Ciężko sprzedać, ciężko kupić- Wasze refleksje o handlowaniu końmi
                autor: grandessa dnia 18 marca 2011 o 22:06
                 Witam wszystkich
Zgodnie z tematem chciałabym napisać o swoich doświadczeniach związanych z działką sprzedaży koni. 
W tym roku muszę sprzedać jednego swojego konia do sportu ze względu na studia. Jest to koń chodzący konkursy w skokach, młody, dobrze progresujący. Zainteresował się nim pewien pan, który ma własną stajnię sportową koło Bochni (szczegóły na PW). Poprosił mnie, czy nie mógłby go wziąć do siebie na próbę na miesiąc (ma halę, koń był trochę roztrenowany, więc potrzebował czasu, aby wrócić do formy). Znałam właściciela stajni już wcześniej z zawodów, znajomy mi też powiedział, że są tam bardzo dobre warunki, fachowa opieka, dobry trener itd. Więc się zgodziłam. Po 3 tygodniach, kiedy nie dawał znaku życia, zadzwoniłam, aby się zapytać co dalej z MOIM koniem. Odebrał telefon bardzo zdziwiony, że dzwonię!!! Powiedział, że nie miał jeszcze czasu, żeby się zastanowić (przypominam koń był już tam 3 tygodnie!), że on w sumie to nie wie, że chciałby go jeszcze zatrzymać, spróbować jeszcze. Dałam mu czas 2 dni na odpowiedź TAK lub NIE. Po 2 dniach nie zadzwonił, a jak ja to zrobiłam, to nie odebrał... Zadzwonił do mnie na drugi dzień, że on to jeszcze do końca nie wie.... (!!!). Miałam dosyć. Powiedziałam, że ma mi konia dziś lub jutro przywieźć. Oczywiście co? Nie odezwał się, potem powiedział, że nia ma jak go przywieźć, nie da rady wcześniej niż za 5 dni, no może tydzień. To mnie bardzo zdenerwowało, więc pojechałam na drugi dzień sama po niego. I zwątpiłam... Weszłam do "super" stajni i zobaczyłam konia. Mojego konia... Stał smutny w boksie. Jak mnie usłyszał podniósł głowę i cichutko zarżał. Rozpłakałam się, bo naprawdę jest to dla mnie trudna decyzja. Weszłam do boksu, jak nigdy wtulił się we mnie. Był cały mokry (podobno go myli po jeździe, ale nie wiem po co jeszcze na nim jeździli, skoro gościu wiedział, że po niego przyjeżdżam). Na brzuchu z dwóch stron miał ogromne dziury od ostróg, które starali się zamaskować jaką farbą, kłąb obtarty... Kiedy przywiozłam go do domu, przez parę kolejnych dni nie chciał podchodzić do ludzi na padoku, bał się każdego gwałtowniejszego ruchu. Teraz jest u mnie dwa tygodnie i przyszedł do siebie, jest taki jak dawniej. Nigdy się nie spodziewałam, że można w tak krótkim czasie tak zmienić konia... 
Kilka dni później dowiedziałam się od znajomej, że owy pan bardzo zachwalał mojego konia przed innymi. Co miał na celu? Nie rozumiem. Ale cieszy mnie fakt, że u niego nie został...