Forum towarzyskie »

Miasta w Polsce i na Świecie - nasze ulubione i znienawidzone

Jak najbardziej zamierzam się przeprowadzić jak tylko będę mogła. Oczywiście, że fajnie, że mamy takie imprezy - nie napisałam nigdzie, że to źle. Po prostu ja wolę przyjechać sobie na taki koncert niż mieć go tuż pod domem  😉


Misiek nie, nie mieszkam, bywam czasami i zawsze wydawało mi się, że to niesamowite miejsce. Opowiesz coś więcej na temat tej historii? Albo podrzucisz jakąś stronę, gdzie można poczytać? Chętnie dowiedziałabym się więcej na ten temat  :kwiatek:
Nie rozumiem... jak można zaliczać do minusów Warszawy to, że są organizowane festiwale i inne imprezy masowe. Kurczę, to jest stolica. Zresztą, we wszystkich Poznaniach, Krakowach, Łodziach, Wrocławiach itd. też są organizowane koncerty i tam też jest głośno 😉

Nie wyobrażam sobie życia poza Warszawą (ba, ja sobie nawet nie wyobrażam życia na Białołęce  :hihi🙂, ale muszę przyznać, że Wrocław jest cudownym miastem  😍 Mieszkać bym nie chciała, ale bardzo podoba mi się architektura miasta. Całego. Zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miast w Polsce.
I lubię Toruń. Poznaniu też jest ładny. Natomiast poznańska mentalność mi nie leży.
infantil a czy ja gdziekolwiek zaliczyłam do minusów to, że są organizowane imprezy masowe? Chyba, że chodzi Ci o wypowiedź kogoś innego.
"Kolejny argument przeciwko Warszawce - jest środek nocy, człowiek ma pojutrze (...)"
tak to odebrałam. Raczej nie ma to pozytywnego wydźwięku, szczególnie z tym ironicznym nazywaniem Warszawy warszawką.
No to przeczytaj cały mój post i kolejne. Choćby w tym pierwszym napisałam "piszę to z przymrużeniem oka", ale widzę, że dużo ludzi lubi czytać wybiórczo  😉 Z przymrużeniem oka oznacza, że jest to ŻART bo akurat tak się składa, że uwielbiam ten zespół, który mi wczoraj "dudnił za oknem". Co nie zmienia faktu, że było głośno, dlatego o tym wspomniałam  😉
Ja mieszkam na przedmieściach Warszawy, jak ktoś szuka ciszy i spokoju, ale bliskości dużego miasta - zapraszam. Mam tylko 40 min do Centrum autobusem (nie stoję w korkach:P). Być może za jakiś czas przyjdzie mi mieszkać w ścisłym centrum.... nie powiem, żebym była tym zachwycona, jednak moje obecne miejsce zamieszkania łączy 2 światy.

Nie trawię słoików, ale nie tych, którzy tu przyjeżdżają do pracy, bo to jest normalne, że każdy chce pracować, tam gdzie ma szanse zarobić więcej, a mieszkać tam, gdzie wydaje się niewiele. Nie trawię słoików, którzy przyjeżdżają tu, doją miasto i narzekają na korki, na drogi, na chamstwo itp. Tacy ludzie, są dla mnie jak pasożyty, brać i narzekać, to ich motto.


Ja tak samo tego nie lubię! Mam wrażenie, że większość chamstwa na ulicy to niestety ale przyjechało z zewnątrz ;P Bardzo nie lubię takiego narzekania, znam wiele osób, które po studiach planują wrócić gdzieś w swoje okolice i jakoś nie zieją nienawiścią do to miasta na każdym kroku...
Umiem czytać. Nawet ze zrozumieniem 😉
Tylko dla mnie narzekanie na Warszawę dlatego, że jest głośno to absurd. I że ktoś woli sobie na koncerty jeździć niż mieć pod domem - mieszkając w bliskiej okolicy stadionu narodowego. Jakie ma być dwumilionowe miasto? Ciche? Kurczę, decydując się na przeprowadzkę do Warszawy naprawdę trzeba się pogodzić z pewnymi kwestiami.


Mnie np. denerwuje narzekanie na Warszawę  😀 Szczególnie przez osoby, które nigdy w niej nie były. Albo takie, które się tu przeprowadziły z własnego wyboru.  edit. O! I przez tych, którzy tu pracują i studiują - i odprowadzają podatki w swoich mieścinach  😵
Cricetidae zazdroszczę, z której strony mieszkasz? Mi np niesamowicie podobają się okolice Grodziska Mazowieckiego, nie samo miasto ale wszystko co jest tuż obok. Tylko to już jest spory kawałek do Warszawy  😉


infantil tłumaczyłam na początku dlaczego mam takie a nie inne podejście do Warszawy, w sumie od tego wywiązała się cała dyskusja. Nie narzekam na miasto, bo jest głośno. Ba, w ogóle na nie nie narzekam bo ja jestem bardzo elastycznym człowiekiem i dostosowuję się do wszystkiego. Po prostu mając wybór Warszawa - małe miasteczko, nie wybrałabym Warszawy  😉
smarcik, mieszkam niedaleko trasy na Lublin - mam 3 nocne autobusy, SKM, pociągi, ok 10 autobusów dziennych w tym linię przyspieszoną - jak dla mnie żyć nie umierać. Do pracy w centrum jadę tyle samo co jechałam po imprezie z Natolina 😉
Na początku lat dziewięćdziesiątych, przez trzy lata mieszkałem w sześciomilionowych Atenach. Tam dopiero było ciasno. Warszawa ze swoimi dwoma milionami to przestronne miasto  😀
Przez całe życie się co chwilę przeprowadzam i podróżuję.
Wymienię w skrócie wszystko, nie tylko miasta:

-Urodziłam się w Gdyni.
-Całą podstawówkę mieszkałam w Gdańsku na Zaspie. Koszmar.
-Potem wiele lat w Sopocie i tam jestem nadal zameldowana. Sopot jest piękny i bardzo go lubię.
-Pierwsza praca po kursie instruktorskim - Pasym pod Olsztynem. Miło wspominam, okolice Olsztyna w stronę Szczytna przepiękne, Olsztyn też lubiłam.
-Bywałam w Toruniu - przepiękne miasto.
-Pół roku pod Poznaniem, w Zamysłowie. Bardzo miło wspominam i lubię Poznań.
-Dwa lata pracowałam w Bronkowie pod Zieloną Górą. Kocham. I tą wieś i to miasto.
-Dwa lata w Kilkenny w Irlandii. Inny świat, przepiękne, nieduże, klimatyczne miasteczko. Bardzo serdeczni i pomocni ludzie, wyluzowani kierowcy.
-Dwa lata prowadziłam rajdy na Kaszubach, Sulęczyno. Jeziora i lasy. Jedno z najpiękniejszych wspomnień.
-Powrót do Trójmiasta. Sopot, Gdynia, Wejherowo, Łężyce... Wtedy już wyraźnie czułam, że stałam się człowiekiem lasu i że w mieście jest mi na dłuższą metę źle.
-Jednocześnie często bywałam pod Białymstokiem, w Puszczy Knyszyńskiej. Cudowne miejsce, a Białystok uważam za bardzo ładne miasto.
-Kilka miesięcy we Francji, Noyon. Koszmar. Francja jest piękna, ale francuzi to jakieś ufoki z innej planety. Nieprzyjaźni, niepomocni.
-Chwila we Włoszech. Włochy oczywiście są piękne, ale ich mieszkańcy średnio przyjaźni.
-Dwa lata prowadzenia rajdów w Transylwanii, Rumuńskie Karpaty. Wieś zabita dechami - Sinca Noua. Często bywaliśmy też w Brasovie, czasem w Bukareszcie... ale najlepsze były malutkie wsie w górach i dolinach. Chciałabym tam wrócić. Najpiękniesze wspomnienia w życiu, najcudowniejsze widoki, najbardziej przyjaźni ludzie. <dopisek> LEPSZE DROGI NIŻ W WARSZAWIE! 😁
-Chwila w Warszawie. Koszmar.
-Pół roku w Karpnie, na Pojezierzu Drawskim. W lesie jak w domu, okolica bajecznie piękna.
-Półtora roku w Warszawie. Koszmar. Poza wspomnianymi wcześniej plusami, takimi jak poznani re-voltowicze i to, że urodził się nasz synek, to same minusy.
-Teraz mieszkamy w Bolszewie, na obrzeżach Trójmiasta. Miło, ale tęsknię do prawdziwego lasu.
-Często bywamy w Mielnie, u mojej "teściowej". Lubię i Mielno i Koszalin.
-Czasem bywam w Dusseldorfie w Niemczech. Piękne, ale przytłaczająco ogromne miasto.

To chyba wszystko, nie liczę miast i wsi odwiedzanych przejazdem. 🙂
Nigdy nie byłam na południu Polski, a bardzo bym chciała zobaczyć Wrocław i Kraków, bo wierzę wam na słowo, że są piękne.



-Dwa lata prowadzenia rajdów w Transylwanii, Rumuńskie Karpaty. Wieś zabita dechami  Najpiękniesze wspomnienia w życiu, najcudowniejsze widoki, najbardziej przyjaźni ludzie


Aaa...jednak!! Czyli nie mam fioła, tylko tam tak jest, że ludzie są jednak inni niż u nas!

Ja w miastach cenię sobie wygodę DLA MNIE. Pasuje mi moje miasto Ostrołęka, bo jest na tyle małe, że w ciągu dnia jestem w stanie zrobić masę różnych rzeczy, których nawet połowę nie zrobiłabym mieszkając w wielkim mieście. ( po pracy załatwiam jeszcze dentystę, zakupy, stajnię, siłownię i np korki młodego. Nierealne w wielkim mieście gdzie jeździmy z końca w koniec marnując cenny czas na dojazdy) A na tyle duże, że nie czuję się mocno ograniczona. Czasami brakuje mi odpowiednich sklepów, ale przy obecnej sprzedaży internetowej, nie stanowi to większego problemu.

Nie zależy mi na tym by było ładnie, klimatycznie. Ma być przede wszystkim funkcjonalnie i wygodnie dla mnie. A to dają mniejsze miejscowości, bo wszystko jest na miejscu na kupie.
tunrida, ja mieszkam w Gdańsku, dentystę, lekarza mam na osiedlu, na uczelnię mam 10 minut samochodem, SKM od wyjścia z domu do wejścia na uczlenię 15-20 minut, centra handlowe, kina, hipermarkety - 10 minut, do pracy do stajni 5 na rowerze, 10 na piechotę, do morza 15 minut spacerkiem, do sopotu na imprezy 4 minuty skmką, powrót na piechotę w szpilkach po pewnej dawce alkoholu - pół godziny 😀
A stajnię też masz 8 minut od domu? A siłownię 2 minuty samochodem?
Ja mając 2 godziny wolnego między pracami, jak się sprężę to zdążę przelonżować konia.  😉
Wiem, że można sobie w dużym  mieście życie ułożyć, żeby wiele mieć kolo siebie, ale wszystkiego tak nie ułożysz. A ja nie muszę nic układać, bo samo mam już tak odgórnie ułożone.
tunrida, jak pisałam wyżej, stajnia 5 minut na rowerze, 10 na piechotę 😀 Często w okienku między zajęciami, zajeżdżam do stajni, wziąć kuca na trawę 😀
Do siłowni nie chodzę, ale jak chodziłam, miałam taką między uczelnią a domem, czyli jakieś 7 minut samochodem. Na basen w szkole obok jakaś niecała minuta 😀
Tunidra, w dużym mieście obracasz sie w obrębie dzielnicy - dwóch. W Poznaniu są dzielnice gdzie byłam ostatni raz hm... Z 10 lat temu?
Ja mieszkałam w Warszawie, i w Krakowie.
Poznania, pomimo, ze jestem tu z dziada pradziada - nie znoszę...
Przyjmuję wasze argumenty. Swoją opinię miałam na podstawie obserwowania przyjaciółki, która mieszka w Warszawie. Po zakończeniu pracy, dojechaniu do domu na drugim końcu , jedyna na co ma czas to zakupy spożywcze i obiad i dziecko.
Jeśli chce jechać do znajomej, to zajmuje jej to cale popołudnie. Jeśli chce coś kupić spoza spożywki ( ciuchy, sprzęty, coś tam) to zajmuje jej to całe popołudnie. Nie jest w stanie zrobić kilku tego typu rzeczy jednego popołudnia, bo po prostu za długo jej schodzi na dojazdy.
Jeśli uda się znaleźć wszystko po,,swojej stronie miasta" to ok. ale niewielu ma taki komfort. Jeśli jedno z małżonków ma pracę na południowym, a drugie na północnym krańcu Warszawy, a mieszkają np na obrzeżu po zachodniej stronie,to za przeproszeniem można się osr...ć z brakiem czasu.Jak jest się studentem, to wsio rybka gdzie. Bo jesteś sam/a sobie. Tak sobie poukładasz,że konkretnie tobie jest dobrze. Ale dogranie się w małżeństwie, z dziećmi, to trochę inna bajka. Wszystko pięknie gdy się uda tak jak napisałam w pierwszym zdaniu.
Słoiki.... tu się trochę nie zgodzę, odnośnie podatków. Bo jeśli ktoś pracuje w Warszawie, to jego firma odprowadza na miejscu podatki. Korzysta z transportu, pośrednio płaci podatki. Kupuje w sklepie żywność, wynajmuje mieszkanie,płaci pośrednio podatki. Itd. Można nie lubić słoików, posądzać o cale zło warszawskie, ale co maja zrobić ludzie, którzy nie maja gdzie indziej pracy ? Maja zdychać pod płotem ? Bo np. tylko żona ma pracę w rodzinnym mieście. A trzeba utrzymać, siebie i dzieci ? I sfrustrowani jadą często w weekend tylko po to,żeby  na kilka godzin pobyć z rodziną ? Szczęściarze jak diabli.
Macie racje, nie pomyślałam np. W Warszawie o opcji - mieszkam w Tarchomińie, pracuje pod Piasecznem.
Ja pracujec w Wawce wynajmowałem po prostu blisko pracy. Ale jak ktos juz kupi mieszkanie to klops (zwłaszcza ze prace sie zmienia)
Za Warszawą nie przepadam. Nie cierpię jeździć tam autem, trudniej się ogarnąć, niż w Trójmieście i mam wrażenie, że jest więcej agresji wśród kierowców. Na ulicach dużo pośpiechu i lansu - to bliżej centrum. Bywam regularnie - z konieczności.

Z Trójmiasta nie lubię Gdyni, bo jest dla mnie po prostu brzydka. W Sopocie dobrze się mieszka, chociaż komunikacja miejska nieco kulawa i parkowanie płatne cały rok 10-20😲0 oprócz niedzieli, ale jak niedaleko, można iść piechotą. Swoje osiedle uwielbiam, mieszkam w lesie, mam ciszę i spokój. Gdańsk jest dla mnie świetny na spacery wieczorem po starówce i to właściwie tyle.

Z miast zwiedzanych urzekł mnie Budapeszt. Niby też stolica, ale znacznie mniej tam pośpiechu, atmosfera jakaś taka przyjaźniejsza i miasto wizualnie bardzo ładne. Komunikacja bardzo dobrze nam służyła i ludzie mili praktycznie na każdym kroku. Ulice wyglądają ciekawie, ze względu na dość specyficzną urodę mieszkańców i nie tak wielu "egzotycznych" obcokrajowców.

W Pradze zachwyciły nas wnętrza budynków, gdzie akurat były udostępnione sale na festiwal taneczny. Zjawiskowe! Samo miasto mocno jeszcze "pachniało" komuną, wystarczyło tylko opuścić ścisłe centrum. Natomiast zarówno "zwykli" ludzie, jak i lokalna policja bardzo niemiło zaskoczyli wrogością. Chyba głównie z tego względu nie wróciliśmy na kolejną edycję festiwalu.

Dziwne wrażenia miałam z Barcelony. Straszny wiatr, w okolicach morza zapach nie do zniesienia, a była dopiero połowa maja. Kocham kraje śródziemnomorskie i tamtejsze widoki, ale Barca jakby jednak odstawała. Ciężko było znaleźć restaurację, żeby zjeść coś zdrowego, kawa też nie zachwycała, sprawę uratowała tak naprawdę włoska lodziarnia, serwująca dobre espresso i lody nawet o smaku marihuany 😀

W Paryżu się zakochałam, 3 dni to znacząco za mało, wrócę przy najbliższej sposobności.
Jeśli uda się znaleźć wszystko po,,swojej stronie miasta" to ok. ale niewielu ma taki komfort.


Dojeżdzałam z centrum na wyscigi, na szczęście jeździły bezpośrednie tramwaje - czwórka i 36, ale z Powisla to juz trzeba bylo szybkim krokiem pod górę jeden przystanek i stamtąd coś na Bokserską dopiero jechało (D pospieszny), ale jak ktos mieszkal bardziej na północy czy na drugim brzegu Wisły to juz autobus nocny wchodził w grę.

W sumie to tylko 10km, więc jakis czas jezdziłam rowerem.
-Chwila we Włoszech. Włochy oczywiście są piękne, ale ich mieszkańcy średnio przyjaźni.
To ja nie wiem w jakich Włoszech Ty byłaś. ;P
Ja tam co i rusz spotykam przemiłych ludzi, którzy zawsze chcą pomóc i mimo, że nie mówią po angielsku to się z tobą chociaż na migi próbują dogadać. Co jak co, ale na ludzi tam nie znalazłam powodów do narzekania. 😉

Ale np. Rzymu nie lubię, znaczy może nie nie lubię, co irytują mnie te tłumy tam się przewalające, a samo miasto mimo pozornego porządku na ulicach jest strasznie syfiaste (widać na butach i ciuchach jak się trochę pochodzi). Plus czasami bez ładu i składu architektonicznie 'zaprojektowane' (np. obok Forum Romanum jest jakże pasujący il Vittoriano, a bok niego Pałac Wenecki). Plus masakryczne korki i totalny brak miejsca do parkowania.
Ale swój klimat ma, to trzeba przyznać i jest i tak jednym z piękniejszych miast (i jak zawsze najciekawsze są małe uliczki). Ale mieszkać to bym tam jednak nie chciała.
Białystok
To miasto zmienia się niesamowicie. Jak kiedyś nie pałałam wielką miłością, tak teraz wracam do niego coraz chętniej.

Fantastyczne okolice, BPN, Szlak Tatarski, Bohoniki, Kruszyniany.
Sam Białystok systematycznie i skrupulatnie odnawiany. Łapie wiatr w żagle. Choć włodarze zaczynają przesadzać z ilością centrów handlowych...
Mimo wszystko w mieście sporo zieleni.

Swieżo wybudowana Opera i Filharmonia Podlaska, najnowocześniejsze w tym momencie centrum kulturalne w naszej części Europy. Osobiście mogę polecić zbliżający się, organizowany tam festiwal Halfway (http://halfwayfestival.com/) promujący i popularyzujący niemedialną, za to szalenie ciekawą muzykę, folkową i niesztampową jak i artystów z Danii, Szwecji, Finlandii, Białorusi, USA, Islandii(jak np. Soley i Emilliana Torrini w ubiegłym roku).

Choć długo nie odklei się od nas etykietka Kononowicza i wsi zabitej dechami...

Oj mieszkancy dużych miast, nie narzekajcie 😉
Opole... To dopiero miasto barier.
Ogólnie, patrzac na wizualny rozwoj miasta (remonty kamienic, odnawianie skwerów czy parków) - no najgorzej nie jest. Ladnie j nas.
żyje sie wolno. Tramwaje czy trolejbusy sie nie spóźniają, bo ich nie mamy. No, metra tez. Coraz więcej osób przesiada sie na rowery, bo samochodow w mieście bardzo dużo. Komunikacja miejska niezdarna, autobusy stoja w korkach razem  samochodami, wiec  sie spóźniają.
Ceny raczej wysokie, jeśli chodzi o jedzenie czy ciuchy. Bardzo dużo osób z tego terenu pracuje za granica (glownie w Niemczech), maja tu rodziny i robia zakupy.
kino mamy jedno. Multikino z aż 5 salami. Bez rezerwacji nie ma szans, filmy w porównaniu do Wawy np. z miesięcznym opóźnieniem. Aż trzy "galerie" (CH), jeden teatr i jeden dla dzieci.
paliwo drogie, taniej jest w ościennych województwach.
mieszkania relatywnie drogie, za nowe w stanie deweloperskim trzeba dać 6-7tys/m2.
wynajem takiego w miarę nowego, 60m mieszkania to 2tys plus liczniki.
za to uczelni wyższych na pęczki, mamy 10 uczelni, z czego 8 prywatnych. Dzięki temu mamy bardzo duży odsetek mlodych ludzi z wyzszym wyksztalceniem na bezrobociu. Fachowcy wyjeżdżają, fabryki i duże zaklady sie zmykaja, coraz wiecej marketów.
Lubie swoje miasto, chociaz ma dużo wad. Ale w glebi trochę zaluje, ze nie mieszkam we Wrocławiu. Dobrze, ze autostrada (platna!) mam tylko godzinę drogi do mojej ulubionej restauracji Greco w centrum (ktora z reszta w Opolu tez byla, ale padla).
-Chwila we Włoszech. Włochy oczywiście są piękne, ale ich mieszkańcy średnio przyjaźni.
To ja nie wiem w jakich Włoszech Ty byłaś. ;P
Ja tam co i rusz spotykam przemiłych ludzi, którzy zawsze chcą pomóc i mimo, że nie mówią po angielsku to się z tobą chociaż na migi próbują dogadać. Co jak co, ale na ludzi tam nie znalazłam powodów do narzekania. 😉

No może masz rację, powinnam była napisać "z którymi się spotkałam", a nie tak ogólnie. Byliśmy tylko dwa miesiące, luzakowaliśmy w top class stajni sportowej, kilka wyjazdów na duże zawody (przepiękna Catolica! 😍 ), byłam na kilku rozmowach w sprawie pracy i niestety takie wrażenie odniosłam - średnio przyjaźni, średnio pomocni, zwłaszcza w porównaniu do przemiłych irlandczyków. Kierowcy impulsywni, nerwowi, często wręcz chamscy. No i jeżdżą bardzo szybko (ja też lubię 😉 ).
Za to francuzi jeżdżą jak pipy, za przeproszeniem. 😉
Ja we Wloszech bylam w paru miejscach na urlopie. Tam, gdzie wszyscy jeździli na kolonie  😉, ale i w Sorrento czy Neapolu. W malych miejscowościach ladne widoki, ale Neapol ... no nie zachwycil. W ogóle ta czesc Wloch wydaje mi sie malo przyjazna.
Za to uwielbiam Prage, do której mam tylko 3h drogi. Wspaniale miasto.
Hiszpania ogolem to mój no. 1, Barcelona jest magiczna.
Wrocław i tylko Wrocław.  To jest naprawdę jedno z niewielu miast, do którego 90% ludzi, ktorzy tu przyjada to cbca wrocic lub zostaja. Mieszkalam w Dublinie 3 lata, jak wyjechalam to mi go brakowało.  Mieszkalam w Sobotce, ale do Wrocławia zawsze wroce. Bo to jest moj dom.
Natomiast poznańska mentalność mi nie leży.


Rozwiniesz?  😉
Wywolana przez abre napisze cos o detroit, czyli podobno najniebezpieczniejszym miescie w us.

W samym centrum istnieje downtown i biznesy jakies zyja, ale juz na obrzezach tego centrum zyje tylko tak zwany margines. Wiele pustych domow, popalonych lub zniszczonych po prostu. Miasto od czasu do czasu buduje od nowa mieszkania komunalne, ale i tak konczy sie tak samo. Duzo narkomanow, a przez to zbrodni i napasc. Od kiedy mieszkam 20 mil od tego miasta, bylam tam raptem piec razy, wiekszosc w sprawach emigracyjnych! Ogolnie zasada jest, ze nie powinno sie nawet okien w aucie otwierac kiedy tamtedy sie przejezdza....

Ja mieszkam dwadziescia mil od centrum, czyli tak zwane przedmiescia Metra Detroit.
Metro to juz totalnie inna bajka. Spokojne dzielnice, bardziej lub mniej na bogato, ale spokojnie. Okolo 30 mil od miasta zaczyna sie farm life🙂

Duzo by opisywac, moze bedzie ktos mial ochote sie kiedys wybrac w odwiedziny. Zapraszam. Mile widziani jacys trenerzy jezdzieccy! Wtedy proponuje nocleg z wyzywieniem i odwidziny detroit za treningi haha!!🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się