Depresja.



A najlepszy kinowy przykład 'opętania' to 'Egzorcyzmy Emily Rose' 😉


brrrr bałam się na tym filmie mimo, że oglądałam z 10 razy 🙂
No, byłam.
Dziś po aferze w domu nie wytrzymałam, ciocia zadzwoniła do ośrodka, gdzie sama chodzi i przyjęli mnie z marszu.
We wtorek znów.
A 10go psychiatra (też w tym samym ośrodku)
Averis   Czarny charakter
05 czerwca 2010 20:55
Ja nie mogę powiedzieć, ze jestem od depresji wolna, ale już 1,5 miesiąca nie miałam żadnego napadu. A potrafiły kiedyś być codziennie. Jestem z siebie niesamowicie dumna.
Byłam dziś u psychiatry.
leków na razie żadnych nie mógł przepisać, bo nie wiemy, co zleci mi gin na te moje zasłabnięcia.

Ale lekarz w porządku.

Może stanę na nogi
Wistra a mogłabys z grubsza napisac jak taka wizyta przebiega? (chyba ze nie chcesz) Coś Ci ona dała, pomogła?
Czy jest to rozdrapywanie problemów, czy bardziej ogolna rozmowa? wlasciwie nie wiem jak sformuowac to pytanie.
Ale np zastanawia mnie jak idzie do psychiatry ktos kto ma mocną depresje  i srednio mu sie chce gadac o swoim beznadziejnym polozeniu, to co, pomilczymy sobie cala wizyte?  🤔
Ja nie mam az tak, ale jednak cos jest nie halo.
Mam juz od długiego czasu tak mocno wyje.ane na wszystko ze juz mnie to zaczyna bolec. Z pozoru wszystko jest ok, prowadze jakies tam zycie, pracy nie zaniedbuje i nie zamierzam, tu jest ok. Ale do cholery wszystko mnie boli/wku*/nie obchodzi (niepotrzebne skreślic) i nie chcialabym przegapic momentu kiedy moge jeszcze cos z tym zrobic... boje sie ze pewnego dnia sie obudze i zdam sobie sprawe ze juz jestem rośliną a nie czlowiekiem.
Psychiatra to nie psycholog. Zwykle rozmowa nie wygląda tak jak na filmach.  😉

Jednak o podstawowe rzeczy lekarz MUSI spytać.
Dzięki tym pytaniom i Twoim odpowiedziom podejmuje decyzję czy kwalifikujesz się na leki, czy na terapię do psychologa. Raczej żaden lekarz na pierwszej wizycie nie będzie "rozdrapywał ran", ale o problemy pacjenta spytać musi. To ważne, czy kobieta jest smutna, bo mąż pije, czy dziecko jej poważnie od lat choruje, czy właśnie zwolnili ją z pracy, czy też wszystko się niby układa ok, a smutek jest od wielu tygodni.
itd itp.
Psychiatra nie gryzie.
W Twoim jednak przypadku (na podstawie tego co piszesz) myślę, że pogadać będzie jednak chciał więcej.
A milczenie całą wizytę mija się z celem, nie sądzisz?  😉
Warto pójść i pogadać bo są schorzenia innych narządów na tle psychosomatycznym.
Działa to w jedną stronę.
Czyli np.tarczyca może się popsuć na tle depresji , ale się już nie naprawi jak będziemy weseli.
Może jednak zatrzymać się proces chorobowy.
Tak w wielkim uproszczeniu.
asds   Life goes on...
18 czerwca 2010 08:26
A ja dzis w ramach zachowania zdrowia psychicznego po ostatnim dniu w obecnej pracy jadę do stajni na trening z grubym po czym na wieczór mam w planach się urąbać na 3 trąbki bo tego mi akurat właśnie trzeba
Tunidra, Tania dzieki za odp. Ja mam po prostu wizje lekarza psychiatry czy tez psychologa jako przesłodziutkomilutką panią która po rozmowie ze mną sypnie jakies banały jedynie powiekszajac moją irytacje.
Wiadomo, nie zamierzam przyjsc i nic nie mówic jak jakas obrazona ksiezniczka  🙂 Cóż, moze spróbuje a co mi szkodzi.
Lekarze generalnie mnie wkurzają i ich podejscie, ostatnio nałaziłam się po endokrynologach, ginekologach i kazdy miał tak wielkie poczucie swojej zajebistosci, jakby conajmniej byli ludzmi lepszej kategorii z racji skonczonej medycyny. 
Sorry za ten sarkazm ale rozwala mnie jak zaczynam mówic albo co gorsza "bo ostatnio przeczytałam..", "zauwazyłam objawy", etc.  zeby rozwiac watpliwosci, przedyskutowac a lekarz - "pani nie jest lekarzem", "to nic takiego" (fajne uzasadnienie).. Kazda wizyta za ok. 100 zł (rozni lekarze) a kazda trwala 10-15 min max...

Tania tez tak sie zastanawiam. Ja mam chore jajniki, tarczyca tez nie wyszła zbyt dobrze (lekko niedoczynnosc jakby, a czytam w objawach - depresja m.in.), moze jest jakis zwiazek przyczynowo-skutkowy. Tez ostatnio często mnie kłuje w klatce piersiowej, jakby ktos igły w zebra wbijał..  🤔
Averis   Czarny charakter
18 czerwca 2010 09:57
Choroby tarczycy mogą jak najbardziej powodować depresję i to bardzo silną. Dlatego wizyta u endodkrynologa powinna być koniecznością przy tego typu zaburzeniach.
Pisałam kiedyś (chyba w tym wątku), jak przed zdiagnozowaniem niedoczynności tarczycy trafiłam do psychologa. Rodzina się martwiła, że coś nie tak, może depresja. Bo z zewnątrz tak to trochę wyglądało. Senność, apatie, rozkojarzenie. Ale psycholog pogadał, popytał, depresję wykluczył (słusznie). Niestety nie wpadł na wysłanie do endokrynologa...
Choroby tarczycy mogą jak najbardziej powodować depresję i to bardzo silną. Dlatego wizyta u endodkrynologa powinna być koniecznością przy tego typu zaburzeniach.

I na odwrót-tarczyca potrafi zachorować w wyniku depresji :
[[a]]http://www.endokrynologia.net/content/hashimoto-ci%C4%85g-dalszy[[a]]
Swoją drogą-autor jest świetnym endokrynologiem-krakowianom POLECAM!!!
Hashimoto a problemy psychiczne:

Jak pisałem czynnikiem wyzwalającym w chorobie Hashimoto (jak w każdej chorobie autoimmunologicznej) mogą być stresy i problemy psychiczne.Stąd częściej stwierdzamy Hashimoto u tych osób.

W niewyrównanej niedoczynności lub nadczynności mogą być typowe objawy czyli depresja lub nadmierna pobudliwość.

Jeżeli mimo wyrównania hormonalnego objawy się utrzymują - niezbędna jest interwencja psychologiczna .

Wbrew utartym opiniom drobne wahania hormonalne nie mają wpływu na stan psychiczny. Drobne wahania TSH są samoistne (wydzielanie pulsacyjne), drobne wahania FT3-4 wynikają z wielu przyczyn jak choćby stan nawodnienia.

Hormony tarczycy to nie adrenalina, endorfiny czy sterydy - są hormonami o długim czasie biologicznego efektu (np okres tzw półtrwania T4 do 190 godz, a licząc związanie z białkami jeszcze dłużej) Ich wpływ na nastrój jest istotny - ale długotrwały.
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
18 czerwca 2010 11:14
zgadzam sie odnoscnie tarczycy, przeszlam na wlasnej skorze, po latach okazalo sie to niedoczynnoscia. szkoda, ze tak dlugo musialam czekac na diagnoze 🙁
nie chce przekopywać całego wątku, może juz była o tym mowa. Co lepsze deprim czy persen? Czy któryś lek usypia/zamula? Po jakim czasie zaczynają działać, i jakie efekty.
A.   master of sarcasm :]
26 sierpnia 2010 22:10
ja jechalam na citalopramie i zaczeam grubnac poza kontrola  🤔 poza tym bylo ok
Co lepsze? Zależy na co to ma być.
Persen ma działanie bardziej uspokajające ( bo to głownie waleriana) a deprim to dziurawiec, czyli ziółko, które ma jakieś tam działanie przeciwdepresyjne.

Czasami przy obniżonym nastroju (depresji) występuje niepokój, lęk i wówczas przydatne będzie również coś uspakajającego- w tym przypadku persen.

Należy wyraźnie podkreślić, że żaden z tych leków przy poważniejszym stanie nie zadziała.

Ale chcąc odpowiedzieć na Twoje pytanie, uogólniając najbardziej jak się da: persen na nerwy a deprim na smutek.
dzięki tunrida własnie o takie uogólnienie mi chodziło  :kwiatek:
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
26 sierpnia 2010 22:32
Validol nie działa, przynajmniej na mnie. No może 1wsza tabletka mnie trochę uspokoiła. Reszta leży w lodówce.
a po jakim czasie mozna zauwazyc działanie deprimu?
Jeśli Validol nie działa, to ciekawe czy Persen zadziała. Co prawda Persen ma nie tylko walerianę, ale i melisę, więc może.....
Deprim ma zadziałać po ok 10-14 dniach brania, o ile w ogóle zadziała.
Na nerwowe sytuacje polecam duże dawki magnezu. Dla nerwicowców nawet do 1000mg/dobe (max!) Dobrze przy tych zaburzeniach brać go profilaktycznie nie tylko w sytuacjach "krytycznych".Najlepszy magnez jaki kupuję w aptece to magvit b6 jest bardzo dobrze przyswajany. Sprowadzam też ze Stanów fajne suplementy stres formuły (polecam) oraz 5htp firmy Now foods działają cuda.
Averis   Czarny charakter
19 września 2010 10:54
Ja chciałam tylko powiedzieć, że nigdy nie czułam się tak dobrze jak w ciągu ostatniego półrocza. Wychodzę na prostą 🙂
irlandia81, jak szybko od pierwszej tabletki działa taki magnez?
Nie wiem już, gdzie mogę prosić o pomoc, może Wy będziecie w stanie coś doradzić.

Nie wiem czemu, ale zawsze otaczam się ludźmi z problemami, a przypadek, z którym mam teraz do czynienia jest szczególnie ciężki.
Śmierć ojca, nieszczególne warunki materialne w domu, przerwane studia z powodu wypadku, niesamowicie toksyczny związek i zerwanie go, słaby charakter połączony ze szczególną inteligencją.
Na początku sierpnia wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze, ale mamy listopad, a kolega jest bliski stoczenia się na samo dno bądź popełnienia samobójstwa.
Miesza psychotropy z wódką i prochami, w życiu kieruje się swoimi zasadami i wierzy, że są słuszne.
Regularnie miewa napady (padaczki, furii, załamań nerwowych,utrat świadomości, rozmów z osobami, których nie ma lub wszystkiego na raz), które są skutkiem mieszania środków psychoaktywnych.
Decyzja o niepodjęciu dalszych studiów, problemy z pracą, brak jakichkolwiek ambicji, niechęć do współpracy z lekarzami, wmawianie sobie, że wszystko jest tak, jak być powinno znacząco utrudnia nawiązanie z nim kontaktu.
Obecnie grono najbliższych mu osób traktuje z agresją, wszelkie ich rady uznaje za głęboką ingerencję w jego życie, więc robi wszystko na opak.
Praca z psychiatrą nie ma skutków, ponieważ zataja informacje i nie mówi mu wszystkiego, psychoterapeuta tez nie ma racji bytu, bo praca z nim ma sens, gdy osoba chora zdaje sobie sprawę z tego, ze ma problem, że sobie z nim nie radzi i że potrzebuję pomocy innych.
Rozmowy, awantury, przekazywanie jakiś informacji przy pomocy historyjek, błagania, prośby nie przyniosły żadnego skutku.
Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Byłam jedyną osoba, która potrafiła nawiązać z nim kontakt i z którą był szczery, jakiś czas temu przestałam rozróżniać kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę, obecnie nawet nie jestem w stanie nawiązać rozmowy. Dniami śpi, nocami pije i pali, by zasnąć i nie śnić, bo gdy coś mu się śni (a nie są to sny przyjemne), po przebudzeniu nie wie, co było snem, a co nie.

Proszę, może macie jakieś pomysły...?
Jeśli wypowiedziałam się niejasno, to odpowiem na wszelkie dodatkowe pytania.
Prawo na to:
1) Gdyby był chory psychicznie ( a jeśli dostał leki od psychiatry to przecież wykazuje jakieś zaburzenia) i zagrażał własnemu życiu, lub życiu czy zdrowiu innych osób, to można wezwać pogotowie i opowiedziawszy lekarzowi całą sytuację, może zostać zabrany do szpitala psychiatrycznego bez zgody. Ale jak już napisałam- musi zagrażać. Nie starczy zapijać leki alkoholem. Musiałby wypowiadać zamiary samobójcze, wykazywać zachowania świadczące o istnieniu myśli samobójczych. Lub wykazywać czynną agresję. Uderzyć kogoś. I ważne jest to, co już napisałam. A mianowicie- przy wezwaniu pogotowia ważne by powiedzieć, że 1)chory, że 2) się nie leczy i że 3) zagraża i JAK dokładnie zagraża. Trzeba to powiedzieć jasno, wyraźnie i w punktach.

W jego przypadku widzę jednak, że raczej NIE zagraża. Trzeba by naciągać i naginać rzeczywistość, a na to lekarz z pogotowia raczej się nie złapie.
Co nam zostaje?

2) Tryb wnioskowy. Najbliższa rodzina występuję do sądu rodzinnego z wnioskiem o przymusowe leczenie. Pisze się w takim wniosku, że jest to osoba z zaburzeniami psychicznymi, że się nie leczy, że źle postępuje ( tu opisujemy wszystko co nam przychodzi do głowy złego i strasznego o tej osobie), że może się to skończyć źle dla tej osoby. Niestety.....trzeba do takiego wniosku dołączyć zaświadczenie od psychiatry ( rodzina musiałaby iść do jego lekarza, wszystko opowiedzieć i poprosić o takie zaświadczenie) Taki wniosek rodzina składa do sądu i w skrócie- sąd na rozprawie decyduje, czy zamykamy człowieka bez zgody i leczymy, czy nie.


Zawsze, kiedy osoba chora psychicznie wypowiada myśli i zamiary samobójcze możemy wezwać pogotowie !!!! Nawet jeśli mówi to będąc pod wpływem alkoholu/ środków odurzających. Wtedy do decyzji lekarza należy, czy zabiera do szpitala bez zgody, czy nie zabiera.
tunrida, ślicznie dziękuję :kwiatek:
Bardzo mi pomogłaś.

Odnośnie stwarzania zagrożenia, ostatnio szarpał się z bratem na środku ulicy, potem próbował wpaść pod samochód i nieustannie powtarzał, że chce kogoś zabić, a sytuacje, że traci świadomość na środku ulicy też zdarzają się dość często.

Rozważymy drugą opcję, ale boję się, że jeśli postępowanie sądowe będzie trwało długo albo jego efekt końcowy będzie taki, że jednak sąd go nie ubezwłasnowolni, to jego stan emocjonalny znacznie się pogorszy i ucierpi na tym on i jego rodzina...
Gavi- opcja druga, czyli postępowanie sądowe TRWA długo. Czasami nawet bardzo długo. Często w wielu przypadkach ZA długo i rodzina i tak w międzyczasie decyduje się na skorzystanie z opcji pierwszej.
Jeśli korzysta się z opcji drugiej, to nie należy tego mylić z ubezwłasnowolnieniem. To zupełnie inna sprawa !!

Jeśli chciał rzucić się pod samochód i powtarza, że "kogoś zabije", to jak najbardziej można skorzystać z opcji pierwszej. I to nie raz. Jeśli pierwszy razem lekarz z pogotowia nie zabierze do szpitala, to nic straconego. Przy następnej okazji można znów dzwonić. Może inny lekarz zabierze. Bo decyzję czy zabrać, czy nie zabrać podejmuje sam lekarz i jeśli NIE zabierze, a coś się złego stanie, to on za to w pewnym sensie odpowiada.
Rodzina ma prawo wezwać pogotowie, jeśli człowiek chorujący psychiatrycznie mówi, że się zabije. Rodzina przecież wcale nie działa w złej woli, prawda? Rodzina wcale nie musi chcieć "zamykać go w wariatkowie" prawda? Rodzina się martwi i woła pogotowie. A co się zadzieje potem......przecież to nei wina rodziny, nie?  😉 ( to takie tłumaczenie, gdyby rodzina miała obiekcje)  Rodzina mogła przecież myśleć, że "zabiorą go na izbę przyjęć, tam ktoś z nim porozmawia, nie"? A że ktoś porozmawiał i zamknął........ to przecież NIE wina rodziny.
(piszę to, bo czasami rodziny mają różne dziwne obiekcje. Najpierw są głupie obiekcje, a potem płacz i zgrzytanie zębów po czasie, jeśli się okaże, że jednak się zabił  🤔)

Raz jeszcze dziękuję 🙂

On jest bardzo przewrażliwiony na punkcie swojej choroby, nawet gdy było względnie dobrze, każda próba rozpoczęcia rozmowy na jego temat nie kończyła się zbyt dobrze. Mimo wysokiego poziomu inteligencji przed innymi ludźmi stwarza pozory głupka, zaczepia ludzi na ulicy i z nimi rozmawia - obcy nie wiedzą, że ma problemy...

Skorzystanie z opcji pierwszej nadal jest odrobinę problematyczne, bo tak ciężkie zachowania prezentuje, powiedzmy, raz w miesiącu.., a w listopadzie wyczerpał już swój limit, no a bez powodu przecież nie zadzwonimy.
Trudne jest również to, że w ciągu dnia zostaje w domu sam, brat i matka pracują do 20, reszta rodziny jest w innym mieście, najbliższy przyjaciel wyjechał za granicę, a ja ze względu na dużą ilość pracy, własną stajnię i prywatne sprawy nie zawsze mogę go odwiedzić....

Bardzo boję się, że gdy podejmiemy właśnie tak radykalne działania, on nam zniknie, a resztki zaufania (a jest go już naprawdę skrajnie mało) rozpłyną się.
Wiem, rozumiem. Łatwo radzić z pozycji osoby zupełnie z  boku. Wiem to wszystko.

Może zniknąć, może stracić resztki zaufania.
A może też być tak, że po pobycie w szpitalu, poprawi się jego stan psychiczny na tyle, że inaczej spojrzy na wiele spraw. (czasami po umieszczeniu w szpitalu rodziny bardziej przeżywają ten fakt, niż sam pacjent, który po czasie retrospektywnie stwierdza, że "przydało mu się to i pomogło" Rodziny czują się winne, rodziny się wstydzą, rodziny mają poczucie, że "może niepotrzebne były aż tak radykalne działania", a pacjent jest w sumie zadowolony)

Ale tego nie da się przewidzieć. Znając chorego można próbować przewidywać jak sprawy się potoczą, ale pewności nigdy mieć się nie będzie.  🙁
Pojawiam się znów.
Ze stwierdzoną dystymią.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się