ja też nie chcę,żeby Marysia uprawiała ten sport. jak będzie chciała sobie jeździć,nich jeździ,ale wolałabym,żeby do sportu się nie pchała. jeżeli jednak się zdecyduje,to ja przestanę jeździć.
Ja nie mówię że ja nie chcę kategorycznie. Jak Filip będzie chciał to proszę, ale myślę że jest dużo innych zajęć którymi mogłby się w tym czasie zajmować 😉 W każdym razie ja namawiać nie będę, kucyka mu nie kupię 😎 Ba, nawet koniach na biegunach nie ma. W stajni był kilka razy. Jeśli sam wyrazi chęc spróbowania to go na konia wsadzę ale sama nie będę na siłe wsadzać.
Ktoś dlaczego przestaniesz jeździć jak Marysia zacznie?
edit: chociaż jakbym miała wybierać to chyba wolę aby młody pojeździł rekreacyjnie na koniach jak mama, niż na motocyklach jak tata 😉 Jakoś mi się to wydaje bezpieczniejsze. Choć to pewnie złudzenie.
Nie- to nie jest złudzenie. Motocykle są groźniejsze. Na koniu błąd popełniasz w razie czego ty. Motocyklista płaci zdrowiem a nawet życiem za błędy innych. 🤔 Ja nie chcę żeby jeździł konno jak mama, ani żeby jeździł motocyklem jak rodzice. Nie wiem co ma robić. Bo jak gra na kompie to też nie jestem zadowolona. Oj..ciężko mi dogodzić. Mógłby se pływać na basenie. 😉 Szkoda, że nie umie. Albo niech się uczy. 😁
Basen też może być niebezpieczny, raz widziałam jak trener niby to ucząc dzieciaka kijem popychał 😉. Ja zdecydowanie za jazdą konną niż na motorze dla mojego dziecka. Tunrida a może brydż sportowy 😉, nie lubi twój syn grać w karty, chociaż z drugiej strony karty to teraz mało popularna rozrywka.
Ja bym chciała, żeby mały jeździł... Albo inaczej - żeby miał pasję. Bo dla mnie konie są pasją, bez której nie mogę przeżyć jednego dnia, bez którego moje życie było puste, pozbawione sensu, pasją której podporządkowuję życiowe cele i wszelkie działania. Oczywiście - są w życiu piorytety ważniejsze, niż pasja, ale to ona nakręca cały mechanizm, napędza do działania i wytycza kierunek naszego marszu. Dzięki pasji człowiek uczy się pracy nad sobą. Nie będę zmuszać swojego dziecka do jazdy konnej, ale na pewno będę go wspierać w poszukiwaniu swojej własnej pasji i będę zadowolona, jeśli to będzie jeździectwo. Choć to prawdziwe nie jest łatwe. Ale cóż - nikt nie powiedział, że w życiu będzie łatwo 😉
No na karym ja. Mina przegłupia, ale córka wybierała zdjęcie 😀 a mnie to już rybka jak wyglądam na zdjęciu 🤣 Nigdy nie naciskałam na dzieciaki, była okazja i chciały - to się uczyły po trochu. Ale trochę za wcześnie zaczęłam - samodzielnie kłusem jeździli (a galopem na lonży) gdy mieli 7, 6 lat, na początku na szetlandzie 🙂 Teraz najmłodszego powstrzymuję. Skończył 6 lat, zaczyna anglezować i dopytywać się - kiedy galop? kiedy skoki? Zobaczymy jak będzie wyglądała sytuacja gdy będzie miał 8. Bryczesy, buty - jasne, ma 🙂 Kuc w stajni jest. Zobaczymy. Ale musielibyśmy w totka wygrać, żeby dzieci jeździły. Myślałam, że w ogóle nie będą chciały, żadne - bo ciągle konie i konie. Starszy syn na szczęście aktualnie lubi być... chórzystą 🤣. Basem śpiewa. Córka to inna sprawa. Wczoraj szefowa stajni mnie zmartwiła: "ale wiesz, nie chcę Cię straszyć, ale ona już załapała, i nie będzie się jej dało od koni odciągnąć" 🤔 Trudno, ale tragedii nie ma. Mam swojego luzaka 😅 a gdy koń okrzepnie, to W. będzie mogła też sobie trochę postartować. Reakreacyjnie. Na razie cieszę się, że w terenie sobie na wszystkich radzi bez problemu. I lubię na nią patrzeć gdy jeździ. Ale uczyć - to już nie. Ew. niech się tatuś użera - ja nie mam nerwów do własnego dziecka. Nie ma wybitnych umiejętności, jeździ 1- 2 razy w tygodniu, ale zawsze tworzy harmonijny, przyjemny obrazek i czerpie wiele radości z jazdy i z zajmowania się końmi. I o to chodziło (skoro już - te "proklietyje łoszadi"😉.
kenna, ładnie powiedziane. Mi też zależy na tym, żeby moje dzieciaki miały jakąś pasję, niekoniecznie konie, ale fajnie by było, żeby to był jakiś sport. Za dużo widzę dzieciaków, które oprócz szkoły i komputera nie mają co robić, nie mają pomysłu na wolny czas, albo odwrotnie, tego wolnego czasu przez natłok zajęć pozalekcyjnych (angielski, korki z matmy, z polskiego itd.) nie mają. Jeśli natomiast moje dzieciaki będą chciały jeździć, wiem, że będę się o nie bała (teraz rozumiem, dlaczego moja mama nigdy nie chciała patrzyć na moje treningi czy zawody).
Ok, odwoluje to, co kiedys tu pisalam. Okazuje sie, ze ja na razie nie umiem polaczyc macierzynstwa nawet ze zjedzeniem obiadu (o ugotowaniu go to juz nawet nie wspomne) 😉 Zaczynam sie cieszyc, ze od pewnego czasu nie jezdze juz 😉
...tak na powaznie,to wolałabym,żeby uprawiała inny sport po prostu. i nie chodzi mi o finanse,bo to jestem w stanie przełknąć (no 30 czapraków nie przeżyję 😉 ) - ale w dziecięcym sporcie też jest dużo zawiści i chamstwa.smutne,ale prawdziwe.
natchniuza - spokojnie,masz czas... pogadamy za pół roku 👀
na pewno zaszczepienie dziecku pasji w erze wszechogarniającego oderwania od rzeczywistości i przyssania do ekranów jest bardzo ważne. o ile nie najważniejsze.
moja mama stosowała wobec mnie i brata (ale także i wobec siebie)całkiem mądrą zasadę: trzeba mieć coś na zimę i coś na lato. z wielką ekipą znajomych ze studiów od 40 lat (!) jeżdżą latem na spływy/żagle a zimą na narty. przekazali to mnie i bratu - umiemy pływać, brat ma patent żeglarski (ja przez konie nie..), od małego byliśmy brani na narty. w pewnym momencie ja się wyłamałam w stronę koni. ale możliwe, że system narty+żagle przekażę teraz moim dzieciom, wsparcie dziadków mam 🙂 inna sprawa że na razie po prostu nie stać mnie na coroczne narciarskie wyjazdy rodzinne..
dobrym patentem jest także posłanie gnojków do podstawówki sportowej jak ktoś ma taką możliwość. wtedy problem rozwiązuje się sam, dziecko coś tam sobie wybiera, a potem już nie ma na nic czasu, tylko nauka + obozy 😜
co do koni, to mnie raczej temat przerasta. kuca kupić ....ok, ale jak go ogarnąć żeby był bezpieczny? zamiast jakiegoś małego sukinsyna-szetlanda lepiej może kupić poniaka żeby dorosły mógł wsiąść i podregulować. ale z kolei poniak dla 5latków za duży. no i droższy niż szetland, to już nie zabawa. tak czy siak oznacza to kasę + ogromne ilości czasu, nawet nie tyle na szkolenie dzieci, co szkolenie tego konika. ech ja miałam takiego drobnego xx, 155 w kapeluszu. kompletny świr, ale z wiekiem łagodniał i łagodniał. miałam cichą nadzieję, że w wieku 20 lat to już będzie skłonny powozić po placu któreś z moich dzieci. no ale już go nie mam i nie mam innej koncepcji końskiej.
a jeszcze dopiszę bo przeczytałam post Ktoś dla mnie też sport poniaczy to coś mało zdrowego.. wyjątkowo mało zdrowego. ale ja myślę o jeździectwie własnych dzieci w zakresie rekreacji - dobre podstawy i radocha z wyjazdu w teren. Broń Boże sport jeździecki sensu stricte.
Ja akurat się cieszę, że udało mi się zachęcić moje dziecko do jeździectwa i nie biorąc pod uwagę finansów i wyników sportowych, to najfajniejsze są wspólne wyjazdy w teren, rozmowy o koniach, treningach, po prostu wspólnie spędzony czas i wspólna pasja. Staram się nie ukierunkowywać dziecka tylko na jeden, konkretny sport, pokazuję w miarę możliwości też inne, tenis, nart, pływanie, windsurfing, taniec itp. Może sama kiedyś zadecyduje, w którym kierunku pójdzie. Natomiast dempsey posiadanie dziadków, którzy też jakiś sport mogą zaszczepić bezcenne 😍. My niestety takich nie posiadamy a szkoda. Ale i tak dużo pomagają logistyczne i stanowiąc grupę wsparcia jako kibice 😀 a jeszcze dopiszę bo przeczytałam post Ktoś dla mnie też sport poniaczy to coś mało zdrowego.. wyjątkowo mało zdrowego.
Sport dzieci to trudny temat, szczególnie u nas, mało dobrze zrobionych kucy-profesorów a jak już są to ceny porażające, mało trenerów, którzy sprawdzają się w pracy z dziećmi, ja w ogóle uważam, że tu jest nisza do zapełnienia. [quote author=Ktoś link=topic=11424.msg1329622#msg1329622 date=1331111388] ... ale w dziecięcym sporcie też jest dużo zawiści i chamstwa.smutne,ale prawdziwe [/quote] W sporcie dorosłych chyba też 😉 Ale czytając wywiady ze znanymi osobami z jeździectwa z za zach. granicy czy to skoki czy ujeżdżenie, większość z nich zaczynała swoją przygodę z jeździectwem na kucach. W każdym sporcie dzieci, trzeba umieć zachować zdrowy rozsądek i umiar, ale nie jest to łatwe. W jeździectwie 2 x trudniejsze bo trzeba ogarnąć i dziecko i kucyka. 😉
Cedryk, pokaż jakieś fotki swojego dziecięcia na kucyku - z tego co pamiętam to super masz tego poniaka 🙂
Oki, daj mi tylko chwilę, tak jak i na pakę 😉 Ktoś tu na forum proponował (chyba nawet w tym wątku), założenie wątku dla rodziców jeżdżących konno dzieci, to fajny pomysł, tam myśle, takie zdjęcia by pasowały 😉
No jeśli Filip miałby całymi dniami siedzieć przed komputerem to niech już sobie jeździ konno, nawet sportowo, nawet mu kuca kupie 😎 Hehe. Ale to już jego wybór, ja mogę go tylko ewentualnie zachęcać do przebywania dużo na powietrzu a nie siedzenia przed monitorem. To mnie trochę przeraża że dużo dzisiejszych dzieci w wieku powiedzmy 10-12 lat zamiast biegać po dworze, chodzić po drzewach, jeżdzić na rowerze czy wrotkach (jak ja to robiłam w tym wieku) woli siedzieć w domu i zajadać chipsy. I tego chcę uniknąć. A czy Filip wybierze konie, motory, pływanie, wrotki, rower, żagle, narty czy co innego to już nie ważne w sumie. Ważne żeby miał z tego radość.
zainspirowana poniekąd tym wątkiem przejdę się do zespołu szkół sportowych, który mam zresztą w odległości 1 km od domu (drugi zespół szkół 500 m) i zobaczę, powęszę... (zobaczymy jak wygląda dziś nauczyciel wf, w którym się podkochiwałam te 25 lat temu 👀 😁 bo wtedy uczył w mojej, zwykłej SP)
[quote author=Ktoś link=topic=11424.msg1329622#msg1329622 date=1331111388] ...tak na powaznie,to wolałabym,żeby uprawiała inny sport po prostu. i nie chodzi mi o finanse,bo to jestem w stanie przełknąć (no 30 czapraków nie przeżyję 😉 ) - ale w dziecięcym sporcie też jest dużo zawiści i chamstwa.smutne,ale prawdziwe[/quote]
Ja chcę żeby moje dziecię jeździło. Żeby spełniała moje niespełnione ambicje 😁 (byłam dzisiaj pojeździłam, dziecka nie widziałam od 8.30 rano, bo praca, do 19, bez sensu)
Ja tak jak kenna, hcę żeby Oskar miał pasję. Jak to będą konie to fajnie, bo będzie miał kto po mnie przejąć mój dorobek 🙂 A jak będzie inna to też fajnie. Jego wybór. Ale ludzie z pasją są moim zdaniem o wiele bardziej wartościowi i ich życie jest o wiele ciekawsze.
Ufff, poniekąd opanowałam jazdę konno z dzieckiem w wózku nieopodal. Ale proste to nie jest i nie zawsze się udaje. Po pierwsze muszę się wstrzelić w godziny południowej drzemki, która trwa max 3h 20 min. Gdy się zaczyna to ja już duuużo wcześniej muszę być w bryczesach i ready steady, wtedy ciach ubieram małego, w nosidło i do auta. W drodze do stajni (jak trafiliśmy w odpowiednią fazę snu) zasypia na dobre, więc jak dojeżdżam to go mogę przełożyć do wózka. wtedy siodłanie i czyszczenie konia i równoczesne jeżdżenie wózkiem bo sen słaby i się młody przebudza, więc w jednej ręce sprzęt nosze do boksu, w drugiej wózek. czyszczenie konia i równoczesne nogą gibanie wózka. Koń pomaga, paszczowo - naśladuje nas i popycha rączkę wózka🙂 Potem idziemy na kros - ja, mody w wózku i koń z nami. Po drodze wytrzęsie nas tak na kępach trawy, że zazwyczaj młody śpi już na dobre. Więc ja kic na kłódkę i kic na konia. Koń szybko załapał, że jak do wózka podjeżdżamy to trzeba bliziutko i się zatrzymać bo pańcia musi zajrzeć do śordka, no i , że gdy nagle wózek zaczyna kwękać to się tam szybko udajemy.... ma to swoje złe strony, ostatnio nastąpiła stopa z pełnego galopu i zwrot w stronę wózka bo młody kwękał... ja tego nie słyszałam bo był silny wiatr ale koński słuch dużo lepszy.
Z boku wygląda ta cała zabawa na nice and easy... ja jednak całym tym pakowaniem, wstrzeliwaniem się w godzinę snu i tym, że po jeździe szybko, szybko co by się młody nie obudził, żeby na karmienie do domu dojechać to jestem trochę psychicznie zmęczona i bywam poddenerwowana jak mnie ktoś z pierdołami zagaduje w stajni. Ludzie nie rozumieją, że ktoś może nie mieć czasu po prostu.
kotbury a nikt Ci jeszcze w stajni nie zwrócił uwagi, że koń i wózek razem to zuo i niebezpieczne bardzo ? 😉 No niestety, mając dzieci trzeba się do nich dostosowywać, a to bywa czasem frustrujące. Odkąd posiadam potomstwo, nie jestem zbyt towarzyska w stajni - raczej wpadam, robię to, co trzeba i nie mam czasu na pogaduchy. Są ważniejsze rzeczy. Fajne masz zwierzę, takie czujne - respect.
kotbury- znam to uczucie. Może nie jazdę na czas spania, ale takie funkcjonowanie "odtąd- dotąd, od tej - do tej, wszystko w biegu, jak robot, zaplanowane. Zrobisz coś tak źle, lawina idzie i sypią się kolejne elementy. Typu- przeczekasz moment zasypiania,nie wpakujesz na czas do samochodu, rypnie ci się później" Jednakże podziwiam i współczuję. 😀 Nikt nie mówił, że będzie lekko.
ps- a ja byłam ze swoim u psychologa i został przebadany na inteligencję, na wszystkie dys- coś tam, na pewne cechy osobowości i wyszło, ze jest OK i nie potrzebnie panikowałam. Dzieciaka mam inteligentnego przeciętnie z tylko dwoma elementami składowymi inteligencji sporo ponadprzeciętnymi. Ogólnie- nie jest źle. Geniuszem nie jest i nie będzie, ale jest lekko powyżej normy. I w sumie rozumiem, że jeśli chciałam żeby przeciętne dziecko przynosiło piątki, to się przejechałam. Musi pracowitością nadrabiać braki w zdolności. I wtedy te piątki będą. A że efekty są, to według pani psycholog nadal mam z nim siedzieć i pomagać się uczyć. Co też robię. Więc czasu na konia więcej na razie NIE BĘDZIE. Trudno- mały ważniejszy. A z dziećmi do psychologa warto iść, jeśli ktoś się nad czymś zastanawia i obawia. Warto. 🙂