Ja czytałam artykuł twojego autorstwa - ktory wcześniej czytałam ba twoim blogu (dobry). Musze w takim razie jeszcze raz zajrzeć i tego pana Fedorskiego art. przeczytać.
Kokieteryjnie się pytam, więc pewnie że po to, aby się pochwał własnego tekstu doczekać! A że pan Fedorski też nieźle po Szacownym Gremium pojechał... - to wychodzi, że "KT" jako jedyne w kraju pismo branżowe nie tylko nie poparł, ale też totalnie SOS-a zjechał i z błotem zdeptał. Na końcu numeru są też "reakcje internautów", czyli wyciąg z niniejszego wątku...
Od razu wyjaśniam, że to nie tak miało być! Chciałem dać krytyczną analizę "Narodowego Programu..." popartą garścią wypowiedzi z tego wątku - ale w krytycznym momencie nie byłem w stanie połączyć się z siecią i w ramach odreagowania stresu, jaki z tego wynikał, napisałem tę wiązankę złośliwości - a że, faktycznie, wyszła w miarę niezła, to mi się jej potem żal zrobiło, no i wysłałem. Nie tylko do "KT" zresztą - bo i w "NCz!" czeka w kolejce, czy pójdzie - nie mam pojęcia.
No i niestety, choć redakcja "KT" jest moją ukochaną redakcją i będę jej bronił własną piersią, to korektę, muszę przyznać, mają na poziomie 6 klasy szkoły podstawowej - jak w podręczniku do języka polskiego na tym właśnie poziomie jakiegoś wyrażenia lub chwytu stylistycznego nie ma, znakiem tego w ogóle takowy nie istnieje i trzeba go na 6-klasowy przerobić... Wolę wersję z bloga! A w ogóle najlepsza wersja, bo już w pełni z premedytacją pisana, do "NCz!" poszła...
o którego regularnie potykam się w kiblu,sypialni,a gdy pojawia się nowy numer,to mam wrażenie że rozmawiam ze ścianą czasami 😉 na szczęście ostatnio pojawia się jako dwutygodnik 🤣 przepraszam za ten 🚫,ale musiałam to wyrzucić z siebie 🤦
No popatrz, a ja tu nigdzie nie mogę dostać! I nawet nie wiem, w jakiej formie mi redakcja ostatnie teksty puściła - bo o tym, że coś tam jest, to się dowiaduję ze spisu treści na stronie: ani w Warce, ani w Białobrzegach periodyk ten jest nie do kupienia... Wiem, wiem, powinienem sobie prenumeratę, a najlepiej e-prenumeratę wykupić, ale kasy chwilowo nie mam zupełnie, zresztą zawsze są pilniejsze wydatki. "KT" mi wczoraj, razem z resztą poczty sąsiad przyniósł, bo listonoszka bała się w naszą drogę wjechać!
http://www.ogiery.romanowski.pl/main.htm A ja takie znalazłam. Prywatne.I jest opcja nasienia mrożonego. I nie płaczą o ratunek. Jestem za liwkidacją stad w formie obecnej. Już dość długo to trwa,żeby ocenić,że się nie sprawdza.
wertję i wertuje ale oprócz pławienia sie w sosie wysmażonym na ostro (i bardzo dobrze) przez ciebie (artykuł + wybrane wątki dyskusji internetowej z naszego szacownego forum na końcu) nie widzę nic autorstwa p. Fedorskiego w tym temacie.
Oba teksty p. Fedorskiego subtelnie, ale też piją do tematu: w pierwszym wprost pisze, że państwowe stada są niepotrzebne, a w drugim podaje przykład hodowli meklemburskiej, gdzie też zdaje się, żadnego stada państwowego nie mają (bo Neustadt to Brandenburgia)...
No popatrz, a ja tu nigdzie nie mogę dostać! I nawet nie wiem, w jakiej formie mi redakcja ostatnie teksty puściła - bo o tym, że coś tam jest, to się dowiaduję ze spisu treści na stronie: ani w Warce, ani w Białobrzegach periodyk ten jest nie do kupienia... Wiem, wiem, powinienem sobie prenumeratę, a najlepiej e-prenumeratę wykupić, ale kasy chwilowo nie mam zupełnie, zresztą zawsze są pilniejsze wydatki. "KT" mi wczoraj, razem z resztą poczty sąsiad przyniósł, bo listonoszka bała się w naszą drogę wjechać! a to autorski egzemplarz nie przysługuje? a wracają do strony SOS, to ciągle mnie bawi,że zawsze trafnie obstawię stanowisko P. Marka Grzybowskiego, jeżeli chodzi o dotowanie państwowego producenta- można się dziwić, bo firma PP w sumie zawsze prywatna...z tym że jest zero zdziwień, kiedy się wie,że PP zawsze robiło dobre interesy na sprzedawaniu państwowego właśnie 😂śmiać mi się chce z tej pompatycznej i obłudnej argumentacji o "dobrach narodowych" i kulturze Polaków"...przecież dajmy na to takie wawelskie arrasy, to Zygmunt August sobie sam prywatnie dla własnej fanaberii kupował, jak co dla p Marka jest ważne, to też niech sam to sobie finansuje, a nie łzawą retoryką chce naciągać współobywateli. jednym słowem, dotujmy polskie konie,żeby p Marek miał co prywatnie sprzedawać! 😁 ps. w sumie zmuszenie zawodników zarejestrowanych w PZJ, do wykupowania NW to też poniekąd transakcja z państwowym...PZJ ma państwową koncesję na sport jeździecki przecież... 😤 ps. do admina- jeżeli p Marek poczuje się dotknięty w kwestii jego dóbr osobistych, to z największą ochotą prześlę mu ten wpis podpisany imieniem i nazwiskiem oraz fizycznym adresem do korespondencji 😎
Przeczytałam art. p. Fedorskiego pt "Są dwie szkoły". No faktycznie pojechał po PZHK nieźle jeśli chodzi o niski poziom ich egukacji (niedouczenie) i chyba słusznie.
Tylko problem w tym, że ludzie jakoś wszędzie niedoinformowani. Artykuł o stadach bym poprała, gdyby nie to, że autor stawia Stajnię Agmaja za przykład, jak radzić sobie ze zdobywaniem funduszy. Zdobywaniem może tak, ale co potem? Bo jeśli ktoś stawia tą stajnie za przykład czegokolwiek pozytywnego, to nie wie, co pisze.
A przy okazji obaj autorzy zapomnieli, że poza końmi sportowymi i mięsnymi są jeszcze rasy zachowawcze, którym do przetrwania potrzebna jest opieka państwa, co zauważyli już hipolodzy 70 lat temu.
Po sąsiedzku jest wątek o SO Łobez. Naprawdę jedyną drogą dla uratowania stad jest państwowa dotacja?
Coraz bardziej nabieram przekonania, że powinno być 1 stado gdzieś w centralnej Polsce, z niewielką ilością faktycznie najlepszych ogierów, z centrum inseminacyjnym itd. Hodowla jeśli już, to powinna być oparta na stadninach państwowych (i też: kilku stadninach, a nie wielu). Hodowli arabów jakoś SO do niczego nie są potrzebne. Z hucułami i konikami jest chyba podobnie. Jeśli chodzi o hodowlę koni sportowych - ważniejsze są ZT niż przechowalnie słabych ogierów, wysyłanych na punkty, gdzie dostają 5 byle jakich klaczy, a po sezonie wracają do SO w opłakanym stanie.
1. Stajnia Agmaja jest na terenie przyszłej budowy Mostu Krasińskiego i pewnego dnia zniknie z powierzchni ziemi. Tylko, jak to przy inwestycjach publicznych, nie wiadomo, kiedy to się stanie. W każdym razie, jej właściciele musieliby być szaleni, żeby w to miejsce inwestować! A podałem ten przykład tylko i wyłącznie w kontekście możliwości zdobywania funduszy.
2. Hipolodzy 70 lat temu gonili za złudzeniami. Nie da się odtworzyć tarpana ganiając koniki polskie po lesie. Podobnie jak nie da się odtworzyć tura, krzyżując najbardziej nawet prymitywne rasy bydła domowego - co, w tym samym czasie co prof. Vetulani w odniesieniu do koników, próbowali zrobić w Niemczech bracia Heck. Jak nazwać eksperyment, który trwa mimo, że był oparty na błędnych założeniach i przez 70 lat nie przyniósł oczekiwanych rezultatów..? Żeby nie było: ja kocham koniki polskie! Gdyby przyszło mi kiedykolwiek do głowy uprawiać w tej mojej zapadłej głuszy stajnię rekreacyjną, to tylko na konikach polskich! Nieduże, więc się nieobeznany klient nie przestraszy, karmić właściwie nie potrzeba, stajni nie potrzeba, weterynarza nie potrzeba, bez kowala też się obejdzie... Nie martwiłbym się więc o przyszłość koników polskich, bo to jest po prawdzie jeden z lepszych "produktów", jakie się w Polsce uzyskuje i zbyt dla siebie na pewno znajdzie - właśnie w takiej, taniej i prymitywnej rekreacji, której jest u nas 95%.
3. Pan Fedorski w swoim tekście i owszem, zauważył istnienie "ras zachowawczych". Tj. - koni wielkopolskich i małopolskich pisząc to, co ja już kilka razy na tych samych łamach podawałem: że zaliczenie tych ras do "zachowawczych" i napisanie dla nich odpowiednich programów, to sabotaż. Warunki tych programów "ochronnych" są takie, że z jednej strony wymuszają reprodukcję (bo, żeby dotację na klacz otrzymać, musi być ona kryta co jakiś czas), a z drugiej ograniczają wybór reproduktorów wykluczając z definicji jakikolwiek postęp hodowlany - a przy tym jeszcze zachęcają do podjęcia hodowli tych koni różne mniej lub bardziej szemrane osobniki, które robią to tylko po to, żeby te 1300 złotych raz na rok od podatnika wydoić, z konieczności więc oszczędzają jak mogą, żeby wyjść na tym interesie na plus. Efekt jest taki, że produkuje się konie, które się dokładnie do niczego nie nadają. Na które nigdy nie będzie popytu - bo masowa produkcja marnych osobników tylko po to, żeby spełnić warunki uczestnictwa w programie, skutecznie psuje tym rasom "markę". Nie do pojęcia, że są ludzie, dla których ten sabotaż to powód do dumy, którzy się szczycą wręcz, jako swoim największym życiowym osiągnięciem, że do takiego stanu doprowadzili!
Swoją drogą, czy przypadkiem nie fakt, że prawie wszystkie "rodzime" rasy (poza kuriozalnym śmietnikiem, zwanym "rasą sp", z której też pan Fedorski trochę się w swoim tekście śmieje) są dotowane i objęte "programami ochrony" nie jest przypadkiem jednym z zasadniczych powodów, dla których konie są w Polsce tak absurdalnie wręcz tanie..?
Jak dla mnie, to państwo może dla koni zrobić jedną dobrą rzecz: zostawić je w spokoju! Żadnych dotacji, żadnych "programów ochrony", żadnej państwowej hodowli (po co? No po co, ja się pytam..? Po to, żeby prywatnym hodowcom robić konkurencję? Bo przecież nie dla ochrony jakiegoś "dziedzictwa narodowego"! NIE MAMY żadnego dziedzictwa narodowego w tym zakresie! Jeszcze z Napoleonem pod Moskwą wyginęło...), żadnych państwowych stad ogierów i żadnych państwowych stadnin koni.
1. Pisząc o stajni Agmaja nie miałam na myśli tego, jak wyglądają tam budynki, raczej to, co robi się tam koniom i jeźdźcom (po 3 latach w tej stajni coś o tym wiem). Rądzę przeczytać: http://www.nasza-szkapa.idl.pl/index2.php?strona=h_montek i wątek "Eleina oo - matka stadna z Kurozwę" http://polskiearaby.com/forum.php?lang=pl Opisane konie Montek i Eleina do dnia sprzedaży pracowały w rekreacji w pełnym wymiarze godzin.
2. Z konika polskiego tarpana nie będzie, to fakt, myślę jednak, że bez eksperymentu Vetulaniego koników polskich też by dziś nie było. Poza tym, prywatna hodowla koni do rekreacji, to głównie mnożenie koni, bez dbałości o ich eksterier. Można to zauważyć u hucułów. Mimo istnienia wielu prywatnych hodowli, ciągle najlepsze są konie państwowe, co nie znaczy, że wśród hodowli prywatnych nie zdarzają się perełki. Tylko, że kiedy chodzi o przetrwanie rasy stanowiącej cenny dorobek kulturowy (pamiątkę dawnych czasów), nie powinniśmy liczyć na te "perełki".
3. Pisząc "rasy zachowawcze" użyłam skrótu myślowego, za co przepraszam. Chodziło mi tu o hucuły i koniki polskie. Ochronę innych ras uważam za pomyłkę. Za pomyłkę uważam też program dopłat, niezależnie od objętych nim ras. Co nie zmienia faktu, że uważam, że hodowla hucułów i koników polskich powinna być prowadzona przez państwo. Tak naprawdę, gdyby nie austro-węgierska stadnina w Łuczynie, a potem polska stadnina w Siarach, hucuły już dawno by wymarły. Hucuły, to co prawda nie jest coś, co pokarzemy na zawodach skokowych, czy ujeżdżeniowych, ale czy ich hodowla nie może być powodem do dumy? Ojczyzna tych koni, czyli Huculszczyzna ze swoimi tradycjami, obrzędami i legendami praktycznie przestała istnieć, tym bardziej więc jesteśmy zobowiązani do ochrony tych koni, jako ostatniej żywej pamiątki dawnych czasów (jak by nie było Huculszczyzna przez pewien czas należała do Polski). Tak, hucuły to żywy skansen, ale w tym przypadku nie należy się tego wstydzić. Norwegowie jakoś się fiordingów nie wstydzą.
ważniejsze są ZT niż przechowalnie słabych ogierów
Właśnie, co będzie z Zakładami Treningowymi jeśli Stada przestaną istnieć? Ostatecznie Zakłady Treningowe korzystają z infrastruktury Stad: w Białym Borze, w Bogusławicach, Gnieźnie i Książu te dwie instytucje funkcjonują wewnątrz jednego obiektu.
Albo może popełniłam jakąś straszliwą gafę i SO nie jest potrzebne do szczęścia Zakładom? Nie mam pojęcia, jak te struktury na siebie oddziałują.
Stada Ogierów i Zakłady Treningowy to dwie, komplementarne części tego samego, pruskiego systemu częściowo państwowej hodowli koni. System ten był tylko częściowo państwowy, ponieważ oryginalnie większość klaczy stadnych pozostawała w rękach prywatnych (w tzw. "hodowli terenowej"😉 - a tylko ich właściciele mieli możliwość po niskich cenach, czasami nawet za darmo, korzystać z państwowych ogierów stanowiących w stadach ogierów lub w podporządkowanych im punktach kopulacyjnych (poważniejsi hodowcy mogli państwowe ogiery dla siebie dzierżawić).
Produkt "hodowli terenowej" poddawany był testom. Podstawowym celem tych testów było utworzenie odpowiedniej dla potrzeb pruskiej armii rezerwy koni remontowych - do taborów, dla artylerii i dla kawalerii. Testy te były wielostopniowe - a ich ukoronowaniem były właśnie pruskie Zakłady Treningowe, gdzie sprawdzano takie konie, pochodzące z hodowli prywatnej, które mogły zostać od razu zakupione przez państwo - albo na potrzeby armii, albo też na remont stad ogierów.
Był to system "bata i marchewki" - z przewagą jednak marchewki, bo i te ogiery prawie za darmo i możliwość sprzedaży konia państwu (po stałych, a więc pozwalających na długoterminowe planowanie hodowli, dość atrakcyjnych cenach). Batem był zakaz używania w hodowli ogierów prywatnych takich, które nie zyskały akceptacji państwa. Po co? Wcale nie po to, żeby chronić jakieś "rasy zachowawcze" (nikomu wtedy taki pomysł nie chodził po głowie...), tylko po to, żeby konie były możliwie jak najbardziej do siebie podobe - wystandaryzowane pod względem wzrostu, pokroju i wartości użytkowej. Żeby, w razie "godziny W" pasowały na nie równie wystandaryzowane wojskowe zaprzęgi i uprzęże, żeby łatwo było dobierać pary do wojskowych furgonów czy szóstki do zaprzęgów dział i żeby oddziały kawalerii dobrze się prezentowały na możliwie jednakowych koniach. Nikomu też nie chodziło w tym systemie o jakiś "postęp hodowlany", czy o optymalizację wartości użytkowej tych koni. Miały być po prostu jednakowe. Zastępowalne.
Zauważcie, że w "realnym socjalizmie" cały ten system był tak na dobrą sprawę niepotrzebny. Już nawet nie chodzi o to, że przypadkiem zbiegło się to w czasie z odstąpieniem od trakcji konnej w wojskowych taborach. Po prostu tam, gdzie wszystkie konie były państwowe, nie było potrzeby stosowania jakiegoś "bata i marchewki" dla dyscyplinowania prywatnych hodowców w trzymaniu się ustalonego standardu. Oczywiście, Polska była w całym obozie socjalistycznym o tyle wyjątkowa, że przetrwało u nas prywatne rolnictwo, więc i prywatna hodowla koni gospodarskich - która jednak z tego systemu i tak najmniej korzystała... Trudno właściwie powiedzieć, po co i dlaczego zatem i stada ogierów i zakłady treningowe aż do upadku socjalizmu przetrwały... Jakiś biurokratyczny konserwatyzm musiał to ocalić, bo aż się prosiło o likwidację...
Większy sens ma to już teraz - tylko po co w tym wszystkim państwo..? Państwu żadne konie nie są już od dawna potrzebne. Natomiast jeśli są hodowcy rozmiłowani w koniach, dajmy na to małopolskich, to mogliby się oni dobrowolnie i bez przymusu, ale dla korzyści własnej, zrzeszyć w stowarzyszeniach (najpewniej od razu co najmniej dwóch! Tak to już jest na tym świecie: jak wiadomo prawdziwy Anglik na bezludnej wyspie buduje trzy szałasy - w jednym mieszka, w drugim jest klub do którego chodzi, a w trzecim - klub do którego NIE chodzi...) i w ramach tych stowarzyszeń określać sobie program (programy) hodowlane oraz kryteria umożliwiające jego przestrzeganie. Stowarzyszenie mogłoby utrzymywać dla swoich członków i stado ogierów (na spółkę byłoby o wiele taniej, niż "każdy sobie rzepkę skrobie!" w zaborze rosyjskim zresztą, gdzie system pruski został przyjęty najpóźniej, w połowie XIX wieku istniały "spółki hodowlane" utrzymujące dla swoich członków wspólne ogiery...) i zakład treningowy... Dawałoby to gwarancję, że produkt hodowcy do takiego stowarzyszenia należącego w pełni odpowiada oczekiwaniom ewentualnego nabywcy. Nie na zasadzie "perełki", tylko właśnie jako obowiązujący standard...
Jak już się nie da inaczej, to można by istniejące stada ogierów po prostu oddać (w dzierżawę za symboliczną złotówkę? w prezencie? Najlepiej, rzecz jasna: temu, kto da więcej, na licytacji - ale to chyba nierealne w naszym kraju...) stowarzyszeniom hodowców. O ile, rzecz jasna, najpierw takie - zamiast anachronicznego PZHK - powstaną. Bo, żeby cokolwiek się zmieniło, to musiałoby być tych stowarzyszeń wiele, konkurujących ze sobą... Ale to chyba też nierealne - bo co by w tym wszystkim robiła cała obecna dyrektorsko - związkowa wierchuszka..?
Często się zastanawiam, który system lepiej sprawdziłby się w Polsce. Trzymanie hodowli za pysk i bardzo ostra kontrola (selekcja, wydawanie licencji) w wykonaniu państwa/związków hodowlanych, czy zostawienie wszystkiego luzem i niech sobie ludzie robią co chcą, np. krzyżują hucuły ze ślązakami (jak to już kiedyś bywało). Druga wersja pewnie wywołałaby totalny chaos, ale przypuszczam, że po kilku latach zerowej kontroli hodowla miałaby się znacznie lepiej niż teraz. Gdyby tak jeszcze upadły fundacje ratujące konie przed rzeźnią... pomarzyć można. Na razie mamy "złoty środek", który nikomu nie pasuje (może oprócz PZHK).
ZT są potrzebne (zakładając pierwszy model) i mogłyby działać niezależnie od stad. W sensie: likwiduje się stado, ogiery znikają ze stajni, a jednostka zajmuje się tylko próbami dzielności, szkoleniami, organizacją imprez (niekoniecznie końskich), organizacją zawodów (sponsorzy mile widziani), zdzieraniem haraczu z turystów i co tam sobie wymyśli. Takimi rzeczami mogłyby/powinny zajmować się stada, ale jakoś im to nie wychodzi... Im więcej się dowiaduję o działalności stad, tym bardziej jestem przeciw sos. Żal mi tylko budynków, ale niejeden zabytek zrujnowano.
W stowarzyszenia hodowców nie wierzę. Gdzie 2 Polaków, tam 3 zdania. Ucieszyłam się, że odnowiono stronę trakeniarzy i powstało forum, bo miałam nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o tej rasie w Polsce. Wywalczyli sobie własną księgę i inne przywileje, więc trochę im kibicowałam i miałam nadzieję, że hodowcy innych ras też ruszą do akcji. A potem poczytałam owo forum i wszystko mi opadło. Gorzej niż dzieci w piaskownicy. 😂
Totalna wolność w hodowli? Interesująca koncepcja. Ale hodowla to często kwestia setek lat następstwa pokoleń! A zmarnować wszystko można w kilka. No i - nie żyjemy na pustyni. W sąsiedztwie mamy kraj, gdzie hodowla koni jest dobrze rozwinięta i zorganizowana. Ta hodowla potrzebuje rynku zbytu. Kompletny rozkład hodowli w PL nie powinien dostarczać powodów do narzekań hodowcom na zachód od Odry - tak delikatnie mówiąc. To tak na marginesie SOS. OT?
Nie wiem czy taka wolność to dobry pomysł. Realizacja raczej nam nie grozi, więc można sobie pogdybać 😉 Spotykałam się z głosami niezadowolenia, że państwo (PZHK) za bardzo się wtrąca. Dotyczy to np. czipowania koni, które nie każdego zachwyca (koszty, możliwe powikłania), ale też np. systemu przyznawania licencji. Przykład. W rasie małopolskiej pożyteczny jest dolew krwi arabskiej, m.in. dla dodania urody. Jak wiadomo, żeby arab dostał prawo krycia młp, musi spędzić trochę czasu na torze i być zbonitowanym. Wiele najlepszych ogierów arabskich spędza na torze tylko rok, a potem szybko trafiają do hodowli. W efekcie hodowla młp traci szansę skorzystania z najlepszych ogierów. Tylko proszę mi nie pisać, że te najlepsze araby to pudelki i nie są potrzebne małopolakom. Nie wydaje mi się żeby ktoś, kto zdecydował się kryć arabem, oczekiwał źrebaka na olimpiadę 😉 Raczej chce poprawić wygląd i budowę, więc czemu musi mieć wybór ograniczony do może i dzielnych koni, ale niekoniecznie super poprawnych? Mam wątpliwości czy hodowcom (nie pseudohodowcom) jest potrzebna kontrola państwa. Kto ma swoją koncepcję hodowlaną to jej przestrzega. No do licha jaki to ma sens, skoro potem czyta się całą serię postów o bonitowaniu koni w boksach, wpisywanie koni do ksiąg rasowych to jakaś farsa, w ZT i MPMK wiele zależy nie od jakości koni, tylko od jakości jeźdźca, tytuły na czempionatach są przyznawane po znajomości (wg obiegowej opinii), zresztą rozdział ogierów przy dzierżawach podobno też, często o imprezach hodowlanych potencjalni zainteresowani dowiadują się po fakcie itd. Zgadzam się, że na dobre konie pracuje się wiele lat (pokoleń), a zmarnować to można błyskawicznie. Mimo wszystko wierzę, że istnieją ludzie, którzy nie po to poświęcili całe życie hodowli, żeby to zmarnować. Nasz rynek zbytu już jest rozłożony. Odsadki za 1000 zł...
Totalna wolność w hodowli? Interesująca koncepcja. Ale hodowla to często kwestia setek lat następstwa pokoleń! A zmarnować wszystko można w kilka. No i - nie żyjemy na pustyni. W sąsiedztwie mamy kraj, gdzie hodowla koni jest dobrze rozwinięta i zorganizowana. Ta hodowla potrzebuje rynku zbytu. Kompletny rozkład hodowli w PL nie powinien dostarczać powodów do narzekań hodowcom na zachód od Odry - tak delikatnie mówiąc. To tak na marginesie SOS. OT? może ktoś mi rzeczowo wytłumaczy, dlaczego mamy jeździć na "polskich" koniach?jakoś przestaliśmy jeździć "polskimi" samochodami i nie jest szczególnie przykro?...i mimo szacunku do Grabskiego , wolę dolara US niż złotówki! jak kogos kręci zabawa w historię to niech się bawi...ale za swoje pieniądze, tak jak ja bawię się w sport za swoją pracę...
Wawel ma jednak walory społeczno identyfikacyjne, posiada aspekty użytkowe i emocjonalne- idę o zakład ,ze w przypadku narodowego referendum Wawel nie miał by kłopotów ze zgodą na dotowanie...hucuły, no cóż, to jakaś sentymentalna fanaberia, a nie dobro kultury...no chyba ,ze dla Ukrainy 😁 a nawet gdyby, to wystarczy beczka z azotem i cała huculska spuścizna genetyczna będzie zabezpieczona- wyszło by taniej i pewniej.
jeśli chodzi o utrzymanie państwowej hodowli mam mieszane uczucia. Częściowo zgadzam się z wrotkiem bo niby dlaczego mam ze swojej kieszeni utrzymywać średniej klasy państwowe konie? Mi nikt nic nie daje za darmo i żeby jeździć muszę średnio 1000 zł miesięcznie oddawać za utrzymanie jednego konia. Zawodnicy SO często reprezentując średni poziom wożą się startując na utrzymywanych z naszych podatków koniach w imię czego? a ja musze tyrać na kilka etatów oddając coraz to więcej kasy na te "szczytne cele" żeby móc kilka razy w roku wystartować sobie dla zabawy w regionalnych zawodach..
z drugiej strony jak sobie pomyślę ile "naszej" kasy idzie na skorumpowany i zgnity do szpiku kości PZPN, na ochronę meczów przez policję, procesy pseudokibiców itp to z dwojga złego wolę państwowe stada..
Zawodnicy SO często reprezentując średni poziom wożą się startując na utrzymywanych z naszych podatków koniach w imię czego? Ee, no nie zawsze jeżdżą na państwowych zawodnicy SO 😉