sorry Halo ,ale widać że meritum Ci przestało leżeć i zaczynasz pisać o didaskaliach...jeżeli nie wiesz o czym piszę, to naprawdę lepiej zapytać, albo przyznać że się zapętliłaś, zamiast snuć wątek w meandry które wykraczają poza tematykę, ale za to skutecznie mają zakamuflować skuchę 😂 ps. dalej się stresuj mając np orgazm 😁
Chyba jednak Cię przeceniałam 😀 Jak to z tą Twoją praktyką? Bo orgazm to rozładowanie ekscytacji, "ulga" w stresie 😀 Spektakularna, fakt. Może trudno nam się porozumieć, bo ja jestem kobietą i uważam, że teoria praktyce nie szkodzi, wręcz pomaga. Fakt, u wielu mężczyzn występuje przekonanie, że przeszkadza. Podobno odpowiada za to budowa i szerokość więzadła między półkulami mózgu.
OK - niedostatki wiedzy, które wykazujesz, są dopuszczalne u zawodnika, ale nie do przyjęcia u trenera. Trener musi wiedzieć, jak na organizm działa stres. I co to jest ekscytacja. I co to jest relaks. A ja podejrzewam, wrotki, że Ty na rozluźnionym koniu w życiu nie siedziałeś (jak pewnie z 80% jeżdżących w PL), stąd nie wiesz o czym mowa.
Tak się złożyło, że dotknąłeś takiej mojej bolączki - tego rozluźnienia nieszczęsnego. Bolączki - bo na co dzień oglądam, jak jest lekceważone i pomijane. Niektórym wydaje się, że rozluźnienie = elastyczność. Większości: "Ale o co chodzi? ważne, żeby dobrze skakał. Źle skacze? podbarować trzeba? pelham za łagodny?". Mnie to naprawdę boli, choć już od dawna w "Ratowaniu Polskiego Jeździectwa" nie biorę udziału (no, może odrobinę, w formie pisemnej). A Ty sobie chciałeś żartować. Niekompetentni, to byli trenerzy, którzy przez 15 lat takowego pojęcia mi nie przekazali - ono nie istniało! Potem kompetentny trener pokazał, nauczył, jak osiągać u konia to "coś". Dopiero później dowiedziałam się, jak to "coś" się nazywa i jakie ma znaczenie. Na wolcie każdy wyciąga takie wnioski, jak mu wygodnie, ale większość osób czyta ze zrozumieniem. I potrafi ocenić, kto wprowadza dywagacje. A zarzut niekompetencji wypadałoby uzasadnić.
To niekoniecznie jest OT. Bo naprawdę sporo osób uważa, że koń nie będzie skakał, efektownie chodził - gdy nie będzie solidnie wk...ony. A w celu wk....ienia bywa wykorzystywane cofanie. A ja poważnie uważam, że koń nie osiągnie szczytu możliwości ruchowych, jeżeli nie będzie... szczęśliwy. Szczytem piramidy jest Artyzm i Pełna Harmonia. Inna sprawa, że "poczuciu szczęścia" można pomagać farmaceutykami. To łatwiejsze niż solidnie, mozolnie, cierpliwie i wyrozumiale - latami pracować. Nie twierdzę, że wrotki postępuje "dziwnie" - po prostu dotknął tematu, który mnie mocno porusza.
Ja mam problem z cofaniem. Mianowicie: mam kobyłkę dosyć już wiekową (18lat). Mam ją od 2 lat i dużo błędów i naleciałości jakie nabrała po przez lata skorygowałam, jednakże jeśli chodzi o cofanie z siodła to za cholerę. Jako, że jestem wielką fanką pracy z ziemi stwierdziłam, że trzeba zacząć od podstaw. Bardzo szybko nauczyła się cofać na mój ruch ręki. Następnie przypinałam jej uwiąz do kantaru, machałam uwiązem nad kłębem lekko pociągając za kantar i także szybko załapała. Mimo wszystko nadal nie chce cofać kiedy ktoś na niej siedzi. Próbowałam naprawdę wszystkiego, pukania bacikiem w nogi przednie w klatkę piersiową i nic 🙂 za cholerę uparciuch się nie cofnie. Są jakieś propozycje?
Jeśli działa cofanie od nacisku kantara z ziemi (samego nacisku, bez wspomagaczy w postaci gestów, machania uwiązem itp.), spróbuj cofania od nacisku kantara z siodła. W ten sposób zmienisz najpierw tylko jeden kawałek układanki: to, gdzie jest człowiek. Jeśli zmieniasz i miejsce przebywania człowieka, i miejsce działania (nacisk w pysku a nie na nosie), przeskok jest większy i trudniejszy. Na początek możesz wykorzystać pomocnika z ziemi (działasz z góry, jeśli to nie wystarczy, pomaga człowiek na ziemi, używając tego sposobu, który działał - i ta kolejność ma znaczenie).
Dopisuję jeszcze:
Zwróć uwagę, żeby prosić na początek o niewiele i dopiero stopniowo podwyższać wymagania. Pilnuj kolejności: danie sygnału - koń reaguje - zaprzestanie dawania sygnału, nagroda choćby w postaci odpuszczenia działania. Na początek niech koń zrobi choćby "coś na kształt", niech przeniesie ciężar do tyłu, przestanie napierać na rękę/kantar. Jak będzie tak reagował, zacznij oczekiwać, że zrobi jeden krok. Z czasem poprosisz o więcej kroków, lepsze cofanie (prosto, rytmicznie itd.) - ale wszystko po kolei.
I może od razu: jeśli chcesz zmienić sygnał (np. przejść od nacisku kantara do działania "normalnego" - dosiad, zamknięta ręka) - najpierw dajesz nowy sygnał, jeśli koń nie odpowiada, pomagasz sobie tym starym, już działającym. W pewnym momencie koń zaczyna odpowiadać już przy nowym sygnale (bo wie, że po nim przyjdzie ten stary, więc nie ma na co tu czekać). To taka ogólna zasada.
Może Cię zdziwię... ale tego też już próbowałam. Z tego co zaobserwowałam to problemem jest to, że człowiek na niej siedzi kiedy chodzi o cofanie. Zapiera się i na nacisk odpowiada naciskiem. Już powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek pode mną się cofnie 😉. Jestem naprawdę w kropce, bo nigdy w życiu nie miałam problemu z tym żeby koń się cofnął. Zawsze coś działało, czy to był bacik przy nogach czy pomoc drugiego człowieka, zawsze coś działało a tu nic ;p
Po "naturalsowsku" odpowiedziałabym: więcej gry w jeża (tej od ustępowania od nacisku). Wszędzie, w każdej sytuacji. Starannie, na spokojnie, dużo 🙂 Nierzadko to najtrudniejsza gra. I taka "nuuudna". Ale warto w to zainwestować czas, bo się zwróci.
No będę kombinować dalej 😉 owszem, stosuję bardzo często grę w jeża i widać na prawdę duże efekty - bardzo polecam wszystkie 7 gier 🙂 uważam, że kto się pasjonuje jeździectwem powinien poznać wszelkie jego odmiany i wybrać dla siebie najlepszą także pomimo tego, że jeżdżę klasycznie wplatam elementy "naturalu" ;p także wracam dalej do pracy 😉) xD