Dreamer113
Konto zarejstrowane: 06 lutego 2018
Ostatnio online: 04 października 2025 o 19:18
Najnowsze posty użytkownika:
moda, ciuchy etc...
autor: Dreamer113 dnia 09 września 2025 o 15:53
madmaddie, klipsów nie noszę właśnie z obawy o to samo o czym piszesz 😉 ale z racji, że nie mam przekłutych uszu podpowiadam nausznice zamiast kolczyków - nie spełniają tej samej funkcji co kolczyki niestety, ale coś tam na tym uchu się zawsze błyszczy.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 21:49
keirashara, będę się odzywać, dziękuję. 😉
Myślę, że to takie normalne podejście, którego jak najbardziej można oczekiwać od dzierżawcy. No kurczę, jak chcesz "bez konikowania" to szukaj kogoś, kto udostępni konia tylko na jazdy pod swoim okiem czy dogranym instruktorem/trenerem - i to też jest w porządku, sama tak w przeszłości szukałam i byłam zadowolona, bo już wyprawa na samą jazdę to był jakiś wykrojony w tygodniu czas i nie mogłam zagwarantować wiele więcej niż ogarnięcie konia przed i po jeździe.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 20:26
donkeyboy, też mocno przykładowo powołuje tą dzierżawę, bo tam w ogóle przemiła babeczka, ale w rozmowie zdążyła mnie namawiać na zmianę stylu jazdy na western i wyjazdy na zawody w specyficznej dyscyplinie. :P Ale tak się zaczęłam ostatnio zastanawiać czy w sumie, pomijając brak ustalonych z góry kosztów co jest abstrakcją, czy obecnie podobne koszty się nie przyjęły jako standard - zawsze kojarzyłam połowę pensjonatu + ewentualnie kowal i odrobaczanie, ale naprawdę wypadłam lata temu z tematu.
Też podstawą jest dla mnie umowa z konkretnymi zapisami na pewno.
Sivrite dziękuję, czyli w sumie taka kwota, której się spodziewałam. Wtedy z dopłatą do jakiegoś sensownego trenera chociaż ten raz w tygodniu powinno mi się spiąć.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 18:47
keirashara, dziękuję, to dla mnie dobry punkt odniesienia. 🙂 Jakby z jakiegoś powodu wypadł Ci dzierżawca to chętnie przygarnę info, na razie to i tak jak mówiłam, sama muszę pozbierać wszystkie kończyny. 😉
Też ogólnie o tym fizjo pisałam, bo dostałam cenę wyjściową współdzierżawy już dla mnie niestety zbyt wysoka jeszcze z jakimiś kosztami „jak wpadną”, niestety budżetu nie chcę przekraczać i też nie jest z gumy, żebym wyjęła z portfela zawsze kilka stówek ekstra. 😅 ale to też oczywiście kwestia dogadania z właścicielem.
Trochę mnie to też pocieszyło, że potencjalnie konia w stajni z hala powinnam znaleźć w budżecie, o którym myślę - jestem dzieckiem hali, chciałabym mieć możliwość schować się jak pada czy ziemia zmarznie. Już teraz mnie stresuje, że w rekrze jeżdżę bez hali i wczoraj zawracałam się w połowie drogi bo się rozpadało. No i bez treningów pod czyimś okiem ta współdzierżawa byłaby dla mnie fajna „koniarkowo”, ale jednak niefajna jeździecko i raczej bym odpuściła.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 16:38
donkeyboy, jak wyżej - wiem, zdaje sobie z tego sprawę, liczyłam na jakiekolwiek widełki mówiąc szczerze. 😅 Ale najwyżej jak się odbije z umiejętnościami, żeby ta współdzierżawa miała w ogóle sens, to będę szukać i wtedy liczyć moniaki.
Sankatarina na razie mi się nie pali, bo znalazłam (na ten moment) bardzo fajna, kameralną stajnie do jazd rekreacyjnych, tak naprawdę prywaciarz. Tylko docelowo jednak chciałabym coś więcej, niż tylko śmigać rekreacyjnie - i ze względu na trochę większą wolność (przyjazd nie na godziny, pokręcenie się nawet po stajni, wyniunianie konia jak mam czas i chęć), i ze względu na możliwości rozwoju. I muszę przeliczyć czy w ogóle jest sens myśleć o współdzierżawie finansowo, czy lepiej zapomnieć.
Teraz jazdy rekreacyjne kosztują już często ponad 100 zł… dotychczas płaciłam kolejno: 130 zł (w dwie osoby), 120 zł, teraz 100 zł (ale dalej dojeżdżam) za jazdy indywidualne. Grupowe 80-100 zł. Więc jak mam możliwość wsiąść na rekreanta, z którym no nie oszukujmy się nic długofalowo nie wypracuje i nie nauczę się pracy z koniem, a dogadać prywatnie na wsiadanie na czyjegoś konia to wybieram drugą opcję - jeździłam już tak, byłam zadowolona, tylko no chwilowo uważam, że nie powinnam się pakować na czyjegoś konia, też chcę skupić się na razie na sobie i nie martwić psuciem konia, żeby później mieć punkt wyjścia do sensownej jazdy już ukierunkowanej na jakąś pracę z koniem. 😉
Btw. dzierżawców też ludzie szukają, bo gdy pytałam o stajnie rekreacyjne dostałam kilka propozycji dzierżawy na priv, tylko jak mówię, chce to zrobić z głową + na razie stabilizuje się finansowo - tylko właśnie propozycje bardzo różne cenowo stąd zadałam pytanie czego mogę się spodziewać. A też współdzierżawa za darmo czy prawie darmo ma swoje minusy.
No nic, dziękuję Wam i tak za odpowiedzi. 😉 Rozglądam się jak mogę jak wyglądają koszty pensjonatów w okolicy i będę patrzeć też pod tym względem, może sobie wyrobię jakąś średnią, bo chwilowo naprawdę ciężko mi określić jak to może sensownie wyglądać.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 13:08
_mpradi, nie no, ja rozumiem popyt i podaż, jak ktoś chce mało/dużo za jakąś rzecz czy usługę to z tym nie dyskutuje, bo widać uważa, że jest tyle warta. 😉
Pytam bardziej o jakiś uśredniony koszt - ile mogę się spodziewać za konia stojącego w stajni bez hali, a ile za takiego w stajni z hala, bo przebitka rzędu prawie 1000 zł („bo jeszcze jak zamówię fizjo albo paszę to też dodatkowo na pół”) trochę mi nie daje oglądu na mój potencjalny budżet na dzierżawę. 😉 ja sobie zdaję sprawę, że usłyszeć coś, a znaleźć to dwie różne rzeczy, ale bardziej rozeznana byłam na etapie, kiedy stajnia z hala kosztowała 800 zł. :P więc moje informacje są bardziej niż nieaktualne. Już ceny jazd rekreacyjnych mnie zszokowały, dlatego szukam podpowiedzi jak to mniej więcej obecnie wygląda jeżeli mówimy o wspoldzierzawie konia, czy w ogóle mam o czym docelowo myśleć, czy pozostaje mi rekreacja/szukanie kogoś, kto poprowadzi mi jazdy na swoim koniu.
Dzierzawa
autor: Dreamer113 dnia 03 września 2025 o 11:55
Hej, mam pytanie - w jakich cenach realnie spodziewać się współdzierżawy konia za 2 lub 3 dni w tygodniu? Zależałoby mi na stajni z halą, Wrocław i okolice.
Spotkałam się z rozpiętością ok. 500/600 zł do 1400 zł za 2 dni, więc trochę nie wiem jakich rzeczywistych kosztów mogę się spodziewać - tak, żeby miało to sens dla właściciela konia i dla mnie, szczególnie że przewiduje minimum jeden dzień w tygodniu jazdy z trenerem. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę się już rozglądać za jakimś konikiem w tym układzie, ale chciałabym wiedzieć czy uda mi się na pewno tak zaplanować wydatki. 😉 dodam, że wymagam właściwie podstawowego wyszkolenia i bezpiecznego konia, chciałabym iść w kierunku ujeżdżenia, ale tak naprawdę po przerwie zaczynam praktycznie zupełnie od podstaw, więc to nie musi być top sportowiec; idealny byłby profesor czy po prostu koń po sporcie, ale staram się być realistką. Jeśli skoki, to tylko jakieś nieduże podskoki i gimnastyka, na pewno pod okiem trenera. W skrócie: poza tuptakami stricte terenowymi i oszołomami każdego konia brałabym pod uwagę.
Z góry bardzo dziękuję za wszystkie podpowiedzi.
Jeździecka Rewia Mody (odzież, obuwie i reszta sprzętu)
autor: Dreamer113 dnia 24 sierpnia 2025 o 14:54
Hej, podpowiecie mi proszę jak wypada rozmiarówka koszulek Schockemöhle? Raczej większe czy w miarę standardowo?
Noszę XS/S, zastanawiam się, czy S nie wypadnie mi za duże. 😉
Z góry dziękuję za pomoc.
Promocje i wyprzedaże - centrum informacji
autor: Dreamer113 dnia 07 sierpnia 2025 o 19:18
Hej, czy jest jakaś dodatkowa promka na tradeinn.com?
Niestety te co znalazłam nie wchodzą na moje produkty, a cebula szczypie bez promki. :P
Pralka i inne AGD - uwagi i rady.
autor: Dreamer113 dnia 29 czerwca 2025 o 09:03
keirashara, ta z beko daje radę, ta z Lidla prasowała sprawniej, wydaje mi się, że dlatego, że mocniej się nagrzewała. 😉
Ja brałam właśnie na podstawie rankingów i żeby było tanio, bo średnio miałam wtedy jak wyłożyć więcej na już (a serio dla mnie parownica to must have :P), stąd padło na beko - czy faktycznie wtedy była to najlepsza opcja z dostępnych w podobnych cenach to ciężko mi powiedzieć bez porównania.
Zainteresowałabym się teraz pewnie jeszcze parownicą z phillipsa, ale sama nie mam porównania niestety, jak wspominałam.
EDIT. Aż zerknęłam z ciekawości, bo ja chyba te kilka lat temu też phillipsa rozważałam. Ale kosztuje ok. 500 zł, podczas gdy beko 150-250 zł. Więc to chyba był największy argument. :P
Pralka i inne AGD - uwagi i rady.
autor: Dreamer113 dnia 28 czerwca 2025 o 18:00
keirashara, ja miałam lidlowską, teraz już kilka lat mam beko. Generalnie ta lidlowa lepiej prasowała. :P była zdecydowanie bardziej „gorąca”, po jakichś chyba 3 latach padła w niej grzałka.
Beko kupiłam patrząc po rankingach, ogólnie jest spoko, nie wiem czy inne „markowe” też się nagrzewają podobnie, czy mocniej jak ta z Lidla. Cisnę nią wszystko, w tym jedwab, do takich ciuchów z lejących się materiałów parownica to rewelacja, jedynie koszulę męskie kiepsko się nimi prasuje. Ja prawie nie wyciągam zwykłego żelazka.
Podpowiem, że najłatwiej po prostu powiesić na jakiejś szafie i przeciągać jakby prasując tą parownicą.
ABC formalności OZJ/PZJ i startów na zawodach
autor: Dreamer113 dnia 25 czerwca 2025 o 21:52
Constantia, dobra, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi (dziękuję, byłam mocno ciekawa).
Biedna dziewczyna, mam nadzieję, że uda się jakoś ogarnąć temat... Masakra.
Sprawy sercowe...
autor: Dreamer113 dnia 18 czerwca 2025 o 20:11
Podbijam to co napisała Ollala, i dodam, że znajomi jeżdżący po kraju na tirach, tak żeby wracać codziennie albo max. co drugi dzień na noc do domu, to często wyjeżdżają nad ranem i wracają np. w okolicach 23, bo a to rozładunek się opóźnił, a to się inny kierowca wykruszył, opona poszła. Pewnie lepiej orientujecie się w temacie, pewnie jest to też kwestia pracodawcy i zatrudnionych spedytorów, ale myślę, że warto zwrócić uwagę i wypytać o temat znajomych z branży. 🙂
Poza tym moje zdanie wyraziły już w sumie wpisy dziewczyn, więc nie bardzo mam coś do dodania. Szczególnie, że też jestem team bez dzieci. :P I też uważam, że rodzinę mogą tworzyć dwie osoby, ewentualnie z pieskiem czy kotkiem, mi pasuje. :P
Wszystko do twarzy-czyli pudry,kremy etc.
autor: Dreamer113 dnia 16 czerwca 2025 o 14:09
Usagi, ja niezmiennie podpowiadam La Roche-Posay Anthelios Niewidoczny Fluid SPF50+
On jest taki wodnisty, biały, w ogóle nie jest tłusty. Pod makijaż może być dla niektórych za lekki. Ale mi się ogółem sprawdza od lat i w ogóle się nie błyszczy, bo to kompletnie nie jest konsystencja kremu czy mleczka. 🙂
praca
autor: Dreamer113 dnia 13 czerwca 2025 o 18:41
keirashara, gratulacje! 😉 Trzymam kciuki, żeby zmiana była na zdecydowane lepsze. 🙂
Kupno konia
autor: Dreamer113 dnia 05 czerwca 2025 o 18:26
Podbijam ostatnie posty dziewczyn. 🙂 Choć podkreślam, że bardzo, bardzo subiektywnie.
Sama bardzo często zastanawiam się jakby mi się życie poukładało, gdybym konia kupiła (oczywiście, moi rodzice by mi go raczej kupili) w wieku właśnie gimnazjalnym czy licealnym. Jakbym tego konia miała, to nie ma że boli, masz wyjazd do stajni, idziesz do roboty, robisz wszystko, żeby się ułożyło, nie ma wymówek. Z jednej strony cieszę się, że bardzo imprezowo i typowo studencko spędziłam studia, miałam zasób finansowy na spokojne studiowanie, zawsze znalazłam na to czas, mogłam powybrzydzać z pracą na studiach pod kątem zawodowym. Z drugiej strony odsunęłam z czasem konie właściwie całkowicie (trochę bardziej skomplikowana historia), jak miałam wsiąść raz na jakiś czas to nawet szkoda mi było pieniędzy i wybioru, teraz wreszcie, po studiach i specjalizacji, będę mogła powoli wracać do pasji jak ogarnę najpilniejsze wydatki. Tylko konia nie wiem czy w ogóle kiedyś kupię, bo przez te kilkanaście lat ceny poszły tak w górę, że może nigdy mi się to nie udać choć teoretycznie celowałam zawodowo tak, żeby mnie było stać (hehe), czyli może naprawdę nigdy już nie spełnię swojego marzenia. I pod tym kątem szalenie żałuję tego czasu i nie podjęcia decyzji o zakupie konia, bo bez własnego konia ja nie umiem się satysfakcjonująco "bawić w konie" (mówię skrótowo, tak, dzierżawiony byłby sensowną namiastką).
Może to i mrzonka, bo własny koń to chyba faktycznie jest najlepsza i najgorsza decyzja w życiu, ale myślę, że w moim przypadku koń w wieku lat nastu byłby rewelacyjną decyzją na wielu płaszczyznach, także pod kątem takiego ogarnięcia życiowego i wychodzenia z własnej strefy komfortu - podkreślę, że wiedząc, że mam zaplecze finansowe w postaci rodziców w razie potrzeby. I oczywiście ja mówię w 100% o sobie i tylko tutaj teoretyzuję; gdybym tego konia miała, zapewne często bym klęła, płakała i wyrywała sobie włosy z głowy, ale myślę, że dużo częściej odczuwałabym spokój i szczęście, bo miałabym ważną dla mnie odskocznię i jakiś konkretny cel. Kryzysy są zawsze, dotyczą wszystkiego co robimy. Swoją pracę też uwielbiam, nie wyobrażam sobie zbytnio siebie w niczym innym, a czasem jest mi niedobrze gdy coś o niej choćby przeczytam.
Konkrety z pewnością najlepiej podadzą Ci dziewczyny rudamazonka. 😉
Ustal konkretnie, najlepiej rozpisz na kartce kwestie takie jak czas, finanse, swoje plany na przyszłość, możliwość zrobienia prawka i zakupu samochodu itd. Prawda jest taka, że większości rzeczy nie jesteś w stanie przewidzieć albo miną się z Twoim wyobrażeniem - może się okazać, że mimo że dotychczas byłaś bardzo spokojna, na studiach będziesz imprezowiczką, że będziesz musiała przełamać strach przed jazdą samochodem, że studia okażą się dużo trudniejsze i czasochłonne niż przypuszczałaś, że ze względu na kierunek studiów będziesz potrzebowała szybszej praktyki w czasie studiów, że będziesz mieć problem ze stajnią i trenerami po przeprowadzce czy po prostu z upływem czasu, że okaże się, że chcesz i możesz podróżować na studiach, ale hamuje Cię koń. Tak samo możesz kupić konia, który od razu albo za x lat nie spełni Twoich oczekiwań, bo się zmienią. Nie przewidzisz tego, ale szczerze? Ja słyszę bardzo podobne argumenty o wzięciu psa co o kupnie konia. To jest oczywiście ciężko porównywalne, bo pies jest nieporównywalnie mniejszym problemem logistycznym i finansowym na co dzień (chociaż wyżej ktoś pisał coś innego), ale kurde, na wszystko da się znaleźć problem. Zachęcam Cię gorąco do uczciwego przemyślenia tematu, poszukania dzierżawy albo chociaż współdzierżawy konia, ale też zachęcam Cię delikatnie do podejmowania ryzyka. Naprawdę, najwyżej się sparzysz, naprawdę, konia można sprzedać, jeśli zajdzie taka konieczność i nikt Cię za to nie ukamienuje i Ty sama też nie możesz myśleć, że jesteś najgorsza na świecie, bo musiałaś go sprzedać, po prostu - shit happens.
To jest oczywiście tylko i wyłącznie moje zdanie, może zostanę ukamienowana za patatajanie po tęczy, trudno. Nie chcę też, żebyś bardzo brała sobie mój wywód do serca, bo to naprawdę tylko moja bardzo subiektywna opinia, w dodatku niepoparta doświadczeniem, więc niewiele w praktyce warta. 😉 Na pewno większą wagę przywiązałabym do odpowiedzi dziewczyn, które konia mają/miały, a już szczególnie w wieku nastoletnim.
A jeśli chodzi o pieniądze via własny koń. Pieniądze zawsze się rozchodzą, łatwiej na pewno zaoszczędzić jak mamy mniej takich konkretnych zobowiązań finansowych. Ja oszczędzałam, ale też wydawałam pieniądze na inne rzeczy zamiast koni, żeby upchnąć jakoś pustkę, którą po sobie zostawiły - chwilę mi zajęło, żeby się zorientować co robię. Interesuję się wieloma rzeczami, ale konie są moją pasją, nie potrafię ich niczym innym zastąpić. Ja swój "plan ramowy" pod kątem zawodowym i życiowym, chociaż priorytet miało życie zawodowe, zrealizowałam prawie w 100%, miałam kilka potknięć, ale najważniejsze dla mnie rzeczy wyszły w punkt. 😉 Nie mogę więc powiedzieć wprost, że żałuję pewnych wyborów czy że coś było błędem, patrzę raczej na pozytywy i może dlatego też doszukuję się pozytywów także w tym, co się nie wydarzyło, tj. widzę ile dałby mi własny koń w młodym wieku - ale to przede wszystkim bardzo duża samoświadomość o sobie mi na to pozwala. I patrzę też na to z perspektywy czasu, człowiek naprawdę bardzo mocno kształtuje się na przełomie liceum i studiów. Może takie inne uniwersum gdzie mam konia od wieku nastoletniego by mnie w sumie pogrzebało życiowo, nie zaryzykowałam dręczenia rodziców o konia i nigdy się tego nie dowiem, mogę sobie tylko gdybać.
EDIT: przepraszam, że wyszedł taki długi wylew. :P
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 03 czerwca 2025 o 20:08
EMS, ja się z Tobą całkowicie zgadzam. Akurat jeszcze za dzieciaka nie jakoś może bardzo, ale trochę jednak jeździłam samochodem po Polsce z rodzicami (jestem z małego miasteczka, to nie był wtedy standard) i naprawdę ten rozwój był bardzo widoczny. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo Polska ruszyła do przodu względem innych państw i jak dobrze wykorzystała swoją okazję na rozwój. I też uważam, że w Polsce żyło się bardzo dobrze, od kilku, no trochę więcej lat coraz gorzej, ale wciąż dobrze. Sama mam poglądy dryfujące w lewą stronę, natomiast na pewno nie skrajną.
Mnie chyba najbardziej boli to, że jestem wychowana na patriotkę i za taką osobę zawsze się uważałam. A teraz to już mam w dupie. 🙂
I tak jak mówiłam - gdybym była w innym momencie życia pewnie też byłabym rozczarowana, ale wzruszyła ramionami, żyła jakoś dalej, dostosowując się do sytuacji. Ale tak samo jak Ty napisałaś - po raz pierwszy w życiu czarno widzę przyszłość. I z racji tego gdzie jestem życiowo i zawodowo muszę się bardzo poważnie zastanowić "gdzie, co i jak" będzie dla mnie na ten moment najlepsze, bo mam wybór i nie chcę go podjąć ani pochopnie, ani żeby podjął go za mnie ktoś inny.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 03 czerwca 2025 o 19:24
Feniksowa, to co wyżej + zwierzchność nad siłami zbrojnymi. Oczywiście, Prezydent RP działa z MON i to głównie MON zajmuje się tematami obronności, ale ta współpraca powinna być dość ścisła i przemyślana. Kandydat który wygrał nie powiedział absolutnie nic na temat swoich planów obronnościowych.
W takim momencie jak jesteśmy, zarówno politycznie wewnętrznie, jak i zewnętrznie - gdybym miała tutaj konkretnie ułożone życie, stwierdziłabym, że jakoś to będzie, jak zawsze. Jeśli mam zaciągnąć kredyt na nieruchomość, gdy mam wojnę za miedzą, która prawdopodobnie jednak do nas przyjdzie za te powiedzmy dziesięć lat, to uważam obecny wynik wyborów za tragedię. Szczególnie, że za rządów PIS flirt z Rosją i Węgrami był bardzo odczuwalny z jednoczesnym kłóceniem się ze wszystkimi innymi.
Jasne, można mówić, że nie wiadomo co będzie i należy myśleć pozytywnie. Zawsze to robię. Ale przyglądam się naszej polityce i ogólnej sytuacji gospodarczej już dłuższy czas, mam świadomość i wiedzę jak działają nasze organy państwowe i niestety bardzo ciężko tutaj o optymizm. Plus jeżeli ten schyłek mojego kraju ma być poprzedzony przemocą (której spodziewam się choćby ze względu na casus ataków na lekarzy po "interwencji" Brauna), czyli moim strachem o własne bezpieczeństwo, to ja dziękuję. Nie będę patriotką na siłę, bo jeżeli naród sam chce się zaorać, to ja nie będę nikomu stawać na drodze.
Dodam, że nigdy nie przeżywałam wyników wyborów. Nie cierpię polityki i nie mam partii, z którą bym się naprawdę utożsamiała, mam złe zdanie o politykach w ogóle. Natomiast wybór osoby, która w ogóle nie powinna zostać dopuszczona do kandydowania na taką funkcję czy w ogóle na stanowisko jakiegokolwiek funkcjonariusza publicznego czy zawodu zaufania publicznego jest już naprawdę poza moim pojmowaniem. Przeraża mnie także kierunek w którym idą nastroje polityczne, w całej Europie z resztą (niestety). I mam dość tego, że jako osoba wykształcona i bezdzietna, która zawsze uczciwie za wszystko płaci i nie posuwa się do działań o charakterze nielegalnym zawsze płacę za wszystko i wszystkich, jednocześnie nie dostając praktycznie niczego w zamian.
Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.
autor: Dreamer113 dnia 03 czerwca 2025 o 10:38
Dołączam do Was. Jeszcze nie mam konkretów, ale też nie rozmawiałam na razie z chłopem. Na chwilę obecną kołacze mi się po głowie Holandia, w sumie nie pomyślałam o Czechach, a to bardzo dobry pomysł. Myślałam jeszcze o Szwajcarii, ale chyba wysokie koszty i to, że podobno ciężko jednak nawiązać ze Szwajcarami bliższe relacje na razie mnie ostudziło.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: Dreamer113 dnia 28 maja 2025 o 17:52
azzawa, wpisz sobie w neta "słuchawki bezprzewodowe nauszne kostne" - ja nie używałam, ale wszyscy w rodzinie chłopa w nich chodzą, on też używa ich na siłownię i mówi, że sprawdzają mu się lepiej niż dokanałowe. Na żywo wyglądają nawet nie jakoś tragicznie. :P Może akurat Ci podpasują, potraktuj jako podrzucenie pomysłu. 😉
Też jestem team dokanałowe, ale nie uprawiam w swoich żadnego sportu, więc nie chcę polecać w ciemno.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 21 maja 2025 o 17:55
A ja uprzejmie przypomnę, że rozmawiamy o PRAWIE do aborcji, a nie aborcji lub nie-aborcji. 😁 Niech każdy wedle własnego sumienia i rozumu podejmuje decyzje co jest "złe", a co jest "dobre". Jakoś jak ktoś ze względów światopoglądowych odmawia przetoczenia krwi to ma taką możliwość (poza przypadkami nagłymi, gdy zgody nie da się uzyskać).
A jak się mówi o przypadku eutanazji 9 miesięcznego płodu/dziecka, to warto przypomnieć, że gdyby pacjentka wiedziała o nieuleczalnej chorobie dziecka nie doszłoby do takiej tragicznej sytuacji (tu nie było wyjścia, które nie byłoby tragedią), a jak temat został nieporuszony przez wcześniejszych lekarzy prowadzących to czyja to wina? Jeśli nawet zastrzyk w serce był ogromnie bolesny, to wciąż stanowił w tym przypadku w moich oczach tylko skrócenie cierpień. Bardzo proszę, by osoby wypowiadające się o tej tragedii zapoznały się z faktami - to było dziecko chciane, matka się badała, dostała informacje o łamliwości kości II stopnia właściwie na chwilę przed rozwiązaniem. I cholernie mnie wkurza, że to jest w debacie publicznej, bo z jednej strony musi być jako ważna przestroga, a z drugiej strony nie potrafię sobie wyobrazić jak się czuje ta biedna kobieta i jej najbliżsi. Lekarza wykonującego czynności zawodowe NIKT postronny nie ma prawa oceniać - od tego są odpowiednie organy, które bazują na dokumentacji medycznej i innych dowodach, a nie tym co ktoś usłyszy i sobie wyobrazi.
Z tym, że ludzie w większości to zwyczajni idioci, muszę się niestety zgodzić.
I mnie też przeraża kierunek w którym idą nastroje polityczne.
I też wkurza mnie, że dostępne do wyboru opcje polityczne są beznadziejne i wybiera się mniejsze zło i to od bardzo dawna. I nawet nie chcę mi się o tym gadać.
praca
autor: Dreamer113 dnia 13 maja 2025 o 11:45
Nie wiem wtf, ale wydaje mi się, że sytuacja jest złożona, jak zwykle. Najpierw covid, potem polityka, potem wojna, w międzyczasie polityka, która firma się obroniła to się obroniła, która padła ta padła, która się musiała przebranżowić, ograniczyć koszty, to ograniczyła. W międzyczasie pracownicy znają swoje prawa, przepisy, etc, firmy mają procedury, ATSy, to już wydłuża czas samej rekrutacji + przesyt ludzi na rynku. Być może.
Sankaritarina, jak najbardziej się z tym zgadzam, z resztą chyba nikt nie neguje złożoności sytuacji na rynku. Bezpośrednio jest to na pewno odczuwalne w kosztach pracownika, pracownik to zysk, nie strata, ale jak masz mega wysokie koszty pracownika, to jednak powoli zaczniesz te koszty przycinać, bo zysk zaczyna się kurczyć.
O drugim języku mówię pod kątem tylko i wyłącznie rynku pracy. Żeby używać na jakimś tam podstawowym, komunikatywnym poziomie języka obcego (powiedzmy nawet to B1/B2), bez kompromitujących błędów to nauka trwa zwykle średnio dwa lata, jest uzależniona oczywiście mocno od predyspozycji danej osoby, ale nie, nie da się nauczyć od zera czy z jakąś zapomnianą wiedzą szkolną z podstaw języka obcego na sensownym poziomie w powiedzmy 3-6 miesięcy, czyli realny w mojej ocenie czas pod szukanie pracy, w której używalibyśmy drugiego języka. 😉 A drugi język jest zwykle potrzebny do rozmów z klientami, a nie współpracownikami, więc jakiś poziom trzeba reprezentować.
A jeżeli mamy się języka obcego uczyć tylko dla celów poszukiwania pracy, gdzie w to miejsce możemy zdobywać wiedzę merytoryczną pod kątem poszerzania doświadczenia i większych możliwości na rynku pracy - to trzeba sobie zważyć, czy lepiej uderzać w drugi język, czy w wiedzę merytoryczną, branżową.
Bo języki absolutnie zawsze warto znać, to zawsze wartość dodana i to chyba jest bezdyskusyjne. 😉
A AI cóż - rozwija się bardzo szybko, warto gdzieś tam wziąć pod uwagę ten aspekt, chociaż nie może być jedynym determinantem dla podejmowania własnych działań. Ja może jeszcze podkreślę, że zupełnie nie obawiam się, że "AI przejmie moją pracę", chociaż wiele osób to prognozuje, ale mając swoją praktykę wiem swoje, AI wymięknie. :P
U mnie ciężko z pracą ze względu na ogromną konkurencję na rynku pracy oraz mało konkurencyjne oferty, których również pojawia się coraz mniej. Ja jestem wybredna, więc składam tam, gdzie mnie interesuje, nie szukam czegokolwiek i na chwilę obecną unikam założenia jdg oraz współpracy na b2b (która de facto jest umową o pracę bez praw pracowniczych, bo zwykle wymagania to praca stacjonarna 8 godzin + nadgodziny, na wyłączność + czynności służbowe poza miejscem pracy). Gdy chodzę na rozmowy zwykle mam pozytywny feedback jeśli chodzi o doświadczenie i merytorykę, ale kręcenie nosem przy podawaniu stawki wynagrodzenia, która jest absolutnie adekwatna (a nawet powiedziałabym niewygórowana) względem wiedzy, uprawnień, doświadczenia i odpowiedzialności na stanowisku, pomijam zakres pracy i obowiązków, który jest oczywiście wyśrubowany w kosmos, a praca przeważnie z nadgodzinami i często wymagająca reakcji w święta, możliwości kontaktu na urlopie itd. Jakbym zgodziła się na 6.000 brutto (!) to już dawno znalazłabym robotę. :P
Przed zdobyciem uprawnień zawodowych pracę znajdowałam łatwo jak osoba zależna od pracodawcy/innego pracownika, ale wynagrodzenie to zwyczajowo była najniższa krajowa albo kilka stówek powyżej. Tylko też wtedy nie odpowiadałam swoim nazwiskiem i uprawnieniami tylko częściowo. 🙂 A to, że wykonywałam identyczną pracę jak teraz tylko na podpis kogoś innego to inna kwestia. :P Wiem, że teraz nawet osoby w trakcie specjalizacji mają problem ze znalezieniem pracy, ze względu na cięcie kosztów przez pracodawców - przestaje im się opłacać takie podwykonawstwo, przedsiębiorcy płacą więcej, a zatrudnianie pracowników kosztuje więcej.
Plus jak rozmawiam ze znajomymi z branży oraz obserwowałam oferty w mieście, do którego chciałam się przenieść (obecnie zamieszkuję), dającego dużo większe możliwości jeśli chodzi o wynagrodzenie i możliwość znalezienia pracy, to rynek faktycznie podupadł względem np. sytuacji sprzed dwóch lat. I jeszcze raz podkreślę, że mojej branży nie dosięgnął kryzys, nawet w covidzie radziła sobie nieźle w zakresie mojej specjalizacji, przez wojnę w sumie może nawet lepiej, po prostu rynek jest pełen osób z uprawnieniami (niekoniecznie wiedzą i doświadczeniem niestety), wynagrodzenia stoją na tym samym poziomie od wielu lat i dochodzi kombinowanie z formami zatrudnienia (b2b jak uop, zlecenia, nawet umowa o dzieło, która w ogóle nie ma racji bytu). Na jedną, w miarę sensownie wymagającą ofertę CV składa często 100-150 osób. Ja tak rozumiem ciężkość na "moim" rynku pracy.
praca
autor: Dreamer113 dnia 12 maja 2025 o 23:48
EMS, nie wiem jaką firmę prowadzisz, ale z racji zawodu mam dostęp do dokumentacji pracowniczej przedsiębiorców o różnej wielkości, z różnych branż etc. - akurat pracownicy fizyczni wbrew pozorom, szczególnie w mniejszych miejscowościach, mają zwykle naprawdę niezłe wynagrodzenia i dużo benefitów. Zwykle z tego tytułu, że brakuje chętnych do pracy albo takich pracowników, którzy nie stwierdzą nagle "dziś nie przychodzę". 😉 Oraz pracownicy zaufani i kompetentni, kluczowi dla pracodawcy, zwykle w firmach od lat, również te wynagrodzenia mają sensowne.
Ja akurat mam taki zawód, że w sumie tylko duże firmy mogę brać w tym układzie jaki mnie obecnie interesuje pod uwagę. 🙂 Ale zmotywowana dokonałam kolejnych poprawek w CV i coś tam rozesłałam. :P
praca
autor: Dreamer113 dnia 12 maja 2025 o 21:36
keirashara, niestety znam to uczucie z panicznym szukaniem ofert, więc mogę powiedzieć tylko, że mentalnie wspieram. 😅 I mocno trzymam kciuki za jakąś pozytywną zmianę sytuacji.
Ciężko przyjąć jakoś, że ta sytuacja na rynku jest serio taka słaba, skoro jeszcze niedawno było nam całkiem przyjemnie przecież.
Podyplomowki w mojej ocenie są fajną opcją jeśli są praktyczne (zależy od uczelni i prowadzących) i są czymś, w czym już pracujemy, a co nas interesuje. W innym przypadku naciągactwo uczelni, które zapełniają etaty prowadzącym.
Z językiem - też jak mówiłam, warto mieć na uwadze rozwój AI, ale nauka nowego języka jest zawsze dobrym pomysłem; tylko no niekoniecznie przyda się na rynku pracy, jeszcze za te powiedzmy właśnie dwa lata, kiedy będzie na sensownym poziomie.
I więcej podpowiedzi już w sumie nie mam niestety niż to co podawałam. 😂 Chyba mogę nam tylko życzyć powodzenia.
praca
autor: Dreamer113 dnia 12 maja 2025 o 16:21
keirashara, z tego co pamiętam też jesteś we Wro, z tego co widzę ten niemiecki faktycznie się często przewija w ogłoszeniach z mojej branży, więc może być sensownym tropem. Z drugiej strony - rozważałam zaczęcie/powrót do nauki drugiego języka dodatkowo (nie niemieckiego akurat, bo go nie cierpię :P), ale raczej w dyskusjach branżowych pojawiała się po pierwsze kwestia, że mało kto faktycznie tak mega solidnie zna angielski i często lepiej docisnąć w tym kierunku, też język specjalistyczny. Po drugie natomiast coraz częściej mówi się jednak o postępie AI i że de facto zaraz drugi język komunikatywny może w ogóle nie być konieczny, bo AI w takim stopniu przetłumaczy wszystko na bieżąco - biorąc pod uwagę, że nauka języka obcego do poziomu takiej sensownej komunikacji to ok. 2 lata, to do rozważenia czy faktycznie jest sens w ogóle iść w tym kierunku tylko w ujęciu atrakcyjności na rynku pracy. Jedynie podrzucam, bo język znać zawsze warto, ja po prostu muszę ważyć w co sensowniej włożyć czas i energię. 😉 A mam tropy w co chciałabym iść, ale kompletnie nie wiem jak się wbić w te branże bez już posiadania jakiejś praktycznej wiedzy, więc jestem w kropce (wkurzające fest swoją drogą).
Dodam też, że jakby co studia podyplomowe zwykle nie są kompletnie brane pod uwagę w wielu branżach, natomiast praktyczne szkolenia tematyczne z jakiejś dziedziny - już owszem. Nie orientuję się w Twojej branży więc nie wiem na ile jest możliwość i sens pchania się na jakieś szkolenia. 😉 Natomiast często jednak jednym z pomysłów podniesienia kwalifikacji są podyplomówki, które później w ogóle nie mają siły przebicia jako wpis w CV, a kosztują i zajmują sporo czasu.
praca
autor: Dreamer113 dnia 12 maja 2025 o 14:19
keirashara, uciekłam najszybciej jak mogłam z takiej właśnie pracy, w nieudolnym pseudo-korpo stylu, gdzie było roboty mało, kawkowanie, roztrząsanie prostych rzeczy na kilka miesięcy i milion spotkań bez powodu, na których na siłę szuka się tematów. Więc doskonale rozumiem Twój ból. 😉 Bo sama mogę lać wodę, ale jestem człowiekiem czynu, lubię mieć dużo roboty i to tej trudnej, nie boję się nowych wyzwań o ile nie są mi wciskane na siłę z dziedzin o których wprost mówię, że się nimi nie zajmuję i nie chcę zajmować.
W moim przypadku największym hamulcem jest niestety język angielski na średnim poziomie, a tego nie podciągnę tak szybko jednak. Więc na razie próbuję działać jak mogę i się doszkalać, też szukam opcji rozwoju, ale tak naprawdę bez pracy konkretnie "w tym" w mojej branży nie da się inaczej nabyć doświadczenia. Dotychczasowym doświadczeniem względem swojego wieku i ciekawymi sprawami mogę obdzielić spokojnie dwie osoby, więc o merytoryka się w ogóle nie martwię, ale czasem wszechstronne doświadczenie niestety wcale nie jest plusem w rekrutacjach, wręcz często od rekruterów słyszę, że niestety, ale pracodawcy szukają ściśle pod profil - czyli najlepiej, jeśli się pracowało w identycznej roli i branży w poprzedniej firmie.
Ze swojej strony dodam, że wchodziłam na te wszystkie grupy typu give her a job, bo już serio byłam w grubej załamce i desperacji, a koniecznie nie chciałam schodzić z moich minimalnych wymagań co do pracy (w tym wynagrodzenia oczywiście). No i no nie polecam, bo to bardzo dołujące doświadczenie. :P Chociaż większość osób tam w ogóle nie jest nawet koło mojej branży, więc nie powinno to być szczególnie miarodajne, ale jednak jak czytasz ciągle coś negatywnego to jeszcze bardziej czujesz się jak przypadek beznadziejny i wszystkiego się odechciewa.
praca
autor: Dreamer113 dnia 12 maja 2025 o 12:40
keirashara, teraz z tego co widzę wszędzie tak jest niestety. 🙁 Poza typową pracą fizyczną i techniczną, taka biurowa, także specjalistyczna, leży - ogłoszeń jest mało, konkurencja ogromna.
Jestem w tej samej sytuacji, zawsze po 1-1,5 tygodnia znajdowałam pracę bez wysiłku, wysyłając po 2-3 CV tam gdzie mi odpowiadało - teraz szukałam pół roku i znalazłam pracę na bardzo spoko warunkach, ale znowu bardzo specyficzną i powiedzmy, że dla mnie tylko opcję czasową. Inną pracę mogę znaleźć łatwo, ale za śmieszną stawkę i na beznadziejnych warunkach, co już mnie nie urządza. 😉 Ale mój zawód radzi sobie dobrze, tylko niestety jest przeogromny przesyt ludzi na rynku, więc warunki pracy kiepskie albo szukają osób konkretnie pod klucz w wymagany w ogłoszeniu i niestety, zawsze wygra pracownik tańszy, czasem też z nieporównywalnym doświadczeniem w rozumieniu przepracowanych lat, choć merytorycznie nie zawsze lepszy, ale to też zrozumiałe oczywiście na etapie rekrutacji i o to też ciężko mieć pretensje. Samych ogłoszeń w mojej branży też jest dużo, dużo mniej niż np. jakieś 2 lata temu, warunki też znacznie słabsze, wynagrodzenia takie same; z tym że to też pewnie kwestia zwiększonych kosztów wszędzie.
Mogę tylko podpowiedzieć, żeby szukać ogłoszeń nie tylko na portalach typu pracuj.pl, ale także gdzieś na grupach branżowych na fejsie, rozsyłać wprost do firm propozycję współpracy.
Nie wiem jak tam sytuacja i jaka jest specyfika tej pracy, ale może warto rozważyć ewentualnie spedycję? Tam zarobki są sensowne, praca wydaje się względnie ciekawa.
wypieki i słodkości domowej roboty
autor: Dreamer113 dnia 12 kwietnia 2025 o 17:50
Karla.03, my kupiliśmy jakiegoś bosha, biały, ma trzy końcówki (w tym do ciasta) za ok. 150 zł. Mamy krótko, więc opinii nie wystawię, natomiast widzę, że chłopak w domu rodzinnym ma identyczny mikser - a raczej używają go w miarę często i kojarzę, że też mają go już kilka lat. 😉
Pralka i inne AGD - uwagi i rady.
autor: Dreamer113 dnia 20 marca 2025 o 23:14
Też podbijam duży plus dla air fryera, chociaż jeszcze nie korzystaliśmy za wiele. Mamy opcję budżetową za 200 zł z Lidla, trochę ponad 4 l - ze względu na brak miejsca i chęć sprawdzenia jak się nam będzie w ogóle sprawdzać. O mięsie się nie wypowiem, ale za to dobije recenzją urozmaicenia jedzenia, bo teraz na śniadanie wlatują mi zapiekane jajka z dodatkami czy pieczona owsianką. 😉 A w życiu bym takiej ilości nie zrobiła w piekarniku. No i myje się dużo łatwiej niż piekarnik. 😂
Wiec jeśli ktoś się zastanawia, nawet taka tania wersja to super opcja dla tego typu jedzonka. Pomijam robienie jakichś frytek itd.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 10 marca 2025 o 14:38
Facella, nie no, to też biorę pod uwagę, natomiast nowość auta też często robi różnicę i nie jest to tylko moja opinia, bo akurat gro znajomych kupowało w podobnym czasie nowsze auta (używki), często ten sam model lub bardzo podobny tej samej marki i jednak opinie mocno na plus po kątem komfortu jazdy. 😉 Druga kwestia to też to, jak mocno auto jest wyeksploatowane, czy garażowane, kwestia opon itd., bo jak wsiadłam kiedyś w coś wypożyczonego czy nawet wyższy segmentem i trochę nowszy samochód znajomej, który nie był tak zadbany jak to moje autko, tooo zdecydowanie zostawałam przy swoim. :P I marka robi też bardzo dużo, raz że kwestie preferencji oczywiście, ale też widać mocno które marki i modele trzymają ceny po latach i serio jest czuć czemu. To takie luźne przemyślenie, bo jak robiłam trasy po 150 km starą, a nową furą, to niebo a ziemia, ba, teraz śmigam regularnie po 500 km i jestem oczywiście jak wysiądę zmęczona, ale w czasie jazdy tego tak nie odczuwam zdecydowanie, nie umieram też na ból pleców itp. - obydwa samochody manualna skrzynia biegów, japończyki; ale ja jestem kurdupel, więc mi ergonomicznie pasują. 😉
epk kurczę, chyba serio się mocniej zainteresuję jak będę finansowo miała możliwość, nawet żeby się mniej martwić po prostu czy samochód dalej stoi gdzie stał. U mnie akurat manualna skrzynia biegów, ale to zawsze wydłuża czas ewentualnej reakcji.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 10 marca 2025 o 13:04
epk, też bym była team token, technologia mnie czasem przerasta. 😂 dzięki za odpowiedź. 🙂
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 10 marca 2025 o 11:23
Perlica, dziękuję. 😉
Tylko wiecie, w starszych autach właśnie też kwestia kradzieży części, łatwiej dostać się manualnie. Strata mniej odczuwalna, ale wciąż nie masz samochodu jakiś czas. No i jakość podróżowania zupełnie inna, zmiana starego auta na nowe to było dla mnie wielkie wow, że po trasie 2-godzinnej nie bolą mnie plecy i nie czuję się zmęczona (też miałam malutkie autko, teraz tylko nieduże :P). Prawda jest taka, że niestety nie trafisz co będzie najbezpieczniejszą opcją, bo jak wspominano wyżej w niektórych miejscach kradną nawet telefon z ręki, a czystych aktach wandalizmu nawet nie wspominam. Można chyba tylko próbować zabezpieczyć swoją własność jak się da i liczyć, że to nie na nas padnie. 🙁
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: Dreamer113 dnia 09 marca 2025 o 18:22
epk, a mogłabyś podrzucić nazwę tego dodatkowego systemu?
Auta kradną czasem nawet z parkingu pod sklepem, jak właściciel robi zakupy - naprawdę nie da się nadążyć, jeżeli ktoś stwierdzi, że chce Ci coś ukraść.
kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
autor: Dreamer113 dnia 03 marca 2025 o 11:50
wistra, rozejrzyj się jak wygląda sytuacja pensjonatowa u Ciebie i czy faktycznie masz ludzi, którzy wydają się mieć pojęcie o pojęciu; jakieś tam doświadczenie masz, widzisz kto ma konie dobrze wyglądające, progresuje, kto jeździ tak, że włos Ci się jeży na głowie i w życiu byś mu nie zaufała np. żeby dać dzieciaka pod opiekę przy koniach. Tak naprawdę czy to są osoby godne zaufania ws. dobrostanu konia wyjdzie w praniu, ciężko tutaj doradzić, ale szczerze bez własnego ogona i bez pracy zawodowej, która nie jest związana z końmi ciężko nabyć solidną wiedzę.
Rozumiem Cię całkowicie, bo sama marzę o własnym koniu odkąd pamiętam, u mnie dochodzi jeszcze aspekt, że mam aspiracje jeździeckie i dla mnie równie wielki fun to zabrać konia na klinikę, co na trawkę - ot, uwielbiam aspekt koniarstwa i jeździectwa. 😉 Nie wiem w jakiej jesteś sytuacji finansowej, ale jeżeli zależy Ci na koniu "do kochania" i jazdy rekreacyjnej, to przypuszczam, że finansowo dałoby się to nawet sensownie ogarnąć, o ile nie jesteś na najniższej krajowej, nie wynajmujesz mieszkania i nie mieszkasz w najdroższych miastach - a nawet wtedy może jest szansa, musisz to sumiennie przeliczyć, bo każdy z nas ma zupełnie inne potrzeby bytowe i życiowe. Zrób sobie takie uczciwe zestawienie kosztów za konia, podstawowych, opcjonalnych i dodatkowych, poprowadź sobie budżet finansowy przez kilka miesięcy o ile tego nie robisz, miej poduszkę finansową przynajmniej te kilka tysięcy (najlepiej kilkanaście tysięcy), chyba że jesteś w stanie szybko skołować takie pieniądze bez pożyczek na procent. Mówię o tym zapasie finansowym, bo chyba każdy dorosły człowiek zdaje sobie sprawę z jego potrzeby na wypadek choroby, jakichś nagłych wydatków (np. głupi zepsuty samochód czy wypadek), utraty pracy, także jeśli coś złego dzieje się w najbliższej rodzinie i czujemy potrzebę wsparcia finansowego. Sama z resztą napisałaś o hodowli kotów, wiesz jak bywa ze zwierzakami. 😉
Niestety tak samo jak Ty bardzo się obawiam, że przy obecnych kosztach życia i utrzymania konia nigdy nie będę sobie na niego mogła pozwolić, najwyżej niewspółmiernym kosztem innych ważnych dla mnie rzeczy. 🙁 Z drugiej strony konie są dla mnie takim fundamentem, który naprawdę wyratował mnie w wielu sytuacjach i jedyną rzeczą, do której czuję, że muszę wracać. I sobie tak myślę, że dzisiaj mogę mieć wypadek czy zachorować na coś, przez co nie będę mogła cieszyć się nie tylko jazdą, ale i całym byciem z końmi tak, jak obecnie - w rezultacie to marzenie o własnym koniu upadnie być może już na zawsze. Już teraz żałuję lat, które "straciłam" w kontekście koni, bo rozwijałam się w tym czasie zawodowo albo żyłam towarzysko. Więc myślę, że jeśli temat Cię męczy - a męczy, bo już któryś Twój post o tym widzę - to na pewno warto się zebrać i zrealizować marzenie. 🙂 Tylko nie na hurra, nie pakując się w bliższej perspektywie w długi, bo marzenie zamieni się w koszmar, a przecież kompletnie nie o to chodzi. Myślę, że musisz się zebrać bardzo porządnie w sobie i bardzo szczerze wszystko rozpisać dosłownie na kartce, koszty, za i przeciw, swoje możliwości, wtedy będziesz mogła szczerze stwierdzić, czy jest w ogóle szansa na realizację marzenia, czy nie, a jeśli nie, to jak możesz je zrealizować albo zrealizować przynajmniej częściowo tak, żeby Cię to nie męczyło po nocach. Pewne rzeczy i tak wyjdą w praniu, to normalne, ale można się przynajmniej solidnie przygotować, żeby było tych niespodzianek jak najmniej.
kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
autor: Dreamer113 dnia 01 marca 2025 o 16:19
donkeyboy, znowu zgadzam się w 100%. 🙂 a nawet na 1000%, bo obserwuje dokładnie to samo i mam identyczne zdanie.
Też dodam w ramach uzupełnienia, że przez „bardziej sportową” jazdę mam de facto na myśli ambitną rekreację, ale w porządnym wydaniu - jazdę, na której pracuje się i nad jeźdźcem, i z koniem, ucząc pracy z koniem, a sam koń z bardziej sportowym temperamentem, odpowiadający prawidłowo na pomoce. Nie mam na myśli ani koni na mocno wysoki sport, które często są trudne i dla profesjonalisty, ani koni samograjów, tylko coś pomiędzy, z nauką taką, że właśnie jeździec potrafi sam popracować na jeździe bez trenera, który mówi co konkretnie ma zrobić.
Na konie typowo sportowe, ale super grzeczne miałam okazję wsiąść chociaż te kilka razy (czyli wciąż bardzo niewiele), na prywatne dobrze prowadzone również, na różnym poziomie, ale sama o pracy z koniem i jego nauce czegoś konkretnego nie mam tak naprawdę pojęcia, już o opiece nad koniem nie wspomnę. Też dlatego, że rekreacja nie tego ma uczyć, tak samo wyjazd treningowy/szkolenie ma rozwiązać konkretniejszy problem i potwierdzić lub wskazać kierunek dalszej pracy. Nie mam o to do nikogo tak naprawdę żalu, tylko frustrujący jest brak takiego prawdziwego czasu, faktycznych możliwości (dostępności) i finanse dla osoby, która chce sobie sensownie jeździć, a często obiektywnie nie znajdzie sposobności. 😅 Już były dyskusje o dzierżawie i wspoldzierzawie koni i wymaganiach względem osób dzierżawiących - to działa także w drugą stronę, bo znalezienie do dzierżawy fajnego, sensownego konia na fajnych warunkach do dzierżawy też nie jest łatwo.
Perfekcyjna Pani domu. No,ostatecznie może być Pan;]
autor: Dreamer113 dnia 01 marca 2025 o 15:54
Revoltowicze, mój odwieczny problem - zapieranie koszul pod pachami. 🙃 niecierpię tego, w dodatku czasem zapominam. Czy macie coś sprawdzonego, co nie wymaga konkretnego szorowania przed wrzuceniem do pralki? Może być do zostawienia przed wypraniem. Interesują mnie i gotowce chemiczne, i domowe sposoby, byleby to było skuteczne i miło by było, żebym nie musiała się przy tym dużo narobić. :P bo niestety, ale wszelkie zapieranie moja skóra na dłoniach bardzo mocno odczuwa.
Mam mydełko sodowo-jakieś tam, jest dobre, tylko muszę mocno poszorować i poświęcić na to trochę czasu, miałam psikadło do zostawienia na jakiś czas i wrzucenia do pralki, troszkę pomagało, ale szału nie było.
Ja wiem, że dużo to kwestia doboru dezodorantu, ale tutaj zależy mi na polecajce konkretnie pod spieranie żółtych plam, bez wchodzenia w kwestie źródła. 🙂
Z góry mega dziękuję!
kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
autor: Dreamer113 dnia 01 marca 2025 o 15:14
donkeyboy, zgadzam się w 100%! Dodam, że przejście z etapu rekreanta na jeźdźca bardziej sportowego bez własnego konia oraz nie pracując zawodowo przy koniach to mega ciężki temat. 🙁
Przykład anegdotyczny: Sama prowadziłam jazdy typowo rekreacyjne raczej starą szkołą (bez hardcore’ów, że puszczam galopem w teren osobę z lonży, to dla mnie nieporozumienie) i dużo pokrzykując, z perspektywy czasu widzę, że niepotrzebnie, ale tak sama byłam uczona i to kontynuowałam. Jednocześnie chwaliłam za wszystko co było dobrze i dawałam feedback po jazdach, nigdy nie chwaliłam za nic, ale dostrzegałam małe poprawy jeźdźców. Stajnia miała rewelacyjne przychody gdy prowadziłam jazdy, które nagle siadły po zmianie instruktora; mogła to być oczywiście składowa innych przyczyn, natomiast wiem z różnych źródeł, że w dużej mierze klienci narzekali na poziom i sposób nauczania. Miałam przy tym przyzwolenie na niecackanie się z klientem, jak nie słuchali - zsiadają z konia i kończymy jazdę. Klienci o tym wiedzieli, więc to dużo ułatwiło także w kwestiach bezpieczeństwa, bo posłuszeństwo i konia, i jeźdźca często się o to rozbija jednak.
rekreacja wrocław
autor: Dreamer113 dnia 12 lutego 2025 o 15:20
espana, Iskra de Baleron, bardzo dziękuję, te dwie stajnie już są zdecydowanie bliżej z mojej strony Wro. 🙂 A mam przynajmniej jakiekolwiek polecajki i punkt zaczepienia, kompletnie samemu to ciężko poza tym, że wiem jak kto kieeedyś wyglądało na Partynicach i na pewno nie tego szukam. 🙂
rekreacja wrocław
autor: Dreamer113 dnia 12 lutego 2025 o 14:51
espana, dziękuję, będę miała na uwadze na pewno - chociaż widzę, że to wychodzi godzina drogi samochodem w jedną stronę. 😕 trochę dużo czasu i pieniędzy jak za jazdę rekreacyjną. Ale też nie wiem, na ile coś sensownego bliżej znajdę, docelowo po przypomnieniu sobie co robić na koniu pewnie będę szukać jakiejś współdzierżawy.
Ale ujeżdżalnia wygląd super, można pozazdrościć. 😀
rekreacja wrocław
autor: Dreamer113 dnia 11 lutego 2025 o 16:44
Powolutku rozglądam się za stajnią, w której mogłabym powsiadać jakoś sensownie po przerwie od jazdy. Ktokolwiek może mi podpowiedzieć jakąś stajnie z rekreacją? Startuję z okolic Karłowic, Sołtysowic, więc najchętniej północ i boki Wrocławia, żeby dojazd do stajni zajmował max. ok 30 minut, ale rozważę też inne opcje. Raczej ze względu na ceny nastawiam się na jazdy grupowe, więc w małych grupach, z instruktorem, który faktycznie skoryguje jeźdźca i cokolwiek na tej jeździe z ambitniejszym, jeżdżącym rekreantem porobi. 😉
Z góry dziękuję, jestem kompletnie zielona w temacie tutejszych stajni, więc wszelkie podpowiedzi mile widziane. 🙂
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Dreamer113 dnia 22 stycznia 2025 o 13:58
donkeyboy, i ja się z Tobą całkowicie zgadzam. Też doprecyzuję, bo akurat pisząc pierwszy post o tej nadprogramowej pracy w stajni nie piłam stricte do Ciebie. 😉 Część postów z tego wątku wychwalała "stare, dobre czasy" plus ta dyskusja często już się przewijała na forum, więc też ta moja wypowiedź może być trochę od czapy. :P Bo to trochę nagromadzonej krzywdy i rozbawienia przeze mnie przemawia, a akurat mam czas się poudzielać na forum jak rzadko. :P
Też podkreślam to, że bardzo ciężko jest przejść z rekreanta na świadomego właściciela konia, bo nikt nie ma interesu cię tego nauczyć. Ja robiłam w stajni wszystko co mi kazano, bo liczyłam na zdobycie wiedzy od doświadczonych osób, a tak po prawdzie najwięcej wartościowej wiedzy wyciągnęłam samodzielnie, z czytania książek i obserwowania koni w ruchu. O dobrostanie wciąż wiem strasznie mało, bo nie miałam jak się tego nauczyć póki jedyna moja styczność z końmi to jazdy rekreacyjne, umiem tylko rzeczy, które były na rękę właścicielom i pracownikom stajni (i też podkreślę, że to nie była patoszkółka, miała swoje bolączki, ale naprawdę nie mogę się tam doszukać wielkiej patologii, chociaż z wiekiem patrzę oczywiście bardziej krytycznie).
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Dreamer113 dnia 22 stycznia 2025 o 12:43
Dreamer113, ja mam takie spostrzeżenia ostatnio, że już po zamiatanie po kopytach czy sprzątnięcie kupy, która koń zrobił jest wymaganiem ponad to za co klient płaci. Przecież nikt dzieciom nie każe koni sprowadzać czy karmić (niby jak to w ogóle mialoby działać? Te dzieci musiałyby długo w stajni siedzieć żeby pomagać przy takich obowiązkach, nie tylko na jazdę) tylko po prostu sprzątać po sobie. Ale w sumie to nie ważne czy to dzieci, czy dorośli. Nikt nie chce zamiatać po sobie, co mnie wkurza, w temacie wątku 🙃
Ollala, Już 15 lat temu widziałam takie problemy. Jak ktoś wyżej pisał - wszystko zależy od egzekwowania przez stajnię pewnych norm. 🙂 A w dodatku o najzwyklejsze dobre wychowanie.
Z tym czasem też nie jest to takie oczywiste, bo w sytuacji gdy kończysz jazdę, ogarniasz sprzęt, siebie, to dostajesz jeszcze polecenie zrobienia czegoś albo "to jak stoisz to weź zamieć" czy podprogowe "no osoby, które jeżdżą u nas regularnie, to jeszcze pomagają w stajni".
I btw mnie również wkurza to, że ludzie po sobie nie sprzątają, nie tylko niestety w stajniach.
Generalnie dążę (może trochę pokrętnie) do tej konkluzji, którą zarzuciła keirashara:
Tylko tak - sprzątanie za sobą to kultura. Ogarnianie dodatkowych rzeczy to dobra wola 🙂
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Dreamer113 dnia 22 stycznia 2025 o 09:27
Dreamer113, myślę że nikt nie mówi o zasuwaniu a o zwykłych manierach. Nie wiem czy komuś ręką odpadnie jak posprząta kupę kiedy jego koń zrobi kupę w korytarzu? że odłoży ogłowie/siodło etc. na miejsce przyzwoicie? że sam wyczyści konia na jazdę?
donkeyboy, no właśnie kurczę ten temat był już kilka razy poruszany na RV i zawsze wychodzi to co napisała Moon, że "kiedyś to były czasy, teraz to już nie ma czasów[/b]. To też podkreśliłam, że rzeczy dookoła tego konia czy sprzątanie po sobie jest normą, do której trzeba dążyć - i ze strony rodziców, i ze strony osób zatrudnianych w stajni. I oczywiście, że to jest objaw kultury, oczywiście, że nikomu się nic nie stanie, jeśli posprząta też po innych jeśli trzeba, tylko czemu zawsze to urasta do rangi (mówię głównie o dzieciach i rekreacji, bo dorosłym-rekreantom mniej się przypisuje takie obowiązki) "za moich czasów to się karmiło wszystkie konie w stajni", "za moich czasów to się przedzierało przez puszczę na rowerze i przez dwupasmówkę, żeby korytarz w stajni zamieść i konia pogłaskać". I jak podkreślam, jeśli ktoś chce, to ok, jeśli ma na to oczywiście pozwolenie od rodziców i pracowników stajni, bo będą odpowiadać za ten wypadek. Tylko jeśli ktoś chce przyjść pojeździć, nie zostawia po sobie syfu, normalnie płaci za jazdę, to niby czemu ma robić jeszcze x nadprogramowych czynności, które normalnie wykonuje obsługa stajni (wyłączając pomoc w sytuacjach podbramkowych, nie wiem, pomoc w oprowadzaniu kolkującego konia, gdy pracownik organizuje przyjazd weta)? I tak obiektywnie ten dzieciak nic za to nie ma, bo ten pracownik też nie tłumaczy, że jak kopytko wygląda tak, to znaczy, że gnije itd. Też nie ma powodu, żeby sobie sam organizował dodatkowe obowiązki, za które nikt mu nie płaci, chyba że czuje powołanie do nauki młodszych i jest gawędziarzem, wtedy czemu nie.
Siłą rzeczy jestem wciąż skazana na rekreację, jeśli ktoś zapyta mnie o pomoc, to pomogę, powiem więcej - sama z siebie pomagam. Ale jeśli ktoś wymaga ode mnie np. sprowadzania koni na kolację jako standardu, to zaczyna mnie to wkurzać, bo ja ten czas traktuję jako odpoczynek i raczej ucieczkę od codziennych obowiązków. 😉 A już byłam ubierana w darmową siłę roboczą, nie chce o to walczyć jeszcze w miejscu mojego relaksu.
Mówię tutaj cały czas o stajniach rekreacyjnych, gdzie jest duży przemiał ludzi. Pensjonat to inna sprawa, bo tam dbasz o porządek i dla siebie, i dla wszystkich innych użytkowników; jak wynajmujesz w kilka osób mieszkanie to też nie zostawiasz syfu, wymagasz, żeby ktoś po sobie ogarniał, ale jednocześnie jeśli jest potrzeba to zmyjesz za nich gary czy odkurzysz.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Dreamer113 dnia 22 stycznia 2025 o 00:05
Poza tym co napisałyście ja odbije piłeczkę - czemu ktoś, kto płaci stricte za jazdę na zasuwać w stajni? Przecież płaci za usługę. Jasne, osiodłanie i posprzątanie po sobie powinno być standardem, ale naprawdę uważacie, że dzieci powinny zamiatać całą stajnie, karmić wszystkie konie w stajni, ścielić, pomagać sprowadzać wszystkie konie z pastwisk itd.? Jasne, jeśli wykazują chęć, to czemu nie, ale z jakiej racji ma to być w pakiecie? I dodam, że jak instruktor poświęca czas poza jazdami, to zwykle dzieciom się chce coś więcej w tej stajni robić, ale znowu, instruktorowi też za to nikt dodatkowo nie płaci.
Sama byłam „stajenną dziewczynką”, później instruktorem, praca za jazdę to była piękna idea, ale jakoś nigdy nie otrzymałam w zamian tyle jazd, ile włożyłam w to pracy. Nauczono mnie w stajni tylko tego, co było innym na rękę (czyli brudnej roboty), praktycznie nic o opiece nad koniem, nawet wielu podstaw związanych z jazdą - a pytałam i wymagałam, prosiłam o poważne podejście do jazd, o wytłumaczenie kwestii dobrostanu, na prośbach się kończyło. Za to swoje pieniądze przepalać na paliwo to miałam nawet w automacie, bo przecież właściciele gdzieś wyjeżdżają i jak to się nie zajmę naszymi konikami rekreacyjnymi? Z perspektywy czasu wiem, że byłam zwyczajnie wykorzystywana, ile z Was może powiedzieć, że faktycznie było warto poświęcać swój czas, energię, często jakieś pieniądze, by faktycznie dostać adekwatne doświadczenie za to wszystko?
Bawi mnie to, bo serio, zbieranie kup czy zamiatanie nie wymaga szczególnych skilli. :P Tego, że dbamy o zwierzęta, sprzęt czy porządek mają uczyć rodzice, jak i egzekwować stajnie. A praktycznie każdy zaczyna od rekreacji pamiętajmy.
Kurczę, płacę za usługę i mam wykonywać jeszcze x czynności jako obowiązek, za które to czynności normalnie należy się zapłata? No błagam. 😀
kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
autor: Dreamer113 dnia 11 grudnia 2024 o 17:41
flygirl, taaak, dla mnie to też jest niesamowite, szczególnie, że pamiętam, że oglądaliśmy nagrania jak ten koń sobie równo galopował na jakichś zawodach rangi międzynarodowej, pełno ludzi, świateł, jakieś świecące stroje zawodników. Aż niewiarygodne. 😀 Dlatego też się podpytywałam pod kątem koni, ale niestety więcej niż napisałam nie pamiętam/nie dowiedziałam się. Na pewno pamiętam, że konie są mocno selekcjonowane pod tą dyscyplinę i gdy ten koń z zajęć zakulał, to nie mieli żadnego zastępstwa przez wiele tygodni czy nawet miesięcy, a poszukiwania chyba tak sobie szły żeby znaleźć jakiegoś nowego (bo tak mi się kołacze, że właśnie się rozglądał trener). Na pewno tam były właśnie brane pod uwagę warunki fizyczne (duże konie, regularny ruch) i właśnie super głowa, ale czy jakieś konkretne linie, w jakim wieku konie itd. to nie wiem. Wydaje mi się (ale nie wiem tego na 100%), że ten konkretny koń nie był wsiadany, a jedynie pracowany z ziemi, natomiast mogłam po prostu odnieść tylko takie wrażenie. No i to też był już raczej koń zrobiony, kompletny, rangi profesor w swoim fachu. 😉 Chociaż z tego co pamiętam dość młody (poniżej 10 lat). Ale tutaj to już naprawdę mogę wymyślać, to informacje z rozmów sprzed lat.