Ja przerywam grzebykiem,
o takim. Łapię pasemko, czeszę od dołu do góry (tak, żeby w palcach została mi najdłuższa część, a reszta była zaczesana do góry... trochę jak przy tapirowaniu włosów), zawijam to najdłuższe pasemko dookoła grzebyka i trzymając wszystko razem (tzn. grzebyk i pasemko, żeby się nie rozwinęło), ciągnę w dół, żeby wyrwać. Pasemko nie może być zbyt grube, bo wtedy ciężko wyrwać/koń się złości, bo się ciągnie całą szyję/nie da się wyrwać wcale, bo trzeba użyć dużej siły. Zaczynam zwykle na środku i potem przerywam trochę niżej, a potem trochę wyżej, na zmianę - w ten sposób łatwiej mi kontrolować, żeby było równo. Czasem na koniec używam degażówek (tych nożyczek z Twojego ostatniego linka), żeby miejscami podrównać, ale bardzo ostrożnie, bo jak się przesadzi, to widać, że było obcinane nożyczkami. A, no i absolutnie nie używam żadnego sheena przed, jak włosy nie są super czyste i śliskie, to o wiele lepiej się "trzymają" grzebyka. Co do czasu - zależy od rodzaju i grubości grzywy, jak jest szczecinowata i dość gruba, to sobie rozkładam na kilka dni i przerywam po trochu, bo długo z tym schodzi. Przy miękkiej grzywie, której nie musiałam za bardzo przerywać z grubości, tylko miejscami tę grubość wyrównać i skrócić, zajęło mi to... z godzinę może? Razem z pójściem po schodki do drugiej stajni, zapleceniem warkoczyków na 1/3 długości, znalezieniem butelki z psikaczem i nalaniem do niej wody, wycięciem grzywy pod paskiem potylicznym... 😉 W tym warkoczykowanie zajęło mi z pół godziny, minimum. A koń w którymś momencie przestał ułatwiać, bo się znudził. Znam ludzi, którzy przerywają w kilka-kilkanaście minut... Dla mnie poza zasięgiem. 😁 Ale da się.
Jeśli chodzi o te wszystkie nożyki z Twoich linków - dla mnie badziewie. Zwłaszcza, jak się chce przerwać z grubości.
Tu jest dobry filmik, na którym widać, jak zaczesać kosmyk i nawinąć: