Koniec z jeździectwem?
autor: Sigell dnia 11 czerwca 2009 o 12:00
Choroba, tak czytam i coraz smutniej mi się robi. Ja od matury konie widuję od przypadku do przypadku i okrutnie mi z tym źle. Wróciłam na kilka miesięcy w tamtym roku, ale potem musiałam iść do pracy. A jak się siedzi w robocie od 10 do 20:30 albo od 8 do 19 to ni wała nie da się już jechać do stajni, zwłaszcza, że studia też czekają (które mam spore szansę zawalić, ale o tym szaaa). Teraz mam niby super pracę, piszę artykuły do naszej regionalnej gazetki, pracuję ile sama uznam za stosowne (tylko kasa z tego maluśka.) Nadrobić zaległości na uniwerku i mogę wracać. Ale nie wiem, czy chcę. To znaczy koni mi brak jak nie wiem, ale "moja" stajnia zmieniła się nie do poznania. Nalazło się nastolatek, intrygi jak na paryskich salonach i wojny o konisia. Poza tym ja chcę się rozwijać. Fakt, że zaczęliśmy jeździć na jakieś zawody, fakt, ze coś się dzieje, ale faktem jest też, że na trening mogą liczyć tylko ulubienice, które nie miały przerwy takiej, jak ja (bo moje studia i praca zbiegły się z okresem, kiedy stajnia zaczęła się rozwijać).
No i sama już nie wiem. Myślę, że w wakacje wrócę. Kombinuję, żeby po studiach sprawić sobie własne futro, choćby po to, żeby trzymać u wujka w ogródku i grać z nim w 7 gier, albo wozić tyłek do lasu. Tylko, ze znów wali po mordzie chęć rozwoju. Czasem myślę też, jak to będzie po ślubie, jak urodzą się dzieci. Ale, choć być może jestem zbytnią optymistką, myślę, że to kilkuletnia przerwa najwyżej, jeśli nie mniej (matko, jak na przyszłą polonistkę to strasznie bzdurne zdania produkuję.) W końcu dzieci rosną, rodzinę mam, przyjaciół mam (i to sprawdzonych ;D), więc nawet kompletnie pędraki będę mogła czasami komuś podrzucić. A co do kasy... Jakoś będzie. Najwyżej zadowolę się koniem do towarzystwa, co to tyle kosztuje ile pożre. A chęci rozwoju założę stryczek ;p
Ale nie chcę rezygnować.
Uff... Wygadałam się i trochę mi lepiej.
Waga jeźdźca
autor: Sigell dnia 04 czerwca 2009 o 18:00
A mi wcale nie jest trudno uwierzyć w wytrzymałość kuców. Ba, nasz hucułek radośnie biegał (nie zapierdzielał na złamanie karku, po prostu szedł chętnie i energicznie) pod gościem, który u reszty koni wywoływał drganie nóg lub dziki pościg za równowagą.
Kącik Rekreanta
autor: Sigell dnia 04 czerwca 2009 o 16:41
Obecnie nie jeżdżę wcale. Bo co? Bo studia, bo praca, bo jak nie urok to sraczka, a jak nie sraczka to przemarsz wojsk...
Na domiar złego w stadninie taka atmosfera sie zrobiła, że cała "stara wiara" spiernicza jak może, bo się nalazło gówniarskiego tałatajstwa i mamy intrygi jak na salonach francuskich. Ech...