Cóż, ostatnio zanika rola spotkań towarzyskich 🙁 Mimo znanego: "Polityki nie uprawia się w sejmie, politykę uprawia się na salonach". Czy fora w internecie przejmą z czasem rolę salonów? Wątpliwe, biorąc pod uwagę wpływ zacności jadła i napojów na pracę umysłów 🙂
niesobia, dziękuję za zacną propozycję! Oj, byłoby ciekawie, nie wątpię!
melehowicz, nazywasz mnie kreacjonistką, nie zawężając pojęcia. Nie zgadzam się na takie nadużycie. Owszem, nie wierzę, żeby wszechświat był dziełem przypadku. W coś takiego można wierzyć albo nie, nauka ma tu niewiele do ustalenia. Wierzę, że wszechświat ma swoja logikę i Praprzyczynę - i nie jestem w tej wierze odosobniona, oj nie. Ale do poglądów Świadków Jehowy (o ile się nie zmieniły od czasów, kiedy miałam kontakt z tymi poglądami) dosłownego przyjmowania Biblii mi daleko. Uznaję za oczywiste, że w życiu biologicznym na Ziemi zachodzą zmiany, i że część z tych zmian (przecież w fenotypach) przenosi się w następne pokolenia, choć nadal wiemy zbyt niewiele o zasadach takiego przenoszenia. Skłaniam się ku poglądowi, że zachodzenie takich zmian jest częściowo losowe, a częściowo - zakodowane. Ale trudno mówić o zupełnej przypadkowości. Do "jedynie słusznych prawd naukowych" zdążyłam nabrać sceptycyzmu, biorąc pod uwagę dany moment w rozwoju nauki. X lat temu kto słyszał o dziedziczeniu mitochondrialnym (tak przykładowo)? I wątpię, że kiedykolwiek odkryjemy Wszystko, Trafnie. Mimo że "smoka upolować trudno" - to starać się trzeba. Dokładając należytej staranności i nie poświęcając ważnego narzędzia badawczego, jakiego dopracowała się ludzkość - logiki - dla uprzedzeń czy przeświadczeń. Taka krótka lektura: http://www.fronda.pl/a/darwin-kreacjonizm-i-kosciol,20136.html Owszem, bliska jest mi idea inteligentnego projektu, może dlatego, że z wykształcenia jestem projektantem.
Z reguły staram się uważnie czytać posty adwersarzy. Proszę cię halo o to samo. Wyłączyłem sprawę Sacrum z dyskusji w dwóch postach - w poprzednim również. Obawiam się że dalsza dyskusja na ten temat nie przyniesie owoców.
niesobia: jako żywo! jako żywo! czas ruszać w inną stronę.
melehowicz, skoro tak, to bezpodstawnie zarzucasz mi kreacjonizm. Kreacjonizm twierdzi, że gatunki zostały raz na zawsze dane, podczas gdy ewolucjonizm, że rozwinęły się one i rozwijają, i należy zbadać jaką ścieżką proces ten przebiegał.
Gatunki się rozwijają. Podważam jedynie bezpodstawne przekonania, na jakiej zasadzie się to odbywa. Bo wypadałoby odróżniać to, co wiadomo na pewno od ideologicznie warunkowanych domysłów. Na razie, powtarzam, w związku z rozwojem genetyki, Nauka ma kłopot z uzasadnieniem w jaki sposób warunki bytowe wpływają na genotypy, skoro rozpoznawalne obecnie różnice w genotypach niespecjalnie łączą się z różnicami w przystosowaniu do odmiennych środowisk.
Jeśli tak to powinnaś uzupełnić wiedzę zanim tak zdecydowanie, po za wszelka wątpliwością, obstajesz przy tym co ci się wydaje. Tym bardziej , że niczym pijany płotu trzymasz się tezy (zresztą miczurinowsko - łysenkowskiej) jakoby ktoś z nas twierdził, że środowisko wpływa deterministycznie na genotyp. Jakieś 50 lat temu udowodniono, ze takie twierdzenie fałszywe jest.
Jeśli środowisko nie wpływa (po x czasu) na genotyp - to jak dochodzi do dziedziczonych zmian? Mnie uczono tak: organizmy (zostawmy na boku wirusy) przystosowują się do środowiska. Te lepiej przystosowane mają większe szanse się rozmnożyć. Z upływem czasu/pokoleń przystosowanie jest premiowane ilością i jakością potomstwa. Mnie uczono, że to przystosowanie działa tak, że zachodzą korzystne mutacje - i te się dziedziczą, prowadząc do zróżnicowanych, przystosowanych organizmów potomnych (to nazywam sowieckim mitem Darwinowskim). Teraz są dwa wyjścia: jeśli korzystne(!) mutacje się dziedziczą - informacja genetyczna "dobrze przystosowanych potomków" powinna to odzwierciedlać, istotnie zmieniać się z pokolenia na pokolenie, a z tego co dotychczas wiadomo - tak nie jest. Pustynia czy Arktyka, przez setki tysięcy lat - nie odbija się zbytnio na informacji genetycznej, w znanym ludzkości zakresie. Może jedynie "odpadają" jednostki niekorzystnie zmutowane? Ale jeśli tak, to nie ma mowy o rozwoju, jedynie o systemie zapobiegania degeneracji. Drugie wyjście: to nie mutacje wpływają na rozwój. W takim razie: co? Co sprawia, że przy relatywnie niezmiennym DNA mamy "rozwój"? No i w końcu: skoro DNA danego gatunku cechuje się sporą stabilnością (z linku: niewielka różnica pomiędzy szympansem a człowiekiem) - co decyduje o tak ogromnych różnicach międzygatunkowych w budowie i funkcjonowaniu? Jeśli nie mutacje, to Co decyduje o np. zmianie kształtu kopyt i dlaczego jedne z tych zmian są przekazywane na następne pokolenia a inne nie?
Halo: coraz trudniej mi reagować na twoje posty. Z góry udzielasz sobie odpowiedzi i nie dopuszczasz informacji, że popełniasz błędy w rozumowaniu. Bardzo upraszczasz genetykę sprowadzając gen warunkujący powstanie cechy do najprostszej postaci A lub a . Gdyby twoi nauczyciele przyłożyli się bardziej nie poprzestaliby na badaniach Mendla (zakonnika) a poszliby dalej i pokazali, że dziedziczenie to także mechanizmy opisane przez Morgana na cechach warunkowanych przez wiele genów (co występuje we większości przypadków). Nie każde przystosowanie prowadzi do odrębności gatunkowej (umownie przyjmijmy uproszczoną definicje jako niemożność krzyżowania skutecznego). Tu dotykamy tej różnicy pomiędzy kreacjonizmem, a ewolucjonizmem. Kreacjoniści zadają kluczowe pytanie: pokażcie nam chociaż jeden powstały na nowo gatunek? Ewolucjoniści mogą na dzisiaj odpowiedzieć, że współczesna nauka istnieje za krótko, aby wyśledzić powstanie nowego gatunku. Wracając jednak do tematu cech warunkowane przez wiele genów (sprzężone): mają wiele postaci począwszy od palety barw kwiatków groszka, przez maści koni, aż do niepowtarzalności linii papilarnych. Tak, klacz konika polskiego może urodzić kare źrebię! Prawda, że nauka odkrywa ciągle nowe zasady/prawa dziedziczenia
melehowicz, jeśli zarzucasz mi błędy w rozumowaniu - wykaż je, wskaż. Twoja odpowiedź ma się nijak. Genom ("U nas" "połowa" genotypu, tak?) to zaledwie materiał genetyczny, nie całość informacji genetycznej. Łańcuch DNA jądrowego to też nie cała informacja genetyczna. Coraz więcej wiemy, ale nadal g* wiemy.
No coś podobnego: za mało czasu, żeby wyśledzić powstanie nowego gatunku. No super, tu bym się zgodziła, gdyby Ktokolwiek, Kiedykolwiek, poprzez wsteczne tysiąclecia Wyśledził powstanie nowego gatunku i jednoznacznie wykazał skąd się ów wziął (trzymając się uproszczonej definicji). Zakładając, że jednak tak, że gatunki Różnicowały się na skutek... wpływu Warunków środowiska, tak? (właśnie w to nie wierzę, i nie widzę najmniejszych naukowych podstaw do takiej wiary) to gdzie odbicie w genach tego procesu Różnicowania, hm?
Jako zorientowany w temacie może też zaspokoisz moją ciekawość, wychodząc z uproszczonej definicji gatunków: Jak to się dzieje, że z psów możemy wytworzyć wiele ras, o skrajnie odmiennych cechach fizycznych i charakteru, od pekińczyka po wilczarza (sama mam przedstawiciela jednej z najnowszych ras, "psa Stalina"😉, a z wilków, mimo znaczącej ilości pokoleń - ni huk? Nie nasuwa się przypadkiem, że przodkowie psów mieli jakąś dziwną "genetyczną plastyczność" a przodkowie wilków - nie? Jak to się dzieje, że jeden z najstarszych genetycznie gatunków na świecie - rekin (uprościłam do jednego gatunku), żyje w niezmienionej formie? Jak to się dzieje, że wymarłych gatunków dostatek, a z tymi, które się pojawiły - jakoś bieda? Jak to się dzieje, że znana nam systematyka Królestwa zwierząt znacząco "ewoluuje" pod wpływem badań genetycznych? Bo bliskie genetycznie okazują się gatunki, których "na oko" byśmy o to nie podejrzewali? Co w końcu o tym decyduje, o znaczących (a dziedziczonych) różnicach, dla uproszczenia nazwę je "wizualnymi", skoro to różnice średnio znajdują odbicie w genach? W informacji genetycznej - zapewne tak, wszak skoro niektóre się dziedziczą - to muszą. Ale nie widać tych różnic w sekwencjach nukleotydów, na ile zdążyliśmy je poznać, na ile jest to dziś dostępne naszej percepcji/nauce.
Nie, nie upraszam do postaci A lub a. Zrozum, żeby nie wiem jak złożone geny odpowiadały za cechę fizyczną przy założeniach "sowieckiego mitu Darwinowskiego" - istotne różnice międzygatunkowe cech fizycznych musiałyby znajdować odbicie w genotypach. Delfin powinien być genetycznie zbliżony do ryby - a nie jest.
Dlatego wydaje mi się, że sztuka przetrwania - tak, tu warunki środowiska sprzyjają selekcji, testując... w sumie zdrowie, systemy adaptacji. Ale o "plastyczności" form życia decyduje... na razie nie wiemy co. Niemal na 100% pewne, że informacja genetyczna. Ale niekoniecznie genomy, stanowiące tylko część tej informacji.
Wyślę ci rachunek za korki z genetyki. Genom to cała informacja genetyczna (zespół wszystkich genów) populacji/gatunku - w zależności do skali jaką rozpatrujesz. Współczesne taksonomiczne rozumienie pojęcia gatunek jest inne niż genetyczne, gdyż wiele gatunków krzyżuje się pomiędzy sobą skutecznie, a ich wyróżnianie ma charakter nieco "tradycyjny". Gdybyś z uwagą przeczytała mój poprzedni post to zrozumiałabyś dlaczego tak jest wśród psów. Jest taka metoda w edukacji a nawet ogólnie w przekazywaniu informacji, że podaje się przykład jakiegoś zjawiska i informuje się słuchaczy że objaśniane zjawisko działa także w wielu innych przypadkach. Wtedy słuchacz przymierza podany przykład do innych zjawisk, rozumiejąc istotę zjawiska samodzielnie udziela sobie odpowiedzi. Obraża mnie w końcu to , że próbujesz zadawać mi kłamstwo nie mając pojęcia zagadnieniu. Uważam, że szacunek dla rozmówcy wymaga chociażby podjęcia wysiłku i sprawdzenia znaczenia nieznanych terminów teorii i praw. Jeśli nie necie to ponownie polecam lekturę wspomnianej książki. Autor przybliża w niej w sposób bardzo zrozumiały te zagadnienia jakby przy okazji śledzenia losów rasy lipicańskiej.
Środowisko wpływa na genotyp i to bardzo . Wystarczy prześledzić 200 ostatnich lat z historii Polski . Zaborca i okupant wykańczał wszystkie waleczne,i inteligentne jednostki naszego narodu , i co teraz mamy za naród, ... potulne wołki do roboty, za dużo nie myślące . :/
melehowicz, gdzie ci zarzucam kłamstwo??? Czytam twoje posty z uwagą. Odpowiedzi na swoje pytania/wątpliwości jakoś nie dostaję. Ani żadnych sensownych i na temat argumentów. Genom to NIE JEST cała informacja genetyczna. Ty powinieneś sobie sprawdzić. Genom to jedynie zestaw genów, i to raczej w jednej nitce DNA (tu napotkałam rożne interpretacje). Przeczytałeś mój link odnoszący się do wiedzy szkolnej na poziomie rozszerzonej matury? Co tam jest nieprawdą? Co tam jest daleko idącym uproszczeniem? To mogłaby być baza pojęć, na podstawie której rozmawiamy.
titina, z tym, że mowa jest o Korzystnym wpływie warunków bytowych na genotyp. Nie o tępieniu osobników o danych własnościach, żeby się nie rozmnażały. O korzystnym wpływie na genotyp, co miałoby prowadzić do różnicowania gatunków. Na moje, jeśli faktycznie zachodzi tego typu Korzystny i Różnicujący wpływ warunków bytowych, powinno to być widoczne w genotypach współczesnych gatunków. Np. współczesne rekiny powinny mieć "lepsze" geny niż ich przodkowie z prawieków, te "lepsze" geny powinny się odbić w wyspecjalizowaniu = także w cechach fizycznych. O ile wiadomo, nic takiego nie zaszło od czasów dewonu. Jedynie "wypadły" "wersje" gorzej przystosowane (zakładając, że właśnie gorsze przystosowanie, a nie np. czysty przypadek - było tego powodem).
Halo: myślę , ze powinnaś krytyczniej podchodzić do informacji zawartych w nieprofesjonalnych źródłach informacji w internecie. Oto moje propozycje: http://merlin.up.poznan.pl/~strabel/dydaktyka/gci.pdf http://slideplayer.pl/slide/12507/ Jeśli znasz jeszcze jakieś inne nośniki informacji genetycznej niż geny to je wskaż. (tylko mi nie wymyślaj rRNA lub mRNA - bo to są wtórne, przekaźniki , nijako tłumacze informacji genetycznej). W przytaczanej definicji genomu używasz słowa" raczej w jednej nitce" - takiej definicji nie ma. Tu poszukaj: http://pracownicy.uwm.edu.pl/wasowicz/w3.pdf Natomiast jest "w pojedynczym zestawie =haploidalnym" - otóż w komórkach somatycznych zawarta jest podwójna ilość informacji genetycznej tj od ojca i od matki (u ssaków), natomiast w komórkach rozrodczych = gametach = plemnik/jajo znajduje się haploidalna ilość informacji, czyli losowo przydzielony wariant informacji (uproszczenie). Jest tak po to aby u podczas powstawania potomstwa = zapłodnienie połączyły się znowu dwa pojedyncze zestawy tworząc w komórkach somatycznych (komórki ciała = uproszczenie) podwójną = diploidalna informację genetyczną. A to z kolei po to , aby zaistniał "cud zmienności" (moje podkreślenie). Gdyż połączenie informacji genetycznej w procesie zapłodnienia generuje rozmaitość form danej cechy (ekspresję genu). Można upraszczając zaryzykować twierdzenie, ze im więcej locus =lokalizacji genów warunkuje powstanie danej cechy tym większa jej różnorodność - jak np maści u koni. Jeśli i ojciec i matka przekażą te same odcinki i jeszcze będą one recesywne (=o słabej sile przebicia) to pojawią się rzadkie formy tu: maści koni. najczęstsze będą te które będą warunkowane przez geny dominujące przekazane od choćby jednego z rodziców. Oczywiście natura to jeszcze bardziej skomplikowała sprzęgając geny z różnych lokalizacji, a to czasem wiążąc z płcią , a to z innymi cechami, lub wręcz upraszcza do jednego genu.
Ale nie zrażaj się genetyka to bardzo pasjonująca dziedzina wiedzy , a geniusz życia widać w biosyntezie białek (innych rzeczy człowiek pojąć nigdy nie będzie w stanie) .
melehowicz, proszę bardzo (nośniki informacji inne niż geny): odcinki pomiędzy genami, pseudogeny, DNA mitochondrialne. Skoro popełniasz taki błąd, nie tobie zasuwać pouczającym tonem o zestawie haploidalnym. Celowo używam prostego języka. "Nie ucz ojca dzieci robić" - nie tłumacz wykształconej matce trójki w jaki sposób się rozmnaża. Ta matka skutecznie pomogła synowi dostać się na medycynę. I ocenia poziom swojej wiedzy (poziom rozszerzonej matury z biologii, plus wiedza o statystyce, plus wiedza stricte z hodowli koni) za wystarczający do prowadzenia towarzyskiej rozmowy, bez wtrętów typu "doucz się" i przywoływania elementarnych pojęć . Tobie zaleciłabym staranną lekturę podlinkowanych przez ciebie materiałów - lekturę, a nie jedynie oglądanie obrazków. Może wtedy przestałbyś mylić genom i genotyp, genom eukariotyczny itd.
Odpowiedz mi na pytanie: co decyduje o... progu cechy progowej???
Upraszam - przestań rozważać wpływ genotypu a środowiska na konkretny fenotyp (w cechach ilościowych). Ja w ogóle nie o tym. Ja o tym, że gdyby faktycznie zachodził znaczący pozytywny wpływ środowiska na genotyp, w taki sposób, że potencjalnie dochodziłoby do różnicowania gatunków, że potencjał genetyczny rzekomo miałby być coraz lepszy a potomkowie coraz bardziej wyspecjalizowani - to musiałoby to być Widoczne w Genomie po n (duże) pokoleniach. Gdyby faktycznie dochodziło do coraz "skuteczniejszego" "losowania" genów na skutek (wpisać dowolne). Środowisko "wspierałoby" homozygotyczność cech "korzystnych", niekorzystna heterozygotyczność byłaby, z czasem, "karana". Tak nie jest, o ile się orientuję. Jest inaczej. "System" genetyczny wspiera coraz większą "losowość" doboru genów, "siejąc ziarna". Jest to tak potężna siła, że "zwrotny" wpływ środowiska można sobie w buty wsadzić (choć są takie cechy ilościowe, że niekoniecznie). Jeśli coś jest zwrotnie wspierane to sama zdolność organizmu do adaptacji, z dziwnych względów mało uwidoczniona w genomach. Środowisko w oczywisty sposób oddziałuje na fenotypy, ale zupełnie niekoniecznie na dziedziczność (że na odziedziczalność, to oczywiste, skoro tak jest zdefiniowany wzór odziedziczalności) pożądanych cech, a jeśli - to chyba Nikt nie wie, na jakiej zasadzie - biedzą się nad tym najtęższe umysły. Jedyne, co udało się mocno ustalić - że trzeba eliminować z rozrodu osobniki o nasileniu cech niepożądanych. I, jasne, zapewniać optymalne możliwości rozwoju potencjału genetycznego w konkretny fenotyp (np. prawidłowo żywić klacz w ciąży). Wiemy też, że dużo przodków przejawiających daną pożądaną cechę - nieco wpływa na zwiększenie prawdopodobieństwa wystąpienia tejże u potomstwa. Ale Nikt nie wie, na jakiej zasadzie się to odbywa. A im bardziej złożona dana cecha - tym mniej. Bo albo odchodzi zupełnie przypadkowe "losowanie" - albo nie, albo tym "losowaniem" coś steruje, a (na razie) Nikt nie wie co. W każdym razie, jeśli twierdzisz coś przeciwnego - wskaż, proszę - Jedną Korzystną mutację genu, jedną, jedyną, jednego genu. Nie? Nie ma dowodów na korzystne mutacje? Jeśli to nie Budowa genów wpływa na np. to że prawnuk wybitnie przypomina pradziadka - to co? Układ, tak? A jeśli ten miałby być w 100% losowy - to jakim cudem są konie, które wyraźnie "stemplują"? (pomińmy homozygoty, praktycznie nie występujące wśród koni gdy chodzi o cechy złożone).
edit: Bardzo, bardzo ważne! BARDZO ci dziękuję za materiał "gci.pdf" 🙇 Super! Rewelacja! Tam są znacznie ważniejsze (dla nas, koniarzy) rzeczy niż wszelkie rozważania " o istocie bytu" 😁 Z tego można się dowiedzieć, a raczej wywnioskować (studiując ze zrozumieniem i wiedząc co nieco o hodowli i Selekcji koni) i dlaczego z tymi folblutami jest takie zamieszanie, i dlaczego np. Cornet Obolensky jest taki popularny, i dlaczego nadal z sukcesem można dobierać końskich rodziców "na oko"(niezupełnie na oko, ale dlaczego słynna "intuicja hodowcy" jest nieoceniona)... 😅 Dowiedziałam się też, jakie są naukowe podstawy tego, że osobiście Wielce sobie cenię folbluty. W hodowli. Można też dostrzec jakie błędy są powszechnie popełniane przy "naukowej" hodowli koni i skąd się biorą.
niesobia, nie dziwię się. Nie wiem o co chodzi melehowiczowi. Mnie chodzi o to, że Środowisko Nie Warunkuje potencjału genetycznego następnych pokoleń, co znakomicie potwierdzają materiały linkowane przez m., gdzie czynniki środowiskowe traktuje się (słusznie) jako opozycję wobec potencjału genetycznego, w szacowaniu tegoż. A zatem niemożliwe jest różnicowanie gatunków pod wpływem czynników środowiskowych (czyli sowiecki mit Darwinowski typu "byt kształtuje świadomość"😉. Jednocześnie wiemy, że pewne... nabyte własności, korzystne, przenoszą się w następne pokolenia, choć na razie nie wiadomo na jakiej zasadzie. Nie w budowie genomu.
melehowicz, tak? Gdzie odpowiedziałam na pytanie co decyduje o progu cechy progowej?
Wracając do tematu wątku, w związku z zawartością linków od m. Z tych linków wynika jasno, wobec słabej odziedziczalności wartości cech pożądanych przez jeźdźców, że w polskich warunkach są możliwe dwie drogi zwiększania prawdopodobieństwa postępu hodowlanego. Jedna to bazowanie na ogierach z Licznym sprawdzonym potomstwem, dobrze by było, żeby tego potomstwa było około setki. Druga to wielokrotna ocena fenotypów rodziców, ze szczególnym uwzględnieniem osobników wybitnych użytkowo przy niekorzystnych "czynnikach środowiskowych". I pewnie można to mieszać, co wydaje się skuteczną strategią. Użyć matki o wybitnych walorach adaptacyjnych, potwierdzonych użytkowością i ojca o licznym sprawdzonym potomstwie. Mitem jest wnioskowanie o ogierze na podstawie kilku sztuk potomstwa. Ocena półrodzeństwa wobec potrzeb jeźdźców i warunków użytkowania koni też jest bez sensu. Wyliczyłam sobie, ile potomstwa minimum wchodzi w rachubę przy przeciętnej odziedziczalności wartości cech korzystnych jeździecko, żeby szacowanie mogło przewyższyć ocenę fenotypową. Wyszło mi... 9. Inna sprawa, że samo definiowanie cech "korzystnych jeździecko" leży i kwiczy. Także u Holendrów, którzy w tej dziedzinie zrobili najwięcej. Jeśli chcemy postępu hodowlanego na obszarze koni sportowych, fajnie by było, żeby ktoś skupił się na trafnym zdefiniowaniu pożądanych cech. Samym zdefiniowaniu, ich wartości to już dalsza sprawa.
Halo znowu pomyliła odziedziczalność z powtarzalnością. Dla jasności, odziedziczalność to rozpowszechnienie cechy w populacji, a powtarzalność to zdolność do przekazywania cechy na potomstwo.
Odziedziczalność, wg linkowanych materiałów, i wg mojej wiedzy (tu jest zgodność), to, najogólniej, proporcja wpływów potencjału genetycznego a wpływów środowiska. Tak wynika ze wzoru, nie chce być inaczej. O powtarzalności w linkowanych źródłach nie ma ani słowa.
Halo: od razu widać, że nie czytałaś, bo jeden z linkowanych materiałów traktuje właśnie o relacjach powtarzalności i odziedziczalność w postępie hodowlanym. Jeśli nie masz siły przeczytać, to użyj funkcji Ctrl+ f i wyszukaj poszukiwane słowo.
Dzisiaj zmienił się wiatr o 180 stopni, idzie albo deszcz, ale najpewniej śnieg, bo ciśnienie przy tym leci na łeb na szyję , w piecu to się coś kopci , nie pali :/
melehowicz, a który, słoneczko? Bo czytałam dokładnie wszystkie. Jak mnie to wk*rza, grr! Jakim Prawem śmiesz coś takiego pisać??? Jak piszę, że czytałam to Czytałam. Howgh. Linkujesz coś, czego nawet nie czytałeś??? Wskaż, łaskawco "powtarzalność". Nie ma. Zdaje się, że masz głowę nabitą nie wiedzieć czym. Skąd wiem że nie czytałeś? Wiedziałbyś co to genom. Nie podałbyś błędnej definicji odziedziczalności. Coś ci by mówiło "cecha progowa". Wg mnie - jesteś zindoktrynowany. Nie wiem czym, ale wmawianie że w linkach (z postu #311) jest coś o "powtarzalności" to przegięcie.
Halo" pierwszy link wg numeracji na spisie treści stron dziesiąta (10) Zdaje się że nasze pitolenie mało kogo interesuje a wręcz denerwuje forumowiczów. Ja deklaruję ,że w tym wątku pojawię się tylko na zaproszenie - czyli się niepojawię. Pozdrawiam wszystkich i przepraszam za tą.... "scenę" . Zapraszam do wątku bożonarodzeniowego w dziale Towarzyskie.
Mogą ignorować. Rozmowa jest na temat: "Mity i prawdy o rasach. Zdrowie, charakter, użytkowość" i szkoda że nikt się nie dołączył. Myślenie boli? Czytanie boli? Jeśli chcemy w ogóle cokolwiek co mitem, co prawdą - to na jakiejś podstawie trzeba rozmawiać.
Bardzo przepraszam. Faktycznie pominęłam powtarzalność. Jeden akapit na 85 stron. Nie dziwię się. Nie ma najmniejszego znaczenia dla naszych, tak nudnych, rozważań: Powtarzalność cech jest wykorzystywana przy obliczaniu wartości hodowlanych w oparciu o powtórzone obserwacje u tego samego osobnika. To pytam: jak można pomylić odziedziczalność a powtarzalność? Ja nie mylę. Powtarzalność w ogóle mnie nie interesuje. Pożądane jeździecko cechy u koni sportowych nie są na tyle mierzalne. Wiem, że poustalano na ten temat odrobinę, typu "kąt odbicia taki a taki" i powtarzalność niektórych "klocków" jest spora. I co z tego, jak odziedziczalność nikła. Nie byłaby nikła w pogłowiu typu 300 jagniątek po tatusiu w tym samym stadzie. Odziedziczalność wartości takich cech liczy sobie w porywach 0,27. Co przy nierównych warunkach "środowiska" (odchów, (niestety) trening do "skoków luzem"😉 i przy znaczącym spokrewnieniu koni sportowych całą matematykę, eee... czyni mniej użyteczną iż dobrą intuicję fachowca.
Julie, Prz[quote]Bardzo ciekawy wątek. 😀Aż mi się na wspomnienia zebrało, w związku z arabami i folblutami.W szkółce jeździeckiej Sopockiego Ludowego Klubu Jeździeckiego, w której jeździłam jako dziecko, było 5 siwych, przenajczystszej krwi arabów, Epuzer, Dym, Ataman, Delft i Fiord. Dwa gniade angloaraby, Ale Fajna i D... nie mogę sobie przypomnieć imienia. Trzy kare folblucice, Pestka, Darolga i Peseta...Wtedy nie było czegoś takiego jak s.p. Julie,
Dzień dobry, przepraszam ,że odkopuję tak stary wpis, ale to chyb a jedyne miejsce, gdzie są wspomniane konie, które i ja "znałam", króciutko, ale jednak. Miałam tam takie symboliczne lekcje w latach 1989 i 1990 w lecie 😉 Pozdrawiam