nieuczciwi pensjonariusze
autor: dingo dnia 09 marca 2012 o 23:51
Szanowni Państwo właściciele stajni w okolicach Warszawy.
Pragnę ostrzec przez grupą pensjonariuszy podróżujących z końmi Bystry (Daniszyn), Kanut, Balanga, Bonanza.
Grupa ta z jeździectwem ma niewiele wspólnego. Przebywanie w stajni jest dla nich pretekstem do towarzyskich spotkań przy alkoholu, którego spożycie w nadnaturalnych ilościach zachodzi w siodlarniach, stajniach, na placach do jazdy, podczas prowadzenia zajęć dzieciom, a nawet podczas jazdy konnej czytaj picia piwa z wysokości grzbietów stojących na środku placu do jazdy wierzchowców. Pojawieniu się pensjonariuszy nieodzownie towarzyszy spory hałas, tj. "kuuuuuuuuuur...!" wykrzykiwane do swoich koni, dziecka. Ani się obejrzycie jak Wasza zadbana stajnia zamieni się w melinę. Puszki po piwie będziecie wynosić worami, w siodlarniach pojawią się śpiwory, materace i inne barchany, do tego piece elektryczne i gazowe - jednym słowem nowi goście szybciutko uwiją sobie przytulne gniazdko. Wasi dotychczasowi pensjonariusze będę zmuszeni przestać korzystać z pomieszczeń socjalnych - pojawią się tam kubki i kubeczki z chińskimi zupkami, wszędobylskie puszki, wiadra z paszą dla koni stawiane na stołach i blatach, a co najgorsze - nieprzyjemny rechot, chichot, szepty lub "kuuuuuuuuuur..." za plecami każdej przechodzącej osoby. Jeśli prowadzicie Państwo w ośrodku działalność szkoleniową, musicie liczyć się z tym, że wasi klienci będą musieli dostosować swoje standardy do nowej sytuacji.
Na placu do jazdy spotkacie się również z wieloma egzotycznymi zwyczajami: parkowaniem na ścianie ujeżdżalni celem odbycia konwersacji z osobą stojącą za płotem tudzież pobrania łyka piwa, uniemożliwiając innym przejazd, jazdą galopem w różnych ostro zmieniających się kierunkach pomiędzy zastępem szkolących się osób (nie wiem, jaka to dyscyplina, ale wygląda trochę jak polo bez piłeczki), jazdę po ujeżdżalni czwórkami celem odbywania konwersacji uniemożliwiając innym przejazd, i najciekawsze - skakanie o zmierzchu przeszkody joker pomalowanej na kolor ciemno-zielono-granatowy z rozbiegu około 30 m galopem wyciągniętym, następnie wpadanie w rozpędzie w zastęp szkolących się po przeciwnej stronie placu osób z okrzykiem "kuuuuuuuuuur", ponieważ koń oczywiście strącił trudno zauważalną w ciemnościach przeszkodę, następnie ponawianie całego procederu, aż do spłoszenia konia i złamania ręki osoby początkującej szkolącej się na końcu ogromnego placu o wymiarach jakieś 100/50 m, wskutek wpadnięcia w nią rozpędzonym koniem po raz enty.
Jest jeszcze jeden wyjątkowo przykry zwyczaj: są zawsze niezadowoleni. Ten gatunek ma jednego naturalnego wroga - jest nim właściciel stajni. I co jeszcze bardziej przykre swego niezadowolenia w sobie nie tłumią. Po tygodniu, dwóch nie tylko wasi pozostali pensjonariusze i klienci, ale prawdopodobnie również pół województwa, gdyż nasi bohaterowie są stałymi bywalcami zarówno tego, jak i innych forów, dowie się, jakim złym właścicielem stajni jesteście: że nie karmicie koni, bijecie je laską, upuszczacie krwi, prowadzicie na nich jazdy, podrzucanie pinezki, a jeśli nie daj Boże zaoferujecie pensjonariuszom odrobaczanie ich koni lub inne usługi, niezwłocznie okaże się, że pieniądze na leki ukradliście, a konie nigdy nie widziały odrobaczników, zaś ich skóra wraz z robakami właśnie odchodzi w płatach i męczarniach. To zrozumiałe, że jeśli któryś koń dostanie kolki spowodowanej wadliwą budową przewodu pokarmowego stwierdzoną podczas operacji, w niczym nie zmieni to faktu, że kolki dostał wskutek głodzenia tudzież podrzucania pinezek przez właściciela stajni. Do którego wszelkie te informacje dojdą oczywiście na końcu, gdyż cały czas będzie przecież miło oraz słodko.
Ale jest rzecz najgorsza - jeśli któryś z Państwa dotychczasowych pensjonariuszy ośmieli się nie podzielić ich krytycznego nastawienia, i powie, o co wam chodzi, nie jest tak źle, rychło za sprawą chamskich uwag i zachowań oraz codziennego psucia mu krwi nieszczególnie wysublimowaną złośliwością, dojdzie do wniosku, że lepiej trzymać konia w spokojniejszym miejscu. Z naszej stajni w ciągu roku pobytu tej grupy odeszło aż 10 koni pensjonatowych, których właściciele nie mogli znieść pogarszającej się menelicznej atmosfery!
Do rozwiązania współpracy z niewdzięcznymi pensjonariuszami dojrzewaliśmy niestety zbyt długo, narażając nasz ośrodek na spore straty w kwestii atmosfery, wizerunku, wyglądu. Czy wspomniałam już o podkradaniu paszy? To też niemałe straty. Cóż w każdym razie rozstanie nie było trudne, wystarczyło wywiesić regulamin stajni, którego drugi punkt brzmiał: na terenie ośrodka zabrania się spożywania alkoholu. Po dwóch dniach nie informując nikogo, nie płacąc opłat pensjonatowych, zrywając umowę pisemną, mówiącą o miesięcznym okresie wypowiedzenia, wykorzystując nieobecność właścicieli, cała grupa wyprowadziła się z końmi i rzeczami, pozostawiając po sobie jedynie spory skład puszek, oraz oczywiście smutek-żal.
Zatem nie polecam, odradzam, przestrzegam!