Forum towarzyskie »

Co jest w stanie "przebić" końską pasję?

Naturalsi, sanna - fakt. Gdy rozbieżność między nawykami/wyobrażeniami a stanem faktycznym (wymogami rzeczywistości) rośnie, jest ciężko. To dobry moment, żeby sięgnąć po coś co choć ociupinę łatwiej przychodzi; po coś, co "samo" podtrzymuje motywację.


halo, to nie do końca tak. Końskiej pasji nie da się zastąpić czymś, co przychodzi łatwiej. Powodem jej porzucenia też nie jest fakt, że przestała "wychodzić". Dalej nie można jej już kontynuować z danym koniem, a z innymi- brakuje czasu, a przede wszystkim chęci. Wtedy konia zaczyna się taktować na równi z domowym kotem, czy psem. Przyjeżdża się do stajni tylko po to, żeby się nim zajmować i końska pasja mija "przy okazji". Nie ma już się ochoty na czytanie gazet jeździeckich, wsiadanie na inne konie, oglądanie nowinek sprzętowych, siedzenie w końskim temacie, w całej jego wielopłaszczyznowości. Koń zaczyna być drugim, większym psem- do wyjścia na spacer, przytulenia.
omnia, "tupanie w mózgu" - dooobre!
sanna, chyba niejasno napisałam. Chodziło mi o to, że m.in. rozbieżność między oczekiwaniami, punktem w którym jesteś (jeździecko) a wymogami chwili, życia - odrywa i nie ma się czemu dziwić.
escada, dempsey przeszło (na razie) po Ostatecznym rozstaniu z glutem 🙁 To może być powód - odejście "tego jedynego", specyficzne "wdowieństwo".

Nie no, ludzie mają różne pasje, jasne. Są żeglarze, tancerze, alpiniści, muzycy. Są biznesmeni z powołania (obu płci). W nieskończoność. Przecież większość ludzi w zasadzie Dziwi się koniarzom. Bo koń (za przeproszeniem) sra i śmierdzi. I tylko kasę zżera. I jeszcze można sobie łatwo kuku zrobić.
U mnie ciężko z czym innym, bo... nic nie testuje człowieka tak jak koń. Wszędzie, w każdej dziedzinie można ściemniać. Z końmi można ściemniać tylko baaardzo na pozór. W relacji do czterokopytnego wyłazi prawda. Szczerość koni mnie zachwyca. Żaden koń nie powie: "Oki, Skoro jesteś Prezesem to będę grzeczny" Itp. Jeszcze chyba instrument muzyczny jest równie szczery. Ale z kolei - moralność człowieka ma w nosie. A koń nie. Podły człowiek nie będzie naprawdę dobrym jeźdźcem.

smarcik m.in. na tym trudność Sportu jeździeckiego polega, że nadal konie - to przyjaciele 🙁 Niejeden twardy facet-jeździec szedł w las się wypłakać. Niejeden brutal (na pozór) zajmuje się koniem jak puchatą kaczuszką 🙂. Pasja może być zawodem i nadal pasją.

SaltoPiccolo próbuje łączyć dwie "obsesje" - nawet w nicku 🙂
Super wątek i daje do myślenia. Czytając wasze wpisy znajduję siebie w waszych słowach.
U mnie niestety zycie jest podporządkowane tej konkretnej pasji i czasami myslę,aby rzucić to w cholerę, ale co to za zycie...bez koni. Zaczęłam jeżdzić w wieku 6 lat, od wielu lat spędzam każda wolna chwile w stajni - i konie dały mi masę pozytywnych wspomnień, znajomości.... podsumowujac dzięki końskiej pasji czuję sie spełniona w obecnym życiu.
A proza zycia...gdzies tam zawsze wisi nad człowiekiem "niepewnośc jutra". Ale w sumie - co jest pewne w zyciu, smierć i podatki  😎
Mnie od konia odciagały tylko góry ale to daaaawne - jeszcze studenckie czasy :-)
Mi się wydaje, że to zależy od tego na jakim poziomie chce się tą pasję spełniać. Dla siebie i własnych przyjemności da się i wiem to po sobie. Zawodowo to już może być ciężko...

edit. nie zauważyłam nowej strony... Nawiązałam do połączenia 2 pasji;
halo hehe właśnie miałam o tym pisać  😉

Da się połączyć dwie pasje na wysokim poziomie. Ale wymaga to ogromnej siły woli, organizacji, wsparcia od bliskich i no cóż nie liczenia się z kosztami (finansowymi jak i zdrowotnymi). Od 8 roku życia jestem muzykiem. Jeszcze wcześniej zaczęłam jeździectwo. Pierwszy profesjonalny konkurs muzyczny wygrałam w wieku 8 lat, pierwszy w skokach przez przeszkody - rok później. Nadal kontynuuję obydwie pasję starając się je pielęgnować za wszelką cenę na jak najwyższym poziomie. Zdecydowanie okres "nastoletni" był najcięższy. Bez ogromnej pomocy rodziców nigdy bym nie dala rady (mama całkowicie się poświęciła dla mnie i mojego rodzeństwa, tata zdobywał fundusze). Wymagania wobec mnie nasiliły się własnie w tym czasie. Bywało i tak, że nocą wracałam z koncertu tylko po to, żeby na drugi dzień wystartować na koniach na drugim końcu Polski (albo i Europy). Jeszcze weselej wyglądał czas szkolny - 7.30-17 szkoła, później stajnia do 22, później... ćwiczenia na instrumencie do 1. I tak dzień w dzień. Do dzisiaj mama się zastanawia czemu mnie nie powstrzymała i wyrzuca sobie moje problemy ze zdrowiem. Tyle, że ja nigdy jej nie pozwoliłam tego zrobić, za wszelką cenę robiłam wszystko żeby piąć się jak najwyżej.

I nie żałuję. Był tylko jeden moment w całym moim życiu kiedy zapytałam się wprost - czy mam sprzedać konie. Przy chorobie mojego taty gdzie wszystko wisiało na włosku. I również wtedy rodzina mnie wsparła i bardzo stanowczo powiedziała: nie. Nie mogę również zapomnieć o wspaniałym trenerze, który pomagał mi pro bono. I wielu osobach, które kibicowały i starały się podtrzymać na duchu.

Nawet teraz, siedząc na drugim końcu Europy, będąc w bardzo absorbującej czas i energię instytucji... znalazłam możliwość uprawiania jeździectwa. I to na dodatek, mi płacą a nie odwrotnie. Owszem, bywam zmęczona ale chyba nigdy w całym swoim życiu nie byłam zniechęcona. Przygotowuję się do sezonu na młodym z niecierpliwością  😉

Dodam do tego moją wielką słabość do życia towarzystkiego, którego również nie zaniedbuję. No.. chyba, że na rzecz snu - bo już tylko ten nocny czas mi zostaje dla przyjaciół  😀iabeł:

I tak sobie żyję, planując trasy koncertowe w połączeniu z sezonem startowym. I mam tylko wielką nadzieję, że nowy rumak umożliwi mi dotarcie jeszcze wyżej. Tfu, tfu, byleby nie zapeszyć.

Nie zamierzam tego zmieniać. Za wszelką cenę będę podtrzymywać to wszystko tak długo jak mi się uda.
U mnie chyba tylko charty- greyhoundy. Dawno temu pół naszej rodziny zajmowało się hodowlą psów różnych ras, ja się zakochałam w chartach- mieliśmy afgany, greye a później kupiłam sobie whippeta. Psy "zagłuszyły" końską pasję żeby po latach móc do niej wrócić, teraz odnawia mi się charcia pasja- gdybym miała odpowiednie warunki wzięłabym się od nowa za charcie wyścigi przy jednoczesnym nierezygnowaniu z posiadania własnego konia 😉
Dwoje dzieci, ich zajęcia pozalekcyjne i odrabianie lekcji, praca + zajęcia dodatkowe pozwalające dorobić, masa nauki ( wszak trzeba się kształcić non stop by nie zostać w tyle na rynku pracy ), ciągłe wydatki na dzieci i dom i brak czasu. Już nawet mnie nie ciągnie do koni, musiałabym jeździć w nocy, kosztem snu 😉
Ale planuję wrócić do tego... może za jakieś 10 lat 🙂
Konie u mnie z niczym nie przegraly ale jest inaczej niż kiedyś.
Pewne rzeczy powodują że zmienia się patrzenie na konie, nie muszę jeździć 6x w tyg jak kiedyś by czuć że mam pasję. Nie muszę mieć pierdyliarda zestawów kolorystycznych by czuć że ją mam.
Ale gdy o 3 w nocy wstaję by zobaczyć przez okienko jak mój koń spi na leżaka to wiem, ze ją mam, nawet jeśli zupełnie inaczej wygląda niż kiedyś.
U mnie konie przebiło życie i brak możliwością jazdy + brak funduszy i czas. Wkręciłam się w inną pasję, ale koni mi brakuje, jednak inaczej niż kiedyś. Myślę, że obecnie byłabym szczęśliwa gdybym na przykład raz w tygodniu cały dzień spędziła na stajni + wyjechała w wakacje na obóz i jakiś rajd tygodniowy. Generalnie żeby były częścią mojego życia, ale nie żeby zajmowały w nim głównego miejsca. Mimo to moim marzeniem na stare lata jest domek na wsi i 2 konie. Domek już jest, konie też będą  😉
U mnie nic nie jest w stanie zastąpić koni. Zaczęłam jeździć późno, bo dopiero na studiach, ale wpadłam po uszy. Nigdy wcześniej nic nie sprawiało mi tyle radości. I zgadzam się z przedmówcami, że jest to pasja dostarczająca tak przecudownych i specyficznych doznań, że nie da się ich znaleźć gdzie indziej. Ja też raz na jakiś czas mam przerwy w jeździe, np. na wakacje (praca) ale przez te 2-3 miesiące nie myślę o niczym innym tylko o tym, kiedy w końcu znów zawitam do stajni. I lecąc z jednej pracy do drugiej zaciskam zęby z myślą, że każda przepracowana godzina to moja przepustka, żeby robić to co kocham. Nie żałuję żadnej wydanej złotówki choć jak czasem pomyślę, co bym mogła za to mieć... wtedy na wszelki wypadek szybko zaczynam myśleć o czymś innym  😁 Na początku myślałam, że może popełniam błąd, że może powinnam w tym czasie się np. uczyć... bo jednak wyjazd do stajni dla mnie to nie mniej niż 6-7h i tak kilka razy w tygodniu. Ale po przeanalizowaniu wszystkiego stwierdzam, że to właśnie pasja daje mi siłę, mobilizuje mnie do tego, żeby po ciężkim dniu usiąść nad książką. Bo wiem, że dzięki temu kiedyś będę mogła się w spokoju oddawać jeździectwu bez zmartwień o finanse. Sprawia też, że się nie wypalam, że nie mam dość swoich studiów, że nie jestem nimi zmęczona.
Zdarza się, że nie chce mi się jechać do stajni, bo jest zimno, bo leje. Ale zawsze jakoś udaje mi się zmobilizować i jak tylko zobaczę czekające na smakołyk spojrzenie i poczuję zapach koni to już wiem, że jestem w domu 🙂 Zdaję sobie sprawę, że pewnie jeszcze nie raz i nie dwa końska pasja będzie musiała zejść na drugi plan ale wiem, że nigdy z tego nie zrezygnuje i zawsze będę dokładać wszelkich starań, by do tego jak najszybciej wrócić.
Bo pomijając fakt wydanych pieniędzy, czasu, który można było spędzić ze znajomymi, czasem negatywnych emocji... nic nie dało mi więcej niż jeździectwo. Dla mnie to była szkoła charakteru, nauka konsekwencji, spokoju, stanowczości, pewności siebie. Żaden najlepszy kurs nie wykształci tych cech lepiej niż obcowanie z końmi. Poza tym to niesamowite, ilu wspaniałych ludzi można poznać, ile historii posłuchać. Ile przeżyć, doświadczyć. Do tej pory pamiętam swój pierwszy 'dziki' teren w lesie. Piękna pogoda, galop we wspaniałym towarzystwie, na pięknym koniu, wśród gór. Wspaniałe widoki, wiatr na twarzy i poczucie wolności. Jestem mało emocjonalna ale wtedy po prostu poleciały mi łzy szczęścia. Takie emocje są dla mnie bezcenne i dla tych chwil jestem w stanie zrezygnować z super samochodu, nowej bluzki czy kolacji w restauracji.
U mnie wypadek "przebił"  końska pasję. Prawie 3 lata temu koń mi się wyrwał i uciekł. Uderzył w przyczepę stojącą po drodze i złamał nogę. Od tej pory boje się koni. Boje się z nimi pracować, nie mogę choć próbowałam im zaufać. Może kiedyś...
udorka ooo tak, dzieci

Może nie wypierają pasji, ale zdecydowanie ograniczają czas jej poświęcany. Chyba, że (tak jak moje) dzielą tę pasję z Nami
smarcik, ależ oczywiście, że pasja może być przeszkodą w sporcie. U mnie była bardzo długo, obudziłam się bardzo późno i na pewno nie zapomnę szumu na re-volcie w związku ze zmianą konia parę lat temu. Do tej pory ludzie pytają mnie czy nie żałuję. Pasja zamieniła się w sport, w zawód. Ciężko mi powiedzieć czy dalej jest pasją. Chyba tak, ale na trochę innym poziomie, może nawet głębszym. Natomiast nie zgodzę się, że w sporcie nie ma przyjaciół, nie do końca. Prawda, jeśli chodzi o ludzi, nie bardzo wierzę w zdrową rywalizację przynajmniej pomiędzy startowaniem dla przyjemności a najwyższym możliwym poziomem. Mówię z własnego podwórka. Natomiast z moim koniem - sportowcem mam 'bardzo dobrą relację' i dopóki nie zbudowałam z nim swego rodzaju przyjacielskiego porozumienia wyniki nie były dobre. Co nie zmienia faktu, że koń jest na sprzedaż w każdej chwili każdemu, kto będzie w stanie za niego zapłacić.

Pewnie trochę mętna moja powyższa wypowiedź, ale myśląc na ten temat uważam, że w moim wypadku pasja końska nieco przegrała ze sportem jeździeckim. Kiedyś w stajni mogłam być na okrągło, rozmowy z końskimi znajomymi nie kończyły się. W tym momencie jestem szczęśliwa gdy mogę uciec od koni do moich znajomych zupełnie nie związanych z jeździectwem. Ciężko mi rozmawiać o koniach bez chęci udzielania 'dobrych praktycznych' rad, których nie wszyscy chcą słuchać - i wcale się im nie dziwię 😉 bez oceniania i patrzenia ze 'sportowego' czy 'zawodowego' punktu widzenia. Co nie znaczy, że się nie staram i nie próbuję się zmieniać, a ostatnimi czasy nawet mi wychodzi 🙂
Udorka, jakbys chciala sobie kiedys przypomniec jak to jest siedziec w siodle, to wiesz, ze Flash juz jest na chodzie 😉 Marchewke tez chetnie przyjmie 😁
U mnie w pewnym momencie konie spowodowaly kompletne zamkniecie sie w sobie. Bylam tylko ja i kon, no o ta sytuacja sie zmienila kiedy musialam sie usamodzielnic przy mezu. Zaczely sie bardziej liczyc wspolne plany.
Pare lat minelo i moj najmlodszy synek w wieku 6 miesiecy wyraznie dal znac tatusiowi, ze konik musi byc.
Obecne sa gorsze i lepsze dni, jednak rodzinie poswieca sie duzo wiecej czasu. Mam szczescie, ze nie pracuje i dzieciaki coraz chetniej jezdza do konia i biegaja zdrowo. Wlasciwie podwojna korzysc- mama zadowolona, a dzieciaki nie nudza sie w domu. Moj najmlodszy jest jedynym dzieckiem jakie znam, ktory ma gdzies zabawe telefonem. 🙂 pasuje mi to!
Podsumowujac, potrzeby mojej rodziny byly by w staniem przebic  moja konsa pasje.
Wendetta - dzięki 🙂
Może kiedyś, jak będziesz w Polsce, a ja gdzieś sprzedam dzieci na pół dnia 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się