Szkoda, że te teksty podlinkowane na pierwszej stronie nie są po angielsku lub niemiecku, bo zapytałabym o zdanie naszych byłych pracodawców, naukowców i bardzo aktywnie działających obrońców przyrody, którzy stworzyli w Rumuńskich Karpatach największy w Europie prywatny park narodowy.
http://www.conservationcarpathia.org/ Ich największą pasją są drapieżniki, w szczególności wilki. Christoph ma do tego stopnia fioła na ich punkcie, że doskonale orientuje się w temacie wilków całego świata, także tych w Polsce, nawet był w Bieszczadach. Opowiadał nam coś o stanie populacji wilków w Polsce i o planach zwiększenia ich liczebności, ale nie pamiętam na tyle dokładnie, żeby powtórzyć.
No właśnie. Przekroczyły bez trudu granicę. Bo po co ganiać po polu za jakąś przepiórą?
Misie też nie żywią się wyłącznie miodkiem i poziomkami. 😉Ale preferują miodek i poziomki! Widziałam kilkanaście razy, na własne oczy. 😀
Do naszych obowiązków, oprócz prowadzenia rajdów należało także zabieranie gości do pobliskiego "bear hide" w Stremba Valley, na oglądanie z bliska niedźwiedzi brunatnych, w asyście leśniczego.
Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z niedźwiedziami, miałam ciarki na całym ciele. Niesamowita mieszanka strachu i fascynacji. To nie było zoo, tylko normalnie wjeżdżało się samochodem i szło na pieszo przez dolinę w której latało około 20-30 dzikich niedźwiedzi.
Wchodziło się do drewnianego domku na podwyższeniu (taka jakby duża ambona, mieszcząca kilkanaście osób). Widok na polankę oddzielony był szybą.
Zanim się tam weszło, zdarzało się, że niedźwiedzie już się zbliżały. Najmniejsza odległość jaka dzieliła mnie od niedźwiedzia to było około 10 metrów. Tak twarzą w twarz, nie przez szybę, tylko zanim weszliśmy do domku. Nigdy wcześniej, ani później w życiu nie doświadczyłam takiego uczucia - zimno i gorąco jednocześnie. 😜 Potem, nie robiło to już takiego wrażenia, ale ten pierwszy raz był niesamowity.
Na polance było kilka koryt na ziemi i kilka na drzewach, do których pan leśniczy sypał mieszankę składającą się głównie z kukurydzy, z dodatkiem cukru waniliowego i czekolady! Tak, czekolady. (Jakieś odpady czekoladowe z zakładu produkującego czekoladę).
Po około 10-20 minutach schodziły się niedźwiedzie.
Byłam tam kilkanaście razy i nigdy się nie zdarzyło, żeby nie przyszły.
Raz na jakiś czas leśniczy wieszał im na haku krowę, czy owcę. Byłam w szoku, jak zobaczyłam, że krowę tylko powąchały i stwierdziły, że wolą swoją kukurydzę z czekoladą. 😁 (Później ją oczywiście stopniowo zjadły, ale nie było takiego szału jakiego by się każdy spodziewał.)
A po co to wszystko piszę?
Bo ten domek obserwacyjny kiedyś służył za prawdziwą ambonę, z której angole, czy inni bogacze mogli sobie niedźwiedzia ustrzelić, za grubą kasę oczywiście.
Około 15 lat temu został przekształcony w domek obserwacyjny i zarabia znacznie więcej kasy na turystach.
Fajny pomysł, prawda? 🙂
Może by się dało w podobny sposób "wykorzystać" łosie? Też duży zwierz, robiący wrażenie. 😉
Gdybyśmy pracowali w Puszczy Knyszyńskiej (bo tak było przez chwilę) to nawet bym wiedziała komu taki pomysł zapodać, ale teraz nie wiem.