Dopiszę się z jeszcze jedną historią mojej pomyłki w ocenie, to rozgoryczenie jeszcze gdzieś tam we mnie tkwi, więc może jak się podzielę to się trochę odczepi. I tak trochę ku przestrodze, jak to my sobie możemy po próżnicy oceniać po naszemu a w życiu wychodzi to co wychodzi.
Poznałam kiedyś fajnych ludzi, parę - i ona i on do rzeczy, sympatyczni, nietuzinkowi, przy pierwszym kontakcie już czułam, że to będą dobrzy kumple, pozytywni. Dołączyli do grona moich stałych znajomych. Widywaliśmy się często, śmialiśmy razem do rozpuku, mieli genialne poczucie humoru. Ponieważ wynajmowali małe klitki i często zmieniali miejsce zamieszkania, zaprosili nas uroczyście do siebie, całą paczkę, dopiero po kilku latach, kiedy to się zakredytowali i kupili mieszkanie. Wiedziałam, że mają kota, przewijał się w opowieściach. Poszłam do nich i... przeżyłam szok, bo okazało się, że kot jest praktycznie obłąkany. I że jest taki, ponieważ go dręczą. Programowo, z uciechą podtrzymywali ciągły stan zagrożenia i napięcia, wymuszane "zabawy" były dla kota okropne, co całym sobą dawał do zrozumienia, zmuszali go siłą do tego co uważali za zabawne, kiedy zaczynał się bronić zębami i pazurami to pan domu go tłukł. Kot w końcu wyrywał się i uciekał, na co pani domu wyciągała go z kryjówki, brała na ręce sprawdzonym chwytem, by nie mógł gryźć ni drapać i tak odwróconego brzuchem do góry nosiła, na zmianę ciumkając i dmuchając mu prosto w nos lub imitując syczenie i miauczenie. Kot walił ogonem na wszystkie strony i wył w skrajnym zdenerwowaniu, co niemożebnie śmieszyło moich znajomych i podjudzało do serwowania dalszych "rozrywek", których nie będę już opisywać, bo mi się coś robi na wspomnienie. Nie kryłam zdumienia i zgorszenia, usiłowałam porozmawiać o tym co robią - jak grochem o ścianę, "on to bardzo lubi", "zresztą on zawsze był rąbnięty", "bez obaw kot ma dobrze" - generalnie oj tam przesadzam. Nic, zero refleksji. Miałam potwornego kaca moralnego po tej wizycie, rozkleiła mi się rzeczywistość na dwa niepasujące obrazy, myślałam, że może jakaś chwilowa pomroczność ich ogarnęła, chcieli się popisać, cholera wie. Ale żeby oni? To niemożliwe, przecież ja znam tych ludzi. Nawet rozważałam zostawienie psa na jeden dzień pod ich opieką (Bóg strzegł, że zmieniły mi się plany) Byłam więc jeszcze kilka razy - i to samo. Gadać mogłam do ściany. Tak mną to wstrząsnęło, że zaczęłam wygaszać znajomość aż do kompletnego jej zaniku. Nie wiem gdzie teraz mieszkają ani co robią. Nie wiem co z kotem. 🙁
Ja to pierwsze wrażenie nazywam aurą. Nie chodzi tu o jakieś zjawiska paranormalne, bardziej o to, jak intuicyjnie odbieram drugą osobę na podstawie jej zachowania, sposobu mówienia, gestów itp. Najbardziej odrzuca mnie od "sztucznej" uprzejmości, narzekania na wszystko i wszystkich, plotkarstwa, wulgarności.
Niesamowicie lubię ludzi z pasją. Co to za pasja, to sprawa zupełnie drugorzędna. Jeśli ktoś potrafi o czymś ciekawie opowiadać, lub widać, że coś mu sprawia wielką radość, od razu ma moją uwagę. No i szacunek dla rozmówcy i jego poglądów też jest bardzo ważną sprawą.
Z drugiej strony wiele osób ma tak świetne zdolności aktorskie, że łatwo się nabrać i pierwsze wrażenie można szybko włożyć między bajki.
Zauważyłam, że ludzie bardzo lubią mnie oceniać pierwsi zanim cokolwiek powiem i zanim mnie lepiej poznają. Już sporo razy zdarzyło się tak, że ktoś się wobec mnie uprzedził, nie chciał rozmawiać, a przy spotkaniu na żywo totalna zmiana nastawienia. Nic na to nie nie umiem poradzić, że jestem według wielu osobą niepozorną.
Jest takie powiedzienie - "z kim przystajesz - takim się stajesz". Czyli, generalnie, nie przystaję z kimś, kim sama bym nie chciała być. A tak ogólnie - ja nie oceniam pierwszego wrażenia. Dla mnie ludzie mogą mieć brudne paznokcie (ciężko pracujący), brudne buty (może mieszkają na wsi i zwierzynę oporządzają), mieć prosty zasób słów i drętwe poczucie humoru - ale ważne, żeby ich czyny były szlachetne. Ja właśnie oceniam to, co dana osoba zrobiła, powiedziała, a nie to, jak wygląda, ile ma i co osiągnęła. Mam przykład z własnego podwórka. Osoby "och i ach", kulturalne, wygadane, elokwentne, z którymi na pierwszy rzut oka można by bylo konie kraść - zawiodły mnie nie jeden raz na całej linii. Natomiast te osoby, na które inni gadają, że "oni tacy prości, nudni, jakie oni ciuchy zakładają, itp..." - właśnie zauważyłam, że na nich zawsze mogłam liczyć, przy herbacie walą prosto z mostu, co im leży na sercu, wszystko można ugadać, załatwić bez obaw, że w plecach wyląduje kolejny nóż.
No i mnie też wkurzają tacy, co patrzą na innych z góry. A jeszcze bardziej tacy "och i ach, piękni, wspaniałomyślni, tacy wielcy, kochający, przyjaźni, mądrzy... a tak na prawdę w środku sam fałsz i zgnilizna.
Pamietam pierwsze wrazenie gdy poznalam naszego lokatora, aktualnie bardzo dobrego kumpla- matko z bosakiem, jak ja go na poczatku nie trafilam 😉 Wydawal mi sie denerwujacy, taki "fafarafa", probowal sypac zartami ktore mu kompletnie nie wychodzily, nasladowal Konrada jako swoje "guru"(kiepski gust 😁 ) i generalnie wzbudzal we mnie checi zwyczajnego przylozenia mu w twarz 😉 Pojecia zielonego nie mam dlaczego tak na niego reagowalam. Ale zamieszkal z nami. Konrad stwierdzil, ze "zrobi z niego ludzi". Minelo pare miesiecy od tego czasu, poznalam chlopaka blizej, spedzilam z nim wiecej czasu- i bardzo go lubie. To naprawde fajny kumpel, mozna na nim polegac, zdecydowanie jest osoba ktorej moge zaufac. Moje podejscie do niego zmienilo sie o 180 stopni.
Ja swojemu pierwszemu wrazeniu nie wierze, bo bardzo czesto jest mylne. Potrafie osoby niegodne zaufania odebrac na poczatku jako najlepszych kumpli i odwrotnie. Dlatego zawsze daje sobie czas, zeby czlowieka poznac, pogadac z nim, wymienic poglady, spedzic wspolne chwile i dopiero wtedy wydaje "osad" 😉
Nie wiem jakie sama robie pierwsze wrazenie. Bo albo zachowuje sie jak totalna wariatka i rzucam teksty z czapy, albo... nic nie mowie 🤣
Jak to pisał mój ukochany Pan Hrabal: (...) Na Kalczawce raz powiada harmonista – prawdziwy mężczyzna jest zawsze trochę podpity, troszkę zmarznięty i odrobinkę śmierdzi uryną (…). - zatem to pierwsze wrażenie bywa różne. Mnie urzekają, jak pisałam, zamszowe buty, obcy akcent (pod warunkiem, że jest czeski lub rosyjski) no i gra na gitarze. Wtedy wszystkie moje oceny biorą w łeb i jestem ślepo zachwycona. 🤔wirek:
Próbuję właśnie znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich moich bliskich koleżanek i coś mi nie idzie. Najpierw pomyślałam - poczucie humoru totalnie podobne. Ale nie, są wyjątki 😉 Potem - wszystkie to silne babki, wiedzą czego chcą i super sobie radzą w życiu, nie narzekają tylko walczą - ale też jest wyjątek. Potem, że może wewnętrzna energia, ciekawość świata - i to może to? Sama nie wiem. Chyba po prostu muszę poczuć z kimś absolutny "flow" i WIEM, że to będzie mój znajomy, inaczej nie da rady. Ciekawy temat, Taniu.
Mamy znajomych na wielu stopniach zażyłości. Takich w pracy i takich od serca i takich pośrodku. Jedne formy przechodzą w inne lub nie. Dlatego pytałam głównie o to pierwsze wrażenie. O narzędzia/instynkt/ sposoby/doświadczenia. Co decyduje, że znajomość toczy się dobrze, średnio, wcale. Jednak cieszy mnie, że dyskusja rozlewa się i na boki.
Ja powiem szczerze, że nie lubię poznawać osób nieśmiałych i bez dystansu do własnej osoby, bo sama jestem dość bezpośrednia i pewna siebie, poza tym dużo żartuję. Tak jak u Dodofon - albo siada chemia albo nie, zazwyczaj jak od razu łapię dobry kontakt, to z osobami podobnymi do siebie.
Mam dokladnie tak samo. I choc staram sie nie uprzedzac to raczej zwykle pierwsza impresja sie sprawdza.
kujka, ciekawe co sobie pomyślałaś jak mnie pierwszy raz zobaczyłaś i wiozłam w samochodzie talerzyk z kanapkami między siedzeniami 😁 Rany, a ja białego pudla miałam... ile straconych przyjaźni!
Ja chyba sobie radzę w pierwszych kontaktach. To znaczy nie jestem nieśmiała, ale podejrzewam, że jakiś mur jest, bo często sama go czuję. Nie wiem kto go bardziej tworzy: poznana osoba czy ja. Te pierwsze godziny nowej znajomości kojarzę jakoś tak... powierzchownie, badawczo - pewnie za dużo analizuję. Najlepiej się czuję z osobami, nad którymi nie muszę się zastanawiać.
O, i to chyba właśnie cenię: gdy człowiek nie ocenia jaki jesteś, tylko cię takim przyjmuje. Otwartość, szczera ciekawość, prawdomówność, prostolinijność. I wtedy nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś jest nieśmiały, czy przebojowy. Musi być prawdziwy i dobrze się z tym czuć.
Tania, fajny temat. Ja lubię ludzi, tak po prostu. Lubię poznawać, słuchać, bardzo lubię ludzi otwartych, ale nie zbyt bezpośrednich (rzucanie się na szyję przy drugim spotkaniu mnie usztywnia 😉 ). Lubię ludzi mądrych, ale nie przemądrzałych i dowcipnych ale nie zachwycających się własną głupotą. I takich ludzi staram się wokół siebie gromadzić. Innych bacznie obserwuję i trudno mi się przełamać do pewnych znajomości.
Często o znajomości decyduje ta pierwsza chemia i wrażenie, że z taką osobą chętnie się zakoleguję. Są osoby, które na które z marszu mam alergię. Nie lubię uciekających oczek i takiego uczucia, że ktoś chce mi kitów nawciskać. Niestety wcześniej czy później sprawdzają się moje przypuszczenia, że z takimi osobami będą nieprzyjemności.
Ja wiem jedno - nie lubię ludzi-mimoz. Takich co to sie nie odezwą, flegmatyków i ludzi bez energii życiowej. Moje pierwsze wrażenie najczęściej się sprawdza. Dużo tez zależy od sytuacji w trakcie poznawania sie, bo zupelnie inaczej jest wchodzic samemu w totalnie nowe środowisko (byc nowym w pracy/szkole/poznawać znajomych swojej drugiej połówki) a zupelnie inaczej jest z tej drugiej strony i to ta druga osoba jest "świeżakiem".
[quote author=Cricetidae link=topic=97176.msg2313837#msg2313837 date=1426287562] Ja wiem jedno - nie lubię ludzi-mimoz. Takich co to sie nie odezwą, flegmatyków i ludzi bez energii życiowej.
ano, ich auch 😉 [/quote]
Można nie raczkować, można przejść z siedzenia do chodzenia, ale błagam. Nie ciągnijmy tego tematu, bo zgłoszę wszystkich jak dzieciowy temat zagości tutaj 😁
zadziwiła mnie głównie Tania. No, nie spodziewałam się takich "analiz", muszę przyznać 😉
Przestałam oceniać ludzi po ubraniu. Sama wielokrotnie musiałam chodzić w zdartych, zniszczonych ubraniach, bo nie miałam innych. Teraz też muszę łazić w adidasach przez wypadek, mimo, że wolałabym nosić szpilki. też wolałabym mieć ładne ubrania, ale może kiedyś, teraz są ważniejsze sprawy 😉 Więc staram się nie oceniać pochopnie, bo to nie jest takie proste, na jakie czesto wygląda.
Mam tak, że z większością ludzi się dogadam. Ciężko mi tylko z ekstremalnie ekstrawertycznymi (bo mnie "stopują", a jestem równie ekstrawertyczna i czuję "tarcie"😉 oraz skrajnie introwertycznymi, bo to ja ich łatwo przytłaczam. Albo mi się z kimś dobrze rozmawia - albo źle. Po kilku zdaniach można zobaczyć, czy "to zadziała". Lubię rozśmieszać ludzi, śmiać się z siebie, więc najlepiej przebywa mi się z ludzmi z podobnym poczuciem humoru, dystansem do siebie. Mam dość "specyficzne" poczucie humoru, więc to może jest jakaś "ocena". Jeśli kogoś moj czarny humor nie odstrasza - będzie dobrze 😉
Ciekawy wątek, bo zawsze oceniamy ludzi- mniej lub bardziej świadomie. Ciężko mówić o pierwszym wrażeniu jako takim, bo to bardziej intuicyjne doświadczenie, ale o wrażeniu jako takim już tak. Zdecydowanie zwracam uwagę na zapach, ręce- zadbane dłonie, czyste włosy. Piszę o takich "miastowych" osobach, odrzuca mnie brud za paznokciami, zdarty do połowy lakier. Bardzo to dziwne w obliczu tego jak sama wyglądam po powrocie ze stajni 😁. Patrzę też na zęby, czy są zadbane- widzę je gdy ktoś że mną rozmawia. Kontakt wzrokowy bardzo się liczy, nastawienie poznanej osoby. Tak naprawdę jednak to wywarte wrażenie nie ma żadnego większego wpływu- bo to nie ono decyduje o relacji, tylko charakter i postępowanie danej osoby.
Tak jeszcze odrobinę bardziej się wywnętrzając, to stwierdzam, że mam same ładne koleżanki 😁 - no jakoś tak wychodzi 😀 W każdym razie mam tylko kilka bliskich koleżanek, natomiast wszystkie to fajne, konkretne i nietuzinkowe dziewczyny. Nie to, że każda jest taka sama - bo są zupełnie rózne, ale albo od początku były podobne do mnie, ergo, odbijały moją energię, albo ja swoim podejściem coś w nich z czasem wyzwalałam i zaczynałyśmy się fajnie komunikować, albo od razu była totalna komitywa. Isabelle - myślę, że byśmy się polubiły 😉
zadziwiła mnie głównie Tania. No, nie spodziewałam się takich "analiz", muszę przyznać 😉 (...)
Ja sama siebie zdziwiłam dzięki tej dyskusji. Bardzo ostrożnie podchodzę do nowych znajomości, obserwuję, mam mnóstwo kryteriów i zwykle się wycofuję. Nie zadzieram nosa, ani nie oceniam wedle kryterium zasobności. Przeciwnie. Pewnie to ja na tym tracę, ale wystarczy jeden niepokojący syganał i już: frrrrr.... odlatuję na pobliskie drzewo. No tak mam i już.