiem jak wygląda ostatnio mój tydzień pracy, ok?
- PONIEDZIAŁEK:- rano- święty czas na konia+ sprawy na mieście ( urzędowe/zakupowe/jedyny dzien w tygodniu żeby coś załatwić) Od 16😲0-18😲0- poradnia, od 18😲0-20😲0- nauka z małym, od 20😲0 do 8😲0 rano dnia następnego dyżur w oddziale
-WTOREK- rano- schodzę z dyżuru, mój święty czas dla konia ( o ile nie ma innych zaległych spraw do pozałatwiania, a bywa  że są- np praca- konsultacje w zakładzie) 14😲0-16😲0- poradnia. 16😲0-18😲0 nauka z małym 18😲0- dyżur w NPL-u do 8😲0 następnego dnia
- ŚRODA; lekko spóźniona, bo wpadam do domu umyć się, przebrać i wziąć żarcie lecę do pracy na tzw duży dzień w oddziale od 8😲0-20😲0. Mąż mi zwykle przywozi małego po jego korkach do pracy i się uczymy. Śpię w domu ! Hura 🙂
- CZWARTEK; 8😲0- 14:30- praca w oddziale. od tej 14;30 do 16😲0 mam wolne i zwykle nic nie robię- no chyba że lekcje z małym, a o 16;00 zawożę małego na jedne korki, podczas gdy jest na korkach robię zakupy żywnościowe. Odbieram go o 17😲0 i zaczynam się uczyć wieczorem, jeśli nie zrobiliśmy tego po szkole. Śpię zwykle w domu 🙂
- PIĄTEK- 8;00- praca w oddziale do 14;30 i od razu bezpośrednio z pracy jadę do innego miasta na dyżur, wracam w sobotę około 10😲0
- SOBOTA- mój święty czas na stajnię. od 10😲0 do 13😲0 I tak mąż i dziecko marudzą, że w weekedy w stajni siedzę, woleliby bym z nimi coś robiła cały czas ( oczywiście nauka z małym)
- NIEDZIELA - rano stajnia, po południu ( też nauka, ale w weekendy robimy to na luzie, z doskoku, no chyba, że jakiś sprawdzian porządny nas czeka) czasami na basen, na spacer z rodziną
( a czasami niestety wpadnie dyżur 24 h w sobotę lub niedziele i kibluję znów)
Tak wygląda mój tydzień. 
Jeszcze żyję

Gdzie ja bym miała startować w zawodach? gotować? sprzątać? biegać do kosmetyczki, fryzjerki, na jogę, na ploty, szukać kurczaków nie faszerowanych hormonami  😀iabeł:?
Cała moja rozrywka oprócz stajni to forum, na którym siedzę , kiedy akurat w pracy nic nie muszę robić. ( dobra to praca- to fakt)
Ja tylko: pracuję, uczę się z małym, jeżdżę do stajni i siedzę na forum, kiedy w pracy luz. I koniec mojej aktywności.  😲
Nie zmieściłabym drugiego dziecka. Ani drugiego konia. Aaaa..zapomniałam....latem MUSZĘ jeszcze w to zmieścić MOTOCYKLE z mężem. Vcyba kosztem konia. Lub dziecka.

I tym sposobem załatwiłam sobie u was przed chwilą kozetkę za darmo.  😁
Współczuję Ci tych wyliczeń czasowych i rozgrzeszam 🙂 Wytchnienie u konia Ci się należy jak psu buda.
Też tak uważam i mąż też tak uważa. I teście też. Dlatego pomagają.

Chodzi mi o to, że w moim przypadku, jeżdżąc do stajni faktycznie odnoszę wrażenie, że w jakiś sposób cierpi moje dziecko. Mam poczucie, że gdybym nie jeździła miałabym dla niego więcej czasu , niż tylko pomoc w nauce ( której niestety wymaga) Fakt, że czas poświęcony na naukę przerywany jest rozmowami co tam było w szkole, ale nie jest to jakiś luźny czas. To jednak nauka.
Inna sprawa, że bez stajni bym pewno wpadła w histerię, depresję i sama bym się położyła do pacjentów.
Łączę te konie z pracą i macierzyństwem, ale tylko dlatego, że mam cholerne wsparcie w rodzinie. Gdyby mąż nie sprzątał, nie prał, nie gotował czasami, nie robił zakupów, nie woził dziecka na korki, gdyby teściowa nie gotowała im obiadów ( bo ja i tak nie jem) to nijak by tego nie szło pogodzić.
Więc świetnie rozumiem osoby, którym NIE UDAJE się pogodzić wszystkiego.
Też mam dobrego męża. Teściowa nie fatyguje się niestety do nas, nawet w razie godziny "W" ciężko ją ściągnąć do pomocy. Ja jem w pracy, Iga w przedszkolu,a mąż radzi sobie sam.
demon, ja naprawdę moim wpisem nikogo z nas nie wytykam (chociaż Ty to już raczej wyższe sfery  😂 ),

no i zupełnie nie wiem jak mam to  😂 traktować  🙄 ,ale sa tylko dwa wyjścia:
- na pewno nie miałaś nic złego na myśli- to raczej z dalekowschodniego punktu widzenia lub bardziej po polsku
- oczywiście musiałaś mi przywalić
No nie wiem nie wiem  🙄
Moje dzieci tylko korzystają jak jade do stajni bo wracam zrelaksowana i naładowana energią  😀
[quote author=AleksandraAlicja link=topic=11424.msg1303447#msg1303447 date=1329248883]
demon, ja naprawdę moim wpisem nikogo z nas nie wytykam (chociaż Ty to już raczej wyższe sfery  😂 ),

no i zupełnie nie wiem jak mam to   😂 traktować  🙄 ,ale sa tylko dwa wyjścia:
- na pewno nie miałaś nic złego na myśli- to raczej z dalekowschodniego punktu widzenia lub bardziej po polsku
- oczywiście musiałaś mi przywalić
No nie wiem nie wiem  🙄
[/quote]
demon, przeczytaj, co o sobie napisałam wcześniej- gamoń, ofiara losu itd.- no oczywiście, że chciałam Ci przywalić  😎
A swoją drogą, to po zastanowieniu się stwierdzam, że jednak nie pasujesz, bo pracujesz i jeździsz na koniu (o zgrozo  😁 ), a ja pisałam o matkach, które to wszystko robią kosztem siebie całkowicie i absolutnie  😂
demon  AleksandraAlicja naprawdę jest nieszkodliwa, musiałaby na siłę wywrednić się, żeby Ci dowalić. Nie ma tego w charakterze, chociaż czasem by jej się przydało  😁
tunidra,
a nie pomyślałaś żeby dziecko zapisać na pływalnię?
być może fizyczne umiejętności i sportowe dadzą więcej niż kolejne korki...

nie wiem, mam małe dziecko, więc czas nauki przede mną, ale dla mnie ocena 3 - też jest ok- jakoś naprawdę nie przemawia do mnie, że akurat moje dziecko musi się w przyszłości uczyć na piątki, czy nawet skończyć studia
jak będzie chciał być fryzjerem czy mechanikiem - to może w tym się spełni?
trzy z matematyki jest ok 🙂
apropo dziecka "pierdoły" i "gamoniowatego"
mi trafił sie"fajter" - tu nie daje się wypchnąć z kolejki przez starszego
tunrida tak sobie czytam i jestem pełna podziwu  👍
Mam 3,5 letnią córeczkę, która wydaje mi się takim introwertykiem, jak ja, więc przede mną też wspieranie i budowanie poczucia pewności siebie. I tak jak napisała Dodofon, wydaje mi się, że właśnie jakieś umiejętności sportowe bardzo wzmacniają pewność siebie i pozycję dziecka wśród rówieśników (pracuję w szkole i widzę nieraz, że dziecko, które jest w klasie słabsze w nauce, jeśli zaczyna uprawiać jakiś sport, chodzi na zajęcia np. judo,  nagle ma się czymś pochwalić i czuje się pewniejsze). Tylko czas na to w dzisiejszym świecie znaleźć nie jest zawsze tak łatwo ...
Dodofon , no niezły wojownik! I gdyby wszyscy rozumieli, że nie każdy musi mieć same szóstki i być w przyszłości podwójnym mgr  , dzieci miałyby lżejsze życie  😉
tunrida
Jako dziecko uczyłam się bdb, ale byłam nieśmiała, wycofana. Jak wszystkie dzieci w podstawówce chodziły na kurs tańca ja nie, bo moi rodzice woleli żebym się uczyła. Potem nie chodziłam na dyskoteki bo wydawało mi się, że w porównaniu z ludzikami z klasy nie umiem tańczyć. Patrząc po moim dzieciństwie można niezłe bezpodstawne schizy wyhodować. Żałuję, że moi rodzice nie byli na tyle mądrzy, żeby mnie zapisać na jakąś formę aktywności fizycznej. Dopiero w liceum uparłam się na basen, i kurs tańca towarzyskiego ale to było tyle. Po tym o wiele lepiej się czułam sama ze swoim ciałem i koordynacją ruchową. Żeby nie było, że ostatnia ze mnie fajtłapa, to z w-f miałam 5, lubiłam ćwiczyć, uwielbiam koszykówkę, z każdego sprawdzianu była 5. Ale te dodatkowe rzeczy dopiero pozwoliły mi uwierzyć w siebie i to przełożyło się też na pewność siebie na studiach i potem w życiu "dorosłym".
Ogólnie moi rodzice są mądrzy życiowo, ale po studiach i kult nauki wyznają.
A tak swoją drogą, ilu z najbogatszych znanych Wam osobiście ludzi ma wykształcenie większe niż technik??? Bo z moich znajomych najbogatsi są ludzie po zawodówce  😎  I najmniejsze problemy ze znalezieniem pracy też po zawodówkach, i pensje nienajgorsze  😁
Więc może niepotrzebnie dzieci zmusza się do nauki, i chce żeby dziecko osiągnęło wyższe wykształcenie. Taką świetlaną przyszłość dobrego fachowca im się odbiera  😂
wydaje mi się, że każdy musi wypracować sobie swój system wychowania dziecka
i realizować go - oczywiście modyfikując

a wracając do tematu - fajnie mieć dziecko, które w pewnym wieku będzie podzielać pasję końską - niestety moje nie jest zainteresowane...
wtedy można jeździć razem i razem spędzać czas :-)

AleksandraAlicja ufffff :kwiatek:

Co do tych 3, że są OK jeżeli dziecko rzeczywiście nie może to nie ma co się ciśnieniować, ale tunrida pisała,że właśnie może, a co wiecej w jakiejś dziedzinie jest wybitny tylko trzeba pomóc. Takie odpuszczenie to było dobre 30 lat temu przy innym systemie szkolnictwa, kiedy można było sobie lawirować przez całą podstawówkę czy liceum,a później wystarczyło przysiąść pół roku przed egzaminem na studia i liczyła się  tylko ocena  z tego egzaminu a nie świadectwo ze szkoły poprzedniej.
I nie ma to nic wspólnego z jakimś terminem- wyścig szczurów, po prostu nadeszły takie czas,że dziecko nie można zostawić samopas bo jest za małe,żeby dokonywać przyszłościowych dla siebie wyborów. Po to też są te wszystkie durne wożenia na zajęcia dodatkowe, po to aby pokazac mu, że może stac przed nim kilka par otwartych drzwi, takie wczesne zakorzenianie dziecku możliwości dokonywania wyborów i oceny tego co lubi, a co jest mu całkowicie obojętne. Większość moich klientów jest obrzydliwie bogata, zdecydowana większość z nich pochodzi z raczej przeciętnie zamożnej rodziny, ale każdy z nich bardzo ciężko pracował między 16 a 30 rokiem swojego życia. Trzeba dodać,ze przy niemałym, aczkolwiek krótkotrwałym wsparciu rodziców bynajmniej nie finansowym, a raczej moralnym i duchowym. Teraz mając około 40 żyją absolutna pełnia życia bo maja takie możliwości, bo ich na to stać, ale kiedy ich znajomi sie bawili, oni krok po kroku w pocie czoła realizowali swoje marzenia. Tą możliwość zrealizowania swoich marzeń wpoili im właśnie rodzice, mozna nawet powiedzieć, ze chwilowo ich przycisnęli znając ich potencjał. Nikt z nich mi nie opowiadał o straconym dzieciństwie, żeby nie było. Absolutnie nie chce nikogo obrazić piszę o ogóle polskiego społeczeństwa, które sie mocno luzuję, a później padają pretensje typu: No jak kogoś stac na to czy na tamto to i może....
No stać, ale od Mikołaja nie dostał. Na swoim przykładzie to w chwili obecnej czuje się jak dupa językowa znając tylko dwa obce i jest mi czasami wstyd i wiem, ze nigdy juz pewnych rzeczy nie nadrobię. Choć nie mam żalu do swojej mamy, to jednak mogła mnie w swoim czasie bardziej przycisnąć i dac mniej luzu na bieganie wokół bloku.
Wszystko jest OK jak dziecko wybierze drogę przeprowadzki w Bieszczady i zycia z owcami na łonie natury i dokształcania sie w wybranych dziedzinach samodzielnie. Gorzej jak takie dziecko, które ma potencjał obudzi sie w wieku 18 lat, że jednak chciałoby zostać inżynierem to jest właśnie to o czym marzy tylko, ze na studia się nie dostanie bo mu to zblokuje jego przykładowe świadectwo. A ja wierze, że każde dziecko ma jakiś potencjał tylko trzeba pomóc  mu go odkryć.
Tak, wszystko jak zwykle jest piękne i cudowne.
A teraz druga strona medalu:
Przykład nr 1 - chodziłam wtedy jeszcze do podstawówki, jak powiesił się chłopczyk z innej klasy. Bo dostawał ciągle lanie za przynoszenie trójek (o dwójach nie wspomnę). No ale jego rodzice byli na tyle upośledzeni w tym temacie, że nie pomagali mu w żaden spsób, miał się uczyć i koniec.
Przykład nr 2 - mój bardzo dobry kolega. Ja już byłam na studiach. On kiblował w jakimś techniku, powtarzał trzy razy jedną klasę. Nie był głupi. Był bardzo dobrym informatykiem, ale reszta - no nie dawał rady. Też się powiesił.
Przykład nr 3 -  z naszego liceum przykład -syn miał zostać prawnikiem/lekarzem - nie pamiętam. Zresztą nie jest to istotne. Nie dostał się. Drugiej próby nie było, bo też popełnił samobójstwo.
Przykład nr 4 - dziewczyna z liceum. Bardzo dobra uczennica, piątkowa zawsze. Miała iść na medycynę. Ale w końcu nie wytrzymała i teraz chodzi i np śpiewa piosenki paniom z okienek na poczcie (trafiłam, jak wysyłałam coś).
Przykłąd nr 5 - to już ze studiów, no i na koniec z happyendem  😉 Diewczyna dwukrotnie ląduje po pierwszym roku w psychiatryku. W pewnym momencie odcina się od rodziców, wychodzi za mąż i kończy studia. Na pięć. Do trzech razy sztuka...

Trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy podejściem - może będzie fryzjerem a podejściem - musi biegle władać pięcioma językami w wieku 3 lat.
Nie mam dzieci i nie planuję, więc nie powinnam uczestniczyć w dyskusji  😎 ale tak mi się przypomniało, co ostatnio powiedział do mnie siostrzeniec mojego męża - prawie 6-latek.
Chciałam mu zorganizować jakoś fajnie czas i pytam: Co chcesz robić? Może pojedziemy do kina albo na basen?
On na to: Ciociu, ja już nie chcę nigdzie jeździć i czegoś robić. Posiedźmy w domu. Albo pojeździjmy tramwajem (dodam - chodziło mu o jeżdżenie tramwajem z pętli na pętlę, bez celu).
Dziecko chciało się ponudzić, tego mu brakowało 😵
Ja znam dwie takie sytuacje...
Dobry kolega mojej siostry - studiowali razem PRAWO - on z rodziny prawników znanych, dziadkowie, rodzice, wujowie - prawnicy...
on - doskonałe liceum, doskonała hodowla kolejnego prawnika... doskonałe oceny na studiach...
=po czym zdał magisterkę - poszedł do "starych" rzucił im w twarz dyplom z oceną bdb - chcieliście to macie - mam Was z d. bo od 2 lat studiuję malarstwo na ASP i to będę robił

a kolejna?
siedzę jakiś czas temu z "kuzynem" - lat z 17, gadam z nim o pierdołach typu co zamierza robić dalej, jakie studia itd.
on mi na to - że idzie na Ekonomię - a ja, (ciocia-dobra-rada) wspierająca - że super, że fajne studia, perspektywiczne (oczywiście bzdura)
a om mi na to, że on chce na politologię... ale tata (skądinąd ważny dyrektor ważnego banku) mu każe iść na ekonomię - a jego to g. interesuje...

hodowla-normalnie hodowla...
przypomniało mi się jak sie ludzie śmiali jak szłam na FILOZOFIĘ (z przekonania, pasji, od zawsze chciałam to studiować)- kierunek od czapy, nikomu nie potrzebny... i moi rodzice /oboje po konkretnych studiach, oraz siostra na prawie - czyli "konkret"/ zazdrościli mi - super - będziesz na fajnych studiach - rozwijających - a nie w szkółce dla debili gdzie wykuwa się regułki...
teraz Ci śmiejący się ze mnie jakoś po ekonomii czy innych "super" kierunkach - wybitnie nie jest im do śmiechu...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się