Myślę, że nadmiernych wymagań to ja nie mam. Dziecko w 4-tej klasie podstawówki nie może od metrów odejmować drzewek. Bo to nie jest 1-sza klasa, ale czwarta. 😵 ( teraz już piąta) Zapisałam go na korki, mały zaczął rozumieć matematykę, od pewnego czasu mówi, że "lubi matematykę'. Stać go góra na 4-kę ( zgadzam się na to), bo ma problemy z logicznym myśleniem i koncentracją, ale mówi, że "lubi".
Kiedy go zostawiłam samemu sobie miał średnią w 3-klasie około 3,0. Kiedy się za niego zabrałam, na półrocze 5-tej miał 4,5. ( a 4-ki miał także np z wf, religii- czyli z przedmiotów nie istotnych) Co to dało oprócz mojej satysfakcji? No właśnie jego wzrost pewności siebie, zaczął w siebie wierzyć. Nie mówi już "na peeeewno mi się nie uda", tylko "mamo...chciałbym jeszcze raz dostać 6-kę ze sprawdzianu z przyrody". I z tego się bardzo cieszę. Nadal jest malkontentem, marudozaurem, ale jest dużo lepiej niż kiedyś.
Co do bojowości to bojowy jest bardzo. Widziałam dużo gorsze akcje niż tą którą wstawiła Dodofon. 😉 Widziałam jak koledzy odciągali mojego od innego,. któremu chciał przywalić. Popychadłem to on nie jest, oj nie. Koleguje się z chłopcem z ..powiedzmy to...prawie patologicznej rodziny i pozwalam mu na to. Nauczył się dzięki tamtemu radzić sobie jeśli chodzi o bójki. Co do sprawności fizycznej, basenu, karate....pewno macie rację. Przydało by mu się to. Tylko kurde...kiedy? Może sobie solennie postanowię, że sama z nim będę w soboty czy niedziele chodzić na basen. Kupię karnet, to pewno mnie to zmusi do systematyczności. ( na basenie są zjeżdżalnie, więc powinien się cieszyć) 😉
Kurde...a mówili, że małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot. Szef twierdzi, że i tak najgorsze dopiero przede mną.
Dodofon - ale patrz...Twój pierwszy przypadek- super. Papier dobry ma. jak mu nie wyjdzie ze sztuką, zawsze może próbowac w drugim zawodzie. ja na medycynę nie poszłam z powodu zainteresowań. Po prostu dobrze się uczyłam. I połowa, która dobrze się uczyła zdawała na medycynę a druga połowa na prawo. Dopiero jak się nie podostawali, to zaczęli kombinować co by tu jeszcze w życiu robić. Ja naprawdę nie wiedziałam co chce robić. Chciałam być weterynarzem i leczyć koniki w stadninie. Ale sama rozumiałam, że to mało realne. Medycyna była bardziej realna. Rodzice tłumaczyli że po medycynie nie umrę z głodu. I to prawda. Na początku jest bardzo ciężko, ale po zrobieniu specjalizacji bajki. Nie żałuję. Gdyby mnie zostawiono i miałabym sama decydować ... możliwe, że zostałabym kolejnym weterynarzem bez konkretnej pracy w okolicy. Trzeba słuchać dziecka. Ale kiedy dziecko samo nie jest PEWNE co chce robić, nie widzę, by czymś złym było sensowne pokierowanie go tu czy tam
No cóż pokemon wydaje mi sie, że kompletnie nie zrozumiałaś tego co w tych kilku słowach chciałam przekazać podając takie właśnie przykłady i ostatnie zdanie.
Trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy podejściem - może będzie fryzjerem a podejściem - musi biegle władać pięcioma językami w wieku 3 lat.
miss_misery ale to normalne,że dziecko może być zmęczone czy znużone tak samo jak i dorosły może mieć chwilowo dosyć jeździectwa, które kocha, ale w tym momencie nie chce robić nic, absolutnie nic. Trzeba tylko wychwycić tą delikatna granice u dziecka pomiędzy znużeniem, a lenieniem się. Mój starszy im dłużej nic nie robi (np. w ferie kiedy to ma tylko absolutnie same przyjemności w dużym wymiarze nawet jak ma cos zadane w szkole to mu kompletnie odpuszczam bo to jest jego świety czas, tak jak dla konia czas na pastwisku to nie miejsce do ganiania go z batem, tak ferie to tylko zabawa a nie powtarzanie angielskiego mimo iz zaraz po feriach bedzie miał test) tym trudniej zabrac mu sie z powrotem za to co lubił bardzo, lepiej poleżeć i bez sensu pogapić się w sufit. Ale to już zaczyna być lenistwem i wtedy uświadamiam, że mami wiecznym sponsorem nie będzie.
To akurat nie było do Twojej wypowiedzi, tylko tak a propos. 🙂 Tak mi się przypomniało w sumie. Bo to dowodzi, że ambicje rodziców, chociażby mieli najszczersze chęci w stosunku do swoich dzieci, nie zawsze są ambicjami dzieci.
demon tak, ja rozumiem, dla jednego dziecka nuda będzie rozwijała kreatywność, to sobie coś poogląda, to porysuje, drugi będzie się wtedy lenił patrząc w sufit, rozmyslając (i to mu też sprawi przyjemność), a trzeciemu ten stan będzie strasznie dokuczał, powodował psychiczny dyskomfort. Wydaje mi się, że czasem trzeba dawać dzieciom szansę na nudę, odrobinę lenistwa nie tylko w czasie przewożenia ich ze szkoły na basen i z basenu na portugalski. Tak dla psychicznej higieny. A może mówię tak tylko dlatego, że sama bym się chętnie "ponudziła" 😉 Ja się cieszę, że z Młodego rośnie zapalony rowerzysta (jak to jest, że dzieciaki kochają rower, a potem większość o nim zapomina :?🙂, może będzie z ciotką jeździł, bo nikt inny sie nie garnie 😀
Fajna dyskusja. Moja córka ma ciut ponad półtora roku, więc mogę sobie raczej teoretyzować - póki co chyba jest OK, chociaż bardzo boję się żeby nie przegiąć i się nie "poświęcić". Strasznie trudno jest znaleźć złoty środek.
A co do osób po 30, z którymi rodzice nie lepili garnków... - moja mama ze mną lepiła 😡. Zrezygnowała z pracy, siedziała w domu do czasu, kiedy byłam w II LO. Poświęciła się i mam trochę żal - zredukowała siebie do opisu Aleksandry 🙁 Chciałabym taka nie być. Teraz to samo się dzieje, kiedy przyjeżdża do Julki. Czasem aż mnie szlag trafia, jak nad nią skacze i tańczy - a potem jedzie na rehabilitację kręgosłupa, bo wstać z łóżka nie może 😤 Aha - pomimo nadopiekuńczości chyba nie jestem niesamodzielna i roszczeniowa.
Czytałam co napisała tunrida o basenie - moje dziecko jest innym typem, więc może nie umiem sobie wyobrazić (albo jest za mała) - ale mnie by strasznie ciekawiło, jakby Julka tak siedziała w wodzie - kiedyś przecież musiałaby coś zmienić, 5 godzin by tak nie przesiedziała.
[quote author=Ktoś link=topic=11424.msg1304240#msg1304240 date=1329308376] ..dlatego nie jestem żoną 😁 [/quote] 😍 projekcja niezony to zupelnie niemoglaby bys tu prezentowana
A propos tematu nauka a pasja: Byłam raczej dobrą uczennicą, ale niepokorną nastolatką , w rodzinie i w szkole- czarna owca po prostu. Już w siódmej klasie miałam problemy z frekwencją w szkole. Po pierwszej liceum zażyczyłam sobie zmienić szkołę i miasto i tak sie też stało. Miesiąc przed maturą stwierdziłam, ze nie podchodzę, utyskiwania bliskich sprawiły, że powiedziałam: ok, będę zdawać, ale nie będę się do niej uczyć. Poszło dobrze (polski 4+, historia 6, niemiecki5). Zawsze myślałam, że do wywalania gnoju nie jest mi ta matura potrzebna, a mamusia do mnie: z koni to pieniędzy nigdy nie będziesz miała. Studia złożyłam papiery: pedagogika (konkurs świadectw), historia i germanistyka. Zanim doszło do egzaminów odechciało mi się ich i po wielu perypetiach z odwołania dostałam się na pedagogikę. Dodam jeszcze, że od mnie z klasy ponad trzydziestoosobowej może 5 osób poszło na studia. I to wcale nie tych najlepszych. Po pierwszym roku też miałam załamanie- nie zdałam na drugi, oblałam dwa egzaminy. Całe wakacje z końmi, wrzesień, październik - oj , stwierdziłam ciężka to robota. Udało mi się zdać te egzaminy w listopadzie, wróciłam na studia i skończyłam. W międzyczasie cały czas dorabiałam sobie przy koniach. Studia skończyłam z oceną dobry +, najpierw pracowałam w ZUSie, potem dostałam pracę w szkole. A konie są ze mną cały czas. I tak oto po wielu perypetiach stałam się normalnie wykształconym człowiekiem, na etacie, z mężem, dzieckiem i mieszkaniem i jednocześnie swoją pasją. I utraciłam status czarnej owcy.
A ja tak wracając do swoich problemów filozoficznych związanych z przenosinami, to jednak przenoszę. Przenoszę oba, jakoś to będzie. A teraz myślę - kiedy ja będę do nich jeździć 😂
Skoro to przemyślałaś, to pewno słusznie robisz. Hala dobra rzecz. Bardzo ułatwia organizację dnia. Można wsiąść nawet i o 19😲0, jak się człowiek uprze. ( o ile nie zamykają hali wcześniej) Można wsiąść jak wieje i pada- a my akurat mamy 2 godzinki czasu wolnego. Kiedy będziesz jeździć.....najwyżej w weekendy, skoro w tygodniu nie dasz rady się wyrwać. Lepsze to, niż nic. A jeśli tak jak pisałaś uda się załatwić kogoś kto będzie dzierżawił, tym lepiej. łatwiej szukać dzierżawcy kiedy koń już stoi w stajni z halą, niż kiedy go tam nie ma. Tak myślę.
Jak już tak się wywnętrzam, to powiem jak wygląda ostatnio mój tydzień pracy, ok? - PONIEDZIAŁEK: od 20😲0 do 8😲0 rano dnia następnego dyżur w oddziale -WTOREK- rano- schodzę z dyżuru, mój święty czas dla konia ( o ile nie ma innych zaległych spraw do pozałatwiania, a bywa że są- np praca- konsultacje w zakładzie) 14😲0-16😲0- poradnia. 16😲0-18😲0 nauka z małym 18😲0- dyżur w NPL-u do 8😲0 następnego dnia
Ja znam dwie takie sytuacje... Dobry kolega mojej siostry - studiowali razem PRAWO - on z rodziny prawników znanych, dziadkowie, rodzice, wujowie - prawnicy... on - doskonałe liceum, doskonała hodowla kolejnego prawnika... doskonałe oceny na studiach... =po czym zdał magisterkę - poszedł do "starych" rzucił im w twarz dyplom z oceną bdb - chcieliście to macie - mam Was z d. bo od 2 lat studiuję malarstwo na ASP i to będę robił
a kolejna? siedzę jakiś czas temu z "kuzynem" - lat z 17, gadam z nim o pierdołach typu co zamierza robić dalej, jakie studia itd. on mi na to - że idzie na Ekonomię - a ja, (ciocia-dobra-rada) wspierająca - że super, że fajne studia, perspektywiczne (oczywiście bzdura) a om mi na to, że on chce na politologię... ale tata (skądinąd ważny dyrektor ważnego banku) mu każe iść na ekonomię - a jego to g. interesuje...
hodowla-normalnie hodowla... przypomniało mi się jak sie ludzie śmiali jak szłam na FILOZOFIĘ (z przekonania, pasji, od zawsze chciałam to studiować)- kierunek od czapy, nikomu nie potrzebny... i moi rodzice /oboje po konkretnych studiach, oraz siostra na prawie - czyli "konkret"/ zazdrościli mi - super - będziesz na fajnych studiach - rozwijających - a nie w szkółce dla debili gdzie wykuwa się regułki... teraz Ci śmiejący się ze mnie jakoś po ekonomii czy innych "super" kierunkach - wybitnie nie jest im do śmiechu...
Mam zupelnie inne przemyslenia. Poczynajac ode mnie - wymyslilam sobie weterynarie gdzies w III klasie LO ale mama bardzo mnie przekonywala zebym sobie odpuscila i bardzo sie ciesze, ze sie posluchalam. Mam znajomych weterynarzy i dzisiaj wiem, ze bylby ze mnie bardzo sfrustrowany i nieszczesliwy weterynarz... To nie byl zawod dla mnie i moja mama wiedziala to na dlugo dlugo przede mna. Rodzice zwykle swietnie znaja swoje dzieci i maja cos czego one jeszcze nie maja - doswiadczenie, wiedze o zyciu. Inny przyklad: dwaj kumple konczyli razem liceum, jeden postanowil isc na lesnictwo bo chcial byc jak druidzi, drugiego fascynowala ekologia i zbawianie swiata wiec wybieral sie na ochrone srodowiska. W pierwszym przypadku rodzice w zaden sposob nie wplyneli na chlopaka, drugiemu mama wyperswadowala i wyslala go na informatyke... Dzisiaj maja po 30 lat. Druid ledwie zrobil inzyniera na tym lesnictwie, ogolnie nienawidzi lasu 😉 i zaluje kazdego miesiaca spedzonego na uczelni, a nawet miewa jeszcze uczelniane koszmary. Ekolog zrobil doktorat w swojej dzialce, robi bardzo ciekawe i pionierskie jak na PL rzeczy i jest bardzo zadowolony, ze posluchal mamy... Gdyby zechcial studiowac teraz ochrone srodowiska, coz stoi na przeszkodzie? Otoz nic, dla niego wszelkie drogi sa otwarte bo ma dobry zawod i stac go na kierowanie swoim zyciem jak mu sie podoba. A co stoi na przeszkodzie druidowi zeby zostac informatykiem? Brak pieniedzy i brak czasu, bo w weekendy i popoludniami prowadzi biznesik, zeby zwiazac koniec z koncem i oplacic kursy. Powoli, z mozolem sie przekwalifikowuje i w koncu zostanie specem w dziedzinie, ktora daje hajs ale bedzie mial wtedy ze 35 lat i dopiero zacznie odcinac kupony od swojej pracy. Ekolog zwiedzil juz w tym czasie prawie caly swiat i zrobil doktorat.
Co do filozofii - widac Twoi rodzice znali Cie na tyle, zeby wiedziec, ze po filozofii, historii sztuki, czy czymkolwiek innym poradzisz sobie swietnie wiec nie musieli Cie namawiac, zebys sobie zycia nie rujnowala. Ale takie przypadki jak Twoj to sa wyjatki, gdbyby tak nie bylo pracodawcy pisali by w wymaganiach "ukonczone studia dowolne" albo wrecz "szukam absolwenta filozofii". Widzial ktos kiedys takie ogloszenie?
O zapomniałam miałam zapytać: Dodofon,a co robisz po filozofii?
Teraz od 5-ciu lat mam wlasna firme. Zalozylam ja bedac w ciazy. Rozwinelam firme z dzieckiem przy cycku. Wczesniej od czasu ukonczenia studiow pracowalam w agencji reklamowej jako pierwsza praca - a potem juz w duzych miedzynarodowych koncernach. Na stanowiskach menedzerskich. W ostatniej pracy odpowiadalam za caly region srodkowo-europejski.
Ale tak ta filozofia była do tego potrzebna, czy opracowałaś własną "życiową"?
Nie rozumiem pytania? W firmach gdzie pracowalam nie bylo ludzi po ekonomii czy innych modnych studiach- byli ludzie po socjologii, architekturze, kulturoznastwie czy innych kierunkach Szukajac np. do dzialu sprzedazy w ogloszeniu nie ma: ukonczone studia o kierunku sprzeadaz - bo takiego kierunku nie ma, Ja pracowalam w tych firmach w dzialach marketingu czy sprzedazy. I nigdy tam nie bylo ludzi po marketingu - w pierwszym koncernie moj szef byl po architekturze, w kolejnym po anglistyce, dyrektor generalny byl po politechnice (a firma spozywcza) w kolejnej szwfowa po socjologii. Wiec naprawde dla mnie kierunek studiow nie ma znaczenia. Chyba ze chce sie miec konkretny zawod typu lekarz czy notariusz.