pamirowa

Konto zarejstrowane: 18 czerwca 2012
Ostatnio online: 08 października 2025 o 06:50

Najnowsze posty użytkownika:

Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 07 października 2025 o 14:07
pamirowa, a mnie wkurzają tacy kierowcy, co to „oni tylko na chwilę na lewy wyprzedzić” zajeżdżający drogę, bo nie potrafią ocenić odległości i prędkości pojazdu w lusterku. Więc jeśli często masz tak, że ktoś przy wyprzedzaniu siada Ci na zderzaku to najpewniej wystarczyło poczekać kilka sekund i dać mu przejechać, a nie zajeżdżać mu drogę, nie oceniając, że jedzie szybciej niż Ty 😀 zgodnie z przepisami w tym kraju to wyprzedzający powinien poczekać aż będzie można wykonać ten manewr, a nie jak mówisz ktoś ma „poczekać aż skończę wyprzedzać” 🤣
Fokusowa, mam lusterka i często uch używam, serio. Na ostatnią chwilę nie wyjeżdżam. Nie będę czekała aż ktoś kto jest daleko łaskawie przejedzie, bo może zapierdala, bo nigdy bym nie wyprzedziła. Jak widzę, że światła samochodu są blisko, to się nie wpierdalam. Ale często bywa tak, że samochód który wcale nie jechał lewym pasem, tylko na niego zjechał po mnie, stwierdza że on by sobie chciał pojechać 150-180 bo 140 mu za wolno i siedzi na zderzaku aż nie zjadę na lewy. Dalej uważasz, że to ja mu się wpieprzyłam przed maskę?
ogorek tacy co jadą na 90 jakieś 60-70 km na godzinę też mnie wkurzają. I pół biedy jak jestem za takimi bezpośrednio, albo jako druga. Ale faktycznie jak jedzie kolejka 3-4 auta i nie wyprzedzający, to jest masakra. Jako kierowca mający prawko niespełna 2 lata , nie czuje się na siłach wyprzedzając takie kolumny 😉
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 06 października 2025 o 13:15
Wycieczek lewym pasem na autostradach czy eskach nie rozumiem. Prawy wolny, ale nie, trzeba jechać lewym, bo po co zjeżdżać. Ja rozumiem, jak prawy jest zawalony, chce się wyprzedzić tira czy osobówki jadąca 90 na godzinę. I wkurzają mnie tacy kierowcy, którzy dojeżdżają do auta wyprzedzającego np. Tira i siedzą mu na zderzak, bo wyprzedza z prędkością 120, 130 czy nawet 140 na godzinę, a oni by jednak chcieli jechać 150-180. I ciężko poczekać aż ktoś wyprzedzi i zjedzie na prawy pas.
Ogólnie, mam prawko jeszcze niecałe dwa lata, a tyle sie już zdążyłam naoglądać sytuacji różnych, że niestety stwierdzam, że kultury jazdy na naszych drogach brakuje. I wyobraźni wielu kierowcom.
Hitem był na esce pań w bmw, który sobie jechał tak 110na godzinę, a w momencie gdy zaczdlam.go wyprzedzać to najpierw dodał gazu, a później jak byłam na równi z nim to kierunek włączył. Bo śmiałam peugeotem bmw wyprzedzić...
Ogólnie, to zarówno piraci drogowi, jak i osoby niepewne i zawalidrogi potrafią stanowić zagrożenie na drodze.
Ja rozumiem na esce czy autostradzie jechać prawym pasem 90-100 na godzinę, bo jednak samochód więcej nie może. Ale np. 70? To już też niebezpieczne, na trasie szybkiego ruchu.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: pamirowa dnia 15 września 2025 o 09:08
Fokusowa, co nie zmienia faktu, że ten dom nie został uszkodzony przez burzę wcześniej, tak jak ktoś sugerował w komentarzu, bo rzekomo mieszka w sąsiedztwie. Miesiąc temu jechał tamtędy samochód googla i dom jest cały, a w ciągu tego miesiąca żadnej burzy i wichury tam podobno nie było. Więc właśnie to była narracja ruskich trolli.
Owszem, obecnie prokuratura nie potwierdza, że był to dron, mimo że początkowo tak założono, a to dlatego, że dom został zniszczony właśnie tamtej nocy. Istnieje prawdopodobieństwo, że dom został zniszczony przez rakietę z myśliwca wycelowaną w dron, ktora albo chybiła albo poszła rykoszetem w dom. I patrząc po zniszczeniach, to takie zupełnie nieprawdopodobne nie jest.
Podróże
autor: pamirowa dnia 06 sierpnia 2025 o 10:51
santa no właśnie, tak się zastanawiam, że lepszy i bezpieczniejszy byłby przełom września/ października, tym bardziej, że ja też fanką upałów nie jestem 😉 najwyżej młody będzie nadrabiał szkołę, bo żal nie zabrać na wakacje chociaż raz dzieciaka co nigdy za granicą nie był.
faith słyszałam właśnie, ze Albania i Czarnogóra są tańsze, a Czarnogóra do tego podobno piękna. Bułgaria z tego co patrzyłam, to mi się nie podoba
Może się mylę, ale brakuje mi tam tego śródziemnomorskiego klimatu, architektury. Ta Czarnogóra kusi, tylko to już daleko, a my mamy psa co fanem podróży nie jest. Musieli byśmy jechać na dwa tygodnie, jak nie więcej, żeby spać po drodze w więcej niż jednym miejscu.
keirashara taki też właśnie mamy plan, żeby do I z powrotem znaleźć sobie nocleg gdzieś pomiędzy, bo jechać na raz sobie nie wyobrażam.
A taka miejscówka o której piszesz, to właśnie coś co nas interesuje jak najbardziej, im mniej jest na miejscu, tym lepiej, większy spokój 😉 my to jesteśmy ra zej z tych co obiad w restauracji zjedzą raz na cały wyjazd a gotują sami reszte wyjazdu😉
Podróże
autor: pamirowa dnia 06 sierpnia 2025 o 09:34
Ostatni raz byłam w 2018 roku. Ale wtedy to było przez biuro podróży i za jedną osobę za chyba 6 nocy (dokładnie nie pamiętam) płaciłam 1800 zł. W tym nie było żadnej wycieczki nawet. Z tego wyjazdu mam kiepskie wspomnienia jakoś 😉 wcześniej byłam coś koło 2016-17 w Pisaku i tam mi się strasznie podobało. Ale jechaliśmy własnym samochodem, mieliśmy apartament z dwoma sypialniami i aneksem kuchennym i sami gotowaliśmy. Teraz ten Pisak to tak ceny ma wyższe. Ogólnie jednak jak sprawdzałam po bookingu, to da się znaleźć niby coś co nie przekroczy 3 tysięcy. Ale to prawda, jak weszło im euro, to ceny niestskoczyly w górę.
Tylko ja mam właśnie problem z lokalizacją, byłam tylko dwa razy i totalnie nie wiem gdzie będzie względna cisza i spokój 😉 bo podczas pierwszego pobytu przejazdem byliśmy w Splicie i tam to było multum ludzi.
Co do terminu to właśnie problem polega na tym, że chcieliśmy zabrac dziecko w wieku szkolnym. Ale tak podejrzewałam, że z psem to lepiej wrzesień, jak nie początek października nawet.
O Włoszech też myślałam, bo są też względnie blisko jak na dojazd samochodem. Ale znowu, tu też mam problem z wyborem lokalizacji, bo tam to mnie nigdy nie było. No i nie wiem ostatecznie jak z bezpieczeństwem we Włoszech. Ostatnio się dużo słyszało, że zrobiło się tam mniej bezpiecznie.
Podróże
autor: pamirowa dnia 06 sierpnia 2025 o 08:42
Jako, że sezon wakacyjny w pełni, to mam pytanko. Od lat jeżdżę latem nad polskie morze, ale w przyszłym roku z chęcią zamieniła bym to na coś bardziej egzotycznego. W grę wchodzi raczej tylko Chorwacja, bo jedyna opcja dojazdu to samochód, a Chorwacja dosyć blisko. Nie polecimy nigdzie, bo na wakacje musi z nami jechać pies. Pytanie czy był ktoś z was na Chorwacji w ogóle z psem? A jeżeli tak, to jak to zniósł? I w jakim terminie najlepiej jechać? Na pewno odpada lipiec, bo raz byłam i upały po 35 stopni to dla psa była by masakra. Ale zastanawiam się jak wyglądał by koniec sierpnia. Chociaż najlepiej to pewnie wrzesień.
Drugie pytanko, czy ktoś z was byłby w stanie polecić jakąś fajną, spokojna lokalizację, bez tłumów, raczej małe miasteczko, w okolicach, tak do Splitu, nie dalej? Ja byłam raz w Pisaku koło Omisu i w Makarskiej. Pisak obecnie strasznie drogi, a makarska totalnie mi się nie podobała, za dużo ludzi. I czy to w ogóle realne żeby za 3 osoby nie zapłacić na Chorwacji od 3 tys w górę?
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: pamirowa dnia 05 sierpnia 2025 o 08:06
Ja tydzień temu wróciłam z nad morza. I ogólnie z jednej strony są i rodzice, którzy faktycznie uważają bardziej na dzieci, ale z drugiej są tacy, którzy mają wywalone. Obserwowałam już dzieciaki w wieku lat 11-12 płynące sobie na desce daleko od brzegu. Bo przecież nie ma fal, to niby jest bezpiecznie. A wystarczy, że zmieni się prąd, w jednej chwili i do brzegu można już mieć problem wrócić. Albo przy czerwonej fali łopoczącej w oddali na plaży strzeżonej i dużych, naprawdę dużych falach, chłopaczki lat 16-17 wchodziły sobie na tyle głęboko, że fale ich zalewały całych. Gdzie jak ja weszłam ledwo do kolan to miałam już problem, żeby ustać w miejscu. Mam wrażenie, że wielu ludziom się wydaje, że oni są niezniszczali, im się nic nie stanie. I brakuje pokory i respektu przed siłą żywiołu, a morze błędów nie wybacza. Ja nad morzem w ogóle nie wchodze głębiej niż do pasa, ewentualnie przy zerowych falach do cycków, a i to niechętnie. Ale ja od dziecka mam straszny respekt do wody.
Sprawy sercowe...
autor: pamirowa dnia 30 lipca 2025 o 09:08
Wiecie co, powiem wam, że to różnie bywa i zależne jest od człowieka i jego osobowości. Nie zawsze duże deklaracje i oczekiwania zaraz na początku znajomości są fałszem czy desperacją, ale trzeba faktycznie uważać i mimo wszystko nie ignorować red flagów.
Z moim obecnym mężem spotkaliśmy się na 3 dzień rozmowy na portalu, "kocham cie" usłyszałam już na drugim spotkaniu, a zamieszkaliśmy razem już po miesiącu. Tempo było szybkie i ekspresowe i był ogień zarówno w łóżku, jak i w uczuciach. Dzisiaj leci nam razem 7 rok, a mam wrażenie, że miłość między nami jest jeszcze większą, szczególnie że już trochę zesoba razem przeszliśmy i nas to umocniło. Ale my to czuliśmy od początku obydwoje. Pasowało nam obydwojgu szybsze tempo i mieliśmy podobne oczekiwania. Trzeba cierpliwie szukać takiego faceta, który "dopasuje" się do naszej osobowości i tempa. Domyślam się, że łatwe to nie jest, ale wiele z nas tutaj jest przykładem na to, że możliwe 😉
Sprawy sercowe...
autor: pamirowa dnia 25 czerwca 2025 o 11:05
mindgame, tak jak dziewczyny napisały, ja bym też dała sobie trochę czasu, pospotykała się z gościem, zobaczyła czy coś zaiskrzy później czy nie. Jeżeli miałaś wcześniej doświadczenia z toksykami, to być może ten brak efektu "wow" na pierwszym spotkaniu, to właśnie brak schematu, który znasz. Po jednym spotkaniu tego nie da się raczej sprawdzić, na to trzeba trochę więcej czasu.

Co prawda, ja miałam taką sytuację, że jednak brak efektu "wow" na pierwszym spotkaniu, nie przerodził się później w "big love". Po nieudanym małżeństwie, gdzie przez 13 lat czułam się niedoceniona, gorsza i winna wszystkiemu niezależnie od tego co zrobiłam, bądź nie, weszłam w związek z właśnie miłym, grzecznym facetem. Nie było od początku efektu "wow", ale powtarzałam sobie, że nie mam już 19 lat, jestem po przejściach, motylki w brzuchu i big love, to już nie w tym wieku. Ogólnie miło mi się z nim spędzało czas, czułam się doceniana, dobrze traktowana i ciągnęłam to zdecydowanie za długo, chyba dlatego że to był pierwszy facet, który tak naprawdę zaczął mnie szanować.
Tak jak keirashara ja też lubię seks i też jest dla mnie ważny. Ale mnie się jednak nie chciało partnera trenować i uczyć jaki ma być, żeby mnie to pociągało😉 Jakoś tak odbierało mi to ochotę już zupełnie. I związek nie przetrwał, bo brakowało mi uniesień, spontaniczności, tamten był po prostu za grzeczny, za słodki. Aż poznałam obecnego męża. I jak go pierwszy raz zobaczyłam, to był nie tylko efekt "wow", ale po 2 godzinach i motylki w brzuchu. Będąc po 30stce poczułam się znowu jak 16 latka. Mój mąż jest połączeniem grzecznego, miłego faceta, który mnie szanuje, wspiera i docenia z konkretnym, zdecydowanym facetem, który potrafi być bad boyem, kiedy trzeba i tam gdzie trzeba😉
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 03 czerwca 2025 o 14:03
Wiecie, a mnie tak naprawdę wyniki wyborów nie zdziwiły. Ja już dawno straciłam wiarę w ludzi, patrząc na to co się dookoła dzieje. Tu u nas chyba nigdy nie będzie normalnie i to jest smutne.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 26 maja 2025 o 07:09
Nie jestem jakąś fanką Trzaskowskiego, bo jak każdy ma swoje za uszami, ale szanuje go za to, że miał odwagę przedstawić swoje poglądy, wiedząc, że w wielu kwestiach Mentzen się z nim nie zgodzi. Ale w sposób mądry potrafił obronić swoje racje i jasno je wytłumaczyć. Na moje wyszła z tego ciekawa, kulturalna i merytoryczna dyskusja pokazująca dwa różne spojrzenia na te same sprawy.
Porównując te dwie rozmowy, to ta z Nawrockim wyszła słabo i w zasadzie podpisując postulaty Mentzena, to Nawrocki pokazał, że zrobi wszystko byle by tylko dojść do władzy.
madmaddie , a ja tam się niestety nie dziwię. Jeżeli są ludzie, którzy na Trzaskowskiego wołają "Tęczowy Rafał", to do takich ludzi merytoryczne argumenty nie trafiają. Dzisiaj w radiu słyszałam wypowiedź starszej pani z elektoratu Nawrockiego, która stwierdziła, że chce mieć prezydenta, który będzie bożym człowiekiem i będzie stał na straży wiary. I dla takich ludzi Trzaskowski to zło, bo przecież on jest zbyt tolerancyjny wobec homoseksualistów, a jak to tak można, przecież to nie po bożemu. To na pewno wierzący nie jest. I to jest smutne i tragiczne zarazem, że w dalszym ciągu bardzo duże znaczenie podczas wyboru prezydenta ma wiara. Mamy w kraju tyle innych, ważnych problemów, ale nie, są ludzie, dla których najważniejsze jest to, czy nowy prezydent będzie zagorzałym katolikiem czy nie. I tego już nie ogarniam...
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 22 maja 2025 o 11:16
Szczerze się przyznam, że ja się czasem boję właśnie tych zagorzałych katolików z racji na ich radykalne poglądy. Braun jest właśnie dobrym przykładem. Niby wiara katolicka zakłada miłość do bliźniego, ale nie widziałam więcej nienawiści do drugiego człowieka, jak wśród zagorzałych katolików, w momencie kiedy ten bliźni ma inne poglądy niż oni lub jest inny, np. jest homoseksualistą. I nagle ta miłość do bliźniego i tolerancja przestają istnieć. I właśnie dlatego uważam, że nie powinno się mieszać wiary z polityką. Niech sobie taki Braun czy Mentzen wierzy w co chce i jak chce, ale jeżeli już pcha się do rządzenia, to niech ma na uwadze, że mamy w dalszym ciągu rozdzielność miedzy państwem, a kościołem i wolność wyznania.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 22 maja 2025 o 10:57
Nie wiem, nie jestem teologiem, nie znam się aż tak 😉
A tak szczerze, nie chodzę ani do spowiedzi ani do komunii bo nie mogę. Dla Kościoła jestem wykluczona. Jestem po rozwodzie, chociaż w moim przypadku miałam ślub tylko cywilny. Ale żyję z mężczyzną, który też jest po rozwodzie, ale ślub był kościelny, czyli wg Kościoła nie jest po rozwodzie, bo oni nie uznają rozwodów. Czyli ja i mój mąż mamy grzech śmiertelny żyjąc razem. Kościół rozgrzeszenia mi nie da tak czy siak. Nie przeszkadza mi to jednak w byciu wierzącą, bo wierzę w Boga, nie w Kościół. Ale dla Kościoła jestem pewnie nie-katoliczką, a dla katolików zapewne hipokrytką.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 22 maja 2025 o 10:34
Ja według Kościoła nie jestem zapewne katoliczką. I mimo, że wierzę w Boga, do kościoła na mszę pójdę, to nie zgadzam się z niektórymi jego zasadami i naukami, co czyni mnie chyba właśnie nie-katoliczką 😉
Z ostatnim zdaniem zgadzam się w zupełności. Tak faktycznie jest i nieraz się z tym spotkałam. A to przecież takie ludzkie, być przeciwko i krytykować coś lub kogoś z wygodnej pozycji swojego życia, kiedy problem nas nie dotyczy. Smutne to i często krzywdzące dla osób, dla których taka sytuacja nie jest już jedynie hipotetyczna.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 22 maja 2025 o 10:03
tunrida, ale ja też jestem wierząca. I to nie taka wierząca, że zaczęłam wierzyć, jak mi się lekko w życiu sypnęło, bo "jak trwoga to do Boga". Nie, ja wierzyłam zawsze, mniej lub bardziej, ale wierzyłam bo czułam boską obecność w wielu sytuacjach. A mimo to nie jestem za całkowitym zakazem aborcji. Mimo tego, że jestem wierząca, uważam, że w takich przypadkach jak ciąża z gwałtu, zagrożenie życia kobiety, uszkodzenie płodu czy jakaś duża niepełnosprawność dziecka, aborcja powinna być legalna i powinna być decyzją kobiety. Czy to znaczy, że jestem hipokrytką?
Gdybym nie chciała dziecka, a wpadła, to bym nie usunęła, bo bym nie potrafiła. Gdybym jednak wiedziała, że dziecko nie ma szansy na przeżycie i będę po urodzeniu wybierała dla niego trumnę, a nie łóżeczko, to nie wiem czy bym nie wolała usunąć. A jestem wierząca. I może dla większości katolików jestem hipokrytką. Tylko dla mnie życie nigdy nie było czarno-białe, jak dla większości zagorzałych katolików. Ja zawsze widziałam pomiędzy tym czarnym i białym, całą paletę innych odcieni. I jednak zawsze próbowałam postawić się w sytuacjach innej osoby. Bo naprawdę łatwo walczyć o całkowity zakaz aborcji nawet w przypadkach gdzie dziecko urodzi się ciężko chore, gdy ta sytuacja nie dotyczy nas. Czyli, nie mamy zielonego pojęcia co kobieta będąca w takiej sytuacji czuje. A ja jedynie domyślam się, że jej życie już po informacji, że płód ma ciężką wadę zamienia się w piekło. Już to jest dla niej tragedią i ciosem, a co dopiero konieczność donoszenia takiej ciąży i patrzenie na późniejsze cierpienie takiego dziecka. I boli mnie to, że dla takich pro life'ów to co przeżywa taka kobieta, co dzieje się w jej psychice i jak ją to zmienia, nie jest ważne i nie ma żadnego znaczenia.
To jest tak, mimo że jestem wierząca i nie jestem za całkowitą aborcją w momencie gdy kobieta wpadnie, a dziecka mieć nie chce, to ja nie chciała bym decydować i osądzać, czy aborcja powinna być legalna i czy może usunąć dziecko czy nie. Bo to, że nie jestem za aborcją w przypadku gdy dziecko urodzi się zdrowe, to jest mój pogląd zgodny z moimi uczuciami, ale nie chciała bym mieć np. możliwości zadecydowania za albo przeciw.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 22 maja 2025 o 07:48
Facella Ty tak serio? 😦Gdzie ja napisałam o aborcji jako "środek antykoncepcyjny"? Osobiście nie jestem za pełną aborcją, bo jednak podejmując decyzję o uprawianiu seksu musimy mieć świadomość czym to się może skończyć. Ja pisałam o przypadkach gdy ciąża pochodzi z gwałtu, gdy płód jest uszkodzony, obciążony wadami, po urodzeniu dziecko będzie umierało w cierpieniu albo żyło w znikomym komforcie, albo gdy ciąża zaczyna zagrażać życiu kobiety (i to nie są wcale aż tak marginalne przypadki jak piszesz). Zresztą, nawet gdyby to były marginalne przypadki, to one się jednak zdarzają. Czyli co, bo ciąża z gwałtu zdarza się rzadko, to mamy mieć wywalone na traumę takiej kobiety, bo miała tego pecha i nieprzyjemność, że znalazła się w tym marginalnym przypadku?
Mentzen jest przeciwko KAŻDEJ aborcji. Nie tylko tej gdy kobieta wpadnie i stwierdzi, że nie, dziecka nie chce. Ale w każdym przypadku, bo to nawiedzony katolik bez empatii.


Przy lepszym dostępie do broni ci ratownicy i lekarze mogliby mieć przy sobie legalnie broń palną - ciekawe jak chętnie wtedy by na nich napadano. W tym momencie, przy obecnym statusie prawnym, mają bardzo ograniczone możliwości obrony własnej. Tak nie powinno być.


Owszem, ratownicy i lekarze powinni mieć broń. Ale już zwykli obywatele nie powinni mieć ułatwionego dostępu do jej posiadania. Przepraszam, mamy taką a nie inną mentalność i do Teksasu to nam daleko. Jak wszyscy nagle będą mieli broń, to 3/4 społeczeństwa się wystrzela najpierw. A czekaj, był już taki jeden dziad w polityce, który za takim pomysłem był.

Co do prywatyzacji ochrony zdrowia (od 30 lat nie ma "służby"!!!) - model niemiecki jest bardzo dobry.

Zauważ tylko, że Niemcy są bogatszym krajem od nas. Nie bez powodu wielu Polaków w dalszym ciągu jeździ do pracy tam. Nas taki system dojechał by jeszcze bardziej, Ci najbiedniejsi nie mieli by żadnej szansy dostać się do lekarza. Zresztą, ten ich system też aż taki idealny to nie jest.

I tak na koniec, wkurza mnie walka "pro life'ów" o dzieci nienarodzone, które mają się urodzić chore i z poważnymi wadami, bo każde życie jest ważne, a jak już dziecko się urodzi, to nagle dla nich przestaje istnieć. Dopóki to dziecko jest w łonie matki, to ma dla nich wartość, ale jak już pojawia się na świecie, to często taka matka zostaje sama i na pomoc w większości może liczyć od różnego rodzaju fundacji, bo pomoc państwa w tym zakresie niemal nie istnieje. Nie jestem za aborcją pełną, w momencie gdy kobieta dziecka mieć po prostu nie chce. Ale w sytuacjach gdy jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko jest chore, każda kobieta powinna mieć wybór, czy dźwignie taką sytuację czy nie. Bo ludzie są różni, nie każdy ma tyle siły, żeby dźwignąć psychicznie zajmowanie się chorym dzieckiem, które nigdy nie będzie żyło normalnie, a nieraz jest to życie ze świadomością, że taka matka przeżyje swoje dziecko i będzie musiała je pochować. Nawet nie umiem sobie wyobrazić jaka to jest trauma i niewyobrażalna tragedia.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 21 maja 2025 o 12:18
Facella, dla mnie to ma małe znaczenie czy on najpierw powiedział, że w jego idealnym świecie studia były by płatne, a później dodał, że to nie znaczy, że chce by w Polsce były. To po co mówić, jakby było w jego świecie? Czemu to ma służyć? Przez takie teksty to on się jawi jako człowiek mało konkretny.
I przepraszam, powiedział, że urodzenie dziecka z gwałtu to NIEPRZYJEMNOŚĆ, nie ma znaczenia czy to niefortunne słowo, czy nie. No przepraszam, sam gwałt to ogromna tragedia, ale już przymus urodzenia dziecka z gwałtu nie jest tragedią, a jedynie nieprzyjemnością i niedogodnością? Serio? I nie widzisz w tym nic złego? Media by tego nie wałkowały, gdyby tego nie powiedział, a są to jego słowa. I z takich słów, wyłania się obraz człowieka pozbawionego empatii, który totalnie nie rozumie ludzkiej psychiki, bo aborcja to zło. Każda aborcja to zło wg Mentzena. Aborcja wykonana, gdy płód jest ciężko uszkodzony i nie przeżyje, aborcja wykonana gdy zagraża życiu kobiety. Ba, on za taką aborcję chciał wsadzać do więzienia kobiety i lekarzy, którzy takiej aborcji się dopuszczą. I to są poglądy człowieka, który szanuje kobiety i uczyni nasz kraj lepszym?
To człowiek, który ma na swoim koncie takie poglądy jak liberalizacja ustawy o broni i amunicji, w kraju gdzie dochodzi do coraz większej ilości napaści, w tym na ratowników i lekarzy. Miał pomysły by sprywatyzować służbę zdrowia, znieść obowiązkowe szczepienia i umożliwić leczenie osobom bez medycznego wykształcenia i takie tam podobne. Do tego dochodzi nieumiejętność odpowiadania na niewygodne pytania bez przygotowania i uciekanie od nich. No ja w takich poglądach jednak widzę niebezpieczeństwo.

Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 21 maja 2025 o 10:14
tunrida amen! Tu w zasadzie za wiele dodawać już nie trzeba, bo taka jest niestety smutna prawda.
Przeraża mnie dzisiejszy brak logicznego myślenia wśród ludzi. Brak zdolności analizowania sytuacji. Taka krótkowzroczność, bez jakiejkolwiek refleksji. Ślepe wierzenie w to co głoszą inni, co się gdzieś usłyszało w mediach raz i powtarzanie tego bez sprawdzenia i zweryfikowania choćby w jednym, innym źródle.
Hitem był dla mnie gość, który stwierdził, że w naszych wyborach głosowali Rosjanie. I nie dał sobie powiedzieć, że to były osoby mające polskie obywatelstwo, a mieszkające w Rosji. Nie, Rosjanie głosowali. Albo kłócenie się, że jeden z kandydatów przekazał swoje głosy z pierwszej tury na kandydata, który przeszedł do drugiej tury. I brak zrozumienia, że tak nie można, to był niefortunnie użyty skrót myślowy.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 21 maja 2025 o 07:16
infantil, do mnie się prujesz żebym poczytała, a sama powielasz kłamstwa i manipulacje sprzedawane przez media 🤣
Facella,

Czekaj, czyli uważasz, że Mentzen nie powiedział, że bicie dzieci jest ok? Że gwałt i urodzenie dziecka z gwałtu, to nieprzyjemność? Że w jego idealnym świecie studia są płatne? Rozumiem, że to są kłamstwa sprzedawane przez media, a nie jego słowa, chociaż ewidentnie padły z jego ust? I nawet jeżeli zostały wyjęte z kontekstu (bo zauważyłam, że w dyskusji politycznej, to jest najlepszy argument), to jednak żaden kontekst nie zmieni wydźwięku takich słów.
Dawano mu szansę sprostowania, to zaczynał kręcić i się gubić. Na początku powiedział, że Unia Europejska jest zła i należy z niej wyjść. Za jakiś czas jak dostał to samo pytanie, to już było "yyy, nie wiem". Ani "tak, bo...", ani "nie, bo...", tylko "nie wiem, to zależy...". To w jaki sposób wypowiada się o Ukrainie, sugeruje, że jakoś bliżej mu do Rosji. Bo ok, można widzieć pieniądze pompowane w pomoc Ukrainie, nasze pieniądze. Tylko należy mieć na uwadze, że ta Ukraina to nasz bufor bezpieczeństwa, bo nie sądzę, żeby Putin na niej się zatrzymał.
No i ogólnie jak się tak prześledzi jacy ludzie są w Konfie, jakie mają poglądy, to nie potrzeba mediów, które kłamią i manipulują, żeby wiedzieć w którą stronę członkom partii bliżej.

Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 20 maja 2025 o 07:02
kotbury ciężko tu mówić o politycznych sympatiach, bo ja już od lat nie wierzę ani jednemu z polityków próbujących dopchać się do koryta. Oni zawsze dużo mówią, a później różnie wychodzi. Prawda jest taka, że jest naprawdę bardzo mały wybór, żeby nie powiedzieć, że tego wyboru niemal brak. To jest takie wybieranie mniejszego zła. Również mam podobne odczucia co karolina_ i keirashara. To już nie jest dokonywanie dobrego wyboru zgodnie z sympatią polityczną, tylko wybór żeby jako tako dało się w tym kraju żyć.

Facella no nie do końca, to nie tylko tej jednej osobie blisko do nazistowskiej ideologii, popierania działań Putina, braku tolerancji i poszanowania kobiet. Tylko, że ten drugi lepiej się z tym kryje, nie działa wprost, a żeby odkryć jego poglądy trzeba trochę poszperać o nim i upodobaniach partii, z której pochodzi. Ten z 6% poparciem, chociaż ze skrajnie niebezpiecznymi poglądami, przynajmniej jest w pełni szczery i nic nie ukrywa.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 19 maja 2025 o 13:09
keirashara, madmaddie mnie się wydaje, że całkiem sporo ludzi nie wie jakim człowiekiem jest Mentzen, bo nie zadali sobie trudu, żeby trochę się o nim dowiedzieć. Bo jak się tak słucha tych jego wyuczonych na pamięć obietnic i czyta program wyborczy, no to faktycznie jego wizja Polski jawi się jako kraina miodem i mlekiem płynąca. Jak ludzie słyszą, że on zlikwiduje większość podatków, uzdrowi służbę zdrowia, ZUS i tak dalej, to już im wystarcza, bo przecież każdy chciałby mieć więcej pieniążków w kieszeni. Problem tylko w tym, że na pytania jak Mentzen chce ten swój program wyborczy wprowadzić, to już odpowiedzieć nie potrafi. I tego jakoś ludzie nie widzą, czego nie rozumiem. Teksty, że w jego idealnym świecie studia są płatne, a ciąża z gwałtu to tylko "nieprzyjemność", też chyba młodym i kobietom jakoś umknęło mimo uszu. I tego nie ogarniam.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 19 maja 2025 o 10:23
donkeyboy ja w ogóle nie ogarniam, jak ktoś tak nawiedzony jak Braun mógł dostać tyle głosów 😮Aczkolwiek słyszałam opinię, że Braun gada w taki sposób, spokojny, opanowany, nie daje się wyprowadzić z równowagi i używa mądrze brzmiących słów, że ludzie dają się nabrać na piękną mowę, nie patrząc na to jakim jest naprawdę człowiekiem i jak niebezpieczne ma poglądy. I bezrefleksyjnie uważają, że to jest idealny kandydat na prezydenta. Ja to ostatnimi czasy mam wrażenie, że niektórzy ludzie to by się chcieli cofnąć do średniowiecza i lekko mnie to zaczyna przerażać.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 19 maja 2025 o 07:54
faith The Last of Us mnie nie uwiera (no poza aktorką grającą Ellie 😉 ), mimo, że nie jest wiernym odwzorowaniem gry. Troszkę tam też zmienili fabułę i tu im to nawet fajnie wyszło, bo ciekawie wzbogacili serial. Wiedźmin jako gra miał również dodane elementy, których w książkach nie było, ale moim zdaniem było to na korzyść. Natomiast netfliksowy Wiedźmin był dla mnie straszny 😉 Raz, że pokazywali to w taki sposób, że tam można było się pogubić w chronologii, bo strasznie mieszali, dwa że w niektórych momentach tak zmieniali i przeinaczali fabułę, że dla mnie to już zmieniali cały sens. A trzy, niektórych historii, które na moje były znaczące w ogóle nie pokazali. Mnie bardzo podobała się seria Sapkowskiego o Wiedźminie i ja niestety cierpiałam próbując oglądać serial 😉 Ale to oczywiście moje odczucia.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: pamirowa dnia 19 maja 2025 o 07:42
Ja tam się cieszę, że mnie nie stać na jakieś nowe autko z pierdyliardem bajerów 😉 Raz, że średnio mi takie bajery potrzebne, dwa elektronika ma to do siebie, że lubi się psuć. A jak już się zepsuje, to jest zabawa. Jeżdżę Peugeotem 407 z 2008 i uwielbiam ten samochód. Wygodny w jeździe, depnięcie w razie potrzeby ma, z gazem ekonomiczny. Chociaż to nie jest taki stary-stary samochód i jakąś tam elektronikę lubiącą odwalać też ma. Praktycznie zaraz po odpaleniu albo przy skręcie, załącza się błąd ABS i ESP i tak mi się świeci aż nie zgaszę silnika i nie odpalę ponownie. Z tym, że najprawdopodobniej to problem z czujnikiem, bo zarówno ABS, jak i ESP działa.
Z kolei szefowa męża jako drugie auto ma Fiata Freemonta w automacie. ładny, fajny, duży samochód z mega przyspieszeniem. Ale ma problem z tylnym napędem i czujniki czasem mu odcinają moc. I jak to się zdarzy gdzieś na trasie, to przy ponad 90 na godzinę, jest to już turbo niebezpieczne. Naprawa będzie niestety kosztowała tysiące już.
Ogólnie, mnie zadziwiają niektóre rozwiązania w tych nowszych samochodach. We wspomnianym freemoncie, żeby dostać się do akumulatora, to trzeba zdemontować niemal całe nadkole. Żeby wymienić żarówkę w niektórych Fiatach i nie tylko, również trzeba zdemontować nadkole. Bardzo to wygodne jak się żarówka na trasie przepali 😉 I z jednej strony te nowsze samochody mają nam jak najbardziej ułatwiać jazdę i zwiększać bezpieczeństwo, ale niektórych rozwiązań, zrozumieć nie sposób.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 19 maja 2025 o 07:26
Mój mąż jest dużym fanem gry The Last Of Us, bardzo mu się podobała, teraz jak wyszedł serial, który ogląda, to wrócił sobie ponownie do gry. I ja, mimo, że nie jestem graczem i jakoś gry w takim klimacie to nie moja bajka, to patrzyłam mimowolnie jak gra. I moje zdanie jest takie, że jak ktoś bierze się za ekranizację gry lub książki, to powinien się postarać na tyle, żeby dobrze odwzorować postacie i po części fabułę. Ja się wcale nie dziwię, że aktorka grająca Ellie jest krytykowana. No nijak nie przypomina tej Ellie z gry, ani z wyglądu, ani z zachowania. W zasadzie, to krytyka powinna spaść na producenta w większej mierze, bo to jednak on nie dość dobrze wybrał aktorkę. Bo już na przykład aktorka grająca Dinę, Abby i Pedro Pascal w roli Joela, wybrani są niemal bezbłędnie. A Bella Ramsey nijak na Ellie nie pasuje i nie dziwię się, że fanów gry to uwiera.
Pamiętam jak wszedł netfliksowy Wiedźmin. Ja jako wielka fanka książek o Wiedźminie i gry, nie mogłam przeżyć Cavila jako Wiedźmina. Ostatecznie, jako tako, się do niego przyzwyczaiłam. Ale pozostali wybrani aktorzy, jak na przykład Yennefer, albo czarnoskóre elfy, to było dla mnie niemal nie do przyjęcia. Chociaż najbardziej nie do zaakceptowania dla mnie było to, jak producent filmu zmienił fabułę w wielu miejscach. Dla kogoś kto przeczytał wszystkie części Wiedźmina i jest ich wielkim fanem, netfliksowy serial jest bardzo trudny do zniesienia 😉
Sprawy sercowe...
autor: pamirowa dnia 05 maja 2025 o 07:32
Ja swojego męża poznałam właśnie przez aplikację randkową Badoo. Co prawda, żadne z nas na profilu nie miało sprecyzowane czego oczekujemy, ale szybko wyszło to w rozmowie. Już na samym początku dostałam informację, że w toku jest rozwód i dziecko. Sama zresztą byłam w trakcie rozwodu, z tym, że w moim przypadku dziecka nie było. I z racji, że obydwoje swoje już w życiu przeszliśmy, to taka informacja była zaraz na początku dla mnie kluczowa, bo mogłam przemyśleć czy chcę w taki związek wchodzić czy nie. Dla mnie związanie się z facetem, który ma dziecko z poprzedniego małżeństwa nie było czymś łatwym i komfortowym. Dlatego uważam, że w pewnym wieku, z jakimś bagażem doświadczeń, nie rzadko ciężkim, lepiej od razu wiedzieć na czym się stoi.
Początkowo zresztą mąż mówił, że po tym co przeszedł i po traumie jaką przeżył jego syn przez rozwód, nie chce mieć więcej dzieci, bo się boi. Ja wówczas również deklarowałam, że nie chcę. Po nieudanym małżeństwie, gdzie byłam niedoceniania, poniżana i robiłam za sprzątaczkę, kucharkę i kochankę, nie miałam ochoty być matką. I jakoś tak z biegiem lat, jak się poznaliśmy, dotarliśmy, jak poczuliśmy, że nasz związek to jest właśnie TO o czym marzyliśmy, to mąż zmienił zdanie i chciałby mieć ze mną dziecko. Mnie się też nieco zmieniło i w zasadzie ja też bym chciała. Tylko, możliwe, że w naszym przypadku to się nie wydarzy, bo ja już raczej nieco za stara na dzieci jestem. Jakoś tak się życie nam potoczyło, że poznaliśmy się za późno i zanim obydwoje dojrzeliśmy do tego chciejstwa, to trochę czasu minęło. A zegar biologiczny bywa nieubłagany.

Co do ślubu, to ja ogólnie zawsze chciałam być żoną i marzyłam o ślubie. Nie ze względów ekonomicznych, nie dlatego, że jest łatwiej coś załatwić, po prostu, lubię brzmienie słowa "mój mąż", "moja żona", lubię widok i dotyk obrączki na palcu i jakoś tak po ślubie czuję jeszcze większą więź z moim mężem. I uwielbiam być żoną mojego D. 😉 Z tym, że musiałam przeżyć nieudane małżeństwo, żeby w końcu trafić na człowieka, o którym marzyłam.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 26 marca 2025 o 09:07
kotbury , ja mam wrażenie, że próbujesz udowodnić, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma czasów. Dajesz przykłady rodzin wielodzietnych, na wsiach, gdzie zarówno rodzice, jak i dzieci zapierdzielały od rana do wieczora jak dzikie woły, ale z twoich opisów to wygląda jakby to było niesamowicie szczęśliwie życie w krainie mlekiem i miodem płynącej. No nie wiem, to czemu jakoś większość z tych dzieci, jak tylko miała możliwość, z tej wsi i gospodarstwa uciekła? I czy to tak faktycznie bywało, że Ci rodzice z tymi dziećmi bywali więcej niż obecnie? Bo tak na moje, to jak te dzieci na równi z rodzicami pracowały, to tak trochę to dzieciństwo miały zabrane nieco wcześniej. I nikt im wyboru nie dawał.
Jak kiedyś kobiety siedziały w domu, nie pracowały, to też nie był ich wybór, tak po prostu było i żadna nie śmiała raczej się wyłamywać. A czy to było to czego chciały? Czy to był ich wybór czy przymus takich czasów? Czy wtedy nie czuły się samotne? Tego nie wiemy. Z jakiegoś powodu jednak czasy się zmieniły i kobiety poszły na studia i do pracy. W dużej mierze, bo chciały.

Ja jednak cenię sobie ten wybór, że mogłam iść na studia, mogę iść do pracy do biura, mieć jakąś tam niezależność finansową (mniejszą, bądź większą), i czuć ten komfort, że nie jestem od kogoś zależna.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 25 marca 2025 o 07:08
Saklawia fajnie i miło by było, gdyby każdy człowiek wiązał się dokładnie z takim partnerem, jaki mu faktycznie odpowiada. To jednak nie zawsze tak wygląda. Poza tym co napisały już dziewczyny, to według mnie, duże znaczenie ma w tym wiek, w którym wiążemy się z daną osobą i nasze doświadczenia. Bo żeby dobrze wybrać i związać się z partnerem, który nam rzeczywiście odpowiada, to najpierw musimy wiedzieć czego chcemy, co jesteśmy w stanie zaakceptować, a czego absolutnie nie zniesiemy. Czyli, coś o życiu już musimy wiedzieć.
Ja poznałam pierwszego męża w wieku lat 19. Szczerze? Nic o życiu nie wiedziałam. Bardzo chciałam mieć wspólny dom, mieszkać razem i być żoną. Z biegiem lat jednak się okazało, że nie jest mi wcale tak fajnie, kiedy jestem nie doceniana, poniżana, na każdym kroku czuję się gorsza i nie mogę być tak naprawdę sobą przy człowieku, który powinien być mi najbliższy. Cokolwiek robię, robię źle i muszę uważać, jak żartuję żeby nie zostało to odebrane źle. 13 lat potrzebowałam żeby zrozumieć, że to tak jednak nie powinno wyglądać, że może być inaczej, można się nawzajem szanować i wspólnie dbać o dom.
Dzięki temu dowiedziałam się, czego nie jestem w stanie zaakceptować i jakiego partnera chciała bym na męża, ale no, trochę tego czasu straciłam. Gdybym to wiedziała wcześniej, zaoszczędziła bym sobie pewnie cierpień.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 19 marca 2025 o 10:01
Owszem, też mi się tak wydaje, że w dużej mierze wynika to z wychowania, jak facet traktuje kobietę i jakie ma podejście do podziału obowiązków. Ale na szczęście, można wychować się w domu, gdzie wszystko było podane pod nos i nic się nie wymagało, a ostatecznie dostać szkołę życia, trafić do rodziny gdzie nikomu nic się nie chce, ani gotować, ani za bardzo sprzątać, ani pracować, ani wychowywać dziecka i jak się chce zjeść, coś lepszego niż pyry i kiełbasa codziennie, to trzeba samemu ugotować, posprzątać i zająć się dzieckiem po iluś godzinach pracy. I właśnie dzięki temu trafiłam w końcu na męża, który sprząta i pomaga podczas robienia obiadów, robi zakupy, wyrzuca śmieci i ogólnie, nie ma wywalone na obowiązki domowe. Szkoda, że musiał nauczyć się tego w taki sposób, ale tak bywa, że czasem życie i rzeczywistość nas weryfikuje.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 18 marca 2025 o 12:35
rudziczek tu też nie chodzi tylko i wyłącznie o wagę, ale o to, że przy takiej posturze i budowie, to jednak ta równowaga będzie zaburzona. Przy takiej tuszy, to naprawdę ciężko porządnie wsiąść w siodło, więc w pełnym siadzie, obija się koniowi plecy. Przynajmniej tak na moje.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 18 marca 2025 o 07:10

donkeyboy, ale to się nie zawsze sprawdza. to jets to, o czym mówię. Bo albo pracujesz albo zyjesz z dzieckiem.

Okropnością jest to, jak obrzydzono ludziom na przestrzeni ostatniego pół wieku rodziny wielopokoleniowe czy zdeprawowano bycie matką niepracującą, że kura domowa i nic nie robi. kobiety zostały wciśnięte przez feministki w wyścig szczurów, który wielu nie służy. wcale się nie realizują przez karerę a środowisko wysoce konkurencyjne i stałe zycie z wysokim kortyzolem zbiera żniwa nowowtorów piersi, chorej tarczycy i rzedwczesnej menopuzy.
wmowiono ludziom, że są samodzielni jak się "wyprowadzają z domu", zamiast dązyć do zarabiania i posiadania większego domu, gdzie bez wchodzenia sobie na fgłowę można mieszkać z rodizcami. Gdzie codzienny kontakt wnuków z dziadkami tak naprawdę uczy życia bo pozwala rozumieć starosć, rozumieć to, że nie jesteśmy nieśmiertelni, uczy umiejętności dogadywania się i funkcjonowania w społeczności, która nie skłąda się tylko z równieśników ("młody dynamiczny zespół", klasy w szkołąch podzielone po wieku.

kotbury, to taka trochę utopia jest, bo to rzadko tak pięknie wygląda. I to faktycznie nie jest tak, że ludziom obrzydzono rodziny wielopokoleniowe, raczej Ci ludzi sami tak wybrali, jak tylko mieli możliwość. Znam bardzo mało ludzi, którzy mieszkają z rodzicami bo chcą i sobie to chwalą. Zazwyczaj to jednak takie mieszkanie z rodzicami, którzy dorosłych ludzi jakoś tak gdzieś tam podświadomie pewnie zawsze będą traktować jak dzieci i się wtrącać, rodzi wiele konfliktów. A komfort psychiczny jest szalenie ważny, o czym się przekonałam, mieszkając przez dwa lata z teściami. I co z tego, że dom był duży, idealny na dom wielopokoleniowy.
I to też nie jest tak, że w każdym przypadku matka, która nie pracuje zajmuje się dziećmi. Bo znam i takie, które siedzą w domu, nie pracują, nic nie robią, tylko odpoczywają. I znam takie, które chodzą do pracy, a po pracy z tymi dziećmi są i się nimi zajmują, lepiej niż te co w domu siedzą. Także to chyba zależy od ludzi, od tego kto jaki jest i pewnie w dużej mierze, jak został wychowany.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 18 marca 2025 o 06:51
Biedny koń, żal patrzeć. Aż mnie plecy zabolały... Przy takiej tuszy, w pełnym siadzie, niezależnie jak dobrą ma się równowagę przecież zawsze będzie się koniowi waliło całym ciężarem po plecach. Wydaje mi się, że przy takiej tuszy, to nawet ciężko mówić o dobrym dosiadzie.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 17 marca 2025 o 07:30
Ja to mam czasem wrażenie, że niektórzy ludzie to dzieci mają chyba tylko po to, bo fajnie się za nic dostaje 800+ i można je wydać na ciuszki, buciki i kosmetyki i całymi dniami w domu siedzieć. Na "bliskim podwórku" obserwuje taką "madkę", która to niby tak bardzo chciała mieć dziecko, ale jakoś nie chce jej się robić obiadu, usiąść z dzieckiem do nauki, zapomina, że dziecko do szkoły miało przyjść na galowo, że miało przynieść coś do szkoły na konkretną lekcję i nie ma czasy gotować, bo przecież zajmuje się wychowaniem dzieci. A jak pojawiło się drugie to jest faworyzowane i traktowane lepiej. I to mnie wkurza, bo choć sama nie mam dzieci i długo, długo mieć nie chciałam, to jakoś tak wydaje mi się logiczne, że dzieci traktuje się na równi i jak już się na nie zdecydowało, to nie ma czegoś takiego, że nie chce mi się, ja sobie poleżę na kanapie i pogapię się w telefon, a dzieci niech się same sobą zajmują.
Historia opisana przez kotbury dowodzi tylko, że macierzyństwo (chociaż w tym przypadku tacierzyństwo), jest jak media mark - nie dla idotów...
W górach jest wszystko, co kocham - wątek dla łazikantów
autor: pamirowa dnia 26 lutego 2025 o 07:22
szam my już po wyprawie 🙂 Zdecydowaliśmy się na wejście szlakiem czarnym jednak, bo zdecydowanie krótszy. I mimo, że było całkiem sporo śniegu, to trasa jak na zimowe warunki nie była zła. Owszem, szlak szedł prawie cały czas pod górę, ale nie jakoś mocno. Mieliśmy zarówno raczki, jak i kijki, no i jednak to bardzo wiele ułatwiło. Nie wyobrażam sobie wchodzić bez raków i bez kijków, bo było by dwa razy trudniej. Nasz pies krótkołapek też dał radę, nawet mu wodoodpornej pelerynki nie zakładałam, bo jak założyłam mu na chwilę, to szedł nieszczęśliwy. Nie było widać żeby było mu zimno, czy niekomfortowo. Doszliśmy prawie do Domu Śląskiego, na samą Śnieżkę już nie wchodziliśmy, bo raz, że to już by było za dużo fizycznie, a dwa, ta łatwiejsza trasa idąca na około jest zamykana w styczniu, a z psem, po tych schodach, kamieniach i łańcuchach przy tłumie zimą sobie nie wyobrażaliśmy wchodzić.
Czarnym nie schodziliśmy, mimo że taki był plan, ale byliśmy z synem męża i tyle marudzenia ile nasłuchaliśmy się po drodze, to była masakra. Więc zjechaliśmy z Kopy wyciągiem na sam dół... z psem. Na szczęście, nasz pies jest mały i spokojny.

Następnego dnia szliśmy niebieskim do Schroniska Samotni. I faktycznie, ten szlak jest łagodny i przyjemny. Ale raczki też na tym szlaku się przydały. Ogólnie, z tego co zaobserwowałam, to rośnie świadomość i odpowiedzialność wśród ludzi, większość ludzi miała raki na nogach. Ale był też Pan, co radośnie pomykał zamkniętym szlakiem... z dzieckiem. Szlakiem, który jest zimą zamykany ze względu na zagrożenie lawinowe, gdzie idzie się wąską ścieżką zboczem. Jak się do tego doda większą ilość śniegu, to wystarczy jeden niewłaściwy krok i leci się w dół zbocza. Ludzie aż przystawali i dziwili się co Ci ludzie tam robią, a jedni to nawet sprawdzali czy tam w ogóle idzie jakikolwiek szlak...

Już planujemy kolejną wyprawę wiosną, albo jesienią, taką nie zimową i chcemy wrócić w Karkonosze znowu 🙂 Ale tym razem już tylko we trójkę: ja, mąż i pies. Nie będziemy na siłę ciągnąć syna, skoro jak widać, gór nie lubi.
W górach jest wszystko, co kocham - wątek dla łazikantów
autor: pamirowa dnia 06 lutego 2025 o 10:50
magda, ale nie cały. Tylko od Domku Myśliwskiego przez Kocioł Małego Stawu do schroniska Samotnia. Zimą wybiera się tak zwaną drogę transportową i skręca przy tak zwanym Kozim Mostku, albo kawałek dalej. Wychodzi się wtedy przy Schronisku Strzecha Akademicka i można zejść od tego schroniska do Samotni, albo iść dalej już na Śnieżkę.
W górach jest wszystko, co kocham - wątek dla łazikantów
autor: pamirowa dnia 06 lutego 2025 o 07:59
Mam pytanko, znajdzie się tu ktoś kto wchodził z Karpacza na Śnieżkę zimą? Planujemy jechać za dwa tygodnie, plan jest co prawda na wejście jedynie do Domu Śląskiego, na samą Śnieżkę się nie pchamy, bo jedziemy z 11-latkiem i psem. Ale cały czas zastanawiamy się, który szlak będzie najlepszy. Do wyboru mamy niebieski (przez Schronisko Samotnia, Strzechę Akademicka i Spaloną Strażnicę), opisywany jako najłatwiejszy, najłagodniejszy, ale i najdłuższy. I szlak czarny, spod kolejki linowej "Zbyszek", który jest najkrótszy, ale podobno stromy. Co prawda mąż kiedyś schodził tym czarnym i mówi, że nie pamięta by on był jakoś mocno stromy. I mamy dylemat. Ja zazwyczaj wjeżdżałam na Kopę wyciągiem, więc jak wyglądają trasy nie wiem. Poczytałam trochę w necie, ale zdania są podzielone i dalej nie wiem, który szlak będzie lepszy. Boję się, że krótszy może nas zimą "zaorać" ze względu na podejścia, ale z drugiej strony ten łagodniejszy, przez to, że dłuższy też może być męczący zimą. Oczywiście, dopuszczamy również ewentualność odpuszczenia sobie dalszej drogi, jeżeli się okaże, że warunki kiepskie i nie dajemy rady. Nie ma co na siłę pchać się w górę za wszelką cenę.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 03 lutego 2025 o 13:22
Do tej pory też się spotykałam z tym, że stajnie pensjonatowe były czynne do 21. I ja to w zasadzie rozumiem. Raz, że fajnie jednak jak konie mają w nocy spokój i nikt im po godzinie 21 nie świeci już światłami i nie przeszkadza. Dwa, właściciel takiego pensjonatu też chce odpocząć i się wyspać. A jak mu jednak ktoś w takiej całodobowej stajni przyjedzie 23, 24 czy 1-2 w nocy, to jak się przebudzi i usłyszy hałas, to wypadało by sprawdzić, czy to właściciel konia, czy przypadkiem nie ktoś z zewnątrz. Nie wiem, jako taki właściciel, to bym chyba ciągle niewyspana chodziła 😉
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 03 lutego 2025 o 07:04
karolina_, - wspolczuję, bo jednak łatwiej zrezygnować z posiadania konia niż hodowli.
Ollala, - jakby to ująć... posiadanie konia nie przeszkadzało mi imprezować. Za to pomagało trzeźwieć pomiędzy 😅 na pewno uratowało mi też psychę, bez tego mogło być różnie. Bardzo różnie. Nie żałuję, Grubciu to mój koń życia, w najgorszych momentach dawało mi to siłę, żeby się ogarnąć.
Bez konia może miałabym więcej pieniędzy, a może wcale nie, bo zabrakłoby tego czynnika pchającego do rozwoju. Patrząc na resztę mojej dawnej ekipy, to zawodowo zdecydowanie "wyszło mi" najbardziej - bo musiało 😂 Jestem też dobra w budżetowym podróżowaniu.

keirashara, no właśnie z tym, że jak nie ma konia, to jest więcej pieniędzy, to różnie bywa 😉 Miałam konia, na niewiele było mnie stać. Nie mam konia i wiele się nie zmieniło 😉 W dalszym ciągu trzeba wybierać między ważnym i ważniejszym, jak wtedy gdy kopytny był ze mną. Wtedy chociaż nie było tej pustki w sercu, która została po jego sprzedaniu.
Mnie się wydaje, że to wszystko zależy od człowieka i jego priorytetów. Ja sprzedałam, bo niestety musiałam, nie miałam wyjścia. Ale gdyby tylko był jakiś sposób, by koń ze mną został, nawet kosztem imprez czy wakacji, to bym pewnie się z nim nie rozstała. Inna sprawa, że ja obecnie mieszkam w takich okolicach, że nie mam szansy na lepszą pracę i taki rozwój kariery, żeby było mnie stać ponownie na konia, albo żebym bez tego konia czuła, że finansowo jest naprawdę super. Bo jest dobrze, ale do super, to mi jeszcze daleko 😉
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 31 stycznia 2025 o 08:00
keirashara dlatego ja was wszystkich posiadających w dzisiejszych czasach konie, szczerze podziwiam. Porównując sobie czasy kiedy miałam swojego konia, czyli te 7-8 lat temu, do obecnych cen pensjonatu, to aż mi krew w żyłach mrozi. A już wtedy było mi ciężko i z tego powodu niestety musiałam się z moim koniem rozstać. Wtedy głupio i naiwnie sobie myślałam, że może jeszcze kiedyś ponownie spełnię marzenie o własnym koniu, jak w końcu będę miała lepszą pracę. No i co? I pracę mam lepszą, zarabiam więcej niż kiedyś, a na posiadanie własnego konia w dalszym ciągu to za mało. Bo tu kredyt na dom, tu remont, tu opłaty coraz droższe, życie w ogóle droższe. I mimo, że bardzo brakuje mi konia, dalej jest to moim marzeniem, to ja się chyba już nie zdecyduje na własnego kopytnego. A serce gdzieś tam w środku po cichu pęka. Nie wiem ile ja bym musiała zarabiać żeby bez stresu zdecydować się ponownie na własnego konia. To by chyba musiały być grube tysiące, co najmniej 10 tysięcy miesięcznie.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 22 stycznia 2025 o 12:50
Ja zazwyczaj dawałam koniowi dzień wolnego po kowalu. Spotkałam więcej właścicieli, którzy po kowalu dawali koniowi wolne, niż takich, którzy jeździli normalnie zaraz po zrobieniu kopyt. Jeden raz wzięłam konia dzień po i jeszcze inteligentnie pojechałam w teren, zamiast zostać na placu z piaskiem i bum, koń mi się podbił. Z tym, że wtedy się okazało, że kowal faktycznie wyciął za dużo.
To też wszystko zależy, jak mamy ten komfort i do konia przyjeżdża cały czas ten sam, dobry kowal, to w zasadzie nie ma obawy. Gorzej jak się czasem zdarza, że przyjedzie inny i zrobi jednak te kopyta inaczej.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 22 stycznia 2025 o 10:17
No dobrze, ale co to za problem jak takie dziecko miotłę trzyma, jeżeli wyraża chęć zamiecenia stajennego korytarza? Chwali się już to, że chęci ma, a to, że nie wie jak miotłę trzymać, to na moje nie problem. Gorzej, gdyby takiej chęci nie wyrażało i zostawiało po sobie syf.
Szczerze mówiąc, to ja sama nie wiem czy uznano by, że umiem miotłę trzymać, czy nie 😉 mimo że, na obozach podczas dyżurów w stajni zamiatało się cały korytarz, a w każdej stajni, w której jeździłam, po wyczyszczeniu końskich kopyt, zamiatało się to. Ale ja się nawet nie zastanawiałam czy ja tą miotłę trzymam dobrze czy źle 😉
Sprawy sercowe...
autor: pamirowa dnia 20 stycznia 2025 o 07:37
OnaJestSpoko we wszystkich stajniach rekreacyjnych, w których byłam, zauważyłam, że chłopak jeżdżący konno to rzadkość, przeważają dziewczyny. W wyższym sporcie za to jest więcej facetów. I z tego powodu znalezienie koniarza nie będzie łatwe. Tym bardziej, że to nie ma być przecież po prostu facet co jeździ konno, ale jak do związku, to powinien być sensowny i jeszcze musi "kliknąć" między wami. Ja poznałam jednego koniarza i tak jak, jako kumpel był super, tak do związku to on się totalnie nie nadawał 😉
Może zamiast koniecznie szukać koniarza, poszukać faceta, który szanuje pasję drugiej osoby? Jak facet ma poukładane w głowie, to nie musi kochać koni, by akceptować pasję jaką jest jeździectwo.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 08 stycznia 2025 o 14:24
xxagaxx aha, czyli rozumiem, że Ty po zdaniu prawa jazdy byłaś już mistrzem kierownicy. No fajnie, fajnie, zazdraszczam 😉 Ja jednak musiałam trochę pojeździć żeby nabrać większej wprawy, bo umówmy się, kurs, jazdy doszkalające z instruktorem, a jazda samodzielna, to są dwie różne rzeczy. I można z instruktorem zjeździć 100 godzin i nijak nie ma się porównania do samodzielnej jazdy. Bo jednak jedziesz z instruktorem, on Ci podpowiada co i jak, i wiesz, że w razie czego, on ma też pedały i ich może użyć. Więc mimo wszystko, ten młody, niedoświadczony kierowca musi gdzieś to doświadczenie zdobyć i te godziny za kółkiem wyjeździć, żeby zdobyć wprawę.
Ja zaraz po zdaniu prawka, jeździłam tylko z mężem po okolicy, głównie na zakupy. Pierwszy raz sama do pracy pojechałam, chyba po miesiącu od zdania prawka. I tak, wtedy się bałam. Był to dla mnie stres ogromny. Jechałam wówczas wolniej, ostrożnie, starałam się mieć oczy dookoła głowy. Żeby się nauczyć jeździć, trzeba jeździć, inaczej się nie da. Teraz mam prawko rok, zrobiłam już ponad 16000 km i dalej nie uważam, że umiem jeździć, mimo, że bardzo lubię. Nie jestem zawalidrogą, nie wymuszam pierwszeństwa, nie stwarzam niebezpiecznych sytuacji. Ale żeby powiedzieć, że umiem jeździć, to mi się wydaje, że potrzeba mi jeszcze lat i większej ilości przejechanych kilometrów.
I wkurza mnie takie gadanie, że to młody kierowca stwarza największe zagrożenie. Częściej ten młody kierowca jest bardziej ostrożny i jeździ bezpieczniej, niż doświadczony, wieloletni kierowca, który jedzie jak na autopilocie i często gubi go brawura i rutyna, bo przecież on umie jeździć.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: pamirowa dnia 08 stycznia 2025 o 07:26
NowaJa mówi się tylko o kierowcy, bo potrącił człowieka i uciekł z miejsca zdarzenia, a do tego nie powinien się za kierownicą w ogóle znaleźć. To już automatycznie ściąga na niego całą uwagę. Faktem jednak jest, że nagłaśnianie że pieszy/ rowerzysta ma na przejściu dla pieszych/ przejeździe rowerowym pierwszeństwo, robi więcej złego niż dobrego.

Pozostając w temacie, mnie wkurza brak wyobraźni i wyrozumiałości zarówno wśród kierowców, jak i w wśród pieszych i rowerzystów. Jak jeszcze nie miałam prawka i byłam pieszym, to zawsze zatrzymywałam się przed przejściem i grzecznie czekałam. Jakoś tak z automatu wydawało mi się logicznym, że kierowca musi zwracać uwagę na tyle różnych rzeczy, że nie zawsze jest w stanie mnie zauważyć. Nie musiałam być kierowcą, żeby logicznie pomyśleć, że droga hamowania zależna jest od warunków i wielkości samochodu. Jak jechałam gdzieś rowerem, to nie wjeżdżałam rozpędzona na przejazd dla rowerów, bo mam pierwszeństwo. Wiedziałam, że kierowca który skręca, a ja mu przecinam drogę może mnie nie zauważyć, jak mu się pojawię znikąd, więc zawsze zwalniałam i rozglądałam się czy aby nie zbliża się samochód. Ale niestety wielu pieszym i rowerzystom brakuje wyobraźni i wyrozumiałości.

Niestety brakuje tego i kierowcom. Jako młody kierowca, gdzieś muszę się nauczyć jeździć. I takie teksty, jak tu padały, w stylu, nie umiesz jeździć, to nie wsiadaj za kierownicę, to jest właśnie totalny brak wyrozumiałości. Bo rozumiem, że każdy wieloletni kierowca od razu po kursie był mistrzem kierownicy 😉 Jeżdżę od roku, miesięcznie robię lekko ponad 1600 km i nie zgodzę się, że większość niebezpiecznych sytuacji powodują młodzi, niepewni kierowcy. Wyprzedzanie na ostatnią chwilę i wciskanie się przed kogoś, siedzenie na ogonie, bo ktoś jedzie przepisowo, wyprzedzanie całej kolumny samochodów w kiepskich warunkach - to są głównie wieloletni kierowcy, którym nadto się spieszy. Miałam kilka niebezpiecznych sytuacji i tylko jedna z nich była spowodowana najprawdopodobniej niepewnym kierowcą, który jechał autostradą 70 km/h, zobaczyłam go nieco późno, bo kierowca przede mną również się zagapił, uciekł na lewy pas zajeżdżając drogę innemu, ja nie miałam już gdzie uciekać, więc zostało mi wyhamowanie. Ogólnie staram się nie być zawalidrogą, zdarza mi się jechać więcej niż przepisy mówią, ale też dostosowuje prędkość do warunków i własnego samopoczucia. Dlatego strasznie wkurza mnie jak mi ktoś siedzi na ogonie, bo wystarczy że coś przede mną się wydarzy, ja zahamuję, a on już pewnie nie.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 24 września 2024 o 07:16
Ja tak was czytam, to jakoś tak smutno mi się zrobiło, bo ja zdałam sobie sprawę, że nigdy nie miałam okazji wsiąść na dobrze zrobionego konia, na którym przyjemnie się jeździ. Przed swoim koniem, zwiedziłam mnóstwo szkółek jeździeckich i ostatecznie, ze wszystkich uciekałam. Na pewnym etapie, przestało mi sprawiać przyjemność jeżdżenie na zmęczonych, znudzonych, zakopanych i zaciągniętych koniach. To ja już wolałam nie jeździć w ogóle. I tak mam do dzisiaj, bo takie jeździectwo, to nie jest żadna przyjemność.
Jak już miałam swojego konia, to nie oszukujmy się nie był to dobrze zrobiony i prawidłowo ujeżdżony koń. I dla większości z was tutaj, nie był by to koń przyjemny do jazdy 😉 Mnie brakowało umiejętności by go naprawić do takiego poziomu by ktoś powiedział, że to dobrze zrobiony koń, chociaż po 3 latach jakiś progres był, zrobił się bardziej jezdny i były momenty, kiedy robił się bardzo przyjemny do jazdy. Tylko, nie siedząc nigdy wcześniej na naprawdę dobrze zrobionym koniu, ja nie miałam porównania, więc nie do końca wiedziałam, do czego mam dążyć i musiałam zdawać się na intuicję.

Chyba pozostaje mi odłożyć trochę kasy, żeby chociaż od czasu do czasu, móc w końcu pojeździć na prawidłowo ujeżdżonym koniu, bo narazie to o czym piszecie, to dla mnie brzmi jak mistycyzm😉
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 18 września 2024 o 07:06
Sankaritarina, na razie myśli o dzierżawie czy współdzierżawie odkładam na później, bo miałam dłuższą przerwę w jeździectwie i wydaje mi się, że najpierw warto by było się chociaż rozjeździć, o zwróceniu uwagi na to co jest do poprawy, nie wspomnę. Więc nastawiam się na powrót do szkółki, ale myślę, że jak sobie przypomnę jak się jeździ 😉 to przyjdzie i chęć na treningi indywidualne. Ja nie siedziałam na koniu dwa lata, podejrzewam, że początkowo ta jazda w zastępie, nawet jakby nie była ambitna, przyniesie mi fun 🙂

A, że wkurza mnie, że konie są drogie. No są, taka prawda, ale niewiele z tym zrobię, bo zrezygnować z nich zupełnie nie potrafię. Więc już nie narzekam, idę działać 😉
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 17 września 2024 o 09:48
pamirowa, a na co miliony? masz sportowe aspiracje, chcesz zakładać stacje ogierów? 😀 jasne, konie to nie jest tania impreza, zwłaszcza jak są fakapy. Część ryzyka można ubezpieczyć. Część nie. Ale nie sądzę żeby na tym forum siedzieli sami milionerzy 😀

donkeyboy, z tymi milionami na koncie to chodziło mi o to, że ponownie na własnego konia zdecydowała bym się pewnie jakbym miała co najmniej kilkaset tysięcy zapasu na koncie😉 Nie mam już sportowych aspiracji, za stara jestem na sport, przeszło mi już nawet myślenie o pojechaniu kiedykolwiek amatorskich zawodów za stodołą. Na ten moment, to co by mnie najbardziej satysfakcjonowało, to po prostu jazda dla przyjemności, trochę po placu, czasem relaks w lesie. Więc wiadomo, że mnie utrzymanie konia kosztowało by mniej, niż ktoś kto startuje na zawodach. Bo stajnia nie musi mieć całej sportowej infrastruktury, a koń użytkowany rekreacyjnie tylko dla przyjemności z jazdy, jest mniej narażony na kontuzję. Ale mimo wszystko, uszkodzić może się zawsze, zachorować i tak dalej. I jak tam poczytuję wątek Kupno konia, to bez kilkuset tysięcy zapasu, nie wiem czy bym zaryzykowała ponownie spełnić swoje największe marzenie 😉

pamirowa,
pamirowa, Nie wiem ile kosztują treningi indywidualne u Ciebie, ale przecież z własnym koniem kosztowałoby to raz tyle. Mając własnego konia nie brałabyś już treningów? To gdzie tu ambitniejsza jazda, która by coś dała?

Poza tym to jak z każdym nowym środowiskiem - za nic nie ma nic, zwykle. Benefity przychodzą z czasem. Trzeba się pokazać z dobrej strony i na początku zawsze jest coś kosztem czegoś. Albo mocniejsza inwestycja, albo godzenie się na chwilowy "punkt zawieszenia" w postaci np. tej rekreacji raz w tygodniu. Jeżdżąc w jednej stałej stajni, też można poznać ludzi, ekipę i nagle od słowa do słowa okaże się, że np. stajnię obok ktoś ma konia, którego chętnie udostępni do jazdy/dzierżawy i można spróbować się dogadać. Takie historie się zdarzają. Nie powiem, że nagminnie, ale, moim zdaniem, wcale nie rzadko. Znam przynajmniej 3 osoby, które w ten sposób jeżdżą po kosztach. No tylko pytanie czego się oczekuje, bo takie układy coś muszą wnosić obu stronom tj. nie liczyłabym, że dostanę wtedy super zrobionego konia i będę mogła trenować, ale już "po prostu" jeździć - tak.
Warto też poszukać tych dzierżaw, porozglądać się, bo nie wszystkie kosztują krocie - ale prawda, dzierżawa konia sportowego w stajni z halą & dobrą infrastrukturą, może kosztować dużo.

Sankaritarina, w tym fragmencie chodziło mi jedynie o porównanie, że treningi indywidualne, które podniosą mój poziom jeździectwa, są porównywalne z utrzymaniem własnego konia - ot, to było takie luźne spostrzeżenie. Jakbym miała swojego konia, to pewnie chciała bym brać treningi, ale na pewno rzadziej. Bo jak już wcześniej pisałam, nie mam aspiracji na sport i bardzo ambitną jazdę i bardziej na ten moment zależy mi na spędzaniu czasu z koniem i takiej luźnej, przyjemnej jeździe dla funu. Ale, nie mając własnego konia, będąc skazaną poniekąd na szkółkę, to wolała bym faktycznie trenować ambitniej, żeby coś z tego wynieść. Bo jeżeli jazda w zastępie kosztuje 90 zł, co nie jest małą kwotą, a miało by to być kręcenie się w kółko i stanie jeździecko w miejscu, to może lepiej dołożyć więcej na trening indywidualny, żeby faktycznie wynieść z tego więcej.

Z tą dzierżawą na ten moment to też nie jest łatwa sprawa. Ja nie uważam, żebym jeździła super, więc wszystkie te konie do ambitniejszej rekreacji są nie dla mnie. Nie chciała bym komuś zepsuć dobrze zrobionego konia, z którym chce progresować. Więc znalezienie takiego sympatycznego, spokojnego tuptusia nie było by pewnie łatwe. Zresztą, miałam za długą przerwę w jeździectwie, najlepszym rozwiązaniem na ten moment będzie szkółka, a może później treningi indywidualne. Mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć😉 Bo to co w szkółkach, po latach posiadania własnego konia, mnie przeraża, to właśnie to przejmowanie konia po kimś i jazda na zmęczonym koniu. To odbiera wszelkie chęci i przyjemność.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 13 września 2024 o 13:42
No ogólnie to tak już jest ze wszystkim, że jak się nie ma milionów na koncie, to zawsze jest coś za coś, a życie to ogólnie sztuka wyborów. Facella ja się odniosłam jedynie do Twojej propozycji o jeździe za pracę, bo to jednak nie jest rozwiązanie dobre dla każdego na każdym etapie życia. Mnie to nie ratuje, bo musiała bym znaleźć czas poza pracą i obowiązkami domowymi na zarobienie sobie na te jazdy. I na jazdy to już tego czasu by nie starczyło, bo ten czas, który znajdę na jazdy, pójdzie właśnie na to by zarobić sobie na jazdy, także tego 😉

donkeyboy no właśnie, jak tak sobie zaczęłam myśleć, że fajnie by było jeździć więcej niż ten raz w tygodniu, żeby to faktycznie coś dało, żebym coś z tych jazd wyniosła (jakaś ambitniejsza szkółka czy nawet treningi indywidualne) to koszt nie wyszedł by dużo mniejszy niż utrzymanie własnego konia. Na dzień dzisiejszy to już nie ma dużej różnicy między jednym, a drugim. Ale jak mam być szczera, to ja bym chyba musiała zarabiać grube tysiące, żeby zdecydować się ponownie na posiadanie własnego konia. Mimo, że do dzisiaj o tym marzę, bo pewne marzenia mimo brutalnych realiów nie umierają, to musiała bym mieć chyba miliony na koncie, żeby podjąć taką szaloną decyzję ponownie 😉 Rozstanie z moim pierwszym koniem za dużo mnie kosztowało emocjonalnie i w zasadzie, kosztuje po dzień dzisiejszy, bo czuję, że zawiodłam.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 13 września 2024 o 12:45
Facella no niestety, doba nie jest z gumy, a na pewnym etapie życia, gdzie poza pracą na etacie dochodzą inne codzienne obowiązki i jakieś inne sprawy/ zajęcia i tak dalej, to znalezienie czasu nie jest już kwestią organizacji, bo po prostu go brakuje. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Po swojej pracy lub w weekendy musiała bym jeszcze wcisnąć pracę za jazdy, a później jeszcze znaleźć czas na te jazdy, na które zapracowałam. Było by to kosztem domowych obowiązków, remontu czy czasu spędzanego z rodziną, a to jednak też jest dla mnie szalenie ważne.

U mnie problemem jest to, że ja nie mieszkam w okolicy dużego miasta jak na przykład Poznań, z którego pochodzę. W okolicy Poznania jest tyle stajni i pensjonatów, że jest w czym wybierać i łatwiej znaleźć fajną opcję dzierżawy czy współdzierżawy. Mieszkam w okolicy Jarocina i tu ogólnie jakoś tych stajni za dużo nie ma. Tak sobie myślę, że jakbym miała własnego konia, to miała bym turbo problem ze znalezieniem pensjonatu, bo tu jakoś tak w okolicach nie ma ich za wielu i wybór o wiele mniejszy😉

Ale kminię i pewnie w końcu coś ogarnę, bo za długo bez koni nie można 😉 Na razie jestem na etapie wykminienia na ile mnie finansowo stać, bo od tego też będzie zależało znalezione rozwiązanie🙂


Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: pamirowa dnia 13 września 2024 o 10:16
pamirowa, układ typu jazda za pracę? Albo częściowa dzierżawa?
Facella,

No właśnie jazda za pracę odpada, bo nie znajdę tyle czasu pracując na etacie, mając na głowie obowiązki domowe, remontowanie i to wszystko z czego składa się dorosłe życie. Chyba za stara jestem na takie układy😉 One są fajnym wyjściem dla młodych osób.
O dzierżawie, albo bardziej nawet o współdzierżawie myślałam już i to może być późnej jakimś wyjściem. Tylko mieszkam w takich dziwnych okolicach, gdzie mamy mało stajni w okolicy, więc wybór mały. Jak tak sobie przeglądałam oferty dzierżawy, współdzierżawy tak ogólnie żeby się zorientować w cenach, to w co drugim ogłoszeniu koszt dzierżawy stanowiła cena pensjonatu plus do tego jazdy z trenerem, przynajmniej dwie w miesiącu. I ja to oczywiście z punktu widzenia właściciela konia rozumiem jak najbardziej, ale no, dla mnie finansowo to jednak koszt się zrobi o wiele za duży 😉 Zresztą, w takim układzie, to wolała bym znaleźć fajną stajnię albo trenera z własnymi końmi i brać same indywidualne treningi, co wyszło by taniej niż dzierżawa + treningi 😉

Jakieś rozwiązanie pewnie w końcu znajdę i może nawet satysfakcjonujące. Musiałam sobie po prostu trochę wzdechnąć 😉