Forum towarzyskie »

Punkt widzenia- nieporozumienia

Tak sobie rozmyślam - jak łatwo o nieporozumienia, jeśli nie spojrzymy na sprawę cudzymi oczami.
Przykład: rozmawiam z nauczycielką z maleńkiej miejscowości.
Ona, z okazji początku roku, narzeka:
- Masz pojęcie? 19 godzin! I jeszcze jedna dodatkowo! A we wtorki zaczynam o świcie! Na ósmą mam!
No a ja sobie myślę:
- 19? W tygodniu? Godzin lekcyjnych? Ósma to świt? WTF?
No, ale odkryłam, że po prostu mamy INNE życia. Ona nie pojmuje, że 12 godzin dziennie to lekki dzień a świt to poniżej piątej rano. A duże miasto to ciągły niedoczas, hałas, pośpiech, dojazdy, kotłowanie się. Inaczej niż maleńkie.
Ona nie rozumie mnie a ja jej. Patrzymy swoimi oczami.
I na tym przykładzie odkryłam przyczyny wielu, wielu innych nieporozumień, z jakimi spotkałam się w życiu.
Może to, co opisuję to jakiś truizm, ale ja późno do tego doszłam.
Umiecie oceniać różne sytuacje nie tylko z własnego punktu widzenia? Ja się uczę. 
a czy to nie jest ten - tak krytykowany na naszym forum - relatywizm?

ja w niego wierze i staram sie oceniac nie ze swojego jedynie slusznego punktu widzenia. ale jeszcze czesto brakuje umiejetnosci zdystansowania sie i tzw madrosci zyciowej, zeby wychodzilo tak zawsze jakbym chciala.
Jest cieżko bo jednak własne doświadczenie życiowe czy posiadana wiedza też ma wpływ na ocenę.
Jednak  ja zawsze staram sie postawić na miejscu tej drugiej osoby i chociaz przez chwile w wyobraźni ,,założyć jej buty".
Tania, ja mam w domu nauczycielkę (moją mamę) i doskonale wiem, o czym piszesz  😁 "W tym roku to ma taki plan godzin, że tylko we wtorek kończy o 12😲0, a tak to o 13:30, wyobrażasz sobie?"  😜

Od zawsze wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wiele stuacji oceniamy na podstawie własnej wiedzy na ten temat, własnego doświadczenia i domysłów.
a czy to nie jest ten - tak krytykowany na naszym forum - relatywizm?

ja w niego wierze i staram sie oceniac nie ze swojego jedynie slusznego punktu widzenia. ale jeszcze czesto brakuje umiejetnosci zdystansowania sie i tzw madrosci zyciowej, zeby wychodzilo tak zawsze jakbym chciala.

No właśnie tak. Jak się przyjrzeć to co krok się to pojawia. Wątek o wetach co nie lubią forum, wątek o służbie zdrowia etc.etc.
Może to głupio brzmi, ale dotarło do mnie, że to co uważam za białe może być wedle kogoś innego czarne jak węgiel. I każdy ma rację i nikt. I gdzie tu się spotkać w rozmowie?  👀
pogadac o pogodzie 😉
pogadac o pogodzie 😉

No z nauczycielką tak pogadałam. I też trochę poświęciłyśmy czasu na rozmowę o tym jak nasze życia wyglądają. Dobra rozmowa.
Ona była chyba zaszokowana i nie uwierzyła do końca. Ja, w duchu, zostałam przy swoim. Trudno zbliżyć stanowiska. Nawet jeśli obie strony chcą.
Zastanawiam się nad tym, bo przeraziła mnie myśl, że ktoś może chować w sercu do mnie głęboką urazę, za coś co ja uważam, za najlepsze, co robię w życiu.  🤔
Dlatego ja staram sie omijać cięzkie tematy.
Dlatego ja staram sie omijać cięzkie tematy.


I udaje Ci się? Zazdroszczę chyba.
p.s
Nie zazdroszczę. Po namyśle-nie. Ostatnio dużo czasu spędzam z najbliższą osobą przy wspólnej pracy. I jakby poznajemy się na nowo. Bo dotychczas każde z nas prezentowało drugiej stronie wersję miłą i przyjemną. A teraz "w boju" na początku wyszedł nam wielki konflikt a dopiero po zbliżeniu stanowisk jakiś efekt w pracy. Okazaliśmy się jakby całkiem innymi ludźmi.
ja tego nie nazywam nawet Punktem Widzenia - ale poziomem rozwoju
i nie chodzi tu o poziom rozwoju intelektualnego
po prostu każdy człowiek jest inny i coś co jest oczywiste dla mnie - nie jest oczywiste dla kogoś innego
wynika to z doświadczeń, wieku, charakteru, miejsca zamieszkania, i wielu innych czynników

dla Ciebie Taniu 10h pracy, wstawanie o 6 jest normalne - dla kogoś innego to szok...
(...)
dla Ciebie Taniu 10h pracy, wstawanie o 6 jest normalne - dla kogoś innego to szok...

No tak, ale akurat u mnie się przekładało na konkrety. Bo było coś dodatkowego do zrobienia we wspólnej sprawie ( z nauczycielką)
i ona uważała, że należy podzielić obowiązki po równo. Bo obie pracujemy i obie mamy ( w domyśle) tyle wolnego i sił.
A mnie inaczej to wyszło z wyliczeń. I nauczycielka była mocno urażona. No i ja też.
Wiesz, ja wole takie tematy poprostu ominąć. Raz że mało kto czuje empatie i potrafi wczuć sie w rolę tego drugiego człowieka. Dwa nie zawsze jest czas na  wyjaśnienia. Kolejna kwestia to chęć zrozumienia.  Nie każdy chce pojąć życie drugiej osoby i oglądać świat z jego perspektywy.
Tysiące różnych priorytetów, tysiace różnych informacji, doświadczen życiowych. No nie ma opcji żeby to się ze sobą nie ścierało.
A po co marnować czas na wywoływanie  chociażby małych niesmaczków? Ja mam tak, a ty tak, a ty niedoceniasz moich staran, a ty nie wiesz jak to ciężko... ehhhh
Kazdy ma swoje racje podpiete pod siebie.
To ja  już wolę pogadac o pogodzie.


(...)
A po co marnować czas na wywoływanie  chociażby małych niesmaczków?
(...)

No właśnie nie marnować tylko wyjaśnić. Powiedzieć swoje i wysłuchać drugiej opinii. Żeby oczyścić atmosferę.
W sumie, po latach, nie wiadomo po co, ale tak... dla spokoju? Może ja jestem na innym etapie teraz? Takiego zamykania spraw?
Jakoś tak mi się ostatnio nazbierało. Taka domowa rozmowa: jest mi trudno, bo....
i odpowiedź: co? nigdy nie mówiłaś, że......
dlaczego odpuszczać budujące dyskusje? dyskusja burzliwa, z odmiennymi poglądami, punktami widzenia, może byc szalenie interesująca. o ile nie zamienia się w klótnię i zbytnie branie do siebie wypowiedzi.

mam znajomą. fajna dziewczyna. kilka lat się znamy. ale jesteśmy na trochę innym etapie życia i mamy inne wizje przyszłości. ja mam wspólne gospodarstwo, dziecko, przydomową stajenkę, ona ciągle wynajmowane mieszkanie, niestałego partnera i wydzierżawionego konia w pensjonacie. wspomniałam, że chciałabym dla mojej emerytki prawie 20 letniej zbudować solarium. "ale po co? przecież ona nie pracuje, a chcesz niepotrzebnie wydawać pieniądze, jakby co najmniej dwa razy w miesiącu startowała". no i mnie poniosło trochę. bo mam do zwierza bardzo osobiste podejście i jeśli stać mnie na pasze, wybiegi, sprzęt dla niej i mam ochotę jej dogodzić jeszcze bardziej to dlaczego ktoś uznaje to za niepotrzebne? dlaczego rzeczy  przyjemne dla zwierzaka, poprawiające jego kondycję mają być zarezerwowane dla sportowców, a nie mogą się znaleźć w małej stajence na wsi, jeśli ktoś chce konia "rozpieścic" ? bo jak zwierzę nie pracuje tylko jest maskotką to ma stać na suchym owsie i wybiegu 2x2?

nie rozumiem kompletnie jej punktu widzenia, dlaczego jest to marnotrawienie pieniędzy, ona nie rozumie po co mam inwestować w starego pastwiskowca. i żadna z nas się wzajemnie nie zrozumie.
Tania, fajnie tak takie dyskusje toczą się na poziomie. Gorzej jak przechodzą w kłótnię.

Też przerobiłam budowanie wspólnego celu z kolegą. Do pewnego momentu wydawało nam się, że oboje świetnie rozumiemy jak ma wyglądać nasza współpraca. Po czasie okazało się, że każdy z nas zupełnie inaczej sobie wyobrażał jak to ma funkcjonować. O ile ja byłam w stanie dyskutować, negocjować o tyle kolega nie był w stanie zrozumieć moich argumentów. Ale tak jak u Ciebie - dwa światy. On mieszkający z rodzicami, bez kredytów mógł poświęcić się projektom, które zaprocentują po czasie. Dla mnie priorytetem jest życie bieżące. Praca, dom, zwierzaki. Tego nie da się odłożyć "na potem".  Resztę traktuje jako hobby, któremu wydzielam dopiero wolny czas.
A no właśnie: konie. Klasyka.
-Po co ty jedziesz do tej stajni, tak daleko? Znów się, jak widzę, rozrywasz, zamiast zrobić coś pożytecznego. Nie szkoda ci na to pieniędzy? A, sprzedaj wreszcie tego konia. W twoim wieku, to już po prostu śmieszne.
No jak tu dyskutować? Mówić, że koń to też obowiązek. Że czasem i ja bym wolała zostać w ciepłym fotelu, zamiast "zapewniać mu zdrowy ruch".
Ale o tym już był chyba wątek?
bera7- no właśnie. Ja otworzyłam (lekko) oczy na inny punkt widzenia, ale bardzo często natrafiam na mur z drugiej strony. I widzę odwrócone plecy. Wrrr....
Tak samo mam przykład swój, ja mama 2 dzieci, koleżanki bezdzietne i one dziwią się, że ja jestem spełniona jako matka, że jestem najszczęśliwsza kiedy mogę spędzać z nimi całe dnie i że praca to coś nie dla mnie, bo po prostu lubię być "kurą domową". No lubię sprzątać, gotować, zajmować się dziećmi, być cały czas z moją ukochaną rodzinką.

a najlepsze są teorie dennych osób typu "ma męża górnika, który zarabia na leniwą żonkę, bo nie chce się iść jej do pracy"  😉
Do pracy wrócę na pewno, ale jak skończę karmić i synuś będzie miał ponad rok. Niestety nie będę w tej pracy szczęśliwa, jaka by ona nie była złota.
dlaczego odpuszczać budujące dyskusje? dyskusja burzliwa, z odmiennymi poglądami, punktami widzenia, może byc szalenie interesująca.

Bo mi się odechciało juz tysieczny raz tłumaczyć , że.... i tutaj mogłabym zapełnić pół tego wątku tematami, które dla szarego cywila nie będą nigdy zrozumiałe. Chociażby wyjasnień nie było końca. Dodo miała rację pisząc -  są różne etapy rozwoju między dyskutantami - i to się ze sobą ściera 😉. Ale mi się ścierać z tym niekoniecznie moze  chcieć.
Kiedyś jeszcze miałam siłę aby rozmawiać, starać sie rozumieć... dzisiaj olewam. Zamykam sie w swoim świecie i nikogo tam nie wpuszczam.


Taniu
Masz racje. Akurat tak się złożyło, że mam jedną życiową niedomknietą sprawę którą ostatnio  po 10 latach ( sic!)przemyślałam. Efekt taki, że szlag mnie jasny trafia. Czasu nie cofne, nie porozmawiam już  nigdy z tym kimś poniekąd bardzo ważnym w moim życiu,  aby oczyścić atmosferę. A jako 17 latka nie mogłam rozumieć spraw które wydawały mi się oczywiste a dzisiaj takimi nie są. Jednak dla mnie jest to tylko wyjątek potwierdzający moją regułę.
Mnie uczono- im mniej o tobie wiedza tym lepiej śpisz. Dlatego odpuszczam. Nie mam siły. Nie mam chęci.
Jestem na etapie- nie marnuj swojego cennego czasu.

O...jaka znośna  dziś pogoda hehe  😉
Tania, dokładnie na ten temat jest najnowszy tom dodatku psychologicznego Polityki w tym miesiącu! O ten:
http://sklep.polityka.pl/catalog/partdetail.aspx?partno=W1307000
Kup sobie koniecznie, bo jest w nim mnóstwo bardzo dobrych (i merytorycznie i formalnie) artykułów.

U siebie zauważyłam, że im bardziej mi na czyimś szczęściu (oczywiście przeze mnie subiektywnie pojmowanym) zależy, tym trudniej mi spojrzeć jego oczami. Z obcymi ludźmi, luźnymi znajomymi - już coraz łatwiej, podchodzę z ciekawością i porównuję sobie jak tam u kogo to samo wygląda. Ale jak jakieś emocje wchodzą do gry - klapki na oczach, konflikt, wojna. Strasznie trudno to pokonać.
Tak samo mam przykład swój, ja mama 2 dzieci, koleżanki bezdzietne i one dziwią się, że ja jestem spełniona jako matka, że jestem najszczęśliwsza kiedy mogę spędzać z nimi całe dnie i że praca to coś nie dla mnie, bo po prostu lubię być "kurą domową". No lubię sprzątać, gotować, zajmować się dziećmi, być cały czas z moją ukochaną rodzinką.

a najlepsze są teorie dennych osób typu "ma męża górnika, który zarabia na leniwą żonkę, bo nie chce się iść jej do pracy"  😉
Do pracy wrócę na pewno, ale jak skończę karmić i synuś będzie miał ponad rok. Niestety nie będę w tej pracy szczęśliwa, jaka by ona nie była złota.


Dokładnie! Większość moich znajomych nie rozumie że ja nie potrzebuje spełniać się w pracy i robić kariery. Dla nich to nie pojęte. A dla mnie praca to zło konieczne. Będę chora jak będę zmuszona wrócić do pracy. I zmusi mnie do tego tylko i wyłącznie sytuacja finansowa, nie inna.
A ja tak od siebie  jeszcze skromnie dodam - Dla mnie heroizmem jest szukać zrozumienia u innych osób.
Bo jeszcze powiedzmy jak ja staram się pojąć dlaczego ludzie żyją tak a nie inaczej, tak w drugą stronę ciężko znaleść jakąkolwiek aprobatę czy empatię.  😉
U siebie zauważyłam, że im bardziej mi na czyimś szczęściu (oczywiście przeze mnie subiektywnie pojmowanym) zależy, tym trudniej mi spojrzeć jego oczami. Z obcymi ludźmi, luźnymi znajomymi - już coraz łatwiej, podchodzę z ciekawością i porównuję sobie jak tam u kogo to samo wygląda. Ale jak jakieś emocje wchodzą do gry - klapki na oczach, konflikt, wojna. Strasznie trudno to pokonać.


Mam tak samo. Nie umiem przyjąć do wiadomości czasami, że dla drugiego człowieka pod pojęciem "szczęście i spełnienie" kryje się coś zupełnie innego, niż u mnie.
Wydaje mi się, że nie da się znaleźć na tyle siły w sobie by pojąć punkt drugiej strony. Można próbować zrozumieć argumenty, można tolerować cudze poglądy ale trudno wyrzec się własnych.

Dokładnie! Większość moich znajomych nie rozumie że ja nie potrzebuje spełniać się w pracy i robić kariery. Dla nich to nie pojęte. A dla mnie praca to zło konieczne. Będę chora jak będę zmuszona wrócić do pracy. I zmusi mnie do tego tylko i wyłącznie sytuacja finansowa, nie inna.


No jak to nie chcesz, leniwa jesteś i tyle! No, bo przecież w domu nic nie robisz!!!  😁 żerujesz tylko na mężu  😉
Ja tam rozumiem osoby, które lubią chodzić do pracy, spełniają się i uwielbiają się rozwijać, to czemu ktoś nie potrafi zrozumieć, że ja uwielbiam czas spędzony w domu z dziećmi?? Do pracy wrócę to jest pewne, ale nie wiem kiedy. Pieniędzy nam nie brakuje i możemy sobie pozwolić, bym siedziała z dziećmi, jednak ja chcę im przychylić gwiazdki z nieba, więc do pracy wrócić będę chciała, by im te gwiazdki ofiarować  😉
Wydaje mi się, że nie da się znaleźć na tyle siły w sobie by pojąć punkt drugiej strony. Można próbować zrozumieć argumenty, można tolerować cudze poglądy ale trudno wyrzec się własnych.

Właśnie to odkryłam. Jak trudno własny pogląd ruszyć na milimetr. I to bez gwarancji, że druga strona też ruszy.
Niedawno, ktoś z boku, mnie polał zimną wodą zdaniem o bliskiej mi osobie:
- Bo on nie jest taki jak ty! Jest INNY. Daj mu czas na zrobienie po swojemu.
Dałam, telepiąc się ze złości. I nagle pojawiła się przestrzeń dla kompromisu i współpracy. Wyobraziłam sobie, że jesteśmy końmi.
I pomogło. Hi!Hi! Zimnokrwisty i gorącokrwisty.Odkryłam, że to ja mam nawyk robienia kilku rzeczy jednocześnie, bo od lat tak pracuję i nawet nie zauważam. A ktoś inny, kto nie musiał tego robić, po prostu nie umie tak. Musi jedną rzecz po drugiej. A moje popędzanie tylko robi zamęt. I teraz , zgrzytam zębami, ale się dostosowuję.
[quote author=Dodofon link=topic=92285.msg1866590#msg1866590 date=1378285070]
(...)
dla Ciebie Taniu 10h pracy, wstawanie o 6 jest normalne - dla kogoś innego to szok...

No tak, ale akurat u mnie się przekładało na konkrety. Bo było coś dodatkowego do zrobienia we wspólnej sprawie ( z nauczycielką)
i ona uważała, że należy podzielić obowiązki po równo. Bo obie pracujemy i obie mamy ( w domyśle) tyle wolnego i sił.
A mnie inaczej to wyszło z wyliczeń. I nauczycielka była mocno urażona. No i ja też.
[/quote]

ale rozwalmy to na częsci pierwsze = macie wspólną sprawę do zrobienia i Nauczycielka uważa że powinnyście zrobić to po połowie - obowiązki podzielić po równo
i ja się z nią zgadzam - dlaczego ona ma coś robić za Ciebie? dlatego, że ma wolny czas? ona MOŻE zrobić więcej - ale to jest jej wola - a nie obowiązek,
tak to rozumiem - skoro ułożyła sobie życie tak, że ma pracę i ma czas - to jej sprawa
- tak samo Ty - skoro ułożyłaś życie tak że tago czasu jest mniej = to też twoja sprawa, ale zwalanie na kogoś więcej bo "ma czas" jest dla mnie nie halo
Ja się zgodzę z Dodofon. Miałam taką sytuację na studiach - praca w grupie, równy podział, ustalony termin, kto, co i kiedy ma dosłać. Ja latawiec to tu to tam, wykłady odwiedzałam, z rzadka, ale terminów NIE zawalałam. Wszystko co obiecałam robić, robiłam.
Niestety koleżanki z grupy widząc kolejny zagraniczny wyjazd w ciągu miesiąca zarzuciły mnie oskarżeniami o niezaangażowaniu. Oh really  🤔wirek: ?
A to przecież ich problem, ja ze swoich obowiązków się wywiązałam, a że umiem sobie lepiej czas ogarniać (mam taką możliwość) ? Ale oberwałam, bo tak  😵 Bo skoro dużo robię poza uczelnią oznacza, że jestem niezaangażowana  😎
(...)zwalanie na kogoś więcej bo "ma czas" jest dla mnie nie halo

I do tego wniosku można dojść, jedynie patrząc nie swoimi oczami. W tym wypadku, Twoimi. Masz rację.
p.s
A swoimi (czerwono świecącymi) popatrzę na wkład finansowy i też go na pół równo podzielę.  😉
[quote author=Dodofon link=topic=92285.msg1866901#msg1866901 date=1378301673]
(...)zwalanie na kogoś więcej bo "ma czas" jest dla mnie nie halo

I do tego wniosku można dojść, jedynie patrząc nie swoimi oczami. W tym wypadku, Twoimi. Masz rację.
p.s
A swoimi (czerwono świecącymi) popatrzę na wkład finansowy i też go na pół równo podzielę.  😉
[/quote]

No, ale skoro nauczycielka stwierdziła, ze należy podzielić obowiązki po równo - to oczywiste ze poniesione koszty rownież.
Jak równo to równo przecież.
Gdybyś napisała: ja dam 2h czasu i 100 zł, a ona 4h czasu i 40 zł, i ona sie na to nie godzi, bo ja mam dać 100 zł i tez 4h czasu = to poparłabym Twój punkt widzenia. A skoro kasy wymagała wiecej od Ciebie ("bo Cie stac a ja jestem nauczycielką"😉 to niesprąiedliwe.
Mały przerywnik, w temacie. Szukałam pralki i grzebałam w necie. I oto ktoś pisze, że funkcja opóźnienia startu przecież NIKOMU jest nieprzydatna. Bo przecież pralkę wyłącza się z prądu wychodząc z domu, idąc spać, ba! po każdym użyciu - żeby... nie zalać sąsiadów.
Eee? Niemal nigdy nie miałam "sąsiadów do zalania" za to możliwość np. wstrzelenia się w II taryfę bywa cenna 🙂, czy choćby zakończenia prania tak, żeby od razu wyjąć. Czuwać przy pralce?

Nagle pojęłam, jak różne od mojego życie ma ta osoba. Ona NIE mogła dojść do innych wniosków niż doszła.

I do razu przypomniała mi się rozpacz synka w przedszkolu, gdy został oskarżony o lenistwo, bo na rysunkowy temat "co robią nasi sąsiedzi" przyniósł... pustą kartkę (widocznie narysowanie koni przerosło jego możliwości 🙂😉 A Wszystkie rysunki innych dzieci były pełne bloków-pudełek i jakichś a la sylwetek w okienkach 🙂 Pani nie mieściło się w głowie, że można (ludzkich) sąsiadów NIE MIEĆ.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się