Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Robaczek M., trzymaj się, ściskam :przytul:
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
12 maja 2019 16:10
Dziękuje  :kwiatek:
Minęły trzy miesiące a ja pamiętam każda chwile, pamiętam jak upada, jak Ją podnosimy, jak nasza weterynarz mówi, że serduszko już nie bije.
Cały czas mam łzy w oczach jak sobie przypomne, jak udało się Ją podnieść, a ona nie mogła ustać na nogach i się położyła... Nie daje mi spokoju dlaczego się nie.mogła utrzymać na nogach.
Miała 27 lat ale myślałam, że nas to jeszcze nie dotyczy, że mamy jeszcze tyle czasu. Została ogromna pustka, patrze na jej boks i ciągle mam wrażenie, że tam będzie.
Robaczek M., moja odeszła w wieku 26 lat, miesiąc przed zachorowaniem, brykałyśmy w terenie, a potem 2 i pół miesiąca walki, pokonałyśmy bakterię, ale organizm się poddał, a tydzień przed śmiercią odganiała kuckę od swojego żarcia na padoku. Myślałam że się udało... Wiem co czujesz, ja też tęsknię.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
12 maja 2019 17:06
Dziewczyn, to potrwa... i to długo. Ja dopiero od niedawna jestem w stanie wspominać mojego konia i się nie rozpłakać, choć nadal się to zdarza. Teraz umiem wspominać go z rozrzewnieniem i uśmiechem, a nie tylko z bólem. U mnie minęło 6 lat. Koń długo chorował, wiedziałam jak to się skończy, teoretycznie miałam czas żeby się przygotować, teoretycznie, bo na takie rzeczy człowiek nigdy nie jest gotowy. Trzymajcie się dzielnie :kwiatek:
zembria, Dzięki :kwiatek:
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
12 maja 2019 18:14
Mnie pociesza tylko to, że miała "dobrą" śmierć. Odeszła przy osobach, które znała, które Ją kochały i lubiły. Nie cierpiała, szybko została udzielona Jej pomoc. Najbardziej bałam się, że odejdzie sama w nocy, że mnie z Nią nie będzie, że będzie wystraszona. Każdego dnia bałam się zerknąć przez okienko w stajni, bałam się że leży.
To było moje oczko w głowie, dbałam o Nią bardziej niż o siebie. Każdy dzień był dostosowany do potrzeb Monetki, "ciesze się" że żyła i odeszła kochana, zadbana, najedzona. Odeszła w okresie, w którym czuła się dobrze, nie była umęczona chorobą. Może mogliśmy z decyzją poczekać, może na następny dzień udałoby się Ją postawić... Ale ona już nie patrzyła na mnie tymi samymi oczkami. Widziałam że już nie chce, że to ten moment, w którym musze podjąć decyzję i pozwolić odejść godnie. Ta decyzja ciąży na mnie do teraz.
Watrusia pamiętam Waszą historię, kibicowałam Wam z całych sił i wierzyłam że wygrzebiecie się z tego. Później odszedł Nostrzyk i niemal miesiąc później Monetka. Musimy wierzyć że były szczęśliwe i kiedyś się z nimi spotkamy 🙁
BASZNIA   mleczna i deserowa
12 maja 2019 18:23
Trzy miesiące to jeszcze niewiele. Potrwa, ale będzie lepiej.
Robaczek, Watrusia a ja się cieszę...że są jeszcze na tym świecie tacy właściciele koni jak Wy. Odpowiedzialni i świadomi :kwiatek: Przytulam  :przytul:
larabarson, jest nas pewnie dużo więcej, i nie ważne że nasz koń jest krzywy, gruby, ślepy, z jakimiś problemami, po prostu go kochamy, bo to taki członek rodziny.
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
12 maja 2019 20:40
Idealnie napisane, Monetka była członkiem rodziny, mimo tego że od początku była koniem chorym to nigdy nie była gorzej traktowana. Weci, leki, suplementy- zawsze miała to co było potrzebne.
Do tego była rozpieszczona, wypielęgnowana, szanowana. Nie było dnia, w którym nie słyszała że jest piękna, że kocham Ją całym sercem. Chore nóżki zawsze wygłaskane, wysmarowane i wycałowane. Chwalona za wszystko, za zjedzenie posiłków, siana, a nawet za zrobienie kupy 😉
Dla kogoś mogła być wybrakowana, gorsza bo chora, mogła być brzydka i koślawa... Dla mnie była najpiękniejszą istotą na świecie.
Chce wierzyć w to, że miała dobre życie. Może gdyby trafiła do nas wcześniej to nie miałaby tak zniszczonych nóg, tego nie moge przełknąć.
Piszę, bo trochę mnie nosi i mi smutno, a nikt tego nie rozumie na dobrą sprawę.

Chciałabym w końcu wyjechać z rodzinnego miasta, spróbować się usamodzielnić i zamieszkać z chłopakiem. Plan to wyjazd do Poznania i powrót po dwóch latach bliżej, czyli do Gdańska. Wszystko super, mam dużą potrzebę zmiany, czegoś nowego.
Ale z drugiej strony... są konie. Które zostaną tutaj, małego na jesień czeka odstawienie, a mi na samą myśl bycia od nich tak daleko napływają łzy do oczu. Zabranie ich nie wchodzi w grę ze względu na koszty utrzymania, dojazdy. I szczerze mówiąc, chyba nie jestem gotowa na podjęcie takiej odpowiedzialności.
I sama nie wiem. Motam się, wyjazd to super opcja no ale konie...
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
21 maja 2019 22:43
Windziakowa- Przecież możesz wyjechać do Poznania i w weekendy odwiedzać swoje konie. Myślę, że warto spróbować, bo później można żałować niewykorzystanej szansy. A gdy nie będzie sie układało po Twojej myśli, możesz zawsze zwinąć manatki i wrócić  🙂
Windziakowa, a nie możesz się wyprowadzić gdzieś bliżej? Żebyś mogła do koni częściej zaglądać? Musisz to dobrze przemyśleć, z jednej strony konie są bardzo ważne i nie dziwię się, że chcesz być blisko nich. Z drugiej strony trzeba siebie samego zapytać, co jest w danym momencie najważniejsze. Drugi raz młodości w prezencie nie dostaniesz, kiedyś możesz żałować podjętych lub nie podjętych decyzji.
I naprawdę dobrze Cię rozumiem. Ja swego czasu nie chciałam jechać na erasmusa, bo dzierżawiłam tak fajnego konia, że żal mi go było zostawić... A nawet nie był mój. Los mi jednak sprzyjał i wszystko tak się poukładało, że pojechałam. Smutno byłoby nie przeżyć i nie doświadczyć tego, co miałam okazję dzięki erasmusowi, z powodu konia. Choć konie oczywiście mają duży wpływ na to, jak wygląda moje życie, to jednak czasem warto wyjść trochę poza.
Demetek to mnie pociesza, hah. Ale też wynajęcie mieszkania, wszystko... Nie będzie tak łatwo. Ale ten rok chyba muszę spróbować. I w miarę możliwości będę przyjeżdżać, bo się zapłaczę. 🤣
Vanille, jak rozważam wyprowadzkę to wolałabym już docelowo do Poznania, bo jestem od roku w związku na odległość i to też męczy, a jeśli mam się wyprowadzić dajmy na to, do Gdańska, i mieć też daleko i konie, i chłopaka... To z dwojga złego wolę Poznań 🤣 Wiem, że będę żałować jak nie wyjadę, ale jednocześnie ta rozłąka z Celą i małym będzie trudna. Ale też nie mogę przekładać koni nad wszystko, to prawda.
Windziakowa, spróbój! 😀 Podobno na starość żałuje się najbardziej tego, czego się w przeszłości nie zrobiło. Przeprowadzki zawsze są trudne, bo zostawiasz za sobą kawał życia, ale z drugiej strony otwierasz sobie następne rozdziały, a mostów przecież za sobą nie palisz. Mówię to z własnego doświadczenia, bo prawie dwa lata temu zostawiłam wszystko co znałam, zapakowałam psa w auto i przeprowadziłam się (sama) za granicę. Masz rację, że na początku jest ciężko, bo trzeba ogarnąć mieszkanie, jeżeli nie wyjeżdżałaś na studia wcześniej, to będziesz musiała pilnować rachunków, pełnej lodówki, czy takich drobiazgów jak zapas papieru w łazience 🤣 itp. Ale na przykład dla mnie ekscytujące wręcz było poznawanie nowego miasta. Robilam na początku kilometry pieszo i chłonęłam Pragę całą sobą. Poznań też jest piękny, na pewno wiesz, a do tego jest jednym z najlepszych miast do mieszkania w Polsce.

A konie zawsze możesz odwiedzać w weekendy. Młody jest jeszcze mały, więc do czasu zajeżdżenia i tak cudów z nim nie zrobisz a szkoda stracić okazję na nowe doznania. Może znajdziesz dla niego jakąś stajnę na odchów np. w połowie drogi Poznań-Słupsk? W czasie studiów w Warszawie dzierżawiłam konia w moim rodzinnym mieście (Lublin) i jeździłam co weekend. Przy okazji widziałam się z rodziną i wszyscy byli zadowoleni 😉 Moja stajenna koleżanka nadal tak funkcjonuje, nie narzeka. Wszystko się da, jeżeli człowiek chce 😀 Powodzenia!

Kilka lat temu marzyłam o tym, żeby przeprowadzić się na magisterkę do Gdańska. Wyszło tak, że zostałam w Warszawie ze względu na chłopaka. Po roku związek się rozpadł, marzenie pozostało niespełnione. No i żałuję, ale kto wie, może kiedyś los mnie zaniesie i tam 😀
Windziakowa, stara, ja konia mam tysiąc km od siebie :P Zawsze możesz odwiedzić, dopóki sobie sytuacji tak nie unormujesz, by móc wziąć wszystkie lub jednego (nie wiem ile tego masz) chociaż bliżej. Poza tym, jak mniemam, zawsze możesz wrócić, przynajmniej ja się tak pocieszam 😂
emptyline   Big Milk Straciatella
24 maja 2019 18:49
Windziakowa, jedź, próbuj, koniom nic nie będzie. :kwiatek: Z Poznania do Słupska to nie jest jakiś dramat. Ja swojego niestety musiałam zostawić w PL i na 90% nigdy go tu nie przywiozę, ale przynajmniej mam cudownego męża, więc podjęłabym tę decyzję jeszcze z 300 razy, jeśli by trzeba było. :kwiatek:
fin, w czwartek jadę na rozmowę o pracę do Poznania. Działam. Koniom nic nie będzie, jakoś to się ułoży. Wrócę przecież i tak prędzej czy później, a i tak marzenia o sporcie już dawno porzuciłam. Chciałabym jeszcze kiedyś pojechać Ptkę na Celi, nawet "na brudno", just for fun. Ale jeszcze chyba mamy czas. Trzeba próbować, a żałować... to na pewno będę, jak nie wyjadę. To fakt.
budyń, podziwiam tą ogromną odległość. Wow 😲 Ja mam "tylko" 2, w tym Młodego od 1,5msc, bo to kinder niespodzianek. Grubcia moja od 4 lat. To w sumie pocieszające, że będę je mogła chociaż odwiedzać. Chociaż jeździectwa będzie mi pewnie przeokrutnie brakowało :P
emptyline, tym bardziej podziwiam, że masz konia tak daleko. Ja właśnie też tak planuję żyć z moim trochę dłużej niż kolejny rok, więc chyba warto. Odległość fakt, nie taka tragiczna, w jeden dzień się dojedzie 😀


Dziękuję dziewczyny. Naprawdę potrzebowałam głosów ludzi, którzy przechodzili przez coś podobnego. Mnie trochę przeraża ten mijający czas, że teraz Cela ma 12 lat, wrócę i będzie miała jakieś 14. I to niby nie emerytura, ale no wiek taki.. poważny 😀 Liczę, że nawet wtedy jakoś się obie dokulamy do tej wymarzonej Ptki, bo o Nce to ja już nie śnię nawet. Akurat Mały by też już był trochę "poważniejszy". Tak jak pisałam - działam. I mam nadzieję, że wyjdzie. Jeszcze raz dziękuję :kwiatek:
Windziakowa, gratuluję decyzji i życzę powodzenia na rozmowie! 😅
Windziakowa - w razie co, w Poznaniu jestem do dyspozycji (jakaś pomoc czy porada)
Fin, dziękuję :kwiatek:
Dodofon, bardzo dziękuję!


Rozmowa nie wyszła(pracodawca co najmniej niezdecydowany), ale staram się o pracę jako luzak u jednego z dość znanych polskich jeźdźców. Rodzina całkiem skutecznie podcina mi skrzydła, ale zakładam, że albo teraz, albo nigdy. Stawiam na swoje.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
02 czerwca 2019 19:41
W tym tygodniu odtrąciłam wszystkich swoich znajomych, z którymi utrzymywałam kontakt. Teraz jest mi z tym bardzo źle. I nie mam nawet komu powiedzieć, że jest mi przykro.
Dementek, jak chcesz to pisz, znam trochę z autopsji
AtlantykowaPanna   "Jeśli idziesz przez piekło- nie zatrzymuj się!"
06 czerwca 2019 12:29
A już myślałam, że tu nie zawitam...
Mam totalnego doła, nie chce mi się działać, widywać ludzi... Najchętniej zniknęłabym gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie...
Mam dwa super konie, chętnych na jazdy, propozycję fajnej jeździeckiej pracy, w której mogę bardzo rozwinąć się jeździecko. Ale co z tego jak nie widzę w tym sensu, nie mam siły działać. Ciągle mam wrażenie, że i tak wszystko się spier....  😵
Kochana a jak z lekami, terapia? Jesteś zaopiekowana czy temat zamknięty?
Windziakowa, miałam taka samą sytuację, rok związek na odległość. Planowaliśmy dość długo wspólne mieszkanie, wyprowadzkę najpierw do jego rodzinnego miasta, później do naszego ulubionego... Stanęło na tym, że udało się mu załatwić pracę 40km od miejsca mojego dotychczasowego zamieszkania, raptem po drugiej stronie Warszawy.
Nie chcę straszyć, być może to tylko ja tak trafiłam... ale odliczam dni do października, aż podejmę znów studia i wrócę do domu rodzinnego 🙁
Bardzo się cieszę, że nie wyprowadziłam się za nim te 300km... przynajmniej teraz już wiem na czym stoję  :kwiatek:

Ja konia akurat bym zabrała bez względu na koszty - człowiek nie w takich sytuacjach sobie radził 🙂
emptyline   Big Milk Straciatella
06 czerwca 2019 21:05
Cerise, każda historia jest inna, ale uważam, że zawsze warto spróbować. :kwiatek: Natomiast brania konia bez względu na koszty to już nie rozumiem. To nie kwiatek. Musi być dobrze zaaopiekowany i jeżeli nie ma takiej możliwości, tam gdzie się przeprowadzamy to może jednak lepiej mieć go dalej, ale bez stresu.

Windziakowa, no niestety. Kocham mojego konia, ale nie oszukujmy się, dla mnie jednak posiadanie rodziny to rzecz najważniejsza więc musiałam podjąć taką, a nie inną decyzję. Czasem nie da się mieć wszystkiego.
emptyline, możne tez kwestia tego, że dla mnie koń nie musi mieć ekstra warunków treningowych, byle była dobra opieka i żeby był blisko mnie - w szczególności, że mój koń to chodzące nieszczęście i nie mam komu go zostawić w opiece 🙂 I z tego co wiem w okolicy Poznania chyba jest dość sporo ciekawych pensjonatów.

Tak czy inaczej trzymam mocno kciuki za to żeby wszystko się udało, bo faktycznie warto jest próbować.  :kwiatek:
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
07 czerwca 2019 10:57
Cerise chyba po prostu masz na to pieniądze, nie? 😉 bo jak ktoś nie ma, to tak nie mówi.

A już szczególnie jak ktoś ma np przydomową stajnię i więcej niż 1 konia, a nagle miałby szukać pensjonatu/ów 🙂

Ilu ludzi tyle sytuacji. Ale robienie czegokolwiek "za wszelką cenę" czy "bez względu na koszty" nigdy nie jest dobrym pomysłem. A koszty finansowe są zaledwie jednym z wielu czynników.
smarcik niekoniecznie 🙂
Jak miałam mniej kasy to postawiłam sobie konia w przydomówce gdzie dobrze się jej żyło, opieka była na tip top i było nawet gdzie pojeździć..
Dla mnie pensjonat to nie tylko wypasiona stajnia, ale też zwykła przydomowa stajnia - także można się zamknąć w takich samych kosztach.


Zresztą przytoczyłam jak to u mnie wygląda i co ja bym zrobiła, także nie wiem o co te cale poruszenie. Każdy człowiek ma inna sytuację życiową i na co innego sobie może pozwolić, podzieliłam się tylko swoimi de facto podobnymi doświadczeniami  🤔
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się