Nie ogarniam słów premiera. Hipokryzja nawyższych lotów 🙄
„Polski premier pochylił się nad chorym i umierającym małym Brytyjczykiem. "Rzecz niebywała, że dziecko, które żyje, walczy o życie, nie ma możliwości, żeby być leczonym...". NIEBYWAŁA? W naszym kraju jest to rzecz codzienna, leczenia odmawia się wielu chorym dzieciom, chorym, niepełnosprawnym dorosłym, zasłaniając się brakiem funduszy.”
Galopada_, 🤔 Przeszłam operację plastyczną 1,5 roku temu i nawet jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, ze zbyt łatwo dostępne sa tego typu zabiegi dla dorosłych. Wystarczy miec kasę. A co dopiero mowa o dzieciach...
Naboo, Zgadzam się. Dzieci które maja szanse na życie, tylko że leki są w wuj drogie, umierają bo NFZ nie refunduje leczenia. Także Pl niewiele rożni się od UK. I tu i tu, decyduje rząd, który mówi nam jawnie że to dziecko sobie poleczy, a to nie bo to przewyższa ich budżet.
Ta sprawa w naszym kraju została przedstawiona totalnie jednostronnie. Myślę, że rodzicom ciężko było się pogodzić z tym, że ich dziecko jednak umrze. Dla mnie osobą, która absolutnie zasługuje na miano dobrego ojca, jest ojciec tego dziecka poniżej, a nie ojciec Alfie.
"Merseyside Police are being trolled ruthlessly by a large group of Americans and others who are hijacking every routine post [on Facebook] with "killed any babies today" nonsense.
They had a pretty shitty time at the hospital with abuse hurled at them including shouts of "hope your kids get cancer.”"
Tacy pelni milosci do innych ludzi sa ci swieci obroncy zycia ludzkiego...
safiePowyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin 30 kwietnia 2018 08:27
Medycyna poszła do przodu, ale jeszcze za mało. Kilka lat temu nikomu do głowy by nie przyszło podtrzymywanie życia Alfiemu. To chyba też pomagało się pogodzić z odejściem bliskich na zasadzie, że nic nie można było więcej zrobić. Teraz w głowach wszystkich jest myśl, że może gdzieś na świecie jest lekarz, który pomoże, że może za dzień, miesiąc, rok pojawi się sposób.
Tak, tylko ile każemy choremu znieść w oczekiwaniu na ten sposób? Zawsze łatwiej robić bohatera z kogoś. Jeden powód dla którego żal mi tego dzieciaka, to że internet szybko podjął w jego imieniu decyzję o jego cierpieniu. Przerażające jak daleko zaszli pozbawieni empatii ludzie robiąc z niewinnego dziecka męczennika w imię walki światopoglądowej.
CzarownicaSa z tym trzymaniem w siodle to ja się spotykałam przy rekreacjach dużych i tych małych ( osoba na własnych 3 koniach prowadzi jazdy) W przerwach między jazdami, tylko no rozumiem jak przerwa krótka, ale one też tak i godzinę stały czasem ponad. Ogłowia tylko zdejmowali, popręg popuszczony. Też tego nie rozumiem, ale mam czasem wrażenie, że to pewne lenistwo bo jak koń się spoci i rozsiodła się go to wyschnie i trzeba czyścić a tak to jak w tym stoi to nie trzeba przecież......
85 latek. Wrocławski szpital. Skierowanie do szpitala ze względu na fatalne wyniki badań. Dramatycznie niski poziom potasu w organizmie. Starszy pan zgłasza sie do szpitala w środę o godzinie 10 rano. Na oddział zostaje przyjęty o godzinie 20…...... następnego dnia. 34 godziny na SORze. Na korytarzu. W nocy drzemka na jakimś wózku inwalidzkim. Robą badania, podają kroplówki. Korytarz. Żona dostarcza coś do jedzenia i picia. Lekarze zastanawiają sie.. przyjąć, nie przyjąć. Wreszcie jest decyzja nefrologa...przyjmujemy. 34 godziny !!!!!!!NIE OGARNIAM
Ale co zgłosić? Że był LECZONY na SOR-ze a nie w oddziale? Nieludzkie to, że drzemać musiał na wózku inwalidzkim, a nie na łóżku. I to JEST karygodne. Sam pobyt na SOR-ze tyle godzin nie. Bo jeśli jakiś lekarz liczył, że wyrówna potas na SOR-ze i nie będzie powodu by kłaść do oddziału, to wyrównywał potas na SOR-ze. Jesli liczył, że nawadniając kroplówkami, poprawią wyniki kreatyniny, to nawadniali. Czasami naprawdę to wystarczy i nie trzeba kłaść pacjenta do oddziału. Ktoś po prostu LECZYŁ na SOR-ze tak samo, jak leczyli by w oddziale. Nieludzkie, że nie miał możliwości leżenia na łóżku sorowskim cały czas. I o to można się bulwersować. O nic więcej moim zdaniem, jak wynika z opisu powyżej. Jedzenie i piecie na SOR-ze nie przysługuje. ( i to normalne, że rodziny donoszą, tak jest we wszystkich szpitalach)
a ilość łóżek na sorze to z gumy jest i można wszystkich kłaść jak leci. Skierowanie na oddział nie jest tożsame z przyjęciem - niech się następnym razem rodzinny trochę wysili i ustali miejsce na oddziale a nie wysyła staruszka na SOR. Jak przyjdzie 40 pacjentów ze skierowaniem to przyjmą wszystkich? NIE. Wszyscy będą siedzieć godzinami na sorze i lekarze zdecydują kogo przyjąć. 85 lat to średni wiek pacjenta, na nikim to nie robi wrażenia...
Wiecie co, ja ogarniam, że w tym siedzicie i zupełnie inaczej na to patrzycie, ale nie chciałabym, żeby standardem było zostawianie 85-letniego, źle czującego się człowieka na korytarzu. Wiem, że zapewne są procedury, ale przetrzymywanie człowieka 30 godzin w takim zawieszeniu "radź sobie sam" (a jeśli nie ma rodziny?). To nie powinien być standard. Jestem pewna, że da się takie sprawy rozwiązać w bardziej godny sposób, nie zamykajmy się w tych naszych, przestarzałych i kompletnie nienastawionych na komfort człowieka, standardach.
Przyjęcie do oddziału, który jest zapewne zapełniony i brak miejsc ( jak zawsze i jak wszędzie) osoby, tylko po to, by po uzupełnieniu kroplówkami poprawiły się wyniki, generuje koszty i tak zadłuzonych szpitali i powoduje, że będziesz zmuszona odesłać do domu inne osoby, być może BARDZIEJ potrzebujące hospitalizacji. Nikt nie robi takich rzeczy ZŁOŚLIWIE. Jesteśmy obwarowani nawet nie tyle, ze procedurami i koniecznością oszczędzania, ale po prostu chodzi o PLANOWANIE hospitalizacji chorych tak, by WSZYSCY byli zaopiekowani.
To tak jakbyś położyła na chirurgię osobę, której krwawi rana ( podejrzewając, że uda ci się zahamować krwawienie na SOR-ze) mając tylko 3 wolne łóżka. Ryzykujesz wtedy, że kiedy przyjdzie osoba z ostrym woreczkiem, ostrą trzustką, dziurą w brzuchu po wypadku, będziesz musiała załatwiac miejsce w innym szpitalu, wzywac karetkę, przewozic powodując wszystkim problemy, narażając chorego na nieprzyjemności przewozu i leczenia 70 km od domu. A wszystko przez to, że podjęłaś błędną decyzję i położyłaś na oddział osobę której kłaść nie musiałaś.
nasza praca polega właśnie na podejmowaniu takich decyzji. Nie tylko an leczeniu. Ale mna decydowaniu o takich rzeczach, mając na uwadze RÓŻNE aspekty.
Wiecie co, ja ogarniam, że w tym siedzicie i zupełnie inaczej na to patrzycie, ale nie chciałabym, żeby standardem było zostawianie 85-letniego, źle czującego się człowieka na korytarzu. Wiem, że zapewne są procedury, ale przetrzymywanie człowieka 30 godzin w takim zawieszeniu "radź sobie sam" (a jeśli nie ma rodziny?). To nie powinien być standard. Jestem pewna, że da się takie sprawy rozwiązać w bardziej godny sposób, nie zamykajmy się w tych naszych, przestarzałych i kompletnie nienastawionych na komfort człowieka, standardach.
Tym bardziej, że ostatnio w Warszawie dla dużo młodszego pacjenta zamknięto cały oddział. I to z powodu kolana 🤔
Dopisze jeszcze. MOIM zdaniem, jedyne co można by zrobić w sytuacjach takich jak z tym starszym panem, to z uśmiechem na ustach, grzecznie, wytłumaczyć rodzinie DLACZEGO podejmujemy próbę leczenia na SOR-ze. Błąd tkwi w tym, z moich obserwacji, że lekarze NIE TŁUMACZĄ rodzinie takich rzeczy. Jeśli coś mówią, to zdawkowo o stanie zdrowia, często medycznym językiem tak, że chory nie rozumie i lecą dalej. Chorzy i rodziny są zdezorientowani, zagubieni, moga mieć poczucie braku należytej opieki. A wystarczy POROZMAWIAĆ i spokojnie wytłumaczyć. To nie działa na osobniki roszczeniowe! Ale większość pacjentów nie jest roszczeniowa i jeśli się z nimi logicznie, rzeczowo, spokojnie porozmawia, to sprawa jest załatwiona tak, że wszyscy są w miarę zadowoleni. I ja tutaj widzę częsty błąd lekarzy. Nie w decyzji jaką podejmują, ale w komunikacji.
Gillian, po przeczytaniu tego napisałaś , opadło mi już wszystko. Nie wpadło ci do główki że rodziną może być tak samo schorowana zona, mająca ponad 80 lat, nie mówię o tym przypadku akurat, ale tak bywa, przykład? Proszę bardzo. Pomagam dziadkom koleżanki która wyjechała, wpadam robić zakupy posprzątam, teraz została sama babcia. Napisze o dziadku. Pewnego ranka dziadek zasłabł, babcia zadzwoniła na pogotowie, zabrali go na SOR żeby ustalić co się stało. Babcia miała czekać na telefon, co będzie dalej. Dziadek z cukrzycą, bez jedzenia, zainteresowania przesiedział na poczekalni 10 godzin, był w piżamie i kapciach, w końcu wstał i pojechał do domu, to była zima, jechał w piżamie, kapciach w tramwaju. Babcia do mnie zadzwoniła że dziadek wrócił sam do domu, Szpital dopiero 2 godziny po powrocie dziadka do domu zainteresował się że pacjent im zginął. Naprawdę tak uważasz że powinno być? Pamiętaj że życie rożnie może się potoczyć, że sama możesz być takim położeniu. A zapomniałąm napisać, że dziadek miał wtedy 86, no fakt średnia wieku... 😵
tunrida Na pewno masz rację, ale dodam, że uważam, że powinny też się zmienić ogólnie mówiąc procedury. Wiem, że to marzenia ściętej głowy, ale nasz system przyjmowania pacjentów i generalnie NFZ szwankuje w wielu aspektach, jest niepraktyczny i przestarzały. I nie widać nikogo konkretnego "na górze" komu by to przeszkadzało i się za to wziął. Lekarze na pewno mogą być dobrym zapalnikiem do takich zmian, przecież chodzi także o ich wygodę i dobro!
W ogóle w tym nie siedzę i się nie znam, przyznaję, ale jeśli nikomu się nie będzie chciało i wszyscy będą mówili "tak jest i nic nie zrobimy" to... tak będzie i nic nie zrobimy. A myślę, że ty doskonale wiesz, że jak się chce to można zrobić (prawie) wszystko. Ja jestem instruktorem rekreacji, której poziom w Polsce jest żenujący, ale nie mówię "we wszystkich szkółkach jeżdżą na chabetach, nieleczonych koniach, 10-konne zastępy, to co ja zmienię" tylko staram się pokazać, że można funkcjonować inaczej. Jasne, z całym systemem się walczy cholernie trudniej i potrzeba bardzo dużo zaangażowanej liczby osób, żeby w ogóle coś ruszyło.
Musi nam się CHCIEĆ, i musi być zapalnik do zmian. A jeśli jako lekarze, ratownicy, obsługa medyczna akceptujecie ten stan, który jest dobitnie mówiąc *ujowy - no to jest kaszana. I cieszę się, że społeczeństwo tego nie akceptuje, że jeszcze narzeka, bo może w końcu ktoś się obudzi.