EMS
Konto zarejstrowane: 09 listopada 2021
Ostatnio online: 07 października 2025 o 19:50
Najnowsze posty użytkownika:
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 06 października 2025 o 15:45
Ja rozumiem, jak prawy jest zawalony, chce się wyprzedzić tira czy osobówki jadąca 90 na godzinę. I wkurzają mnie tacy kierowcy, którzy dojeżdżają do auta wyprzedzającego np. Tira i siedzą mu na zderzak, bo wyprzedza z prędkością 120, 130 czy nawet 140 na godzinę, a oni by jednak chcieli jechać 150-180. I ciężko poczekać aż ktoś wyprzedzi i zjedzie na prawy pas.
No i właśnie o tym pisałam, że to są "królowie autostrady", którzy mnie najbardziej wkurzają.
ktoś ma „poczekać aż skończę wyprzedzać” 🤣
Fokusowa,
Zgadzam się z tym, że osoby siedzące na lewym pasie bez potrzeby to buraki. Ale ci co przeganiają światłami to też buraki. Zdecydowanie częściej jednak spotykam tych drugich buraków niż tych pierwszych. A nie jeżdżę wolno.
Tych co zajeżdżają drogę jest w ogóle dużo mniej. Warto też zwrócić uwagę, że jeśli zapi...alasz jak głupek to innym użytkownikom trudno jest przewidzieć to, że widzą cię daleko, daleko w lusterku, a za chwilę już im siedzisz na ogonie. To jest zresztą generalnie moim zdaniem luka w przepisach.
Hipotetyczna sytuacja - masz lokalną drogę, może nawet w terenie zabudowanym, może w mieście. Ograniczenie do 50 km/h i coś ogranicza widoczność - łuk, drzewa, budynek, cokolwiek. Wyjeżdżasz na tą drogę z drogi podporządkowanej. Zatrzymujesz się, sprawdzasz czy możesz i wjeżdżasz. A tu nagle ktoś wyskakuje jak filip z konopi bo jedzie 120 km/h, albo nawet 90. Dzwon. Czyja wina? No twoja, bo wymusiłaś pierwszeństwo. Ale prawda jest tak, że gdyby tamto auto jechało zgodnie z przepisami albo nawet trochę szybciej, to ty spokojnie wykonałabyś manewr w sposób bezpieczny. Nie miałaś jednak na to czasu, bo nie widziałaś wcześniej nadjeżdżającego auta, a jego prędkość sprawiła, że czas na twój manewr/jego reakcję dramatycznie się skrócił. Moim zdaniem wina powinna być po stronie tego co przekroczył znacząco prędkość, no ale to sobie mogę tylko pogdybać 🙂
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 02 października 2025 o 13:26
ale jest multum ludiz, którzy sa świetnymi kierowcami, mają dobre auta i umieją jeździć. Nie posrają się w gacię jak wpadają w poślizig bo umieją z niego wyjść, jeżdzą mając x ruchów do przodu zaplanowane.
kotbury, cmentarze są pełne dobrych kierowców, że tak powiem filozoficznie. Gorzej, że są pełne również ich ofiar.
Co do autostrad niemieckich - jest zalecenie jazdy do 130 km/h. Niby nie ma ograniczenia, ale fakt, że jest zalecenie i toczy się dyskusja o wprowadzeniu ograniczenia chyba o czymś świadczy, prawda?
A tak ogólnie, ja w ostatnich latach zwolniłam. W mieście, na drogach lokalnych i na autostradach. I szczerze? Nie widzę, żebym na tym w ogólnym rozrachunku jakoś mocno traciła. Czas podróży nie wydłużył mi się znacząco, albo nawet wcale. Jadę płynnie, spokojnie, mniej nerwowo, mniej spalam, jestem bardziej zrelaksowana i sama widzę, że jest bezpieczniej, że mam więcej czasu na rozglądanie się na boki i na reakcję - na pieszego albo na rowerzystę, który wpadnie na jezdnię, na samochody wymuszające pierwszeństwo, itd, itd. Szczerze? Nie bardzo rozumiem po co tak nerwowo jeździć? Gnać na łapu capu, przyspieszać, hamować z piskiem, trąbić na wszystkich, mrugać światłami? No mnie się taki kierowca kojarzy z osobą nie do końca stabilną emocjonalnie 😉
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 01 października 2025 o 16:34
ogurek, ale tu nie chodzi o to, żeby kogoś dyscyplinować czy specjalnie blokować. Chce ktoś jechać 180 to proszę. Ale nie ma prawa mnie przeganiać z drogi albo wymuszać na mnie niebezpiecznych i niewygodnych manewrów. Jak mam miejsce to zjeżdżam na prawy pas. Zawsze. Ale jeśli jestem w trakcie wyprzedzania to będę to wyprzedzanie kontynuować tak długo aż wszystko wyprzedzę i znajdę bezpiecze miejsce na prawym pasie.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 01 października 2025 o 13:41
ale zdecydowanie mnie bardziej wkurzają władcy szosy, którzy siedzą na dupie, mrugają światłami, skaczą po pasach w niebezpieczny sposób...
Ollala, o to, to. Pełna zgoda. Czasem mam tak, że jadę lewym pasem autostrady 140 km/h (albo nawet 150), a na prawym mam rząd aut jadących 100-110 km/h i nie mam możliwości schować się na pas prawy tak, żeby nie hamować, a za chwilę się rozpędzać ponownie. A za mną w tym czasie jedzie "król szos", który chce zapierdzielać 180 i uważa, że ma prawo do wolnego lewego pasa. Siedzi mi na zderzaku i mryga. Nie zjeżdżam. Zjeżdżam na prawy dopiero wtedy gdy mam możliwość zrobić to w sposób bezpieczny i mniej więcej zachowując swoją prędkość.
Podobnie jak jest sytuacja, że prawy pas zawalony, lewy zawalony, wszyscy na lewym jadą wolniej, bo jest duży ruch, bo wolniejsze auta wyprzedzają, bo coś tam. I ja sobie jadę za kimś 110 chociaż chciałabym przyspieszyć do 140, ale zachowuję bezpieczny odstęp i czekam aż się wszyscy powyprzedzają i pochowają na prawy pas jak będą mieli miejsce. A tymczasem za mną ktoś siedzi na zderzaku i mruga światłami. No nic mnie bardziej nie drażni.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 30 września 2025 o 12:49
Facella, wiesz, nie każdy ma taki samochód, żeby go łatwo do 140 rozpędzić 😉 A niektórzy w ogóle nie rozpędzają się do tej prędkości.
Babeczki wina w 100%, ale ja staram się zawsze zjechać na lewy pas (jeśli oczywiście mam taką możliwość), kiedy widzę, że ktoś jest na rozbiegówce.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 29 września 2025 o 09:56
Dementek, mnie kiedyś lektorka angielskiego na studiach poprosiła żebym nie przychodziła na lektoraty bo wstydziła się je przy mnie prowadzić. Zresztą podobną sytuację miałam na jednym z przedmiotów.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 26 września 2025 o 09:51
Z mojej perspektywy zdjęcie jest niepotrzebne. CV ze zwykłym zdjęciem i bez zdjęcia nie są różnicowane. Wygląd w pracy zasadniczo nie ma znaczenia. No chyba że jakiś bardzo kontrowersyjny przy stanowisku obsługi klienta w niektórych branżach. Ale ta granica też się przesuwa. Kiwdyz pracownik z widocznym tatuażem nie mógł pracować w banku. Dzisiaj chyba już nikomu to nie przeszkadza.
Zupełnie czym innym jest wstawienie zdjęcia od czapy, typu zdjęcie z drinkiem, z plaży albo z dziubkiem. Bo to już trochę swiadczy o tym co kandydat sobą reprezentuje. Mh kiedyś dostaliśmy cv z adresu superje*aka@..... albo jakoś tak. No sorry, ale nawet jak jest to rekrutacja na stanowisko robotnicze to jednak od pracownika wymagam jakiegoś minimum powagi i odpowiedzialności. I rozumiem że prywatnie gość może się takim mailem posługiwać ale cv to wypadałoby jednak wysyłać z innego.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 11 września 2025 o 15:31
Strasznie się ruskie trolle uaktywniły. Jest wysyp takich komentarzy. Zupełnie od czapy. Ale najgorsze jest to, że część społeczeństwa w to wierzy. I im będziemy głupsi i im dłużej będziemy bombardowani taką narracją (i im bardziej niektóre środowiska polityczne będą takim aktom dezinformacji i trollingu sprzyjać) tym bardziej będą w naszym społeczeństwie ugruntowane takie poglądy.
No i oczywiście nie zapominajmy, że to "wina Tuska" 🤦
Podróże
autor: EMS dnia 09 września 2025 o 11:00
No to będzie miała przyspieszony kurs samodzielności. 😂 Nie martw się, poradzi sobie. Wbrew pozorom dzieciaki wrzucone na głęboką wodę radzą sobie lepiej niż można podejrzewać. Bo muszą, bo nikt im nie patrzy na ręce, bo nie ma mamusi (starszego brata pod ręką). W razie czego gdzieś w pobliżu jest opiekun, który pomoże.
Oficerki
autor: EMS dnia 09 września 2025 o 10:55
Dzięki za pomoc. Coś zamówiłam. Zobaczymy jak to będzie działać 🙂
Podróże
autor: EMS dnia 09 września 2025 o 09:29
Zwróciłabym jej uwagę na kwestię bezpieczeństwa, bo we Francji to różnie bywa - uwaga na kieszonkowców. Podzielić gotówkę/karty itp na różne kieszenie. Sama pomyśl, może warto jej kupić bezpieczną torebkę/saszetkę?
Mówi cokolwiek po francusku? Zakładam, że tak skoro jadą do Francji. Zatem niech próbuje mówić. Cokolwiek. Francuzi zazwyczaj doceniają same starania, są wtedy milsi i przystępniejsi. W miejscach/miejscowościach turystycznych wszystko mówią już dobrze po angielsku, ale nawet zwykłe "Bonjour, comment ca va?" może zrobić różnicę 🙂
Podróże
autor: EMS dnia 08 września 2025 o 16:12
Ja tylko mogę poradzić żeby nie jechać w sezonie. Bo pogoda latem jest straszna. Trudno się gdziekolwiek ruszyć, jest gorąco i duszno. Podobno najlepiej pojechać w październiku a nawet listopadzie.
Podróże
autor: EMS dnia 08 września 2025 o 13:15
Perlica, EMS, jak sama?
Perlica, np do rodziny, do koleżanki w odwiedziny, do szkoły językowej itp. Czyli pod opieką ale jednak sama.
Bo szczerze- jeśli to jest wycieczka szkolna gdzie ich wszędzie zawiozą i poprowadzą na sznurku, jeszcze w dodatku z przewodnikiem, bo tak to zazwyczaj wygląda to co ma wiedzieć? Nic nie musi wiedzieć. Jaka pogoda będzie, żeby spakować odpowiednie ciuchy.
Podróże
autor: EMS dnia 08 września 2025 o 12:35
Ale sama czy z wycieczką szkolną?
Oficerki
autor: EMS dnia 08 września 2025 o 12:28
Podpowiedzcie mi proszę jak dbać o oficerki. Po pierwsze potrzebuję prawidła - miałam dmuchane, ale się zepsuły. Jakie prawidła będą lepsze - dmuchane czy zwykłe plastikowe, takie rozpórkowe?
Druga sprawa - czym czyścicie i impregnujecie skórę, żeby jak najdłużej zachowała wygląd i jakość?
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: EMS dnia 05 września 2025 o 15:25
Jeśli ktoś gdzieś sobie w zaciszu domowym "jeździ bez kasku" i nikt go nie widzi, to niech sobie robi co chce, ale tutaj mamy sytuację gdzie patrzą na to ludzie - zawodnicy, kursanci, rekreanci, dzieci i ich rodzice. Patrzą i wyciągają wnioski. Różne. Dodatkowo z tego co zrozumiałam on nie jest na tym treningu sam. Czyli jest to jakaś grupa, może z trenerem, może bez, ale na ujeżdżalni jest kilka koni. I tylko ten jeden jeździec zawsze bez kasku.
I nie powiecie mi, że to nie wpływu na ocenę stajni. Ja wiem, że jest więcej zasad bezpieczeństwa i może ważniejszych niż kask, ale skoro ja widzę, że ta najbardziej podstawowa jest olewana to od razu sobie myślę, że w tej stajni dbałość o bezpieczeństwo szwankuje. Co jeszcze zaniedbują skoro zaniedbują podstawę jaką jest nakaz jazdy w kasku? A niestety drobne niefrasobliwości i zaniedbania czasem skutkują poważnymi wypadkami. Nie tylko na koniach. Ogólnie. Błędy są po to, żeby je eliminować. Procedury bezpieczeństwa są po to, żeby unikać błędów i zapewnić w ten sposób większe bezpieczeństwo.
A teraz jeszcze z innej strony - gdybym miała wsiąść na trening i na ujeżdżalnię wszedłby taki kozak bez kasku, w trampkach i coś tam jeszcze to szczerze mówiąc ja bym się bała takiego towarzystwa. Bo od razu brakuje mi zaufania do "wariata", który nie szanuje zdrowia i bezpieczeństwa. A może będzie szarżował? A może będzie wykonywał niebezpieczne manewry? Podjeżdżał za blisko? Może spłoszy mi konia? A może na mnie wpadnie? A może ten jego koń jest niebezpieczny a on na to bimba tak jak bimba na ochronę swojej głowy?
Kask, toczek, kasko-toczek... i kamizelka
autor: EMS dnia 05 września 2025 o 14:57
Ktoś mi kiedyś powiedział: Jeśli raz masz szczęście w biznesie, to jest to fart. Ale jeśli ciągle masz szczęście to to nie jest fart tylko znaczy, że dobrze ten biznes prowadzisz. I oczywiście na odwrót
To można odnieść do wielu sytuacji. Jeden wypadek to pech. Jeśli wypadki się powtarzają to warto się zastanowić czy nie wynikają z naszego powielanego błędu. 😉
Oczywiście nie mówię, że tak jest w twoim przypadku Meise, ale myślę, że to taki sygnał ostrzegawczy, żeby się nad tym chwilę zatrzymać i zastanowić.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: EMS dnia 05 września 2025 o 11:25
A mnie wkurza ignorowanie zasad bezpieczeństwa, albo omijanie ich, albo "odpuszczanie". Głównie chodzi mi o kaski. Teraz miałam dyskusję z osobą (niekońską, jeździ dziecko), że w jednej ze stajni z klubem sportowym trenuje chłopak, który nigdy nie jeździ w kasku. Ale ma swojego konia więc to jest ok. Mój interlokutor argumentował, że skoro ktoś ma swojego konia i płaci za stajnię to może sobie jeździć bez kasku i co mu zrobią, najważniejsze, że płaci. A z mojej perspektywy taka stajnia od razu otrzymuje czerwoną flagę. Jeśli kasa jest ważniejsza od zasad bezpieczeństwa to nie wiem jak to skomentować. Rozumiem, że ktoś ma prywatną stajnię, albo jedzie sobie do lasu sam na swoim koniu bez kasku - jego głowa, jego głupota, jego problem. Ale jeśli wychodzi na trening na teren stajni, teren klubu sportowego, z instruktorem, często z grupą, to cholera jasna, wg mnie nie ma znaczenia czy koń jest prywatny czy stajenny. Gdybym ja była instruktorem to choćby mi płacili podwójną stawkę nie poprowadziłabym zajęć osobie bez kasku, dziecku bez kamizelki. To jest też wizytówka klubu i instruktora, i braki w tym zakresie źle o nich świadczą.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: EMS dnia 16 sierpnia 2025 o 14:37
ogurek, oj nie. W tym przypadku to naprawdę na podstawie tych kilku słów można wywnioskować co szkolenie dało. Kwestia choroby dekompresyjnej, barotraumy, narkozy azotowej (w mniejszym stopniu) to absolutna podstawa. To nie jest nic skomplikowanego tylko trzeba poświęcić pół godziny czasu (może nawet mniej) na wyjaśnienie o co chodzi. A jest to ważne choćby po to, żeby rozpoznać objawy, które (może o tym wiesz jeśli nurkujesz) mogą się pojawić dużo, dużo później. Ale też po to, żeby wiedzieć, że np po nurkowaniu nie można przez 24 godziny lecieć samolotem (mniej więcej). A jeśli donkeyboy pisze o "gazowanej krwi", to znaczy, że kompletnie jej nie wyjaśnili o co w tym chodzi, tylko nastraszyli jakimś głupim frazesem.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: EMS dnia 16 sierpnia 2025 o 13:17
donkeyboy, napisałaś, że dowiedziałaś się na "kursie nurkowania". Do tego się odniosłam. I nigdzie nie zasugerowałam, że ty wykazujesz się brawurą. Nic tobie nie zarzuciłam, bo to nie ty jako kursant jesteś problemem, ty nie zrobiłaś nic złego ani nic źle. W przeciwieństwie do "szkółek", które organizują takie "kursy". Wejście pod wodę "na smyczy" instruktora - rozumiem, chociaż nie popieram. Nazywanie tego "kursem" i wydawanie papierków uważam za skandaliczne, a to ma miejsce na całym świecie. Ale to nie jest przecież wina ludzi, którzy z tego korzystają, tylko tych, którzy to organizują.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: EMS dnia 16 sierpnia 2025 o 12:12
EMS, to nie byl snorkeling 🙂
donkeyboy, Domyśliłam się, że to nie snorkeling. Napisałam to tylko, żeby nikt się nie bał "szybkiego wynurzania" przy snorkelingu.🙂
Natomiast, nie obraź się, ale z tego co piszesz wnioskuję, że kurs na którym byłaś był gówniany. Jeżeli w ogóle można to nazwać kursem. Nie masz podstawowej wiedzy, a to jest a) smutne, b) niebezpieczne. Właściwie dali ci tylko kilka wskazówek i tyle. Prawdziwy kurs powinien obejmować wiedzę teoretyczną m.in na temat fizyki gazów. Ale także kilku innych ważnych aspektów zapewniających minimum bezpieczeństwa. I to nie jest wiedza tajemna - to są proste sprawy do ogarnięcia dla przeciętnego dzieciaka nawet i do przedstawienia na krótkim wykładzie (przynajmniej ta podstawa).
Dlaczego to smutne? Bo to jest jednak sport ekstremalny, który niesie za sobą potencjalne niebezpieczeństwo i szkolenie powinno być podstawą. Tymczasem komercjalizacja i skok na szybką i łatwą kasę sprawia, że takie "kursy" mnożą się jak grzyby po deszczu. Zapłaciłaś za "kurs" , dostałaś jakiś papier albo dyplom i masz przekonanie, że "coś umiesz", a z twoich postów wynika, że nie umiesz i nie wiesz nic. Serio. A to oczywiście niesie za sobą niebezpieczeństwo dla tych, którym się wydaje, że coś potrafią i mogą nurkować samodzielnie oraz dla ich potencjalnych partnerów nurkowych.
Co do snorkelingu to paradoksalnie, też trzeba ogarnąć 5-10 minut teorii, bez tego się nie ruszy 🙂
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: EMS dnia 15 sierpnia 2025 o 22:51
ja np. sie ostatnio dowiedziałam na kursie nurkowania ze jak wyplyne za szybko to bede miec krew gazowaną i wycieczke do szpitala XD
donkeyboy, 😂 bez przesady. To tak nie działa 🙂 Ale faktem jest, że przy wychodzeniu z głębokości trzeba uważać na 2 rzeczy w zasadzie - prędkość wynurzania i przystanki dekompresyjne. To o czym ty piszesz to zdarza się tylko przy długich i głębokich nurkowaniach. Rekreacyjne nurkowania generalnie są bezdekompresyjne. Przy snorkelingu nic ci nie grozi. Tutaj prędkość nie ma znaczenia.
Jestem nurkiem więcej niż połowę życia, jestem po kursie ratownika i kursie patofizjologii nurkowania i mogę powiedzieć tyle - im większe są kompetencje i wiedzą, tym większy respekt i strach przed wodą. I więcej rozwagi. Większość tragedii bierze się z brawury i niewiedzy.
kącik pomocy medycznej, czyli: czy to coś powaznego i jak temu zaradzić
autor: EMS dnia 15 sierpnia 2025 o 22:34
kotbury, moim.zdanurm to co piszesz to bełkot i wyssane z palca bzdury. Nic mi się z tego co napisałaś nie zgadza z rzeczywistością.
Słowo 'terror' to nie to samo co promowanie i reklamowanie. To wywoływanie w kobietach poczucia winy, że nie karmią piersią, albo karmiły za krótko, albo mieszają kp z mm.
kącik pomocy medycznej, czyli: czy to coś powaznego i jak temu zaradzić
autor: EMS dnia 15 sierpnia 2025 o 11:50
NowaJa, bardzo się z tobą zgadzam 🙂
Nie ma terroru mm. Jest terror laktacyjny. Nikt żadnej kobiecie nie mówi- Co ty robisz?! Karmienie piersią jest pfuj. Kup mm.
Za to teksty typu - musisz karmić, postaraj się bardziej, to nie prawda że masz mało mleka, co z ciebie za matka że nie możesz wykarmić, no będzie boleć o co ci chodzi? Jak to juz pani nie karmi? Itd, itp. To jest na porządku dziennym. I to jest terror. Moja znajoma odwiedziła mnie krótko po porodzie w pracy i ze łzami w oczach opowiadała o problemach z karmieniem. Robiły jej się zastoje, potwornie bolały piersi, to już był taki problem chorobowy. Szwendała się od lekarza do lekarza, od położnej do położnej i próbowała tysiac sposobów żeby ogarnąć to karmienie. I nie szło. I czuła się słaba, czuła się nieudaczna, karmienie było dla niej koszmarem. Spojrzałam na ten jej strach, ból w oczach, drżące wargi i powiedziałam jej - Dziewczyno! Rzuć karmienie. Próbowałaś, zrobiłaś co mogłaś. Nie udało się. Teraz odpuść bo to się źle skończy.
Zadzwoniła do mnie niedługo potem i podziękowała. Byłam jedyną osobą, która jej zasugerowała żeby przejść na mm. Wszyscy inni ją zadręczali 'cudownymi' sposobami na ratowanie laktacji.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 21 lipca 2025 o 10:09
karolina_, ubezpieczenie na życie? Zwróć się do jakiegoś brokera ubezpieczeniowego. Przedstawi ci różne oferty.
Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: EMS dnia 04 lipca 2025 o 15:55
Możesz jeszcze zrobić dermatologiczną kontrolę znamion skórnych, jeśli masz dermatologa. I ja np mam podejrzenie, że mam początku żylaków więc ja poszłabym do jakiegoś naczyniowca (ciągle się nie mogę zmobilizować do tego).
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 23:23
donkeyboy, wyluzuj. Z tego wszystkiego co napisałam, a napisałam bardzo dużo wyciągnęłaś jedną drobnostkę i dorabiasz do tego ideologię, że krytykuję kogoś za brak dzieci? To była ironia, żart. Zwróciłaś uwagę ile razy ironizowałam z posiadania dzieci? Jak opisałam problemy i trud, który się z tym wiąże? Co pisałam o karmieniu piersią, albo o chorobach dzieci? Tego nie zauważyłaś.
I tak, jasne - piszę z mojej perspektywy - bo taką perspektywę znam i rozumiem. Nie mogę pisać o innych perspektywach. Mogę natomiast o nich przeczytać, co chętnie robię.
Można to odbić i zapytać dlaczego chciałaś je mieć? Narażać swoje ciało, zdrowie, poświęcać swój czas, zasoby?
keirashara, musiałam się dłuższą chwilę zastanowić nad twoim pytaniem. Bo to nie jest taka prosta odpowiedź.
Zawsze chciałam mieć dzieci nigdy się nie zastanawiałam dlaczego. Może to było tak jak piszesz kulturowo uwarunkowane, a może to była czysta biologia? Nie wiem. Czy byłam na to dziecko gotowa? Szczerze mówiąc, chyba nie. I nie wstydzę się tego przyznać. Zabrakło mi dojrzałości, dystansu. Może gdybym poczekała kilka lat to byłoby łatwiej? Tego też nie wiem i już nie sprawdzę. Do drugiego dziecka podchodziłam z mniejszym strachem a większym spokojem. To dość oczywiste.
Czy bałam się że narażam swoje ciało i zdrowie? Nie bardziej niż boję się, że się połamię uprawiając sporty ekstremalne. Miałam farta - łatwo znosiłam ciąże, szybko i lekko rodziłam, pierwszy połóg był trudniejszy, drugiego tak jakby nie było. Ze szpitala wyszłam w jeansach sprzed ciąży. Pozostały mi dwie małe blizny koło pępka. To z grubsza wszystko.
Poświęcenie czasu i zasobów? Całe nasze życie to poświęcanie na coś czasu i zasobów. I wybór na co warto bardziej a na co mniej, bo na wszystko nie starcza. Czasem wybierasz czy kupić nowy samochód czy lepiej pojechać na wakacje. Czy wybrać lekką pracę i mało zarabiać czy ciężko harować, żeby mieć większą swobodę finansową itd. Ja wybrałam, że swój czas i zasoby poświęcę na dzieci, bo na tym mi zależało.
Co daje posiadanie dzieci? A co ci daje posiadanie chłopaka/męża? Przecież nie dobierasz się w parę tylko po to, żeby było łatwiej zapłacić mieszkanie, sprzątać na spółę i mieć regularny seks. Chodzi głównie o emocje i uczucia. Bo bliskość drugiego człowieka to głównie emocje. Inne emocje da ci mama, tata, rodzeństwo, babcia, inne partner, a jeszcze inne dziecko. Ale nadal w relacjach chodzi o uczucia i poczucie bliskości. Związek to też jest poświęcenie czasu i zasobów. Oczywiście na relatywnie innym poziomie, ale to też nie odbywa się bez ceny, za darmo. Za wszystko w życiu musimy zapłacić, ale transakcję zawieramy wtedy gdy uznajemy, że cena jest warta uzyskanych korzyści. Każdy z nas gdzie indziej ustawi znak równości.
Posiadanie i wychowywanie dzieci to ból i trud, cierpienie i łzy, ale też radość, satysfakcja, spełnienie. Trochę jak w sporcie. Najpierw się musisz naszargać, naszarpać, namęczyć, coś poświęcić, żeby ostatecznie uzyskać poczucie radości i spełnienia. Strasznie mnie drażni idealizowanie macierzyństwa, te wszystkie ochy i achy i wspaniałości i ta radość z bąbelka. Bo to jest moim zdaniem nieuczciwe. To trochę tak jakby ukrywać wady konia przy sprzedaży 😉 Bo macierzyństwo to balans plusów i minusów. Tak samo zresztą jak każdy inny związek. Przecież z partnerem też nie jest w 100% idealnie. Czasem się zezłościsz, czasem pokłócisz. Ale równocześnie będziesz szczęśliwa z tego, że siedzicie razem na kanapie i oglądacie wiadomości.
A zatem tak naprawdę moim zdaniem chodzi o emocje. Przy czym emocji związanych z dzieckiem nie da się do niczego porównać. Nikt kto tego nie przeżył tego nie zrozumie i w żaden sposób do tych emocji nie możemy się wcześniej przygotować. To jest tornado emocjonalne. Oczywiście zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Tak jak nie jesteś w stanie się przygotować na złamaną nogę. Jasne, możesz mieć świadomość, że może ci się to przytrafić, możesz kalkulować ryzyko, ale tak naprawdę nie jesteś do tego przygotowana. Dopiero jak to się stanie to w pełni zrozumiesz co to dla ciebie oznacza.
Podobnie z macierzyństwem - niby coś tam wiesz co cię czeka, ale tak naprawdę nie jesteś do tego przygotowana. Życie zawsze cię zaskoczy.
Miłość do dziecka też nie jest oczywista. Ona się rodzi, buduje itd. Kiedy byłam w pierwszej ciąży to dla mnie to była CIĄŻA. Ale w drugiej to już było DZIECKO. Bo po urodzeniu pierwszego nauczyłam się kochać swoje dziecko i zrozumiałam co mam w brzuchu. I zupełnie inaczej tą ciążę przeżywałam. A tak na podsumowanie napiszę taką ciekawostkę. Poród. Pamiętam, że bolało, ale nie pamiętam tego bólu. Natomiast doskonale pamiętam co czułam jak te dzieci się rodziły. Pamiętam jak czułam, że przechodzą przez drogi rodne, główki, ramionka. Pamiętam pierwszy ich widok. Ich buzie i ciałka zaraz po porodzie mam wyryte w pamięci.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 19:32
Perlica, no niestety brak wsparcia dla osób, ktore wychowują ciężko chore dzieci to jest smutna prawda, ale to już temat na całkiem inną dyskusję.
BTW mam kuzynkę z zespołem Downa i wujkowie generalnie otrzymywali ogromne wsparcie od państwa. Ale fakt jest, że pomimo dość głębokiego upośledzenia moja kuzynka nadawała się do tego żeby 'udzielać się towarzysko', wyjeżdżać na zagraniczne wakacje z rodzicami (dofinansowane z państwowych środków) i jeździć do tzw szkoły (przyjeżdżał po nią opłacony transport). To nie ten poziom niepełnosprawności, który przykuwa dziecko i opiekuna do łóżka. A takie rodziny też są i mają potwornie ciężko.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 18:48
Cały czas podkreślam, że opisuję moją perspektywę, mój punkt widzenia. Nikogo nie oceniam, nikogo nie namawiam. Dzielę się tylko swoimi emocjami i doświadczeniami. Więc sorry budyń, ale twój komentarz wobec mnie jest chamski.
Powodów dla których ludzie nie chcą dzieci jest tyle ile tych ludzi, a czasami po prostu nie ma powodu. Nie chcę bo nie chcę i już. I to też jest ok.
Natomiast ten jeden argument przeciwko dzieciom ,,że nie, bo jak się urodzi chore to ograniczy moją wolność'' jest wg mnie kompletnie z dupy. Jeszcze raz podkreślam, zanim ktoś się jak jak budyń nakręci - WG MNIE.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 15:25
Zdecydowana większość dzieci jednak jest zdrowa. Te chore przytrafiają się rzadko. I niekoniecznie będą końcem wszystkiego. Znam kilkoro rodzin z chorymi dziećmi, które jeżdżą z nimi po świecie i realizują swoje pasje. W tym zespół Downa, genetyczna choroba wymagająca pobytu w szpitalu co kilka tygodni, upośledzenie umysłowe. Owszem ich życie jest nieco bardziej skomplikowane ale nikt z tego powodu nie zamknął się z dzieckiem w 4 ścianach.
Wbiję teraz kij w mrowisko - tak dka zastanowienia się nad pewnymi kwestiami. Choroba może się przytrafić też waszemu partnerowi i co wtedy? Zostawicie go bo nie będziecie chciały żeby was ograniczał? Czy jednak się poświęcicie, może przez rok, może przez kilka lat, może do końca życia. Jeśli się poświęcicie to dlaczego jesteście na to gotowe dla ukochanej osoby, ale już nie dla własnego dziecka?
Kłopoty związane z małymi dziećmi są przejściowe. Mijają. A w zamian dostajemy coś bezcennego. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Dlatego mnie nie żal tych kilku straconych lat, wydanych pieniędzy, nieorzespanych nocy. Bo moim zdaniem było warto.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 01:06
Post pod postem, bo już nie mogę edytować.
Ollala, ja nie wiem czy jest ogólna niechęć do rodzenia dzieci. Kobiety się oskarża o egoizm i trochę w tym jest racji. Ale wynika to z tego, że kobiety są bardziej świadome, mądrzejsze, niezależne, pewne siebie. W Polsce większy odsetek kobiet ma wyższe wykształcenie niż mężczyzn. Kobiety mają ambicje, cel. I nie chcą się już jednostkowo poświęcać, co jest dla mnie oczywiste. Dzisiaj, żeby wychować dziecko poświęcić powinny się obie strony po równo. Jasne, kobieta zawsze będzie miała trochę gorzej, bo to ona musi chodzić w ciąży, rodzić i karmić piersią jeśli się na to zdecyduje. Ale cała reszta jest do ogarnięcia przez przeciętnie inteligentnego posiadacza Y-greka. Dzisiaj w rodzinie potrzebne są dwie matki i kobieta decydując się na dziecko chce mieć pewność, że jej partner też będzie matką, a nie wyłącznie samcem - dawcą nasienia. I ja wokół siebie naprawdę widzę dużo takich pozytywnych przykładów, wśród znajomych i wśród moich pracowników. Biorą wolne jak dziecko zachoruje, biegają po lekarzach, chodzą do szpitala, na zebrania, na przedstawienia, odwożą do placówek, są pierwszym kontaktem w żłobku gdyby dzieko zachorowało itd itd. I myślę, że łatwiej kobietom byłoby się zdecydować na dziecko gdyby miały pewność, że ten ciężar będzie współdzielony. Kiedyś nasz syn nawywijał w szkole i zostałam wezwana na dywanik. Poszliśmy z mężem razem - dla nas to było oczywiste. Ale w szkole byli zdziwieni, że jesteśmy we dwójkę. A my nie rozumieliśmy ich zdziwienia. Nasz syn ma dwoje rodziców - tak samo przeżywamy, martwimy się, wychowujemy i ponosimy odpowiedzialność za niego, a nie tylko mama.
galopada_, jeszcze jedna dygresja. Uwierz mi, że dwójka małych dzieci to czasem więcej niż 2 razy jedno małe dziecko. Z niewyjaśnionych powodów dzieci nigdy nie robią afer synchronicznie, zawsze jak jedno jest spokojne, to drugie wywija, co oznacza, że okres spokoju dramatycznie się skraca. Nie chorują też synchronicznie, zawsze to drugie choruje dopiero 5 dni po pierwszym. Co oznacza, że jak jedno wychodzi z choroby to drugie akurat w nią wkracza. Tylko rzygają synchronicznie, ale to akurat przynosi więcej kłopotów niż pożytku 😂 Dla tych co nie mają dzieci - jak jesteś sama, to rano wstajesz, myjesz się, ubierasz, zakładasz buty, kurtkę i wychodzisz z domu. Jak masz dwójkę małych dzieci to musisz ubrać 3 osoby, umyć 3 komplety zębów, założyć 3 pary butów i trzy kurtki. Pomijając kwestie czy dzieci współpracują czy nie - to po prostu zajmuje masę czasu. Dopiero około 3 roku życia zaczyna się czuć taki oddech, bo to już jest moment kiedy dziecko samo się ubierze, jakoś wychochluje te zęby, samo skorzysta z toalety, umyje ręce (nawet jeśli zostawi na podłodze kałużę), samo założy buty i kurtkę. To jest taki pierwszy moment kiedy robi się łatwiej.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 19 czerwca 2025 o 00:26
EMS Czemu nie mogłaś wyjechać na narty? Ja wyjechałam pierwszy raz sama, od razu na 10 dni na babski wypad jak dziecko miało 4msc. Kwestia organizacji 😉
galopada_,
To zawsze jest kwestia organizacji, ale czasem trudno coś mądrego zorganizować. Najpierw byłam w pierwszej ciąży, potem karmiłam piersią, potem byłam w drugiej ciąży, potem karmiłam piersią, potem miałam depresję. Trudno się organizuje życie w depresji 😉 Do tego praca mojego męża absolutnie to wykluczała - 24godzinne dyżury. Wiem, że trzeba uczyć dzieci samodzielności ale niemowlak sam w domu przez 24 godziny - to by raczej nie przeszło. Próbowałam też namówić męża do karmienia piersią. Zawsze uważałam, że nasze pierwsze dziecko-żarłoczny smok- spokojnie by mu laktację rozkręciło. Niestety, mąż nie dał się namówić 🙂
No tak wyszło. Splot okoliczności. Za to odbiliśmy to sobie później, bo nasze dzieciaki spędzają kilka tygodni w roku na nartach, my może trochę mniej ale też dużo.
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 18 czerwca 2025 o 23:44
Perlica, dla ciebie posiadanie koni jest blokerem posiadania dziecka. A dla mnie posiadanie dzieci jest blokerem do kupna konia 🤣. Trudno znaleźć czas na konia i małe dziecko jednocześnie. Tyle tylko, że dzieci dorastają i ten czas się odzyskuje (powoli zaczynam się zastanawiać czy jednak nie kupić tego konia), a koń nigdy nie dorośnie na tyle, żebyś odzyskała czas na dziecko.
Dla mnie najtrudniejszym wyrzeczeniem były narty. Serio. Ciężko mi było znieść to,.że przez kilka lat nie mogłam na te narty pojechać. Dlatego nasze dzieci zaczęły jeździć na nartach zanim skończyły trzeci rok życia i na szczęście od razu wymiatały. Ufff. 😜
Sprawy sercowe...
autor: EMS dnia 18 czerwca 2025 o 22:03
Feniksowa, skoro on chce dziecko, a ty nie chcesz to kompromisem będzie pół dziecka 😉. A tak serio - kompromis jest niemożliwy co już dużo osób powiedziało. I powiem brutalnie - albo jedno z was ulegnie, albo wasz związek musi się rozpaść.
Wiele mądrych rzeczy napisali inni, więc ja mogę tylko dorzucić mój punkt widzenia i to co wiem na podstawie swoich doświadczeń.
Ja jestem z towarzystwa dzieciowego - zawsze chciałam, nigdy nie żałowałam. Wszyscy wokół mnie mają dzieci. BTW - zaskakująca jest dla mnie ilość osób na tym forum, które deklarują niechęć do posiadania dzieci. Tak bez złośliwości - czyżby koniki w pewien sposób były substytutem macierzyństwa?
I teraz - znam parę kobiet, które dzieci nie chciały, ale z jakiegoś powodu się na nie zdecydowały. W tym jeden przypadek, gdy koleżanka mówi wprost, że nie miałaby dzieci, ale bardzo jej zależało na facecie i wiedziała, że zostawiłby ją gdyby mu tego dziecka nie urodziła. W ich przypadku kompromisem było jedno dziecko. Są nadal razem, są świetnym małżeństwem, mają mnóstwo wspólnych aktywności, są doskonałymi rodzicami, chociaż śmieją się czasem, że w ich małżeństwie to on jest matką. Inne moje koleżanki, które nie chciały dzieci też się świetnie realizują jako matki. Są rodzicami świadomymi, odpowiedzialnymi. Może fakt, że podejmowały tą decyzję mając świadomość czekających je wyrzeczeń sprawia, że to macierzyństwo jest bardziej świadome? Nie wiem. Ale może rzeczywiście lepiej jest rozłożyć macierzyństwo na czynniki pierwsze, przeanalizować wszystkie za i przeciw i podjąć decyzję z bólem serca niż tak anegdotycznie "hej siup, zróbmy sobie dziecko" a potem "o rajusiu, co my żeśmy najlepszego zrobili" 🙂
Nie znam kobiety, która nie chciała dziecka, ma dziecko i jest z tego powodu nieszczęśliwa. Co nie znaczy, że takich nie ma. Po prostu ja takich nie znam.
Z drugiej strony - tak jak wszyscy pisali - macierzyństwo to ogromne wyrzeczenie. Ja mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że każdy zdaje sobie sprawę z tego, że życie po porodzie się zmieni, ale nikt nie ma świadomości jak bardzo. To jest naprawdę potężny ciężar. My mieliśmy dzieci dość wcześnie, w czasie gdy nasza sytuacja zawodowa, finansowa, mieszkaniowa nie była ustabilizowana. Dwójka dzieci praktycznie rok po roku. Było diabelnie ciężko. Nie bardzo mieliśmy pieniądze, mieliśmy dwójkę niemowlaków, mieszkaliśmy kątem u rodziców, żeby oszczędzać i budowaliśmy dom. Wprowadziliśmy się do swojego domu gdy młodsze dziecko miało 2 lata. Nie spaliśmy po nocach, mojego męża całymi dniami nie było w domu, bo jak nie był w pracy to był na budowie, ja miałam depresję poporodową i generalnie no cóż - życie nie było usłane różami. Potem już w nowym domu też było ciężko. Kilka przykładów:
1. kiedyś zorientowałam się, że nie siadam do obiadu, tylko jem na stojąco, bo mi się nie opłaca siadać, bo i tak ciągle latam od dziecka do dziecka
2. przyłapałam się na tym, że nie odpowiadam jak ktoś mi mówi "dzień dobry" bo mam radary nastawione na odgłosy dzieci i podświadomie ignoruję wszystkie inne dźwięki
3. kiedyś obudziłam się po 7 godzinach w łóżku taka szczęśliwa i wyspana bo wstałam do dzieci w nocy tylko 5 razy
Kiedyś, pamiętam jak dzieci miały po kilka lat uderzyło mnie to, że całe nasze życie toczy się wokół dzieci. Poza opieką nad dziećmi nic wspólnie z mężem nie robiliśmy, o niczym innym nie rozmawialiśmy, nasze plany dotyczyły tylko dzieci. I się przeraziłam. Pomyślałam, że oprócz dzieci nic nas już nie łączy i co my zrobimy jak dzieci dorosną. Ale potem się okazało, że to życie wraca. Wracamy do wspólnych pasji i do indywidualnych pasji. W miarę jak dzieci dorastają i robią się coraz bardziej samodzielne i coraz mniej absorbujące my mamy coraz więcej czasu i odnajdujemy siebie od nowa. Jasne, zawsze z czegoś trzeba zrezygnować, inaczej ustalić hierarchię wartości, ale można to pogodzić jak się chce. Mój brat np tak sobie z żona poustawiali życie, że pomimo dwójki dzieci zawsze każde z nich miało swój czas w tygodniu np na swoje własne treningi, każde z nich czasem wyjeżdżało na weekend bez rodziny i co jakiś czas organizowali opiekę nad dziećmi i urywali się we dwójkę na weekend albo chociaż na kolację czy do kina. Da się.
W moim przypadku dzieci wycięły mi kilka lat z życiorysu, ale nigdy nie żałowałam, bo to właśnie dzieci są u mnie na pierwszym miejscy w mojej piramidzie rzeczy ważnych. Co więcej, nie żałuję tego w jak trudnym okresie te dzieci mieliśmy. Bo dzisiaj nasza sytuacja wygląda sielankowo - dzieci już duże i samodzielne, mamy dom, czas, pieniądze i jeszcze jesteśmy relatywnie młodzi, aktywni i pełni życia.
Każda para jest inna i każda sytuacja jest inna - nikt za was decyzji nie podejmie. Ale jedno jest pewne - nie da się znaleźć kompromisu między posiadaniem dziecka a brakiem dzieci. Jedno musi ustąpić. Ale ustąpić z własnej woli, a nie być do tego zmuszonym.
Kupno konia
autor: EMS dnia 06 czerwca 2025 o 15:33
karolina_, ale to zawęża pulę koni do tych hodowlanych. A przecież sporo osóbnprywatnych sprzedaje konie.
Kupno konia
autor: EMS dnia 06 czerwca 2025 o 13:38
A tak z ciekawości - czy są osoby lub firmy, które pośredniczą w zakupie konia, pomagają znaleźć, wybrać takiego dopasowanego do potrzeb?
Kupno konia
autor: EMS dnia 06 czerwca 2025 o 11:56
Szczerze mówiąc zaskoczyły mnie komentarze typu "żałuję, że kupiłam konia", a jeszcze bardziej "żałuję, że w ogóle zaczęłam jeździć". Wiele rzeczy w życiu robiłam, próbowałam. Niektóre mi wychodziły, inne nie. Popełniłam masę błędów. Ale czy czegoś żałuję? Nie. Każda z tych rzeczy nas rozwija, coś nam daje, pozostawia jakieś doświadczenie, wiedzę, emocje. Wszystko co robimy w życiu wymaga od nas wyrzeczeń, nie można mieć wszystkiego - pasji, pieniędzy, czasu i jeszcze łatwego i beztroskiego życia do kompletu. Trzeba wybrać i z czegoś zrezygnować.
Najwięcej w moim życiu kosztowały mnie dzieci - czasu, pieniędzy, wyrzeczeń, odłożonych marzeń, pasji. Miałam dzieci z małą różnicą wieku i to było prawie 10 lat wycięte z mojego osobistego życiorysu - okres ciąży, karmienia piersią, wychowywania maluchów, chorób, żłobków, przedszkoli, w międzyczasie budowa domu. Czy mam tego żałować? Nigdy. Bo wiem co dostałam w zamian.
I tak samo z jazdą konną i posiadaniem konia - rozumiem, że to olbrzymie wyrzeczenia i obowiązki i obciążenie finansowe. Ale ile dostajemy w zamian! Ja wiem co dla mnie znaczy jazda konna i jestem gotowa na żeby poświęcić inne sprawy. Każdy musi sobie ustawić w życiu priorytety (bo każdy ma inne) i wybrać z czego rezygnuje, a czemu się poświęca. I tak, owszem, z czasem priorytety się zmieniają, ale to nie znaczy, że mamy całe życie tkwić w impasie i czekać na priorytety, które się pojawią za x lat.
BTW - takim moim mottem, nauką wyniesioną z domu jest - "Skoro inny mogą to ja też dam radę" oraz "Nie ma takich problemów, których nie dałoby się rozwiązać". 🙂
Kupno konia
autor: EMS dnia 04 czerwca 2025 o 21:30
Nie wierzę w to co czytam. Na forum końskim taki defetyzm, wylew żalu i niezrealizowanych ambicji związanych z kupnem konia 🤦
Dziewczyna podchodzi do sprawy odpowiedzialnie, ma poparcie i wsparcie taty. Nie jest w tym sama. Przewidziała wiele spraw - kwestię czasu, pieniędzy, pensjonatu, wsparcia trenerek itd. Jest mnóstwo dzieciaków, którym rodzice kupują konia i dają radę. Czasem jest to kwestia szczęścia/pecha, ale generalnie gdyby posiadanie konia było takim kosmicznym problemem to nikt by ich prywatnie nie miał. A tymczasem jest ich coraz więcej.
rudamazonka, mam podobne rozterki jak ty. Jestem amatorem rekreantem, jeździłam trochę jako dziecko, trochę jako nastolatka. Teraz jestem już dojrzałą kobietą. Mam zaplecze finansowe, radzę sobie z końmi, poradzę sobie ze znalezieniem miejsca i wsparcia. Do niedawna myślałam, że nigdy w życiu konia, bo to straszna odpowiedzialność i zjadacz czasu. Ale moje dzieci są już przed progiem dorosłości, mam coraz więcej czasu dla siebie, a jazda konna na rekreacyjnych koniach zaczyna mnie męczyć i czasem przynosi więcej frustracji niż satysfakcji. Zastanawiam się tylko czy moje umiejętności są wystarczające, żeby tego konia ogarnąć, nawet z pomocą trenerów.
I z jednej strony widzę wokół siebie osoby z mniejszymi umiejętnościami niż moje, które konia ogarniają, a z drugiej widzę też takie, których konie stoją, bo brakuje czasu lub chęci lub umiejętności żeby na nich jeździć.
Mądrze radzi Matrix, żebyś zastanowiła się co będzie za kilka lat. Dzisiaj masz czas, ale czy planujesz studia, pracę, rodzinę? Czy jesteś gotowa na sprzedaż konia jeśli się okaże, że z jakichś powodów za kilka lat nie będziesz mogła się nim zajmować? I jeśli widzisz w swoich planach życiowych miejsce dla konia, a do tego masz wsparcie w bliskich i trenerów to czemu nie? Czasem w życiu trzeba pogodzić się z rozsądkiem, a czasem trzeba iść na głosem serca. Powodzenia!
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 19:55
Dreamer113,, ja generalnie robię swoje niezależnie od tego kto rządzi. Dopasowuję się do sytuacji i tyle.
Ale przyznam, że czarno widzę przyszłość. Zresztą po raz pierwszy w życiu. Do tej pory wszystko szło "ku lepszemu". Upadek komunizmu, transformacja gospodarcza. Trudna, ale z nadzieją na przyszłość, integracja z krajami zachodnimi, wejście do NATO, do EU, szybki rozwój gospodarczy. Wiecie, że to się nazywa Polskim cudem gospodarczym? Pomimo potknięć, problemów, kroków w tył - wszystko gnało do przodu. Prawda jest taka, że dzisiaj żyje nam się w kraju dobrze. Jasne, że niektórym trudniej, niektórym łatwiej. Ale jest to relatywnie dobre życie.
I teraz się okazuje, że cała Europa cofa się w przepaść - agresja Rosji, nastroje nacjonalistyczne w krajach europejskich (bo to nie tylko Polska - Węgry, Słowacja, Rumunia, Austria, Włochy, Francja i Niemcy też), wyjście Wlk Brytani z Unii, wreszcie konfrontacyjna droga Ameryki w wydaniu Trumpa - to wszystko źle wróży na przyszłość. Młode pokolenia wychowały się w czasach dobrobytu i pokoju i nie pamiętają jak to jest walczyć na wojnie, głodować, stać na granicy w kilkugodzinnych kolejkach, towarów spod lady, kombinowania itd. Nie pamiętają nawet czasów zorganizowanej przestępczości, która trzęsła elitami naszego kraju (ja w zasadzie też ledwo pamiętam). Teraz też mamy zorganizowaną przestępczość, ale to już nie ta skala co w dzikich czasach transformacji gospodarczej. Nikt nie pamięta ile korzyści wynieśliśmy w wolnego handlu, jaki rozwój gospodarczy dzięki temu mieliśmy. Żyjemy w uroczej bańce ale młodym to nie wystarcza. Szukają innej drogi nie mając pojęcia do czego może doprowadzić ten kierunek. Za każdym razem kiedy ktoś wykrzykuje skrajnie lewicowe hasła gospodarcze to sobie myślę - To już kiedyś było, nazywało się komunizm i się nie sprawdziło. Za każdym razem gdy ktoś wykrzykuje nienawistne hasła w stosunku do jakiejś grupy ludzi (gejów, obcokrajowców itp) to sobie myślę: Tak się zaczynał faszyzm w Niemczech i nikt się temu nie przeciwstawił, a do czego to doprowadziło to przecież wiemy. Dlaczego powielamy te same błędy? Dlaczego pozwalamy na mowę nienawiści i na nawoływanie do segregacji? Młodzież chce nacjonalizmu, protekcjonizmu, a to jest droga donikąd. Tylko współpraca da nam siłę i bogactwo. Jak się w Europie pokłócimy to mogiła. Koniec wolności, dobrobytu i prawdopodobnie pokoju.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 19:20
Każda z was się trochę myli. Samo PO nie ma większości, ale koalicja 15X już tak. Wybory wygrał PIS - ta partia miała najwięcej głosów, ale nie wystarczająco do samodzielnego rządzenia. Za to po latach kłótni ze wszystkimi straciła zdolność koalicji. Konfederacja może by z nimi poszła, ale PIS plus Konfederacja nadal nie mają większości. Dlatego PIS robił po wyborach umizgi do Kosiniaka-Kamysza. Teraz też to robią. Liczą na to, że PSL ulegnie.
Wotum zaufania do rządu jest nie dlatego, że im brakuje głosów, ale po to, żeby pokazać, że koalicja 15X jest nadal jednością i nadal mają większość i będą rządzić.
Co złego się stało dla PO i reszty, że Nawrocki wygrał wybory? Ten prezydent nie pozwoli im na uchwalenie żadnej ważnej ustawy, bo wszystko będzie wetował, jak Duda. Nie ma szans na uporządkowanie sytuacji w wymiarze sprawiedliwości, nie ma szans na zliberalizowanie aborcji, nie ma szans na związki partnerskie. Nawrocki (obym się myliła) nie będzie działał na korzyść Polski, tylko będzie regularnie podstawiał koalicji nogę.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 15:06
Facella, w internecie wyzwiska lecą równo z obu stron. I tu, i tu są osoby kulturalne i są takie, które aż plują wulgarnością i chamstwem. Nie bardzo tylko rozumiem jakim cudem wypociny randomowych internetowych trolli powiàzałaś bezpośrednio z Trzaskowskim i jego sztabem wyborczym. I co ciekawe powiązania w drugą stronę nie widzisz.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 14:46
wyzywając go od debili, patusów i pojebów,
Facella, chyba mnie coś ominęło? W którym miejscu i z jakich ust padły te słowa?
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 14:14
PiS mają kogoś w sztabie który umie dotrzeć do wyborców i powiedzieć co chcą usłyszeć.
donkeyboy, a mnie się wydaje, że problem jest z drugiej strony - oni łykają jak pelikany wszystko co PIS powie, choćby to była największa bzdura lub niedorzeczność. Tak jest, bo PIS to powiedział. A jeśli do nich pójdziesz i zaczniesz im coś innego opowiadać, to choćbyś miała na to dowody to powiedzą, że to kłamstwo.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 03 czerwca 2025 o 14:07
infantil, nawet nie tylko możesz mieć rację, ale masz rację. Do prawej strony Polski niestety nic nie dociera. Wybory pokazują, że cokolwiek by się nie zadziało to oni i tak zagłosują tak jak PIS im każe. Najgorsze jest jednak to, że partiom z poglądami nacjonalistycznymi, ksenofobicznymi, agresywnymi i nietolerancyjnymi poglądami, homofobicznym, antysemickimi oraz o zgrozo skrajnie szowinistycznymi i antyrównościowymi udało się przekonać większość społeczeństwa, że to jest ok. A nawet że to jest fajne, cool i pożądane. I to jest dla mnie prawdziwy dramat. Że większość społeczeństwa pasuje kandytat na prezydenta "bo jest silny i umi się bić". Serio? Tak nisko upadliśmy jako społeczeństwo, że to nam najbardziej imponuje? Dziwimy się, że tyle jest agresji w społeczeństwie, w sferze publicznej, wśród dzieci. Ale to wszystko składa się na spójny obrazek.
I teraz straszą nas imigrantami i tym, że w Polsce zrobi się niebezpiecznie na ulicach. Ale prawda jest taka, że jeśli w Polskę pójdzie przekonanie, że agresja, sutenerstwo, złodziejstwo, używki są cool, gwałt to tylko nieprzyjemność a miejsce kobiety jest w domu przy garach to nie będziemy potrzebowali ani jednego imigranta, żeby wkrótce na naszych ulicach zrobiło się bardzo niebezpiecznie.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: EMS dnia 26 maja 2025 o 19:45
Mnie się wydaje, że pies w stajni jest obiektem pożądanym. Bo jednak dobrze, jeśli konie znają psy i się ich nie boją. Oczywiście ten pies powinien w stajni odpowiednio się zachowywać. To jest jasne.
My jeździmy w teren do lokalnego lasko-parku, położonego prawie w środku miasta. Tam jest zatrzęsienie psów. Ale dla naszych koni to nie jest problem, bo są do tego przyzwyczajone. Jeszcze nie zdarzyła mi się nieprzyjemna sytuacja. My na koniach zwracamy uwagę na ludzi i psy. Jeśli jedziemy kłusem lub galopem ścieżką to zwalniamy do stępa, prosimy i odwołanie i przytrzymanie psów. Jak trzeba to stajemy i czekamy aż ludzie i psy usuną się z drogi. Z drugiej strony ludzie zawsze robią nam miejsce na przejazd. To kwestia kultury i szacunku dla innych użytkowników tych terenów. Zmieścimy się wszyscy. Potrzeba tylko trochę życzliwości z każdej strony.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 22 maja 2025 o 11:09
Tak, bardzo mnie bawi skrajnie katolicka narracja Konfederacji. Zabijać nie wolno, no chyba że przestępców. Wolność! Ale tylko do niepłacenia podatków. Do ślubu z osobą tej samej płci to już nie. Ani do rozwodów. Bo co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela..no chyba że ma się znajomego księdza to załatwi unieważnienie ślubu. Trudno. Może nawet nie będzie trzeba alimentów płacić? W końcu WOLNOŚĆ. 😉
Ps. Trochę z przymrużeniem oka. Nie czepiajcie się szczegółów, proszę.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 22 maja 2025 o 10:57
Grzesząc tak, jesteś cały czas w grzechu i nie powinnaś chodzić do komunii po spowiedzi. Bo cały czas nie jesteś czysta
tunrida, No to właśnie nie chodzę. Ale czy grzech skreśla mnie z grona katolików?
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: EMS dnia 22 maja 2025 o 10:31
tunrida, myślę, że wg twojej teorii mniej więcej 99% katolików jest katolikami tak po trochu. Bo jakby spojrzeć na wszystkie założenia i zasady katolicyzmu to każdy jakąś zasadę świadomie łamie.
To nie jest tak, że ktoś "uważa inaczej, więc nie do końca jest katolikiem". Błędy i grzechy popełniamy świadomie, nawet wiedząc i akceptując poglądy kościoła. Gdyby każdy katolik tak gorliwie trzymał się zasad i przykazań to nikt nie musiałby się spowiadać. Ja np kiedyś, kiedy byłam jeszcze bliżej kościoła i CHCIAŁAM być bliżej kościoła to nagle uświadomiłam sobie, że nie mogę w zgodzie z własnym sumieniem iść do spowiedzi i przystąpić do komunii. Bo pomimo tego, że jestem w kościelnym małżeństwie i nie zdradzam męża to stosuję antykoncepcję. I nie mogę się z tego wyspowiadać, bo ani tego nie żałuję ani nie pragnę poprawy. Ba!, ja nadal pragnę stosować antykoncepcję. A warunkiem dobrej spowiedzi jest żal za grzechy i postanowienie poprawy.