Madae

Konto zarejstrowane: 05 maja 2010
Ostatnio online: 06 marca 2025 o 23:04

Najnowsze posty użytkownika:

Promocje i wyprzedaże - centrum informacji
autor: Madae dnia 18 listopada 2024 o 16:51
Kod SANTI20 w ich sklepie daje 20% rabatu
Kącik Ujeżdżenia
autor: Madae dnia 12 listopada 2024 o 13:04
Ja tylko dodam, że na moje 2 podejścia do SOJ w tym roku w Mazowieckim na obu egzaminatorzy (2 różne komisje) chodzili z miarkami i sprawdzali wysokość przeszkód - 80cm musiało się zgadzać. Odznakę zdawałam w mniejszym ośrodku, gdzie teoretycznie miało być "łatwiej", bo głównie zdawały dzieciaki ze szkółki, a jednak trzeba było pewny poziom jazdy zaprezentować i zdawalność była niewielka. Co jest właściwie na plus, bo skoro odznaki mają weryfikować umiejętności, to niech już rzeczywiście to robią.
Inną kwestią jest to, że wydałam łącznie licząc z kilkoma treningami na rozskakanie i wypożyczeniem konia ponad 2000zł na tę wątpliwą odznakową przyjemność, wolałabym za tę kasę pojechać na zawody😉
Natomiast zgodzę się z epk, - gdybym nie skakała za dzieciaka i nie miała w tej kwestii wcześniejszego doświadczenia to rzeczywiście zdanie SOJ byłoby znacznie większym przedsięwzięciem i poważnie zastanawiałabym się, czy z tej całej przygody z zawodami ujeżdżeniowymi w wyższych klasach nie zrezygnować.
Kącik Ujeżdżenia
autor: Madae dnia 10 listopada 2024 o 18:58
Facella, ja byłam w tym roku w tej samej sytuacji, można na szczęście od razu SOJ 🙂
epk, mi mówiono, że uprawnienia raz zdobyte nie przepadają po zmianie przepisów, także raczej nie trzeba robić odznaki. Chociaż to z przepisów jasno nie wynika, więc trzebaby się upewnić u źródła...

Ja w tym roku byłam w takiej sytuacji, że chciałam robić uprawnienia wynikami i się okazało, że dooopa i musiałam jechać na SOJ. Przy czym mam nie skaczącego Andaluza, także pojechałam pierwszy raz na odznakę bez konia, uznałam że pożyczę z ośrodka, przecież to tylko odznaka. I nie zdałam ujeżdżenia... Z kobyłą się nie mogłam zagrałać i nie szła do przodu.
Za drugim razem wzięłam już swojego, a na skoki pożyczyłam i jakoś poszło. Ale byłam jedyną z 6 osób, która zdała.
Potem się dowiedziałam, że to już nie te czasy, że odznakę zdaje każdy kto się jakoś przeturla. Pewnie to zależy od komisji, ale mnie egzaminowały różne komisje i w obu przypadkach byli dość wymagający.
Kącik Ujeżdżenia
autor: Madae dnia 10 listopada 2024 o 15:46
keirashara, tylko, że wyboru aktualnie nie ma, jest tylko opcja odznaki. Był 2 lata temu, ale przepisy się zmieniły, załącznik nr 8 nie pozostawia pola do innej interpretacji. Co prawda słyszałam anegdotyczne historie o osobach co niby robiły uprawienia wynikami w tym roku, więc może PZJ nie ogarnia własnych przepisów, ale nie liczyłabym na to, bo zapis jest jasny - zdanie srebrnej oznaki lub "posiadanie w karierze (zdobytej przed 2007r.) III klasy sportowej".
Czyli jeśli nie było startów przed 2007 to zostaje srebro.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Madae dnia 10 września 2024 o 14:14
Sankaritarina, Tak, jeździmy w domu ujeżdżeniowo P z elementami N i możliwościami na więcej, będziemy w najbliższy weekend debiutować na zawodach, bo koń zaczyna "normalnieć" na tyle, że można spróbować. Ale trochę to potrwało - to PRE, przyjechał do mnie z Hiszpanii jak miał 4 lata, jest u mnie już od 3 i był wyzwaniem na każdym jednym polu - padokowania, stania w boksie, transportu, akceptacji jeźdźca, wędzidła, łydki, lonżowania, i tak by do jutra wymieniać. Różni behawioryści widząc go mówili, że koń jest dziwny, że nie reaguje standardowo, że coś tam z układem nerwowym jest nie halo (co by się zgadzało, bo ma też Shiversa). Ja zawsze byłam dość twardo stąpająca po ziemi, bardzo daleko mi do "mistycyzmów", ale tonący brzytwy się chwyta i tak trafiłam na "świadomą relaksację", ale w wydaniu właśnie warunkowania, a nie metafizycznych metod OHL (chociaż to się pokrywa właściwie, tylko semantyka inna). Trochę poczytałam, dokształciłam się z teorii uczenia się, z działania układu nerwowego u ssaków, treningów relaksacyjnych u ludzi i zaczęliśmy działać. Przedtem, przez pierwszy rok ze mną koń nigdy nie ziewnął, nie pokazywał żadnego odpuszczania napięć, czy to w stajni, czy po treningu, aż nie zaczęłam z nim właśnie robić tych ćwiczeń. Trochę na czuja, trochę z pomocą ludzi, którzy próbowali ze swoimi końmi i już na pierwszej sesji było widać że to strzał w 10. Od tego czasu postępy na każdym polu są bardzo dobre, również w pracy pod siodłem, bo ujeżdżenie na koniu non stop napiętym jak struna to żadne ujeżdżenie.
Dlatego mnie OHL wkurza podwójnie - poza oczywistym sekciarstwem, to jeszcze zniechęcają większość rozsądnych ludzi do metod, które są z założenia sensowne, nie ma w nich nic mistycznego i mogłyby w niektórych sytuacjach pomóc. A w tej chwili termin "relaksacja" został już tak przez OHL zdominowany, że dla wielu koniarzy stanowi synonim odklejenia...
Plus dochodzi do tego to o czym pisze donkeyboy - to wszystko już było, to nie jest żadne "oświecenie", a ostatnio dochodzi nawet do takich absurdów, że trenerka OHL oskarżyła o łamanie praw autorskich dziewczynę, która zrobiła na IG rolkę o akceptacji wędzidła🙃
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Madae dnia 10 września 2024 o 10:57
Hej! Ja to na forum się nie udzielam, podczytuję od wieków, ale mam temat OHL, ich metod i tego w jaki sposób ta relaksacja rzeczywiście działa trochę przemyślany, więc napiszę jak to moim zdaniem realnie wygląda. Sama mam konia z dużymi problemami z regulacją układu nerwowego (koń od odsadka zamknięty w boksie, bardzo łatwo wchodzi w tryb pobudzenia i nie potrafi sobie naturalnie z tym poradzić, nie załącza układu przywspółczulnego), także temat mi wyjątkowo bliski i od 3 lat testuję różne metody pomocy, konsultuję z behawiorystami, dokształcam się w tym temacie gdzie mogę. Na wstępie zaznaczę, że zgadzam się z ogólnymi opiniami, że to wszystko funkcjonuje jak sekta i obrzydza mnie koncept sprzedawania „tajemnej wiedzy” za kupę hajsu, żerując na ludziach desperacko szukających pomocy dla swoich koni. Od OHL czytałam książkę i oglądałam jeden kurs relaksacji na wędzidle, i takiej grafomanii i bzdur to dawno nie widziałam.
ALE! Samo sedno tej metody ma wbrew pozorom trochę sensu, bo to nic innego jak warunkowanie u konia rozluźniania się w konkretnych sytuacjach. Oczywiście OHL robi z tego cyrk na kółkach i nigdy się do tego nie przyznają, ale polega to po prostu na tym, że uczymy konia odpuszczania napięć w połączeniu z innymi bodźcami.
Tak w skrócie - wiemy wszyscy, że konie to zwierzęta bardzo wrażliwe i szczególnie wyczulone na to co dzieję się dookoła i bardzo szybko podłapują emocje innych koni, czy ludzi. Dzięki temu, z wykorzystaniem neuronów lustrzanych i zjawiska neurocepcji, można konia „zrelaksować” stosując na sobie różne techniki relaksacyjne (np. relaksacje Jacobsona, albo trening autogenny Schultza). Jak dołożycie do tego wzmacnianie zachowań, tj. jak koń ziewnie, westchnie, otrząśnie się, odpuści to głaszczecie, chwalicie, dajecie mu przestrzeń (podobnie jak w metodzie Mastersona) to z czasem zwierzak zaczyna coraz szybciej podłapywać klimat ogólnego relaksu. Stąd prosta droga do relaksacji przy żarciu, z wędzidłem, w ruchu itd. Można dzięki temu, (tu w połączeniu z fleksjami Bauchera) nauczyć konia rozluźniać ciało np. w momencie nabrania wodzy na kontakt, albo na widok wiaderka z jedzeniem. Po prostu dokładacie bodziec i ćwiczycie, wzmacniacie i warunkujecie. Potem konie rzeczywiście uczą się na tyle, że zaczynają to powtarzać same bez udziały człowieka, np. spokojniej jedzą.
I dokładnie z takiego schematu korzysta OHL, tylko nikt tego tam nigdy nie nazwie warunkowaniem, bo to nie idzie w zgodzie z tajnością i elitaryzmem tego tworu… No i przede wszystkim korzystają z metod i zjawisk znanych od dziesiątek lat, a promują to jako coś autorskiego i nowatorskiego.
Co jak co, ale mojemu koniowi warunkowanie rozluźnienia bardzo w życiu i w pracy pomogło i nadal pomaga, dlatego nie dziwie się, że są osoby ślepo zapatrzone w OHL, bo rzeczywiście może to przynosić fajne efekty. Tylko totalnie nie w tej formie jak to robi OHL :/
Promocje i wyprzedaże - centrum informacji
autor: Madae dnia 05 lipca 2023 o 21:58
Zostawię tu kody do 2 sklepów, może komuś się przydadzą:

Sklep HiHorse
https://www.hihorse.pl/ - kod "BLOREK10"
10% na wszystko co nieprzecenione, poza działem "żywienie"

Pasze Biofeed
https://horseandpony.eu/ - kod "BFTEAM"
10% na wszystko


Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?
autor: Madae dnia 22 kwietnia 2023 o 20:38
Drodzy re-voltowicze!
Zwracam się do Was z prośbą o radę, ale najpierw krótka historia, bo bez niej ciężko przedstawić problem. Koń jest ze mną ponad 1.5 roku, przyjechał jako mocny nerwus, nie radzący sobie z emocjami, ogier. Po wykastrowaniu, spełnieniu jego potrzeb bytowych (padok, stado, siano) i pracy nad emocjami jest o niebo lepiej, koń jest na co dzień wyluzowany, powiedziałabym że nawet nisko-energetyczny, zupełnie nie elektryczny. Ale został z nami jeden problem. Kiedy zdarza się sytuacja, która obfituje w stres i przeciąża układ nerwowy (np. zmiany w stadzie, transport) koń całkiem nieźle radzi sobie w samej sytuacji stresowej, staje na wysokości zadania i mobilizuje się, ale potem przez jakiś czas (ok. tydzień) to „odchorowuje”. Robi się nad-reaktywny, podskakuje na każdy mocniejszy dźwięk, jest wrażliwszy na dotyk, płoszy się itd. Zupełnie nie radzi sobie z rzeczami, z którymi na co dzień nie ma problemu i widzę, że nie ma nad tym kontroli. Po jakimś czasie wszystko wraca do normy. Dla mnie wygląda to jak, jakby jego układ nerwowy nie radził sobie jednak dostatecznie z regeneracją po sytuacji stresowej. Dodatkowo koń miał podejrzenie equine shivers, ale objawy miał na tyle nietypowe, że lekarz diagnozujący (dr Henklewski) nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić choroby. Koń podciąga nogi głównie w momentach kiedy zaczyna się za dużo dziać, podczas badania najpierw był „czysty”, a potem w trakcie robienia USG, RTG zaczął podciągać nogi. W naszej codzienności problem z nogami też pojawia się w momentach nerwowości i im spokojniejszy koń jest tym mniej objawów, co również wskazuje na układ nerwowy i jakieś nieprawidłowości na tym tle.
Oczywiście staram się minimalizować stres, wszystkie zmiany wprowadzać powoli, ale wiadomo że wszystkiego nie przewidzę. Zastawiam się, czy mogłabym mu jakoś pomóc dietą/suplementami w tych trudniejszych momentach? Kiedy przyjechał próbowaliśmy po kolei melisy, rumianku, waleriany i tryptofanu z magnezem, bez większych sukcesów, ale koń był wtedy bardzo nerwowy, także być może to nie był po prostu dobry moment. Na tę chwilę skomplementujemy wit. B i E jako wspomaganie układu nerwowego, badania krwi w normie, żadnych niedoborów. Macie jakieś pomysły czego mogłabym spróbować doraźnie, albo długofalowo?
Jeżdżenie cudzych koni- uklady, ukladziki
autor: Madae dnia 05 maja 2010 o 22:37
Alabamka ja jestem z Warszawy i nigdy nie miałam ze znalezieniem takiej roboty problemu - trzeba tylko pochodzić, popytać;]

Spróbuj w Poland Parku przy SGGW na Ursynowie, wiem że szukali kogoś do pomocy w zamian za jazdy. Może nie są to konie prywatne, ale też nie typowe rekreanty. Pracowałam tam na "wolontariacie" ok. roku, zanim dostałam propozycje od prywaciarza.

A jeżeli się nie uda to się nie załamywać i próbować, szukać, pytać!  😉
Chcę pomóc ...
autor: Madae dnia 05 maja 2010 o 21:25
Może hipoterapią na SGGW? Zawsze można się ich spytać, czy czegoś nie potrzebują ze sprzętu.
Jeżdżenie cudzych koni- uklady, ukladziki
autor: Madae dnia 05 maja 2010 o 20:59
Ja właściwie jestem "czytaczem" re-volty, ale temat jest tak bardzo mi bliski, że nawet się zarejestrowałam 🤣

Odkąd pamiętam staram się jakoś sobie "dorabiać" do jazd, z początku jako dziewczyna po prostu przy sprzątaniu stajni itd. Po paru latach znajomy zaproponował mi luzakowanie b. dobrej trenerki o świetnej renomie. Ja zaczynałam wtedy liceum, stajnia po drugiej stronie miasta, masę czasu musiałabym poświęcić, ale szkoda chociaż nie spróbować. Z początku było ciężko, okazało się że cała "wiedza", którą wczesniej zdobyłam była o kant potłuc. Musiałam wszystkiego nauczyć się od nowa - od podchdozenia do konia, przez czysczenie konia i sprzetu, nie wspominając już o jeździe. Na początku przez 1sze 3 miesiace tylko czyscilam, nosilam, pomagałam, czasami lonżowałam. Aż w końcu wsiadłam po raz pierwszy na prywatną kobyłkę trenerki zrobioną do Grand Prix i okazało się że nie wiem nawet jak poprawnie ruszyć, a zamiast kłusa wychodziły Piaffy  😡 Ale czas wyjeżdzone pod czujnym okiem wspaniałej trenerki sprawił, że po pół roku jeździłam ją już sama, ale pracy było też coraz więcej. Jeździłam na zawody w roli fotografa i luzaka, pomagałam we wszystkim co się da. Niestety po 1,5 roku zaczął mi doskwierać chroniczny brak czasu i musiałam podziękować za wszystko czego mogłam się tam nauczyć - a nauczyłam się niesamowicie dużo.

Teraz, od prawie roku opiekuje się prywatnym koniem - oczywiście za darmo. To miała być przysługa dla znajomego znajomego. Właściciel konia, młody chłopak zachorował i ktoś musiał zająć się koniem. Niestety choroba się przedłużyła i nawet nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci do jeździectwa... A ja zostałam opiekując się kopytnym, przede wszystkim ze względu na ojca chłopaka. Pan chociaż zupełny laik wprost ubóstwia kopytnego - codziennie do niego jeździ żeby dać mu marchewkę, bo lubi patrzyć jak je 😲 Dogląda czy ma czysto, żeby był wyprowadzany na padok, właściciel idealny.
Właściwie możnaby konia zostawić w spokoju - przecież nikt nie musi na nim jeździć. Problem polega niestety na tym, że wałaszek nie dogaduje się z innymi końmi, miał już 2 razy poważną kontuzję nogi, ktorej nabawił się na padoki i dlatego wychodzi sam. Do tego właściciel(ten młodszy) nie chce się zgodzić na zmianę stajni, więc koń się po prostu nudzi. Wychodzi codziennie sam na piaszczysty padok, ale co to za życie. Widzę, że mu źle i widzę jak się ożywia kiedy zapewnie mu troche rozrywki, wezmę na spacer, czy na trawkę. Ja mam możliwość obcowania z koniem, jazdy, właściciel zapewnioną opiekę nad koniem, a sam koń trochę odmiany. Czy coś złego może być w takim układzie?
Nikt nie mówi, że tak ma być zawsze, ale czasami sytuacja życiowa sprawia, że musimy wybierać. Ja wybrałam taki układ.

Oczywiście mogliby mi z dnia na dzień wypowiedzieć współprace - takie ich prawo. I świetnie zdaję sobie z tego sprawę. Wierzę że mają na tyle dość taktu że poinformowaliby mnie o tym wcześniej, ale nie mogłabym mieć pretensji gdyby np. znaleźliby kogoś lepszego.

I też mam tak jak Wendetta - niekońscy pytają ile zarabiam, a końscy ile płacę za dzierżawę 😉